piątek, 29 kwietnia 2011

Maria Bojarska – „Mieczysława Ćwiklińska”








Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Warszawa 1988




Muszę przyznać, że zanim przystąpiłam do pisania tej recenzji, czułam lekki niepokój. Ponieważ mam ogromny szacunek zarówno do postaci Mieczysławy Ćwiklińskiej, jak i książki, którą wreszcie udało mi się przeczytać, swoją recenzję rozpocznę od słów Józefa Szczublewskiego, który skomentował biografię aktorki tak: Pasjonująca opowieść o aktorce, która przez cały początek swej kariery z uporem nie doceniała głównych swych uzdolnień, sukcesy w farsie i sukcesy śpiewania w operetkach chciała zamienić na sukcesy śpiewaczki operowej, marzyła o karierze operowej na wielkich scenach świata, i to wcale nie w partiach komicznych, lecz w partiach lirycznych i dramatycznych. Dla tego wysokiego celu miała odwagę zerwać z całym swoim dorobkiem scenicznym pierwszych lat w Warszawie i dobijać się o prawo występów operowych w Berlinie czy w Paryżu. Opowieść o komediantce, którą angażowano jako magnes kasowy do kilkudziesięciu polskich filmów między wojnami, unikano jej zaś w obsadach filmów po drugiej wojnie. Opowieść o największej polskiej komiczce, która rekord swej popularności ustanowiła pod koniec życia w najzwyklejszym melodramacie, gdzie odrzuciła całą swą przeszłość komizmu.

Wydawać by się mogło, że praktycznie w tych kilku zdaniach Józef Szczublewski zawarł wszystko to, co najistotniejsze, jeśli chodzi o biografię Mieczysławy Ćwiklińskiej. Otóż to tylko złudzenie. Postać tej przedwojennej aktorki jest tak barwna, że można o niej pisać w nieskończoność. Muszę przyznać, że już od dłuższego czasu chodziła za mną jej biografia i wreszcie zdobyłam się na odwagę i przeczytałam ją od deski do deski. Dlaczego na odwagę? Ponieważ jest to książka trudna i należy ją czytać w pełnym skupieniu. Jeśli myśli nam się gdzieś rozproszą, to wtedy nie będziemy nic z tego wiedzieli. A szkoda by było, gdyż jest to naprawdę wartościowa pozycja, przeznaczona przede wszystkim dla tych, którzy naprawdę czują się dobrze w klimacie przedwojennego kina.

Kiedy przyszłam na świat Mieczysława Ćwiklińska nie żyła już od sześciu lat i gdyby nie kultowy program pod tytułem W starym kinie emitowany swego czasu w programie pierwszym TVP, z całą pewnością nie miałabym pojęcia, kim tak naprawdę była Mietuchna, Żelazna Miecia, Ćwikła czy Pulpietuszek. Jej przydomki zmieniały się wraz z upływem lat. Pulpietuszek pochodzi jeszcze z jej dzieciństwa, gdyż aktorka jako mała dziewczynka była bardzo pulchniutkim dzieckiem. Mietuchną stała się dla przyjaciół. Żelazną Miecią nazywano ją dlatego, że nigdy się nie poddawała, była niezwykle uparta w swoich dążeniach do celu. Natomiast Ćwikłą została nazwana przez oddaną publiczność oraz niektórych recenzentów.

Biografia Ćwiklińskiej to książka, którą czytałam chyba najdłużej, bo ponad tydzień. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, nawet jeśli nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie. Stało się tak dlatego, że już po kilku stronach stwierdziłam, że książki tej nie można czytać szybko, bo po prostu jest to niewykonalne. Tak, jak napisałam wyżej, jest to pozycja, którą należy czytać w skupieniu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miałam do czynienia z bohaterką, która istniała naprawdę. Nie została wymyślona przez autora, więc nie była to fikcja literacka. Tego właśnie było mi trzeba. Takiej odskoczni od fikcji. Wreszcie chciałam poczytać o czymś realnym. Jedna z moich czytelniczek bardzo często uświadamia mi, że książki czyta się po to, żeby czegoś pożytecznego się z nich dowiedzieć. I chyba ma rację. Z fikcji literackiej nie zawsze możemy dowiedzieć się czegoś pożytecznego, choć pisarze starają się jak mogą umieszczać swoich bohaterów w miejscach, które naprawdę istnieją. Niemniej, w dalszym ciągu jest to tylko fikcja. A tutaj ani jedno zdanie nie było wirtualne, choć z drugiej strony pojawiają się też przekłamania wynikające nie tyle z braku wiedzy Marii Bojarskiej, co z cenzury, która obowiązywała w chwili, gdy tę książkę wydawano.

Nigdy wcześniej nie czytałam żadnej publikacji Marii Bojarskiej. Znałam ją jedynie jako długoletnią partnerkę życiową wspaniałego, niestety już nieżyjącego aktora, Tadeusza Łomnickiego, którego biografię również napisała (zamierzam ją przeczytać w niedługim czasie). W tej książce pani Bojarska naprawdę wiernie oddała klimat przedwojennej Polski, a szczególnie przedwojennego kina i teatru. Posłużyła się szeregiem recenzji teatralnych i filmowych napisanych przez ówczesne sławy polskiego świata kultury. Jak gdyby tego było mało, w książce można znaleźć ogrom wspaniałych fotografii nie tylko Mieczysławy Ćwiklińskiej, ale także wybitnych aktorów, którzy wówczas z nią pracowali. Biografia jest napisana zupełnie innym językiem, aniżeli pisze się powieści, które z reguły są lekkie i zrozumiałe nawet, jeśli na chwilę odpłyniemy gdzieś myślami. Czytając Mieczysławę Ćwiklińską dowiedziałam się, że naprawdę był to tylko jej pseudonim. W rzeczywistości nazywała się Mieczysława Trapszo i pochodziła z rodu aktorskiego. Nie chcę tutaj zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo wtedy mało kto sięgnie po tę pozycję. Mogę tylko napisać, że życie przełomu XIX i XX wieku diametralnie różniło się od tego, jakie obserwujemy obecnie.

W niektórych momentach biografia naprawdę wzrusza. Szczególnie dzieje się tak pod koniec życia aktorki. Pamiętajmy, że zmarła mając ponad dziewięćdziesiąt lat i do końca swoich dni była czynną aktorką. Mówiono o niej, że jest najstarszą czynną aktorką świata. Jeszcze rok przed śmiercią miała na tyle sił, aby odbyć wyczerpujące tournée po Stanach Zjednoczonych. Podczas czytania, były również i takie chwile, kiedy uśmiechałam się do siebie, bo nie wiem czy wiecie, ale Mieczysława Ćwiklińska słynęła z nieprzeciętnego poczucia humoru. I właśnie to specyficzne poczucie humoru Maria Bojarska wiernie oddała na kartach biografii aktorki. Czasami miałam wrażenie, że przenoszę się w czasie o jakieś sto lat wstecz. Jednego, czego mi brakowało w tej książce, to tego, że jest w niej zbyt mało informacji na temat prywatnego życia aktorki. Skupiono się tutaj w głównej mierze na jej życiu zawodowym. Jednak ten element nie zaważył w żaden sposób na mojej ocenie.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz