sobota, 29 kwietnia 2017

Nora Roberts – „Zamek Calhounów. Rodzinne szmaragdy” # 2












Wydawnictwo: HARLEQUIN ENTERPRISES
Warszawa 2006
Tytuł oryginału: For the Love of Lilah 
& Suzanna’s Surrender  
Przekład: Alina Patkowska




Mury rezydencji Towers kryją w sobie naprawdę wiele. To one przed osiemdziesięciu laty były świadkami tragedii, jaka rozegrała się w posiadłości. Gdyby potrafiły mówić, wówczas na pewno opowiedziałyby o tym, jak bardzo cierpiała ówczesna pani na zamku, Bianca Calhoun, która nieszczęśliwie wyszła za mąż za tyrana, pragnącego jedynie pomnażać swój majątek. Trzeba bowiem przyznać, że Fergus Calhoun dopiął swego i spełnił marzenie, które spędzało mu sen z powiek przez wiele lat. Pragnął zostać bogatym właścicielem ziemskim i tak się stało. W swoim dążeniu do celu nie brał jednak pod uwagę tego, że przy okazji krzywdzi ludzi, którzy go otaczają i którzy są mu najbliżsi. Każdego dnia tyranizował swoją piękną żonę i niewinne dzieci pragnące jedynie żyć tak, jak robią to ich rówieśnicy. Można więc śmiało rzec, że ojciec odebrał im dzieciństwo i zastraszył tak bardzo, że w pewnym momencie zapomniały o tym, że przecież mogą być szczęśliwe.

Historia nieszczęśliwego życia Bianki Calhoun wcale nie skończyła się w chwili jej tragicznej śmierci. Mury zamku znów ożywają i próbują przekazać potomkom Bianki i Fergusa to, o czym zapomniano na długie lata. W amerykańskim miasteczku Bar Harbor panuje wielkie poruszenie, bo oto do prasy przedostała się informacja o rzekomych szmaragdach wartych fortunę, których właścicielką była Bianca Calhoun. Te cenne klejnoty kobieta otrzymała od swojego męża jako zapłatę za to, że urodziła mu dziedzica. Nieważne, że przed chłopcem na świat przyszła dziewczynka. To Ethan liczył się najbardziej. Nawet młodszy syn nie był już tak bardzo hołubiony przez ojca. Niestety, w chwili śmierci Bianki w 1913 roku zniknęły również szmaragdy i przez długie osiemdziesiąt lat nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, gdzie się podziały i gdzie należałoby ich szukać. Dopiero cztery prawnuczki Bianki i Fergusa na czele z ekscentryczną ciotką o imieniu Coco rozpoczynają poszukiwania klejnotów.

Wydanie z 2012 roku
Wyd. HarperCollins Polska
tłum. Alina Patkowska
Jak wspomniałam wyżej, wieść o szmaragdach przedostaje się do mediów, więc nie dziwi fakt, że budzą one powszechne zainteresowanie, szczególnie wśród tych, którzy chcieliby się wzbogacić tanim kosztem. Są więc tacy, którzy już kalkulują, ile tak naprawdę warte są klejnoty i ile będą mogli na nich zarobić. Najpierw trzeba jednak je zdobyć, a to nie jest już takie proste. Tak więc przestępcy wciąż kombinują, co by tu zrobić, aby wejść w posiadanie szmaragdów Calhounów. Dochodzi nawet do tego, że padają strzały, a jedna z sióstr chyba tylko cudem uchodzi z życiem. Lecz na tym nie koniec. Okazuje się, że tak naprawdę jest to dopiero początek walki nie tylko o uratowanie zamku, który zdążył popaść w ruinę, ale także klejnotów, które jednocześnie są drogą ku poznaniu prawdy o małżeństwie Bianki i Fergusa, a także o tajemniczych okolicznościach śmierci kobiety.




Lilah vel Szmaragdowy sen
(tytuł oryginału: For the Love of Lilah)


Lilah Calhoun to kobieta obdarzona nieprzeciętnymi zdolnościami. Możliwe, że odziedziczyła je po ciotce Coco, która przecież od wielu lat interesuje się światem nadprzyrodzonym, często organizując nawet seanse spirytystyczne. Oczywiście nie do każdego ta forma kontaktu z duchami przemawia, ale Coco jest tak bardzo przekonująca w swym działaniu, że nawet największy przeciwnik seansów w końcu ustępuje i bierze w nich udział. Lilah nie organizuje seansów, ani też nie rozmawia z duchami, ale potrafi świetnie odczytywać aurę ludzi, z którymi styka ją los. Dziewczyna wie, kto jest dobrym, a kto złym człowiekiem. To bardzo pomaga jej w podejmowaniu decyzji, a w dodatku wie, komu powinna ufać, a komu nie.

Wydanie z 2001 roku
Wyd. HARLEQUIN
tłum. Alina Patkowska
Oprócz powyższej zdolności, Lilah przeczuwa również nadejście sytuacji kryzysowych albo wręcz nieszczęść. Panna Calhoun jakimś wewnętrznym i tylko jej znanym głosem potrafi przewidzieć, że zbliża się coś złego i dlatego czasami jest w stanie zapobiec tragedii. Tak więc pewnego wieczoru dziewczyna wyraźnie czuje niepokój. Jej stan nie ma bynajmniej związku ze zbliżającą się burzą. To coś znacznie więcej. Pomimo grzmotów i błyskawic udaje się zatem na plażę, ponieważ czuje, że to właśnie tam rozegra się jakiś dramat. Oczywiście ma rację. W pewnym momencie dziewczyna widzi, jak za burtę statku wypada ciało. Okazuje się, że to mężczyzna, któremu należy natychmiast pośpieszyć z pomocą. Przynajmniej tak wewnętrznie czuje Lilah. Oczywiście kobieta nie waha się ani sekundy. Ostatecznie holuje mężczyznę do brzegu, a potem wzywa na pomoc swojego szwagra i przyszłego męża Amandy, o której była mowa w Rezydencji.

Kiedy już nieznajomy mężczyzna jest na tyle silny, że można nawiązać z nim kontakt, okazuje się, że to niejaki Max Quartermain. To naukowiec, który został wynajęty do zbadania dokumentów ukradzionych wcześniej z Towers. Zatrudnił go bandyta, o którym była mowa w poprzedniej części tej historii. Max twierdzi, że podejmując tę pracę nie był niczego świadomy, a o całym przekręcie dowiedział się dopiero, będąc na statku i zajmując się papierami dotyczącymi przeszłości Calhounów. Czy zatem można mu wierzyć? Czy mężczyzna mówi prawdę? A może to jakiś szpieg, którego w rzekomo dramatycznych okolicznościach wysłano do rezydencji, aby tam wkradł się w łaski jej mieszkańców? Ale czy w takiej sytuacji ktoś strzelałby do niego, prawie go zabijając? Trzeba też dodać, że Max jest nieziemsko przystojny, a Lilah też nie jest ze stali. Pomiędzy nimi praktycznie od pierwszej chwili rodzi się uczucie. Tylko czy Lilah może ufać mężczyźnie, skoro wiadomo już, że pracował dla wroga?



Suzanna vel Na zawsze twój
(tytuł oryginału: Suzanna’s Surrender)


Suzanna Calhoun Dumont to czwarta z prawnuczek Bianki i Fergusa. Pomimo że ma dopiero dwadzieścia osiem lat, to jednak życie jej nie oszczędzało. Jako bardzo młoda dziewczyna wyszła za mąż za prawnika nie tylko o nieprzeciętnej sławie, ale także i ambicjach. Dość szybko okazało się, że Baxter ożenił się z nią jedynie dla pieniędzy, a gdy wyszło na jaw, że jednak tego majątku będzie niewiele, wówczas stworzył swojej żonie istne piekło. Nie pomogło nawet to, że urodziła mu dwoje dzieci, w tym syna, co przecież dla mężczyzny takiego, jak Bax nie jest bez znaczenia. Tak więc Suzanna po licznych upokorzeniach postanowiła wreszcie odejść. A zatem zabrała dzieci i to, co uważała, że prawnie jej się należy, i wróciła do Towers. Oczywiście w rezydencji znalazła wszystko to, czego brakowało jej w domu męża w Bostonie, czyli miłość i wsparcie, a także opiekę nad dziećmi. Dopiero po rozwodzie kobieta zaczęła z nadzieją patrzeć w przyszłość. Czy jednak taka sytuacja będzie trwać wiecznie?

Wydanie z 2001 roku
Wyd. HARLEQUIN
tłum. Alina Patkowska
Ponieważ w Towers odbywają się aktywne poszukiwania szmaragdów prababki Bianki, a do całej tej historii zaangażowani zostali już praktycznie wszyscy mieszkańcy posiadłości, Suzanna również musi wnieść swój wkład w to przedsięwzięcie. Szybko okazuje się, że niedaleko rezydencji, w domku tuż przy plaży, mieszka niejaki Holt Bradford. To były policjant, który w pewnym momencie swojego życia uznał, że jeśli dalej będzie tkwił w zawodzie, wówczas albo skończy tak, jak ci, których tropi każdego dnia, albo po prostu ktoś, kiedyś wbije mu nóż w plecy i nie będzie już wtedy dla niego żadnego ratunku. Aby tego uniknąć, mężczyzna postanowił więc zamieszkać w domku swojego nieżyjącego od lat dziadka. Holt był bardzo zżyty z Christianem i stale go wspomina. Często przesiaduje w pracowni dziadka i wyobraża go sobie przy sztalugach, jak ten maluje piękne obrazy, z których można naprawdę wiele wyczytać. Chociaż w chwili śmierci dziadka Holt był dzieckiem, to jednak nie przeszkadza mu to czuć bliskość z najwspanialszą osobą, jaką spotkał w życiu.

Jaki zatem ma być wkład Suzanny w poszukiwanie klejnotów prababki? Otóż Holta Bradforda i Suzannę połączyło niegdyś pewne wydarzenie, lecz potem ta znajomość umarła śmiercią naturalną, a dziewczyna wyszła za mąż za Baxtera. A ponieważ Holt jest wnukiem mężczyzny, z którym Bianka Calhoun rzekomo zdradzała męża, na Suzannę spada obowiązek odnowienia tej znajomości i tym samym zasięgniecia informacji na temat romansu ich przodków. Czy zatem kobiecie uda się przełamać niechęć młodego Bradforda do jej osoby? Czy przeszłe urazy odejdą w niepamięć i dawni znajomi połączą siły, aby wreszcie poznać tajemnicę sprzed osiemdziesięciu lat? Jak bardzo ta sprawa zaważy na ich aktualnych relacjach? Czyżby – ku uciesze ciotki Coco – w powietrzu wisiał kolejny romans, a może nawet i ślub?

Podczas, gdy w Rezydencji czytelnik ma do czynienia z kobietami silnymi i uparcie dążącymi do celu, tak tutaj spotyka bohaterki, z których każda to zupełnie inna osobowość. O Lilah można powiedzieć, że buja w obłokach i jedyne, co ją interesuje to zasypianie o każdej porze i w każdym miejscu. Lecz pomiędzy tymi drzemkami jest również kobietą pracującą i pragnącą miłości. Nie chce jednak wiązać się z byle kim i czeka na tego jedynego, czyli przysłowiowego księcia z bajki. Bardzo aktywnie uczestniczy też w odkrywaniu tajemnicy śmierci Bianki Calhoun, z którą tak naprawdę czuje ogromną więź, szczególnie wtedy, gdy przebywa w wieży, z której wypadła jej prababka, kończąc swoje nieszczęśliwe życie.

Z kolei Suzanna to typowa kobieta z przeszłością. Ponieważ doznała tak wiele krzywd od byłego męża, teraz obawia się wejść w kolejny związek. Jedyną pociechą są dla niej dzieci, które kocha bezgranicznie i na samą myśl, że ktoś mógłby zrobić im coś złego cierpnie jej skóra. Choć nie mówi o tym głośno, to jednak nadal boi się swojego byłego męża. Ona wie, że Bax naprawdę wiele może. Przecież to wpływowy prawnik, który w każdej chwili może pociągnąć za odpowiednie sznurki i wtedy całe jej życie znów zamieni się w koszmar. Dlatego też zapomnienia szuka w ciężkiej pracy. To tam może wyładować całą swoją wściekłość i nie pamiętać o tym, co złe. Wiele wsparcia otrzymuje od rodziny i tych, którzy do tej rodziny weszli lub mają zamiar do niej dołączyć.


Holt Bradford po odejściu z policji zamieszkał w domku niedaleko Towers, 
który niegdyś należał do jego dziadka. Mężczyzna teraz zajmuje się naprawą łodzi,
a Suzanna próbuje sprawić, aby wokół domu było pięknie za sprawą krzewów i kwiatów.
Możliwe, że tak właśnie wyglądałby dom Holta, gdyby wyjąć go z kart powieści. 


Na kartach Rodzinnych szmaragdów pojawia się także dość ciekawa postać, a jest nią najstarsze dziecko Bianki i Fergusa. Kiedy rozgrywa się akcja powieści, czyli są to lata 90. XX wieku, kobieta jest staruszką, lecz to wcale nie oznacza, że pozbawioną zmysłów i logicznego myślenia. Wręcz przeciwnie. Colleen wciąż jest niesamowicie aktywna, a jej cięty język niejednego wyprowadził już z równowagi albo przyprawił o śmiech. Oczywiście wątek kryminalny nadal jest obecny i wygląda na to, że robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Każdy może znaleźć się na celowniku wroga, a chciwość, która za tym stoi sprawia, że życie mieszkańców Towers jest naprawdę zagrożone. Wiele dobrego wnoszą do fabuły również pamiętniki Bianki i Christiana, z których czytelnik dowiaduje się, co tak naprawdę łączyło tych dwojga. Poznaje ich uczucia, a także motywy postępowania. Widzi też, jak bardzo zmieniło się ich życie, kiedy skrzyżowały się ich życiowe drogi.

Rodzinne szmaragdy to wcale nie koniec opowieści o klanie Calhounów. Jest to jedynie zakończenie historii czterech sióstr z Towers. Nora Roberts stworzyła bowiem jeszcze jedną powieść, której fabuła dotyczy jednej z bohaterek pojawiających się na kartach Rodzinnych szmaragdów i o której Autorka wspomina również w Rezydencji. Mowa oczywiście o Pomyślnych wiatrach, gdzie główną bohaterką jest Megan O'Riley, czyli siostra Sloana, który jest mężem Amandy. Ta kobieta również sporo przeszła i ma wiele wspólnego z Suzanną. O tym jednak opowiem za jakiś czas. 







piątek, 28 kwietnia 2017

Niezwykła saga rodzinna z Nową Hutą w tle








Edyta Świętek to autorka powieści obyczajowych adresowanych głównie do kobiet, choć zapewne wśród czytelników jej prozy nie brak również mężczyzn. Urodziła się i wychowała w Krakowie. Z wykształcenia jest ekonomistką, natomiast powieści pisze z zamiłowania. Jej największym marzeniem jest kreowanie takich historii, które sama czytałaby z przyjemnością. Uwielbia aktywny wypoczynek, czyli długie rodzinne spacery oraz bieganie. Oprócz literatury, jej pasją są dobra muzyka i zwierzęta.

W 2010 roku zadebiutowała powieścią zatytułowaną Zerwane więzi. W tym samym roku na rynku wydawniczym ukazała się druga jej książka nosząca tytuł Aleter ego. Od tamtej pory Autorka publikuje regularnie. Większość jej powieści ukazało się nakładem wydawnictwa Replika. Wśród nich znajdują się między innymi takie tytuły, jak: Cienie przeszłości (2014), Tam, gdzie rodzi się miłość (2015), Tam, gdzie rodzi się zazdrość (2015), Noc Perseidów (2016), Wszystkie kształty uczuć (2016) czy Miód na serce (2016).

W bieżącym roku do rąk czytelników trafił pierwszy tom niezwykłej sagi rodzinnej z Nową Hutą w tle. Saga nosi tytuł Spacer Aleją Róż. To pięciotomowa historia rodziny Szymczaków pochodzących z podkrakowskiej wsi. Akcja rozpoczyna się tuż po wojnie, kiedy Polska powoli zaczyna odradzać się po wojennej zawierusze. Niestety, upragniona wolność wcale nie wygląda tak, jak tego oczekiwano. Nowy okupant – komuniści – stara się robić wszystko, aby pokazać Polakom, gdzie ich miejsce i czego oczekuje od nich władza. Szymczakowie muszą zatem każdego dnia stawiać czoło trudnej rzeczywistości, szczególnie że ich życie zmienia się diametralnie z dnia na dzień. Teraz już nie tylko władza jest zagrożeniem, ale również sąsiedzi, którzy jeszcze tak niedawno ich podziwiali i rzekomo szanowali.

W przyszłym miesiącu planowana jest premiera drugiego tomu sagi. A oto krótki zarys fabuły:

Dynamicznie wzrastająca najmłodsza dzielnica Krakowa ciągle jeszcze przypomina miasto rodem z dzikiego zachodu. Pomiędzy nowymi domami, przeludnionymi barakami i terenami budowlanymi kwitnie hazard, a sprawiedliwość bywa wymierzana na własną rękę. Za dnia wznoszone są domy, kina, szpital oraz szkoły, natomiast nocami w mrocznych zaułkach czają się przestępcy oraz prostytutki. Nad głowami mieszkańców, niczym mityczny miecz Damoklesa, wisi groźba wybuchu kolejnej wojny. Oto Nowa Huta lat 50. XX wieku – siedlisko socrealistycznego absurdu, w którym rozrastająca się rodzina Szymczaków poszukuje swojego miejsca w świecie. 
Bronek nie może odnaleźć szczęścia w małżeństwie i wciąż tęskni za Bogumiłą. Do miasta przyjeżdża Andrzej, aby z dala od Pawlic uporać się z rozpaczą po tragicznie zmarłej Agacie. Julia z przestrachem odkrywa, że jest obserwowana przez tajemniczego mężczyznę o podejrzanym wyglądzie. W dodatku pewnego dnia na nowohuckich łąkach robotnicy natrafiają na makabryczne znalezisko… 
Autorka poczytnych powieści w brawurowy sposób serwuje osadzoną w realiach wczesnego PRL-u historię rodzinną ze zbrodnią i zemstą w tle.

Na okładce książkę poleca między innymi pisarka i recenzentka Magdalena Majcher. Oto co pisze na jej temat:

Rodzina Szymczaków powraca w powieści będącej kontynuacją równie udaną, co pierwszy tom ich przygód. Edyta Świętek sprostała oczekiwaniom, jakie pojawiły się po lekturze „Cienia burzowych chmur”. W ręce czytelników oddaje kolejną dopracowaną i zachwycającą rozmachem opowieść z intrygującymi zagadkami w tle. Serdecznie polecam!


Oficjalna premiera Łąk kwitnących purpurą odbędzie się:

23 maja 2017 roku


Książka ukaże się pod patronatem medialnym między innymi mojego bloga. Tak więc już dziś serdecznie zapraszam na recenzję przedpremierową drugiego tomu Spaceru Aleją Róż.



















środa, 26 kwietnia 2017

To historia, którą chciałam napisać od lat...







ROZMOWA Z MARGARET LEROY



Margaret Leroy to brytyjska powieściopisarka. Jako dziecko napisała wielowątkową opowieść z gatunku fantasy, lecz nigdy nikomu jej nie pokazała. Przestała pisać, kiedy miała około dwunastu lat, i trwało to do chwili, gdy skończyła dwadzieścia pięć lat. Podjęła naukę na Oksfordzie, aby studiować tam muzykę. Mając dwadzieścia kilka lat zajmowała się wieloma rzeczami, takimi jak muzykoterapia, zabawa z dziećmi niepełnosprawnymi, praca w sklepie z zabawkami, nauczanie. Wreszcie znalazła zatrudnienie jako pracownik socjalny. Najpierw tworzyła literaturę faktu oraz napisała książkę dla dzieci. Jej pierwsza powieść zatytułowana „Trust” została wydana w 1999 roku. Książka doczekała się brytyjskiej adaptacji telewizyjnej, do której scenariusz napisał Matthew Hall, zaś film nosi tytuł „Loving You”, a jego premiera odbyła się w 2003 roku. Potem napisała powieść „Postcards From Berlin” (2003), którą wydano także pod tytułem „The Perfect Mother”. W 2005 roku opublikowała kolejną książkę zatytułowaną „The River House”. W Polsce możemy przeczytać dwie powieści Margaret Leroy: „Kolaborantka” i „Fräulein Angielka”, które zostały wydane przez wydawnictwo Gola.




Agnes A. Rose: Margaret, bardzo ciepło witam Cię na moim blogu i dziękuję, że znalazłaś czas, aby dziś ze mną porozmawiać. Ponieważ ostatnio przeczytałam Twoją książkę zatytułowaną „Kolaborantka”, chciałabym zacząć naszą rozmowę właśnie od niej. Główną bohaterką tej opowieści jest Vivienne de la Mare, która wplątuje się w zakazany romans z oficerem SS. To bardzo kontrowersyjne. Czy mogłabyś nam powiedzieć, co zmotywowało Cię do stworzenia tej historii?

Margaret Leroy: To historia, którą chciałam napisać od lat, odkąd po raz pierwszy usłyszałam o okupacji Wysp Normandzkich przez Niemców podczas drugiej wojny światowej. To był nieodkryty kawałek historii i pomyślałam, że będzie to wspaniałe miejsce na opowieść. Nie czułam jednak, że nadeszła właściwa chwila, dopóki nie napisałam już pięciu współczesnych powieści: byłam naprawdę zdenerwowana, pisząc swoją pierwszą powieść historyczną!

AAR: Czy podczas kreowania historii Vivienne i Gunthera nie obawiałaś się, że wzbudzisz negatywne emocje zarówno wśród czytelników, jak i u krytyków?

ML: Tak naprawdę chyba nie myślę o krytykach podczas pisania powieści – skupiam się jedynie na historii, którą chcę opowiedzieć. Dla mnie okupacja była czymś interesującym, o czym mogłabym napisać, ponieważ ludzie w codziennym życiu stawiali czoło bardzo trudnym dylematom, podczas gdy mieszkali obok wroga. Interesowała mnie moralna złożoność sytuacji, z jaką musiała zmierzyć się moja bohaterka i mam nadzieję, że ludzie będą stać po jej stronie, kiedy będą czytać tę historię.

AAR: Wszyscy wiemy, że kobiety, które bratały się z wrogiem były karane nie tylko podczas drugiej wojny światowej, ale także po wojnie. Wspominasz także o tym w swojej powieści. Czy sądzisz, że Vivienne również zasługiwałaby na taką karę? Przecież ona poniekąd kocha tego niemieckiego oficera, a poza tym spotyka się z nim, aby zapewnić jedzenie swojej rodzinie, kiedy jej męża nie ma w domu.

ML: W rzeczywistości kobiety, które sypiały z wrogiem nie były karane w ten sposób na Guernsey, lecz niektóre ponosiły karę na Jersey, jednej z innych Wysp Normandzkich. To był jeden z powodów, dla których zdecydowałam się na Guernsey jako miejsce akcji, gdyż nie to było zasadniczą częścią historii, którą chciałam opowiedzieć. Jeśli chodzi o to, czy zasłużyła na taką karę, to chyba w tym wypadku czytelnik sam zdecyduje!

AAR: Podczas czytania „Kolaborantki”, odniosłam wrażenie, że teściowa Vivienne również jest bardzo ważną postacią tej historii. Pomimo tego, że żyje w swoim własnym świecie, to jednak w pewien sposób rozumie realia, które ją otaczają. Czy miałaś jakieś trudności z wykreowaniem tej bohaterki?

ML: Myślę, że masz absolutną rację w tym, co mówisz. Ona jest osobą, której umysł zaczyna iść własną drogą, lecz czasami widzi pewne rzeczy w swoim sercu. Pracowałam jako pracownik socjalny zajmujący się zdrowiem psychicznym, co okazało się pomocne przy tworzeniu tej bohaterki – w pewien sposób rozumiałam, jak zachowuje się osoba cierpiąca na demencję i jak komunikuje się z otoczeniem. Lubię kreować postacie, które mogą wydawać się dziwne lub inne, ale które posiadają swoją własną mądrość.

AAR: Dlaczego jako miejsce akcji swojej książki wybrałaś Guernsey?

Wydawnictwo GOLA (2013)
tłum. Anna Wojtaszczyk
& Olga Wojtaszczyk
ML: Zanim napisałam książkę, udałam się w podróż badawczą na Guernsey, ponieważ wiedziałam, że nie mogę napisać książki, jeśli nie pokocham tego miejsca. Byłam zachwycona. Choć wyspa jest dość mała, to jednak łatwo było zostawić za sobą zatłoczone miejsca i udać się na poszukiwanie spokojnego miejsca, jakim były głębokie uliczki St Pierre du Bois, gdzie zdecydowałam się umieścić życie Vivienne. Nawet wybrałam konkretny dom, gdzie mogłam wyobrazić sobie jej życie. Uważam, że to ogromna pomoc w pisaniu, jeśli dokładnie widzę coś oczami swojego umysłu. I kiedy raz stworzyłam tamten świat, to zawsze odczuwałam radość, wracając do niego za każdym razem, gdy siadałam do pisania.  

AAR: Twoją drugą książką, którą możemy przeczytać w języku polskim jest „Fräulein Angielka”. To historia o siedemnastoletniej dziewczynie, która dostaje szansę na to, aby studiować w Wyższej Szkole Muzyki i Sztuki Dramatycznej w Wiedniu. Przedwojenny Wiedeń jest bardzo piękny i robi na Stelli Whittaker niesamowite wrażenie. Co sprawiło, że zdecydowałaś się napisać tego rodzaju książkę? Jej fabuła również skupia się na drugiej wojnie światowej.

ML: Odwiedziłam Wiedeń, kiedy miałam dwadzieścia kilka lat i okazało się, że to niesamowite miejsce. Jeśli chodzi o kulturę, to jest ona niezwykle bogata: mieszkał tam Freud i tak wielu sławnych muzyków – Beethoven, Schubert, Mozart. Wspaniałe są też kawiarnie! Wybrałam lata 30. XX wieku, ponieważ lata tuż przed wybuchem wojny są fascynujące – ludzie mogą już odczuwać, co się wydarzy, lecz nie potrafią tego zatrzymać.

AAR: A teraz, proszę, porozmawiajmy o Twoim debiucie. Na Twojej stronie internetowej przeczytałam, że Twoja pierwsza książka zatytułowana „Trust” dotyczy oskarżenia o molestowanie seksualne. To jest bardzo poważny problem. Czy mogłabyś powiedzieć nam coś więcej o tej powieści?

ML: Kiedy ją pisałam, byłam pracownikiem opieki społecznej, a jądrem tej opowieści jest coś, co przydarzyło się niektórym ludziom, których poznałam. Historia ta opowiedziana jest z punktu widzenia kobiety, Chloe: jej kochanek jest psychologiem dziecięcym, który ma postawiony zarzut seksualnego molestowania dziecka. Wyjątkowo trudny problem, z którym kobieta się spotyka polega na tym, czy uwierzyć jemu, gdy twierdzi, że zarzut jest fałszywy. Czy powinna mu ufać?

AAR: Co sprawiło, że powieść „Trust” została adaptowana na brytyjski film telewizyjny? Czy pamiętasz co czułaś, kiedy się o tym dowiedziałaś?

ML: Byłam bardzo podniecona! Niezwykle ekscytujące było to, że mogłam zobaczyć swoją historię na ekranie, a oni zrobili naprawdę piękną robotę. Dziwne było myśleć, że pewnego dnia wpadłam na pomysł, aby napisać tę historię, a teraz stała się ona dramatem telewizyjnym, który zobaczyło osiem milionów ludzi.

AAR: Co motywuje Cię do pisania o tak trudnych problemach życiowych?

Wydawnictwo GOLA (2014)
tłum. Anna Wojtaszczyk
& Olga Wojtaszczyk
ML: Moją pierwszą myślą było stwierdzenie, że to z powodu moich doświadczeń jako pracownika socjalnego. Ale sądzę, że odpowiedź jest bardziej skomplikowana – być może ciągnęło mnie do pracy socjalnej z tego samego powodu, z którego ciągnie mnie do pisania o trudnych problemach życiowych! Myślę, że zawsze intrygowała mnie ciemniejsza strona ludzkiej natury i zawsze chciałam zrozumieć, dlaczego ludzie zachowują się tak a nie inaczej. Oczywiście wiele historii dotyczy trudnych problemów: musisz wtedy umieścić swoje postacie w ekstremalnych sytuacjach i zobaczyć jak reagują.

AAR: Zanim opublikowałaś „Trust”, zajmowałaś się literaturą faktu i napisałaś książkę dla dzieci. Czy mogłabyś nam powiedzieć coś więcej o tej części swojej pisarskiej kariery?

ML: Pisałam książki o poronieniu i seksualności kobiet. Lubiłam robić badania i pisać tego rodzaju książki, lecz jeśli mam być całkiem szczera, to była to również droga do tego, co naprawdę chciałam robić – pisać powieści. Poprzez swoją literaturę faktu poznałam wydawców i agentów literackich, i zaczęłam rozumieć, na czym polega publikowanie, a ta wiedza była pomocna, kiedy chciałam zaproponować swoją pierwszą powieść do publikacji.

AAR: Twoja ostatnia powieść nosi tytuł „A Brief Affair”. Jej fabuła również skupia się na drugiej wojnie światowej. Dlaczego tak często piszesz o wojnie?

ML: Akcja moich pierwszych pięciu powieści rozgrywa się współcześnie, ale od tamtej pory napisałam trzy książki z drugą wojną światową w tle i bardzo cieszyłam się ich pisaniem. Jest jeszcze tyle wspaniałych opowieści o drugiej wojnie światowej, a czytelnicy wciąż są nimi zafascynowani. Myślę jednak, że „A Brief Affair” będzie moją ostatnią wojenną książką, teraz piszę coś zupełnie innego. 

AAR: W jaki sposób znajdujesz tak doskonałą równowagę pomiędzy dialogami a narracją?

ML: Uważam, że to dość trudne pytanie, aby na nie odpowiedzieć, ponieważ tak naprawdę nie jestem tego świadoma, kiedy piszę. Najpierw nastawiam się na napisanie zarysu fabuły, a następnie piszę krótki pierwszy szkic książki, w którym będzie więcej dialogów, lecz niezbyt dużo opisu. Potem w kolejnych wersjach będę uzupełniać opowieść, gdzie będzie dużo więcej narracji i opisów, lecz dialogów będzie prawdopodobnie tyle samo co w pierwszej wersji.

AAR: Czy mogłabyś nam powiedzieć jak wygląda Twój typowy dzień pracy?

ML: Piszę tylko rano – nie mogę pisać dłużej niż cztery lub pięć godzin z rzędu. W godzinach popołudniowych zajmuję się wszystkimi innymi sprawami – badaniami, e-mailami i tak dalej. Staram się też trochę ćwiczyć – pisanie jest najbardziej siedzących zajęciem. Jestem fanatycznym pływakiem, a do tego stale wyciągam mojego biednego męża na długie spacery!

AAR: Wspomniałaś wyżej, że pracujesz teraz nad nową powieścią. Czy zechciałabyś opowiedzieć nam coś o niej?

ML: Akcja mojej nowej powieści umieszczona jest w New Forest, które jest piękną częścią Anglii, gdzie dorastałam i gdzie mój dziadek był leśnikiem, więc znam to miejsce bardzo dobrze. Historia posiada dwa wątki – jeden jest współczesny, a jeden ma miejsce tysiąc lat temu. Tak więc jest to dla mnie coś zupełnie innego i fascynującego.

AAR: Margaret, bardzo dziękuję Ci za tę miłą rozmowę. Czy jest coś, co chciałabyś dodać lub powiedzieć swoim polskim czytelnikom?

ML: Cieszę się, że lubicie moje powieści. Miłego czytania!



Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here





poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Agnieszka Wojdowicz – „Strażnicy Nirgali. Korona Mandalich” # 3













Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa 2013





Trudno jest żyć, kiedy człowiek traci dosłownie wszystko. Nie ma już bezpiecznego miejsca, w którym mógłby się schronić w gorsze dni. Czasami zmuszony jest żyć na wygnaniu, ponieważ do ukochanego domu nie ma już powrotu. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy ludzie tracą wszystko z powodu nienawiści i zachłanności tych, którzy pragną władzy i w związku z tym wywołują wojny. Niszczą wówczas wszystko, co tylko stanie im na drodze, myśląc, że dzięki temu osiągną sukces. Przeważnie takie przekonanie jest złudne, ponieważ zawsze trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż któregoś dnia Dobro zatriumfuje nad Złem, a wróg, który doprowadził do okrutnych zniszczeń, ostatecznie polegnie i już nigdy nie zakłóci nikomu spokoju.

Kiedy wydawało się, że życie mieszkańców fantastycznej krainy o nazwie Nirgala będzie spokojne i szczęśliwe, stało się coś zupełnie nieprzewidzianego. Otóż wróg ponownie zaatakował. Nie mógł bowiem pogodzić się z przegraną oraz zdradą tych, których uznawał za swoich wyznawców. Nie dość, że oszukali w podstępny sposób, to jeszcze przyłączyli się do tych, których z założenia trzeba zniszczyć, aby przejąć władzę. Mowa oczywiście o okrutnych zmiennokształtnych mnichach Hauruki, na czele których stoi bezwzględny ojciec Symeon. To on pociąga za wszystkie sznurki i podejmuje ważne decyzje. To on wciąż szuka sojuszników, aby pomogli mu unicestwić znienawidzonych przez niego aniołów i wszystkich tych, którzy im sprzyjają. Tak więc po przegranej bitwie ojciec Symeon ponownie atakuje. Tym razem odnosi jednak zwycięstwo, co sprawia, że nasi pozytywni bohaterowie muszą uciekać i szukać pomocy, czasami nawet u tych, którym swego czasu wyrządzili krzywdę, kradnąc najcenniejszy skarb, aby tylko móc uratować swoją krainę.

Można przypuszczać, że tak
właśnie wyglądałby przedstawiciel
łowców aniołów, gdyby pozwolić
mu opuścić karty powieści.
Dramat mieszkańców Nirgali wciąż trwa. Aby nie dać się zabić, jej obrońcy zmuszeni są wyruszyć w świat. Tak naprawdę nie wiadomo dokąd można uciec. Wszyscy wiedzą, że to jeszcze nie koniec i pewnego dnia przyjdzie znów zmierzyć się z okrutnymi mnichami i łowcami aniołów. Niemniej, w pojedynkę trudno będzie odnieść zwycięstwo. Tak więc anioł Mikail Argyll zaczyna szukać sojuszników. Teraz to na nim spoczywa odpowiedzialność, po tym, jak Hauruki zamordowali mu ojca. Niestety, jego wysiłki spełzają na niczym. W dodatku wciąż tropią go Hauruki, którzy znani są z tego, że przyjmują postać kruków. Dlatego każdy łopot skrzydeł może oznaczać tragedię. Jak gdyby tego było mało, dwoje jego przyjaciół – Eryk Falco i Maite Columba – muszą robić wszystko, aby uniknąć zemsty ojca Symeona. Obydwoje są przecież zdrajcami, którzy wychowani w zakonie, teraz z pełną świadomością stają po tej drugiej, lepszej stronie. W dodatku Eryk jest poważnie ranny i nie wiadomo, czy uda mu się przeżyć.  

Z kolei Bree Whelan znajduje schronienie w sąsiedniej miejscowości. Przebywa tam wraz z młodszą siostrą ukochanego Mikaila. Wiadomo jednak, że Bree nie będzie siedzieć bezczynnie i czekać, aż ktoś załatwi za nią pewne sprawy. Ona również udaje się na poszukiwanie sojuszników, którzy mogliby pomóc zwyciężyć mnichów i raz na zawsze rozprawić się ze złem, które ci wokół rozsiewają. Niestety, szybko okazuje się, że nie będzie łatwo i nawet magiczna Korona Mandalich nie będzie w stanie odmienić przeznaczenia. Klęska jest więc przytłaczająca. Wydaje się, że nasi bohaterowie już zawsze będą żyć na wygnaniu albo zmuszeni będą oddać władzę mnichom. Z drugiej strony jednak drzemie w nich ogromna wola walki i siła, która popycha ich do działania, nawet jeśli nie ma już nadziei na nic dobrego.

Korona Mandalich to ostatnia część młodzieżowej trylogii autorstwa Agnieszki Wojdowicz. Muszę przyznać, że bardzo ujęła mnie ta fantastyczna historia, choć rzadko czytam fantastykę, a jeszcze rzadziej sięgam po powieści typowo młodzieżowe. Na kartach trzeciego tomu czytelnik widzi ogromną determinację bohaterów, którzy w pewnym momencie praktycznie muszą postawić wszystko na jedną kartę. Jeśli chcą zwyciężyć mnichów Hauruki i tym samym pokonać zło, które oni wokół rozsiewają, trzeba zrobić wszystko, aby przeszkodzić im w dalszym niszczeniu świata. Należałoby też pomścić tych, którzy w wyniku walk stracili życie. I zapewne jeszcze stracą, ponieważ każda wojna niesie ze sobą ofiary w ludziach czy innych istotach. Nieważne czy jest to wojna w świecie realnym, czy fantastycznym. Zawsze ktoś będzie musiał umrzeć.


Czasami anioły ukrywają swoje skrzydła. Robią to albo dla wygody, albo dlatego,
iż nie chcą zwracać na siebie uwagi wroga. Możliwe, że wtedy tak właśnie wyglądaliby
Bree Whelan i Mikail Argylla. 


Historia, którą proponuje młodzieży Autorka zawiera w sobie utarte już przesłanie o walce Dobra ze Złem. Pomimo tego, że bohaterowie stale żyją w strachu przed mnichami, jest w tej opowieści również sporo pozytywnych emocji. Gdyby nie nad wyraz silna przyjaźń, jaka łączy poszczególnych bohaterów, los Nirgali i całej reszty tego wyimaginowanego świata byłby naprawdę opłakany. To właśnie ta przyjaźń sprawia, że nasi bohaterowie pragną nadal walczyć. W dodatku bardzo zależy im na pokoju w ich krainie, a także na przywróceniu wartości, które niegdyś rządziły ich światem. Każda z tych postaci ma też nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym nikt nie będzie czuł strachu. Czy zatem ich nadzieje są płonne? Może to zwykli marzyciele, którzy zwyczajnie nie doceniają mocy i determinacji mnichów?

Jeśli natomiast wziąć pod uwagę postacie skrajnie negatywne, to wówczas zobaczymy, jak bardzo chęć zdobycia władzy i – co za tym idzie – usunięcia sobie w tym celu przeszkody spod nóg, może zawładnąć człowiekiem, a w tym wypadku zmiennokształtną istotą. Poza tym jest jeszcze ta pewność siebie, która sprawia, że uważają siebie za niepokonanych. Czy słusznie? Czy faktycznie Hauruki mogą czuć się pewnie, mając obok siebie łowców aniołów? W tym aspekcie dość wyraźnie widać też, jak bardzo można zmienić się pod wpływem zaistniałych okoliczności lub obecności kogoś, kto wyznaje zupełnie inne wartości. Mam tutaj na myśli Eryka i Maite. Przecież oni stali kiedyś po stronie złych mocy, a teraz robią wszystko, aby tylko nie dopuścić do tego, żeby ich światem zawładnęli mnisi. W którymś momencie zrozumieli bowiem swój błąd, lecz mimo to wiele kosztowało ich ponowne zdobycie zaufania swoich przyjaciół. Z drugiej strony jednak można odnieść wrażenie, że tych dwoje nie było tak końca zepsutych. Kiedy bliżej przyjrzymy się ich zachowaniu, wówczas zobaczymy, że pod parasolem mnichów wcale nie czuli się tak dobrze, jak można byłoby sądzić. To daje nadzieję na to, że nawet wróg może w końcu stać się przyjacielem.


Na kartach powieści czytelnik spotka również niezwykle inteligentnego perytona,
czyli fikcyjnego stwora o ciele jelenia i orlich skrzydłach.
Jedna z bohaterek próbuje go nawet oswoić. Czy jej się to uda? 


Strażnicy Nirgali to literatura, na którą młody czytelnik powinien zwrócić uwagę. W pewnym sensie zawiera ona w sobie również przesłanie edukacyjne. Pokazuje bowiem, co tak naprawdę liczy się dla młodego człowieka. Tym czymś jest przyjaźń i bliskość drugiej osoby, nawet w sytuacjach z góry skazanych na niepowodzenie. To właśnie siła prawdziwej przyjaźni sprawia, że to, co wydaje się niemożliwe, może nagle przybrać zupełnie nieoczekiwany obrót i doprowadzić do zwycięstwa. Ponadto uczy, że warto czasami dać innym drugą szansę, pomimo że doznaliśmy zawodu. Nie można bowiem na zawsze przekreślać drugiego człowieka, jeśli zdarzyło mu się popełnić jakiś błąd. I na koniec, najważniejsze, aby egzystować w grupie, bo wtedy świat – nawet ten najbardziej okrutny – może przybrać kolorowe barwy.








piątek, 21 kwietnia 2017

Adrian Grzegorzewski – „Czas burzy” # 2






RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Premiera książki 26. 04. 2017








Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!


Wydawnictwo: ZNAK/MIĘDZY SŁOWAMI
Kraków 2017



Trudno jest myśleć dziś o Wołyniu, nie mając w pamięci bestialskiej rzezi dokonanej na Polakach przez ich sąsiadów Ukraińców. Obecnie ten temat ożywa niemalże przy każdej dyskusji odnośnie do relacji polsko-ukraińskich i przypuszczalnie jeszcze bardzo długo będzie powodem generowania wrogich nastrojów po obydwu stronach. Na pewno nie pomagają tutaj wszelkiego rodzaju wydarzenia, które jednoznacznie świadczą o tym, że w niektórych środowiskach po stronie ukraińskiej wciąż gloryfikuje się osobę Stepana Bandery (1909-1959), natomiast rok 2017 ogłasza się Rokiem Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Antypolskie nastroje na Wołyniu miały miejsce już w 1939 roku. Wtedy swoją działalność uaktywniły grupy, w skład których wchodzili Ukraińcy, natomiast po ataku Związku Sowieckiego na Polskę w dniu 17 września 1939 roku, wymierzone przeciw Polakom akcje zaczęły znacznie przybierać na sile. Z kolei ich liczba i zasięg wzrosły jeszcze bardziej po wybuchu wojny pomiędzy Trzecią Rzeszą a Związkiem Sowieckim, a co za tym idzie zajęciu dawnych Kresów Rzeczpospolitej przez nazistowskie Niemcy w 1941 roku.

Jesienią 1942 roku swoją działalność rozpoczęła wspomniana wyżej Ukraińska Powstańcza Armia, czyli innymi słowy formacja zbrojna walcząca o niepodległość Ukrainy. Jej ataki od samego początku miały na celu wymordowanie Polaków mieszkających na Wołyniu. Ukraińska Powstańcza Armia wraz z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) są zatem odpowiedzialne za bestialskie mordowanie polskiej ludności cywilnej. Swoje apogeum te antypolskie działania osiągnęły latem 1943 roku. Ukraińscy nacjonaliści przekonywali wówczas, że właśnie nadszedł czas, aby wreszcie móc wywalczyć niepodległość Ukrainy, lecz zasadniczą przeszkodą ku temu są Polacy. Uważali bowiem, że dopóki na ziemi ukraińskiej będzie żył choćby tylko jeden Polak, nie uda się im stworzyć samodzielnego ukraińskiego państwa.

Tak więc masowa akcja przeciwko polskiej ludności rozpoczęła się w dniu 11 lipca 1943 roku. Z samego rana oddziały UPA otoczyły i zaatakowały dziewięćdziesiąt dziewięć wsi i osad, w których mieszkali Polacy. Miejscowości te były położone w trzech powiatach, czyli kowelskim, horochowskim oraz włodzimierskim. Rzeź wołyńska rozpoczęła się około godziny trzeciej rano atakiem na polską wieś o nazwie Gurów, w której życie zachowało jedynie siedemdziesiąt osób spośród czterystu osiemdziesięciu mieszkańców. W tym samym dniu dwudziestu nacjonalistów wtargnęło do kościała w Porycku podczas mszy świętej. W ciągu trzydziestu minut zamordowali około stu osób, w tym również kobiety i dzieci, nie oszczędzając także starców. Bandyci wymordowali wtedy wszystkich mieszkańców Porycka. Było to około dwieście osób.


Zamordowani przez UPA Polacy ze wsi Lipniki (1943)


Inne oddziały ukraińskich nacjonalistów zaatakowały między innymi takie miejscowości, jak Nowiny, Wygranka, Romanówka, Orzeszyn oraz Swojczów. Ataki, których dokonano 11 lipca 1943 roku były więc jednymi z najokrutniejszych oraz najbardziej krwawych mordów, jakich dopuścili się ukraińscy nacjonaliści w latach 1942-1944. Rzeź wołyńska oznacza wiele ludobójczych akcji dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię i miejscowych chłopów, a wymierzonych w ludność polską i czeską, która zamieszkiwała tereny Wołynia. Trzeba też dodać, że odwet za te brutalne akcje wzięła polska partyzantka. W lipcu 1943 roku oddziały UPA przeprowadziły około pięćset trzydzieści ataków. Towarzyszyło im hasło: Śmierć Lachom!  Wymordowano wtedy kilkanaście tysięcy Polaków.

Oszacowanie dokładnej liczby Polaków, którzy zginęli w czasie rzezi wołyńskiej nie jest łatwe. Ocenia się, że było to około sześćdziesiąt tysięcy pomordowanych. Z kolei Ukraińcy podają, że ofiar po ich stronie było od dziesięciu do dwudziestu tysięcy, w tym część z nich zginęła podczas akcji odwetowych prowadzonych przez polską partyzantkę, natomiast część straciła życie z rąk UPA. Była to kara za pomoc, jakiej udzielali Polakom lub za odmowę przyłączenia się do katów. Ten problem szczegółowo opisałam przy okazji eseju na temat pierwszego tomu dylogii Adriana Grzegorzewskiego zatytułowanego Czas tęsknoty.

Dmytro Klaczkiwski (1911-1945)
Był jednym z inicjatorów rzezi wołyńskiej
i głównym kierującym akcją mordowania
 polskiej ludności.
Zdjęcie pochodzi z lat 30. XX wieku. 
Tym razem swoją opowieść Autor rozpoczyna wydarzeniami mającymi miejsce w 1943 roku. Do domu w rodzinnych Bedryczanach wraca Marta Kosiecka. To, czego była świadkiem w ostatnim czasie nie mieści się w głowie. Kobieta cały czas ma w pamięci akty terroru, jakich Ukraińcy dopuścili się na Polakach. Marta zdążyła już wyjść za mąż i owdowieć. Na chwilę obecną nie potrafi otrząsnąć się z szoku, a tęsknota za zamordowanym mężem wcale nie pomaga jej w odzyskaniu emocjonalnej równowagi. Marta ma jednak nadzieję, że w rodzinnej wsi zastanie matkę, która ukoi jej ból. Niestety, kiedy już dociera do wsi, jej oczom ukazuje się dramatyczny widok. Widzi ogromne spustoszenie, jakiego dokonali jej ukraińscy sąsiedzi, natomiast matki nigdzie nie ma. W domu, który tak bardzo ukochała, mieszka teraz ktoś inny. I choć młodej kobiecie trudno jest uwierzyć i zaakceptować to, co widzi, to jednak mobilizuje w sobie siły i udaje się na poszukiwanie kogoś, kto będzie w stanie udzielić jej informacji na temat tego, co stało się w Bedryczanach.

Tymczasem kościelny Witalij przeżywa najgorsze dni w swoim życiu. Oto bowiem okrutny Jegor i jego bezwzględni kompani mordują mu najbliższych. Najpierw życia pozbawiony zostaje starszy syn kościelnego, a potem żona i drugi z synów. To wszystko dzieje się na oczach Witalija. Jego oszczędzają, bo jest Rusinem, ale żona i dzieci to już przecież polska krew, więc nie mogą pozostać przy życiu. W dodatku Jegor ma właśnie doskonałą okazję do tego, aby zemścić się na starszym mężczyźnie. Przecież to Witalij przyczynił się do tego, że niejaki Piotr Ochocki zabrał mu Swietę, która została Ukraińcowi przeznaczona na żonę. Jegor musi zatem wyrównać rachunki. Lacha też kiedyś dopadnie, lecz najpierw chce załatwić sprawę z tymi, których ma na wyciągnięcie ręki. Ochocki gdzieś zniknął. Swiety również nie ma już w Bedryczanach. Kiedy Marta Kosiecka dociera do domu Witalija jest już po wszystkim, a stary siedzi niczym posąg i pustym wzrokiem jedynie wpatruje się w trzy równo usypane groby, zaś ból rozrywa mu serce na drobne kawałki. Wtedy też Marta dowiaduje się, co tak naprawdę zaszło we wsi podczas jej nieobecności.

Mniej więcej w tym samym czasie w Warszawie swoim szczęściem cieszą się Piotr Ochocki i jego ukochana Swieta. W końcu odnaleźli się po prawie czterech latach, więc nie dziwi fakt, że – na ile to jest tylko możliwe – pragną spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Obydwoje działają w konspiracji. Piotr jest nawet dowódcą i czasami zdarza mu się kierować najbardziej niebezpiecznymi akcjami. Niestety, wojna bardzo go zmieniła. Nie jest już tym samym chłopakiem, którego Swieta poznała w Bedryczanach. Wtedy chciał zostać architektem, a teraz myśli tylko o tym, jak skutecznie wykończyć okupanta. Zabijanie stało się dla niego chlebem powszednim. Po prostu przyzwyczaił się do tego i nawet ręka mu nie zadrży, kiedy trzeba odebrać wrogowi życie. Niekiedy wręcz przekracza swoje uprawnienia, ale jakoś nie za bardzo go to obchodzi.


Aleje Ujazdowskie przy skrzyżowaniu z ulicą Chopina.
Widok w kierunku placu na Rozdrożu. Po prawej stronie za drzewami widać
pałacyk Rzyszczewskich i kamienicę ufundowaną przez aptekarza oraz działacza społecznego i gospodarczego żydowskiego pochodzenia Maurycego Spokornego (1859-1917). 

To w tym miejscu „Pegaz” dokonał zamachu na Franza Kutscherę w dniu 1 lutego 1944 roku.
Fotografia pochodzi z lat 20. XX wieku. 


Wreszcie przychodzi dzień, na który zaplanowany jest zamach na Franza Kutscherę (1904-1944). To nazistowski zbrodniarz zwany katem Warszawy. Dla takich nie ma litości. Jest to naprawdę niezwykle ryzykowna akcja i trzeba liczyć się z najgorszym. Każdy z tych młodych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że może nie wyjść z akcji żywy. Niemniej dobro ojczyzny jest dla nich znacznie ważniejsze, aniżeli własne życie. Zbyt dużo okrucieństwa na ulicach Warszawy, aby przechodzić obok niego obojętnie i pozwalać hitlerowcom na dalsze egzekucje niewinnych ludzi. Tak się nieszczęśliwie składa, że świadkiem zamachu na Franza Kutscherę jest Swieta. Na jej oczach rozgrywają się naprawdę dramatyczne sceny. I choć gdzieś w głębi duszy doskonale wie, że jej Piotr może nie wyjść cało z tej akcji, to jednak stara się, żeby ta myśl nie zawładnęła nią bez reszty. Niestety, w pewnym momencie dziewczyna widzi, jak Piotr pada na ziemię raniony kulami hitlerowca. Nie jest przecież ani głupia, ani naiwna. Dlatego jest przekonana, że rany, które powaliły jej ukochanego na ziemię są śmiertelne. W dodatku Ukrainka jest pielęgniarką, więc tym bardziej jest świadoma tego, co się właśnie stało. Czy zatem będzie potrafiła żyć bez ukochanego Piotrusia? Jak będzie teraz wyglądać jej życie? Czy jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa? Czy odnajdzie wewnętrzny spokój? U kogo będzie mogła szukać pocieszenia?

Czas burzy to powieść, w której bohaterowie wciąż muszą dokonywać dramatycznych wyborów. To nie oni kierują swoim życiem, lecz otaczająca ich rzeczywistość. Są od niej uzależnieni i dlatego bardzo trudno jest im podejmować decyzje, które nie miałyby związku z realiami, w jakich zmuszeni są egzystować. Sytuacje, którym trzeba stawić czoło, czasami wymykają się spod kontroli, a wtedy konsekwencje mogą być naprawdę fatalne. W dodatku nie zawsze mają możliwość postępować zgodnie z własnym sumieniem. Czasami dzieje się bowiem tak, że konieczne jest podejmowanie działań, które są wbrew ich przekonaniom, a nawet mogą przysporzyć cierpienia tym, których kochają. Wojna kieruje się zupełnie innymi zasadami, aniżeli czas pokoju. Wojna nie pyta o pozwolenie, tylko robi swoje, nie dbając o ludzkie dobro.



Patrol żołnierzy Armii Krajowej i Armii Czerwonej na ulicy Wielkiej
w Wilnie podczas operacji  
„Ostra Brama” (7-15 lipca 1944). 
Niektórzy bohaterowie powieści biorą udział w walkach o wyzwolenie Wilna,
a potem przedostają się do Warszawy, aby walczyć w Powstaniu Warszawskim.  


Drugi tom dylogii to także opowieść o wyrównywaniu rachunków. Mówią, że zemsta jest słodka, ale czy zawsze podyktowana właściwymi motywami? To również – a może przede wszystkim – historia o potędze miłości, która jest silniejsza od śmierci. Nawet jeśli można ułożyć sobie życie na nowo, to jednak gdzieś głęboko w sercu i umyśle wciąż drzemie uczucie, którego nikt ani nic nie zdoła wymazać. Na kartach książki czytelnik spotyka także tych, dla których bardzo ważna jest przyjaźń i to bez względu na narodowość. Ci bohaterowie są zatem symbolem tego, że pomimo różnic oraz krwawych podziałów społecznych można szanować drugiego człowieka, a nawet oddać za niego życie.

Pomimo że na kartach książki niezwykle ważni są mężczyźni, to jednak Adrian Grzegorzewski bardzo wyraźnie eksponuje postacie kobiece. Zarówno Marta, jak i Swieta to bohaterki silne i próbujące za wszelką cenę zachować swoją godność, choć warunki wcale temu nie sprzyjają. Nawet w obliczu największego zagrożenia życia, obydwie dziewczyny nie poddają się. Szczególnie w przypadku Marty można wyraźnie zaobserwować jej przemianę wewnętrzną. Pod wpływem doświadczeń, z nieśmiałej i skrytej dziewczyny zmienia się w kobietę, która naprawdę wie, czego chce od życia i przed niczym się nie cofnie, aby osiągnąć swój cel. Wielokrotnie czytelnik odnosi wrażenie, że Marta wie znacznie więcej, niż można byłoby przypuszczać. W dodatku jej miłość wystawiona jest na wielką próbę.

Moim zdaniem Adrian Grzegorzewski stworzył doskonałą opowieść, która czasami mrozi krew w żyłach, a kiedy indziej pozwala mieć nadzieję na pozytywne zakończenie. Na kartach książki Autor nikogo nie ocenia, nie potępia, ani też nie gloryfikuje. Losy swoich bohaterów przedstawia w sposób obiektywny, pozostawiając czytelnikowi ocenę ich postępowania. Ta historia jest tym bardziej wartościowa, bo oparta na prawdziwych wydarzeniach, choć nie bez domieszki fikcji. Myślę, że naprawdę warto sięgnąć zarówno po Czas tęsknoty, jak i po Czas burzy. Choć generalnie dylogia adresowana jest do kobiet, to jednak uważam, że mężczyźni również powinni ją przeczytać. 











środa, 19 kwietnia 2017

Joanna Jax – „Piętno von Becków” # 2















Wydawnictwo: VIDEOGRAF
Chorzów 2016





Po zakończeniu drugiej wojny światowej część znaczących polityków europejskich zapoczątkowała proces zmierzający do naprawy nie tylko wizerunku Europy, ale przede wszystkim rzeczywistości, która przez lata wojny była naprawdę dramatyczna. Tak więc zaczęto tworzyć nowe międzynarodowe układy oraz ustalano nowe państwowe granice. W tym samym czasie okrutnym wojennym zbrodniarzom albo wymierzano kary – nierzadko kary śmierci – albo ścigano ich niemalże po całym świecie. Dość szybko okazało się bowiem, że wielu z nich zamiast sprawiedliwego wyroku sądu otrzymało pomoc w ucieczce i w konsekwencji życie na nowych warunkach i z nową tożsamością. Patrząc na problem z perspektywy XXI wieku bardzo trudno jest w pozytywny sposób ocenić ten powojenny porządek. Dla wielu państw szokujący był przede wszystkim udział najważniejszych przywódców Związku Radzieckiego w procesach, które prowadziły do oskarżenia i ukarania nazistowskich zbrodniarzy. Trudno jest także zrozumieć inne – mniej znane – wydarzenia. Chodzi tutaj głównie o losy wielu aktywnych nazistów, którym ułatwiono ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości. Pomoc w opuszczeniu terenu Europy nadeszła bowiem nie tylko ze strony argentyńskiego rządu, ale także wysoko postawionych europejskich hierarchów kościelnych. Ten drugi fakt naprawdę mocno szokuje. Niezbyt jasny jest również udział Amerykanów w tym procederze.

Jeszcze przed 20 listopada 1945 roku, gdy swoje obrady rozpoczął Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, wyżej postawieni naziści wiedzieli już, że niezwykle trudno będzie im uniknąć długoletniego więzienia albo nawet kary śmierci. Z kolei niektórzy z nich byli świadomi tego na długo przed podpisaniem kapitulacji przez przedstawicieli Trzeciej Rzeszy. W związku z tym dość szybko rozpoczęto ściśle tajne przygotowania do egzystowania w nowych realiach. Najprawdopodobniej na skutek działań samego Heinricha Himmlera (1900-1945) została powołana do życia organizacja związana z Argentyną o nazwie ODESSA, czyli Organizacja Byłych Członków SS (z niem. Organisation der ehemaligen SS-Angehörigen). Była to tajna siatka konspiracyjna, zaś jej kluczowym zadaniem było przede wszystkim zadbanie o transport esesmanów w miejsce bezpieczne i neutralne. Organizacja miała również na celu wykorzystanie zrabowanych podczas wojny kosztowności, które miały pokryć koszty tejże operacji. Pieniądze potrzebne były głównie na to, aby móc przekupić odpowiednich urzędników, jak również na wyrobienie nowych dokumentów oraz sfinansowanie kosztów podróży i – co za tym idzie – pierwszych najtrudniejszych miesięcy życia w nowym miejscu.

Juan Domingo Perón Sosa
Zdjęcie pochodzi z 1946 roku. 
Kraje Ameryki Południowej, szczególnie Argentyna i Brazylia, nie bez powodu stały się głównym kierunkiem emigracji nazistów. Zasadniczym atutem było ich położenie, czyli znaczna odległość od Europy. Z drugiej strony jednak hitlerowcy kierowali się tam z innych względów. Otóż ówczesny argentyński wiceprezydent i minister wojny Juan Perón (1895-1974) prowadził bowiem politykę, która łączyła w sobie nie tylko hasła nazistowskie, lecz także hasła społecznej sprawiedliwości, nie ukrywając jednocześnie swojej fascynacji upadłą Trzecią Rzeszą. Jeszcze zanim został wiceprezydentem, Juan Perón zajmował stanowisko wojskowego attaché we Włoszech. Były to lata 1939-1941. To pozwoliło mu zachwycić się faszyzmem Benito Mussoliniego (1883-1945) oraz propagowaną przez niego ideą przywództwa.

Niemniej nie tylko sentymenty decydowały o tym, że Argentyna stała się tak bardzo otwarta dla nazistów. Juan Perón chciał uczynić ze swojego kraju państwo silne i bardzo dobrze zmilitaryzowane. Dlatego też ściągał tam najlepszych specjalistów w dziedzinie wojskowości, jak również inżynierów, konstruktorów odrzutowców, a nawet ekspertów nuklearnych. Niektóre źródła wskazują, iż w 1943 roku przyszły prezydent zabiegał nawet o kontakt z Trzecią Rzeszą, chcąc nawiązać z faszystami współpracę. Ofertą Argentyny mocno zainteresowany był właśnie Heinrich Himmler, który zabezpieczał dalszy los esesmanów, lokując za granicą niemieckie kapitały.

Tak więc nie dziwi fakt, że jeden z bohaterów drugiej części rodzinnej sagi autorstwa Joanny Jax po wielu, wielu latach zostaje przypadkowo odnaleziony w Ameryce Południowej. Tym bohaterem jest Peter von Beck, czyli młodszy brat Wernera von Becka, którego czytelnicy poznali już w pierwszym tomie dylogii. Jest zatem rok 2014, natomiast w Brazylii mają miejsce XX Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. I tak oto na jednym z meczów jakiś reporter uwiecznia na zdjęciu byłego nazistę, a potem puszcza w obieg fotografię, dzięki czemu cały świat dowiaduje się, że Peter von Beck wciąż żyje. Choć teraz jest już staruszkiem, któremu śmierć zagląda w oczy, to jednak nie zmienia to faktu, że informacja o jego obecności wśród żywych wywołuje szok wśród tych, którzy podczas wojny mieli z nim kontakt. Jedną z takich osób jest mieszkająca w Warszawie Kornelia Landowska. Staruszka mieszka wraz z wnuczką, którą traktuje dość specyficznie, pomimo że kobieta ma już swoje lata. Marta nie ma jednak pojęcia, dlaczego widok Petera von Becka na fotografii znajdującej się w gazecie tak bardzo zszokował jej babcię. Ponieważ Marta Landowska z wykształcenia jest historykiem, jest więc przekonana, że nie zostawi tej sprawy bez rozwiązania. Kiedyś na pewno przyjdzie taki moment, kiedy kobieta zajmie się tą kwestią.


Katoliccy biskupi w towarzystwie nazistów


Szybko okazuje się, że nie tylko w Polsce widok młodszego von Becka wśród żywych wywołał szok. W Londynie mieszka bowiem niejaki Tom Anders, który również bardzo emocjonalnie potraktował informację o byłym naziście. Pomimo że Brytyjczyk jest zbyt młody, aby móc spotkać się fizycznie z von Beckiem podczas wojny, to jednak widok byłego hitlerowca naprawdę mocno na niego podziałał. Dlaczego? Kim dla Andersa jest ten znienawidzony przez wielu starzec? Co takiego ich łączy? Ale to jeszcze nie wszystko. W Jerozolimie w rodzinie Halpernów wieść o żyjącym von Becku również wywołała wielkie poruszenie. Przed wojną Halpernowie mieszkali w Trzeciej Rzeszy, gdzie prowadzili świetnie prosperujący zakład jubilerski. Byli wtedy naprawdę kimś. Wszyscy ich szanowali, obdarzali zaufaniem i korzystali z ich nieprzeciętnej wiedzy odnośnie do biżuterii i drogocennych kamieni. Potem przyszła wojna i wszystko dosłownie z dnia na dzień zniknęło. Teraz senior rodu Halpernów pragnie wreszcie odzyskać to, co mu się prawnie należy. Do tej pory sądził, że wszystko przepadło. Myślał bowiem, że nikt z przedstawicieli znienawidzonej przez niego rodziny von Becków już nie żyje. A tu taka niespodzianka! Izaak Halpern szukał nazistów przez tak wiele lat i oto jedno przypadkowe zdjęcie w prasie sprawia, że w starym sercu Żyda odżywa nadzieja na odzyskanie rodzinnych dóbr i ukaranie winnego. Do tego celu stary Halpern wykorzystuje swojego bratanka Dawida, który jest agentem wywiadu. Czy zatem uda im się doprowadzić sprawę do końca? Czy Izaak będzie mógł kiedyś umrzeć w spokoju ze świadomością, że zrobił wszystko, aby przywrócić godność swoim przodkom?

Tymczasem w Warszawie niejaka Julia Kunis również pragnie dowiedzieć się czegoś o von Beckach. Kierują nią zupełnie inne motywy, aniżeli osobami wspomnianymi powyżej. Julia jest prawnuczką Wernera von Becka i jedyne, czego w tej chwili pragnie to poznać losy swojej rodziny. Kobieta wciąż pamięta, ile złego wyrządzono jej ukochanemu dziadkowi, kiedy na jaw wyszło czyim tak naprawdę synem jest Maurycy Kunis. Tak więc pragnienie poznania dziejów rodziny prowadzi Julię do Marty Landowskiej. Kobiety nawet nie przypuszczają, jak wiele mają ze sobą wspólnego. Okaże się też, że odkrywanie historii von Becków wcale nie będzie należeć do najbezpieczniejszych zajęć. Kim tak naprawdę byli osławieni von Beckowie, którzy tak bardzo zasłużyli się dla Trzeciej Rzeszy i jej wodza? Jakich zbrodni dopuścili się w imię wyznawanej ideologii? Czy teraz po wielu latach ich potomkowie mogą czuć się bezpieczni? Jak wiele tajemnic nie zostało jeszcze odkrytych? Czy ich ujawnienie przypadkiem nie pociągnie za sobą kolejnych nieszczęść?


Adolf Eichmann (1906-1962) przed sądem izraelskim 
Wyrokiem sądu nazista został skazany na karę śmierci przez powieszenie.
Jego ciało zostało spalone w krematorium, a prochy rozrzucone
nad wodami Morza Śródziemnego.
Zdjęcie pochodzi z 1961 roku. 


Muszę przyznać, że podczas gdy Dziedzictwo von Becków nie do końca spełniło moje oczekiwania, ponieważ w którymś momencie coś wyraźnie zaczęło się psuć, tak Piętno von Becków pochłonęło mnie bez reszty. Nie potrafiłam oderwać się od lektury. Tym razem Joanna Jax stworzyła opowieść nie tyle z historią w tle, co powieść na wskroś sensacyjną. Jej akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, czyli współcześnie i podczas wojny, lat komunizmu, aż do czasu, kiedy Polska była już całkowicie wolnym krajem. Czytelnik jest przenoszony w rozmaite miejsca na świecie. Tak więc czasami jesteśmy w Izraelu, aby już po chwili udać się do Szwajcarii albo do Niemiec, gdzie wraz z bohaterami możemy odwiedzić zrujnowany majątek von Becków. W tym wszystkim nie brakuje swoistego napięcia, które towarzyszy tego rodzaju powieściom. Natomiast nieoczekiwane zwroty akcji i postacie, których zachowanie może naprawdę zaskoczyć sprawiają, że książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem.

Okazuje się bowiem, że w miarę, jak Julia Kunis odkrywa coraz to nowe elementy układanki dotyczące jej przodków, również ona sama zostaje uwikłana w jakąś niezrozumiałą dla niej aferę. Przecież Julia chciała jedynie poznać losy swojej rodziny. Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby coś ugrać dla siebie i wzbogacić się czyimś kosztem. Ona nawet nie ma pojęcia o tym, że bliscy jej pradziadka mieli na sumieniu coś więcej, aniżeli tylko przynależność do NSDAP i aktywną działalność w czasie tej strasznej wojny. Podczas gdy w pierwszym tomie sagi uwaga Autorki w głównej mierze skupia się na życiu Warnera von Becka i jego romansie z Marią Tarnowską, tak tym razem przed czytelnikiem zostaje odkryta bestialska osobowość Petera von Becka. Oczywiście wiadomo było, że młodszy von Beck nie należał do świętych, ale nikt tak naprawdę nie spodziewałby się, że był on zdolny do takich okrucieństw. Zepchany na margines przez własną rodzinę oraz wciąż żyjący w cieniu ubóstwianego przez wszystkich starszego brata, Peter pragnął również czymś zabłysnąć i pokazać władczemu ojcu, że nazwiska von Beck nie nosi od parady.

Znaczący wpływ na postępowanie poszczególnych bohaterów ma miłość. Tak naprawdę to ona kieruje ich działaniami i decyzjami, jakie podejmują. Nie zawsze są to właściwe decyzje, ale na ich zmianę jest już niestety za późno. Nawet po latach nie można naprawić krzywd, które zostały niegdyś wyrządzone. Miłość dotyka zatem nie tylko tych, którzy musieli żyć w czasie wojny, ale również tych żyjących współcześnie. Okazuje się też, że skutki decyzji podejmowanych przez starsze pokolenie oddziaływują na młodych, którzy nie są niczego świadomi. Od urodzenia nie mieli bowiem pojęcia, że są wychowywani w duchu wydarzeń z przeszłości ich bliskich. To one ukształtowały nie tylko ich dziadków, lecz także ich samych. Teraz jest więc okazja, aby położyć temu kres. Wystarczy jedynie doprowadzić pewne sprawy do końca i odkryć tajemnice, które do tej pory nie ujrzały światła dziennego.

Piętno von Becków pokazuje też, jak łatwo mogą przeciąć się ze sobą wzajemnie życiowe drogi ludzi, którzy do pewnego czasu nie mieli pojęcia o swoim istnieniu. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest wybaczenie. Czasu wrócić już nie można, a przecież żyć trzeba nadal. Nie wolno zatem obarczać młodego pokolenia uczuciami, które nie mają z nim nic wspólnego. Nie można dopuścić do tego, aby te złe emocje zostały odziedziczone przez młodych, ponieważ wtedy bardzo łatwo doprowadzić do zniszczenia im życia. Przyglądając się bohaterom widzimy również, że w obliczu zagrożenia są oni w stanie odrzucić na bok uprzedzenia i działać ramię w ramię dla dobra sprawy. To wymaga naprawdę sporej dojrzałości.

Podsumowując całą dylogię można śmiało stwierdzić, że Joanna Jax stworzyła naprawdę ciekawą historię z drugą wojną światową w tle. Jest to opowieść pełna emocji, zaskakujących zwrotów akcji, ale też pokazuje, ile tak naprawdę dla każdego z bohaterów znaczy miłość. W imię tego uczucia są oni zdolni do poświęceń. Z drugiej strony jednak ta sama miłość może działać destrukcyjnie i sprawić, że człowiek będzie zdolny do najgorszej podłości. Z kolei zasadniczym przesłaniem całej tej historii jest umiejętność wybaczania. Nie jest to łatwe, ale też nie niemożliwe. Trzeba jedynie wykrzesać z siebie choć odrobinę chęci i tym samym nie obarczać kolejnego pokolenia własnymi demonami przeszłości.