poniedziałek, 16 grudnia 2019

Kiedy piszę, staram się nie myśleć o niczym innym poza bohaterami...





ROZMOWA Z LUCINDĄ RILEY


Lucinda Riley urodziła się w Irlandii i przez pierwsze sześć lat życia mieszkała w małej wiosce Drumbeg. Potem Lucinda wraz z rodziną przeprowadziła się do Anglii, gdzie rozpoczęła naukę w szkole. Będąc dzieckiem, po powrocie ze szkoły, w chwilach, gdy nie czytała i nie pisała, ani też nie pobierała lekcji baletu, przebierała się w stare suknie balowe swojej matki i stawała się księżniczką, co trwało przez wiele tygodni. Kiedy miała dziewięć lat, zagrała dzieciobójczynię w „The Bad Seed”[1]. W wieku czternastu lat wyjechała do Londynu, gdzie już w pełnym wymiarze godzin rozpoczęła naukę tańca i aktorstwa. Mając szesnaście lat dostała główną rolę w serialu BBC zatytułowanym „Poszukiwacze skarbu”[2]. Przez kolejne siedem lat pracowała zawodowo w teatrze i telewizji. Wyszła za mąż również za aktora. Gdy miała dwadzieścia trzy lata poważnie zachorowała. Wtedy z pomocą przyszła jej wyobraźnia. Leżąc w łóżku napisała swoją pierwszą książkę „Lovers and Players”. Przeczytała ją jedna z jej przyjaciółek, po czym przekazała tekst agentowi. Ostatecznie zaproponowano jej umowę na trzy książki. Do tej pory napisała wiele powieści, lecz najpopularniejsza wydaje się seria „Siedem Sióstr”. Kilka tygodni temu w Polsce ukazał się „Pokój motyli”. 


Agnes Anne Rose: Bardzo dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie i zgodziłaś się na wywiad. Jestem ogromnie zaszczycona, że mogę Cię tutaj gościć i porozmawiać z Tobą. Jak większość autorów, pisałaś opowiadania, kiedy byłaś dzieckiem. Czy możesz powiedzieć nam coś więcej na ten temat?

Lucinda Riley: Pisanie zawsze było moją pasją, od dzieciństwa wymyślałam historie, a kiedy potem pracowałam jako aktorka, od nowa tworzyłam w głowie fabułę dla swojej postaci. Jednak na poważnie zaczęłam pisać dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat.


© Roni Rekomaa


AAR: Jak wspomniałam powyżej, seria “Siedem Sióstr” wydaje się najpopularniejszą ze wszystkich Twoich książek. Jak wpadłaś na pomysł napisania tej serii?

LR: W styczniu 2013 roku szukałam pomysłu na kolejną historię, lecz chciałam znaleźć nadrzędny punkt, by w przyszłości/teraźniejszości dodać następny element do mojego pisania, czyli coś, co rzuciłoby wyzwanie i zafascynowało zarówno mnie, jak i moich czytelników. Zawsze obserwowałam gwiazdy – zwłaszcza Siedem Sióstr w konstelacji Oriona. Pewnej mroźnej nocy, będąc w North Norfolk spojrzałam w niebo i myśląc o naszych dzieciach wpadłam na pomysł siedmiotomowej serii alegorycznie opartej na legendach związanych z konstelacją Siedmiu Sióstr.

AAR: Którą część powyższej serii pisało Ci się najłatwiej, a która była najtrudniejsza do napisania?

LR: Najłatwiejszą książką serii była pierwsza – historia Maii. Największym wyzwaniem stała się ostatnia, „Siostra Słońca”, historia Elektry. Z każdą książką seria staje się coraz bardziej skomplikowana nie tylko pod względem tematów i treści historycznych, ale także pod względem samej fabuły – jest tak wiele wątków, które przechowuję w umyśle, lecz teraz, w części szóstej, wszystkie tajemnice wychodzą na jaw… chociaż nie mogę jeszcze niczego zdradzić. Trzeba poczekać na tom siódmy!

Wydawnictwo ALBATROS
tłum. Marzenna Rączkowska 
AAR: Przeczytałam większość Twoich książek opublikowanych w języku polskim. Pierwszą z nich była „Dziewczyna na klifie”. Co zainspirowało Cię do napisania tak poruszającej historii?

LR: Moją inspiracją zawsze jest sugestywna lokalizacja, która daje początek „wzruszeniu”. Urodziłam się w Irlandii, mieszkałam w West Cork i uwielbiałam smaganą wiatrem surowość. Ekstremalne lokalizacje zawsze są dla mnie ekscytujące, ponieważ są dramatyczne i oczywiście romantyczne. Myśl o wrażliwym dziecku, bosym i samotnym podczas sztormów atlantyckich, które szalały z taką furią, kiedy tam mieszkałam z własnymi małymi dziećmi, przesądziła o mojej bohaterce, Aurorze, narratorce książki.

AAR: Twoja kolejna książka, która wywarła na mnie największe wrażenie, to „Drzewo anioła”. Bardzo długo nie mogłam przestać o niej myśleć. W tej książce koncentrujesz się na niezwykle trudnych relacjach między matką a córką. Dlaczego zdecydowałaś się opowiedzieć swoim czytelnikom tego rodzaju historię i jak trudno było Ci stworzyć postać Cheski?

LR: Jako młoda aktorka zaznajomiłam się z fascynującymi postaciami na londyńskiej scenie oraz w filmie i telewizji. W szczególności to aktorzy są zazwyczaj zamęczaną grupą, a „publiczna” twarz często bardzo różni się od rzeczywistości stojącej za danym człowiekiem. O ile oczywiście nie zaczną wierzyć we własny mit i w fikcyjny świat, w jakim żyją, podobnie jak Cheska. Kiedy kilka lat po napisaniu książki poznałam swojego męża Stephena, dowiedziałam się, że znał kogoś bardzo podobnego do Cheski… Spostrzegłam również, że jestem w centrum uwagi i mam wielu bliskich przyjaciół, którzy są sławni lub poślubili kogoś, kto jest znany, więc miałam informację z pierwszej ręki o tym, jak sława może wpływać na ludzi. Przeraża mnie cała koncepcja sławy, więc kiedy pisałam o Chesce i jej skrajnościach oraz braku wolności, włożyłam w to wiele własnych obaw. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego ktokolwiek miałby robić wszystko, aby szukać sławy dla samego siebie, tak jak to robią dzisiejsze gwiazdy telewizji. Cenię i chronię moje życie prywatne i moją rodzinę – to oni trzymają mnie przy zdrowych zmysłach.

AAR: Swoją pierwszą książkę „Lovers and Players” napisałaś jako Lucinda Edmonds. Opowiada ona o życiu i miłości trzech młodych kobiet. Co sprawiło, że napisałaś tę powieść? Czy Twoi czytelnicy mogą nadal ją kupić, mimo że została wydana prawie trzydzieści lat temu?

LR: Zaczęłam pisać „Lovers and Players” w wieku dwudziestu dwóch lat, kiedy zachorowałam na mononukleozę zakaźną. Ponieważ nie byłam w stanie pracować, powieść została ukończona za jednym zamachem i była głównie inspirowana moimi doświadczeniami z życia w Londynie i ludźmi, których spotkałam. Obecnie nie ma jej już w druku, chociaż mam jej kopię na półce… może kiedyś znów do niej zaglądnę i napiszę ją od nowa.

AAR: Dlaczego przestałaś pisać pod nazwiskiem Lucinda Edmonds?

LR: W 2000 roku wyszłam za mąż i postanowiłam całkowicie skupić się na mojej rodzinie i czwórce dzieci… chociaż nie powstrzymało mnie to przed pisaniem jedynie dla siebie! W tym czasie napisałam kilka tekstów, z których niektóre ostatecznie stały się „Sekretem Heleny” i „Pokojem motyli”, i od tego momentu zaczęłam używać nazwiska po mężu, Lucinda Riley.

Wydawnictwo ALBATROS
tłum. Anna Esden-Tempska
AAR: Kilka tygodni temu ukazał się w Polsce „Pokój motyli”. Czytałam w Internecie, że niektórzy Twoi czytelnicy porównują tę książkę do „Sagi rodu Forsythe’ów”. Ich zdaniem Twoja powieść jest wielowarstwowa, złożona, fascynująca i niezwykle pasjonująca. Jak pamiętasz swoją pracę nad tą książką?

LR: „Pokój motyli” rozpoczął swoje życie jako rękopis, który napisałam prawie dziesięć lat temu i zatytułowałam „Red Admiral”, który jest rodzajem motyla[3]. Postanowiłam wrócić do tej książki po ukończeniu „Siostry Księżyca” w 2018 roku. Na początku sądziłam, że będzie to „lekki” projekt letni – coś, co oderwałoby mnie od bardziej wymagającej serii „Siedem Sióstr”. Jednak wraz z rozwojem „Pokoju motyli” odkryłam, że przepisuję cały manuskrypt, dodając i usuwając postacie i wątki. Od czasu napisania pierwszego manuskryptu zdałam sobie sprawę, że bardzo się rozwinęłam jako autorka, a wiele postaci zyskało większą głębię i złożoność.

AAR: Na kartach niektórych swoich książek zapraszasz czytelników do odwiedzenia egzotycznych krajów. Mam tutaj na myśli „Dom orchidei”, czy też „Różę północy”. Czy możesz powiedzieć nam coś na temat zbierania materiałów? Czy w związku z tym odwiedziłaś Tajlandię i Indie?

LR: Podróżuję do wszystkich miejsc, o których piszę. W przypadku „Orchidei” mieszkaliśmy wówczas w Tajlandii – przez pewien czas nasza rodzina miała dom na Koh Chand, wyspie, na której rozgrywa się część akcji książki, i jest to jedno z moich ulubionych miejsc na świecie. W przypadku „Róży północy” pojechałam do Indii i odwiedziłam Pałac Księżycowy w Jaipur, gdzie wyobrażałam sobie życie Anahity. Zatrzymałam się także w niesamowitym pałacu Rambagh, który jest teraz hotelem, nadal własnością królewskiej rodziny Jaipur, i gdzie regularnie widuje się ich grających w polo. Byłam także w Mumbaju, gdzie mieszka Ari, w Cooch Behar na północy i w New Delhi. Architektura i krajobrazy w Indiach zapierają dech w piersiach!

AAR: Wiem, że masz bardzo bliski kontakt z czytelnikami z całego świata. Jak ważne dla autorów jest bycie online?

LR: Świat z roku na rok staje się coraz bardziej oparty na technologii i myślę, że niezwykle ważne jest znalezienie różnych sposobów dotarcia do odbiorców. Media społecznościowe umożliwiają bezpośredni kontakt z czytelnikami na całym świecie. Kiedy byłam pisarką dwadzieścia lat temu, nie było takich rzeczy jak Facebook, Twitter, YouTube, a nawet nie było prywatnych stron internetowych, i przede wszystkim promowałam się w księgarniach i podczas spotkań autorskich. Niemniej, dzisiaj moje dwuminutowe inspirujące filmy mogą dotrzeć do czytelników na całym świecie, a opinie, które dostaję, są niesamowite i są bezustanną zachętą do dalszego pisania. Za pomocą komunikatora Google Hangouts pierwszy raz w życiu miałam wywiad w Brazylii, który obejrzano ponad dwieście tysięcy razy.

AAR: Jakie jest największe wyzwanie, przed którym stanęłaś jako autorka?

LR: W 1998 roku zmieniłam wydawcę na Pan Macmillan, z którym podpisałam umowę na dwie książki i wydałam tam powieść „Seeing Double” (obecnie ponownie napisana i opublikowana jako „Sekret listu”), czyli książkę, która skupiała się na historii członków brytyjskiej rodziny królewskiej, był to 1999 rok. W tamtym czasie Pan Macmillan przechodziło „reorganizację” i nie był to dobry moment na publikowanie czegokolwiek. Ponadto wiele osób uważało, że historia ta nie będzie mile widziana przez ludzi sprawujących władzę, natomiast w Irlandii książka została dobrze przyjęta, lecz mimo to, w Wielkiej Brytanii wszystkie zamówienia na nią zostały anulowane. Nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło!

Wydawnictwo ALBATROS
tłum. Jan Kabat
AAR: Kiedy pracujesz nad książką w swoim gabinecie, czy wyobrażasz sobie, jak Twoja ogromna rzesza czytelników przyjmie daną postać lub opisywane przez Ciebie wydarzenie?

LR: Kiedy piszę, staram się nie myśleć o niczym innym poza bohaterami i umiejscowieniem akcji – nie mogę pozwolić, by coś innego wywierało na mnie wpływ, ani też nie mogę odczuwać presji z powodu tego, że miliony ludzi będą czytać to, co piszę! Bohaterowie żyją w mojej głowie i przeze mnie opowiadają swoje historie, więc zapisywanie na dyktafonie pierwszego szkicu jest niezwykle osobistym procesem.

AAR: Ile czasu zajmuje Ci ukończenie książki, od momentu opracowania pomysłu na książkę do chwili przesłania jej do redaktora?

LR: Uświadomiłam sobie, że od poczęcia do narodzin wszystkie książki zajmują mi dziewięć miesięcy, czyli podobnie jak ciąża. Dziwne, ale prawdziwe. Zaczynam od procesu badawczego, który obejmuje przeczytanie wszystkich książek, jakie mogę zdobyć, i podróżowanie po okolicy. Następnie zapisuję na dyktafonie pierwszy szkic i przekazuję go mojemu redakcyjnemu asystentowi, aby to wszystko spisał. Po ukończeniu pierwszego szkicu rozpoczynam proces edycji, który jest najbardziej intensywny – kilkadziesiąt razy czytam każde zdanie, grając słowami w kostkę Rubika, aby upewnić się, że wszystko wygląda idealnie.

AAR: Jako pisarka i kobieta sukcesu osiągnęłaś bardzo dużo. Czy uważasz, że masz jeszcze jakiś cel do osiągnięcia?

LR: Oczywiście uwielbiam to, co robię i, jako pisarka, po spędzeniu czasu na odludziu, doceniam każdą chwilę związaną z tym, co dzieje się teraz. Pracuję dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu i czerpię ogromną satysfakcję z tego, że opowiadam historie na papierze i oglądam je w druku na całym świecie – nawet, jeśli będę bogata, to i tak wciąż będę pisać. Obecnie całą swoją energię poświęcam serii „Siedem Sióstr”, ale mam już wiele pomysłów na przyszłe projekty. Moim celem jest po prostu pisać, póki nie umrę!

AAR: Jak udaje Ci się być tak produktywną, mając tak wiele obowiązków nie tylko rodzinnych? Jak zachowujesz równowagę pomiędzy domem a pracą?

LR: Muszę wyłączyć się na dwa lub trzy tygodnie i żyć jak pustelnik, pracując osiemnaście godzin dziennie, pisząc pierwszy szkic. Gdy kończę ten etap pracy i przechodzę do edycji technicznej, a nie do części „kreatywnej”, mogę pracować w domu i spędzać czas z rodziną. Jednak, jak każda pracująca matka, jestem permanentnie wyczerpana i wykonuję zwykłą żonglerkę, co jest znane każdej matce wychowującej dzieci i pracującej na pełny etat!

AAR: Powiedziałaś mi, że pracujesz nad siódmą częścią serii „Siedem Sióstr”. Czy mogłabyś powiedzieć nam coś więcej na ten temat? Czego mogą spodziewać się czytelnicy po tej książce?

LR: Jestem bardzo skryta jeśli chodzi o przyszłość serii „Siedem Sióstr” – czytelnicy piszą do mnie cały czas, prosząc o potwierdzenie swoich teorii na temat #whoispasalt[4] i „zaginionej” siostry. Mogę tylko powiedzieć, że właśnie rozpoczęłam proces badawczy nad siódmą książką serii – faktem jest, że niedawno byłam w podróży, podążając śladami „zaginionej” siostry…

AAR: Lucinda, bardzo dziękuję za tę interesującą i miłą rozmowę. Jest ona dla mnie bardzo ważna. Ponieważ wiem, że jesteś niezwykle zajęta, więc jeszcze raz bardzo dziękuję. Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć swoim polskim czytelnikom? W Polsce masz mnóstwo fanów, którzy zawsze z niecierpliwością czekają na każdą Twoją kolejną książkę.

LR: Bardzo dziękuję za wszystkie wnikliwe pytania! Chciałabym wszystkim moim polskim czytelnikom powiedzieć DZIĘKUJĘ CI za wsparcie i miłe słowa – otrzymuję tak wiele wiadomości z Polski, które bardzo motywują mnie do pisania. Życzę wszystkim spokojnej zimy i szczęśliwego nowego roku!



Wydawnictwo ALBATROS
tłum. Marzenna Rączkowska & Maria Pstrągowska



 Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here.






[1] The Bad Seed to sztuka amerykańskiego dramaturga, Maxwella Andersona (1888-1959), z 1954 roku. Maxwell Anderson napisał ją na podstawie powieści o tym samym tytule. Powieść wyszła spod pióra amerykańskiego pisarza, Williama Marcha (1893-1954). Jest to opowieść o pozornie idealnej dziewczynce, Rhodzie Penmark, która aby osiągnąć swój cel, potrafi skutecznie każdego oczarować. Niestety, pewnego dnia to nie ona, a jej szkolny kolega otrzymuje od nauczyciela nagrodę, na której dziewczynce bardzo zależało. Podczas szkolnej wycieczki, chłopiec nagle znika. Wkrótce okazuje się, że Claude utonął w pobliżu molo. W końcu podejrzenia o zabójstwo kolegi padają na Rhodę. Niebawem matka dziewczynki zaczyna podejrzewać, że jej niewinna córeczka stoi również za innymi nagłymi zgonami, jakie ostatnio miały miejsce w rodzinie. – przyp. tłum.

[2] Historia poszukiwaczy skarbu (z ang. The Story of the Treasure Seekers) to serial na podstawie powieści Edith Nesbit (1858-1924) pod tytułem Poszukiwacze skarbu. – przyp. tłum.

[3] Chodzi o motyla o nazwie Czerwony Admirał. – przyp. tłum.

[4] #whoispasalt (#WhoIsPaSalt) to hasztag związany z fabułą serii „Siedem Sióstr”, którym czytelnicy Lucindy Riley oznaczają własne wskazówki dotyczące odkrywania fabuły poszczególnych części cyklu, a zwłaszcza tajemniczego bohatera, jakim jest przybrany ojciec siedmiu sióstr, czyli Pa Salt. – przyp. tłum.






poniedziałek, 2 grudnia 2019

Staram się, aby moje historie podnosiły na duchu, przynosząc światu Bożą nadzieję...




ROZMOWA Z SUSAN ANNE MASON




Susan Anne Mason to pisarka pochodząca z Kanady, która pisze romanse z elementem duchowości. Jej celem jest tworzenie porywających opowieści o przebaczeniu i odkupieniu. Zawsze czytała i pisała, i te dwie czynności były obecne w jej życiu odkąd pamięta.  Zaczęła pisać już jako nastolatka. Chociaż jej pierwsza powieść została odrzucona, to jednak autorka nie poddała się. Ponad trzydzieści lat później ponownie zajęła się pisaniem i wreszcie jej książka została opublikowana! Susan mieszka na przedmieściach Toronto, gdzie pracuje w niepełnym wymiarze godzin jako sekretarka w kościele. Jest żoną i matką dwojga niesamowitych dzieci oraz członkinią American Christian Fiction Writers (ACFW) i Romance Writers of America (RWA). Oprócz pisania lubi robić albumy i odkrywać w Internecie historię swojej rodziny. Dotychczas w Polsce wydano pięć jej książek, tj. serię zatytułowaną „Mieć odwagę, by marzyć” („Irlandzkie łąki”, „Szlachetne serce” i „Przysięga miłości”), „Spadkobierca” oraz „Najlepsze chęci”, które stanowią pierwszą część serii „Kanadyjskie wyprawy”.




Agnes Anne Rose: Susan, jestem naprawdę zaszczycona, że zgodziłaś się na ten wywiad i w związku z tym możemy teraz porozmawiać. We wrześniu ukazała się w Polsce książka „Najlepsze chęci”. Jak wspomniałam powyżej, powieść ta stanowi pierwszą część serii „Kanadyjskie wyprawy”. Czy możesz powiedzieć nam coś więcej o książce i o całej serii?

Susan Anne Mason: Cześć, Agnieszko! Miło mi Cię poznać. Książki z serii „Kanadyjskie wyprawy” powstały, ponieważ chciałam stworzyć serię, której książki nie byłyby ze sobą ściśle powiązane. Pokochałam serię „Mieć odwagę, by marzyć”, lecz czułam, że te książki należy czytać po kolei, co dla niektórych czytelników jest bardzo trudne. Tak więc seria „Kanadyjskie wyprawy” opowiada o trzech osobach, które spotykają się na statku płynącym z Anglii do Kanady, a każda z tych książek to historia jednej osoby, niezwiązana bezpośrednio z pozostałymi.

„Najlepsze chęci” opowiadają o Grace Abernathy, która odnajduje swoją owdowiałą siostrę, Rose, i jej małego synka. Grace planuje przekonać Rose, aby ta wraz z nią wróciła do Anglii, ale wszystko się zmienia, gdy docierają do niej tragiczne wieści, i wtedy jest zdecydowana zapewnić bezpieczeństwo swojemu siostrzeńcowi, Christianowi. Grace przybiera fałszywe nazwisko, by zostać nianią Christiana, i przenosi się do posiadłości Easton. Pracując jako niania dziecka, zupełnie niespodziewanie zakochuje się w Andrew Eastonie, prawnym opiekunie chłopca. Niestety, Andrew jest zaręczony ze swoją rozpieszczoną przyjaciółką, która z całą pewnością stanie się okropną macochą dla Christiana. Grace musi dołożyć wszelkich starań, aby chronić swojego siostrzeńca… i swoje serce.

AAR: Seria „Mieć odwagę, by marzyć” opowiada historie irlandzkiej rodziny O’Leary. Podobnie jak powyższa seria powieściowa, ta również stanowi beletrystykę historyczną. Co takiego zainspirowało Cię do pisania o Irlandczykach? Czy były to Twoje irlandzkie korzenie z obydwu stron Twojego drzewa genealogicznego?

SAM: Masz rację, Agnieszko! Moje irlandzkie pochodzenie znacznie wpłynęło na to, że zapragnęłam pisać o irlandzkiej rodzinie. Ponadto zawsze kochałam sagi rodzinne. Jedna z serii, którą uwielbiałam jako nastolatka to „The Thornbirds”, czyli opowieść o irlandzkiej rodzinie, która przeprowadziła się do Australii. W Kanadzie był też telewizyjny mini serial i co tydzień czekałam na niego, aby dowiedzieć się, co stanie się z Maggie. Niektóre wątki tej serii zainspirowały mnie do napisania „Irlandzkich łąk”.

AAR: Który z irlandzkich bohaterów jest Ci najbliższy i dlaczego?

SAM: Moją ulubioną postacią jest Rylan Montgomery, ale mogę też powiedzieć, że najbliżej czuję się związana z Brianny O’Leary. Jako młoda kobieta byłam do niej bardzo podobna – spokojna, zastraszana przez autorytety i zawsze pragnąca zadowolić ludzi żyjących wokół mnie. Tak więc droga Britanny do odnalezienia samej siebie i umiejętności ochrony siebie stała się tym, z czym naprawdę mogłam się identyfikować.

AAR: Przeczytałam w Internecie, że zanim opublikowałaś „Irlandzkie łąki” minęło dziesięć lat. Dlaczego?

SAM: To skomplikowane pytanie! Zaczęłam pisać dla zabawy, kiedy moje dzieci były małe, nigdy tak naprawdę nie zamierzając publikować. Napisanie jednej książki zajęło mi dwa lata (nawiasem mówiąc, to było okropne). Potem odkryłam grupę pisarzy z Toronto tworzących romanse*, zaczęłam uczęszczać na seminaria i wciągnęłam się w świat pisania. Wcześniej czułam się bardzo samotna, nie znając innych pisarzy. Zaczęłam uczyć się więcej o rzemiośle pisarskim i tak było dopóki moja praca nie okazała się wystarczająco dobra, aby wygrać konkurs i w ten sposób zwrócić uwagę redaktora z wydawnictwa Bethany House, który zaproponował mi umowę na trzy książki!


Wydawnictwo Dreams
tłum. Anna Pliś


AAR: Kilka tygodni temu przeczytałam „Spadkobiercę”. Byłam pod dużym wrażeniem tej książki. Myślę, że jest to najpiękniejsza książka łącząca wartości chrześcijańskie ze zwykłym ludzkim życiem. Co sprawiło, że napisałaś tę powieść?

SAM: Właściwie wpadłam na ten pomysł podczas badań nad przodkami. Dowiedziałam się, że mój prapradziadek pracował jako stajenny w stajniach należących do zamożnej angielskiej rodziny, której majątek nazywał się Stainsby House. W toku dalszych badań odkryłam, że ożenił się z jedną z podkuchennych pracujących w tej posiadłości i to sprawiło, że wyobraziłam sobie, jak mogłaby wyglądać ich historia miłosna. Pomyślałam, że fajnie byłoby napisać historię, w której bohaterowie pobraliby się już na samym początku książki (zamiast romansu, w którym para nie może być razem aż do samego końca), ale musiałam znaleźć sposób na podtrzymanie konfliktu pomiędzy nimi. A cóż może być lepszego, niż to, że stajenny zostaje spadkobiercą!

AAR: Dlaczego do fabuły swoich opowieści wplatasz wartości chrześcijańskie?

Wydawnictwo Dreams
tłum. Elżbieta Zawadowska 
SAM: Staram się, aby moje historie podnosiły na duchu, przynosząc światu Bożą nadzieję i bezwarunkową miłość. To wspaniale, gdy czytelniczka wysyła mi wiadomość, że moje słowa przemówiły do niej i dały jej nadzieję odnośnie do jej życiowej sytuacji. To daje satysfakcję.

AAR: Jak wspomniałam powyżej, Twoja pierwsza powieść, którą napisałaś jako nastolatka, została odrzucona. Czy mogłabyś powiedzieć nam, co stało się z tą książką?

SAM: Nic! Leży wysoko na półce w mojej szafie razem z tym odmownym listem! Zaczęłam ją pisać, gdy miałam dwanaście lat, a skończyłam, kiedy miałam około piętnastu. To był jeden wielki bałagan, ale za to świetna nauka!

AAR: Skąd czerpiesz informacje i pomysły do swoich książek?

SAM: Wiele razy trzon pomysłu stanowi życie mojej rodziny albo historia z gazety, a potem buduję wokół tego fabułę. Na przykład w przypadku drugiej części „Kanadyjskich wypraw”, „The Highest of Hopes”, zasadniczym pytaniem było życie mojej babci, która nigdy nie znała swoich rodziców. Jej matka zmarła przy porodzie i powiedziano jej, że jej ojciec umarł z powodu złamanego serca. Podczas swoich badań odkryłam, że nie umarł, a tak naprawdę ożenił się ponownie i miał kolejne dziecko. Zastanawiałam się, co zrobiłaby moja babcia, gdyby kiedykolwiek się o tym dowiedziała. Czy wróciłaby do Anglii, by znaleźć ojca i stawić mu czoło, czy udawałaby, że on nie istnieje? Tak więc moja bohaterka, Emmaline, robi to pierwsze, gdy dowiaduje się, że jej ojciec, o którym myślała, że nie żyje, ma się bardzo dobrze i mieszka w Kanadzie. Emmaline jest niepokorną kobietą i oczywiście przepływa ocean, aby go odnaleźć.

AAR: Jaka była najbardziej zaskakująca rzecz, której nauczyłaś się podczas tworzenia swoich książek?

SAM: Jak naprawdę trudne jest pisanie! I ile pracy zajmuje redagowanie i udoskonalanie opowieści, dopóki ta nie trafi do druku.

AAR: Czy dostajesz dużo wiadomości od czytelników? O czym mówią?

SAM: Niezbyt często dostaję wiadomości od swoich czytelników, ale ilekroć ktoś poświęci czas na skontaktowanie się ze mną, jestem bardzo wzruszona i z całą pewnością odpowiadam na jego wiadomość. Jak powiedziałam wcześniej, najbardziej satysfakcjonującą rzeczą jest otrzymywanie wiadomości od kogoś, kto naprawdę docenił pozytywne przesłanie moich książek.

AAR: Piszesz także romance współczesne. Mam na myśli serię „The Rainbow Falls” i książkę zatytułowaną „Healing The Widower’s Heart”. Żadna z nich nie została jeszcze opublikowana w Polsce. Czy mogłabyś powiedzieć nam coś więcej o tych książkach?

SAM: Książki te zostały wydane w Stanach Zjednoczonych przez niewielkie wydawnictwo i wątpię czy zostaną przetłumaczone. Ale nigdy nie wiadomo. Skupiają się one wokół mieszkańców małego fikcyjnego miasteczka Rainbow Falls w Północnej Dakocie. Pierwsza bohaterka, Lily, ucieka przed trudną przeszłością. Jej nowy gospodarz, Nick, okazuje się mężczyzną honorowym, czego Lily nigdy wcześniej nie doświadczyła. Trudno jest jej mu zaufać, ale kiedy dowiaduje się, że Nick myśli o zostaniu pastorem, wie, że nigdy nie będzie dla niego wystarczająco dobra.

„Healing The Widower’s Heart” to książka w rodzaju harlequina, o wdowcu i jego małym synku, który nie może uciec od smutku, oraz o młodej opiekunce, która pomaga im wyleczyć się z przygnębienia. To była jedna z moich ulubionych książek!

AAR: Ciekawi mnie, w jaki sposób piszesz? Czy w pisaniu bardziej kierujesz się logiką czy intuicją, albo łączysz ze sobą te dwie rzeczy? Proszę, opisz swój proces tworzenia.

Wydawnictwo Dreams
tłum. Elżbieta Zawadowska
SAM: Powiedziałabym, że jest to połączenie obydwu tych kwestii. Muszę przedstawić swoim wydawcom zarys każdej książki, zanim zaproponują mi umowę. Zwykle współpracuję ze swoim osobistym krytykiem i intensywnie myślimy o tym, co może się wydarzyć w każdej książce. Kiedy mam już ogólny zarys każdej opowieści, wysyłam ją do swojego wydawcy. Jednak… kiedy zacznę pisać, robię to bardziej intuicyjnie i wiele razy moje postacie odmawiają współpracy z moim zarysem (śmiech). Opowieść zazwyczaj kończy się zupełnie inaczej niż ta, od której zaczęłam.

AAR: Jakie cele i założenia przyświecały Twoim książkom i czy czujesz, że je osiągnęłaś?

SAM: Moim celem było danie ludziom historii podnoszących na duchu, dających nadzieję na przyszłość. Jak również oznajmienie im, że Bóg ich kocha bez względu na wszystko. Chciałam też pisać wspaniałe historie miłosne ze szczęśliwymi zakończeniami! Ogólnie rzecz biorąc, czuję, że to osiągnęłam.

AAR: Czy są jakieś ludzkie historie, które poznałaś podczas zbierania materiałów do książek? Czy mogłabyś się nimi podzielić?

SAM: Większość swoich badań prowadzę w Internecie i podczas zwiedzania niektórych miast mających związek z moją książką. Tak naprawdę nie spotykam się z ludźmi. Wybacz!

AAR: Jaki jest Twój kolejny projekt? Czy pracujesz nad nową książką?

SAM: Pracuję nad nową trzyczęściową serią zatytułowaną „Redemption’s Light”. To opowieść o młodej kobiecie, żyjącej w 1941 roku, która chce otworzyć klinikę położniczą dla niezamężnych matek. Pierwsza książka nosi tytuł „Heaven For Her Heart” i powinna ukazać się późną jesienią 2020 roku.

AAR: Susan, bardzo dziękuję Ci za tę interesującą rozmowę. Czy jest coś, co chciałabyś dodać lub powiedzieć swoim polskim czytelnikom?

SAM: Tylko to, że jestem wdzięczna za miłość i wsparcie, jakie od Was otrzymuję! Jestem wdzięczna Wam wszystkim!



Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here.










Chodzi o grupę The Toronto Romance Writers, która powstała w 1986 roku i zrzesza autorów tworzących każdy rodzaj romansów: historyczne, współczesne, futurystyczne, paranormalne i z wątkiem sensacyjnym. (przyp. tłum.).






środa, 20 listopada 2019

Zawsze chciałam napisać książkę o pięknym wybrzeżu Oregonu...




ROZMOWA Z IRENE HANNON


Irene Hannon jest bestselerową i wielokrotnie nagradzaną autorką. Napisała ponad pięćdziesiąt powieści, wśród których są romanse z wątkiem sensacyjnym, współczesne romanse oraz powieści typowo kobiece. Irene posiada tytuł licencjata z psychologii i magistra z dziennikarstwa. Przez wiele lat pracowała na dwóch etatach, aż w końcu zrezygnowała ze stanowiska dyrektora ds. komunikacji korporacyjnej w firmie Fortune 500, aby zostać pełnoetatową pisarką. Wszystkie jej powieści charakteryzuje światopogląd chrześcijański. W wolnym czasie lubi gotować, uprawiać ogród i śpiewać. Jako wykwalifikowana wokalistka śpiewała główne role w wielu musicalach. Jest także solistką w swoim kościele parafialnym. Kiedy nie jest zajęta, wówczas wraz z mężem podróżuje, w sobotnie poranki chodzi do ulubionej kawiarni i spędza czas z rodziną. Mieszkają w Missouri. W Polsce możemy przeczytać trzy jej książki: „Pewnego lata”, „Tej idealnej wiosny” i  Przystań Nadziei”.



Agnes Anne Rose: Witam Cię bardzo serdecznie, Irene, i dziękuję, że poświęciłaś czas, aby dzisiaj ze mną porozmawiać. Czy zawsze uważałaś siebie za pisarkę? Możesz opowiedzieć coś o swojej drodze wydawniczej?

Irene Hannon: Cieszę się, że tutaj jestem! Tak, zawsze uważałam się za pisarkę. Myślę, że pisarzem człowiek się rodzi, a nie jest stworzony, natomiast pisanie, jak każdy inny talent, jest darem. Niemniej, w młodości nigdy nie uważałam pisania powieści jako realny wybór swojej kariery. Wszyscy wiedzą, jak trudno jest zarabiać na życie w jakiejkolwiek twórczej dziedzinie, a ja nie chciałam się martwić tym, że nie będę mieć wystarczająco dużo pieniędzy na życie. Po skończeniu studiów dziennikarskich podjęłam pracę w świecie biznesu, gdzie pisałam codziennie i wtedy nocami zaczęłam pisać książki. Sprzedaż mojej pierwszej książki zajęła dużo czasu, a po drodze było wiele niepowodzeń. Mimo to nadal pisałam i ostatecznie osiągnęłam sukces, który pozwolił mi porzucić korporacyjny świat i pisać w pełnym wymiarze godzin.

AAR: Kim byli ludzie, którzy Cię zachęcali i dostrzegali w Twoim pisaniu potencjał?

IH: Na początku to moi rodzice byli dla mnie największym wsparciem. Uwierzyli we mnie, co dało mi pewność, że mogę spróbować. Mój tata wciąż mnie zachęca i wiem, że moja mama czuwa nade mną z nieba. Pierwszą osobą, która przekonała mnie, że posiadam poważny potencjał, była moja nauczycielka języka angielskiego w szkole średniej. Była również pasjonatką siły języka i to ona przekazała mi tę pasję.

AAR: Jak wspomniałam wyżej, fabuła Twoich książek opiera się na światopoglądzie chrześcijańskim. Co sprawiło, że zdecydowałaś się tworzyć beletrystykę chrześcijańską?

IH: Dwie rzeczy. Po pierwsze, zawsze wierzyłam, że można opowiadać ciekawe historie bez wulgaryzmów, jawnej przemocy lub scen łóżkowych. Beletrystyka chrześcijańska jest idealnym domem dla tego rodzaju opowieści. Lubię ten gatunek, ponieważ jest pełen nadziei i koncentruje się na rzeczach, które naprawdę mają znaczenie. Pomimo tego, element wiary w moich książkach wydaje się niewielki. Zazwyczaj pokazuję bohaterów, którzy żyją w wierze, a nie o niej mówią, lecz jasne jest, że ich przekonania wpływają na wszystkie ich wybory.

AAR: W jaki sposób sprawiasz, by opowieść stała się wiarygodna, szczególnie kiedy osobiście nie zetknęłaś się z trudnościami, które przeżyli Twoi bohaterowie?

IH: Pomagają mi moje studia psychologiczne. Podobnie jak moja praca sceniczna, która wymaga ode mnie odgrywania różnych ról i stawania się inną osobą. Podsumowując, empatia jest tutaj kluczem. Musisz postawić się w roli bohatera i postarać się wyobrazić sobie, co on czuje. W dużej mierze pomaga także czytanie, ponieważ istnieje wielu wspaniałych autorów, którzy stworzyli postacie, które pomagają nam lepiej zrozumieć ogrom różnych doświadczeń i wyzwań.

Wydawnictwo Replika
tłum. Piotr Kuś
AAR: A teraz porozmawiajmy o książkach, które zostały opublikowane w Polsce. Pierwszą z nich jest „Pewnego lata”. Powieść została wydana w 2013 roku. Według polskich recenzentów jest to piękna opowieść o sile wiary i relacji międzyludzkich, jak również zadziwiającym splocie wydarzeń, który pewnego lata zetknął ze sobą losy kilkorga ludzi. Czy mogłabyś powiedzieć nam, co zainspirowało Cię do napisania tej książki?

IH: Chciałam napisać książkę o uzdrowieniu relacji pomiędzy rodzeństwem. Stworzyłam więc historię, w której dwie bardzo różniące się od siebie siostry i żyjące przez dość długi czas z dala od siebie, spotykają się pewnego lata, aby poradzić sobie z kryzysem rodzinnym. Trzeba przezwyciężyć urazę, wzajemną rywalizację i bolesną przeszłość. Przesłanie, które chciałam zawrzeć jest takie, że nigdy nie jest za późno, aby naprawić krzywdy i zacząć wszystko od nowa, i że przebaczenie win z przeszłości stanowi często klucz do lepszej przyszłości.

AAR: Twoja kolejna książka, zatytułowana „Tej idealnej wiosny”, została opublikowana w Polsce w 2014 roku. Niektórzy polscy czytelnicy mówią, że jest to przyjemna lektura o sile modlitwy i wiary w to, że nasze losy są zapisane przez jakąś siłę wyższą i wszystko, co się dzieje z ludźmi prowadzi ich ku temu, co jest im przeznaczone. Czy mogłabyś powiedzieć nam, jak wspominasz pracę nad tą książką?

IH: „Tej idealnej wiosny” zaczyna się od listu małej dziewczynki, w którym prosi biznesmena filantropa o pomoc w zaplanowaniu urodzinowej niespodzianki dla swojego starszego sąsiada. Ostatecznie ten prosty gest dobroci dotyka wielu ludzi i przynosi mnóstwo błogosławieństwa. Jednym z przesłań tej książki jest to, że wszystko, co robimy może wywołać efekt fali i że łaska może wejść w nasze życie w najbardziej nieoczekiwany sposób. To piękna, podnosząca na duchu opowieść o drugich szansach i rozpoczynaniu wszystkiego od nowa.

AAR: Kilka tygodni temu przeczytałam „Przystań Nadziei”, która została wydana w Polsce w zeszłym roku. Jestem pod wielkim wrażeniem tej powieści. Nie mogę o niej zapomnieć. Pozwól, że zapytam, jak pojawił się pomysł opowiedzenia historii Tracy i Michaela?

IH: Zawsze chciałam napisać książkę o pięknym wybrzeżu Oregonu, więc kilka lat temu pojechałam tam, aby zebrać materiały na temat miejsca akcji. Jedną z roślin uprawianych w Oregonie jest żurawina. Postanowiłam więc stworzyć bohaterkę, która jest właścicielką rodzinnej farmy żurawinowej przeżywającej trudności finansowe. Towarzyszy jej także głęboki smutek. Michael przybywa do Przystani Nadziei w poszukiwaniu odpowiedzi… i odkupienia. Ukrywa tę bolesną tajemnicę i głęboki żal. Chciałam zabrać czytelników w podróż z tymi dwiema zranionymi duszami, które znajdują uzdrowienie, nadzieję i miłość. Jest też druga historia o starszej kobiecie, która ma pretensje izolujące ją od wielu lat od otoczenia. Kluczową częścią tej historii jest obserwowanie jej transformacji, gdy zaczyna ona wchodzić w interakcje z Michaelem.

Wydawnictwo Replika
tłum. Monika Orłowska
AAR: Oprócz tych trzech książek, o których rozmawiałyśmy powyżej, napisałaś ich znacznie więcej. Czy mogłabyś wybrać jedną z nich i zarekomendować ją swoim polskim czytelnikom? Powiedz, dlaczego akurat ta.

IH: Poleciłabym jedną z książek pochodzących z serii „Przystań Nadziei”. Oprócz pierwszego tytułu – „Przystań Nadziei” – są jeszcze cztery… i co najmniej trzy w drodze. Cieszę się, że czytelnicy na całym świecie przyjęli to małe nadmorskie miasteczko w stanie Oregon. „Driftwood Bay”, najnowsza powieść z serii „Przystań Nadziei”, cieszy się szczególną popularnością. Każda historia jest autonomiczna, ale we wszystkich pojawia się kilka drugorzędnych postaci, jak Floyd i Gladys, moja para mew; przekomarzający się duchowni z dwóch kościołów w mieście; oraz Charley Lopez, artysta prowadzący stoisko z taco na nabrzeżu. Zapraszam wszystkich czytelników tej strony do odwiedzenia Przystani Nadziei i poznania ich!

AAR: Jaka jest najbardziej zaskakująca rzecz, którą odkryłaś podczas pisania książki/książek?

IH: To, że pisanie nigdy nie staje się łatwiejsze. Ludzie, którzy nie są pisarzami, nie zawsze to rozumieją. Ale prawda jest taka, że im dłużej to robię, tym jest mi trudniej. To dlatego, że chcę, aby każda książka była lepsza od poprzedniej, więc zawsze staram się ją ulepszać. I z każdą książką, którą piszę uczę się czegoś nowego.

AAR: Czy wśród bohaterów, których stworzyłaś, masz swojego ulubionego? Jeśli tak, to który? I co czyni go tak wyjątkowym?

IH: Uwielbiam wszystkie moje postacie, ale ulubionym bohaterem czytelników jest Charley Lopez, czyli postać z „Przystani Nadziei”, o której wspomniałam powyżej. On zawsze ma do powiedzenia coś mądrego i wydaje się, że dużo wie o innych. Dostałam od czytelników więcej komentarzy dotyczących tej postaci, niż na temat wszystkich innych moich bohaterów razem wziętych i pojawiających się w pozostałych książkach.

AAR: Twoja najnowsza książka „Dark Ambitions” została wydana w październiku. Jest to trzecia część serii zatytułowanej „Code of Honor”. Czy mogłabyś powiedzieć nam coś więcej na temat tej powieści i całej serii?

IH: Pisząc skupiam się na dwóch gatunkach – współczesnym romansie i romansie z wątkiem sensacyjnym. „Dark Ambitions” to powieść trzymająca w napięciu. Seria „Code of Honor” przedstawia troje przyjaciół z dzieciństwa pochodzących z trudnych środowisk, których więź w miarę upływu czasu… i grożącego im niebezpieczeństwa jeszcze bardziej się umocniła. Będąc dziećmi przysięgli sobie, że uczynią świat lepszym, i to jest ten kod, według którego żyją – stąd wziął się tytuł serii. „Dark Ambitions” to trzecia książka z serii, która opowiada o byłym pilocie wojskowym, który obecnie prowadzi obóz dla przybranych dzieci. Historia zaczyna się, gdy w obozie odkryty zostaje ślad krwi na śniegu. Wtedy były pilot wynajmuje prywatnego detektywa, aby ten pomógł mu rozwiązać zagadkę śladu krwi. Lecz im bardziej zagłębiają się w sprawę, tym większe grozi im niebezpieczeństwo, ponieważ ktoś nie chce, aby prawda została odkryta. Jest to historia trzymająca w napięciu z zakończeniem, którego większość czytelników nie jest w stanie przewidzieć. I jak w przypadku wszystkich moich książek tworzących serie, tutaj też każda jest autonomiczna. Nie ma wątków fabularnych, które przenoszą się z książki na książkę.

Wydawnictwo Dreams
tłum. Emilia Niedzieska
AAR: Czy mogłabyś zdradzić nam, jaki jest styl Twojej pracy? Czy jesteś planistką, czy piszesz to, co akurat przyjdzie Ci do głowy?

IH: Trochę i jedno, i drugie. Przed rozpoczęciem pisania spędzam sporo czasu na poznawaniu swoich postaci i kreśleniu podstawowej fabuły. Na wczesnym etapie robię też dużo badań. Gdy zaczynam pisać, pozwalam, aby to historia przejęła kontrolę. Nie mam jednak ani konspektu, ani nawet planu pisania sceny po scenie.

AAR: Napisałaś więcej niż pięćdziesiąt książek. Czy kiedykolwiek ogarniały Cię jakieś wątpliwości?

IH: Często – szczególnie wtedy, gdy próbuję wymyślić, dokąd udać się ze swoją kolejną książką. Ten etap wydaje mi się bardzo bezproduktywny, ponieważ na stronie nie pojawiają się żadne słowa. A zatem myślę. Wiem, że to część mojego pisarskiego procesu, ale czasami myślę, że wątki tej historii nigdy nie połączą się ze sobą lub że nie wpadnę na naprawdę sugestywny pomysł. Mój mąż mógłby opowiedzieć Ci o tych wątpliwościach, ponieważ to on musi tego słuchać!

AAR: Jak wspomniałam wyżej, jesteś autorką otrzymującą szereg nagród. Na przykład siedmiokrotnie byłaś finalistką nagrody RITA, a trzy razy ją zdobyłaś. Ta nagroda uważana jest za Oscara w dziedzinie romansów. Ale zdobyłaś także znacznie więcej nagród. Czy mogłabyś powiedzieć nam coś więcej na ich temat?

IH: Miałam szczęście, że moja praca została doceniona wieloma nagrodami, wśród których znalazły się także National Readers’ Choice, Daphne du Maurier Award, Retailers’ Choice, Booksellers’ Best, Carol Award i Reviewers’ Choice. Ta ostatnia przyznawana jest przez magazyn RT Book Reviews.  Nagroda za całokształt twórczości przyznawana przez RT Book Reviews dotyczyła całego mojego dorobku literackiego i była dla mnie wyjątkowa. Lecz ta, która ma dla mnie największe znaczenie wprowadziła mnie do galerii sław amerykańskich pisarzy. Dzieje się tak po trzykrotnym zdobyciu nagrody RITA w tej samej kategorii, a tylko szesnastu autorów dokonało tego w prawie czterdziestoletniej historii organizacji.

AAR: Co oznacza dla Ciebie sukces literacki? W jaki sposób zmienił on Twoje życie?

IH: Ogromnym błogosławieństwem okazało się zarabianie na życie dzięki pisaniu powieści. Pracuję przez wiele godzin, ale mój harmonogram dnia jest znacznie bardziej elastyczny, niż wtedy, gdy pracowałam w korporacji. Tak więc od czasu do czasu wraz z mężem możemy wymknąć się na lunch do uroczego miejsca na wsi. Poza tym moje życie nie zmieniło się tak bardzo, ponieważ moje priorytety są takie same… wiara, rodzina i pisanie. Mój mąż i ja mieszkamy w tym samym domu, który kupiliśmy po ślubie, na długo zanim odniosłam duży literacki sukces. Udzielam więcej wywiadów i mam więcej spotkań autorskich, niż kiedyś, ale kiedy jestem w domu (to moje ulubione miejsce), jestem tą samą Irene, którą zawsze byłam. Nigdy nie potrzebuję rzeczy materialnych do tego, aby być szczęśliwą, i chociaż cieszę się chwilami splendoru, który zawdzięczam swojemu sukcesowi, cieszę się, że większość dni spędzam w spokoju i kameralnie.

AAR: Na koniec chciałabym zapytać Cię, czy obecnie nad czymś pracujesz. Czy mogłabyś podzielić się tym ze swoimi czytelnikami?  

IH: Zawsze pracuję nad jakąś książką. W kwietniu ukaże się szósta część serii „Przystań Nadziei”. Jej tytuł to „Starfish Pier”. Przyszłej jesieni rozpocznę nową serię romansów z wątkiem sensacyjnym, w której udział biorą trzy siostry zaangażowane w poszukiwanie prawdy. Ta seria nosi tytuł „Triple Threat”, a jej pierwsza część zatytułowana jest „Point of Danger”. Tak więc przede mną wiele powieści!

AAR: Irene, bardzo dziękuję Ci za tę miłą rozmowę. To była dla mnie ogromna przyjemność móc z Tobą porozmawiać. Czy jest coś, co chciałabyś dodać albo powiedzieć swoim polskim czytelnikom?

IH: Cieszę się, że kilka moich książek zostało przetłumaczonych na język polski i mam nadzieję, że w przyszłości zostaną przetłumaczone kolejne. Dziękuję wszystkim, którzy czytali lub kupili moje książki wydane w języku polskim. Tych, którzy czytają po angielsku zapraszam do odwiedzenia mojej strony na Facebooku (https://www.facebook.com/Irene-Hannon-426433004084567/), gdzie prawie codziennie rozmawiam z czytelnikami. Natomiast moja strona internetowa (www.irenehannon.com) zawiera więcej informacji na temat wszystkich moich książek i mojej przeszłości. Dziękuję, Agnieszko, za zaproszenie. Było mi bardzo miło!




Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj
If you want to read this interview in English, please click here