piątek, 30 stycznia 2015

To dla mnie ogromne przeżycie, widząc jak moje powieści ekranizowane są na potrzeby telewizji czy kina...






ROZMOWA Z PHILIPPĄ GREGORY


Philippa Gregory to brytyjska pisarka tworząca powieści historyczne. Autorka pisze książki od 1987 roku. Najbardziej znaną jej powieścią jest książka pod tytułem „Kochanice króla” (2001), która w 2002 roku została uhonorowana nagrodą Romantic Novel of the Year Award przyznawaną przez Romantic Novelists’ Association. Philippa Gregory urodziła się w Kenii, a kiedy miała dwa lata jej rodzina przeniosła się do Anglii. Swoją pierwszą powieść – „Dziedzictwo” – napisała w trakcie robienia doktoratu z literatury osiemnastowiecznej. W swoim dorobku literackim posiada powieści, których akcja rozgrywa się w różnych okresach historycznych, niemniej dominuje wśród nich wiek XVI i lata panowania dynastii Tudorów. Obecnie w Polsce dużą popularnością z tej serii cieszy się „Biała księżniczka”*. 



Agnes A. Rose: Bardzo dziękuję, że przyjęła Pani moje zaproszenie do udziału w wywiadzie. Jestem niesamowicie wdzięczna! Na początek chciałabym zapytać, w jaki sposób zaczęła Pani tworzyć literaturę? Czy marzyła Pani o tym od dzieciństwa tak, jak robi to większość pisarzy? I dlaczego wybrała Pani powieści historyczne?

Philippa Gregory: Dziękuję za zaproszenie. Nie chciałam być pisarką; właściwe chciałam wykładać na uniwersytecie. Mój doktorat dotyczy osiemnastowiecznej literatury popularnej, więc kiedy studiowałam materiały i czytałam je (przeczytałam ponad dwieście powieści w ciągu czterech lat), uczyłam się tego, jak funkcjonuje powieść, w jakim kierunku podążać i jak opowiadać daną historię. Kiedy kończyłam swój doktorat, na uniwersytecie nie było etatów, a zatem pisałam. Miałam wtedy małą córeczkę, więc kiedy spała, ja pracowałam przy biurku. Skończyłam swoją pierwszą powieść zatytułowaną „Dziedzictwo”, w której widać wpływ mojego doktoratu – jej akcja rozgrywa się w XVIII wieku w Anglii i opowiada historię kobiety walczącej o prawo do dziedziczenia. Na całym świecie powieść sprzedała się bardzo dobrze, a ja nie przestałam pisać – teraz jest to mój zawód. Zawsze kochałam historię, czytałam ją i rozmyślałam o niej, więc pisanie powieści historycznych przyszło mi bardzo łatwo.




Agnes A. Rose: Pani książki są bardzo popularne na całym świecie. W Polsce jest Pani bardzo znaną pisarką. Czy mogłaby Pani powiedzieć polskim czytelnikom, w jaki sposób przygotowuje Pani swoje powieści? Jak radzi sobie Pani z tłem historycznym, tymi wszystkimi faktami i wątkami?

Philippa Gregory: Każda książka zabiera mi około dwóch lat. Od sześciu do dziewięciu miesięcy zbieram materiały i czytam je, zanim zacznę pisać. W kontekście ogólnym czytam wszystko, co dotyczy okresu, o którym piszę, i wszystkie fakty odnoszące się do głównych bohaterów, a potem odwiedzam London Library, aby przeczytać starsze książki, które wyszły z druku. Następnie czytam wszystkie artykuły i eseje wymienione w książkach. Odwiedzam najważniejsze miejsca dotyczące każdej powieści, chodzę do muzeów i rozmawiam z kustoszami oraz miejscowymi historykami. Ciągle robię notatki, a dla każdej powieści mam przeznaczony ogromny folder z tymi zapiskami. Kiedy w głowie słyszę głos bohaterów, wtedy zaczynam pisać. Podczas pisania nadal prowadzę badania, aby odpowiedzieć na konkretne pytania, i tak dalej. Lubię pracować w swoim gabinecie, gdzie w pobliżu mam swoje materiały, choć wiele z nich obecnie jest w formie elektronicznej; na ścianach gabinetu mam ramy czasowe, drzewa genealogiczne, mapy i najważniejsze daty, aby w mojej głowie w odpowiedniej kolejności następowały po sobie miejsca, ludzie i daty.

Agnes A. Rose: W Polsce najbardziej popularne są książki z serii „Wojna Kuzynów”, cykl o dynastii Tudorów oraz trylogia o rodzie Lacey’ów.  Która z tych serii jest Pani najbliższa i dlaczego?

Philippa Gregory: Wszystkie są mi bliskie – myślę, że trylogia o Lacey’ach zawsze będzie budzić we mnie szczególne uczucia – „Dziedzictwo” było pierwszą książką, jaką napisałam i opublikowałam, bardzo też lubię Tudorów i Plantagenetów.

Agnes A. Rose: Porozmawiajmy o kobietach „Wojny Dwu Róż”. Główną bohaterką „Białej królowej” jest Elżbieta Woodville. Jest zupełnie inna niż Małgorzata Beaufort, która jest niesamowicie demoniczna. Tym, co najbardziej urzekło mnie podczas czytania był fakt, że Elżbieta była wspaniałą żoną i matką. W związku z tym, czy ona naprawdę była w stanie rzucić klątwę?

Philippa Gregory: Myślę, że Elżbieta i jej matka Jakobina były bardzo odważnymi i silnymi kobietami. Elżbieta zapamiętale chroniła swoją rodzinę – żyła w niebezpiecznych czasach i zrobiłaby wszystko, co mogła, aby móc o nią zadbać, więc przekleństwo rzucone na kogoś jest jak najbardziej możliwe.

Agnes A. Rose: Kobiety, które kreuje Pani w swoich powieściach posiadają silny charakter i doskonale wiedzą, czego oczekują od życia. Oprócz tego, że muszą być posłuszne mężczyznom, którzy generalnie wykorzystują je, aby zaspokoić własne ambicje, kobiety te również uparcie dążą do celu. Która z kobiet pojawiających się na kartach Pani powieści była najtrudniejsza do wykreowania i dlaczego?

Philippa Gregory: Na początku walczyłam z charakterem Małgorzaty Beaufort w „Czerwonej królowej”. Ona bardzo różni się od Elżbiety Woodville, z którą spędziłam ponad dwa lata, czytając o niej i pisząc „Białą królową”. To była szybka zmiana, a ja musiałam przejść od sympatyzowania z Yorkami do skoncentrowania się na ich wrogach, Lancasterach. Początkowo Małgorzata Beaufort może wydawać się dość zimną i bezwzględną bohaterką, ale podziwiam jej pasję i oddanie. Trzeba spróbować spojrzeć na te kwestie z punktu widzenia bohaterów, a wtedy dostrzeże się dlaczego zrobili to, co zrobili. Ostatecznie osiągnęła to, czego chciała i ujrzała swojego syna na tronie.

Agnes A. Rose: Jest Pani także autorką serii zatytułowanej „Zakon ciemności”. Ten cykl adresowany jest do młodych czytelników. Jak dotąd w Polsce ukazały się dwie części tej serii – „Odmieniec” i „Krucjata”.** Dlaczego zdecydowała się Pani stworzyć tego rodzaju opowieść?

Philippa Gregory: Wiedziałam, że jest mnóstwo młodszych czytelników, którzy lubią moje książki, więc chciałam napisać opowieść dla nich z młodszymi bohaterami. Pisanie książki z zupełnie fikcyjnymi postaciami było czymś nowym i ekscytującym. Akcja rozgrywa się na tle prawdziwych wydarzeń historycznych, a zatem w przypadku każdej książki wciąż konieczne jest gromadzenie materiałów. Fabuła tych powieści osadzona jest w Europie, więc pisanie o innym miejscu niż Anglia było bardzo ciekawe. Trzecia powieść „Złoto głupców” umiejscowiona jest we wspaniałej i niepowtarzalnej Wenecji, więc musiałam udać się tam, aby zebrać materiały, co było dodatkowym bonusem. 

Agnes A. Rose: Niekiedy w Pani książkach możemy dostrzec elementy literatury fantasy. Są to chociażby takie powieści, jak „Czarownica” czy „Władczyni rzek”. Moim zdaniem jest to doskonała mieszkanka. Dlaczego decyduje się Pani wykorzystywać fantastykę w swoich powieściach?

Philippa Gregory: Ludzie żyjący w XV i XVI wieku często przypisywali magii i czarom rzeczy, których nie byli w stanie wyjaśnić, funkcjonowało wiele przesądów, które miały miejsce w tamtym czasie, więc moja decyzja, aby włączyć elementy magii bardziej ma związek z tym, w jaki sposób bohaterowie interpretują wydarzenia zawarte w powieści. Bliscy Jakobiny naprawdę wierzyli, że wywodzą się od bogini wód Meluzyny, a zatem zdarzenia zaistniałe w książce spowodowane są „czarami”, które najprawdopodobniej można wytłumaczyć przy pomocy współczesnej nauki i wiedzy o świecie, ale w tamtym czasie myślano o nich, że są magiczne.

Agnes A. Rose: Jak wspomniałam wyżej, w Polsce możemy przeczytać „Białą księżniczkę”. Ta książka jest częścią cyklu „Wojna Kuzynów”. Czy mogłaby Pani zachęcić swoich polskich Czytelników do przeczytania tej powieści?

Philippa Gregory: To historia Elżbiety York, córki Elżbiety Woodville i Edwarda IV. (Historię jej matki można przeczytać w „Białej królowej”). Elżbieta jest zmuszona poślubić Henryka Tudora, aby dzięki temu zawrzeć pokój pomiędzy walczącymi ze sobą domami Yorków i Lancasterów, po tym, jak Henryk pokonał Ryszarda III w bitwie, kończąc oficjalnie wojnę kuzynów i zostając królem. Rodzi się dynastia Tudorów, a Elżbieta wydaje na świat dwóch synów, Artura i jego młodszego brata Henryka (którego znamy jako Henryka VIII). Pisanie tej powieści było dla mnie bardzo interesujące, i nawet jeśli wojna kuzynów oficjalnie się zakończyła, to i tak był to okres politycznego napięcia – Henryk był paranoikiem i bał się, że poddani zbuntują się przeciwko niemu. Osobista historia Elżbiety jest głęboko związana z tymi politycznymi intrygami, co sprawia, że książkę czyta się z pasją.

Agnes A. Rose: Pani powieści są także przenoszone na ekran. Co Pani czuje, kiedy widzi Pani swoich bohaterów ożywianych przez aktorów?

Philippa Gregory: To dla mnie ogromne przeżycie, widząc jak moje powieści ekranizowane są na potrzeby telewizji czy kina, i byłam bardzo szczęśliwa, że niektórzy wspaniali aktorzy zagrali bohaterów pochodzących z moich książek. Jest to zupełnie inny sposób opowiadania historii, osobiście wybrałam powieść, jako własną metodę relacjonowania wydarzeń historycznych, lecz wspaniałym uczuciem jest zobaczyć, jak te postacie są powoływane do życia. Do moich ulubionych filmowych kreacji należą: Rebecca Ferguson jako Elżbieta Woodville oraz Janet McTeer w roli Jakobiny Luksemburskiej w serialu telewizyjnym „Biała królowa”. Obydwie bohaterki zostały przez nie zagrane w niemalże identyczny sposób, w jaki ja je sobie wyobrażam.

Agnes A. Rose: Dziękuję bardzo za rozmowę. W imieniu swoim i wszystkich polskich wielbicieli Pani książek życzę dalszych sukcesów w pracy i kolejnych wspaniałych powieści.

Philippa Gregory: Bardzo dziękuję!




Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose



Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here






* Wywiad został przeprowadzony niedługo po polskiej premierze „Białej księżniczki”, która miała miejsce 18 czerwca 2014 roku. [przyp. tłum.] 
** Obecnie w Polsce jest już dostępny trzeci tom serii zatytułowany „Złoto głupców”. W chwili przeprowadzania wywiadu, polscy czytelnicy mogli przeczytać jedynie dwie poprzednie części. [przyp. tłum.]



środa, 28 stycznia 2015

Minette Walters – “Fox Evil”














Wydawnictwo: PAN BOOKS
Londyn 2003





W jednej z bajek Ezopa Lew, Lis i Osioł zawarli umowę, aby pomóc sobie wzajemnie w rywalizacji. Po zabezpieczeniu sporych rozmiarów łupu, Lew, wracając z lasu zwrócił się z prośbą do Osła, aby ten podzielił należną mu część pomiędzy wszystkich. Tak więc Osioł bardzo starannie rozdzielił swoją zdobycz na trzy równe części i pokornie poprosił pozostałych o to, aby poszli jego śladem. Wtedy Lew wpadł we wściekłość i pożarł Osła. Potem zwrócił się do Lisa, aby oddać mu przysługę w kwestii podziału łupu. Lis zebrał w jeden stos wszystko to, co zabił na polowaniu, dla siebie pozostawiając jedynie najmniejszą cześć. Wówczas Lew rzekł: „Mój drogi towarzyszu, kto nauczył cię dokonywać tak wspaniałego podziału? Jest dokonały pod każdym względem? Lis odpowiedział: „Nauczyłem się tego od Osła, będąc świadkiem jego fatalnego losu.” A zatem, jaki morał wynika z tej bajki? Otóż, szczęśliwy ten, kto uczy się na błędach innych.

Dlaczego wspomniałam właśnie o tej bajce Ezopa? Ponieważ to ona stanowi myśl przewodnią powieści Minette Walters. Zacznijmy jednak od początku. Kilka razy w tygodniu w środku nocy w Shenstead Manor House dzwoni telefon. W domu mieszka podstarzały emerytowany pułkownik James Lockyer-Fox. W słuchawce mężczyzna nie słyszy nic poza głębokim oddychaniem. Z kolei niekiedy jest to cała litania oskarżeń o to, jak to niby miał zabić swoją żonę Ailsę, która zamarzła na śmierć w ogrodzie, po tym, jak ten rzekomo zamknął drzwi od domu. Pomimo że pułkownik został oczyszczony z jakichkolwiek zarzutów, ktoś z wyraźną niechęcią odnosi się do niego. Poza tym pozostawia na jego posesji zmasakrowane ciała lisów i psa. Możliwe, że jest to dzieło włóczęgów upominających się o swoje prawa, którym przewodzi okrutny Fox mieszkający w miasteczku na dziko. Dodatkowo mężczyzna wysuwa jakieś niezrozumiałe roszczenia wobec starego pułkownika.

Oprócz powyższego James Lockyer-Fox i jego zmarła żona budzili także wrogość u kilku miejscowych kobiet, które czuły się odrzucone nie tylko przez starsze małżeństwo, ale też przez ich gospodynię, którą oskarżyły o kradzież. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze dzieci pułkownika: syn Leo, który żyje, jak chce, nie bacząc na innych, oraz rozwiązła córka Elizabeth. Istnieje zatem możliwość, że obydwoje pragną zemścić się na ojcu, co sprawia, że James czuje się coraz bardziej przygnębiony. Niemniej, w otoczeniu pułkownika jest ktoś, kto może mu pomóc. To adwokat Mark Ankerton. Pułkownik zleca mu odnalezienie nieślubnego dziecka Elizabeth. Kobieta wiele lat wcześniej była zmuszona oddać nowo narodzoną córkę do adopcji. Niestety, nagłe pojawienie się Nancy Smith, która obecnie pracuje w armii tylko pogarsza sytuację. Fakt ujawnienia się wnuczki pułkownika rodzi nowe problemy. Pojawiają się nawet pogłoski o kazirodztwie. Czy zatem stary James Lockyer-Fox jest winien zarzucanych mu czynów? Czy faktycznie dopuścił się okrutnej zbrodni na swojej żonie? Czy kiedyś łączyły go kazirodcze relacje z własną córką? Jaka w tym wszystkim jest rola okrutnego Foxa – mężczyzny z brzytwą w jednej kieszeni i młotkiem w drugiej?

Twórczość Minette Walters poznałam przy okazji lektury jej innej książki – The Dark Room. Tamten thriller wywarł na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, więc sięgnęłam po kolejną powieść Autorki. Tym razem również się nie zawiodłam. Prawdę powiedziawszy w tym przypadku zasadniczym problemem jest przemoc w rodzinie, a właściwie znęcanie się ojca nad dziesięcioletnim synem. Myślę, że czytelnicy długo po zakończeniu lektury będą jeszcze pamiętać zachowanie małego chłopca o imieniu Wolfie. Nie bez znaczenia jest tutaj również postępowanie dorosłego syna Jamesa Lockyer-Foxa, który jest hazardzistą. W dodatku te groźby lokalnej społeczności wysuwane w kierunku osoby pułkownika. Czy naprawdę ludzie są zdolni je zrealizować? Czy James Lockyer-Fox może czuć się bezpieczny we własnym domu? A może któregoś dnia odbędzie się na nim samosąd i kara śmierci zostanie wykonana? Dlaczego ludzie tak bardzo go nienawidzą? Czyżby to z powodu majątku, jaki posiada?

Podobnie jak w przypadku The Dark Room, tutaj również występuje cała galeria postaci, które można analizować pod kątem psychologicznym. Rolę pierwszoplanową odgrywa w powieści przede wszystkim okrucieństwo. Ci, którzy są prześladowani stają w pewnym momencie na krawędzi własnej wytrzymałości i tylko jeden krok dzieli ich od skoku w dół. W dodatku jest jeszcze Nancy Smith, która przez dwadzieścia osiem lat swojego życia, czyli od urodzenia, żyła w domu, w którym nie działa jej się żadna krzywda. Została żołnierzem i swoją pracę wykonuje z pasją. Jest odważna i w gruncie rzeczy nie wie co, to strach. Niemniej, zjawiając się w Shenstead Village, natychmiast poznaje zupełnie inne oblicze życia. Nawet dla niej – silnej kobiety – jest to niewyobrażalne. Emocje, które zaczynają jej towarzyszyć sprawiają, że czuje się słaba, a jej życie w pewnym momencie znajdzie się w ogromnym niebezpieczeństwie, a tego przecież w ogóle się nie spodziewała, godząc się na kontakt ze swoim biologicznym dziadkiem. Na szczęście tuż obok jest Mark Ankerton. Bez niego byłoby naprawdę trudno.

Minette Walters bardzo sprytnie wymyśliła tytuł swojej powieści. Otóż tytułowy „lis” łączy ze sobą kilka wątków. Tak naprawdę nie wiadomo do końca, kto jest winny tych wszystkich przestępstw. Zakończenie zaskakuje, ale też stanowi pewną pociechę dla tych, którzy z poszczególnymi bohaterami sympatyzowali podczas zgłębiania poszczególnych etapów fabuły. Ta rywalizacja, o której wspomniałam przybliżając na początku treść bajki Ezopa, jest w tej powieści bardzo wyraźna. Oczywiście, jak zawsze, rzecz dotyczy kwestii majątkowych. Dla dużych pieniędzy człowiek jest w stanie posunąć się do naprawdę makabrycznych czynów. Autorka porusza także kwestię obrońców zwierząt.

Myślę, że ta powieść jest doskonała dla wszystkich, którzy lubią mocne thrillery z szeroko rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Dla niektórych polskich czytelników jedynym utrudnieniem może być bariera językowa, ponieważ jak do tej pory powieści nie wydano w polskim przekładzie. Jest dostępna jedynie w wersji oryginalnej.









poniedziałek, 26 stycznia 2015

Karol Bunsch – „Powrotna droga” # 10














Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Kraków 1984
Seria: Powieści Piastowskie





Wiek XIII był dla Polski czasem straszliwych w skutkach najazdów plemion tatarskich. Pierwszy najazd wojsk mongolskich miał miejsce w 1241 roku i zakończył się bitwą na polach legnickich. Tatarzy szczególnie upodobali sobie Sandomierz, który z czasem doszczętnie zniszczyli, a ludność wymordowali. Niemniej, nas w tym momencie najbardziej interesuje drugi najazd tatarski z 1258 roku, który – podobnie jak trzeci – odzwierciedla dość dokładnie proces podziału państwa mongolskiego. Tatarzy byli posiłkowani przez oddziały z podbitych krain, jak na przykład przez wojsko ruskie. Oblężenie Sandomierza nastąpiło zimą, a wrogimi oddziałami dowodził niejaki Burundaj. Zdaniem autora Kroniki wołyńsko-halickiej, który najprawdopodobniej był świadkiem tamtych wydarzeń, oblężenie Sandomierza trwało bardzo długo. Bezpośredni atak przy użyciu tarana (machiny oblężniczej) trwał nieprzerwanie przez cztery dni i był skierowany na obwarowane miejskie wzgórze.

Niezłomność obrony Sandomierza zapisała się na kartach historii indywidualnym bohaterstwem bliżej nieznanego Lacha, który samotnie ruszył na atakujących Tatarów. Nie pochodził on ani z bojarów, ani też ze szlachetnego rodu. Jego śmierć wzbudziła panikę oraz zachęciła do próby przedarcia się mieszkańców do wciąż broniącej się twierdzy. Bez wątpienia chodzi tutaj o ufortyfikowane Wzgórze Zamkowe. Fakt umocnienia zamku potwierdza przywilej, który Bolesław V Wstydliwy nadał w 1258 roku katedrze krakowskiej za przekazanie ludzi potrzebnych do naprawienia umocnień w głównych grodach. Możliwe, że już wtedy spodziewano się tatarskiego najazdu. Czy tym odważnym Lachem był główny bohater Powrotnej drogi – Jasiek zwany „Główką”? Być może. Choć z drugiej strony nasz młodzik najazd cudem przeżył. Ale to wcale nie zmienia faktu, że tamten mężny Lach mógł stać się inspiracją dla Karola Bunscha.

Most, który łączył dwa warowne wzgórza nie był wystarczająco szeroki, aby pomieścić uciekających sandomierzan. Dlatego też wielu obrońców straciło życie podczas szturmu, spadając z mostu do głębokich sandomierskich wąwozów. W wołyńsko-halickiej Kronice możemy na ten temat odnaleźć taki oto fragment w przekładzie Franciszka Sielickiego (1923-2001): 

Cerkiew zaś w grodzie tym była bowiem murowana, wielka i przedziwna, błyszcząca pięknem, była bowiem zbudowana z białych kamieni ciosanych. I ta była pełna ludzi. Dach zaś w niej pokryty drzewem. Ten zapalił się i zgorzało w niej bez liku mnóstwo ludzi. Po wygnaniu zaś ich z grodu, posadzili ich Tatarzy na błoniu przy Wiśle, i siedzieli dwa dni na błoniu, po czym jęli zabijać ich wszystkich – mężów i niewiasty, i nie pozostał od nich nikt.

Z kolei Jan Długosz (1415-1480) dodaje:

Ciała tych, których wymordowano na zamku sandomierskim, pochowano w kościele i na cmentarzu NPMarii w Sandomierzu.

Akcja Powrotnej drogi rozpoczyna się w chwili, gdy sandomierzanie z niepokojem wypatrują Tatarów. Oni już wiedzą, że najazd jest nieunikniony i raczej nikt nie ujdzie z życiem. I oto na czoło wysuwa się dwóch dzielnych mężów: Piotr z Krępy i jego brat Zbigniew. Ten drugi ma na wychowaniu dwoje dzieci. Gdzieś w podświadomości czuje, że już niedługo albo będą sierotami, albo zostaną zamordowane. Najstarsze rodzime źródła historyczne mówią, iż Sandomierz podczas drugiego tatarskiego najazdu został zdobyty podstępem. Ukazują też dowódcę, który naiwnie zaufał Tatarom i zgodził się na układy z nimi. W związku z tym kasztelan Piotr wraz ze swoim bratem udali się do obozu wroga, gdzie zostali wzięci w niewolę, a to z kolei przyczyniło się do zdobycia grodu.

Męczeńska śmierć przeora sandomierskich dominikanów -
błogosławionego Sadoka i czterdziestu ośmiu innych zakonników 
w kościele świętego Jakuba. 
Obraz powstał najprawdopodobniej w XVII wieku.


Inne przekazy podają, że w zdobyciu Sandomierza olbrzymią rolę odegrali książęta ruscy, czyli Wasylko Romanowicz (1203-1269) będący bratem króla Daniela I Romanowicza Halickiego (1201-1264), jak również synowie króla – Lew I Halicki (Lew Daniłowicz; ok. 1228-1301) i Roman, którzy byli dość blisko spokrewnieni z Bolesławem V Wstydliwym. Mieli oni bowiem namówić sandomierzan do poddania grodu Tatarom w zamian za gwarancję zapewnienia bezpieczeństwa obleganym. Niemniej, nie było to uczciwe pośrednictwo, lecz obłudny podstęp, który miał na celu zajęcie grodu bez walki. Z drugiej strony jednak należy pamiętać, że wspomniane przekazy nie mogą stanowić podstawy odtworzenia wydarzeń, które miały miejsce w czasie drugiego najazdu tatarskiego. Zarówno informacje o lekkomyślnych obrońcach, jak i poselstwie do Tatarów nie są wiarygodne. One mogą ewentualnie posłużyć pisarzowi, który kreuje fabułę swojej powieści historycznej, jak zrobił to właśnie Karol Bunsch, opierając się dokładnie na tychże informacjach.

Podobnie rzecz przedstawia się w przypadku roli Rusinów, którzy przypuszczalnie mogli być biernym narzędziem w rękach agresorów. W momencie zdobywania Sandomierza raczej nie było miejsca na jakiekolwiek poselstwa oraz układy. Najeźdźcy doskonale wiedzieli, że pozostawienie na zapleczu mocnego grodu z wojskiem może im poważnie utrudnić swobodne poruszanie się wewnątrz nieznanego kraju, jakim była dla nich Polska.

Bolesław V Wstydliwy  (1226-1279)
książę krakowski i sandomierski
Wracając jednak do kasztelana Piotra z Krępy, należałoby wspomnieć, że w XIX wieku powstała opowieść o jego nieustępliwości. Otóż, tuż po wzięciu go do niewoli, Tatarzy mieli podnieść go na dzidach przed murami miasta, aby ten makabryczny widok osłabił wolę obrońców grodu. Piotr, będąc już w przedśmiertnej agonii, miał rzekomo powiedzieć do sandomierzan: brońcie się i nie poddajcie. Z kolei we współczesnych dziełach literackich Tatarzy na dzidach podnoszą głowy Piotra i Zbigniewa. Jak widać nieudana obrona Sandomierza w 1258 roku zapisała się jako najczarniejsza karta wydarzeń tamtych czasów.

Innym zdarzeniem, które również nas interesuje w odniesieniu do Powrotnej drogi jest najazd Bolesława V Wstydliwego i księcia Leszka Czarnego na plemię Jaćwingów w 1264 roku. Kim zatem byli owi Jaćwingowie? Było to plemię zamieszkujące obszary zwane Jaćwieżą. Był to też jeden z ludów pogańskich, które uległy zagładzie w trakcie ekspansji Krzyżaków. Na pewno był to lud waleczny, ale i dziki. Jaćwingowie praktycznie nieustannie prowadzili wojny. Można przypuszczać, że działo się tak od samego początku istnienia tegoż ludu. W wieku XI i XII Jaćwingowie prowadzili wojny razem z Litwinami i Żmudzinami, którzy pod względem językowym i kulturowym byli do nich bardzo podobni.

Leszek Czarny (ok. 1241-1288)
książę inowrocławski, krakowski
i sandomierski
Wyprawa Bolesława Wstydliwego i Leszka Czarnego okazała się na tyle udana, że Jaćwingowie byli zmuszeni do odwrotu aż na tereny Litwy. Po kilkunastu latach w akcie odwetu zaatakowali Polskę. W drodze powrotnej do swoich siedzib obładowani ogromnymi łupami zupełnie nieoczekiwanie nadziali się na wojska Leszka Czarnego, które pomimo znaczącej przewagi wroga, wygrały bitwę, w konsekwencji której ponieśli jedynie niewielkie straty. Niemniej, o losie Jaćwingów przesądziła inna bitwa, która rozegrała się w widłach rzeki Nurec oraz jej dopływu – Branki. Plemieniem dowodził Skomen (?-1264), który był najsłynniejszym z jaćwieskich wodzów. Pełnił rolę najwyższego kapłana i w związku z tym posiadał największą władzę spośród wszystkich książąt (kunigasów). Uchodził za dość przebiegłego polityka, dlatego był w stanie objąć dowództwo nad wielką wyprawą wojenną na Polskę. Gdy Skomen czekał na swoich sprzymierzeńców – Litwinów, wówczas władca tych drugich został zamordowany, o czym już wcześniej dowiedzieli się Bolesław Wstydliwy i Leszek Czarny. Będąc pewnymi swojej przewagi rozmieścili wojska wzdłuż linii rzek, a następnie przy użyciu ognia odcięli wrogowi możliwość ucieczki lądem. W tej sytuacji Jaćwingowie zostali zmuszeni do dokonania ataku drogą wodną. Skoro tylko przez rzekę przejechała konnica, Polacy puścili nią płonące tratwy, a te skutecznie przecięły oddziały nieprzyjaciela na dwie części. Niemniej, sukces militarny nie oznaczał wcale powodzenia gospodarczego. W walce życie straciło wielu mężczyzn zdolnych do pracy, a to z kolei spowodowało opustoszenie tych ziem na bardzo długi czas.

Tak mniej więcej przedstawia się tło historyczne kolejnej powieści Karola Bunscha pochodzącej z cyklu o Piastach. Jak już wspomniałam wyżej, głównym bohaterem jest niejaki Jasiek, którego zwą „Główką” z uwagi na to, że wciąż o czymś rozmyśla. W dodatku głowy wcale nie nosi od parady. Jest inteligentny i to chyba tylko dzięki temu wychodzi cało z rozmaitych opresji. Oczywiście sporo zawdzięcza także swoim przyjaciołom. Jest sierotą, wychowywał się u dominikanów, których wróg wyrżnął co do głowy. Po zdobyciu przez Tatarów Sandomierza, Jasiek wraz z dwojgiem cudem ocalonych dzieci Zbigniewa wyrusza w drogę. Ale dokąd pójdzie? Gdzie znajdzie dom dla siebie i tych, których uratował, mordując wroga. W dodatku w okolicy wcale nie jest bezpiecznie. Pełno dzikiej zwierzyny, która w każdej chwili może zaatakować. Na szczęście na Jaśkowej drodze staje wyjęty spod prawa Wojan. Gdyby nie wywołaniec (banita), wówczas z Jaśkiem i jego towarzyszami byłoby naprawdę krucho.

Święta Kinga (Kunegunda; 1234-1292)
żona Bolesława Wstydliwego
Praktycznie od samego początku czytelnik jest świadkiem rodzącego się uczucia pomiędzy Jaśkiem a Sławką. Dziewczyna jest córką Zbigniewa z Krępy. Obydwoje nie są jeszcze na tyle dorośli, aby mogli zawrzeć małżeństwo, a poza tym Jaśkowi nie żeniaczka teraz w głowie. Owszem, kocha swoją kilkunastoletnią wybrankę, której uratował życie, ale na małżeńskie jarzmo jeszcze stanowczo za szybko. Wszak młodzik ma do załatwienia kilka innych spraw. Nie wie jednak, że to, co najgorsze wciąż jeszcze przed nim, a Sławce nie pozostanie nic innego, jak tylko wypłakiwać za nim oczy i wypatrywać jego powrotu do domu.

Wraz z bohaterami czytelnik trafia także na dwór Bolesława V Wstydliwego. Życie księcia Bolka do najłatwiejszych nie należy. Nie chodzi tutaj jedynie o sprawy polityczne, ale przede wszystkim o te prywatne. No bo jaki zdrowy chłop wytrzymałby z babą, która zrobiłaby mu z chałupy klasztor? Chyba żaden. A Kinga vel Kunegunda właśnie tak się zachowuje. Od rana do nocy tylko pacierze, umartwianie się i nic poza tym. Dwórki już nie mogą z nią wytrzymać i nieustannie się skarżą, a nawet uciekają z zamku. W dodatku Bolko ma zakaz wstępu do łoża swojej ślubnej. Przypuszczalnie chłop jakoś po swojemu sobie radzi, ale na potomka z prawego łoża szans najmniejszych nie ma. Kto zatem obejmie tron książęcy po jego śmierci? Zapewne Leszek Czarny, z którym Bolka łączą przyjazne relacje. Ale przecież o Leszku też różnie gadają. Są tacy, co twierdzą, że do bab go nie ciągnie i nie wiadomo, co on tam w tych portkach nosi. Niemniej, Leszek nie da sobie w kaszę dmuchać i na wszelkie zaczepki ma gotową odpowiedź.

Biskup krakowski Jan Prandota
z Białaczowa
herbu Odrowąż (ok. 1200-1266)
Z dworu Bolesława Wstydliwego przenieśmy się na chwilę do katedry wawelskiej, gdzie urzęduje biskup Jan Prandota. Jest on postacią nie mniej ważną od Bolesława i Leszka. Jego rady kształtują politykę w państwie. To właśnie Jan Prandota doprowadził do kanonizacji Stanisława ze Szczepanowa (ok. 1030-1079), którego Bolko Śmiały (ok. 1042-1081/1082) rozkazał pociąć na kawałki. Jan Prandota wciąż wierzy, że któregoś dnia Polska zrośnie się tak samo cudownie, jak połączyły się w jedną całość członki świętego Stanisława. Teraz jednak biskup ma na głowie inne sprawy. Otóż trzeba rychło odbudować to, co w Sandomierzu zniszczyli Tatarzy, dlatego udaje się w tamte strony i czuwa nad budową klasztorów, które już wkrótce konsekruje własną ręką. Nad tym wszystkim wciąż unosi się duch niezłomnego Bolesława I Chrobrego (967-1025). Nie bez powodu zwano go Wielkim Bolesławem. Och, jak bardzo go brakuje! Jego twarda ręka i rozumna głowa byłyby wybawieniem dla obecnej sytuacji w Polsce. Wszystko przez Bolka Krzywoustego (1086-1138) i jego feralny testament!

Moim zdaniem Powrotna droga to jedna z tych lepszych części cyklu o Piastach. Fabuła jest zrozumiała, pomimo trudnego słownictwa, natomiast akcja płynie dość szybko. Bohaterowie przeżywają swoje przygodny, ale też zmagają się z problemami emocjonalnymi. Oprócz nieciekawej sytuacji w państwie, na pierwszy plan wysuwają się właśnie relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Czytelnik ma okazję poznać prawdziwą męską przyjaźń, dla której można postradać nawet życie. Jest też miłość pomiędzy mężczyzną a kobietą, i oczywiście zemsta, przed którą trudno uciec. Z uwagi na fakt, iż średniowiecze to taka trochę szorstka epoka, Karol Bunsch i te uczucia opisuje w sposób, który do najłagodniejszych nie należy. Wydaje się bowiem, że bohaterowie boją się albo wręcz wstydzą okazywać swoje prawdziwe emocje. Czasami wolą warczeć na siebie wzajemnie, niż odkryć się emocjonalnie. Oczywiście niewiasty uderzają w płacz na zawołanie, ale mężowie trzymają się dzielnie, nawet jak łza im się w oku zakręci.  

Cóż mogę na zakończenie dodać? Powrotna droga, jak i cały cykl Piastowski to po prostu lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników polskiej historii. Naprawdę warto po te książki sięgnąć, bo kiedyś może przyjść taki dzień, kiedy już nigdzie nie będzie można ich znaleźć, ponieważ zwyczajnie wyjdą z druku i staną się „niemodne”, aby chcieć je wznawiać.






piątek, 23 stycznia 2015

W mojej głowie zazwyczaj rodzi się pytanie, które napędza powieść...






ROZMOWA Z ALYSON RICHMAN


Alyson Richman jest bestsellerową autorką o międzynarodowej sławie. Dorastała w St. James, gdzie przez sześć lat uczęszczała do szkoły publicznej. Gdy była w drugiej klasie napisała dwudziestostronicową opowieść, o czym niezwłocznie zakomunikowała rodzicom, mówiąc, że właśnie ukończyła swoją pierwszą książkę. Jest absolwentką Wellesley College oraz stypendystką fundacji Thomas J. Watson Fellow. Obecnie wraz z rodziną mieszka w Huntington Bay na Long Island (Nowy Jork). Największą popularność przyniosła jej powieść zatytułowana „Wojenna narzeczona”. Polscy czytelnicy mogą przeczytać również książkę pod tytułem „Zakochana modelka”, która w 2006 roku została nominowana do nagrody Book Sense Notable Pick. Jej powieści zostały opublikowane w ponad piętnastu językach oraz zdobyły uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą. 



Agnes A. Rose: Alyson, bardzo dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie do udziału w wywiadzie. Kiedy zdecydowałaś, że chciałabyś zostać powieściopisarką? Czy było to w dniu, w którym skończyłaś tamtą dwudziestostronicową opowieść?

Alyson Richman: Na pomysł zostania powieściopisarką wpadłam jak tylko skończyłam college. Studiowałam historię sztuki i zawsze uwielbiałam opowiadać historie „ukryte za obrazami”. Uwielbiałam także badać czasy, w których powstawały te malowidła oraz odkrywać historyczne zakątki.  Pomyślałam sobie: „Gdybym mogła coś na tym świecie zrobić, to co by to było?” Odpowiedzią na to pytanie było napisanie historii z punktu widzenia artysty.




Agnes A. Rose: Jesteś autorką powieści historycznych. Dlaczego wybrałaś ten rodzaj literatury? Myślę, że jest on bardzo trudny z powodu prowadzenia szczegółowych badań historycznych. 

Alyson Richman: Wybrałam ten gatunek, ponieważ uwielbiam się uczyć. W przypadku każdej mojej książki część badań odnosząca się do historii zawsze jest dla mnie najlepsza! Uwielbiam podróżować do kraju, o którym piszę i rozmawiać z ludźmi, którzy mogą opowiedzieć mi swoje historie, a te z kolei rzucają światło na okres, który mnie interesuje. Uwielbiam przyglądać się krajobrazowi, jeść potrawy i spędzać czas w bibliotekach. Czuję, że te dogłębne prace badawcze sprawiają, iż moje opowieści w pełni ożywają. Chcę, aby moi czytelnicy byli w stanie wyobrazić sobie wszystko bardzo wyraźnie.

Agnes A. Rose: Twoja książka „Wojenna narzeczona” jest międzynarodowym bestsellerem. Opisujesz w niej bardzo emocjonującą historię Josefa Kohna i jego pierwszej żony, Lenki. Czy jest to prawdziwa historia, czy fikcyjna?

Alyson Richman: Uczuciowa historia Josefa i Lenki jest fikcyjna, ale rozmawiałam z niezliczoną liczbą ludzi ocalonych z Holokaustu, a także z tymi, którzy nie doświadczyli życia w obozach koncentracyjnych, lecz cierpieli, wiedząc, że stracili tam swoich bliskich. Starałam się dokładnie odzwierciedlić „winę rodziny”, tak samo, jak cierpienia tych, którzy zostali wysłani do tak strasznych miejsc, jak Terezin czy Auschwitz.

Agnes A. Rose: Jak przygotowywałaś się do napisania „Wojennej narzeczonej”? Czy czytałaś książki o drugiej wojnie światowej i Holokauście? A może spotykałaś ludzi, którzy przeżyli wojnę i słuchałaś ich historii?

Alyson Richman: Udałam się do Pragi, gdzie spotkałam się z tymi, którzy przeżyli Terezin oraz z artystą, który pracował w Departamencie Technicznym z Leo Hassem* i Bendrichem Frittą**, od którego miałam szczęście dowiedzieć się, w jaki sposób artyści mogli korzystać z materiałów celem wykonania w tajemnicy swoich prac, a także część z nich dostarczać dzieciom w Terezinie, aby mogły każdego dnia wykonywać prace artystyczne. Pojechałam również do Waszyngtonu, żeby posłuchać wielu ustnych przekazów znajdujących się w filmowym archiwum muzeum. Zanim zaczęłam pisać powieść, proces gromadzenia tylu historycznych informacji był bardzo długi.

Wyd. PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2013
tłum. Anna Kłosiewicz
Agnes A. Rose: Jakiego rodzaju emocje towarzyszyły Ci podczas pisania „Wojennej narzeczonej”?

Alyson Richman: To było bardzo emocjonujące doświadczenie. Kiedy zaczęłam pisać tę książkę, miałam dwoje dzieci w wieku poniżej trzech lat i było mi bardzo trudno nie zadawać sobie bezustannie pytania: „Co bym zrobiła, gdybym była matką i bylibyśmy tuż przed deportacją do obozów koncentracyjnych?” Aczkolwiek pisanie tej książki sprawiło, że czuję ogromną wdzięczność. Kiedy widzisz, jak wiele osób cierpiało i odeszło bez niczego, zdajesz sobie sprawę, że mamy niesamowite szczęście, żyjąc w obecnych czasach.

Agnes A. Rose: Wiem, że trwają prace nad adaptacją filmową „Wojennej narzeczonej”. Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o tej filmowej produkcji?

Alyson Richman: Jestem bardzo podekscytowana faktem, że książka jest obecnie przenoszona na ekran. Teraz po prostu czekamy, aż scenarzysta dostarczy scenariusz!

Agnes A. Rose: Czy planujesz fabułę swoich książek, czy po prostu wpadasz na pomysł i podążasz za nim?

Alyson Richman: W mojej głowie zazwyczaj rodzi się pytanie, które napędza powieść. W przypadku „Wojennej narzeczonej” było ono następujące: „Jeśli pozbawimy artystę wszystkiego i umieścimy to w najcięższych możliwych warunkach, to czy nadal znajdą się środki sprzyjające tworzeniu? Czy duch artysty zostanie wtedy złamany?” Nie planuję swoich opowieści, jednakże zaczynam od pytania i pozwalam wynurzać się historii z każdego rozdziału, jaki piszę.

Agnes A. Rose: Czy posiadasz swoją własną metodę kreowania bohaterów, na przykład ich charakteru? Jak myślisz, co sprawia, że są oni wiarygodni?

Alyson Richman: Staram się i daję swoim bohaterom usposobienie przypominające to, które wyobrażam sobie w myślach. Lenka jest silna, ale nadal kobieca i piękna. Josef posiadał osobowość, o której myślałam, że wywołała jego poczucie tęsknoty i prześladowania. Mam nadzieję, że moi bohaterowie są wiarygodni, ponieważ czuję, że oni przemawiają przeze mnie. Kiedy piszę ich historie, dosłownie słyszę ich głosy.

Agnes A. Rose: Czy posiadasz jakieś teksty, które Twoim zdaniem nigdy nie ujrzą światła dziennego? Jeśli tak, to co to jest?

Alyson Richman: Nie w tym momencie. Staram się przeforsować wszystkie swoje powieści i nie poddawać się,

Agnes A. Rose: Jak ważny jest dla Ciebie marketing? Co robisz, aby promować swoje książki?

Alyson Richman: Staram się nie myśleć zbyt drobiazgowo o sprzedaży swoich książek, ponieważ chcę skoncentrować się na samym pisaniu. Promowanie moich powieści zostawiam głównie wydawcy, choć zawsze przyjmuję zaproszenia do rozmów o moich książkach, kiedy tylko istnieje możliwość spotkania się z moimi czytelnikami. Uwielbiam też otrzymywać wiadomości od czytelników przez Facebooka czy stronę internetową, i zawsze odpisuję im, aby wyrazić swoją wdzięczność za wsparcie w pisaniu.

Wyd. BUKOWY LAS
Wrocław 2012
tłum. Beata Hrycak
Agnes A. Rose: Który aspekt swojego pisarskiego życia lubisz najbardziej, a który najmniej?

Alyson Richman: Myślę, że największym zaskoczeniem dla publikowanego autora jest presja, która towarzyszy sprzedaży książek! Kiedyś po prostu uważałam, że wystarczy, aby zostać opublikowanym, jeśli jesteś dobrym pisarzem i gawędziarzem. Ale ciśnienie związane ze stroną komercyjną wydawania było czymś, co mnie zaskoczyło. Wydawnictwo to biznes i musi zarabiać pieniądze, co oczywiście ma sens. Po prostu zanim ukazała się moja książka, nigdy o tym nie myślałam.

Agnes A. Rose: Jak rozpoczynasz nową powieść? Czy planujesz ją z wyprzedzeniem?

Alyson Richman: Kiedy mam pomysł, zaczynam zbierać materiały do powieści. To może trwać od sześciu miesięcy do roku, zanim będę czuć się na tyle komfortowo, aby zacząć pisać. Zanim zacznę pisać, lubię mocno tkwić w badaniach i posiadać dogłębną wiedzę na temat danego okresu. Tak więc, zanim jeszcze napiszę pierwszy rozdział, bardzo dużo planuję w tej kwestii.

Agnes A. Rose: Co jest najważniejszym elementem dobrej powieści? Jak myślisz?

Alyson Richman: Dobra powieść historyczna musi być nie tylko dokładna pod względem historycznym, ale także autentyczna emocjonalnie. Powinna także w równym stopniu oddziaływać na wyobraźnię czytelników, jak i na ich wnętrze. Jak nic w życiu, musisz wykreować połączenie emocjonalne.

Agnes A. Rose: Co dalej? Czy mogłabyś opowiedzieć nam trochę o tym, nad czym pracujesz?

Alyson Richman: Teraz pracuję nad powieścią o francuskiej kurtyzanie Marthe de Florian, która została sportretowana przez dziewiętnastowiecznego włoskiego malarza Giovanniego Boldini, a którego mieszkanie w tajemniczych okolicznościach zostało zamknięte na siedemdziesiąt lat.

Agnes A. Rose: Alyson, bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę. Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć swoim polskim Czytelnikom?

Alyson Richman: Chciałabym powiedzieć, że dziękuję za wspaniałe i entuzjastyczne wsparcie udzielane mojej twórczości!



Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here







Leo Hass (1901-1983) – czeski artysta pochodzenia żydowskiego. Podczas drugiej wojny światowej był więźniem obozów koncentracyjnych w Nisku i Terezin, gdzie portretował życie codzienne współwięźniów. [przyp. tłum.]
** Bendřich Fritta (1906-1944) – czeski artysta (karykaturzysta) pochodzenia żydowskiego. Przed wojną pracował w Pradze jako ilustrator i grafik pod pseudonimem Fritz Taussig. W latach 30. XX wieku tworzył karykatury polityków dla satyrycznego magazynu Simplicus. [przyp. tłum] 




środa, 21 stycznia 2015

Anita Shreve – „Żona pilota”













Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Katowice 2006
Tytuł oryginału: The Pilot’s Wife
Przekład: Ewa Gorządek





Pod koniec zeszłego roku przeczytałam Trudną miłość autorstwa Anity Shreve. Ta książka tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam sięgnąć po kolejne powieści Autorki. Ponieważ o Żonie pilota powszechnie mówi się, że jest to najlepsza i najbardziej znana książka Anity Shreve, zdecydowałam się sięgnąć właśnie po nią. W dodatku na podstawie tej powieści w 2002 roku powstał film w reżyserii Roberta Markowitza o tym samym tytule. Główną rolę zagrała amerykańska aktorka i reżyserka, a także laureatka Oscara za film krótkometrażowy – Christine Lahti. Gdybym miała porównywać Żonę pilota z Trudną miłością, to przyznam szczerze, że ta druga powieść w moich oczach wypadła znacznie lepiej. Oczywiście obydwie historie mają kilka cech wspólnych, ale do najważniejszych zaliczyłabym umiejscowienie akcji. Wydarzenia opowiedziane w Trudnej miłości rozgrywają się na przełomie XIX i XX wieku, natomiast Żona pilota osadzona jest w realiach bardziej nam współczesnych, bo jest to przełom lat 80. i 90. XX wieku, kiedy swoją działalność terrorystyczną na terenie Irlandii prowadzi Irlandzka Armia Republikańska, czyli w skrócie IRA (z ang. Irish Republican Army). To właśnie ta organizacja stała się dla Anity Shreve inspiracją wykreowania w powieści wątku kryminalnego. Oczywiście Autorka znacznie więcej uwagi poświęca tym, którzy stoją, jak gdyby poza działalnością tejże organizacji, ale mimo tego jej skutki odczuwają dość dotkliwie. O czym w takim razie jest ta powieść?

Główną bohaterką jest około czterdziestoletnia Kathryn Lyons. To tytułowa żona pilota. Kobieta jest Amerykanką i mieszka w Fortune's Rocks w stanie New Hampshire w Nowej Anglii. Przypomnę, że bohaterowie Trudnej miłości również byli związani z tym miejscem, ale było to wiele lat wcześniej. Kathryn Lyons mieszka tam razem z dorastającą córką, zaś jej mąż jest pilotem samolotów pasażerskich. Generalnie kursuje na trasie Ameryka-Europa. Z uwagi na swój zawód, bardzo często nie ma go w domu, co niekorzystnie wpływa na relacje pomiędzy nim a Kathryn. Niemniej, wygląda na to, że małżonkowie są w stanie nadal być ze sobą, a wszelkiego rodzaju konflikty starają się tłumić w zarodku. Możliwe, że Kathryn na wiele spraw przymyka oko, bo przecież ponad wszystko kocha męża i nie chce, aby ich związek się rozpadł. W dodatku jest jeszcze Mattie, która potrzebuje ojca. Jack jest dla córki całym światem. Ta miłość jest oczywiście wzajemna, ponieważ Jack również nie wyobraża sobie braku Mattie w swoim życiu.

Plakat promujący film
zrealizowany na podstawie książki.
Pewnego dnia tuż przed Bożym Narodzeniem dochodzi do tragedii. Gdzieś na terenie Irlandii samolot, za którego sterami siedział Jack Lyons niespodziewanie eksploduje w powietrzu i wpada do wody. Kathryn i Mattie są zrozpaczone. Właśnie straciły na zawsze najdroższą im osobę. Jak teraz będą żyć bez Jacka? Nie będzie już pożegnań przed lotem, ani też radosnych powrotów do domu po szczęśliwej podróży. Czy są w stanie się z tym pogodzić? Posłańcem, który przynosi Kathryn wiadomość o śmierci jej męża jest Robert Hart, który od tej pory wraz z innymi specjalistami będzie zajmował się badaniem przyczyn katastrofy. Katastrofy, w której oprócz Jacka Lyonsa życie straciło jeszcze sto trzy niewinne osoby. Niestety, w miarę jak śledztwo nabiera tempa, na światło dzienne wychodzą sprawy, o których ani Kathryn, ani współpracownicy Jacka nie mieli pojęcia. Co takiego kryje się za tragiczną śmiercią pilota? Czy mężczyzna był uczciwy wobec własnej rodziny i przyjaciół? Jakie życie prowadził? Czego się dopuścił? Czy kursowanie pomiędzy dwoma kontynentami miało na celu jedynie transportowanie pasażerów? A może za tymi służbowymi podróżami kryło się coś jeszcze, o czym nikt nie miał pojęcia?

Ta książka to przede wszystkim powieść o tym, jak dobrze znamy człowieka, z którym mieszkamy przez lata pod jednym dachem czy pracujemy w tym samym przedsiębiorstwie. Okazuje się bowiem, że nie zawsze ludzie, którym bezgraniczne ufamy, na to zaufanie zasługują. Może się zdarzyć, że ci ludzie będą prowadzić podwójne życie i dopiero po ich śmierci bliscy poznają prawdę. Żona pilota to także opowieść o miłości, która trwa pomimo oszustw, zdrady i codziennych kłamstw. Ktoś powiedziałby, że Kathryn Lyons była po prostu głupia, ufając bezgranicznie mężowi, zważywszy że jego zawód niósł ze sobą mnóstwo pokus, i tylko ogromna siła woli Jacka mogła zapobiec katastrofie nie tylko tej w powietrzu, ale przede wszystkim tej życiowej. Powieść porusza też kwestię granicy podejmowania ryzyka. Już sam wybór zawodu przez Jacka jest bardzo ryzykowny. Ale jeśli ktoś nie wyobraża sobie życia bez solidnej dawki adrenaliny co kilka dni, to oczywiście można ten wybór usprawiedliwić, natomiast rodzina i przyjaciele powinni go zaakceptować. Tylko czy to czasem nie jest egoizm ze strony – w tym wypadku – Jacka? Ktoś powie, że równie dobrze egoizmem można nazwać zabronienie mu latania. Lecz z drugiej strony egoizm bliskich spowodowany jest troską o zdrowie i życie osoby, którą kochają. No, tak. Ale czy można zamknąć tego człowieka w klatce i odgrodzić go od pracy, która stanowi sens jego życia? I tak źle, i tak niedobrze. Takich pytań w stylu: „co by było, gdyby…?” można w tej książce postawić bardzo dużo. Prawda jest jednak taka, że odpowiedzi na nie i tak w niej nie znajdziemy. Nie robi tego nawet Anita Shreve. Pozostawia ona czytelnika w swego rodzaju zawieszeniu. Natomiast zakończenie powieści też niczego nam nie wyjaśni.

Christine Lahti jako Kathryn Lyons
Przyznam szczerze, że jeśli chodzi właśnie o zakończenie, to spodziewałam się zupełnie innego. Przechodząc przez kolejne etapy fabuły, tworzyłam swój własny finał, który nawet w najdrobniejszym elemencie nie pokrył się z tym, który zaproponowała nam Autorka. Czy to dobrze, czy źle? Myślę, że to już zależy od indywidualnych spostrzeżeń każdego czytelnika, ponieważ jedni cenią sobie zakończenia otwarte, którym towarzyszą liczne niedopowiedzenia, zaś inni lubią, kiedy autor wszystko wyjaśni do końca.

Jeżeli ktoś spodziewa się po Żonie pilota jakichś szczególnych emocji, to ta książka raczej mu ich nie dostarczy. Jest to bowiem najzwyklejsza powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Można też nazwać ją dramatem z uwagi na katastrofę lotniczą. Anita Shreve bardzo dużo uwagi skupia na bliskich Jacka Lyonsa i ich uczuciach po jego śmierci. Żona Jacka praktycznie w pewnym momencie przejmuje stery dochodzenia i to ona za wszelką cenę pragnie poznać prawdę o swoim mężu i ojcu jej dziecka. Dużo uwagi Autorka poświęca także emocjom dziecka, które nagle straciło ojca, którego kochało ponad wszystko. Te relacje pomiędzy Mattie a Jackiem były może nawet silniejsze niż między Mattie a Kathryn, ponieważ w pewnej chwili okazuje się, że matka również czegoś nie dopatrzyła i o czymś zapomniała. Możliwe, że za bardzo skupiła się na własnym małżeństwie, nie pamiętając o potrzebach i problemach dorastającej córki.

Dla kogo zatem jest ta książka? Na pewno dla tych czytelników, którzy preferują powieści obyczajowe. Książka nie jest obszerna, co sprawia, że Autorka, jak gdyby patrzy na problem tylko z jednej strony. Przyznam, że brakowało mi w tej historii tak zwanej drugiej strony medalu. Jeżeli poruszany jest problem terroryzmu, to wydaje mi się, że należałoby pokazać badanie katastrofy lotniczej z udziałem ekspertów. Nie przekonuje mnie bowiem obraz śledztwa oparty jedynie na przesłuchaniu Kathryn Lyons. W dodatku jest jeszcze Robert Hart, który jest przedstawicielem śledczych, ale jakoś nie bardzo angażuje się w to śledztwo. Zbyt mało posiadamy informacji na jego temat. Jest jakaś wzmianka odnośnie jego życia prywatnego i na tym koniec. A co z pracą? Tak naprawdę nie widzimy go w akcji i nie możemy wyrobić sobie o nim zdania. Nie wiemy de facto, co Robert robi i gdzie się udaje po wyjściu z domu Kathryn. Relacje na ten temat są bardzo ubogie, o ile w ogóle można mówić o ich istnieniu. 

W moim odczuciu popularność tej książki i zachwyty nad nią są w dużym stopniu wyolbrzymione. Gdyby Anita Shreve rozbudowała niektóre wątki, powieść byłaby bardziej interesująca i wciągająca. Z kolei film na jej podstawie jest znacznie lepszy, ponieważ pokazuje to, czego zabrakło mi w powieści.







poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jodi Picoult – „To, co zostało”













Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: The Storyteller
Przekład: Magdalena Moltzan-Małkowska




Pewnego dnia ktoś w mojej obecności powiedział, że druga wojna światowa to taki temat, o którym nie powinni pisać ludzie, którzy jej nie przeżyli. W innym razie, bez względu na to, jak bardzo będą się starać oddać realny obraz tamtych lat, nigdy im się to nie uda. Będzie to jedynie namiastka tego, co działo się ponad siedemdziesiąt lat temu. Pojawią się nieścisłości, a pisarze będą popadać z jednej skrajności w drugą, ponieważ albo wyolbrzymią jakieś fakty, albo znów spłycą do tego stopnia, że staną się one niczym innym, jak tylko karykaturą tamtych tragicznych czasów, natomiast przewrażliwieni czytelnicy nie omieszkają tego wytknąć. Czy zatem oznacza to, że współczesny literat nie powinien zabierać się za pisanie powieści z drugą wojną światową w tle? Czy powinien odpuścić i pozwolić, aby tak dramatyczna historia uległa przedawnieniu? Czy jeśli ktoś nie doświadczył okrucieństwa wojny na własnej skórze, to powinien o niej zapomnieć? Pamiętajmy, że osób z „wojennego pokolenia” z roku na rok jest coraz mniej i za jakiś czas nie będzie już wśród nas naocznych świadków, którzy byliby w stanie zdać nam wiarygodną relację. Wydaje mi się, że bez względu na to, w jakiej formie współcześni pisarze decydują się przedstawić czytelnikowi tragizm drugiej wojny światowej, muszą to robić nadal. Nie wolno im się wycofywać! Jesteśmy to winni zarówno tym, którzy zginęli, jak i tym, którym dane było przeżyć. I o tym należy pamiętać.

Całkiem niedawno tematem drugiej wojny światowej, a dokładnie problemem Holokaustu, zajęła się Jodi Picoult, która znana jest z powieści kontrowersyjnych i wzbudzających wręcz skrajne emocje. To, co zostało w niczym tak naprawdę nie przypomina innych książek Autorki. To jak gdyby nie ta sama Picoult, którą wszyscy znamy. W tej powieści odchodzi od starannie wypracowanego przez lata schematu i skupia się na czymś, o czym pisało już wielu przed nią i zapewne w przyszłości jeszcze wielu napisze. Niemniej, sposób ujęcia tematu jest niezwykle oryginalny i praktycznie przed każdym z nas stawia pytanie: Czy bylibyśmy w stanie wybaczyć mordercy, który ma na rękach krew tysięcy niewinnych ludzkich istnień?  Natomiast jeśli chodzi o kwestie historyczne, to tym, co najbardziej nas interesuje są dwa miejsca: getto żydowskie w Łodzi i Auschwitz II – Birkenau, czyli po prostu Brzezinka. Zacznijmy może od getta.  

Prześladowania ludności pochodzenia żydowskiego rozpoczęły się w Łodzi już w roku 1939, czyli natychmiast po wkroczeniu do miasta wojsk niemieckich. Naziści powoli ograniczali swobodę poruszania się Żydów, jak również pozbawiali ich możliwości pracy. W dniu 8 lutego 1940 roku ukazało się zarządzenie dotyczące utworzenia dzielnicy żydowskiej. Do dnia 30 kwietnia 1940 roku na jej teren przesiedlono wszystkich żydowskich mieszkańców Łodzi. Potem getto zostało zamknięte i tym samym zupełnie odcięte od reszty miasta płotem z drutem kolczastym. Było też pilnowane przez posterunki żandarmerii. Na skutek pierwszej fali przesiedleń, w getcie znalazło się około 160 tysięcy ludności pochodzenia żydowskiego. Z kolei od 17 października do 4 listopada 1941 roku do getta docierały jeszcze transporty Żydów wysiedlonych z Austrii, Luksemburga, Czech i Niemiec. Natomiast od 7 grudnia 1941 roku do 28 sierpnia 1942 roku naziści przywieźli do getta Żydów z regionu administracyjnego zwanego Krajem Warty.


Żydzi za drutami łódzkiego getta (1941)


Pomimo zamknięcia oraz nieludzkich warunków materialno-bytowych, Żydzi mieszkający w łódzkim getcie zdołali zorganizować sobie własną administrację, szkolnictwo, pocztę oraz opiekę zdrowotną i socjalną. Funkcjonował tam także dom kultury, w którym odbywały się występy muzyczne i przedstawienia teatralne. Niemniej, bardzo ciężkie warunki życia dziesiątkowały ludność getta. Niektórzy umierali wycieńczeni głodem czy pracą ponad swoje siły albo po prostu z powodu chorób, zaś inni tracili życie od kul nazistów lub w wyniku katowania przez niemiecką policję kryminalną (z niem. Kriminalpolizei). W połowie stycznia 1942 roku Niemcy rozpoczęli wywózkę Żydów do pierwszego w Polsce obozu zagłady, który znajdował się w Chełmnie nad Nerem. Początkowo były to transporty osób pobierających zasiłki oraz więźniów, a potem Żydów zachodnioeuropejskich. Na koniec wywożono tych, którzy byli bezrobotni, czyli dzieci i starców. W konsekwencji tychże deportacji getto zostało przekształcone w wielki obóz pracy niewolniczej.

Chaim Mordechaj Rumkowski
(1877-1944)
Prezes Stowarzyszenia Żydów w Łodzi;
wyznaczony do likwidacji getta w sierpniu
1944 roku.
W połowie czerwca 1944 roku, z uwagi na zbliżający się coraz bardziej front, naziści rozpoczęli ostateczną likwidację łódzkiego getta. I znów przyszedł czas na wywózki do Chełmna nad Nerem oraz do Oświęcimia, czyli Auschwitz. W dniu 29 sierpnia 1944 roku ze stacji kolejowej Radegast, a właściwie stacji Marysin, odszedł w kierunku Oświęcimia ostatni transport łódzkich Żydów. W getcie pozostała już tylko niewielka grupa, której zadaniem było uporządkowanie terenu. W przeciwieństwie do wielu innych gett w Polsce, łódzkie getto nie zostało zniszczone. Jeśli coś zdewastowano, to miało to miejsce już po zakończeniu wojny albo tuż przed jej końcem. 

I jeszcze kilka słów o Auschwitz, a właściwie o tej części obozu, w której Niemcy umieszczali kobiety. Do sierpnia 1942 roku więźniarki w Auschwitz przebywały w specjalnie wydzielonej części obozu macierzystego. Liczbę kobiet tam przebywających szacowano wówczas na 13 tysięcy. Źródła podają, iż 6 sierpnia 1942 roku kobiety zostały przeniesione do Brzezinki (z niem. Birkenau), gdzie warunki były znacznie gorsze niż w Auschwitz. Najpoważniejszym problemem był oczywiście brak wody. Więźniarki przetrzymywane były w murowanych i drewnianych barakach, które pozbawione były podłogi. W takim baraku niekiedy przebywało około tysiąc kobiet. W pomieszczeniach znajdowały się także piece, ale praktycznie nigdy w nich nie grzano. Aresztowane miały do dyspozycji trzypiętrowe prycze. Bardzo często na jednym takim piętrze spało od ośmiu do dwunastu kobiet. Więźniarki leżały na siennikach bądź słomie, a przykrycie stanowiły dziurawe i brudne koce.

Powieść Jodi Picoult jest, jak gdyby połączeniem trzech wymiarów: historycznego, współczesnego i fantastycznego. Główną bohaterką jest dwudziestopięcioletnia Sage Singer mieszkająca w stanie New Hampshire. Kobieta pracuje w piekarni o nazwie Chleb Powszedni, której właścicielką jest jej przyjaciółka o dość ciekawej przeszłości. Sage jest Żydówką, choć tak naprawdę nie chce się do tego przyznać. Nie chodzi do synagogi; nie praktykuje czynnie religii, w której została wychowana; w Boga też nie wierzy. Czy jest ateistką? Trudno powiedzieć. Ona chyba sama tak naprawdę nie wie, kim właściwie jest, jeśli chodzi o wyznanie i pochodzenie. Ale jedno jest pewne. Sage jest doskonałym piekarzem, a jej wypiekami wszyscy wokół zachwycają się od dłuższego czasu. Wszelkiego rodzaju pieczywo ma po prostu we krwi. Sage również bardzo cierpi. Straciła matkę, a do tego na skutek wypadku samochodowego jest oszpecona. Wstydzi się swojego wyglądu. Nie chce, aby ludzie gapili się na nią albo odwracali z odrazą wzrok. Jak sama przyznaje „woli pójść do dentysty, niż dać zrobić sobie zdjęcie”. Czy Sage ma rację? Czy ludzie faktycznie postrzegają ją niczym szpetnego dziwoląga? Może to tylko jej wyobraźnia działa w ten sposób, a prawda jest zupełnie inna?

Życie prywatne Sage zupełnie się nie układa. Po śmierci matki związała się z żonatym mężczyzną, z którym raczej nie może liczyć na wspólną przyszłość. Wszystko natomiast mogą usprawiedliwiać pobudki, jakimi kierowała się przy wyborze partnera. Ale czy w tym wypadku również miała rację? Czy z powodu swoich blizn naprawdę nie stać jej na faceta bez zobowiązań, z którym mogłaby założyć rodzinę? Ponieważ Sage wciąż bardzo mocno przeżywa śmierć matki, zdecydowała się na udział w terapii dla osób, które nie potrafią pogodzić się z odejściem bliskich. W jej grupie terapeutycznej znajduje się ponad dziewięćdziesięcioletni staruszek o nieposzlakowanej opinii. To Josef Weber. Wszyscy w okolicy bardzo go szanują i nie mogą powiedzieć o nim marnego słowa. Pewnego dnia Josef prosi Sage o niecodzienną, a wręcz szokującą i niemoralną przysługę. Otóż starzec chce, aby dziewczyna go… zabiła! Dlaczego? Kim tak naprawdę jest Josef Weber? Czy faktycznie jest tym, za kogo podawał się przez tak wiele lat? Dlaczego nie chce w spokoju doczekać dnia śmierci, tylko naraża niewinną dziewczynę na nieprzyjemności? Czy on już całkiem oszalał na starość? Czy nie wie, że Sage może pójść siedzieć za morderstwo, kiedy prawda wyjdzie na jaw? A co z jej sumieniem i poczuciem moralności?


Auschwitz II-Birkenau
Kobiety i dzieci zmierzające do komór gazowych
fot. Archiwum Państowego Muzeum Auschwitz-Birkenau


W To, co zostało Jodi Picoult porusza całą masę problemów natury moralnej. Po części jest to powieść historyczna, dlatego też gdzieś pomiędzy fikcyjnymi postaciami przewijają się również te, które znamy z historii, jak na przykład osoba Chaima Rumkowskiego. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj oczywiście kwestia wybaczenia, co wcale nie jest łatwe, szczególnie, że dotyczy spraw makabrycznych i niepojętych przez zdrowy ludzki umysł. A co w takim razie z „pomocą w umieraniu”? Czy w tym przypadku nie będzie to czasami zniżanie się do poziomu osoby, która o to prosi? Czy „pomocnik” nie stanie w jednym rzędzie z „proszącym”? Owszem, można tę kwestię rozpatrywać w kategoriach kary za popełnione krzywdy, lecz z drugiej strony czy można bawić się w Boga i decydować za Niego? Oczywiście zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie, ale przecież cokolwiek się stanie, to i tak czasu już nie da się zawrócić i zmienić przeszłości.

Jodi Picould nie skupia się jednak jedynie na zbrodni i karze oraz na wybaczaniu. Pomiędzy tymi problemami przemyka gdzieś życie prywatne Sage Singer. I tutaj pojawia się miłość, której dziewczyna szuka, lecz wciąż nie potrafi jej odnaleźć. Oficjalnie nie przyznaje się do tego, ale jej brak naprawdę mocno jej doskwiera. Oczywiście jest związana z mężczyzną, którego rzekomo kocha z wzajemnością, lecz to uczucie raczej nie daje jej satysfakcji i spełnienia. Brak wiary w siebie sprawia, że kobieta dokonuje wyborów, które w konsekwencji prowadzą u niej jedynie do stanów przygnębienia. Z drugiej strony jednak Sage po śmierci rodziców znalazła schronienie u babci, która zawsze służyła jej radą i pomocą. Dziś Minka Singer jest już stara i schorowana, ale nadal jest najbliższą osobą dla swojej wnuczki.

Tym, co zwraca szczególną uwagę jest pojawiający się co jakiś czas tekst, który stanowi swego rodzaju przerywnik pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. To jest właśnie ten wymiar fantastyczny powieści, o którym wspomniałam powyżej. Kiedy dokładnie się w niego wczytamy, a potem porównamy z całością, wówczas dostrzeżemy bardzo wyraźną analogię. Ta fantastyka zawiera w sobie symbolikę, bez której książka generalnie mogłaby się obejść, ale czy na pewno jej przesłanie byłoby wtedy tak bardzo czytelne, jak jest teraz?

Tak więc powieść Jodi Picoult wzrusza, ale też nie pozwala przejść obojętnie obok problematyki drugiej wojny światowej, zważywszy że rzecz dotyczy terenów Polski, co jest niezwykle istotne dla polskich czytelników. Jej fabuła jest dopracowana w każdym elemencie i cieszę się, że Autorka nie poszła na łatwiznę, przedstawiając wojnę z własnej perspektywy, tylko dokładnie zbadała temat. Dlatego też nie ma tu żadnych niedociągnięć. Złośliwi mogliby wszak zarzucić Jodi Picoult, że o wielu kwestiach nie wspomniała. Trzeba jednak wiedzieć, że każdy pisarz ograniczony jest objętością książki i nie da się opisać jakiejś historii bez pominięcia niektórych wydarzeń. Zawsze konieczna jest selekcja. Autor wybiera zatem te fakty, które jego zdaniem są najważniejsze i najbardziej emocjonujące. Jodi Picoult tak właśnie postąpiła. Natomiast jeżeli ktoś chce bliżej poznać temat łódzkiego żydowskiego getta czy niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, powinien sięgnąć po materiały źródłowe opracowane przez historyków albo poczytać autentyczne wspomnienia więźniów getta i Auschwitz.

Jeśli chcecie poznać kulisy powstawania tej książki, to polecam mój wywiad z Jodi Picoult, który przeprowadziłam w grudniu 2013 roku [klik].