piątek, 30 października 2015

Judith Lennox – „Przed burzą”













Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2008
Tytuł oryginału: Before the Storm
Przekład: Anna Nowosielska





Na świecie żyje wiele osób, które mają coś do ukrycia. Nie zawsze muszą to być sprawy dotyczące łamania prawa. Przeważnie jest tak, że ludzie chcą zachować w tajemnicy swoją przeszłość, która przyniosła im ból i cierpienie. W takiej sytuacji zazwyczaj izolujemy się od otoczenia. Nie chcemy się z nim integrować, aby przypadkiem nie powiedzieć o jedno słowo za dużo. W końcu nikt nie musi znać naszych problemów z przeszłości, o których sami też chcielibyśmy zapomnieć. Niestety, niejednokrotnie dzieje się tak, że przeszłość przypomina o sobie w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a skutki mogą być naprawdę opłakane. Jeszcze gorzej sytuacja będzie przedstawiać się wtedy, gdy ważne rzeczy z naszej przeszłości zataimy przed tymi, z którymi związaliśmy swoje życie. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że prędzej czy później nasze tajemnice i tak ujrzą światło dzienne, a osoba, z którą przeżyliśmy wiele lat może poczuć się zawiedziona faktem, że nie tylko ją oszukaliśmy, ale przede wszystkim nie zaufaliśmy jej. Nie można bowiem żyć w świadomości, że przeszłość do końca naszego życia nie zostanie odkryta. Takie zaklinanie rzeczywistości sprawia, że ludzie żyją w strachu, choć nie przyznają się do tego publicznie. W dodatku, kiedy z powodu zatajonych spraw z przeszłości odsuwamy się od innych, wówczas otoczenie będzie nas postrzegać jako dziwaków. Poza tym istnieje też duże prawdopodobieństwo, że ludzie zaczną tworzyć swoje własne historie na nasz temat, które nie będą mieć nic wspólnego z prawdą. Taka sytuacja może zaszkodzić znacznie bardziej, niż ujawnienie prawdy.

Łatwo można na ten temat mówić i dawać rady, ale w praktyce bardzo trudno jest do tychże porad się zastosować. Człowiek jest bowiem taką istotą, która boi się odrzucenia. Tak naprawdę wciąż dążymy do akceptacji ze strony środowiska, w którym żyjemy. Często potrafimy zmieniać skórę niczym kameleon, aby tylko móc zostać zaakceptowanym przez innych. W tym wszystkim nieważne jest nasze własne samopoczucie. Najistotniejsza jest bowiem opinia innych o nas samych. Czasami jednak zdarza się, że ludzie wiedzą o nas dużo więcej niż my sami. To, co staramy się ukrywać przez lata, wcale nie jest tajemnicą, jak może nam się pozornie wydawać. Co w takim razie należy wtedy zrobić? Jak żyć, kiedy każdy człowiek mijany na ulicy patrzy na nas dziwnym wzrokiem i wytyka palcem? Co zrobić, gdy sąsiadki nie mają innych tematów do rozmowy, jak tylko te, które dotyczą naszego życia, naszej przeszłości? Czy najlepiej w takiej sytuacji przestać się tym przejmować i robić swoje, czy może zacząć się tłumaczyć? Niestety, nigdy tak naprawdę nie znajdziemy właściwego rozwiązania.

Główna bohaterka powieści autorstwa Judith Lennox – Isabel Zeale – od kilku lat żyje odizolowana od wiejskiej społeczności z powodu wydarzeń, które miały miejsce w jej przeszłości. Isabel ma dopiero dwadzieścia lat, lecz wiele już w życiu przeszła. Podejmując pracę w posiadłości Orchand House znajdującej się we wsi Lynmouth niedaleko angielskiego miasteczka Lynton położonego w hrabstwie Devonshire, była przekonana, że zdoła tam zapomnieć o przeszłości i na nowo ułożyć sobie życie. Niestety, któregoś dnia jej pracodawca umiera, a Isabel musi zacząć myśleć o wyprowadzce. Jest rok 1909, więc w angielskim społeczeństwie obowiązują twarde konwenanse. Mężczyzna, u którego pracowała Isabel był od niej sporo starszy, co oczywiście sprawiło, że w miasteczku zaczęły krążyć złośliwe plotki na ich temat. Dopóki żył Charles Hawkins, Isabel była bezpieczna. Teraz kiedy została sama nie ma już nikogo, kto chciałby i mógłby jej bronić. Sąsiedzi bynajmniej nie traktują jej po przyjacielsku. Każdego dnia młoda kobieta narażona jest na niegrzeczne odzywki, a nawet fizyczne ataki z ich strony. Panuje bowiem przekonanie, że ona i stary Hawkins mieli romans.


Lynmouth Harbor (Lynton & Lynmouth) 
Mieszkając w Lynmouth Isabel Zeale często przychodziła wieczorami do tego portu, aby
oderwać się od rzeczywistości i w spokoju zebrać myśli.
To tu po raz pierwszy ujrzał ją Richard Finborough.
Zdjęcie powstało pomiędzy rokiem 1890 a 1900.
źródło


Pewnego dnia do Lynton przyjeżdża bogaty przemysłowiec Richard Finborough. Mężczyzna pochodzi z Londynu i jest starszy od Isabel o kilka lat. Ich pierwsze spotkanie odbywa się w dość nietypowych okolicznościach i już wtedy Richard zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie zakochał się w Isabel bez pamięci. Od tej chwili nie może przestać o niej myśleć. Nie potrafi zapomnieć pięknej i tajemniczej dziewczyny nawet w ramionach kochanki, z którą spotyka się w Londynie. Na prowadzeniu interesów także nie może skupić uwagi, ponieważ wciąż myśli o Isabel. Kiedy tylko ma wolną chwilę, Richard natychmiast udaje się do Lynton i robi wszystko, aby zdobyć nie tylko zaufanie Isabel, ale przede wszystkim jej miłość. Pewnego dnia oświadcza się dziewczynie i tym samym daje jej możliwość zmiany dotychczasowego życia. Richard Finborough pochodzi z wyższych sfer, co oczywiście może stanowić poważną przeszkodę dla zawarcia małżeństwa. Mężczyzna jest jednak przekonany, że jego matka mieszkająca w Irlandii zaakceptuje wybór syna i nie będzie mieć nic przeciwko Isabel. Czy tak samo wyrozumiali będą też inni znajomi Richarda? Czy polubią jego młodą małżonkę i nie będą sprawiać jej przykrości podczas towarzyskich spotkań? A może odsuną się od Richarda, który teraz będzie dla nich kimś obcym i napiętnowanym?

Z kolei Isabel Zeale doskonale wie, że małżeństwo z Richardem nie będzie należeć do najłatwiejszych z uwagi na jego status społeczny. Dziewczyna boi się odrzucenia. Tak naprawdę wolałaby pozostać w tym miejscu, w którym jest obecnie i poszukać gdzieś nowej pracy z dala od środowiska, które tylko sprawia jej przykrość. Niemniej, Richard Finborough wcale nie jest jej obojętny. Nie chodzi tutaj o jego stan majątkowy. Isabel nie jest bowiem materialistką. Ona po prostu polubiła tego upartego mężczyznę, ale wie, że nie wolno jej wychodzić za niego za mąż z powodu dramatycznej przeszłości, o której nie chce mówić. Nie potrafi też zwierzyć się Richardowi, który na szczęście uparcie zapewnia, że nie interesuje go jej przeszłość. Chce zacząć z nią nowy etap życia, dlatego to, co było należy oddzielić grubą kreską. Czy na pewno można to zrobić? Czy przeszłość faktycznie nigdy o sobie nie przypomni? Czy w najmniej oczekiwanym momencie nie zjawi się ktoś, kto zniszczy ustabilizowane życie Isabel i Richarda? Niemniej, pomimo tylu obaw, Isabel Zeale ostatecznie zgadza się wyjść za Richarda i u jego boku rozpocząć nowe życie.

Wioska Lynmouth
Najprawdopodobniej jest to pierwsza fotografia
tej miejscowości i pochodzi z lat 50. XIX wieku.
Jak już wspomniałam wyżej akcja powieści rozpoczyna się w 1909 roku, natomiast kończy w czasie trwania drugiej wojny światowej. Judith Lennox jak przystało na autorkę tworzącą porywające sagi rodzinne z historią w tle, tym razem również nie zawodzi. Ślub Richarda i Isabel to jedynie początek kłopotów, które napotka na swojej drodze ich rodzina. Okazuje się bowiem, że Isabel wciąż myśli o zatajonej przed mężem przeszłości, choć o tym nie mówi. Z kolei Richard wcale nie jest takim doskonałym małżonkiem, jakim zapowiadał się być na samym początku. Nie potrafi bowiem wyzbyć się nawyków, które nabył jeszcze przed ślubem. Isabel nie jest jedyną kobietą w jego życiu. W miarę upływu lat tych kobiet będzie całkiem sporo, aż wreszcie dojdzie do naprawdę trudnej sytuacji, w której stawką stanie się dobro jego pierworodnego syna Philipa. Tak naprawdę rodzina Finboroughów stale będzie doświadczać życiowych kłopotów, z którymi trudno będzie im sobie poradzić. W miarę dorastania każde z trojga dzieci również nie będzie mieć łatwo.

Poważnie na życiu Finboroughów odbiją się także lata pierwszej i drugiej wojny światowej. Kiedy w 1914 roku wybucha pierwsza wojna światowa Richard bierze w niej czynny udział. Jedzie na front walczyć z wrogiem. Mężczyzna widzi tam tak dużo okrucieństwa, że jeszcze długo po zakończeniu wojny nie będzie potrafił żyć bez nocnych koszmarów. Na froncie nawiązuje też przyjaźń z Nicholasem Chance, któremu zawdzięcza życie. Jak wiadomo los lubi płatać ludziom figle. Pewnego dnia – już po zakończeniu pierwszej wojny światowej – Richard otrzymuje wiadomość o tajemniczym zaginięciu przyjaciela, który nagle wyszedł z domu i już nigdy do niego nie wrócił. Tak więc Finborough czuje się teraz odpowiedzialny za żonę i dwunastoletnią córkę przyjaciela. Co zatem może w tej sytuacji zrobić? Chyba tylko zabrać dziecko pod swój dach i zacząć traktować Ruby jak własną córkę. Tak też się dzieje. Ruby wychowuje się z dziećmi Richarda i Isabel, co oczywiście owocuje bardzo silną przyjaźnią pomiędzy dziećmi, a potem dorosłymi ludźmi.

Nie bez znaczenia są tutaj także kwestie polityczne, szczególnie w momencie, gdy wybucha druga wojna światowa, a każdy obcy obywatel mieszkający na terenie Wielkiej Brytanii traktowany jest niczym potencjalny wróg, którego należy usunąć. Z kolei sam Richard za wszelką cenę pragnie chronić swoje dzieci i czasami postępuje wobec nich bardzo okrutnie i bezwzględnie, czym oczywiście odnosi skutki przeciwne do zamierzonych. Nie można bowiem uszczęśliwiać kogoś na siłę, nawet jeśli robi się to w imię miłości. W tej powieści bardzo dużo miejsca zajmują relacje międzyludzkie, które nie należą do najłatwiejszych. Czytelnik ma okazję poznać relacje łączące nie tylko małżonków czy kochanków, ale także dzieci i rodziców oraz przyjaciół. Oczywiście na tym polu bardzo wiele zależy od atmosfery i okoliczności, które panują w miejscu, gdzie żyją nasi bohaterowie.

Okładka brytyjskiego wydania.
Wyd. Headline Review
Londyn 2008
Judith Lennox jest dla mnie jedną z tych autorek, których książki stanowią doskonałą odskocznię od wymagającej literatury historycznej. Powieści takie jak Przed burzą pozwalają mi na odpoczynek psychiczny i dostarczają przyjemności czytania. Wbrew pozorom dobrą powieść obyczajową nie jest wcale tak łatwo napisać. Autorzy bardzo często powielają nawet swoje własne pomysły. W przypadku twórczości Judith Lennox również można dopatrzeć się podobieństw pomiędzy poszczególnymi książkami, niemniej mnie zupełnie to nie przeszkadza, ponieważ Autorka i tak stale mnie zaskakuje i potrafi przyciągnąć moją uwagę do opowiadanej przez siebie historii.

Jeśli wziąć pod uwagę poszczególnych bohaterów, to muszę przyznać, że Richard Finborough raczej nie wzbudził mojej sympatii. Nie lubię ludzi, którzy nie są wierni swoim obietnicom, a Richard taki właśnie jest. W moich oczach nie tłumaczy go nawet fakt, iż z żoną nie zawsze znajduje wspólny język. Pytanie tylko, czy brak porozumienia z Isabel jest wyłącznie jej winą, czy może to Richard zachowuje się w taki sposób, że Isabel czuje się zraniona? Podobnie przedstawiają się relacje Richarda z dziećmi. Na tym polu ojciec stale ingeruje w życie swojego potomstwa i jedynie jakimś niewytłumaczalnym cudem własną drogą udaje się pójść tylko młodszemu synowi Isabel i Richarda. Zarówno najstarsze dziecko, jak i najmłodsze wciąż czuje oddech ojca na swoich plecach. Identycznie rzecz przedstawia się w przypadku Ruby, która przecież nie jest biologiczną córką Finboroughów. Oczywiście wzięli oni za nią odpowiedzialność w momencie, gdy Richard przywiózł Ruby pod swój dach, gdy ta miała tylko dwanaście lat i była w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Ale czy ten fakt upoważnia Richarda po latach do zachowania się wobec dorosłej Ruby w sposób, w jaki nie powinien zachować się nawet biologiczny ojciec?

Pomimo że Richard Finborough nie do końca budzi sympatię czytelnika, to jednak nie jest on postacią na wskroś negatywną. Judith Lennox zadbała bowiem o to, aby ten bohater – główny bohater – posiadał złożony charakter, dlatego też Autorka obdarzyła go zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi cechami. Rolę czarnego charakteru odgrywa w powieści zupełnie inna postać, co oczywiście wiąże się z tym, iż mamy do czynienia również z wątkiem kryminalnym, a to dodatkowo podnosi walor książki. Jaka natomiast jest Isabel, którą także możemy potraktować jako główną bohaterkę? Otóż ona wciąż zmaga się z życiem, które przyszło jej wieść u boku Richarda. Kobieta stale czuje się gorsza, choć robi wszystko, aby móc dorównać ludziom z wyższych sfer. W związku z tym w niektórych sytuacjach postępuje dokładnie tak, jak oni, tym samym krzywdząc osoby, które kocha. Przy Richardzie nabyła kilka jego cech charakteru, co wcale nie świadczy na jej korzyść. Czasami zachowuje się tak, jakby zapomniała, kim jest i z jakiego środowiska się wywodzi. Czyżby nagle stała się zakłamana? W pewnym sensie tak właśnie jest. Przychodzi taki moment, kiedy Isabel nie pamięta już o swojej przeszłości (a może tylko tak sobie wmawia?), lecz jedno przypadkowe spotkanie uświadamia jej, że od tego, co było nigdy nie będzie mogła się uwolnić, chyba że wcześniej wyzna prawdę. Czy zatem będzie potrafiła znaleźć w sobie na tyle odwagi, aby tego dokonać? Czy wyjawienie sekretu sprzed lat nie sprawi, że kobieta utraci wszystko, co do tej pory osiągnęła?

Przed burzą to powieść przeznaczona dla czytelników, którzy lubią sagi rodzinne z wojenną historią w tle. To także opowieść dla tych, którzy nie traktują tego rodzaju książek wyłącznie w kategoriach taniego romansu. To wreszcie historia dla tych, którzy lubią zgłębiać relacje zachodzące między ludźmi i dokonywać psychologicznej analizy bohaterów. Judith Lennox bez wątpienia jest pisarką, której powieści czyta się z ogromnym zainteresowaniem, choć są one do siebie podobne.









czwartek, 29 października 2015

John Jakes – „Gdzie jest mój dom?” # 2













Wydawnictwo: EM
Warszawa 1996
Tytuł oryginału: Homeland
Przekład: Maria & Cezary Frąc




Wojna amerykańsko-hiszpańska, która wybuchła w 1898 roku stała się przyczyną zakończenia panowania hiszpańskiego imperium kolonialnego na zachodniej półkuli. Wojna wzmocniła także pozycję Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku jako mocarstwa. Zwycięstowo Amerykanów wygenerowało traktat pokojowy, na mocy którego Hiszpania została zmuszona do zrzeczenia się roszczeń wobec Kuby i do przekazania Stanom Zjednoczonym suwerenności Guamu, Peurto Rico i Filipin. W wyniku tego konfliktu Stany Zjednoczone anektowały również niezależne Hawaje. Tak więc, wojna sprawiła, że USA ustanowiły swoją dominację w regionie Karibów i zaczęły realizować swe strategiczne i ekonomiczne interesy w Azji.

Wojna została także porzedzona trzema latami walk prowadzonych przez kubańskich rewolucjonistów celem uzyskania niezależności od hiszpańskiego panowania kolonialnego. W latach 1895-1898 gwałtowne konflikty na Kubie przyciągnęły Amerykanów ze względu na brak stabilności gospodarczej i politycznej, która miała miejsce w regionie położonym zbyt blisko Stanów Zjednoczonych. Bardzo długo trwał również proces USA dotyczący uwalniania zachodniej części świata od wpływów europejskich mocarstw kolonialnych oraz amerykańskiego oburzenia na stosowanie brutalnej taktyki, której sprzymierzeńcami byli kubańscy rewolucjoniści. Na początku 1898 roku napięcie pomiędzy USA a Hiszpanią trawjące od wielu miesięcy osiągnęło punkt kulminacyjny. Po tym, jak 15 lutego 1898 roku w porcie w Hawanie w tajemniczych okolicznościach eksplodował i zatonął amerykański pancernik Maine, militarna interwencja Stanów Zjednoczonych na Kubie była już przesądzona.

William McKinley
25. prezydent Stanów Zjednoczonych
W dniu 11 kwietnia 1898 roku prezydent William McKinley (1843-1901) poprosił Kongres o pozwolenie na interwencję zbrojną na Kubie, której celem miało być zakończenie walk pomiędzy rebeliantami a siłami hiszpańskimi oraz ustanowienie „stabilnego rządu”, który „utrzymałby porządek” i zapewnił „ciszę i spokój oraz bezpieczeństwo” kubańskich i amerykańskich obywateli mieszkających na wyspie. Tak więc w dniu 20 kwietnia Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił wspólną rezolucję, w której uznano niepodległość Kuby i zażądano, aby rząd hiszpański oddał Amerykanom kontrolę nad wyspą. Stany Zjednoczone miały z kolei obiecać, że zaniechają aneksji Kuby, zaś prezydent William McKinley został upoważniony do wykorzystania wszelkich środków militarnych, jakie będzie uważał za konieczne, aby zagwarantować niepodległość Kuby.

Hiszpański rząd odrzucił jednak ultimatum Stanów Zjednoczonych i natychmiast zerwał stosunki dyplomatyczne z USA. Odpowiedzią Williama McKinleya było wprowadzenie blokady morskiej z Kubą. Stało się to w dniu 22 kwietnia. Następnego dnia opublikowano informację o potrzebie wojskowej rekrutacji stu dwudziestu pięciu tysięcy ochotników. W tym samym dniu Hiszpania wypowiedziała wojnę Stanom Zjednoczonym, zaś 25 kwietnia Kongres USA przegłosował przystąpienie do wojny z Hiszpanią.

Przyszły sekretarz stanu USA John Milton Hay (1838-1905) określił konflikt jako „wspaniałą małą wojnę”. Pierwsza bitwa została stoczona w dniu 1 maja w Manila Bay, gdzie azjatycki szwadron komandora George’a Deweya (1837-1917) pokonał hiszpańskie siły zbrojne broniące Filipin. Z kolei w dniu 10 czerwca wojska amerykańskie wylądowały w Zatoce Guantanamo na Kubie, natomiast 22 i 24 czerwca dodatkowe siły znalazły się w pobliżu portowego miasta Santiago. Po tym, jak odizolowano i pokonano wojskowe garnizony hiszpańskie na Kubie, marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych zniszczyła 3 lipca hiszpański szwadron, probując uciec przed amerykańską blokadą morską w Santiago.


Atak Amerykanów na wzgórze San Juan 
autor: Frederic Sackrider Remington (1861-1909)

W dniu 26 lipca z rozkazu rządu hiszpańskiego, francuski ambasador w Waszyngtonie – Jules Cambon (1845-1935) udał się do biura administracji Williama McKinleya, aby omówić warunki zawarcia pokoju. Ostatecznie dokument dotyczący zawieszenia broni został podpisany 12 sierpnia. Cztery miesiące poźniej nastąpiło oficjalne zakończenie wojny. Z kolei 10 grudnia 1898 roku rządy hiszpański i amerykański podpisały Traktat Paryski. Oprócz zapewnienia niepodległości Kubie, traktat ten wymuszał na Hiszpanii również oddanie USA wysp Guam na Oceanie Spokojnym i Peurto Rico w Antylach. Hiszpania zgodziła się także sprzedać Stanom Zjednoczonym Filipiny za cenę dwudziestu milionów dolarów. Senat USA ratyfikował traktat w dniu 6 lutego 1899 roku, zaś fakt, iż dokument nabył mocy prawnej zależał tylko od jednego głosu, który przeważył szalę zwycięstwa na stronę Stanów Zjednoczonych.

Administracja Williama McKinleya użyła wojny również jako pretekstu do dokonania aneksji niezależnego stanu, jakim były Hawaje. W 1893 roku grupa hawajskich plantatorów i biznesmenów stojących na czele puczu wymierzonego przeciwko królowej Lydi Liliuokalani (1838-1917) ustanowiła nowy rząd. Natychmiast też zaproponowano Stanom Zjednoczonym aneksję Hawajów, lecz ówczesny prezydent Grover Cleveland (1837-1908) odrzucił tę propozycję. Niemniej, w 1898 roku prezydent William McKinley i amerykańska opinia publiczna stali się bardziej życzliwi wobec odrzuconej wcześniej aneksji. Zwolennicy przyłączenia Hawajów do USA wysuwali argument, iż Hawaje posiadają kluczowe znaczenie dla gospodarki Stanów Zjednoczonych i będą służyć USA jako strategiczna baza, która może chronić amerykańskie interesy w Azji. W dodatku twierdzono też, że są również inne państwa, które chętnie przyjmą Hawaje, jeśli USA nadal nie będą zgadzać się na zaproponowany wariant. Ostatecznie w dniu 12 sierpnia 1898 roku na życzenie Williama McKinleya Kongres przegłosował rezolucję, na mocy której Hawaje stały się częścią terytorium Stanów Zjednoczonych.


Bitwa w Zatoce Manilskiej 
W lewym dolnym rogu widać okręt dowodzony przez komandora George'a Deweya.


Zanim jednak wraz z naszym głównym bohaterem udamy się na pole bitwy i jego oczami będziemy mogli zobaczyć w wyobraźni makabryczne obrazy rzezi żołnierzy zarówno hiszpańskich, jak i amerykańskich, minie trzy lata. Kończąc czytanie pierwszego tomu czytelnik pozostawił niemieckiego imigranta Paula Crowna w dość niekomfortowej dla niego sytuacji. Jak dowiedzieliśmy się z fabuły pierwszej części dylogii, Paul przybył do Ameryki jako czternastoletni zabiedzony chłopiec z głową pełną marzeń, które tak naprawdę mogą się nigdy nie spełnić. Przypomnijmy, że dachu nad głową udzielił mu bogaty stryj, któremu Paul winien był posłuszeństwo. Czy faktycznie tak się stało? Czy młody bratanek Josepha Crowna potrafił okazać wdzięczność za pomoc, której mu udzielono?

W roku 1895, kiedy rozpoczyna się akcja drugiego tomu dylogii, Paul Crown nie jest już wcale takim zagubionym i zabiedzonym nastolatkiem, jakim był w momencie postawienia po raz pierwszy swojej stopy na amerykańskiej ziemi. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Paul poznał już ciężką pracę, zobaczył też, w jaki sposób traktowani są robotnicy w fabryce piwa, i choć do nauki nadal nie ma głowy, to jednak sporo rozumie z otaczającego go świata. Pomimo że w Niemczech niektóre rzeczy wyglądały zupełnie inaczej, nie zmienia to faktu, iż Paul bardzo szybko potrafił przystosować się do nowych realiów. Co chyba najważniejsze, jego angielski jest coraz lepszy, a to z kolei sprawia, że chłopak jest w stanie zyskiwać nowych przyjaciół, którzy nie zawsze mają na niego dobry wpływ. Generalnie Paul jest rozsądnym młodzieńcem, lecz wpływ innych oraz potrzeba bycia akceptowanym w nowym środowisku sprawiają, że jego decyzje nie zawsze idą w parze ze zdaniem stryja.

Młody amerykański pisarz
Stephen Crane jest jednym 
z bohaterów książki.
Zdjęcie zostało zrobione w marcu
1896 roku.
Podczas rejsu do Stanów Zjednoczonych, Paul Crown, który wtedy był jeszcze Paulim Kronerem, odkrył w sobie pragnienie zajmowania się w przyszłości fotografią. W okresie, kiedy rozgrywa się akcja powieści, coraz większą popularność zaczynały zdobywać aparaty fotograficzne firmy Kodak, więc wcale nie dziwi fascynacja Paula tą dziedziną sztuki. Nie wiadomo tylko, czy Paul zdoła znaleźć kogoś, kto będzie w stanie nauczyć go robienia przynajmniej niezłych zdjęć, jeśli nie doskonałych. A jeśli już tak się stanie to, jak długo Paul będzie mógł utrzymać się z tej profesji?

Jak już wspomniałam wyżej, Paul Crown nie zawsze podejmuje decyzje, które mogą podobać się jego nowej rodzinie, a szczególnie srogiemu stryjowi. Joseph Crown od pewnego czasu nie potrafi dogadać się ze swoim biologicznym synem, zaś konflikt ten jest na tyle poważny, że naprawdę nie potrzeba mu dodatkowych zmartwień. Niestety, dzieje się zupełnie inaczej, natomiast przyjaźń, która nawiązała się pomiędzy Paulem a Josephem Juniorem jest na tyle silna, że Paul za nic nie może utracić zaufania, jakim obdarzył go starszy kuzyn. Ostatecznie to właśnie ta przyjaźń i opowiedzenie się po niewłaściwej stronie sprawią, iż nasz główny bohater zostanie wyrzucony przez stryja z domu. Tak więc za jednym pociągnięciem chłopak straci nie tylko bezpieczny dach nad głową i rodzinę, ale też pracę, z której do tej pory się utrzymywał. Otóż Paul pracował bardzo ciężko w browarni Josepha Crowna. Od tej chwili jednak będzie musiał radzić sobie sam. W dodatku chłopak cierpi także z powodu niespełnionej miłości. Okazało się bowiem, że jest zbyt biedny, aby móc ubiegać się o rękę swojej wybranki, w której żyłach płynie arystokratyczna krew. Jak zatem poradzi sobie młody Crown bez środków do życia i wsparcia rodziny, której ufał? Czy jego znajomość Chicago jest na tyle dobra, aby mógł bez obaw poruszać się po mieście, które wcale nie jest takie bezpieczne, jak mogłoby się pozornie wydawać? Czy w końcu spotka kogoś, kto będzie mu przychylny i otworzy przed nim kolejne drzwi, za którymi będzie już tylko lepiej? Czy uda mu się jeszcze kiedyś połączyć z rodziną i uzyskać jej przebaczenie? I wreszcie czy Paul Crown odnajdzie miejsce, które śmiało będzie mógł nazwać SWOIM DOMEM?

Pierwszy kinetoskop skonstruowany
przez Thomasa Edisona
Poznając kolejne etapy życia Paula Crowna czytelnik wraz z bohaterem doświadcza rozmaitych emocji. John Jakes poprowadził fabułę swojej książki w taki sposób, aby pokazać nam nawet najdrobniejszy szczegół dotyczący ludzi żyjących w Ameryce pod koniec XIX wieku. Towarzysząc poszczególnym bohaterom wkraczamy u ich boku w wiek XX, który przynosi olbrzymie zmiany. W latach, kiedy żyje Paul Crown zaczyna raczkować kinematografia. Ludzie zafascynowani są „ruchomymi obrazami”, które stopniowo stają się doskonałym źródłem zarobkowania, ale też i oszustwa. W związku z tym jednym z bohaterów jest Thomas Alva Edison (1847-1931), który w 1886 roku po udoskonaleniu żarówki, zdołał przekonać znanego finansistę Johna Pierponta Morgana (1837-1913) oraz niezwykle bogatą rodzinę Vanderbiltów do założenia przedsiębiorstwa o nazwie Edison Electric Light Company, które w 1911 roku połączono z kilkunastoma firmami funkcjonującymi w branży elektrycznej. W ten sposób stworzono największą obecnie na świecie spółkę kapitałową General Electric. Przedsiębiorstwo Edison Electric Light Company zbudowało pierwszą na świecie elektrownię oraz pierwszy elektryczny miejski system oświetleniowy.

Z kolei jeśli chodzi o początki kinematografii, w której Thomas Edison miał swój poważny udział, to należy wspomnieć o jego firmie Edison Manufacturing Company, która została założona przez niego w 1889 roku. Produkowano w niej akumulatory i inne maszyny, jednak najbardziej przedsiębiorstwo Edisona zasłynęło z wynalezienia kinetoskopu, czyli urządzenia służącego do wyświetlania ruchomych obrazów. Kinetoskop Thomas Edison wynalazł w 1891 roku. Było to urządzenie przeznaczone tylko dla jednego widza i działało na zasadzie fotoplastykonu.


Pierwszy film Thomasa Edisona zatytułowany Kichnięcie Freda Otta
(z ang. Fred Ott's sneeze).
Film został nakręcony przy pomocy kamery wynalezionej w 1891 roku przez szkockiego
wynalazcę Williama K. Dicksona (1860-1935). 


Inną postacią historyczną, a także literacką, która pojawia się na kartach drugiego tomu dylogii jest amerykański pisarz Stephen Crane (1871-1900), który zasłynął przede wszystkim z powieści zatytułowanej The Red Badge of Courage opowiadającej o wojnie secesyjnej. John Jakes przedstawia Stephena Crane’a w dość oryginalny sposób. Bohater jest niezwykle bezpośredni w opiniach, nie stroni od alkoholu i kobiet, lecz z drugiej strony potrafi też być dobrym przyjacielem troszczącym się los tych, z którymi zetknęło go życie. Obok pisarza i wynalazcy na kartach powieści pojawia się także przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt (1858-1919), który jest mężczyzną zaprawionym w boju i każdy widzi, jak bardzo jest ambitny, co oczywiście wróży mu doskonałą karierę polityczną. 

Gdzie jest mój dom? to powieść wielowątkowa, w której Autor skupia się zarówno na sprawach politycznych, jak i na zwykłych ludzkich rozterkach. Każdy z bohaterów musi zmagać się ze swoim własnym przeznaczeniem. Kontynuację dylogii, która w Polsce ukazała się w dwóch tomach, natomiast w Stanach Zjednoczonych jest to opowieść jednotomowa, stanowi książka Amerykańskie marzenia, gdzie główną bohaterką jest córka Josepha Crowna – dwudziestosześcioletnia Fritzi Crown. W powieści Gdzie jest mój dom? Fritzi jest nastolatką, lecz już na tym etapie czytelnik widzi, jak bardzo dziewczynka marzy o zostaniu sławną aktorką. Niestety, wykonywanie tego zawodu nie jest dobrze widziane ani przez członków rodziny Crownów, ani tym bardziej przez ówczesne amerykańskie społeczeństwo. Tak więc o tym, czy Fritzi spełniła swoje wielkie marzenie dowiemy się z kontynuacji, o której mam nadzieję napisać już wkrótce. Natomiast na chwilę obecną polecam sagę rodzinną Gdzie jest mój dom?, która zawiera w sobie wszystko to, co powinna mieć doskonała rodzinna opowieść.


O pierwszym tomie dylogii pisałam tutaj








niedziela, 25 października 2015

O tym, jak Tudorowie sport uprawiali i rozrywkom się oddawali







Przedstawiciele dynastii Tudorów słynęli z wręcz fanatycznego uprawiania sportu. Bardzo często grywali w piłkę nożną, która angażowała nawet setki ludzi. Interesowali się również bardziej statecznym sportem, jakim były kręgle. To wszystko zachęca do odnalezienia odpowiedzi na pytanie: które z dyscyplin sportowych były najbardziej popularne w XVI wieku? Dla Tudorów ważne było bowiem, aby Anglicy spędzali większość czasu na pracy, dlatego też w 1512 roku została uchwalona ustawa, która zakazywała zwykłym mieszkańcom uprawiania sportu. Wymieniono w niej takie dyscypliny, jak: tenis, kości, karty czy kręgle.

Zacznijmy może od futbolu. Ta dyscyplina sportowa cieszy się niezwykłą popularnością jeszcze od czasów Tudorów, niemniej w XVI wieku wyglądała ona zupełnie inaczej, niż dzisiaj, zaś swoją popularność w Anglii zdobyła już na początku szesnastego stulecia. Zamiast na stumetrowym ogrodzonym boisku, grano wówczas na otwartym polu znajdującym się, na przykład pomiędzy dwoma wsiami. W odległości około jednej mili od siebie umieszczano dwie bramki, które wykonane były ze zwykłych drewnianych słupków. Nie było też żadnych ograniczeń w kwestii liczby zawodników. Każdy, kto tylko chciał mógł piłkę kopać i odbierać ją przeciwnikowi, starając się umieścić ją w bramce rywala. Tak więc głównym celem tej gry było przechwycenie piłki od przeciwnika i przybiegnięcie z nią na teren własnej wsi. Można sobie natomiast wyobrazić, że pewne problemy musiał mieć sędzia, który biegał za zawodnikami, mając przez cały czas piłkę na oku. Oczywiście nie obywało się też bez stosowania brutalnych chwytów, na skutek których uczestnicy gry tracili nawet życie, a jeśli mieli więcej szczęścia, wówczas ponosili tylko uszczerbek na zdrowiu.


W epoce Tudorów ludzie byli tak bardzo zafascynowani piłką nożną, że niekiedy grywali
w nią nawet na ulicach.

W 1531 roku purytański kaznodzieja Thomas Eliot (?) twierdził, że piłka nożna powoduje „nieludzką wściekłość i skrajną przemoc”. Z kolei w 1572 roku biskup Rochester zażądał nowej kampanii celem powstrzymania tej „złej gry”. Philip Strubbs (1555-1610), który był znanym angielskim pamflecistą, w swoim dziele z 1583 roku zatytułowanym Anatomia nadużyć (z ang. Anatomy of Abuses) napisał:

Piłka nożna i inne diabelskie rozrywki […] odwracają nas od bycia pobożnymi w sabatlub w jakiś inny dzień. […] niekiedy mieli powykręcane szyje, czasami poranione plecy, połamane nogi, ręce, a czasami ich części ciała wysuwały się ze stawów, zaś krew tryskała z ich nosów. […] Piłka nożna zachęca bowiem do zazdrości i nienawiści […], a czasami do walki i popełniania morderstw oraz dużej utraty krwi.

Gra w piłkę nożną, w której brało udział naprawdę sporo osób była szczególnie popularna w takie święta, jak na przykład Wniebowstąpienie czy Ostatki. Wtedy bowiem nawet całe wsie rywalizowały ze sobą nawzajem. Król i jego doradcy krzywo patrzyli na tego rodzaju rozgrywki wieśniaków, ponieważ uważali, że lepiej byłoby, gdyby poddani zajęli się łucznictwem, urządzając zawody w tej dyscyplinie sportowej. Do końca 1540 roku problem piłki nożnej stał się tak poważny, że Henryk VIII Tudor (1491-1547) wraz ze swoimi doradcami przyjął ustawę zakazującą gry w futbol. Od tej pory nikomu nie wolno było uprawiać tej dyscypliny sportowej!

Gra w piłkę nożną była niezwykle
chaotyczna i brutalna.
Dwa lata później zakaz uprawiania sportu znacznie się rozszerzył i dotyczył większej liczby gier. Nie wolno więc było grać w bardzo popularną grę o nazwie shuffleboard, czyli tak zwane „pchnięcie pensa”. Z drugiej strony jednak znalazło się kilka osób, które uważały, że piłka nożna działa całkiem korzystnie na zdrowie młodych ludzi. Richard Mulcaster (1531-1611), który był dyrektorem Merchant Taylors' School znajdującej się w Londynie, napisał w 1581 roku, że piłka nożna „bardzo korzystnie wpływa zarówno na stan zdrowia, jak i dodaje sił.” Dodał też, że gra ta „wzmacnia całe ciało, redukując wagę, co powoduje uwalnianie złych emocji, korzystnie wpływa na górne części ciała, jest dobra dla jelit i usuwa kamienie oraz piasek z pęcherza moczowego i nerek.”

Źródła historyczne podają, że młodzi mężczyźni odmówili przyjęcia zakazu gry w piłkę nożną. W 1589 roku Hugh Case i William Shurlock zostali ukarani za grę w futbol na cmentarzu w St. Werburgh's podczas kazania pastora. Z kolei dziesięć lat później grupa mężczyzn w wiosce w hrabstwie Essex została ukarana za kopanie piłki w niedzielę. Inne oskarżenia miały miejsce w Richmond, Bedford, Thirsk i Guisborough. Lokalne samorządy również zakazywały gry w piłkę nożną. Aczkolwiek młodzi ludzie wciąż ignorowali miejscowe regulacje prawne. W 1576 roku doniesiono władzom, że w Ruislip (obecnie część Londynu) około stu osób „bezprawnie zebrało się i grało w pewną prawnie zabronioną grę, zwaną piłką nożną.” Natomiast w Manchesterze w 1608 roku doniesiono, że „towarzystwo sprośnych i nieporządnych osób… rozbiło wiele szyb w oknach podczas bezprawnej gry w piłkę nożną.” Problem był to tak poważny, że w 1618 roku rada gminy powołała specjalnych „oficerów piłki nożnej”, którzy mieli nadzorować przestrzeganie prawa.


Amfiteatr w Bankside (Londyn), gdzie fascynowano się dręczeniem i zabijaniem
zwierząt przez agresywne psy. 
Rysunek powstał w 1580 roku.
autor: William Smith (?)


Wśród przedstawicieli zarówno niższej, jak i wyższej warstwy społecznej bardzo popularny stał się sport polegający na wabieniu niedźwiedzia. Był to sport wyjątkowo okrutny, ale na pewno nie dla samych Tudorów, którzy przecież słynęli z okrucieństwa. W 1585 roku Izba Gmin wprowadziła zakaz uprawiania tego rodzaju dyscypliny sportowej. Niestety, królowa Elżbieta I Tudor (1533-1603) po jakimś czasie uchyliła ten zakaz. W sporcie tym centralne miejsce zajmował niedźwiedź przykuty do drewnianego słupa. Niedźwiedź otoczony był przez niezwykle agresywne psy, które były spuszczane ze smyczy i atakowały niedźwiedzia, próbując go zabić, wbijając kły w jego gardło. Niemiecki prawnik – Paul Hentzner (1558-1623) – który intensywnie podróżował po Anglii rządzonej przez Elżbietę I, napisał na temat tego widowiska w ten oto sposób:

[…] Jest jeszcze inne miejsce, zbudowane w formie teatru, które służy do szczucia byków i niedźwiedzi; są one od tyłu przykuwane do słupów, a następnie doprowadzane do wściekłości przez olbrzymie angielskie buldogi, które raczej nie znajdują się w niebezpieczeństwie i nie są narażone na odniesienie ran od ich (byków i niedźwiedzi) rogów czy zębów; zdarza się, że są one (byki i niedźwiedzie) zabijane na miejscu; świeże (mięso) natychmiast dostarczane jest do miejsc, gdzie znajdują się ranne bądź zmęczone zwierzęta. Dla potrzeb tejże rozrywki bardzo często wykorzystuje się oślepionego niedźwiedzia, wokół którego stoi pięciu lub sześciu mężczyzn z biczami w rękach i bez litości okłada nimi zwierzę, które nie może uciec, ponieważ jest na łańcuchu; broni się z całej siły i na ile je stać rzuca się na wszystkich, którzy znajdują się w jego zasięgu i nie są na tyle aktywni, aby uciec; niedźwiedź jest w stanie wyrwać z ich rąk baty, a następnie je połamać […]

Zarówno Henryk VIII, jak i Elżbieta I byli bardzo zadowoleni, kiedy mogli uczestniczyć w tego rodzaju widowisku. Byli nim tak zafascynowani, że któregoś dnia zamówili specjalnie zaprojektowaną siatkę w kształcie pierścienia i kazali umieścić ją na terenie pałacu Whitehall! Obecnie w centrum Londynu można jeszcze zobaczyć pozostałości wspomnianego pierścienia. Panuje jednak przekonanie, że jest to teren, na którym… straszy! Tak więc należy uważać, aby podczas zwiedzania tego miejsca przypadkiem nie spotkać tam jakiegoś „ducha”.


Bezbronny niedźwiedź i atakujące go agresywne psy  ulubiona rozrywka Tudorów.


Najbardziej prestiżowym sportem w Anglii Tudorów były bez wątpienia potyczki pełne blichtru, przepychu i obecności ówczesnych celebrytów. Młody król Henryk VIII bardzo je lubił, dlatego też chętnie brał udział w dużych zawodach, którym przyglądało się tysiące miejscowych wieśniaków okrzykami zagrzewających króla do walki. Niestety, podczas jednej z takich właśnie potyczek Henryk VIII został ciężko ranny. Było to w 1536 roku. Przypuszcza się, że odniesiona rana stała się później przyczyną otyłości monarchy, co generalnie przyczyniło się do jego złego stanu zdrowia. Rana, którą Henryk VIII miał na nodze, niestety nie mogła być skutecznie leczona przez ówczesnych medyków z powodu braku wystarczających kompetencji z ich strony, dlatego też wciąż się jątrzyła. Taki stan rzeczy utrzymywał się do chwili śmierci króla.

A teraz kilka słów o tenisie ziemnym. Otóż początkowo w tenisa ziemnego nie grano na wolnym powietrzu, lecz pod dachem w specjalnie przeznaczonym do tego pomieszczeniu, natomiast piłki, a właściwie kulki, wykonane były z… włosów ukrytych w skórzanych muszlach! Sam charakter gry podobny był do tego, który możemy oglądać obecnie, z tą różnicą, że kulki odbijano również od ścian. Punkt można było zdobyć także wtedy, gdy uderzano kulką w jeden z trzech „celów”, które znajdowały się wysoko nad boiskiem. Ze względu na brak środków do budowy kortów tenisowych, sport ten przeznaczony był tylko dla szlachty. Henryk VIII tak bardzo lubił grać w tenisa, że aż zadecydował o wybudowaniu kortu tylko dla siebie w Hampton Court. Było to w roku 1530, kiedy to król spędzał sporo czasu w czterech ścianach. Plotka głosi, że Henryk VIII grał w tenisa w Hampton Court nawet wówczas, gdy doniesiono mu o wykonaniu egzekucji na Annie Boleyn (1501/1507-1536). Henryk VIII był także zapalonym myśliwym. Często spędzał nawet sześć godzin dziennie, polując na jelenie, które mogła zabijać jedynie szlachta. Z kolei zwykli chłopi mogli polować na lisy i zające, zaś każdy, kto miał ochotę mógł uganiać się za królikami.


Tudorowska gra w kręgle tylko nieznacznie różniła się od tej, w którą gramy obecnie. 


Innym popularnym sportem w Anglii za panowania Tudorów były kręgle, w które grali niektórzy przedstawiciele średniej i wyższej warstwy społecznej. Niemalże z dnia na dzień gra stawała się coraz bardziej znana, więc przeznaczano na nią specjalne trawniki. Na tych samych trawnikach grano także w grę o nawie „Pall-Mall”, którą uważa się za wczesną formę krykieta. Dość popularne w epoce Tudorów były również karty i gry planszowe, jak na przykład Trump (karta atutowa), której wcześniej nie znano, gdyż została wymyślona dopiero za panowania dynastii Tudorów. Mówi się nawet, że królowa Elżbieta I zawsze bezlitośnie oszukiwała w grach karcianych, aby tylko móc wygrać!

Jak widać w epoce Tudorów sport ściśle podlegał kontroli ze strony monarchy. Na przykład, jedynie reprezentanci wyższych warstw społecznych mogli wziąć udział w rozmaitych turniejach, gdzie dwóch rycerzy w zbrojach oddzielonych było od siebie wysoką na cztery stopy drewnianą barierą. Każdy rycerz miał włócznię, zaś jego cel stanowił koń przeciwnika, kiedy ten galopował tuż obok. Z kolei ponad wszelkie pojęcie były rozrywki polegające na tym, iż ludzie żyjący w epoce Tudorów płacili za odwiedziny w domach dla obłąkanych takich, jak mieszczący się w Londynie Bedlam Hospital, gdzie zachwycali się oglądaniem dziwnych zachowań pacjentów. Źródła historyczne podają, że pacjenci z Bedlam Hospital wynajmowani byli do odgrywania ról i dawania przedstawień na ucztach weselnych i wszelkiego rodzaju bankietach. I tu nasuwa się pytanie: kto w tym wszystkim był bardziej obłąkany: chorzy i niczego nieświadomi ludzie, czy motłoch, który zrywał boki ze śmiechu, patrząc na czyjeś nieszczęście?









* Sabat to określenie używane nie tylko w kontekście zlotu czarownic i demonów. W judaizmie i tradycji chrześcijańskiej sabat oznacza ostatni (siódmy) dzień tygodnia, czyli sobotę – dzień świąteczny. Choć powszechnie to niedzielę uznaje się za siódmy dzień każdego tygodnia, to jednak w odniesieniu do religii i Biblii tym dniem jest właśnie sobota.





czwartek, 22 października 2015

John Jakes – „Gdzie jest mój dom?” # 1












Wydawnictwo: EM
Warszawa 1996
Tytuł oryginału: Homeland
Przekład: Maria & Cezary Frąc



W latach 1815-1915 do Stanów Zjednoczonych przybyło około trzydziestu milionów Europejczyków. Dla wielu z nich była to niezwykle długa i wyczerpująca podróż. W XIX i na początku XX wieku samo dostanie się do portu i wejście na pokład statku oznaczało dni, a nawet tygodnie pieszej podróży, wyprawy statkiem lub konnym powozem. Ponieważ w dobie podróży morskich rzadkością były wyprawy zaplanowane w najdrobniejszym detalu, imigranci bardzo często musieli czekać w porcie przez kilka dni bądź tygodni, zanim mogli wejść na pokład statku i odpłynąć do wymarzonego kraju, którym w tamtym okresie były właśnie Stany Zjednoczone.

W północnej części Europy najwięcej imigrantów odpływało z niemieckich i holenderskich portów w takich miastach, jak Amsterdam czy Brema. Później, gdy nasiliła się imigracja ze środkowej i wschodniej części Europy, ludzie ci bardzo często zmuszeni byli podróżować w dół Dunaju do portów Morza Czarnego, jak Konstanca w Rumunii czy bułgarska Warna. Stamtąd na pokładach statków płynęli do miejsca przeznaczenia tygodniami, a czasami nawet miesiącami, starając się stawić czoło kaprysom nieprzewidywalnej pogody.

W połowie XIX wieku w Europie coraz bardziej popularne stawały się wyprawy koleją, co sprawiało, że czas podróży do poszczególnych portów ulegał skróceniu. Natomiast wprowadzenie parowców redukowało czas podróży do miejsca przeznaczenia z tygodni do dni, gdyż były to środki transportu, które mogły rozwijać sporą prędkość. Statki stawały się także coraz większe, co z kolei umożliwiało zabranie na pokład większej liczby ludzi, niż było to możliwe jeszcze do niedawna. Tak więc teraz można było wyruszyć w morską podróż z ponad tysiącem imigrantów na pokładzie, którzy zajmowali kabiny w najtańszej klasie.

Z wyjątkiem państw, z których nie wolno było wyjeżdżać albo tych, gdzie te wyjazdy były dość mocno ograniczone, jak na przykład w Imperium Rosyjskim, pod koniec XIX wieku nawet podróż z jakiejś zapadłej europejskiej wsi do Stanów Zjednoczonych nie była niemożliwa. Potencjalny imigrant musiał najpierw skontaktować się z agentem firmy przewozowej, którym bardzo często był miejscowy duchowny lub nauczyciel. Z kolei taki agent informował główne biuro znajdujące się w porcie o tym, że ewentualny imigrant pragnie opuścić swój rodzinny kraj. Potem ów agent otrzymywał informację dotyczącą daty wypłynięcia statku oraz dostawał do ręki bilety, które przekazywał imigrantowi wsiadającemu do pociągu jadącego do danego miasta portowego. Jeśli takim portem była na przykład Brema, wówczas imigranci mogli niemalże bezpośrednio z pociągu udać się na statek, ponieważ miasto posiadało tory kolejowe prowadzące prosto do doków.


Niemieccy imigranci przybywający do Stanów Zjednoczonych z Hamburga
w drugiej połowie XIX wieku.
Po raz pierwszy rysunek opublikowano w Harper's Weekly  (Nowy Jork)
w dniu 7 listopada 1874 roku.
źródło


W latach 1882-1917 rząd Stanów Zjednoczonych wprowadził przepisy regulujące problem imigracji. Na przykład w 1891 roku Kongres zabronił wstępu na teren USA wszystkim tym „cierpiącym na odrażające czy niebezpieczne choroby zakaźne” i tym „skazanym za brzydkie wykroczenia o charakterze moralnym”, do których zaliczano anarchistów i poligamistów. W konsekwencji załoga parowców stawała się coraz ostrożniejsza, jeśli chodzi o zabieranie na pokład ludzi o niewiadomej reputacji. Imigranci musieli przed wyjazdem okazać swoje dokumenty, które były dokładnie sprawdzane. Podobnie rzecz miała się również z ich stanem zdrowia, który przed wypłynięciem był gruntownie kontrolowany. Czasami imigranci zmuszeni byli spędzić kilka dni, oczekując w napięciu na wejście na pokład statku, gdzie mieli przebywać przez jakiś czas i być karmieni przez firmę, do której należał dany parowiec.

Josef Emanuel Kroner był jednym z tych, którzy w drugiej połowie XIX wieku wyemigrowali ze swojej europejskiej ojczyzny do Stanów Zjednoczonych. Jako bardzo młody chłopak chciał zakosztować lepszego życia, co oczywiście nie dziwi. W dodatku w jego rodzinnym kraju – Niemczech – warunki bytowe nie należały do najlepszych. Decyzja Josefa o wyjeździe była też poniekąd podyktowana sytuacją polityczną, która była konsekwencją Wiosny Ludów mającej miejsce w latach 1848-1849. Dotknęła ona bowiem całą Europę. Przybywając do Stanów Zjednoczonych Josef musiał dostosować się do nowych realiów, więc przede wszystkim zmienił nazwisko na Joseph Emanuel Crown. Ponieważ początki jego pobytu w nowym kraju przypadły na lata wojny secesyjnej, mężczyzna bez wahania zaciągnął się do armii i narażał zdrowie i życie dla kraju, który praktycznie był mu obcy. Potem poznał pewną piękną dziewczynę, której rodzina również przybyła do Stanów Zjednoczonych z Niemiec. Ożenił się z nią i spłodził troje dzieci.

Skoro Joseph zdecydował się na założenie rodziny musiał pomyśleć też, w jaki sposób mógłby tę rodzinę utrzymać. W tym miejscu odejdźmy jednak na chwilę od osoby Josepha i skupmy się na produkcji piwa, które w Ameryce w tamtym okresie było niezwykle popularnym napojem alkoholowym. Otóż rdzenni Amerykanie wyrabiali piwo na bazie kukurydzy jeszcze na długo zanim w kraju ogłoszono prohibicję, która trwała od 1919 do 1933 roku. Pomimo że w XVII oraz XVIII wieku większość piwa była warzona w domach, to tak naprawdę raczkujący przemysł zaczął rozwijać się już od 1612 roku, kiedy to powstała pierwsza znana browarnia na Nowym Amsterdamie, czyli na dzisiejszym Manhattanie. Nowoczesna epoka amerykańskiego piwa rozpoczęła się natomiast dopiero w XIX wieku. W 1810 roku w Ameryce działało tylko sto trzydzieści dwie browarnie, zaś spożycie piwa na jedną osobę wynosiło mniej niż galon, czyli niecałe cztery litry. Do końca 1873 roku w kraju było już cztery tysiące trzydzieści jeden browarni, a warzone piwo posiadało naprawdę wysoką jakość. Z kolei w 1914 roku konsumpcja na jedną osobę wzrosła do dwudziestu galonów, czyli do około dwudziestu jeden i pół litra. Potem nastała wspomniana wyżej prohibicja. Jakość amerykańskiego piwa zmieniła się jeszcze przed prohibicją. Kiedy niemieccy imigranci zaczęli nagminnie przybywać do Stanów Zjednoczonych w połowie XIX wieku, przywieźli ze sobą chęć produkcji piwa, przepis na jego warzenie, jak również wiedzę na temat zaopatrzenia w nie społeczeństwa. Ale do końca XIX wieku ludzie pijący piwo pokazali, iż preferują trunek lżejszy w smaku, niż ten który produkowano na bazie kukurydzy czy ryżu. Poza tym konsolidacja dużych browarni rozpoczęła proces eliminowania z rynku małych przedsiębiorstw bez względu na to, jak dobrze one pracowały. W 1918 roku w Ameryce tylko czwarta część browarów nadal funkcjonowała, a były to te, które wytwarzały piwo od czterdziestu pięciu lat.


Zdjęcie przedstawia Best Brewing Company (Najlepszą Browarnię) mieszczącą się przy
Virginia Street w Milwaukee w stanie Wisconsin.
Zdjęcie datowane jest na około 1885 rok.


Wróćmy zatem do Josepha Crowna. Otóż szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że Joe stał się najbardziej znanym producentem piwa w kraju. A jeśli nie w kraju, to na pewno w Chicago, gdzie ostatecznie osiedlił się wraz z bliskimi. Jego młoda żona jakoś niespecjalnie była zachwycona firmą, którą założył małżonek, ponieważ od samego początku twierdziła, że alkohol jedynie doprowadza ludzi do szaleństwa i sprawia, że pod jego wpływem dokonują nieprzemyślanych czynów, których konsekwencje są wielokrotnie tragiczne. Niemniej, w końcu zmuszona była pogodzić się z browarnictwem swojego męża, gdyż ten wcale nie myślał ustąpić. I tak oto Crownowie żyli sobie przez lata w Chicago na Machigan Avenue, ciesząc się szacunkiem innych. Przedsiębiorstwo rozrastało się z roku na rok, a oni stawali się coraz bogatsi.

Tymczasem gdzieś w ubogiej dzielnicy Berlina pod opieką ciotki o wątpliwej reputacji moralnej dorastał bratanek Josepha Emanuela Crowna – Pauli Kroner. Śmiało można było o nim powiedzieć, że wychowuje go ulica. Chłopak od najwcześniejszych lat życia marzył o podróżach, które odbędzie, kiedy dorośnie i gdy będzie miał na tyle dużo pieniędzy, aby móc wreszcie wyruszyć w świat. Na razie chłopak zbiera jedynie widokówki rozmaitych miejsc, mając nadzieję, że któregoś dnia stanie w nich jego noga. Nędzny ubiór Pauliego już na pierwszy rzut oka pokazywał, że chłopca należy unikać i przeganiać z miejsc, które zarezerwowane są jedynie dla ludzi pochodzących z wyższych sfer społecznych. W Berlinie Pauli przyjaźni się z pewnym chłopcem, który jest nieznacznie upośledzony umysłowo. Już na tym etapie, czyli pod koniec XIX wieku, widać dokładnie, w jaki sposób Niemcy traktują ludzi niepełnosprawnych. Otóż przyjaciel młodego Kronera nie może uczęszczać do normalnej szkoły, lecz zostaje oddelegowany do placówki, która przypomina getto dla niepełnosprawnych. Za kilkadziesiąt lat Niemcy pokażą na co ich stać w stosunku do słabszych i bezbronnych. Na razie kwestia ta dotyczy jedynie ich własnej nacji, ale kiedy wybuchnie druga wojna światowa, sprawa przybierze znacznie szerszy obrót. Nasi bohaterowie na razie jeszcze nic o tym nie wiedzą, choć nie podoba im się cała ta niemiecka polityka wobec słabszych. Tak więc w końcu przychodzi dzień, kiedy Pauli musi pożegnać się ze swoim przyjacielem, bo od tej chwili nie będzie mógł go odwiedzać. Sam już dawno porzucił szkołę, ponieważ nie tylko nigdy nie miał głowy do nauki, ale też nie podobało mu się wiele rzeczy, do których zmuszano go w tejże placówce edukacyjnej.

Odsłonięcie Statuy Wolności (1886)
autor: Edward Moran (1829-1910)
To ten widok wciąż nawiedzał Pauliego w snach
zanim przypłynął do Ameryki.
Pauli Kroner ma czternaście lat i aby przeżyć musi pracować, jak każdy dorosły człowiek. W dodatku ciotka Lotte coraz bardziej zapada na zdrowiu, więc zapewne już niedługo nie będzie mogła przyjmować mężczyzn w swoim pokoju i fundować bratankowi seansów erotycznych. Kiedy Lotte czuje, że jej koniec jest już bliski, przypomina sobie o bracie, który dawno temu wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Pisze zatem list do Josefa, aby ten zaopiekował się Paulim, kiedy chłopiec przypłynie do Ameryki. Ku radości Lotte, brat odpowiada na list pozytywnie. Nie pozostaje zatem nic innego, jak tylko wyprawić chłopaka za ocean i życzyć mu powodzenia. I tak oto po serii przygotowań do podróży, Pauli Kroner wchodzi na pokład statku płynącego do Stanów Zjednoczonych, aby tam rozpocząć nowe życie, o jakim już od dawna marzył. On wciąż wierzy, że jego przeznaczeniem jest zwiedzanie świata. Czy zatem nasz nastoletni bohater znajdzie szczęście w nowej ojczyźnie? Czy w domu swojego srogiego i bogatego stryja uda mu się zostać tym, kim pragnie? Jak ułożą się jego relacje z rodziną, której nigdy nie widział na oczy? Czy będzie potrafił zaaklimatyzować się w nowym środowisku, nie znając angielskiego?

Powieść Gdzie jest mój dom? składa się z dwóch części o tym samym tytule. Zastanawiałam się czy nie napisać o obydwu tomach jednocześnie, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że obydwie książki są tak obszerne, iż mój wpis byłby bardzo długi. Akcja powieści rozpoczyna się w 1891 roku w Berlinie. To właśnie tam poznajemy naszego głównego bohatera, którym jest czternastoletni Pauli Kroner, zaś nie jego stryj Josef, jak mogłoby się pozornie wydawać. Wraz z chłopcem czytelnik przebywa ryzykowną podróż statkiem, a potem ląduje w obcym kraju i znów obawia się o dalszy los bohatera. Tam jest naprawdę niebezpiecznie. Kiedy Pauli odnajduje dom stryja może wydawać się, iż teraz już nic złego go nie spotka. Czyżby? Pamiętajmy, że pod koniec XIX wieku w Ameryce coraz częściej do głosu dochodzili socjaliści, którzy występowali przeciwko przedsiębiorcom-kapitalistom. Joseph Crown przecież takim właśnie kapitalistą jest, więc każdego dnia narażony jest na bunt ze strony swoich pracowników. Czy przypadkiem Pauli, który zdążył już zmienić nazwisko na Paul Crown, nie przyłączy się do tego nowego ruchu? Czy będzie w stanie wystąpić przeciwko stryjowi, który przyjął go pod swój dach i zapewnił bezpieczeństwo? Po której stronie stanie, kiedy przyjdzie czas dokonania wyboru? A co z jego szkołą? Czy będzie kontynuował naukę, którą przerwał, mieszkając w Niemczech? A może za wszelką cenę będzie dążył do spełnienia marzenia o fotografowaniu?

W chwili, gdy sięgnęłam po trylogię Północ i Południe postanowiłam sobie, że przeczytam każdą książkę, która wyszła spod pióra Johna Jakesa. Choć przede mną jest jeszcze trzeci tom trylogii, to jednak nie chciałam zbyt długo czekać na czytanie innych książek tego Autora. Podobnie jak w przypadku opowieści o rodzinach Mainów i Hazardów, tutaj również John Jakes mnie nie zawiódł. Oczywiście książka nie jest nowością, ale przecież ja rzadko czytam powieści, które dopiero co wyszły od wydawców. Gdzie jest mój dom? to kolejna saga rodzinna w wykonaniu tego Autora. Akcja powieści rozgrywa się w latach, kiedy w Stanach Zjednoczonych wcale nie było tak dobrze, jak mogłoby się wydawać. Pomimo że od zakończenia wojny secesyjnej minęło już trzydzieści lat, to jednak jej echa nadal pobrzmiewają wśród amerykańskiego społeczeństwa. Niektórzy bohaterowie brali udział w walkach pomiędzy Północą a Południem, co oczywiście sprawia, że nie mogą zapomnieć o tamtych dramatycznych latach i wciąż dzielą się swoimi wspomnieniami z tymi, którzy z jakiegoś powodu w wojnie nie uczestniczyli.


Panorama Michigan Avenue w Chicago
To tam w domu swojego stryja zamieszkał Pauli Kroner vel Paul Crown
po dramatycznej podróży do Ameryki.
Zdjęcie pochodzi z 1911 roku.


John Jakes ogromną wagę przywiązuje do relacji międzyludzkich, które nie należą do najłatwiejszych. Konflikt na linii ojciec-syn wysuwa się w tej powieści na pierwsze miejsce. Chodzi w nim nie tylko o różnicę pokoleń, ale przede wszystkim o odmienność w poglądach. W dodatku córka Josepha Crowna też nie napawa swojego ojca dumą, gdyż w jej głowie zaczynają się rodzić marzenia, które w razie ich realizacji, mogą przynieść rodzinie wyłącznie wstyd przed ludźmi. Ale relacje międzyludzkie to nie tylko te panujące w rodzinie Crownów. John Jakes pokazuje także życie wyższych sfer, czyli osób posiadających arystokratyczne pochodzenie. Obraz tych ludzi uświadamia czytelnikowi, jak bardzo zadufane w sobie było to środowisko. Ci ludzie uważali siebie za lepszych od innych i nie pozwalali nawet na niezobowiązujące kontakty z kimś z niższej warstwy społecznej. W książce jest też sporo relacji damsko-męskich. Jest miłość, która wymaga poświęceń. Są rozczarowania, z których nie będzie łatwo się podnieść. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem, ponieważ stale następuje jakiś nieoczekiwany zwrot akcji.

John Jakes i jego powieści w dzisiejszych czytelnikach nie budzą już takiego zainteresowania, jak było to ponad dwadzieścia lat temu. Nie wiem nawet czy ktokolwiek o nich pamięta. Są to bowiem książki z zupełnie innego pokolenia, jeśli mogę się tak wyrazić. Możliwe, że wracają do nich już tylko osoby starsze, które kiedyś z rumieńcami na policzkach zaczytywały się w sagach tego Autora. Dlatego warto wciąż przypominać jego powieści, bo obecnie niewielu pisarzy potrafi stworzyć tak fascynujące sagi rodzinne.








poniedziałek, 19 października 2015

O tym, jak syn przeciętnego barona stał się jednym z najbogatszych rycerzy swojej epoki









Opowieść o tym, jak czwarty syn pewnego skromnego angielskiego barona żyjącego w XII wieku stał się jednym z najbogatszych ludzi swoich czasów i był regentem Anglii, sprawując rządy w imieniu młodocianego króla Henryka III Plantageneta (1207-1272) jest jedną z najbardziej znanych historii o tym wyjątkowym rycerzu.

William Marshal
1. hrabia Pembroke
Niezwykła opowieść o życiu Williama Marshala (ok. 1146-1219) została zapisana w Histoire de Guillaume le Maréchal i jest to jedyna znana biografia osoby, która nie posiadała królewskiej krwi. Biografia ta przetrwała od średniowiecza do czasów współczesnych. Tekst został napisany już po śmierci Williama Marshala przez nieznanego autora, który podpisał się imieniem „John”. Autor ten określa Williama jako „najlepszego rycerza na świecie” i ukazuje oryginalny obraz ówczesnego dworskiego życia.

William Marshal urodził się około 1146 roku jako młodszy syn podrzędnego szlachcica, co oczywiście było jednoznaczne z tym, że nie mógł on spodziewać się odziedziczenia majątku po swoim ojcu, gdyż spadek przysługiwał jedynie najstarszemu synowi. Tak więc William już od najmłodszych lat przysposabiany był do obrania własnej życiowej drogi i nie oglądania się na ziemie i bogactwa, jakie otrzymałaby po swoim rodzicielu. Kiedy miał około dwunastu lat został oddany na wychowanie do kuzyna swojej matki – Williama de Tancarville (?) mieszkającego w Normandii we Francji. Tam miał zacząć uczyć się na rycerza. To właśnie w Normandii młody William uczył się korzystać z narzędzi, które były niezbędne w jego późniejszej profesji. Opanowywał do perfekcji najnowszą taktykę władania bronią, uczył się jeździć na koniu bojowym, co było konieczne na wypadek, gdyby kiedyś musiał brać udział w bitwach. Zgodnie ze znanym przysłowiem, że „praktyka czyni mistrza”, William szkolił się w ten sposób przez siedem lat, aż w końcu doprowadził do perfekcji swoje umiejętności nie tylko odnośnie jazdy konnej, ale także władania mieczem i maczugą.

Wydaje się, że nie były to wszystkie umiejętności, jakie posiadł William, będąc na dworze swojego wuja. Jego biografia podaje, że podczas pobytu w Tancarville nazywano go „pasibrzuchem”. Czyżby zbyt dużo jadł? W ostatnim roku swojej praktyki William mierzył już sześć stóp wzrostu, czyli ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. Wtedy też dowiedział się, że jego ojciec zmarł i zgodnie z oczekiwaniami, nie pozostawił mu żadnego spadku. Tak więc William zrozumiał, że lepiej będzie, jak od razu zacznie sam zarabiać na życie jako rycerz, biorąc udział w turniejach, które wtedy odbywały się na porządku dziennym. W średniowiecznej Europie podczas turniejów konstruowano coś na kształt makiet bitewnych, gdzie rycerze mogli zaprezentować swoje umiejętności i pokazać talent. Zazwyczaj setki, a czasem nawet tysiące konnych rycerzy trzymających w dłoniach lance walczyło pomiędzy sobą, zadając ciosy na oślep. Używano również mieczy i maczug. Turnieje traktowano powszechnie jako szkolenia, dlatego też śmierć była rzadkością. Niemniej często rycerze odnosili obrażenia na ciele w postaci wybitych zębów czy złamanych kości.

Na szczęście dla Williama w Pikardii (północna Francja) znajdowało się kilka akrów czystej ziemi odpowiadającej rozmiarem dzisiejszemu stadionowi Wembley. To właśnie tam regularnie spotykali się europejscy wojownicy, aby rywalizować ze sobą podczas turniejów. Rycerze przybywali ze wszystkich zakątków Europy, w tym z Hiszpanii, Anglii, Szkocji i oczywiście z Francji, tworząc zespoły, które walczyły ze sobą nawzajem. Jeśli chodzi o zasady turniejów, to raczej było ich niewiele. Walki miały też zupełnie inny charakter, niż te, jakie toczono na prawdziwym polu bitwy. Nagrodą mogło być natomiast uwolnienie jakiegoś pojmanego wcześniej rycerza, księcia czy nawet zwykłego szlachcica. 


Pozostałości zamku w Pembroke, gdzie rezydował William Marshal


Do końca lat 70. XII wieku William stał się swego rodzaju gwiazdą turniejów, w których brał udział, co oczywiście sprawiło, że jego majątek znacznie się powiększył. Dzięki połączeniu siły fizycznej, doskonałych umiejętności jeździeckich, zdolności władania lancą, mieczem i maczugą, jak również z powodu cech przywódczych i przebiegłości, William Marshal wspiął się na sam szczyt swojej rycerskiej profesji. Jednym z ulubionych manewrów Williama było uchwycenie uprzęży konia swojego przeciwnika i wywleczenie go z pola, na którym odbywał się turniej, a następnie zażądanie od swojego rywala oddania konia, zbroi, broni bądź innych cennych rzeczy. Inną ulubioną taktyką Williama było zmuszanie swojego zespołu do walki wręcz tak długo, aż wszyscy przeciwnicy będą wyczerpani fizycznie, co powodowało, że najcenniejsze nagrody przypadały właśnie jemu.

Kariera Williama Marshala weszła w nowy etap w roku 1170, gdy został on wezwany na dwór królewski, aby zająć się Henrykiem Plantagenetem zwanym „Młodym Królem” (1155-1183), który został koronowany na króla Anglii w wieku piętnastu lat, a było to jeszcze za życia jego ojca Henryka II Plantageneta (1133-1189). U boku Młodego Króla William Marshal spisywał się doskonale. Wchodził w skład anglonormandzkiego zespołu, który brał udział w licznych turniejach. Stojąc przy Henryku walczył przez kolejne dwanaście lat, wygrywając turniej za turniejem. Do kluczowych zadań Williama nie należało jedynie opracowywanie taktyki dotyczącej walki całego zespołu, ale przede wszystkim jego działania skupiały się na opiece młodocianego monarchy, za co zazwyczaj otrzymywał najcenniejszą nagrodę na polu turniejowym.


Królowie, którym podczas swojego życia służył William Marshal
Od lewej: Henryk II Plantagenet, Ryszard I Lwie Serce, Jan bez Ziemi 
oraz Henryk III Plantagenet


W 1182 roku William i Henryk rozstali się i wtedy, Marshal opuścił turniejowy zespół Młodego Króla, aby dołączyć do jego rywala Filipa Alzackiego (1143-1191), który był hrabią Flandrii. Najprawdopodobniej za ten transfer William Marshal wziął ogromne pieniądze. Ich rozstanie nie trwało jednak długo, ponieważ kiedy 11 czerwca 1183 Henryk Plantagenet zmarł na czerwonkę, William Marshal znów był u jego boku. Za zgodą pogrążonego w żałobie Henryka II Plantageneta, William wyruszył do Ziemi Świętej, aby dokończyć krucjatę, którą obiecał swojemu zmarłemu przyjacielowi, niosąc ze sobą krzyż Młodego Króla do Jerozolimy. W Ziemi Świętej William Marshal spędził dwa lata, gdzie walczył z królem Jerozolimy i Templariuszami. Po powrocie do Anglii w 1185 roku, William przysiągł wierność królowi Henrykowi II Plantagenetowi i służył mu jako wierny dowódca wojsk królewskich występujących przeciwko zbuntowanemu synowi monarchy i jego spadkobiercy – Ryszardowi, którego już wkrótce nazywać będą Ryszardem I Lwie Serce (1157-1199). W zamian za oddaną służbę Henryk II obdarował Williama Marshala pokaźnym majątkiem Cartmel w Cumbrii. Podczas potyczki w północnej Francji w 1189 roku William stanął twarzą w twarz z nieposłusznym Ryszardem i bardzo szybko zrzucił go z konia. Książę za nic nie chciał oddać swego miecza Williamowi, tak więc ten w zamian zabił jego konia.

Wkrótce po tym przypadkowym spotkaniu Williama i Ryszarda, zmarł Henryk II Plantagenet, zaś Ryszard został królem Anglii. Pomimo że obaj walczyli ze sobą jeszcze kilka dni wcześniej, Ryszard nagrodził Williama, oddając mu rękę Isabel de Clare (1172-1220), która była córką Ryszarda de Clare, 2. hrabiego Pembroke (1130-1176), zwanego również „Silnym Łukiem” (z ang. Strongbow). Dzięki temu małżeństwu William stał się właścicielem posiadłości znajdujących się w Anglii, Irlandii, Normandii i Walii. W chwili zawarcia małżeństwa William Marshal miał czterdzieści trzy lata, zaś jego żona tylko siedemnaście. I tak oto nasz bohater z bezrolnego rycerza pochodzącego z podrzędnej rodziny stał się wielkim baronem i jednym z najbogatszych rycerzy w królestwie.

Grobowiec Williama Marshala
w Temple Church w Londynie
W 1190 roku William Marshal został powołany do Rady Regencyjnej, która miała rządzić państwem w czasie, gdy Ryszard I Lwie Serce wyruszył do Ziemi Świętej na czele trzeciej krucjaty. Generalnie William sprawował władzę w imieniu króla, biorąc udział w ciągłych wojnach we Francji przeciwko królowi Filipowi II Augustowi (1165-1223). William nie zachowywał się bynajmniej jak przystało na jego wiek. W 1197 roku, mając pięćdziesiąt lat, zajął mury otaczające francuski zamek i nie opuścił ich, aż do momentu, gdy przybyły wezwane posiłki. Gdy jeden ze strażników zamku zakwestionował takie działanie, William Marshal powalił go jednym ciosem. Jego sprawność fizyczna pomogła mu przeżyć trzech królów, a kiedy w 1216 roku zmarł król Jan bez Ziemi (1166-1216), William rządził Anglią jako regent i opiekun dziewięcioletniego wówczas Henryka III Plantageneta (1207-1272). 

W wieku siedemdziesięciu lat William Marshal stoczył jeszcze jedną walkę z własnymi siłami fizycznymi, prowadząc armię króla przeciwko inwazji francuskiej i stoczył bitwę pod Lincoln w 1217 roku, która była częścią tak zwanej pierwszej wojny baronów (1215-1217). W swoim klasycznym stylu William Marshal stanął na czele wojska i jako pierwszy dotarł do bram miasta w celu pojmania szlachty i postawienia jej swoich żądań dotyczących przyszłego okupu. Wydaje się jednak, że na tym polu nieco się rozczarował, bo co innego wysadzić rycerza z siodła podczas turnieju, a zupełnie co innego zwyciężyć w otwartej bitwie.

Z początkiem 1219 roku zdrowie Williama Marshala zaczęło poważnie szwankować. Na łożu śmierci wspominał Templariuszy, z którymi walczył podczas krucjaty. Twierdził też, że w swojej karierze wziął do niewoli ponad pięciuset rycerzy, ale ostatecznie z ogromnym przejęciem doszedł do wniosku, że przed śmiercią obronić się już nie może. Czy zatem William Marshal był tak lojalny i honorowy, jak może się z pozoru wydawać? Cóż, z pewnością tak. W kronice Histoire de Guillaume le Maréchal zapis sporządzony przez jego spadkobiercę Williama Marshala II (1190-1231) tylko to potwierdza. Chociaż jest to jedynie legenda, to jednak pamięć o Williamie Marshalu przetrwała wieki, a opowieść o jego życiu zachowała się dla przyszłych pokoleń, o czym świadczy spora ilość zbeletryzowanych biografii tego wyjątkowego rycerza wydanych szczególnie w Wielkiej Brytanii.