czwartek, 31 października 2019

Dorota Ponińska – „Sekrety pani pułkownikowej”







Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki. Dziękuję!



Wydawnictwo: EDIPRESSE KSIĄŻKI
Warszawa 2019


W okresie dwudziestolecia międzywojennego Warszawa nazywana była Paryżem Północy, a to ze względu na swój niepowtarzalny klimat. Zachwyt budziła przede wszystkim jej architektura. Z jednej strony miasta można bowiem było zobaczyć ogromne gmachy, natomiast z drugiej klasycystyczne budynki. Przedwojenna Warszawa była zatem majestatycznym miastem, w którym tętniło życie i które wyraźnie wyróżniało się na tle ówczesnych stolic Europy. Można było wówczas odnieść wrażenie, że mieszkańcy stolicy wierzą, iż czeka ich wspaniała przyszłość w nowej i jakże odmienionej po latach zaborów Warszawie. Niestety, pragnienia te zniszczyła wojenna zawierucha, która zabrała ze sobą magiczny klimat Warszawy oraz odebrała jej wszystko to, co ją wyróżniało. W zamian wojna zostawiła ziemię pokrytą gruzem, resztkami kamienic oraz ludzką krwią.

Przedwojenne poranki charakteryzowały się niewielkim ruchem na warszawskich ulicach. Na sklepowych wystawach stały samotnie porcelanowe lalki, które z zadumą przypatrywały się pustym ulicom. Miasto ożywiało się dopiero około południa, gdyż wówczas parki zapełniały się radosnymi, roześmianymi i rozkrzyczanymi dziećmi, które biegały po alejkach, podczas gdy dorośli cieszyli się ciepłem promieni słonecznych i zachwycali się pięknym nadwiślańskim krajobrazem. Z kolei gdy zapadał zmrok Warszawa bynajmniej nie szykowała się do snu. Plac Teatralny mienił się wówczas świecącymi neonami i reklamami umieszczonymi na dachach kamienic i na latarniach. Opustoszałe nieco ulice oświetlane były tysiącem różnobarwnych migających lampek. Chociaż ruch na drogach nie był już tak natężony, jak za dnia, to jednak nie wszyscy warszawiacy chowali się w zaciszu swoich domów. Ci zamożniejsi bardzo często odwiedzali ekskluzywne lokale, aby w towarzystwie przyjaciół i znajomych, sącząc alkohol, pożegnać kończący się właśnie dzień. A potem powoli zamierał gwar, zaś samo miasto sposobiło się do snu pochłonięte przez nocny spokój, aby rankiem znów obudzić się do życia.


Plac Teatralny około 1925 roku. Po lewej stronie widać pałac Jabłonowskich. 


Przed wybuchem drugiej wojny światowej Warszawa była naprawdę piękna, a przynajmniej takie wydawało się być Śródmieście. Znajdowały się tam wspaniałe kamienice i piękne sklepy. Był też tor wyścigowy. Ponieważ Warszawa była miastem dorożek, bezustannie słychać było stukot końskich kopyt. Po ulicach jeździły też czerwone tramwaje i autobusy, lecz mimo to najwięcej widać było pojazdów konnych. Z kolei na Polu Mokotowskim znajdował się port lotniczy. Gdy w 1934 roku prezydentem miasta został Stefan Starzyński (1893-1939), rozpoczął się dynamiczny rozwój miasta. Wtedy też wspomniany wyżej tor wyścigowy przeniesiono na Służewiec, natomiast port lotniczy na Okęcie. Na spacery warszawiacy chodzili do Ogrodu Saskiego lub Ogrodu Pomologicznego znajdującego się na ulicy Nowogrodzkiej. Były również ulice, gdzie znajdowały się naprawdę eleganckie budynki przeznaczone tylko dla najbogatszych mieszkańców. W okresie międzywojennym zaczęto także wznosić luksusowe domy na Złotej.

W tamtym okresie w Warszawie był również dom handlowy braci Jabłkowskich, który znajdował się przy ulicy Brackiej 25. Ten modernistyczny gmach był bardzo chętnie odwiedzany przez warszawiaków, ponieważ jego kierownictwo naciskało na sprzedawców, aby wobec wszystkich klientów, a nie tylko wobec tych najbogatszych, byli uprzejmi. I to bardzo przyciągało ludzi. Można było tam kupić ubrania dla całej rodziny. Były też dostępne firanki, tkaniny i dywany. W domu handlowym działała pierwsza w Warszawie szklana winda. Organizowano w nim pokazy mody, natomiast bogate damy praktycznie zabijały się o ręcznie robione zaproszenia. W pierwszym rzędzie zawsze można było zobaczyć córki Józefa Piłsudskiego (1867-1935) – Wandę (1918-2001) i Jadwigę (1920-2014). Z kolei najsmaczniejsze pomarańcze sprzedawano na Nalewkach. Mówiono, że pochodziły one z Jaffy.


Luksusowy dom handlowy braci Jabłkowskich 


Przedwojenna Warszawa to na pewno miasto wielokulturowe. W porównaniu z innymi miastami europejskimi, mieszkało w nim najwięcej ludności pochodzenia żydowskiego, co sprawiało, że była ona centrum żydowskiego życia naukowego i kulturalnego. Wszystkim mieszkańcom Warszawa oferowała mnóstwo różnych rozrywek. Można było odwiedzać eleganckie kina albo tak zwane kina robotnicze, gdzie ekrany zastępowały zwykłe prześcieradła. Spacerowano po parkach oraz jeżdżono na wycieczki do Wilanowa, natomiast ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, każdego wieczoru wychodzili do licznych restauracji albo kawiarni. Centrum miasta było nocami rozświetlane nie tylko gazowymi latarniami, ale także wspomnianymi już neonami.

Jeśli chodzi o modę, to należy zaznaczyć, że kobiety stopniowo zaczynały stawać się coraz bardziej wyzwolone. I choć nadal nosiły sukienki, które zakrywały kolana, to jednak były one krótsze i znacząco podkreślały talię. Minęła też moda na kostiumy kąpielowe przypominające wyglądem worki z rękawami i nogawkami. W latach trzydziestych przyszła również moda na plażowanie i teraz wypadało już wylegiwać się na piasku nad Wisłą. Znajdowały się tam specjalne podesty, na których praktycznie półnadzy mieszkańcy stolicy tańczyli do melodii wygrywanych przez zespoły jazzowe. Pomimo że większość warszawiaków żyła w nędzy, to jednak w dwudziestoleciu międzywojennym ludzi rozpierała niepowtarzalna energia. Ludzie chcieli żyć, chcieli się spotykać i wypoczywać na plażach nad Wisłą. Dlatego też po zakończeniu drugiej wojny światowej ci, którym udało się przeżyć, mocno tęsknili za tym, co było, ale niestety tamto życie sprzed wojny minęło bezpowrotnie.


Tak przed wojną wypoczywali warszawiacy.
Na zdjęciu widać Poniatówkę i plażę Kozłowskich. 

fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny


Taką właśnie Warszawę możemy ujrzeć oczami wyobraźni w najnowszej powieści Doroty Ponińskiej. Akcja Sekretów pani pułkownikowej rozgrywa się gdzieś na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. Prezydentem Polski jest bowiem Ignacy Mościcki (1867-1946), do którego na bale często chadzają nasi bohaterowie. Można odnieść wrażenie, że główną bohaterką jest tytułowa pani pułkownikowa, czyli Natalia Kotubrycka. Ale czy na pewno tak jest? Kobieta reprezentuje tę wyższą warstwę społeczną. Choć niegdyś istniało prawdopodobieństwo, że nie będzie jej dane wejść do wyższych sfer, to jednak jej życie potoczyło się w taki sposób, że ostatecznie osiągnęła swój cel. Dziś jest szanowaną małżonką zasłużonego w boju pułkownika, z którą wszyscy się liczą, pytają o zdanie, proszą o pomoc i zapraszają na spotkania towarzyskie. Niemniej pani pułkownikowa to tak naprawdę kobieta o niezwykle złożonej osobowości. Możliwe, że sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie tajemnice, które wciąż kładą się cieniem na jej życiu. Przeszłość stale ją prześladuje i nie pozwala zaznać spokoju.

Kolejną bohaterką, która ma tutaj do odegrania niemałą rolę i równie dobrze można uznać ją za główną postać, jest Frania Ozorek. Dziewczyna pochodzi z ubogiej wiejskiej rodziny, w której było niemało przemocy. Aby wyrwać się ze wsi i spod ciężkiej ręki ojca, zarówno Frania, jak i jej siostry uciekają do miasta, gdzie znajdują pracę w domach tych bogatszych warszawiaków. Frania trafia do domu pułkownika Kotubryckiego, gdzie pracuje jako służąca. Nie narzeka na pracę. Jest jej tutaj dobrze. Czuje się szanowana przez swoich chlebodawców. I pewnie wszystko nadal biegłoby z góry ustalonym rytmem, gdyby nie jedna noc, po której nic już nie będzie takie samo.

Trzecią – równie ważną bohaterką – jest niejaka Tatiana Trubecka. Dziś powiedzielibyśmy, że Tatiana to zwyczajna wróżka, która przepowiada przyszłość wszystkim tym, którzy mają na tyle dużo pieniędzy, że chcą jej za to płacić. Może są to ludzie nieco naiwni, może zagubieni, a może po prostu ciekawi, jak dalej potoczy się ich życie. Niemniej Tatiana mieszkająca w przedwojennej Warszawie wcale nie jest taką zwykłą wróżką, która wyciąga od ludzi pieniądze. Ona ma dar, który przywiozła ze sobą z dalekiej Syberii. Jest szamanką znającą ludzie serca, dusze i umysły. W dodatku jest kimś na kształt spowiednika, któremu można wszystko powiedzieć, a w zamian uzyskać poradę i pomoc w podjęciu trudnych decyzji. Tatianę można więc porównać do księgi, w której ukryta jest cała mądrość tego świata. Już niedługo życiowe drogi Tatiany Trubeckiej i Natalii Kotubryckiej niespodziewanie się przetną. Czy jednak pani pułkownikowa będzie w stanie zaakceptować to, co syberyjska szamanka ma jej do powiedzenia? Czy zgodzi się na układ, który może zniszczyć jej małżeństwo? A może będzie to jedyne wyjście, by móc je utrzymać? Jak wiele Natalia będzie musiała poświęcić, aby jej życie wróciło do normalności?


Aleje Jerozolimskie, rok 1934
fot. Willem van de Poll (1895-1970)


Po przepięknej opowieści Podróż po miłość, która ukazała się w formie trylogii, Dorota Ponińska proponuje nam coś zupełnie innego, choć równie magicznego i wciągającego już od pierwszej strony. Na kartach powieści czytelnik przenosi się do przedwojennej Warszawy i doświadcza jej niepowtarzalnego i magicznego klimatu. Lecz to nie wszystko. Spotykamy bowiem bohaterów, z których każdy jest inny, każdy wywodzi się z innego środowiska i każdy musi zmagać się z innymi problemami. Bohaterki mają do podjęcia naprawdę trudne decyzje. W przypadku Natalii dochodzą jeszcze tajemnice z przeszłości, które mogą zniszczyć jej uporządkowane życie, szczególnie jeśli wydostaną się poza cztery ściany jej domu. Ona doskonale wie, że gdyby tak właśnie się stało, będzie groził jej ostracyzm towarzyski, a na to przecież nie może sobie w żadnym razie pozwolić. Z kolei Frania może znaleźć się na bruku i co wtedy? Czy ktoś będzie chciał ją przyjąć do pracy z bagażem, który będzie dźwigać na swoich barkach? A może będzie musiała wrócić na wieś i znów godzić się na bycie pomiataną przez rodziców? Wydaje się, że tylko Tatiana stoi jakby obok całej tej sytuacji. Niemniej ona wie, jaki los czeka obydwie kobiety, jeśli nie podejmą właściwych decyzji.

Sekrety pani pułkownikowej to powieść, która posiada niepowtarzalny klimat. Jest w niej wszystko to, czego potrzeba dobrej powieści z akcją osadzoną w międzywojennej Warszawie. Autorka pokazuje nam życie mieszkańców ówczesnej stolicy z ogromną dokładnością i z różnych jego stron. Są bogaci, są biedni i są także ci, którzy żyją na średnim poziomie. Jest również próba radzenia sobie z sytuacją, która wydaje się bez wyjścia. Polecam zatem najnowszą powieść Doroty Ponińskiej wszystkim tym, którzy lubią cofać się w czasie i pragną pospacerować po ulicach przedwojennej Warszawy, a przy okazji podpatrzeć, jak wtedy wyglądało życie ludzi, którzy tak naprawdę niewiele się od nas różnili. Musieli bowiem zmagać się z podobnymi problemami i podejmować podobne decyzje, jak my dzisiaj. Ta książka to z jednej strony opowieść o życiu mieszkańców ówczesnej Warszawy, natomiast z drugiej stanowi ona doskonałe studium realiów panujących w dwudziestoleciu międzywojennym. Jeśli zatem chcielibyście wziąć udział w balu wydawanym przez Ignacego Mościckiego i jego małżonkę, to ta książka jest w sam raz dla Was.