poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Adolf Lekki – „Daleka droga do Grzyboraju”

 






Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LUBELSKIE

Lublin 1987

Ilustracje: Ireneusz Salwa

 


W trakcie przedświątecznych porządków, zupełnie przypadkowo natknęłam się na książeczkę o wdzięcznym tytule Daleka droga do Grzyboraju Adolfa Lekkiego (1923-1991). W pierwszej chwili pomyślałam, że oddam ją na makulaturę, bo i po co mi jakaś stara bajeczka. Przekartkowałam kilka stron i stwierdziłam, że może jednak zatrzymam się przy niej na dłużej. Tak z sentymentu do lat dzieciństwa, kiedy życie wyglądało zupełnie inaczej niż teraz. Jeśli człowiek ma już trochę tych krzyżyków za sobą, to czasami zastanawia się czy dzieciństwo to nie był tylko sen.

Z reguły jest tak, że staram się nie wyrzucać niczego, jeśli wcześniej dokładnie tego nie pooglądam i nie stwierdzę tak na sto procent, że ta rzecz już do niczego mi się nie przyda. Tak właśnie było i w przypadku tej książeczki. Pooglądałam i uznałam, że muszę najpierw ją przeczytać, a potem dopiero zdecyduję co dalej z nią zrobić. I tak poświęciłam jeden wieczór na podróże Pawełka po lesie. Zapewne mama wiele lat temu już mi ją czytała, ale cóż… Czas robi swoje i po tylu latach nie bardzo wiedziałam o czym jest to opowiadanie.

Książeczka przeznaczona jest dla przedszkolaków, a przynajmniej tak wyczytałam z przedmowy, którą autor zamieścił we wstępie. Dzieciaki mogą tam również znaleźć genezę powstania książeczki. Otóż pewnego wieczoru, przed zaśnięciem do Adolfa Lekkiego przydreptały krasnoludki, które wręcz zmusiły go do opisania przygód Pawełka i jego rodziny. Były to dwa krasnale o imionach: Jureczek-Ogóreczek i Mareczek-Buraczek. A żeby opowieść nie była za długa, krasnale wpadły na pomysł, aby każdą przygodę Pawełka umiejscowić w innym dniu tygodnia. I tak powstała Daleka droga do Grzyboraju, której akcja rozgrywa się od poniedziałku do niedzieli.

Pawełek to chłopiec, który wraz z rodziną wyrusza na wycieczkę do lasu. Tam uczy się, jak należy poprawnie zachowywać się w lesie, żeby nie zrobić sobie krzywdy, ani też nie wypłoszyć zwierząt. Kiedy ukrywając się pod drzewem i czekając na karę, jaka ma go spotkać po tym, jak dał swojemu malutkiemu braciszkowi, Filipkowi, pokrzywę, zapada w sen, a las ożywa. Grzyby zaczynają mówić ludzkim głosem, ptaki czynią podobnie. Z obcowania z przyrodą Pawełek dowiaduje się, że muchomor to grzyb trujący, a czerw niszczy trzonki grzybów. Chłopczyk poznaje życie owadów, na przykład wie już, że pszczoła zanim użądli człowieka wydaje charakterystyczny dźwięk, którego ludzie nie słyszą, bo wtedy zajęci są odganianiem owada i bardzo się go boją. Dowiaduje się również, że wiewiórka to Basia, a dzięcioł po to stuka w korę drzewa, żeby wydobyć stamtąd korniki.

Chłopczyk, aby pomóc grzybom w pozbyciu się uciążliwego swędzenia, jakie wywołuje u nich czerw, prowadzi je do tytułowego Grzyboraju, gdzie nie będzie już pasożytów. Drogę przez cały czas wskazuje im Sroczka. Podczas podróży chłopczyk uświadamia sobie także, że mrówki są bardzo pożyteczne i nie wolno niszczyć im mrowiska. Wiewiórka-Basia wyjaśnia mu, że na zimę zmienia futerko, a kłamstwem się brzydzi. Kiedy spotyka ich burza, Pawełek uczy się, w jaki sposób człowiek powinien się wówczas zachowywać.

To tylko kilka pożytecznych informacji, jakie nasze słodkie Maluchy mogą przyswoić sobie, kiedy mama lub tata będą im czytać tę książeczkę. Dodatkowo publikacja wzbogacona jest przejrzystymi ilustracjami, może jakościowo znacznie odbiega od tych, które spotykamy teraz, ale dziecko jest w stanie rozróżnić poszczególne zwierzątka i postacie na nich występujące. Oprócz Jureczka-Ogóreczka i Mareczka-Buraczka dzieciaki spotkają tam między innymi: Grzybka-Kapeluszka, Lolka-Muchomorka, Gołąbkę-Ślicznotkę, Dzięciołka-Kowalika, Liska-Chytruska, Jeża-Kolczatkę, Koziołka-Wesołka.

Uważam, że bajeczka jest jak najbardziej odpowiednia dla dzieci w wieku przedszkolnym, które dopiero uczą się świata. Jest napisana, zrozumiałym dla ich wieku, językiem, gdyż nie ma w niej słów, których wymowa sprawiałaby im trudność. Starsze pokolenie na pewno pamięta, jakie książeczki kupowali nam rodzice, kiedy w naszych domach stał radziecki telewizor RUBIN, a szczytem marzeń był radiomagnetofon KASPRZAK. Jeśli mam być szczera, to ta bajeczka sprawiła, że wróciły wspomnienia i teraz już wiem, że na pewno jej nie wyrzucę na makulaturę, a schowam gdzieś i któregoś dnia przeczytam swojemu dziecku.

I jeszcze na koniec taka ciekawostka. Na pierwszej stronie tej książeczki zauważyłam, że jest tam ołówkiem napisany numer, w taki sam sposób w jaki oznacza się książki w bibliotece, tylko bez pieczątki placówki. Widocznie już w wieku może sześciu lat, kiedy umiałam już pisać pierwsze koślawe cyferki, bawiłam się w bibliotekę. Wychodzi na to, że mała Agniesia chciała być bibliotekarką i dopiero musiało upłynąć prawie trzydzieści lat, żeby to dziecięce marzenie się spełniło. A książeczka na tamte czasy kosztowała 100 złotych!!!

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz