Na okładce: Jonathan
Rhys-Meyers
jako
Henryk
VIII Tudor
|
Wydawnictwo: HARPERCOLLINS POLSKA
(kiedyś HARLEQUIN POLSKA)
Warszawa
2013
Tytuł
oryginału: The Tudors: Thy Will Be Done
Przekład: Alina Patkowska
Pielgrzymka
Łaski była najgorszą i najpoważniejszą rebelią, jaka miała miejsce za panowania
Henryka VIII Tudora (1491-1547). Bunt był bezpośrednią konsekwencją polityki
króla wobec klasztorów katolickich, które monarcha nakazał rozwiązać, czasami
wręcz przy użyciu naprawdę brutalnych środków. Polityka ta zdezorientowała i
rozgniewała większość Anglików. Powstanie wybuchło w Louth w hrabstwie
Lincolnshire na początku października 1536 roku. Iskrą zapalną było przybycie
tam komisji królewskiej, co miejscowe duchowieństwo wykorzystało do tego, aby
zachęcić ludność do wzniecenia ognia. Bunt w Lincolnshire trwał dwa tygodnie,
ale tuż obok znajdowało się Yorkshire, gdzie na czele rebelii stanął prawnik
Robert Aske (1500-1537). Charyzmatyczny Aske – jako przywódca – sprawił, że bunt
bardzo szybko się rozprzestrzenił, zaś niezadowolenie z polityki podatkowej
oraz z religijnych nakazów króla było głębokie i powszechne. Licząca około
trzydzieści tysięcy ludzi armia wyruszyła w kierunku północnym. Z kolei król
Henryk VIII Tudor rozkazał Thomasowi Howardowi, 3. księciu Norfolk (1473-1554)
oraz Charlesowi Brandonowi, 1. księciu Suffolk (1484-1545), jak również Jerzemu
Talbotowi, 4. hrabiemu Shrewsbury i Waterford (1468-1538) wyruszyć zbrojnie na
rebeliantów. W tym czasie jednak Anglia nie posiadała stabilnej armii, a w
dodatku większość społeczeństwa sympatyzowała z buntownikami.
W
związku z powyższym królewskie siły były bez szans wobec rebeliantów,
szczególnie jeśli chodzi o liczebność. Co gorsza, w armii Henryka VIII
brakowało sprzętu, a także chęci, aby podjąć działania wojenne wobec swoich
rodaków. Poza tym buntownicy byli znacznie lepiej doświadczeni w boju, ponieważ
za panowania Henryka VIII niemalże bezustannie walczyli ze Szkotami. Z powodu
trudności monarcha podjął zatem działania dyplomatyczne. Trzeba wiedzieć, że
powstańcy nie chcieli usunąć króla z tronu, pomimo że jego polityka była dla
nich nie do przyjęcia. Ich jedynym pragnieniem było wyremontować rozwiązane i
pozamykane klasztory. Rebelianci krytykowali również nisko urodzonych doradców
Henryka VIII, a swoją niechęć okazywali głównie królewskiemu kanclerzowi
Thomasowi Cromwellowi (ok. 1485-1540). Jego polityka dotycząca przede wszystkim
wysokiego opodatkowania doprowadziła ludność do ubóstwa w całej północnej
Anglii; nawet książę Norfolk powiedział Henrykowi, że „jest to najbardziej
jałowa część królestwa.”
Negocjacje
Henryka VIII Tudora z buntownikami w sprawie zawarcia pokoju odbywały się za
pośrednictwem Thomasa Howarda, który obiecywał, że jeśli rebelianci wycofają
swoje żądania, to wtedy monarcha okaże im swą łaskę, zaś duchowni odzyskają
klasztory i majątki, natomiast nowy parlament rozwieje wszelkie ich obawy. Tak
więc powstańcy zaczęli powoli odrzucać broń, lecz niestety Henryk VIII pod byle
pretekstem złamał dane słowo, czego wynikiem było wprowadzenie stanu wojennego
oraz aresztowanie i postawienie przed sądem przywódców rebelii (wielu musiało
też odpowiadać przed swoimi panami). Ostatecznie kilkuset buntowników zostało straconych,
w tym także Robert Aske.
Pielgrzymka Łaski (z ang. Pilgrimage of Grace) Rycina pochodzi z XIX wieku. |
Kronikarz
Henryka VIII Tudora – Edward Hall (1497–1547) – tak oto pisał o Pielgrzymce
Łaski:
Król był naprawdę dobrze poinformowany o tym, że na północy kraju wybuchło powstanie, w którym udział bierze ogromna i świetnie wyszkolona armia wojowniczych mężczyzn. Mieli oni doskonałych dowódców, konie, zbroje i artylerię w liczbie czterdziestu tysięcy, która rozłożyła się obozem w Yorkshire. Ci ludzie związani byli ze sobą poprzez przysięgę wierności i posłuszeństwa wobec swojego dowódcy.
W uroczystej przemowie zadeklarowali, że ich powstanie należy przedłużyć nie dalej, niż do chwili zachowania i obrony wiary w Chrystusa oraz wyzwolenia świętego Kościoła i uciskanych, aż uzyskają poparcie w sprawach prywatnych i publicznych w sferze dotyczącej stanu majątkowego wszystkich ubogich poddanych króla. Mówili na to, że jest to rebeliancka i zdradziecka podróż oraz pielgrzymka świętych i błogosławionych; mieli też jakieś chorągwie, na których z jednej strony namalowany był Chrystus wiszący na krzyżu, a z drugiej kielich z namalowanym w nim ciastkiem; były też inne sztandary o podobnej hipokryzji, które udawały świętość. Żołnierze posiadali także jakąś odznakę lub znaczek z haftem umieszczone na rękawach płaszczy, na których przedstawione było pięć ran Chrystusa, a pośród nich napisane było imię naszego Pana. Tak więc był to zbuntowany oddział Szatana idący naprzód i szczycący się fałszywymi i podrobionymi odznakami świętości, aby móc jedynie oszukiwać i łudzić nadzieją prosty i niedouczony lud.
Po tym, jak Jego Wysokość został poinformowany o tym nowym powstaniu, on [król], aby nie dopuścić do opóźnienia w tak ważkich sprawach, jak najszybciej wysłał książęta Norfolk i Suffolk, markiza Exeter, hrabiego Shrewsbury oraz innych w towarzystwie swojej potężnej królewskiej armii, która była wielkiej mocy i siły, aby natychmiast zaprowadziła porządek wśród rebeliantów. Lecz kiedy ci szlachetni dowódcy i doradcy króla zbliżyli się do buntowników oraz ujrzeli ich liczbę i to, jak bardzo byli oni zdeterminowani walczyć, pracowali z wielką roztropnością, żeby ich wszystkich uspokoić bez rozlewu krwi.
Ale ludzie z północy byli tak nieprzejednani, że w żaden sposób nie raczyli ich słuchać, ale dzielnie stanęli do walki i nadal prowadzili swe niegodziwe przedsięwzięcie. W związku z powyższym szlachcice nie widzieli innego sposobu, aby uspokoić tych nędznych buntowników, jak tylko zgodzić się na stoczenie bitwy… Lecz w nocy przed dniem wyznaczonym do walki spadł niewielki deszcz; nic na ten temat nie mówiono, ale mógł to być wielki cud od Boga, że woda znajdująca się w niewielkim brodzie, po którym jeszcze w dzień można było przejść suchą stopą, nagle podniosła się do takiej głębokości i szerokości, że nikt, kto żył nigdy wcześniej nic podobnego nie widział, dlatego też tamtego dnia, gdy wybiła godzina stoczenia bitwy, uznano, że jest to niemożliwe, aby jedna armia miała dosięgnąć drugiej.
Po tym spotkaniu pomiędzy obydwiema rozczarowanymi armiami, pomyślano, że jedynie Bóg w swoim wielkim miłosierdziu wyciągnął swą dłoń i użalił się nad tak wielką liczbą niewinnych ludzi, którzy w tym śmiertelnym boju prawdopodobnie zostaliby zamordowani. Potem odbyła się konsultacja, a majestat królewski ułaskawił wszystkich dowódców rebeliantów i głównych pomysłodawców tego powstania, zaś oni przyznali, że dopuścili się tych wszystkich rzeczy, ponieważ uważali siebie za poszkodowanych, więc powinni zostać wyrozumiale wysłuchani, natomiast ich uzasadnione petycje powinny zostać wzięte pod uwagę, a ich racje powinno się zaprezentować królowi, aby dzięki władzy Jego Wysokości oraz mądrości jego doradców, wszystkie ich żądania mogły przysłużyć się dobremu porządkowi i zakończeniu sporu. I z tym żądaniem każdy człowiek odszedł w pokoju, a ci, którzy wcześniej byli zapaleni do walki niczym ogień, teraz zostali dotknięci przez Boga, udając się spokojnie do swych domów i byli tak zimni, jak woda.*
Sztandar buntowników, na którym widać pięć ran Chrystusa |
Tym
oto wydarzeniem rozpoczyna się trzeci tom opowieści o Henryku VIII Tudorze
napisanej na podstawie scenariusza serialu, który wciąż cieszy się niezmienną
popularnością, czego osobiście nie pojmuję, zważywszy że wszystkie trzy części
zawierają rażące błędy historyczne. Widocznie ludziom to nie przeszkadza albo
nie znają na tyle dobrze historii Tudorów, żeby wyłapać rzeczone przekłamania. Recenzje
książek również w większości są bardzo pochlebne. Tego również nie rozumiem. Dla
mnie historia to świętość i nie toleruję jakichkolwiek uchybień w tej kwestii
czy to w książkach, czy na ekranie. Wróćmy jednak do fabuły trzeciego tomu Dynastii
Tudorów. Otóż, w Anglii nie przebrzmiały jeszcze echa tragicznej śmierci
Anny Boleyn (ok. 1507-1536), a jej małżonek zaczyna już rozglądać się za
kolejną królową. Najlepiej, żeby była to kobieta zdolna dać mu upragnionego
syna. Przecież kiedyś i na monarchę przyjdzie kolej, aby pożegnać się z tym
światem, więc nie można zostawić tronu w obcych rękach. Konieczny jest
dziedzic! Tylko jak tego dokonać, skoro Henryk nie ma szczęścia do płodzenia
synów? Oczywiście to wszystko wina jego partnerek! Król jest stuprocentowym
mężczyzną, czego dowiódł, dając życie nieślubnym synom. Wszak oni nie mogą
objąć po nim tronu Anglii. To musi być potomek z prawego łoża.
Jane Seymour Portret powstał w latach 1536-1537. autor: Hans Holbein Młodszy (ok. 1498-1543) |
Jeszcze
za życia Anny Boleyn, Henryk zwrócił uwagę na nieśmiałą (?) Jane Seymour (ok.
1509-1537). W kwestii jej nieśmiałości polemizowałabym, ponieważ wydaje mi się,
że kobieta, która z natury jest wstydliwa nie gramoli się na kolana mężczyzny i
rzekomo nie doprowadza tym jego żony do poronienia. Tak przynajmniej twierdziła
Anna Boleyn, która nakryła przyszłych kochanków na gorącym uczynku. Ile w tym
prawdy? Nie wiadomo. Możliwe, że Anna była świadoma tego, że pali jej się grunt
pod nogami i szukała wszędzie koła ratunkowego, które mogłoby ocalić jej głowę.
Oczywiście dla rodu Seymourów zainteresowanie ze strony króla było niezwykłym
wyróżnieniem, więc nie dziwi fakt, że kuli żelazo póki gorące. Tak więc tuż po
śmierci Anny, Henryk i Jane stanęli na ślubnym kobiercu. Wydaje się, że okrutny
monarcha naprawdę kochał swoją nową małżonkę i nie wyglądało na to, aby był w
stanie zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Możliwe też, że na tym etapie było na to
zbyt wcześnie. Nie wiadomo tak naprawdę, co stałoby się, gdyby Bóg pozwolił
Jane jeszcze trochę pożyć. Przecież miała czelność wtrącać się w sprawy Henryka
i stawać po stronie tych, którzy byli jego wrogami! Takich rzeczy Tudor na
pewno nie wybaczał. On mógł robić, co tylko chciał, ale jego małżonki musiały
być pokorne i nie sprzeciwiać się żadnym jego kaprysom, a już broń Boże nie
wolno im było wypominać mu zdrady i wtrącać się w sprawy państwowe!
Chyba
każdy, kto interesuje się choć odrobinę życiem Henryka VIII Tudora wie, że Jane
w końcu obdarzyła go upragnionym synem, którego monarcha ochrzcił imieniem
Edward (1537-1553). Niestety, szczęście królewskiej pary nie trwało zbyt długo,
bo oto dwa tygodnie po narodzinach syna, Henryk stracił ukochaną Jane. Król
miał już wtedy czterdzieści sześć lat. Jego rozpacz była niewyobrażalna.
Wydawało się, że monarcha wręcz straci rozum. Zachowywał się irracjonalnie i sprawiał
wrażenie typowego obłąkanego człowieka. Jego doradcy nie wiedzieli, co począć.
Trzeba było nadal kierować państwem, a ich władca po prostu oszalał. I wtedy z
pomocą przyszedł Thomas Cromwell. Królewski sekretarz postanowił bowiem, że
jedynym sposobem na to, aby Henryk VIII wrócił do psychicznej równowagi będzie
kolejny ożenek. Tak więc Cromwell zakasał rękawy i w pocie czoła rozpoczął
poszukiwania następnej kandydatki na żonę dla angielskiego monarchy. Tylko jak
tu ją znaleźć, skoro po Europie krążą plotki, że Henryk swoje żony skraca o
głowę albo osadza w jakichś ponurych zamczyskach i skazuje na pewną śmierć?
Może ostatnia małżonka króla też nie zeszła z tego świata śmiercią naturalną?
Któż to może wiedzieć. Przecież Henryk jest nieobliczalny.
W
końcu jednak Thomasowi Cromwellowi udaje się znaleźć – jego zdaniem – odpowiednią
kandydatkę. To Anna Kliwijska (1515-1557) – niemiecka księżniczka o urodzie
pozostawiającej wiele do życzenia. Niestety, Cromwell nie wie jeszcze, że za tę
„przysługę” Henryk każe skrócić go o głowę. W końcu jednak nadchodzi dzień, w
którym Anna z Kleve przybywa do Anglii, ale mimo to monarcha jedynie jest w
stanie bezustannie powtarzać: Nie podoba mi się! Nie podoba mi się! Nie
podoba mi się! I tak aż do znudzenia. Przyznam, że nie chciałabym być w
skórze Anny, bo wciąż obawiałabym się, że w tej sytuacji to już na pewno stracę
głowę i pójdę na szafot razem z Cromwellem. Oby tylko kat okazał się łaskawy i
nie pozwolił cierpieć. Na szczęście Annie nie stała się krzywda, a życie Henryka
i jego dworzan toczyło się dalej.
Trzeci
tom czy to trylogii, czy serii (na chwilę obecną jeszcze nie wiadomo, jak tę
historię traktować, ponieważ sezonów serialu było cztery, a książek jak na
razie zostało wydanych trzy) nie wywarł na mnie większego wrażenia. Podobnie
jak w przypadku poprzednich części znalazłam kilka historycznych przekłamań.
Widać wyraźnie, że twórcy serialu, a co za tym idzie również Elizabeth Massie,
poszli na skróty i celowo wprowadzili błędy historyczne. Nie wiem tylko czemu miało
to służyć. Przecież przestrzegając prawdy historycznej ani serial, ani tym
bardziej książki w żaden sposób by na tym nie ucierpiały, a wręcz przeciwnie. Cała
ta historia zyskałaby na wiarygodności. Natomiast forma, w jakiej została
podana widzowi/czytelnikowi sprawia, że dla widza jest tylko i wyłącznie urzekająca
dla oka, zaś nieświadomy niczego czytelnik nie dostrzeże poważnych błędów, a
będzie zachwycał się jedynie przyjemnością czytania, bo trzeba uczciwie
przyznać, że wszystkie trzy powieści czyta się całkiem dobrze, ale na tym
koniec.
Poprzednio
pisałam, że nagle gdzieś zaginął Thomas Howard, który nie był nawet na procesie
Anny Boleyn, a jak podają źródła historyczne, książę temu procesowi
przewodniczył. Myślałam, że może jednak pojawi się w momencie, kiedy w życie
Henryka VIII wkroczy głupiutka Katarzyna Howard (ok. 1525-1542). Niestety, nic
takiego się nie stało, co oczywiście świadczy też o tym, że książę Norfolk w
powieści nie brał udziału w tłumieniu powstania, o którym napisałam powyżej. Dlaczego
tak się przy tym upieram? Ponieważ Thomas Howard, 3. książę Norfolk był stryjem
Katarzyny i to on odegrał zasadniczą rolę w skojarzeniu jej małżeństwa z
Henrykiem VIII, podobnie jak przyczynił się do związku Anny Boleyn z monarchą. To
on wprowadził Howardównę na królewski dwór! Niestety, książka napisana na
podstawie serialowego scenariusza pokazuje nam coś zupełnie innego. W dodatku
odniosłam wrażenie, że Katarzyna została wyciągnięta z burdelu (!) i oddana w
ręce króla. Owszem, przyszła królowa Anglii wychowywała się w czymś na kształt sierocińca, który
prowadzony był przez jej przybraną babkę – Agnieszkę Howard (ok. 1477-1545), i
w którym panowała dość luźna atmosfera z uwagi na to, że księżna wdowa często
przebywała na dworze i nie było nikogo, kto mógłby w tym czasie przypilnować
jej wychowanków. Ale to na pewno nie był zamtuz!
Przy
opisywaniu drugiego tomu zwróciłam także uwagę na brak Małgorzaty Pole
(1473-1541), która była przyjaciółką Katarzyny Aragońskiej (1485-1536) oraz
guwernantką przyszłej Marii I Tudor (1516-1558). Tym razem Małgorzata Pole niby
jest obecna, lecz wydaje mi się, że gdyby nie wątek jej syna – kardynała
Reginalda Pole’a (1500-1558) – to zupełnie darowano by sobie wprowadzenie tej
postaci do fabuły. A tak pojawia się praktycznie jedynie po to, aby Henryk VIII
mógł ściąć jej głowę. Rola hrabiny Salisbury w życiu Tudorów była o wiele
bardziej znacząca, aniżeli pokazuje to Dynastia Tudorów.
Przypuszczam,
że kiedy pojawi się na rynku wydawniczym czwarty tom Dynastii Tudorów,
to również po niego sięgnę, choćby tylko dlatego, aby uzupełnić całą serię. Nie
będę jednak spodziewać się po nim jakichś rewelacji. Na pewno te trzy książki
nie zachęciły mnie do obejrzenia serialu w całości. Pozostanę przy fragmentach,
które już widziałam. Doskonała obsada i gra aktorska, jak również wspaniałe
kostiumy to dla mnie stanowczo za mało. Potrzebuję prawdy historycznej, której
w wielu przypadkach tutaj nie ma. Nie twierdzę, że całość mija się z faktami.
Większość wątków rzeczywiście opartych jest na źródłach historycznych, ale
jednocześnie wpadek jest zbyt wiele, abym mogła obejrzeć serial. Dodatkowo spory nacisk położono na brutalność, szczególnie jeśli chodzi o sceny egzekucji, a zrobiono tak zapewne dlatego, aby wywrzeć na widzu/czytelniku jak największe wrażenie. Na koniec mogę
jedynie zacytować Henryka VIII Tudora: Nie podoba mi się!
* Przekład z języka angielskiego: Agnes A. Rose