niedziela, 24 stycznia 2016

Wiesława Bancarzewska – „Zapiski z Annopola” # 2














Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa 2014





Rok 1938 nie był dla Polski zbyt szczęśliwy, a to głównie dlatego, że wielkimi krokami zbliżała się druga wojna światowa. Choć ludzie nie zdawali sobie jeszcze sprawy z tego, co ich czeka już za kilka bądź kilkanaście miesięcy, to jednak czuło się pewne napięcie. Z faszystowskich Niemiec co chwilę dochodziły niepokojące informacje, a Adolf Hitler (1889-1945) wraz ze swoimi współpracownikami skutecznie przygotowywał inwazję na poszczególne kraje europejskie. Wielu jednak uważało, że wódz Trzeciej Rzeszy tylko sobie pokrzyczy i przestanie. W 1938 roku Polacy nie wiedzieli jeszcze jak bardzo nasz kraj zostanie zniszczony, a Warszawa zrównana z ziemią, zaś ludzie wypędzeni z własnych domów i bestialsko zamordowani. Gdyby ktoś wówczas powiedział im o tym, zapewne uznaliby, że opowiada wierutne bzdury. Zwykli ludzie tak naprawdę zaczęli interesować się polityką dopiero wtedy, gdy władze rozpoczęły nawoływanie do masowego wspomagania obrony kraju, szczególnie pod względem finansowym.

Wydawało się więc, że zarówno w Polsce, jak i na świecie życie generalnie toczy się identycznie, jak do tej pory. Ludzie zajęci byli własnymi sprawami, a tylko jedna Anna Duszkowska doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co przyniesie najbliższa przyszłość. Tylko ona znała dokładną liczbę ofiar wojny i wciąż ze strachem zastanawiała się, czy jej rodzina i przyjaciele, których odnalazła w przeszłości, przeżyją. Owszem, w przypadku niektórych osób była pewna, że wojna nie wyrządzi im większej krzywdy, bo przecież, kiedy urodziła się pod koniec lat 60. XX wieku, oni nadal żyli. Niemniej lękiem napawała ją myśl, czy jej nowa rodzina, którą zupełnie nieoczekiwanie założyła w przeszłości, również bez szwanku przejdzie przez masakrę, którą Europie i światu zgotował Adolf Hitler.

Anna Duszkowska to oczywiście postać, którą czytelnicy doskonale znają z poprzedniej części opowieści o niezwykłej podróży w przeszłość, której doświadczyła główna bohaterka wykreowana przez Wiesławę Bancarzewską. Jak pamiętamy, Anna to kobieta po czterdziestce, której życie w 2011 roku nie za dobrze się układało, natomiast niezwykle silna tęsknota za tymi, którzy już odeszli, sprawiła, że psotny los uśmiechnął się do niej i sprawił, iż pewnego dnia przeniosła się do Nałęczowa z 1932 roku. Tam oczywiście spotkała nie tylko swoich najbliższych, lecz także osoby, których nigdy wcześniej nie znała. Musiała także stawić czoło różnym nieprzewidzianym sytuacjom i niektóre sprawy doprowadzić do końca. Poza tym wygląda na to, że to właśnie w przeszłości Anna ułożyła sobie życie. Co ciekawe, nie potrafiła zrobić tego, żyjąc w XXI wieku. Dlaczego? Możliwe, że Anna Duszkowska tak naprawdę nie nadaje się do współczesnego życia, więc jedyne, co powinna zrobić, to zostać tam, gdzie jest. Z drugiej strony jednak realia panujące w latach 30. XX wieku sprawiają, że naszej bohaterce nie zawsze żyje się tam lepiej. Wiadomo przecież, że nie wszystkie urządzenia, których teraz używamy bez zastanowienia, były wówczas dostępne. Niemniej Anna doskonale sobie radzi. Wszak zawsze można wrócić „na chwilę” do swojego toruńskiego mieszkania i zabrać z XXI wieku to, co akurat jest potrzebne i bez czego nie da się żyć w latach 30. XX wieku.


Wycinek z tygodnika Płomyczek zaadresowanego do młodszych dzieci 
Te dwie strony pochodzą z numeru, który ukazał się w środę 29 października 1930 roku.
Redaktorką naczelną była wówczas Janina Porazińska (1888-1971), natomiast tygodnik wydawany
był przez Związek Nauczycielstwa Polskiego, a po wojnie przez Instytut Wydawniczy Nasza Księgarnia.
Zanim bajki powieściowej Anny Obryckiej trafiły do wydawnictwa Nasza Księgarnia, bohaterka współpracowała właśnie z Płomyczkiem


Od chwili, gdy Anna Duszkowska – obecnie Obrycka – pokonała po raz pierwszy granicę pomiędzy teraźniejszością a przeszłością minęło sześć lat. Tym razem wraz z główną bohaterką czytelnik przenosi się do 1938 roku. Jest lipiec, czyli miesiąc, kiedy w Baranowiczach (obecnie Białoruś) uruchomiono regionalną rozgłośnię radiową, który stała się jednocześnie dziewiątą tego typu rozgłośnią w kraju. Ponadto w dniu 9 lipca w krakowskim kościele dominikanów odkryto szczątki księcia z dynastii Piastów – Leszka Czarnego (ok. 1241-1288) oraz jego brata – króla Władysława I Łokietka (1260-1333). Z kolei 15 lipca sprowadzono do Polski z Petersburga prochy naszego ostatniego króla, czyli Stanisława Augusta Poniatowskiego (1732-1798). Króla pochowano w rodzinnym Wołczynie w krypcie kaplicy pod wezwaniem świętej Trójcy.

Anna Obrycka obecnie jest szczęśliwą mężatką i matką czteroletniej Walentynki. Na chwilę obecną nie wyobraża sobie innego życia, jak tylko to, które wiedzie w 1938 roku. Jej mąż Aleksander, który pracuje jako administrator pewnego majątku, jest dla Anny całym światem. Podobnie jak jej mała rezolutna córeczka. Anna wraz z rodziną mieszka w rzeczonym majątku, posiada służbę, którą szanuje i nie pokazuje, że to ona jest tutaj panią. Kiedy zajdzie taka potrzeba, nasza bohaterka spieszy z pomocą tym, którzy wywodzą się z niższej warstwy społecznej. Jej miłe usposobienie sprawia, że praktycznie nie ma wrogów, a każdy, z kim zetknie ją los, widzi w niej przyjaciółkę. Życie Obryckich na pierwszy rzut oka może przypominać sielankę, a nawet jeśli pojawiają się jakieś problemy, to daleko im do tych, którym każdy z nas stawia czoło w XXI wieku. W Annopolu życie płynie, jak gdyby wolniej, a ludzie mają znacznie więcej czasu na to, aby móc jedni drugim poświęcić swój czas. Wydaje się, że nikt się nigdzie nie spieszy i każdy jest życzliwy wobec swoich sąsiadów, znajomych, rodziny i przyjaciół. Czy na pewno tak jest? Może to tylko złudzenie? Trzeba bowiem pamiętać, że człowiek tak naprawdę wcale się nie zmienił pomimo upływu lat, a nawet wieków. Wtedy też ludzie potrafili wywyższać się nad innymi i doprowadzać ich do płaczu.

Toruń – Ratusz Staromiejski 
Tak wyglądał ratusz, kiedy
Anna Obrycka udawała się z wizytą do
swojej ciotki Marysi w roku 1938. 
Z uwagi na to, że Anna zna też inne życie, nie może przejść obojętnie obok niesprawiedliwości. A ponieważ pani Obrycka nie jest egoistką, posuwa się do działań, które pokrzywdzonym mogą jedynie pomóc albo otworzyć oczy na pewne sprawy. Przed mężem czasami też ma swoje tajemnice i nie we wszystkim się z nim zgadza. W ich związku jednak najważniejsza jest miłość, więc nie ma innej możliwości, jak tylko wybaczyć nawet, jeśli ta druga strona coś przeskrobała. Podobnie rzecz ma się w przypadku Walentynki. Wiadomo, że kilkuletnie dziecko nie zawsze bywa posłuszne i czasami robi to, na co ma w danym momencie ochotę, nie bacząc na przykazania dorosłych.

W całej tej historii najważniejsze jest jednak to, że Anna może spotykać się z rodziną swojego ojca. W Powrocie do Nałęczowa nasza bohaterka trafiła do domu swojej babci Zofii Leśniak i tam między innymi poznała matkę, która oczywiście nie miała i nadal nie ma pojęcia, że oto właśnie widzi przed sobą własną córkę. Tym razem Anna Obrycka spotyka się z rodziną ze strony ojca. Swojego rodziciela widzi jako bardzo młodego chłopaka, któremu nie żeniaczka w głowie. Na to przyjdzie jeszcze czas. Niemniej dla Anny niesamowitym przeżyciem jest to, że może w ogóle go zobaczyć, bo przecież w jej prawdziwym życiu, które wiedzie w XXI wieku, ojca już nie ma. Podobnie jak matki i całej reszty rodziny, której obecnością może się teraz cieszyć bez końca. Nie wszystko jednak układa się tak, jakby Anna sobie tego życzyła. Kobieta musi bowiem uwiarygodnić pewne sprawy, a to jest dość trudne. I tutaj należałoby wytężyć swoją wyobraźnię. Co zatem takiego Anna wymyśliła, żeby wkupić się w łaski swojej rodziny? Czy ci ludzie nie zauważą niczego niepokojącego?

Zapiski z Annopola to książka, którą czyta się bardzo przyjemnie. Życie biegnie swoim własnym torem. Nie dzieje się nic, co mogłoby zakłócić spokój bohaterów. Niemniej Anna wciąż się martwi. Czym? Oczywiście zbliżającą się wojną. Ona wie, że to już niedługo i obawia się, że ci, których kocha najbardziej na świecie mogą tej wojny nie przeżyć. Co stanie się zatem z jej ukochanym mężem Aleksandrem i uwielbianą córeczką Walentynką? Jak i gdzie sprawdzić czy przeżyli wojnę, czy może zostali zamordowani przez hitlerowców? Przecież nie znała tych ludzi wcześniej, więc nie ma pojęcia, jak skończył się dla nich koszmar faszystowskiej okupacji. A może oni tak naprawdę w ogóle nie istnieją? Może żyją jedynie w wyobraźni Anny? Przyznam, że te dwa ostatnie pytania bezustannie zadawałam sobie w trakcie czytania książki. Niby wiele rzeczy wskazuje na to, że jest inaczej, a jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Anna to wszystko sobie wymyśliła, tylko po to, żeby zabić w sobie tęsknotę za innym życiem i za ludźmi, których kochała, a którzy odeszli.


Toruńskie Bydgoskie Przedmieście z ulicą Mickiewicza na początku XX wieku
W willi pod numerem 15 mieszkała ukochana ciotka Anny Obryckiej 
Marysia Rawiczowa wraz z mężem


Muszę przyznać, że ta trylogia coraz bardziej mnie wciąga i pobudza moje szare komórki do rozwiązania zagadki tajemniczego przemieszczania się w czasie, którego doświadcza Anna Duszkowska-Obrycka. Jak to wszystko się skończy? Czy Anna kiedykolwiek wróci do życia w XXI wieku? A może zostanie już tam, gdzie jest i będzie szczęśliwa z tymi, którzy stanowili dla niej sens życia? Może Anna będzie obserwować gdzieś z boku ślub swoich rodziców, a potem narodziny starszego brata i swoje własne? Trudne to jest do zrozumienia i mam nadzieję, że w Nocy nad Samborzewem Autorka wyjaśniła tę sprawę oraz inne kwestie, które nie były dla mnie do końca jasne.

Co zatem podobało mi się w tej powieści? Przede wszystkim to, że Wiesława Bancarzewska wplotła do fabuły mnóstwo ciekawostek, które mają związek z latami 30. XX wieku. Ciekawym zabiegiem jest pokazanie, jak funkcjonowało wtedy wydawnictwo Nasza Księgarnia, z którym Anna Obrycka jest związana. Pojawiają się postacie znane z historii. Choć niektóre miejscowości – jak Wierzbiniec czy Samborzewo – są fikcyjne, to jednak czyta się o nich, jakby istniały naprawdę. Akcja powieści jest bardzo prosta, bo przecież Anna Obrycka wiedzie w Annopolu całkiem zwyczajne życie, lecz jest w tym jakaś magia. Możliwe, że właśnie w taki sposób odebrałam tę książkę, ponieważ od dziecka uwielbiam czytać nie tylko powieści, których akcja rozgrywa się w przeszłości, ale też takie, które mają w sobie coś z baśni i charakteryzują się brakiem realizmu. W Zapiskach z Annopola niektórym sytuacjom naprawdę daleko do realizmu i zapewne te czy inne wydarzenia nigdy nie miałyby miejsca w prawdziwym życiu. Niemniej mnie ta historia ujęła i czekam niecierpliwie, kiedy sięgnę po ostatni tom i w końcu dowiem się, co takiego działo się z bohaterami podczas drugiej wojny światowej oraz czy obawy Anny okazały się słuszne.