Robert Devereux, 2. hrabia Essex (1565-1601) był ostatnim faworytem
królowej Elżbiety I Tudor (1533-1603). Robert był synem Waltera Devereux, 1.
hrabiego Essex (1541-1576) oraz Letycji Knollys (1543-1634), która była
największą rywalką królowej do serca Roberta Dudleya, 1. hrabiego Leicester
(1532-1588). Po śmierci ojca w 1576 roku, opiekunem Roberta stał się William
Cecil, 1. baron Burghley (1520-1598), natomiast jego matka wyszła za mąż za
wspomnianego wyżej lorda Dudleya. Robert Devereux wstąpił do kolegium Trinity w
Cambridge, gdy miał zaledwie dwanaście lat, lecz nie wykazywał systematyczności
w nauce, choć był niezwykle bystry. Bardzo wcześnie trafił na dwór, gdzie
został przedstawiony królowej, która robiła wszystko, aby go „zepsuć”. On miał
wtedy dwadzieścia kilka lat, zaś Elżbieta pięćdziesiąt cztery. Ta różnica wieku
żadnemu z nich nie przeszkadzała we flirtowaniu. Bardzo często dochodziło
pomiędzy nimi również do kłótni, podczas których ujawniał się gorący
temperament królowej oraz zazdrość o młodego faworyta.
Wydawnictwo: Da Capo Warszawa 1997 Tytuł oryginału: I, Elizabeth. The Word of a Queeen Przekład: Teresa Komłosz & Bożena Kucharuk |
Miłość Elżbiety do Roberta na pewno była
autentyczna. Oczywiście nie było to uczucie, jakim matka darzy swojego syna.
Królowa zawsze bardzo niepokoiła się, kiedy młody hrabia szedł na wojnę, do
której bardzo często sam doprowadzał, czasami nawet przy wyraźnym sprzeciwie
Elżbiety. Trzeba jednak przyznać, że był niezwykle odważny. Brał udział w
bitwie pod Zutphen w Niderlandach, gdzie poległ poeta i prozaik sir Philip
Sidney (1554-1586), który był także siostrzeńcem Roberta Dudleya. Potem – w
1588 roku – Robert Devereux dołączył do wyprawy przeciwko Hiszpanom (Wielka
Armada). Hrabia Essex przez cały czas walczył w pierwszym szeregu, nie bojąc
się utraty życia. Z drugiej strony jednak stale kłócił się zarówno z
dworzanami, jak i ze swoimi towarzyszami broni w obozie. Raz był to sir Walter
Raleigh (ok. 1554-1618), kiedy indziej Charles Blount, 8. baron Mountjoy
(1563-1606), zaś innym razem William Cecil lub jego syn Robert Cecil, 1. hrabia
Salisbury (ok. 1563-1612). Przedmiotem tych kłótni przeważnie było to, iż
Robert Devereux za wszelką cenę pragnął walczyć w pojedynkę, co oczywiście było
jednoznaczne z proszeniem się o śmierć.
W 1590 roku Robert Devereux na jakiś czas
stracił przychylność królowej, ponieważ wbrew woli Elżbiety poślubił wdowę po
sir Philipie Sidneyu, którą była córka sir Francisa Walsinghama (ok. 1532-1590)
– Frances Walsingham (1567-1633). Rok później hrabia Essex został wysłany do
Francji, gdzie dowodził niewielką armią, aby pomóc Henrykowi IV Burbonowi
(1553-1610), który występował wówczas przeciwko Lidze Katolickiej. Za każdym
razem, gdy hrabia przebywał za granicą narzekał na sposób, w jaki traktują go
jego rywale, a najwięcej pretensji miał szczególnie do Roberta Cecila, który
wciąż podważał decyzje hrabiego.
Jednym z najciekawszych etapów życia Roberta Devereux
była jego przyjaźń z braćmi Baconami, czyli Francisem
Baconem, 1. wicehrabią St Albans (1561-1626) i Anthonym Baconem (1558-1601). Wydaje się
bardzo prawdopodobne, że obydwaj wierzyli, iż hrabia Essex stanie się kiedyś
kimś naprawdę ważnym w Anglii, więc świadomie przywiązywali ogromną wagę do
jego majątku i jednocześnie dawali mu dobre rady, niemniej Robert był zbyt
bojowo nastawiony do życia, aby wziąć je sobie do serca. Wiadomo, że stale
prosił królową, aby ta dała szansę jego przyjaciołom, lecz niczego tym nie
wskórał. W 1596 roku hrabia Essex udał się na wyprawę do Hiszpanii, gdzie
dowodził siłami lądowymi, które szturmowały Kadyks. Wtedy też wbrew jego
rozkazom marynarze pozwolili uciec hiszpańskiej flocie. Niestety, podczas
kolejnej wyprawy morskiej, Robert Devereux poniósł sromotną
klęskę, co przyczyniło się do tego, iż stracił przychylność Elżbiety.
Robert Devereux Portret pochodzi z 1594 roku. autor: Marcus Gheeraerts Młodszy (ok. 1562-1636) |
Wtedy też wszyscy wrogowie Roberta wydawali
się być zachwyceni jego porażką. Z kolei królowa nieprzychylnie nastawiona do
swojego faworyta postanowiła wysłać go do Irlandii, która wówczas była miejscem
przeklętym. To tam życie stracił ojciec młodego hrabiego i wielu innych
żołnierzy. Pomimo że Robert Devereux przygotował się bardzo dobrze do tej
wyprawy, to jednak musiał stawić czoło najgorszemu buntowi w historii wyspy. Hrabia
Essex podjął tam wyjątkowo złe decyzje, które doprowadziły do tego, że najpierw
został uwięziony, a potem zgodził się na bezsensowny rozejm i obiecał, iż
przedstawi Elżbiecie żądania buntowników. Królowa była wściekła, natomiast jej
faworyt został bez grosza przy duszy, opuszczając wojsko i wracając pośpiesznie
do Anglii.
Pomimo tak wielkiego niezadowolenia królowej,
Robert nie został natychmiast uwięziony, lecz przez dziewięć miesięcy trzymany
był w odosobnieniu pod strażą. W czerwcu 1600 roku stanął jednak przed sądem,
natomiast jego przyjaciel Francis Bacon wystąpił przeciwko niemu. Możliwe, że
stało się tak dlatego, iż wicehrabia St Albans liczył na to, że Robert będzie w
stanie wyprosić mu u królowej jakieś zaszczyty, zaś w rzeczywistości stało się
zupełnie inaczej. Niemniej hrabia Essex odzyskał wolność w sierpniu tegoż roku,
lecz nie potrafił jej dobrze wykorzystać. Na dobre stracił przychylność
królowej w momencie, gdy wystąpił przeciwko Anglii. Pomimo że zdawał sobie
sprawę z tego, iż w otoczeniu Elżbiety ma wrogów, jak chociażby Roberta Cecila,
to jednak nie cofnął się przed swoimi absurdalnymi żądaniami.
Przeciwko królowej Robert Devereux
spiskował z królem Szkocji Jakubem VI Stuartem (1566-1625). Chciał bowiem
skłonić go do poparcia powstania, które zamierzał zorganizować wspólnie z
Charlesem Blountem, 8. baronem Mountjoy i 1. hrabią Devonshire, który wcześniej
zastąpił go w Irlandii. Niemniej jego jedynym prawdziwym przyjacielem okazał
się mecenas samego Williama Shakespeare’a (1564-1616) – Henry Wriothesley 3.
hrabia Southampton (1573-1624). Pośpiech w działaniu był naprawdę złym
posunięciem, natomiast londyński motłoch, wśród którego Robert był naprawdę
popularny, wcale nie był tak głupi, aby występować przeciwko królowej Elżbiecie
i doprowadzić do zrzucenia jej z tronu. Wybuchły jednak mało znaczące
zamieszki, natomiast Robert Devereux i Henry Wriothesley zostali pojmani i
uwięzieni w Tower. Hrabia Essex został ścięty 25 lutego 1601 roku. Wiadomo, że
królowa ze złamanym sercem podpisywała wyrok śmierci na swojego faworyta, lecz
nie miała wyjścia. Nie mogła już dłużej tolerować jego wybryków.
Henry Wriothesley Portret pochodzi z 1603 roku. autor: John de Critz (ok. 1552-1642) |
Dzień egzekucji Roberta Devereux
staje się dla Elżbiety I Tudor impulsem do tego, aby opowiedzieć czytelnikowi o
swoim życiu. Widać, że królowa bardzo przeżywa chwilę, kiedy jej faworyt położy
głowę na katowskim pniu. Jako zakochana kobieta, nie potrafi wyobrazić sobie
tego, że już nigdy go nie zobaczy. Nie miała jednak wyboru. Musiała podpisać na
niego wyrok śmierci, ponieważ jego krnąbrność zaszła już za daleko. Jak sama
stwierdza, dopóki Robert obrażał ją jako kobietę, była w stanie to znosić, lecz
nie mogła pozwolić na to, aby hrabia Essex występował przeciwko Anglii, bo
przecież Anglia to ONA.
Tak więc jest noc z 24 na 25 lutego 1601 roku. W Pałacu
Whitehall panuje spokój. Wszyscy śpią, tylko królowa nie może zmrużyć oka. Jest
już stara i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że niedługo ona również
przeniesie się na drugi świat i tym samym dołączy do swoich przyjaciół i
wrogów, którzy udali się tam przed nią. Moment, w którym już na zawsze ma
stracić swojego ukochanego Roberta motywuje ją do tego, aby wyspowiadać się ze
swojego życia.
Elżbieta wraca zatem do lat wczesnego
dzieciństwa i związku jej matki Anny Boleyn (ok. 1501-1536) z Henrykiem VIII
Tudorem (1491-1547). Z jej słów nie trudno domyślić się, że królowa od
najmłodszych lat nienawidziła ojca. Epitety, których używa wobec jego osoby nie
pozostawiają najmniejszych wątpliwości co do jej uczuć względem ojca. Najbardziej
boli ją jednak to, że praktycznie przez całe życie ciągnęło się za nią
określenie bękart. Tak nazywał ją ojciec. Tak zdefiniował ją sam papież.
I wreszcie takiego samego słowa użył wobec niej ukochany Robert Devereux.
Zasiadając na tronie, Elżbieta postanowiła, że od tej pory każdy, kto nazwie ją
bękartem, położy głowę na pniu. Jak widać, słowa dotrzymała.
Główna bohaterka powieści Rosalind Miles
opowiada o swoim życiu z najdrobniejszymi szczegółami. Niczego nie pomija. Mało
tego. Wcale nie próbuje się usprawiedliwiać. Ona doskonale wie, że popełniła w
życiu parę błędów. Przyznaje się także do tego, że uwielbia, kiedy jest
adorowana przez młodych i przystojnych mężczyzn. Nie kryje wściekłości, gdy
któryś z jej faworytów dopuszcza się zdrady, żeniąc się z inną kobietą. Choć z
królową może liczyć jedynie na związek platoniczny, to jednak Elżbieta jest
niesamowicie zazdrosna o wybranki serca swoich faworytów. W swoim egoizmie
Elżbieta uważa, że to jej mężczyźni powinni być oddani do końca swoich dni.
Natomiast jeśli chcą pojąć za żonę tę czy inną kobietę, wówczas muszą prosić ją
o wyrażenie zgody na ślub, zaś nie wolno im robić tego w tajemnicy. To przecież
zakrawa na zdradę stanu, a karą może być nawet uwięzienie w Tower.
Kat Ashley (1502-1565) była ukochaną nianią Elżbiety I Tudor. Jej nagła śmierć bardzo źle odbiła się na stanie emocjonalnym królowej. Portret pochodzi z XVI wieku. autor nieznany |
Elżbieta zdaje sobie również sprawę z tego,
że z każdym rokiem jej uroda blednie. W końcu przychodzi taki moment, kiedy nie
może już patrzeć na siebie w lustrze. Nie waha się go stłuc, jeśli to, co w nim
dostrzega zakrawa wręcz na potwora. Są dni, kiedy nie pomagają już nawet
kosmetyki. Czasami wpada też w histerię, gdy coś nie idzie po jej myśli. Niemniej
potrafi się opanować i dość szybko wrócić do emocjonalnej równowagi. Ona wie,
że Anglia nie potrzebuje rozhisteryzowanej królowej, lecz takiej, która twardo
stąpa po ziemi. Pomimo że ma obok siebie oddanych ministrów, którzy wciąż służą
jej radami, to jednak jej zdanie jest najważniejsze. Elżbieta zdaje sobie
sprawę z tego, że zapisze się w historii na wieki i dlatego chce w pełni
zasłużyć sobie na przydomek Wielka.
Co
ciekawe, w swojej powieści Rosalind Miles nie ukazuje Elżbiety I Tudor jako
tej, którą interesowali jedynie piękni mężczyźni. Autorka stworzyła bowiem
portret Elżbiety jako władczyni, zaś znacznie mniejszą wagę przywiązała do jej
kobiecych namiętności, choć o nich również wspomina. Królowa pragnie miłości
nie tylko tej platonicznej, ale także cielesnej. Uwielbia, gdy mężczyźni jej
dotykają i całują. Na więcej nie chce pozwolić, ponieważ za każdym razem, gdy
dochodzi do czegoś poważniejszego, Elżbieta czuje strach. Przed czym? Otóż
obawia się, że zajdzie w ciążę, a potem umrze przy porodzie, jak wiele kobiet,
które znała. Królowa doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim jest i jaki
obowiązek na niej spoczywa, lecz to Anglia jest dla niej najważniejsza i
dlatego nie wyobraża sobie, aby mogła umrzeć i zostawić ją w rękach
uzurpatorów. Ona pragnie nią rządzić jak najdłużej.
Na
kartach powieści widzimy także Elżbietę, która ze wszystkich sił walczy o
utrzymanie nowej wiary, jak nazywa protestantyzm. To katolicy są wrogami i to
oni zagrażają jej krajowi. Królowa wciąż ma w pamięci krwawe rządy jej siostry
Marii I Tudor (1516-1558). W dodatku widziała też, jak jej młodszy brat Edward
VI Tudor (1537-1553) stopniowo stawał się fanatykiem, pomimo że swoje działania
kierował w stronę umocnienia kościoła anglikańskiego. Elżbieta na pewno nie
chce być fanatyczką. Pokazuje też jak wiele łączy ją z Williamem Cecilem.
Wygląda na to, że bez jego pomocy, mądrości i inteligencji niczego by nie
zdziałała. To on wspiera ją w najtrudniejszych chwilach. To jemu najbardziej
ufa i cierpi, gdy przychodzi dzień, w którym Bóg postanawia wezwać go do
siebie. Jego syn – choć jest jej wiernie oddany – nie potrafi już wzbudzić w
Elżbiecie takich uczuć.
Wydawnictwo: Da Capo Warszawa 1997 Tytuł oryginału: I, Elizabeth. The Word of a Queeen Przekład: Teresa Komłosz & Bożena Kucharuk |
Ja,
Elżbieta to historia kobiety-królowej, która bezustannie musi walczyć o przetrwanie.
Katowski miecz wisi nad nią praktycznie od dnia narodzin. Czasami tylko cud
sprawia, że może obchodzić kolejne urodziny. Chyba najbardziej niebezpieczna
była dla niej jej starsza siostra, która przecież na kilka miesięcy wtrąciła ją
do Tower, gdzie uwięziony był także Robert Dudley. Z kolei jeśli chodzi o Marię
I Stuart (1542-1587), to trzeba przyznać, że w tym wypadku w grę wchodziła
zabawa: kto pierwszy ten lepszy. Nie wiadomo tak naprawdę, co stałoby
się z tronem Elżbiety, gdyby ta w pewnym momencie nie zdecydowała się na
egzekucję swojej krewnej, choć zrobiła to z wielkim bólem serca. Królowa nie
była bowiem skora do tego, aby ścinać ludzi na zawołanie. Możliwe, że w końcu
Maria odebrałaby władzę Elżbiecie, a w Anglii znów zapanowaliby katolicy.
Bardzo prawdopodobne, że ewentualne rządy Marii I Stuart mogłyby być
identyczne, jak te, które preferowała Maria I Tudor. Znów mogłyby zapłonąć
stosy, a niewinni ludzie traciliby życie w płomieniach.
Powieść
Rosalind Miles to także próba zrozumienia decyzji podejmowanych przez Elżbietę.
Trzeba bowiem wiedzieć, że nie była ona zwyczajną królową. W swoim działaniu
odcinała się od tego, co było niezmiernie pożądane i co nierozerwalnie łączyło
się z byciem władcą. Głównie chodzi o zapewnienie sobie potomka, który mógłby w
przyszłości przejąć tron. Swoją niechęć do małżeństwa Elżbieta przeważnie
tłumaczy tym, że w dniu 15 stycznia 1559 roku została poślubiona Anglii i do
końca swoich dni pragnie dotrzymać złożonych ślubów. Jej zdaniem małżeństwo
oznaczałoby zdradę swojego kraju. Czy jednak takie tłumaczenie można uznać za
wiarygodne? Myślę, że tak naprawdę chodziło tutaj o coś więcej. Owszem, z
jednej strony mogła obawiać się utraty władzy na rzecz małżonka, co znacznie
osłabiłoby jej pozycję w państwie, lecz z drugiej wciąż miała w pamięci poszczególne
żony swojego ojca. Widziała, w jaki sposób Henryk VIII Tudor traktował swoje
kobiety i nie chciała skończyć tak, jak one, czyli na katowskim pniu, a jeśli
miałaby szczęście, to może w jakimś odosobnieniu, jak Katarzyna Aragońska
(1485-1536) czy Anna Kliwijska (1515-1557). Elżbieta wiedziała, że wtedy świat
zapomniałby o niej, a ona nie mogła przecież do tego dopuścić.
Cate Blanchett jako królowa Elżbieta I Tudor w filmie produkcji brytyjsko-niemiecko-francuskiej zatytułowanym Elizabeth: Złoty wiek (2007) reż. Shekhar Kapur |
Czytając
powieść Ja, Elżbieta nie mogłam powstrzymać się przed porównaniem
Roberta Dudleya z Robertem Devereux. Wiadomo, że diametralnie różnili się pod
względem charakteru. Podczas gdy Dudley znał swoje miejsce zarówno na dworze,
jak i w życiu monarchini i w związku z tym wiedział, na ile może sobie pozwolić
w stosunku do Elżbiety, tak Devereux przekraczał wszelkie granice nieposłuszeństwa. Powszechnie
mówi się, że Robert Dudley był największą miłością Elżbiety, ale czy na pewno? Czy
historycy i pisarze mają rację, kładąc tak wielki nacisk na związek koniuszego
i królowej? Wydaje mi się, że nie do końca. Moim zdaniem to właśnie Robert Devereux
był miłością życia Elżbiety I Tudor. Ktoś powie, że to nieprawda i że hrabia
Essex był jedynie substytutem hrabiego Leicester. Owszem, mogło tak być,
ponieważ wiadomo, że śmierć Dudleya przyprawiła królową o wielkie cierpienie,
co mogło spowodować, że poszukiwała kolejnego faworyta, aby zapomnieć o bólu i
stracie. Natomiast Robert Devereux był przecież pasierbem Dudleya, więc
poniekąd był z nim spokrewniony, choć nie poprzez więzy krwi. Może to
wystarczyło, aby zająć zaszczytne miejsce w sercu królowej? Pytanie tylko, czy
w przypadku Roberta Dudleya Elżbieta byłaby w stanie tak wiele tolerować i
wybaczać, jak robiła to w stosunku do Roberta Devereux?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz