piątek, 6 maja 2016

Wiesław Kielar – „Nasze młode lata” # 1













Wydawnictwo: ATUT
Wrocław 2004





Miasto Jarosław wciąż zajmuje ważne miejsce wśród miejscowości mogących pochwalić się długą i bogatą historią. W latach dwudziestolecia międzywojennego było to miasto powiatowe (podobnie jak dziś), lecz leżące w ówczesnym województwie lwowskim, zaś nie podkarpackim, jak ma to miejsce obecnie. Publikacje z lat 30. XX wieku informowały, że Jarosław leży na północnej krawędzi karpackiego podgórza (203 m n.p.m.) dość stromo opadającego w szeroką dolinę rzeki San, która dzieli podmiejską okolicę na dwie różne części: południowo-zachodnią, pagórkowatą i zbudowaną z urodzajnych gleb lessowych, oraz północno-wschodnią, nizinną i piaszczystą. W ten sposób tworzyły one tło krajobrazowe miasta złożone z czterech dzielnic: śródmiejskiej, krakowskiej, głębockiej i leżajskiej. Według spisu ludności z 1931 roku, w Jarosławiu mieszkało wówczas 22 300 osób, wyłączając wojsko skoszarowane. Była to populacja zróżnicowana narodowościowo i religijnie. Przeważała jednak ludność polska.

Jarosław był siedzibą władz powiatowej administracji ogólnej, samorządowej i miejskiej. Na terenie miasta znajdowały się cztery rodzaje świątyń: rzymsko-katolicka, greko-katolicka, ewangelicko-reformowana oraz synagoga. Było też dwanaście szkół powszechnych i średnich, w tym ogólnokształcące i zawodowe, jak również muzeum i archiwum miejskie oraz szereg stowarzyszeń społecznych, towarzyskich i zawodowych. Do rąk jarosławian każdego tygodnia oddawano trzy pisma: Gazetę Jarosławską, która prowadziła też działalność wydawniczą, Tygodnik Jarosławski i Ekspres Jarosławski. Gazeta Jarosławska oraz Ekspres Jarosławski to tygodniki, które ukazują się również dzisiaj, choć w zupełnie innej formule. Oprócz wymienionej prasy, jarosławianie mogli zasięgnąć także informacji z Wiadomości Parafialnych. Na terenie miasta znajdowały się również sale widowiskowe, trzy kinoteatry, liczne restauracje i hotele oraz dwa szpitale i lecznica (przychodnia lekarska).

Jarosławski ratusz tuż przed
wybuchem II wojny światowej
(1938)
Jeśli chodzi o handel, to trzeba zaznaczyć, że ówczesny Jarosław był miastem, do którego zjeżdżali kupcy z kilku powiatów handlujący na przykład płodami rolnymi. Ponadto był to także ośrodek handlu spółdzielczego skupiony na wytwórstwie zarówno rolniczym, jak i przemysłowym charakterystycznym dla okolicy o dużych możliwościach wywozowych, jak przetwory mięsne, mleczarstwo, chów drobiu, buraki cukrowe czy jedwabnictwo. W latach 30. XX wieku miasto posiadało także kilka instytucji bankowych, mnóstwo sklepów i fabryk, w których wypiekano pierniki i ciasta, natomiast w innych wyrabiano wstążki i ceramikę. Były też cegielnie. Pozostałościami po dawnej świetności handlowej, na przykład znanych na cały świat siedemnastowiecznych gwarnych jarmarkach, były cotygodniowe targi (w piątki) oraz jarmarki odbywające się dwa razy w roku, czyli 15 sierpnia i 8 września. Z kolei lokalne stowarzyszenie sportowe rozporządzało pięknym i obszernym stadionem, salami gimnastycznymi, halą sportową i ośrodkiem sportu wodnego wybudowanym nad rzeką San.

Korzystne warunki geograficzne sprawiły, iż Jarosław położony centralnie w województwach południowych stanowił istotne miejsce turystyczno-krajoznawcze i posiadał bezpośrednie połączenia komunikacyjne, czyli drogowe i kolejowe z Warszawą, Krakowem, Lwowem, Łodzią, Lublinem, Śląskiem, Wołyniem, Wiedniem, Pragą, Berlinem oraz Bukaresztem. Ponadto rozwojowi komunikacji służyły także biuro podróży Orbis, autobusy, dorożki samochodowe (taksówki) i konne, warsztaty mechaniczne i stacje benzynowe. Cały ówczesny powiat jarosławski o charakterze wybitnie rolniczym zajmujący powierzchnię 1 337 kilometrów kwadratowych posiadał 148 100 mieszkańców, którzy zasiedlali trzy miasta: Jarosław, Radymno i Sieniawę, jak również jedenaście gmin wiejskich. Z kolei średnia gęstość zaludnienia wynosiła 111 mieszkańców na kilometr kwadratowy.

O historii Jarosławia już kiedyś pisałam, więc nie będę powtarzać tamtych informacji. Zainteresowanych odsyłam więc do artykułu [klik]. Wspomnę natomiast, że historia miasta jest niezwykle bogata, a co za tym idzie, również bardzo ciekawa. Znając historię Jarosławia, a także dzieje jego zabytków, można podczas każdego spaceru miejskimi uliczkami zastanawiać się, jak wyglądało to czy tamto miejsce dziesiątki lat temu; kto mieszkał w tej czy innej kamienicy; czy kilkadziesiąt lat temu w tym czy tamtym miejscu również toczył się handel, a może wcale nie było tutaj sklepu, tylko jakiś zupełnie inny lokal, w którym mieszkańcy spędzali wolny czas?

Na pewno w takim Jarosławiu, jak opisałam wyżej, swoje dzieciństwo i dorastanie przeżywał Autor Naszych młodych lat oraz dwóch kolejnych tomów swojej niezwykłej autobiografii. Kim zatem był Wiesław Kielar (1919-1990)? Otóż przede wszystkim jednym z tych, którzy cudem przeżyli dramat obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Po wojnie Autor poświęcił się pracy operatora filmowego i osiedlił we Wrocławiu, gdzie wraz z żoną pozostał do dnia swojej śmierci. Niemniej pochowany został na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Wiesław Kielar swoje wspomnienia spisał w trzech tomach. Ostatnia część została wydana już po śmierci Autora. Po napisaniu trzeciej części obiecał czytelnikom, że kiedyś napisze część czwartą. Niestety, nie zdążył…


Budynek Domu Żołnierza im. Józefa Piłsudskiego (1867-1935)
Zdjęcie pochodzi z lat 30. XX wieku. 


Dzisiaj nie będę opowiadać o Auschwitz-Birkenau widzianym oczami Wiesława Kielara. Na to przyjdzie jeszcze czas. Chciałabym natomiast skupić się na książce Nasze młode lata, która została wydana również pod tytułem I nasze młode lata. Pracę nad książką Wiesław Kielar ukończył w 1981 roku, kiedy drugi tom wspomnień (według chronologii wydarzeń) Anus mundi (1966) był już bestsellerem tłumaczonym na języki obce. Dla mnie Nasze młode lata to pozycja wyjątkowa. Autor niezwykle obrazowo przedstawia realia panujące w miasteczku w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Z niebywałą dokładnością opowiada o swojej rodzinie i przyjaciołach. Opisuje miejsca, których już dziś w Jarosławiu nie ma, a jeśli są, to wyglądają zupełnie inaczej, niż w latach 20. i 30. XX wieku. Oczywiście Jarosław z początków XX wieku nie jest wolny od problemów dnia codziennego. Mieszkańcy wcale nie są tacy idealni, jak można by się było tego spodziewać. Społeczność miasteczka jest dość zróżnicowana. Spora część mieszkańców Jarosławia to Żydzi. Niestety, nie brak sytuacji, kiedy wyraźnie widoczny jest brak tolerancji dla inności. Rodzina Wiesława Kielara stara się żyć w przyjaźni z ludnością żydowską, czego przykładem jest na przykład wspólne spędzanie świąt Bożego Narodzenia, a potem świat żydowskich.

Autor dokładnie opisuje swoje lata dorastania. Stara się nie pominąć żadnego szczegółu. Wspomina swoich kolegów z podwórka i ławy szkolnej, z którymi później – już jako młody chłopak – będzie dzielił dramat obozu oświęcimskiego. Wiesław Kielar niczego nie udaje i niczego nie próbuje zatuszować. Przyznaje się do wszystkiego, co było złe w jego postępowaniu. Bez żadnych tajemnic opowiada o swojej szkolnej egzystencji i o problemach, jakie przysparzał rodzicom poprzez nieposłuszeństwo i chodzenie własnymi ścieżkami. W jego młodym życiu pojawiają się też pierwsze nieśmiałe fascynacje płcią przeciwną. Autor podaje również niektóre nazwiska ówczesnych mieszkańców Jarosławia, z którymi łączyły go bliższe bądź dalsze relacje. Kładzie nacisk na szkolną dyscyplinę i na to, jak trzeba było się pilnować, aby nie narazić się nauczycielom. Kiedy taki profesor gimnazjum zobaczył swojego ucznia spacerującego z dziewczyną po ulicach miasta, należało liczyć się z tym, że nie skończy się to na zwykłym „dzień dobry”.

Wydawnictwo:
WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
Wrocław 1987
Język, jakim posługuje się Wiesław Kielar, jest niezwykle lekki i dzięki temu książkę czyta się, niczym świetną powieść. W dodatku Autora nie opuszcza poczucie humoru, co dodatkowo podnosi walor Naszych młodych lat. Od tej pozycji naprawdę nie można się oderwać, szczególnie jeśli czytelnikiem jest ktoś, kto zna w Jarosławiu każdą kamienicę, każdą uliczkę i każdy skwer. Część książki poświęcona jest rodzinie Autora, która mieszkała w okolicy Sanoka, a u której mały Wiesio wraz z rodzeństwem spędzał wakacje. Mowa oczywiście o wsi Strachocina. To tutaj Autor przeżywał niesamowite chwile na łonie przyrody pod czujnym okiem swojego wuja – księdza Barcikowskiego oraz ciotek Mani i Adeli. To były naprawdę szczęśliwe chwile, które potem Wiesław Kielar będzie wspominał za każdym razem, gdy życie brutalnie się z nim obejdzie.

Sporo miejsca Autor poświęca także swoim relacjom z rodzeństwem. Nie pomija również metod wychowawczych stosowanych przez rodziców. Matka Wiesława Kielara była nauczycielką w szkole podstawowej, zaś ojciec wysoko postawionym urzędnikiem. W domu nie powodziło się źle, ale mimo to przychodziły też takie chwile, gdy trzeba było zacisnąć pasa. Kiedy czyta się tę książkę można odnieść wrażenie, że mały Wiesio, a potem dorastający Wiesiek, był takim żywym srebrem, którego wszędzie było pełno. Nie potrafił długo usiedzieć w jednym miejscu. Wciąż gdzieś biegł i z kimś się spotykał. A ponieważ towarzystwa nigdy mu nie brakowało, nie mógł też narzekać na nudę.

Choć na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że Nasze młode lata to książka lekka i sielankowa, to jednak gdzieś pomiędzy wierszami uważny czytelnik zauważy, że wcale tak nie jest. Tam kryją się ludzkie dramaty, konflikty i cała masa problemów charakterystycznych dla ludzi żyjących w okresie dwudziestolecia międzywojennego. A potem przyszła wojna. Do miasteczka wkroczyli Niemcy, którzy od pierwszych dni okupacji zaczęli robić czystkę wśród miejscowej ludności, skupiając swoją uwagę szczególnie na ludności żydowskiej. Wtedy też ujawniła się prawdziwa natura człowieka. Ludźmi zaczął rządzić pieniądz i zdobywanie majątku kosztem nieszczęśliwych i skazanych na pewną śmierć ludzi. Z jednej strony dramat okrutnej okupacji, zaś z drugiej brak szacunku dla drugiego człowieka, z którym przez lata dzieliło się na przykład tę samą kamienicę.

Nasze młode lata, jak i pozostałe dwa tomy wspomnień Wiesława Kielara, nie są dla mnie czymś nowym. Kiedyś już pisałam o tych książkach w Internecie. Niemniej co pewien czas po nie sięgam i wciąż odkrywam je na nowo. Tak naprawdę straciłam już rachubę w tej kwestii. Przypuszczam, że przeczytam je jeszcze wiele, wiele razy, ponieważ są dla mnie swoistym testamentem, jaki Autor pozostawił nam po sobie. Te książki zawsze będą mi bliskie i chciałabym, żeby jak najwięcej czytelników o nich usłyszało.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz