ROZMOWA Z EDYTĄ ŚWIĘTEK
Edyta
Świętek to autorka powieści obyczajowych adresowanych głównie do kobiet, choć
zapewne wśród czytelników jej prozy nie brak również mężczyzn. Urodziła się i
wychowała w Krakowie. Z wykształcenia jest ekonomistką, natomiast powieści
pisze z zamiłowania. Jej największym marzeniem jest kreowanie takich historii,
które sama czytałaby z przyjemnością. Uwielbia aktywny wypoczynek, czyli długie
rodzinne spacery oraz bieganie. Oprócz literatury, jej pasją są dobra muzyka i
zwierzęta. W 2010 roku zadebiutowała powieścią zatytułowaną „Zerwane więzi”. W
tym samym roku na rynku wydawniczym ukazała się druga jej książka nosząca tytuł
„Alter ego”. Od tamtej pory Autorka publikuje regularnie. Większość jej
powieści opublikowało Wydawnictwo Replika. Wśród nich znajdują się między
innymi takie tytuły, jak: „Cienie przeszłości” (2014), „Tam, gdzie rodzi się
miłość” (2015), „Tam, gdzie rodzi się zazdrość” (2015), „Noc Perseidów” (2016),
„Wszystkie kształty uczuć” (2016) czy „Miód na serce” (2016). W bieżącym roku
do rąk czytelników trafiła niezwykła saga rodzinna z Nową Hutą w tle. Cykl nosi
tytuł „Spacer Aleją Róż”, a premiera drugiej części – „Łąki kwitnące purpurą” –
ma miejsce właśnie dzisiaj. Całość to pięciotomowa historia rodziny Szymczaków
pochodzących z podkrakowskiej wsi. Obecnie Edyta Świętek pracuje nad kolejnymi
częściami sagi.
Agnes A. Rose: Dziękuję Ci
serdecznie, że zgodziłaś się przyjąć moje zaproszenie do rozmowy. Dziś jest
premiera drugiego tomu Twojej rodzinnej sagi zatytułowanej „Spacer Aleją Róż”.
Akcja tej historii rozpoczyna się tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej,
kiedy Polska z jednej strony musi zmagać się z trudnościami odbudowy kraju po
jego dewastacji przez nazistów, a z drugiej trzeba stawić czoło komunistom. Skąd
pomysł na tego rodzaju opowieść? Dlaczego akurat teraz pomyślałaś o napisaniu
sagi rodzinnej, skoro Twoje poprzednie powieści to raczej książki autonomiczne
z akcją umiejscowioną we współczesnych realiach?
Edyta Świętek: Dziękuję uprzejmie za
zaproszenie do rozmowy, bardzo mi miło.
Pomysł
na sagę „Spacer Aleją Róż” ma bezpośredni związek z miejscem, w którym
urodziłam się i wychowałam. W uzupełnieniu do powyższego biogramu chciałabym
powiedzieć, że ponad dwadzieścia lat przeżyłam w Nowej Hucie, najmłodszej
dzielnicy Krakowa. Jest to miejsce niezwykle specyficzne, o interesującej
architekturze. Mimo że ma stosunkowo krótką historię, obfituje ona w wiele
niezwykłych i dramatycznych wydarzeń. Według mnie śmiało można stwierdzić, że
nowohuccy robotnicy w dużej mierze przyczynili się do walki z systemem
totalitarnym. A ponieważ w ostatnich latach opublikowałam kilka powieści
obyczajowych, które spotkały się z wielką przychylnością czytelników,
postanowiłam tym razem zaserwować im coś obszerniejszego i mocniejszego w
odbiorze.
AAR: Głównymi bohaterami sagi są
Szymczakowie, którym nie wiedzie się za dobrze. Każdego dnia muszą bowiem zmagać
się z coraz to nowymi problemami. Czy rodzina Szymczaków to stricte fikcyjni
bohaterowie, czy może są oni wzorowani na kimś, kogo znasz bądź znałaś?
EŚ: Szymczakowie są rodziną na wskroś
fikcyjną, od początku do końca stanowią wytwór mojej wyobraźni. Absolutnie
żadna z postaci nie ma swojego realnego pierwowzoru.
AAR: Czy możesz zdradzić nam, jak
wygląda proces tworzenia sagi od strony merytorycznej?
EŚ: Bez wątpienia jest to ogromne wyzwanie.
Do napisania tego cyklu przymierzałam się już od kilku lat. Pomysł dojrzewał
stopniowo, a w mojej głowie z wolna powstawał zarys fabuły. Zależało mi na tym,
aby fikcyjna rodzina Szymczaków wzięła udział w prawdziwych wydarzeniach
historycznych i spotkała na swojej drodze realne postaci z epoki. W związku z
tym musiałam zgromadzić sporo materiałów związanych z tłem społecznym,
historycznym i obyczajowym. Są to publikacje książkowe, artykuły prasowe oraz internetowe.
Bogatym źródłem informacji, choć traktowanym przeze mnie z przymrużeniem oka,
są zapisy Polskiej Kroniki Filmowej. Cenię je głównie z uwagi na chęć oddania
przeze mnie w tekście realizmu języka czy nawet mody obowiązującej w minionych
dekadach.
AAR: O Nowej Hucie mówi się, że to
najmłodsza dzielnica Krakowa. To właśnie tam umieściłaś akcję „Spaceru Aleją
Róż”. Wiem, że jesteś emocjonalnie związana z tym miejscem. Czy to tylko ten
jeden fakt sprawił, że zdecydowałaś się na taki krok, czy może kryje się za tym
coś więcej?
EŚ: Prócz sentymentu, jakim darzę miejsce
pochodzenia, miałam na uwadze jeszcze jeden istotny czynnik. Otóż większości
ludzi Nowa Huta kojarzy się przede wszystkim z dymiącymi kominami kombinatu
metalurgicznego oraz nieciekawą reputacją mieszkańców. Zależało mi na tym, aby
niejako odczarować to miejsce i pokazać, że to nie tylko ciężki przemysł i
żądni przygód awanturnicy, ale również piękne, tonące w zieleni osiedla, interesująca
architektura, przestrzeń oraz niepowtarzalny klimat starych zabudowań, a przede
wszystkim ludzie z krwi i kości, którzy stworzyli to miejsce i kochają je tak mocno
jak ja.
AAR: Czy kiedy zaczynałaś pisać „Cień
burzowych chmur”, wiedziałaś już, że na jednym tomie się nie skończy? Czy od
samego początku miałaś tę historię zaplanowaną na kilka książek?
EŚ: Już od pierwszej chwili, gdy zasiadłam
przed komputerem, aby zacząć pracę, wiedziałam, że nie skończy się na jednym
tomie. W pierwotnej wersji zaplanowałam trzy części i taki nakreśliłam plan. W
trakcie pisania pierwszego tomu już wiedziałam, że będę musiała zmodyfikować
wcześniejsze założenia, gdyż zaplanowana przeze mnie powieść ma dużo większy
potencjał. Obecnie staram się trzymać założenia, że cykl powinien zamknąć się w
pięciu tomach. Mogę jednak stwierdzić [śmiech], że nie wiem, czy uda mi się
zrealizować projekt w takiej postaci. Aktualnie nanoszę ostatnie kosmetyczne
poprawki w trzecim tomie. Jego akcja kończy się w 1967 roku, a więc przede mną
jeszcze całe lata historii, którą chciałabym wykorzystać. Ponadto chęć
skrupulatnego opisania rozrastającej się rodziny Szymczaków sprawia, że każdy
następny tom jest obszerniejszy od poprzedniego. Potencjał tak licznej rodziny
jest naprawdę gigantyczny. A w powieści jak w życiu – wszystko zdarzyć się
może.
AAR: Jak wspomniałam wyżej, z
wykształcenia jesteś ekonomistką, czyli jesteś umysłem ścisłym. Skąd zatem
pomysł, aby zacząć pisać książki?
EŚ: Wbrew pozorom jedno służy drugiemu.
Mawia się, że matematycy są świetnymi muzykami. Ja uważam, że podobnie ma się
rzecz z literaturą. Królowa nauk ścisłych bywa przydatna choćby podczas
kompozycji tekstu. Jest rzeczą oczywistą, że harmonijne rozłożenie napięcia w
fabule pozwala na przyjemniejszy odbiór całości. Podobnie ma się rzecz z
dialogami oraz opisami, które powinny być w miarę równomiernie wyważone.
Osobiście nie lubię powieści, które są przeładowane dialogiem, a o pewnych
faktach czy charakterystykach ludzi i miejsc czytelnik dowiaduje się wyłącznie
z rozmów, jakie prowadzą postaci. Lubię plastyczne opisy, dające wyobrażenie
rozgrywających się wydarzeń. Powieść musi zawierać elementy, które sprawią, że
czytelnik zobaczy barwy i kształty, poczuje panujące warunki atmosferyczne i
zapachy. Uważam, że opowiadana przez autora historia nie może być odbierana
jedynie zmysłem wzroku, trzeba ją poczuć znacznie intensywniej. Umysł ścisły
bardzo w tym wszystkim pomaga: skłania ku wprowadzeniu w świat humanistyczny
pewnego uporządkowania i zapanowania nad chaosem. Ponadto wydaje mi się (to mój
wyjątkowo subiektywny pogląd), że osoby o takim umyśle są bardziej
zdyscyplinowane podczas pracy. Ustalają konkretne cele i po prostu je realizują
– bez bujania w obłokach.
AAR: Literatura kobieca jest dziś
niezwykle popularna. Na rynku pojawiają się lepsze i gorsze powieści reprezentujące
ten gatunek. Jak myślisz, co wyróżnia tę literaturę na tle innych? Dlaczego
tego rodzaju powieści są obecnie tak popularne?
EŚ: Zacznę może od tego, że nasze codzienne
życie obfituje w stres, poczucie chaosu i nieustanną pogoń – właściwie nie wiadomo
za czym. Jesteśmy w nieustannym biegu: zmęczeni, wiecznie zaaferowani ważnymi
sprawami. Powieści kategoryzowane jako literatura kobieca mają za zadanie
oderwać nas od szarej rzeczywistości. Przenoszą w świat marzeń, w którym
czasami chciałybyśmy się znaleźć, aby choć na chwilę uwolnić się od prozy
życia. Nawet, jeśli te historie bywają smutne i pozbawione happy endu, często
czytamy je z wypiekami na policzkach. Dają bowiem chwile przyjemności,
zapomnienia. Jeśli zawierają duży dramatyzm – często skłaniają ku rewizji
własnych nieszczęść i docenieniu tego, co podarował nam los.
AAR: Zauważyłam, że często mówisz o „Nocy
Perseidów”, iż jest to książka, która wiele dla Ciebie znaczy i jest Ci bardzo
bliska. Dlaczego?
EŚ: Powieść „Noc Perseidów” jest dla mnie o
tyle istotna, że wyjątkowo mocno zżyłam się z występującymi w niej postaciami.
Szczególnie chodzi tu o Tomka, który na oczach czytelnika przechodzi gruntowną
metamorfozę i radykalnie zmienia swój punkt widzenia. Istotne było pokazanie
czytelnikom tego, jak bardzo dziecięce marzenia mogą determinować naszą
przyszłość. Mam nadzieję, że skłoniłam czytelników również do tego, aby
zastanowili się, czy warto realizować pragnienia za wszelką cenę, nie licząc
się z niczym i prąc po trupach do celu.
Jest
to także wyznacznik pewnego kierunku, w którym pragnę podążać. Osobiście nie
lubię przesłodzonych, sielankowych historii, w których występują lukrowani i
nieskazitelni bohaterowie. W „Nocy Perseidów” ukazałam życie takim jakie ono
jest – ze wszystkimi elementami, których nie akceptujemy. Brak tu
wyidealizowania którejkolwiek postaci. Bohaterowie pozytywni posiadają wady i
popełniają karygodne błędy. Ulegają egoizmowi, popadają w obojętność czy
zwątpienie. Postaci negatywne nie są przesiąknięte złem do szpiku kości.
Starałam się nakreślić je w taki sposób, aby czytelnik dostrzegł motywy ich
postępowania, bądź czynniki, które ukształtowały ich charaktery.
AAR: Jesteś dość płodną pisarką,
która w dodatku pracuje zawodowo. Jak zatem godzisz pisanie książek z pracą
zawodową?
EŚ: Przyznaję, że jest to dość trudne
zadanie. Pracuję w biurze i mam sztywno ustalony czas pracy. W drodze do domu
myślę o tym, o czym chciałabym napisać wieczorem. Po powrocie z biura zajmuję
się domem i staram się spędzić trochę czasu z rodziną. Przed komputerem
zasiadam wieczorem. Zwykle mam już starannie zaplanowane sceny, nad którymi
będę pracowała. Pomimo wielu obowiązków nie rezygnuję z aktywności fizycznej,
uważam, że sport jest równie ważny dla ciała co rozrywki intelektualne dla
umysłu. Mój dzień jest więc bardzo wypełniony i cierpię na niemalże chroniczny
brak czasu. Z tego też względu nie lubię ludzi, którzy są spóźnialscy, nie
wywiązują się terminowo z obietnic i nie szanują mojego czasu.
AAR: Pisanie której powieści
stanowiło dla Ciebie największe wyzwanie? Jeśli pojawiły się jakieś trudności,
to w jaki sposób sobie z nimi poradziłaś?
EŚ: Z całą pewnością największym wyzwaniem
jest napisanie pięciotomowej sagi, której akcja rozgrywa się na przestrzeni
kilkudziesięciu lat. Dość trudne jest dostosowanie języka dialogów do
zmieniającej się mowy potocznej. Nasz sposób wysławiania się nieustannie
ewoluuje, co szczególnie mocno widać w ostatnich dekadach. Do tego jeszcze
dochodzi podłoże historyczne i społeczne, które musi być oddane w wiarygodny
sposób – bez przekłamań. Nie jest łatwo wpleść postaci fikcyjne w prawdziwe
wydarzenia, ale zależało mi na tym, aby rodzina Szymczaków nie pozostawała
wyłącznie biernymi obserwatorami zachodzących przemian.
AAR: O „Spacerze Aleją Róż” można
powiedzieć, że poniekąd jest to opowieść z historią w tle, choć niektórzy
uważają, że aby traktować jakąś powieść w kategorii beletrystyki historycznej,
jej akcja musi rozgrywać się co najmniej sto lat temu. Są też tacy, którzy
twierdzą, że to nie tło powieści stanowi o tym, czy jest to powieść
historyczna, czy nie, lecz jej bohaterowie, czyli postacie autentyczne znane z
historii, jak na przykład monarchowie. Zapytam zatem czy zamierzasz w
przyszłości sięgnąć po tematykę stricte historyczną? Ostatnio dość modne są opowieści
z akcją w XIX wieku.
EŚ: Nie należę do osób, które ulegają
trendom modowym. Czytelnicy przeżywali już falę ekscytacji powieściami o
wampirach, tekstami erotycznymi, teraz chętnie sięgają po powieści w stylu
retro. Ja piszę przede wszystkim o tym, co mi w duszy gra – niezależnie od
tendencji rynku wydawniczego. Jeżeli jednak przyjdzie mi do głowy interesujący
pomysł na powieść osadzoną w jakichś ciekawych historycznie czasach, to
oczywiście podejmę się takiego wyzwania.
AAR: Czego nauczyło Cię pisanie?
EŚ: Z całą pewnością mogę powiedzieć, że
pisanie powieści wyzwala w człowieku ogromną kreatywność i pobudza wyobraźnię.
Nam, pisarzom, wystarcza jakiś drobiazg: piórko unoszone podmuchami wiatru,
czyjaś wyrazista twarz lub usłyszane mimochodem zdanie, i potrafimy dorobić
sobie do tego gigantyczną historię, której korzenie sięgają trzy pokolenia
wstecz. Pisanie nauczyło mnie uważniejszej obserwacji świata. Autor, prócz
tego, że powinien pięknie operować słowem i mieć do opowiedzenia coś
interesującego, musi też umieć słuchać. Skupiać się na drobiazgach. Wykazywać
się ogromną empatią.
AAR: Jak bardzo zmieniło się Twoje życie od czasu,
kiedy wydałaś swoją pierwszą powieść?
EŚ: Mogę stwierdzić, że od tamtej pory
zaszedł w moim życiu cały szereg zmian. Nie było rewolucji i wywracania
wszystkiego do góry nogami – ten proces następował sukcesywnie, i myślę, że
nadal trwa. Przede wszystkim nauczyłam się inaczej zarządzać moim czasem.
Ponieważ wciąż pracuję zawodowo i świetnie udaje mi się godzić wypełnianie
obowiązków wynikających z etatu z działalnością literacką, mój dzień jest
niebywale wypełniony. Dbam o to, aby być pisarką od poniedziałku do piątku w
godzinach popołudniowych i wieczornych. Można rzec, że traktuję to jak pracę na
dodatkowym etacie. Moja rodzina w pełni to akceptuje i bardzo wspiera mnie na
każdym kroku. Nie ukrywam, że większość spraw domowych kręci się niejako wokół
mojej działalności literackiej i w pewien sposób jest jej podporządkowana. Stąd
też dbam o to, aby weekendy spędzać z bliskimi osobami. Zazwyczaj w soboty,
niedziele oraz święta nie włączam komputera – o ile nie mam naprawdę pilnej
pracy. Uważam, że ten czas należy się mężowi i synowi. Dlatego poza wyjazdami
na imprezy takie jak targi książki, które jak wiadomo odbywają się
sporadycznie, nie angażuję się w żadne akcje: przeglądy, festiwale i spotkania
branżowe. Zresztą nawet wyjazdy na targi traktujemy jako okazje do wspólnego
spędzenia czasu i wycieczkę, w czasie której robię sobie dwugodzinne wagary od
rodziny. To tyle jeśli chodzi o sferę prywatną. Prócz niej jest jeszcze szereg
przyjemnych emocji, jakich dostarczają mi moi wspaniali czytelnicy. Nim zaczęłam
moją przygodę z literaturą były to doznania zupełnie obce.
AAR: Ostatnie badania dotyczące czytelnictwa w
Polsce nie napawają optymizmem. Mówi się nawet, że dziś znacznie więcej ludzi
pisze, niż czyta. Czy uważasz, że w takiej sytuacji pisanie książek ma sens?
Czy w dobie dynamicznie rozwijającej się techniki pisanie książek ma jakąkolwiek
przyszłość, skoro większość ludzi woli spędzać czas, oddając się zupełnie innym
rozrywkom?
EŚ: Często słyszę podobne stwierdzenia i
rzeczywiście zauważam, że osób piszących jest nieprawdopodobnie dużo. Myślę
jednak, że nie byłoby nas, pisarzy, tak dużo, gdyby nie istnieli czytelnicy.
Oczywiście są ludzie, którzy nie sięgają po żadne lektury i wolą mniej
skomplikowane rozrywki. Na szczęście jest też ogrom osób czytających, co widać
szczególnie przy okazji takich imprez jak przywoływane przeze mnie wcześniej
targi książki.
AAR: Obecnie pracujesz nad kolejnymi
tomami „Spaceru Aleją Róż”. Mam nadzieję, że okażesz się łaskawa dla Bronka
Szymczaka i pozwolisz mu wreszcie zaznać choć trochę szczęścia [śmiech]. Czy
wiesz już co potem? Masz pomysł na następną powieść?
EŚ: Mam już pewien pomysł, ale przyznam
szczerze, że nie lubię uprzedzać faktów i opowiadać o moich planach. Wynika to
trochę z mojej przezorności, gdyż jak powiedział niegdyś Woody Allen: Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o
twoich planach na przyszłość. Z pomysłami na powieści jest tak, że
przychodzą do głowy w najmniej spodziewanym momencie. Zazwyczaj też najbardziej
atrakcyjne do zrealizowania są te najświeższe. Saga „Spacer Aleją Róż”
pochłonie jeszcze cały rok mojej uwagi. Trudno więc powiedzieć, jakie historie
zdążę wymyślić w tym czasie.
AAR: Edyto, dziękuję Ci serdecznie za
rozmowę i życzę powodzenia w tworzeniu nowych opowieści. Czy jest coś, co
chciałabyś dodać na koniec?
EŚ: Ja również dziękuję za przyjemną
rozmowę. Na koniec chciałabym serdecznie pozdrowić moich czytelników – obecnych
oraz przyszłych. Życzę Wam udanego spaceru aleją Róż.
Chciałabym
także pogratulować Ci, Agnieszko, doskonale prowadzonego bloga – lubię czytać
Twoje recenzje, ponieważ prócz odniesień do literatury znajduję tam również dużą
wartość dodaną w postaci ciekawych faktów historycznych. Życzę Ci wielu
sukcesów w tej dziedzinie.
AAR: Bardzo dziękuję za miłe słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz