piątek, 4 lipca 2014

C.W. Gortner – „Wyznania Katarzyny Medycejskiej”











Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2012
Tytuł oryginału: The Confessions of Catherine de Medici
Przekład: Paweł Korombel





Na kartach historii zapisało się naprawdę wiele kobiet, którym do dziś przypisuje się szczególne okrucieństwo. Tak więc w Anglii władała Maria I Tudor, która nie bez powodu zyskała przydomek „Krwawa Mary”. Na Węgrzech „działała” legendarna wampirzyca – Elżbieta Batory, która rzekomo piła krew dziewic sprowadzanych na swój zamek. Nie mało na sumieniu miała także caryca Katarzyna II, zwana „Semiramidą Północy”. Nieco rzadziej natomiast w tymże kontekście okrucieństwa wspomina się o Katarzynie Medycejskiej, choć przecież to właśnie ona odpowiada za rozpętanie bestialskiej rzezi w Paryżu w pamiętną noc świętego Bartłomieja z 23 na 24 sierpnia 1572 roku, podczas której życie straciło trzy tysiące ludzi. Kim zatem była królowa, która z jednej strony była na tyle wyrozumiała, iż potrafiła każdego dnia patrzeć w oczy kochance swojego męża, a z drugiej wystarczająco nieustępliwa, aby doprowadzić do tak wielkiej masakry o podłożu religijnym?

Katarzyna Medycejska wywodziła się z włoskiego rodu Medyceuszów. W czasach, kiedy żyła Katarzyna, nazwisko to miało naprawdę ogromne znaczenie i robiło wielkie wrażenie na dworach ówczesnej Europy. Dwóch stryjów Katarzyny Medycejskiej zasiadało na tronie papieskim. Byli to Leon X i Klemens VII. Niemniej jednak, jej rodzina uważana była za kupiecką, a to było równoznaczne z tym, że także za gorszą od innych. Jean des Carsa w swojej książce pod tytułem Kobiety, które zawładnęły Europą, o Medyceuszach pisze, że byli to „plebejusze, bankierzy, agitatorzy, trybuni pospólstwa.” Tak więc niskie pochodzenie nigdy nie zostało Katarzynie zapomniane, ale dzięki poparciu samego papieża wartość tej osieroconej już w dzieciństwie dziewczynki znacznie rosła na rynku matrymonialnym.

W wieku czternastu lat Katarzyna Medycejska wyszła za mąż za późniejszego Henryka II de Valois. Nie stanowili oni jednak wzorowej pary małżeńskiej, pomimo że Katarzyna była dość sympatyczną młodą kobietą o zgodnym charakterze. Była też bardzo lubiana na dworze francuskim, szczególnie przez swojego teścia – Franciszka I (1494-1547), lecz Henryk miłością jej nie darzył. Być może stało się tak dlatego, iż Katarzyna nie była kobietą zbyt urodziwą? A może fakt ten spowodowany był tym, że Henryk miał kochankę w osobie Diany de Poitiers, która była od niego starsza aż o dwadzieścia lat? W chwili, gdy nawiązali romans Diana miała już trzydzieści dziewięć lat! Pamiętajmy, że były to czasy, kiedy o chirurgii plastycznej nikt jeszcze nie wiedział, więc wiek Diany musiał robić wrażenie, a i zapewne niektórych ten romans też i dziwić. Bo jak młody chłopak, który ma u boku równie młodą żonę może tak bez pamięci zadawać się z podstarzałą księżną de Valentinois?! Być może Diana dbała o zachowanie młodości w inny sposób. Tego do końca nie wiemy, ale przecież kobiety w tamtych czasach stosowały rozmaite triki, jak na przykład długie wysypianie się czy zażywanie kąpieli w zimnej wodzie.


Katarzyna Medycejska (1519-1589)
portret powstał już po śmierci królowej, bo około 1600 roku
Autor nieznany

Pomimo że Henryk II Walezy pozostawał aż do dnia śmierci we władaniu swojej metresy, to jednak relacje pomiędzy nim a Katarzyną układały się nad wyraz dobrze. Najprawdopodobniej Diana pilnowała go, aby ze swoich małżeńskich (czytaj: łóżkowych) obowiązków wywiązywał się tak, jak na przykładnego męża i spadkobiercę tronu przystało. Katarzyna przymykała na to oko i pozwalała sobą kierować w tej kwestii. Wydawało się, że Diany zupełnie nie dostrzega. Ale czy na pewno ignorowała swoją rywalkę? Możliwe, że to były tylko pozory. Bo która kobieta patrzy spokojnie jak jej małżonek praktycznie na jej oczach współżyje z inną? Niestety, wysiłki obydwu pań przez bardzo długi czas nie przynosiły zamierzonych efektów. Dopiero po dziewięciu latach małżeństwa Katarzynie udało się zajść w ciążę. Niemniej jednak, wieść niosła, że w celu powiększenia królewskiej rodziny, Katarzyna nie tylko była posłuszna metresie swojego męża, ale też zgłębiała tajniki alchemii, gromadziła księgi o tematyce toksykologicznej, a w swych apartamentach rzekomo przechowywała w rozmaitych tajemniczych skrytkach szereg wyciągów ziołowych i proszków. Wiedza odnośnie toksykologii zapewne była przydatna również podczas przygotowywania trucizn. Zgodnie z legendą, Katarzyna Medycejska miała otruć, między innymi, króla Francji – Franciszka I, królową Nawarry – Joannę, oraz kochankę swojego męża – wspomnianą już Dianę de Poitiers. Jej wspólnikiem w tych niegodziwych postępkach miał z kolei być alchemik i medyk – Cosimo Ruggeri (?-1615), z którym najprawdopodobniej Katarzyna niejednokrotnie przebijała szpilą woskowe figurki przedstawiające jej wrogów. Możliwe, że były to tylko i wyłącznie pomówienia osób nieprzyjaźnie nastawionych do Katarzyny Medycejskiej. Trzeba też pamiętać, że w XVI wieku nagła śmierć kojarzona była właśnie z otruciem, jeśli nie była ona konsekwencją jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, na przykład podczas rycerskiego turnieju czy polowania.

Ślub Katarzyny Medycejskiej 
i Henryka II de Valois
28 X 1533 udzielany przez papieża 
Klemensa VII
obraz został namalowany około siedemnaście lat
po faktycznym wydarzeniu
Katarzyna Medycejska urodziła Henrykowi II dziesięcioro potomstwa, w tym trzech królów Francji oraz trzy żony europejskich władców. Troje z tychże dzieci zmarło we wczesnym dzieciństwie. 

O Katarzynie Medycejskiej pisałam już co najmniej dwukrotnie. Raz przy okazji recenzji książki Alexandre Dumas – Królowa Margot, zaś po raz drugi, kiedy opowiadałam o powieści autorstwa Judith Merkle Riley pod tytułem Tajemnica Nostradamusa. Poprzednie portrety Katarzyny Medycejskiej różnią się znacząco od tego, który proponuje czytelnikowi C.W. Gortner. W obydwu poprzednich powieściach Medyceuszka pokazana jest jako kobieta, która nie cofnie się przed niczym, aby tylko móc osiągnąć swój cel. Zarówno Alexandre Dumas, jak i Judith Merkle Riley pomijają kwestię jej macierzyństwa i opieki nad dziećmi. Nie wiemy, co tak naprawdę czuła Katarzyna jako matka, zaś jako zdradzana żona i kobieta żądna władzy jest wręcz okrutna. Pragnie zemsty na swojej rywalce i to głównie w tym celu sprowadza na zamek znanego ówcześnie jasnowidza – Michała Nostadamusa. Z kolei w Wyznaniach Katarzyny Medycejskiej okazuje się jednak, że Nostradamus wcale nie przyjął zaproszenia królowej po to, aby rzucić klątwę na Dianę de Poitiers czy w jakiś inny sposób doprowadzić do jej zguby. Chodziło mianowicie o to, aby przepowiedzieć przyszłość mężowi i dzieciom Katarzyny. Królowa pragnęła wiedzieć co czeka Francję. Wyglądało to tak, jak gdyby dobro kraju, do którego przybyła jako czternastoletnia dziewczyna, było dla niej ważniejsze, aniżeli własne dzieci. Nie dopuszczała do siebie myśli, iż synowie mogliby umrzeć bezpotomnie. Tak właśnie odebrałam postać Katarzyny w wykonaniu C.W. Gortnera. Aczkolwiek z drugiej strony Autor nie zapomina o jej macierzyńskich uczuciach.

Moim zdaniem portret Katarzyny Medycejskiej ukazany przez C.W. Gortnera odbiega od tego, który znamy z kart historii. Ludzie mają skłonność do wyolbrzymiania niektórych spraw, a jeśli nie znają niepodważalnych faktów, wówczas dorabiają własną teorię. Możliwe zatem, iż ten „zły” wizerunek Katarzyny Medycejskiej jest faktycznie efektem takich wymyślonych teorii. Tego do końca nie wiadomo. Poza tym, każdy pisarz ma też prawo do własnej interpretacji postaci historycznych, o których pisze. Świat do dziś potępia Medyceuszkę za wywołanie masakry w noc świętego Bartłomieja. Z kolei C.W. Gortner pokazuje, iż Katarzyna wcale nie pragnęła tej rzezi. Ona była wręcz zbulwersowana zabijaniem ludzi na tle religijnym. Wszelkiego rodzaju egzekucje, których podłożem była właśnie religia, budziły jej sprzeciw i odrazę. Była również zakochana w mężczyźnie z przeciwnego obozu. Ten fakt także stanowił o jej opinii odnośnie przekonań religijnych. Niemniej jednak zewsząd czuła ogromną presję, ponieważ była królową, a jej doradcy stanowczo twierdzili, że tylko wiara katolicka jest tą, którą należy wyznawać, natomiast wszystkie inne trzeba tępić. Wówczas chodziło głównie o wiarę protestancką.



Noc świętego Bartłomieja 
obraz został namalowany w latach 1572-1584
Autor: François Dubois (1529-1584)

 C.W. Gortner wyraźnie odżegnuje się od uznania Katarzyny Medycejskiej za bezwzględną trucicielkę, pomimo że trucizny nie są jej obce i towarzyszą jej od najmłodszych lat. Scena, w której królowa odwiedza w więzieniu swojego nadwornego alchemika i medyka jest tego doskonałym przykładem. Wydaje mi się bowiem, że gdyby Autor chciał ukazać Katarzynę od strony, którą powiela tak wielu pisarzy, a nawet historyków, wówczas los Cosimo Ruggeriego na kartach książki nie byłby tak tragiczny. Królowa użyłaby swoich wpływów, tak jak miało to w istocie miejsce w roku 1574, kiedy został aresztowany w lesie Saint-Germain, uciekając w chłopskim przebraniu. W książce tego nie widzimy. Śmierć alchemika przychodzi dużo wcześniej, bo jeszcze za życia Katarzyny. Możliwe, że Autor tych zmian dokonał celowo, ponieważ takie ocalenie przez królową mogłoby też świadczyć przeciwko niej, gdyż pomyślano by, iż Katarzyna faktycznie ma coś wspólnego ze światem trucizn, a tego, moim zdaniem, C.W. Gortner chciał uniknąć. We włoskich źródłach historycznych odnalazłam natomiast informację, iż Cosimo Ruggeri zmarł dopiero 28 marca 1615 roku, czyli długo po śmierci Katarzyny Medycejskiej. Odszedł we własnym łóżku, a nie w więzieniu poddawany torturom, zaś tuż przed śmiercią zaparł się Boga, krzycząc, że Ten nie istnieje! Był powszechnie uznawany za ateistę, natomiast podczas jego pogrzebu na ulicach Paryża wrzało. Tak więc w książce śmierć alchemika przedstawiona jest zgoła inaczej, niż podaje to historia.

Katarzyna pochylająca się nad ciałami
pomordowanych w noc św. Bartłomieja
fragment obrazu François Dubois

Gdyby sam Autor w wywiadzie nie zaznaczył, iż świadomie pominął w powieści rok panowania w Polsce syna Katarzyny Medycejskiej – Henryka III de Valois – wówczas zapewne nie zwróciłabym na tę kwestię uwagi. Lecz skoro już o tym wiedziałam, to bardzo uważnie śledziłam fabułę powieści i zastanawiałam się, czy naprawdę nie dało się przełomu lat 1573-1574 gdzieś wcisnąć, tak jak zrobił to Alexandre Dumas w Królowej Margot. Pomimo że panowanie Henryka III w naszym kraju tak naprawdę do fabuły Wyznań Katarzyny Medycejskiej nie wniosłoby niczego szczególnego, to jednak uważam, że Autor mógł jednak o tym wspomnieć. Przecież Katarzyna Medycejska mogła w którymś momencie spotkać się z polskim poselstwem, pożegnać ukochanego syna, dać mu na drogę swoje błogosławieństwo, a potem co pewien czas otrzymywać od niego listy, w których biedny Henryczek użalałby się na swój okrutny los w Polsce, aż wreszcie pięknej czerwcowej nocy, niczym tchórz, uciekłby z Polski i stanął ze swoim orszakiem u wrót Paryża. Moim zdaniem te wydarzenia wcale nie zmieniłyby niczego w sposobie narracji, jak to ocenił amerykański wydawca książki. Taka jest moja opinia jako czytelnika i przypuszczam, że jedynie Polacy i może Francuzi zwrócą na ten aspekt uwagę. Reszta świata zapewne nie będzie nawet wiedzieć, że był taki czas, kiedy Francuz z rodu de Valois zasiadał na polskim tronie, chyba że powieść będzie czytał wytrawny historyk, któremu ta kwestia rzuci się w oczy. Oczywiście, jest to tylko i wyłącznie moja indywidualna sugestia, bowiem inwencja twórcza zawsze pozostaje po stronie Autora. Natomiast brak wspomnianego wydarzenia wcale nie obniża poziomu książki.

Wyznania Katarzyny Medycejskiej to na pewno książka inna niż te, które do tej pory przeczytałam, a ktore opisywały losy tej nietuzinkowej postaci historycznej. Jak już wspomniałam przedstawia Katarzynę w zupełnie innym świetle. To przede wszystkim kobieta, która czuje. Mocno przeżywa śmierć swoich dzieci, cierpi po nagłym odejściu z tego świata jej młodego męża, potrafi też kochać i czuje się wykorzystana, kiedy jej uczucie zostaje zdradzone. Ale z drugiej strony jest także zazdrosna i gdyby była w stanie pozbyć się Diany de Poitiers, zapewne by to uczyniła. Niestety, Katarzyna Medycejska w pewnym sensie stanowi postać tragiczną, ponieważ jej życie nie tylko nie było usłane różami, ale też wszelkie zabiegi, jakie podejmowała celem ratowania Francji i pozostawienia jej we władaniu dynastii de Valois spełzły na niczym. Ostatecznie władza przeszła przecież w ręce Bourbonów i Katarzyna już nic nie mogła na to poradzić.








8 komentarzy:

  1. To jedna właśnie z tych kobiet, które zdecydowanie zapisały się na kartach historii :) Od dłuższego czasu mam na uwadze powieści tego autora. Gdzieś nigdy mi nie po drodze z nimi, pora nadrobić :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich kobiet mamy całe mnóstwo. To dobrze, że są pisarze, którzy sięgają po ich portrety. C.W. Gortner pisze fantastycznie, więc przypuszczam, że się nie zawiedziesz. Miłej lektury Ci życzę! Również pozdrawiam! :-)

      Usuń
  2. To ciekawe, Wydawało mi się, że Katarzynę Medycejską można przedstawić tylko w jeden sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak nie. Wiesz, każdy nosi w sobie i pozytywne, i negatywne cechy. C.W. Gortner wydobył z Katarzyny właśnie te pozytywne cechy. Nie opisał jej szablonowo, jak robią to inni pisarze czy historycy. To jest jego Katarzyna i jego własna indywidualna interpretacja. I to mu się chwali. :-)

      Usuń
  3. Czytałam i tę powieść Gortnera. Podobała mi się nieco mniej niż opowieść o Joannie Szalonej,ale autor ma dobre pióro, potrafi przykuć uwagę czytelnika. Zwróciłam uwagę na brak polskiego akcentu w życiu Henryka. Zgadzam się, że pisarz mógł wpleść kilka scen, podkreślając troskę Katarzyny o ulubieńca,ale też ambicje władczyni.
    A czytałaś książkę Noc świętego Bartłomieja L. de Medici? Akcja powieści rozpoczyna się w noc śmierci Katarzyny , która snuje wspomnienia swego życia. Wiele miejsca poświęcono masakrze hugenotów. Nazwisko autora wskazuje na pokrewieństwo z Katarzyną. Obraz królowej ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Gdybym miała ją porównać z "Ostatnią królową", to faktycznie wypada nieco gorzej. Uważam, że wątek polski powinien się jednak pojawić w "Wyznaniach...". Zanim przeczytałam tę książkę rozmawiałam z Autorem na ten temat i myślałam, że może faktycznie wprowadzenie tego wątku zmieniłoby sposób narracji. Teraz, po przeczytaniu, wydaje mi się, że raczej niczego by nie zmieniło, a wręcz przeciwnie. Podniosłoby walor tej powieści. No ale to nie my-czytelnicy decydujemy, ale sam Autor i jego wydawca i trzeba się z tym pogodzić. :-) "Nocy św. Bartłomieja" nie czytałam i dziękuję Ci za ten tytuł. Będę mieć go na uwadze. Możliwe, że Katarzyna należała do przodków tego autora. Trzeba by to było gdzieś sprawdzić. ;-)

      Usuń