Wydawnictwo: ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: The Distant Hours
Przekład: Izabela Matuszewska
Każda książka posiada jakąś genezę. Chyba nie ma na świecie
autora, który napisałby powieść bez jakiegoś impulsu, którego być może nawet sam
nie potrafi zrozumieć. Czasami może to być rozmowa ze znajomym albo zaobserwowana
sytuacja, na przykład podczas spaceru. Niekiedy mogą to być historie z
przeszłości, które wciąż tkwią gdzieś głęboko w umyśle pisarza i tylko czekają,
aby zostać wyciągniętymi na światło dzienne. Innym razem takim bodźcem do
napisania książki może okazać się przypadkowo odnaleziony list bądź pocztówka z
pozdrowieniami wysłana dawno temu i po prostu zapomniana. Zdarzają się także
sytuacje, kiedy autor do napisania powieści zostaje zainspirowany przez
twórczość innego pisarza lub przez jakąś niewiarygodną historię, którą ktoś
nagle opowiada. Nie wierzę natomiast w to, że książki pisane są ot tak sobie, bez żadnego powodu. Moim zdaniem one wszystkie mają gdzieś swoje korzenie i
czasami warto ich poszukać, bo może okazać się, że znając prawdę, zupełnie
inaczej spojrzymy na daną lekturę.
Takich ciekawostek dotyczących powstawania powieści bardzo
często można dowiedzieć się z wywiadów z pisarzami, choć bywa i tak, że nie
zawsze autorzy zdradzają publicznie, co skłoniło ich do napisania tej czy innej
książki. Na przykład Raymond Blythe nigdy tak naprawdę otwarcie nie zdradził genezy
powstania swojej najsłynniejszej powieści zatytułowanej Prawdziwa historia
Człowieka z Błota. Tytuł niezwykle tajemniczy, który sugeruje jakąś
fantastyczną historię niemającą nic wspólnego z rzeczywistością. Ale czy na
pewno tak jest? Czy bestseller, który na początku XX wieku przyniósł autorowi bezprecedensową
sławę nie powstał przypadkiem na bazie autentycznej historii? Trzeba zatem
koniecznie się tego dowiedzieć.
Ale zanim poznamy bliżej Raymonda Blythe’a przenieśmy się
do 1992 roku, aby tam w jednym z londyńskich wydawnictw spotkać
trzydziestoletnią Edith Burchill. Kobieta jest redaktorką, która bardzo lubi
swoją pracę, ale nie ukrywa, że wydawnictwo, w którym pracuje nie daje jej zbyt
dużych możliwości rozwoju. Gdyby nie jego właściciel, który jednocześnie jest
bliskim przyjacielem Edie, trzydziestolatka zapewne już dawno odfrunęłaby do
konkurencji, gdzie przede wszystkim mogłaby sporo więcej zarobić. Na chwilę
obecną życie prywatne Edith nie układa się za dobrze i wygląda na to, że
kobieta będzie musiała szukać jakiegoś lokum, bo to, w którym mieszkała do tej
pory trzeba będzie zwolnić. W dodatku nie za dobrze wyglądają też jej relacje z
matką. Na ojca nie może narzekać, lecz Meredith wciąż jest jakaś zdystansowana
do córki. Możliwe, że na taki stan rzeczy wpłynęła tragedia, którą cała rodzina
przeżyła wiele lat temu. To jednak nie znaczy, że Edie nie chciałaby poczuć z
matką bliższych więzi.
Wydanie amerykańskie Wydawnictwo: ATRIA (listopad 2010) |
Pewnego dnia do domu Burchillów przychodzi tajemniczy list.
Jest zaadresowany do Meredith. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt,
że list ten został nadany jakieś… pięćdziesiąt lat temu! Gdzie zatem przeleżał
tyle czasu? Nie wiadomo. Został wysłany podczas wojny, więc to wiele tłumaczy.
Polityczne zawirowania mogły przecież sprawić, że list gdzieś się zapodział, a
potem zwyczajnie o nim zapomniano. Wygląda jednak na to, że matka Edith wcale
nie jest zachwycona przesyłką. Ona jest wręcz przerażona! Kim zatem jest
nadawca? Co takiego łączyło Meredith z osobą, która ten list napisała? Jaką
przeszłość kobieta ukrywała przed rodziną, że teraz obawia się jej ujawnienia?
Czy córka będzie na tyle wścibska, aby dowiedzieć się prawdy? A skoro już
wszystko ujrzy światło dzienne, to czy osoby najbardziej zainteresowane będą
mogły żyć z prawdą, która została tak nagle odkryta? Co takiego wydarzyło się w
czasie drugiej wojny światowej, a do czego Meredith nie chce już wracać?
Tymczasem w zamku Milderhurst w hrabstwie Kent mieszkają
trzy staruszki. Dwie z nich to bliźniaczki, które liczą sobie już
dziewięćdziesiąt wiosen, zaś trzecia to ich młodsza siostra, którą kobiety
opiekują się od lat. Juniper Blythe od dziecka cierpiała na niczym
niewytłumaczalne zaniki pamięci. Lekarze stawiali rozmaite diagnozy, ale tak
naprawdę do końca nigdy nie było wiadomo, jaka jest przyczyna jej dziwnych stanów.
Otóż, w jej głowie w pewnym momencie pojawiają się „goście”, a Juniper robi
wtedy rzeczy, których potem nie pamięta. Jest w stanie nawet kogoś skrzywdzić,
lecz potem i tak w jej świadomości nie pozostanie żaden ślad dotyczący tego wydarzenia.
Czy jest szalona? Możliwe. Generalnie rodzina Blythe’ów wiele przeszła, więc
istnieje przypuszczenie, że tragiczne wydarzenia odcisnęły swoje piętno na jej
członkach. Obecnie o Juniper powszechnie mówi się, że jej choroba ma związek ze
stratą narzeczonego, który nie wiadomo z jakich powodów nagle ją zostawił. Miał
być ślub, Juniper promieniowała szczęściem, a tu nagle ukochany zniknął bez
śladu. Dlaczego? Czyżby się rozmyślił? A może to wojna spowodowała, że odszedł
bez słowa wyjaśnienia? Któż to może wiedzieć po tylu latach.
Jak można się łatwo domyślać, wszystkie trzy kobiety są
córkami wspomnianego wyżej pisarza Raymonda Blythe’a, którego wszyscy kojarzą z
bestsellerowym Człowiekiem z Błota. Choć pisarza już dawno nie ma na tym
świecie, to jednak pamięć o nim jest wciąż żywa, a zamek, w którym mieszkał
przez lata nigdy nie zapomniał o swoim właścicielu i o tym, co wydarzyło się w
jego murach. Ściany bezustannie o tym szepczą. Nawet przedmioty, które się w
nim znajdują opowiadają sobie wzajemnie mrożące krew w żyłach historie. Czy to
wszystko kiedyś się skończy? Czy nadejdzie w końcu dzień, w którym przeszłość
przestanie ciążyć na sumieniach kobiet z Milderhurst?
Leybourne Castle w hrabstwie Kent Tak wyobrażam sobie Milderhurst. fot. Glen źródło |
Mroczny zamek to
powieść o kobietach, na których przez kilkadziesiąt lat ciąży fatum. To
opowieść o tym, jak jeden człowiek może zniszczyć życie wielu ludziom, a nawet
pokoleniom. Książka zaliczana jest do powieści gotyckich, które były bardzo
popularne w XVIII i XIX wieku. Trzeba przyznać, że klimat, jaki stworzyła Kate
Morton jest niezwykle mroczny i czytelnik praktycznie przez cały czas odnosi
wrażenie, że nad powieściowymi wydarzeniami unosi się duch Raymonda Blythe’a. Fabuła
Mrocznego zamku podzielona jest na dwie części. Chodzi o to, że z jednej
strony obserwujemy bohaterów żyjących w 1992 roku, zaś z drugiej cofamy się do
lat drugiej wojny światowej i poznajemy wydarzenia, które miały niesamowity
wpływ na to, co dzieje się pod koniec ubiegłego wieku.
Wydanie australijskie Wydawnictwo: ALLEN & UNWIN (październik 2012) |
Każda z kobiet przedstawionych na kartach powieści jest
inna, lecz jednocześnie dla każdej z nich liczy się to samo: dobro tych,
których kochają. Troska o innych nie zawsze idzie w parze ze spokojem własnego
sumienia. Najważniejsza jest tutaj ochrona rodzinnego majątku i tych, którzy w
nim mieszkają. Starsze siostry Blythe niby różnią się od siebie, lecz można
zauważyć też pewne podobieństwa w charakterze. W końcu są przecież
bliźniaczkami. Na pewno są ze sobą bardzo mocno związane, zaś jedna z nich nie
wyobraża sobie życie bez tej drugiej. Mowa oczywiście o Persephone Blythe, która
jest niezwykle zaborcza zarówno wobec Seraphiny, jak i Juniper. Obydwie kobiety
nie mogą prowadzić samodzielnego życia, ponieważ Percy im na to nie pozwala. I
tak jest przez lata, aż w końcu przychodzi starość, kiedy już nie ma
najmniejszych szans na to, aby zmienić swoje życie. Z kolei Saffy sprawia
wrażenie tej słabszej, która ulega wpływom i pomimo szansy na spełnienie
marzeń, nie potrafi jej wykorzystać i przeciwstawić się decyzjom, jakie
podejmuje Percy. Trzeba zatem uważać, aby nie narazić się starszej bliźniaczce,
ponieważ ona nigdy nie zapomina i nie wybacza. Wygląda na to, że przez lata
doskonale wyćwiczyła sobie twardy i nieugięty charakter, a w jej piersi zamiast
serca jest kamień. Czy w takim razie kobieta nie ma żadnych uczuć? Czy nie
wzrusza jej czyjeś cierpienie i ból? W tym kontekście sprawa jest naprawdę
dyskusyjna.
Kate Morton pokazała również, ile tak naprawdę znaczy
przyjaźń zawarta w niezwykle trudnych czasach. Otóż, z jednej strony pomimo
upływu lat przyjaciółki nadal myślą o sobie, choć jedna z nich żyje w zupełnie
innym świecie, który wykreowała choroba. Z drugiej strony czas i rozłąka
sprawiły, że nie ma już powrotu do tego, co było. Może w grę wchodzi wiek
bohaterek? A może to sytuacja, w jakiej się znalazły nie pozwala na odnowienie
przyjaźni? Gdzieś w tym wszystkim jest również strach przed wspomnieniami i
wyrzutami sumienia, a także świadomość, że zawiodło się tę drugą osobę. Siostry
Blythe to z całą pewnością postacie niezwykle tragiczne. Wychowane w świecie
urojeń nie potrafią normalnie funkcjonować nawet na starość. Ta sytuacja
sprawia, że w pewnym momencie nie potrafią już odróżnić rzeczywistości od
sennych iluzji.
Niedawno czytałam Strażnika tajemnic i muszę
przyznać, że tamta książka podobała mi się znacznie bardziej, niż Mroczny
zamek. Chociaż lubię powieści gotyckie, gdzie w murach starych domów snują
się potępione duchy, to jednak czegoś mi w tej książce brakowało. Kate Morton
każe czytelnikowi naprawdę bardzo długo czekać, zanim uchyli rąbka tajemnicy.
Odniosłam wrażenie, że od chwili otrzymania listu przez Meredith Burchill
bardzo długo nie dzieje się nic interesującego. Mamy opis wydarzeń, które są
niesamowicie monotonne. Dopiero pod sam koniec powieści zaczynamy być wciągani
w tajemnicę zamku Milderhurst. Zbyt mało jest nieoczekiwanych zwrotów akcji, co
mogłoby sprawić, że czytelnik wróciłby do punktu wyjścia. Książkę może
natomiast obronić zaskakujące zakończenie, jak również to, że są zagadki, które
nie zostały do końca wyjaśnione i czytelnik może się jedynie domyślać, jaka
była prawda.