poniedziałek, 1 lutego 2016

Kate Morton – „Milczący zamek”














Wydawnictwo: ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: The Distant Hours
Przekład: Izabela Matuszewska





Każda książka posiada jakąś genezę. Chyba nie ma na świecie autora, który napisałby powieść bez jakiegoś impulsu, którego być może nawet sam nie potrafi zrozumieć. Czasami może to być rozmowa ze znajomym albo zaobserwowana sytuacja, na przykład podczas spaceru. Niekiedy mogą to być historie z przeszłości, które wciąż tkwią gdzieś głęboko w umyśle pisarza i tylko czekają, aby zostać wyciągniętymi na światło dzienne. Innym razem takim bodźcem do napisania książki może okazać się przypadkowo odnaleziony list bądź pocztówka z pozdrowieniami wysłana dawno temu i po prostu zapomniana. Zdarzają się także sytuacje, kiedy autor do napisania powieści zostaje zainspirowany przez twórczość innego pisarza lub przez jakąś niewiarygodną historię, którą ktoś nagle opowiada. Nie wierzę natomiast w to, że książki pisane są ot tak sobie, bez żadnego powodu. Moim zdaniem one wszystkie mają gdzieś swoje korzenie i czasami warto ich poszukać, bo może okazać się, że znając prawdę, zupełnie inaczej spojrzymy na daną lekturę.  

Takich ciekawostek dotyczących powstawania powieści bardzo często można dowiedzieć się z wywiadów z pisarzami, choć bywa i tak, że nie zawsze autorzy zdradzają publicznie, co skłoniło ich do napisania tej czy innej książki. Na przykład Raymond Blythe nigdy tak naprawdę otwarcie nie zdradził genezy powstania swojej najsłynniejszej powieści zatytułowanej Prawdziwa historia Człowieka z Błota. Tytuł niezwykle tajemniczy, który sugeruje jakąś fantastyczną historię niemającą nic wspólnego z rzeczywistością. Ale czy na pewno tak jest? Czy bestseller, który na początku XX wieku przyniósł autorowi bezprecedensową sławę nie powstał przypadkiem na bazie autentycznej historii? Trzeba zatem koniecznie się tego dowiedzieć.  

Ale zanim poznamy bliżej Raymonda Blythe’a przenieśmy się do 1992 roku, aby tam w jednym z londyńskich wydawnictw spotkać trzydziestoletnią Edith Burchill. Kobieta jest redaktorką, która bardzo lubi swoją pracę, ale nie ukrywa, że wydawnictwo, w którym pracuje nie daje jej zbyt dużych możliwości rozwoju. Gdyby nie jego właściciel, który jednocześnie jest bliskim przyjacielem Edie, trzydziestolatka zapewne już dawno odfrunęłaby do konkurencji, gdzie przede wszystkim mogłaby sporo więcej zarobić. Na chwilę obecną życie prywatne Edith nie układa się za dobrze i wygląda na to, że kobieta będzie musiała szukać jakiegoś lokum, bo to, w którym mieszkała do tej pory trzeba będzie zwolnić. W dodatku nie za dobrze wyglądają też jej relacje z matką. Na ojca nie może narzekać, lecz Meredith wciąż jest jakaś zdystansowana do córki. Możliwe, że na taki stan rzeczy wpłynęła tragedia, którą cała rodzina przeżyła wiele lat temu. To jednak nie znaczy, że Edie nie chciałaby poczuć z matką bliższych więzi.

Wydanie amerykańskie
Wydawnictwo: ATRIA
(listopad 2010)
Pewnego dnia do domu Burchillów przychodzi tajemniczy list. Jest zaadresowany do Meredith. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że list ten został nadany jakieś… pięćdziesiąt lat temu! Gdzie zatem przeleżał tyle czasu? Nie wiadomo. Został wysłany podczas wojny, więc to wiele tłumaczy. Polityczne zawirowania mogły przecież sprawić, że list gdzieś się zapodział, a potem zwyczajnie o nim zapomniano. Wygląda jednak na to, że matka Edith wcale nie jest zachwycona przesyłką. Ona jest wręcz przerażona! Kim zatem jest nadawca? Co takiego łączyło Meredith z osobą, która ten list napisała? Jaką przeszłość kobieta ukrywała przed rodziną, że teraz obawia się jej ujawnienia? Czy córka będzie na tyle wścibska, aby dowiedzieć się prawdy? A skoro już wszystko ujrzy światło dzienne, to czy osoby najbardziej zainteresowane będą mogły żyć z prawdą, która została tak nagle odkryta? Co takiego wydarzyło się w czasie drugiej wojny światowej, a do czego Meredith nie chce już wracać?  

Tymczasem w zamku Milderhurst w hrabstwie Kent mieszkają trzy staruszki. Dwie z nich to bliźniaczki, które liczą sobie już dziewięćdziesiąt wiosen, zaś trzecia to ich młodsza siostra, którą kobiety opiekują się od lat. Juniper Blythe od dziecka cierpiała na niczym niewytłumaczalne zaniki pamięci. Lekarze stawiali rozmaite diagnozy, ale tak naprawdę do końca nigdy nie było wiadomo, jaka jest przyczyna jej dziwnych stanów. Otóż, w jej głowie w pewnym momencie pojawiają się „goście”, a Juniper robi wtedy rzeczy, których potem nie pamięta. Jest w stanie nawet kogoś skrzywdzić, lecz potem i tak w jej świadomości nie pozostanie żaden ślad dotyczący tego wydarzenia. Czy jest szalona? Możliwe. Generalnie rodzina Blythe’ów wiele przeszła, więc istnieje przypuszczenie, że tragiczne wydarzenia odcisnęły swoje piętno na jej członkach. Obecnie o Juniper powszechnie mówi się, że jej choroba ma związek ze stratą narzeczonego, który nie wiadomo z jakich powodów nagle ją zostawił. Miał być ślub, Juniper promieniowała szczęściem, a tu nagle ukochany zniknął bez śladu. Dlaczego? Czyżby się rozmyślił? A może to wojna spowodowała, że odszedł bez słowa wyjaśnienia? Któż to może wiedzieć po tylu latach.  

Jak można się łatwo domyślać, wszystkie trzy kobiety są córkami wspomnianego wyżej pisarza Raymonda Blythe’a, którego wszyscy kojarzą z bestsellerowym Człowiekiem z Błota. Choć pisarza już dawno nie ma na tym świecie, to jednak pamięć o nim jest wciąż żywa, a zamek, w którym mieszkał przez lata nigdy nie zapomniał o swoim właścicielu i o tym, co wydarzyło się w jego murach. Ściany bezustannie o tym szepczą. Nawet przedmioty, które się w nim znajdują opowiadają sobie wzajemnie mrożące krew w żyłach historie. Czy to wszystko kiedyś się skończy? Czy nadejdzie w końcu dzień, w którym przeszłość przestanie ciążyć na sumieniach kobiet z Milderhurst?


Leybourne Castle w hrabstwie Kent
Tak wyobrażam sobie Milderhurst.
fot. Glen
źródło

Mroczny zamek to powieść o kobietach, na których przez kilkadziesiąt lat ciąży fatum. To opowieść o tym, jak jeden człowiek może zniszczyć życie wielu ludziom, a nawet pokoleniom. Książka zaliczana jest do powieści gotyckich, które były bardzo popularne w XVIII i XIX wieku. Trzeba przyznać, że klimat, jaki stworzyła Kate Morton jest niezwykle mroczny i czytelnik praktycznie przez cały czas odnosi wrażenie, że nad powieściowymi wydarzeniami unosi się duch Raymonda Blythe’a. Fabuła Mrocznego zamku podzielona jest na dwie części. Chodzi o to, że z jednej strony obserwujemy bohaterów żyjących w 1992 roku, zaś z drugiej cofamy się do lat drugiej wojny światowej i poznajemy wydarzenia, które miały niesamowity wpływ na to, co dzieje się pod koniec ubiegłego wieku.

Wydanie australijskie
Wydawnictwo: ALLEN & UNWIN
(październik 2012)
Każda z kobiet przedstawionych na kartach powieści jest inna, lecz jednocześnie dla każdej z nich liczy się to samo: dobro tych, których kochają. Troska o innych nie zawsze idzie w parze ze spokojem własnego sumienia. Najważniejsza jest tutaj ochrona rodzinnego majątku i tych, którzy w nim mieszkają. Starsze siostry Blythe niby różnią się od siebie, lecz można zauważyć też pewne podobieństwa w charakterze. W końcu są przecież bliźniaczkami. Na pewno są ze sobą bardzo mocno związane, zaś jedna z nich nie wyobraża sobie życie bez tej drugiej. Mowa oczywiście o Persephone Blythe, która jest niezwykle zaborcza zarówno wobec Seraphiny, jak i Juniper. Obydwie kobiety nie mogą prowadzić samodzielnego życia, ponieważ Percy im na to nie pozwala. I tak jest przez lata, aż w końcu przychodzi starość, kiedy już nie ma najmniejszych szans na to, aby zmienić swoje życie. Z kolei Saffy sprawia wrażenie tej słabszej, która ulega wpływom i pomimo szansy na spełnienie marzeń, nie potrafi jej wykorzystać i przeciwstawić się decyzjom, jakie podejmuje Percy. Trzeba zatem uważać, aby nie narazić się starszej bliźniaczce, ponieważ ona nigdy nie zapomina i nie wybacza. Wygląda na to, że przez lata doskonale wyćwiczyła sobie twardy i nieugięty charakter, a w jej piersi zamiast serca jest kamień. Czy w takim razie kobieta nie ma żadnych uczuć? Czy nie wzrusza jej czyjeś cierpienie i ból? W tym kontekście sprawa jest naprawdę dyskusyjna.

Kate Morton pokazała również, ile tak naprawdę znaczy przyjaźń zawarta w niezwykle trudnych czasach. Otóż, z jednej strony pomimo upływu lat przyjaciółki nadal myślą o sobie, choć jedna z nich żyje w zupełnie innym świecie, który wykreowała choroba. Z drugiej strony czas i rozłąka sprawiły, że nie ma już powrotu do tego, co było. Może w grę wchodzi wiek bohaterek? A może to sytuacja, w jakiej się znalazły nie pozwala na odnowienie przyjaźni? Gdzieś w tym wszystkim jest również strach przed wspomnieniami i wyrzutami sumienia, a także świadomość, że zawiodło się tę drugą osobę. Siostry Blythe to z całą pewnością postacie niezwykle tragiczne. Wychowane w świecie urojeń nie potrafią normalnie funkcjonować nawet na starość. Ta sytuacja sprawia, że w pewnym momencie nie potrafią już odróżnić rzeczywistości od sennych iluzji.

Niedawno czytałam Strażnika tajemnic i muszę przyznać, że tamta książka podobała mi się znacznie bardziej, niż Mroczny zamek. Chociaż lubię powieści gotyckie, gdzie w murach starych domów snują się potępione duchy, to jednak czegoś mi w tej książce brakowało. Kate Morton każe czytelnikowi naprawdę bardzo długo czekać, zanim uchyli rąbka tajemnicy. Odniosłam wrażenie, że od chwili otrzymania listu przez Meredith Burchill bardzo długo nie dzieje się nic interesującego. Mamy opis wydarzeń, które są niesamowicie monotonne. Dopiero pod sam koniec powieści zaczynamy być wciągani w tajemnicę zamku Milderhurst. Zbyt mało jest nieoczekiwanych zwrotów akcji, co mogłoby sprawić, że czytelnik wróciłby do punktu wyjścia. Książkę może natomiast obronić zaskakujące zakończenie, jak również to, że są zagadki, które nie zostały do końca wyjaśnione i czytelnik może się jedynie domyślać, jaka była prawda.