ROZMOWA Z HANĄ BERGER MORAN
Hana
Berger Moran jest córką Priski Löwenbeinovej, która z pochodzenia była
Słowaczką. Jej matka była jedną z trzech niezwykle odważnych kobiet, które
spodziewały się dziecka w momencie, gdy zostały przywiezione do nazistowskiego
obozu koncentracyjnego Auschwitz II-Birkenau. Priska, Rachela i Anka
utrzymywały swoją ciążę w wielkiej tajemnicy przed nazistami. Hana urodziła się
dzień przed tym, jak jej matka została przewieziona do obozu pracy w Mauthausen
w Austrii. Hana i jej matka to – między innymi – bohaterki książki „Urodzeni,
by żyć” autorstwa Wendy Holden. W Polsce książkę wydano w 2015 roku. Obecnie
Hana mieszka w Kalifornii (USA).
Agnes A. Rose: Bardzo dziękuję, że zgodziła
się Pani opowiedzieć moim Czytelnikom swoją historię. Na początek chciałabym poprosić
Panią, aby powiedziała nam Pani coś więcej o swojej odważnej matce, Prisce.
Jaka ona była?
Hana Berger Moran: Priska była wówczas
dwudziestoośmioletnią młodą kobietą, która w chwili deportacji była
nauczycielką w szkole podstawowej, aczkolwiek zdobywała wykształcenie, aby
zostać profesorem języków obcych. Kiedy została zmuszona do przerwania
nauczania w szkole, udzielała prywatnych lekcji z angielskiego, francuskiego i
niemieckiego. Była bardzo żywiołowa, uwielbiała grać w tenisa, a przede wszystkim
kochała swojego męża, mojego zmarłego ojca Tibora Löwenbeina, oraz swoją
rodzinę.
Agnes A. Rose: Urodziła się Pani w
obozie koncentracyjnym. Czy pamięta Pani, kiedy po raz pierwszy poznała Pani
historię związaną z Pani narodzinami? Jakie uczucia Pani wtedy
towarzyszyły?
Hana Berger Moran: Słowa „obóz
koncentracyjny” oraz fakt, że rzeczywiście urodziłam się w takim miejscu
dotarły do mnie, gdy miałam sześć lat (było to w pierwszej klasie). A stało się
to tak: po szkole bawiłam się na podwórku i wówczas dzieci zaczęły wołać
„židka” (Żydówka). Nie wiedziałam, co to znaczy, więc pobiegłam do domu i
zapytałam matkę. Wzięła mnie za rękę i pokazała mi fotografie swoich zmarłych
rodziców, mojego nieżyjącego ojca i swojej zmarłej siostry – i powiedziała mi,
że oni wszyscy byli „židia” (Żydami), i z tego powodu zginęli w obozach, które
zwano obozami koncentracyjnymi. Co więcej, ona także była židka, również była w
takim obozie i tam mnie urodziła. To, co wtedy naprawdę poczułam jako
sześciolatka, pamiętam do dziś. Powiedziałam: „Ja też chcę być taka, jak ty i
oni; a teraz czy mogę iść i bawić się na podwórku?”
Agnes A. Rose: Jak Pani matka
emocjonalnie radziła sobie z doświadczeniami Holokaustu? Co trzymało ją przy
życiu każdego dnia w obozie? W jaki sposób podtrzymywała swoją nadzieję?
Hana Berger Moran: Ponieważ była to czwarta
ciąża mojej matki, usilnie koncentrowała się na tym, aby mieć to dziecko (czyli
mnie)*. Dlatego
też jej jedynym celem było, aby przetrwać i wrócić do domu, żeby tam czekać na
ukochanego Tibora. Była absolutnie przekonana o tym, że przeżyje, gdyż
zamierzała mieć tę maleńką dziewczynkę, której nadała już imię – Hana. Owszem,
nadała też imię chłopcu, który powinien nazywać się… Miško, lecz w swoim sercu
była przekonana, że to będzie dziewczynka. Modliła się każdego dnia – kilka
razy dziennie, i ufała Wszechmogącemu, że się nią zaopiekuje.
Agnes A. Rose: Jakiego
rodzaju pracę wykonywała Pani matka, będąc w obozie koncentracyjnym? W jakich
warunkach pracowała? Czy mogłaby Pani opisać jej powszedni dzień?
Hana Berger Moran: Pracowała w słynnej dziś
fabryce we Freibergu, w fabryce porcelany, która na potrzeby wojny została
przekształcona w fabrykę Arado-Flugzeugwerke produkującą samoloty bojowe. Siedziała lub
stała przy wysokim roboczym stole i była odpowiedzialna za umieszczanie
zabezpieczających blokujących nakrętek na skrzydłach samolotów przy użyciu
bardzo ciężkiego sprzętu. Gdyby choć na chwilę przerwała swoją pracę, zostałaby
czymś uderzona – czasami był to młotek, a czasami szmata… Więźniowie szli do
fabryki ulicami Freibergu po apelu około godziny szóstej rano. Tak samo było w
drodze powrotnej pod koniec dnia.
Agnes A. Rose: Jak Holokaust wpłynął na życie Pani
rodziny? Mogłaby nam Pani powiedzieć czy ją wzmocnił, czy osłabił?
Hana Berger Moran: Wierzę, że doświadczenie
Holokaustu było dla mojej rodziny ostrzeżeniem – pokazało nam, jak ludzie,
którzy kiedyś byli mili, mogą zmienić się w bardzo krótkim czasie; jak mogą
zatopić się w nienawistnej propagandzie. To nauczyło mnie również cenić wartość
życia, które otrzymujemy jako dar i trzeba starać się nim cieszyć. Nauczyłam
się być silną, ale mimo to życzliwą, bo nigdy nie wiemy, kto doświadczył tego
samego – zarówno wtedy, jak i teraz.
Hana & Wendy Holden, która jest autorką książki Urodzeni, by żyć |
Agnes A. Rose:
W jaki sposób Pani matka rozpoczęła nowe życie po Holokauście?
Hana Berger Moran: Według słów mojej matki,
gdy zrozumiała, że jej ukochany Tibor nie wróci, a mając mnie – bardzo słabe i
chorowite dziecko, które musiała wychować sama – natychmiast zaczęła działać, a
ujęła to tak: „zapracuj na swój kawałek chleba”. Podczas gdy uczyła w szkole
podstawowej w Bratysławie podjęła również studia (1946) na uniwersytecie, aby
uzupełnić swoje wykształcenie i uzyskać tytuł magistra z języka angielskiego,
niemieckiego i francuskiego, żeby móc uczyć w ówczesnych szkołach, które wtedy
nazywano „gimnazjami” (dziś są one odpowiednikami gimnazjów i liceów).
Agnes A. Rose:
Przeczytałam, że nigdy nie spotkała Pani swojego ojca, ponieważ
najprawdopodobniej w styczniu 1945 roku zmarł podczas morderczego marszu, który
wyruszył z nazistowskiego niewolniczego obozu pracy w Gliwicach. Jestem pewna,
że Pani matka opowiadała Pani o nim wiele razy. Czy mogłaby nam Pani trochę o
nim opowiedzieć?
Hana Berger Moran: Rzeczywiście, mój ojciec
zginął lub zmarł z osłabienia w czasie marszu śmierci, który wyruszył z Gliwic
w styczniu 1945 roku. Moja matka powiedziała mi jak bardzo był troskliwy,
kochający, cierpliwy, a także silny… Był analitykiem i intelektualistą, jak
również pisarzem z bardzo silnie rozwiniętym poczuciem dobra i zła. Był słowackim
patriotą, który wierzył, że każdy powinien mieć prawo do praktykowania swojej
religii, nie będąc zmuszonym cierpieć w imię swojego wyznania. Nigdy nie
opuściłby Czechosłowacji, gdyby nie deportacja, o czym jest mowa w niewielkich
rozmiarów książeczce, którą napisał w Bratysławie.
Agnes A. Rose: Jak wyglądało życie
Pani rodziny przed drugą wojną światową?
Hana Berger Moran: Pytasz o całą rodzinę?
Moi dziadkowie Paula i Emanuel Ronowie mieli małą skromną koszerną kawiarnię w
Złotych Morawcach w Czechosłowacji. Kiedy pod koniec 1940 roku zostali zmuszeni
do jej zamknięcia, przenieśli się do Bratysławy, aby być blisko swoich dwóch
córek Elżbiety (Alžbeta), na którą wołano także Boežka, i mojej matki. Boežka
była bardzo utalentowaną krawcową, matka – nauczycielką. Mój zmarły ojciec pracował
jako dziennikarz lokalnej gazety żydowskiej.
Agnes A. Rose: Czy członkowie Pani
rodziny próbowali wyemigrować w 1939 roku, kiedy naziści zaatakowali ich
ojczyznę?
Hana Berger Moran: Tylko jeden członek
naszej rodziny wyemigrował do Palestyny (pod angielskim mandatem), a było to w
1938 roku. Reszta naszej rodziny nigdy o tym nie myślała. Mój ojciec tak
naprawdę nie wierzył, że muszą wyjeżdżać.
Agnes A. Rose: Jakie okoliczności
doprowadziły do tego, że teraz mieszka Pani w Stanach Zjednoczonych zamiast w
Słowacji?
Hana Berger Moran: W dniu 21 sierpnia 1968
roku byłam młodą kobietą, około roku mężatką, miałam tytuł magistra z
Inżynierii Chemicznej i byłam w szóstym miesiącu ciąży. Czułam się szczęśliwa,
ponieważ nasz kraj przechodził cudowną przemianę – uczono się pokazywać ludzką
twarz socjalizmu pod rządami ówczesnego prezydenta Alexandra Dubčeka. I wtedy
zobaczyłam czołgi, usłyszałam strzały i dowiedziałam się, że nasi „bracia”
przyszli „wyzwolić” nas z naszej wolności, i to był impuls! W ciągu dziesięciu
dni dostałam paszport, którego do tej pory nie miałam, i z naszymi dokumentami
udałam się do austriackiej ambasady, aby otrzymać wizę do Austrii.
Wyjechaliśmy, ja prowadziłam samochód, a za naszym autem jechał czołg; to było
31 sierpnia 1968 roku. Ponieważ jedyna rodzina – bracia mojej matki – mieszkała
w Izraelu, postanowiłam się tam udać, aby zaopiekować się naszym długo
oczekiwanym dzieckiem. Syn urodził się w Aszkelon w Izraelu w grudniu 1968
roku. Po kilku latach pracy i studiach w Instytucie Naukowym Weizmanna
ukończyłam swój doktorat z Chemii Organicznej Produktów Naturalnych i
przeniosłam się do Stanów Zjednoczonych, aby rozpocząć staż podoktorancki. I
wtedy zdecydowaliśmy się zostać w Stanach Zjednoczonych. Moja matka odwiedzała
nas, ale nigdy nie chciała opuścić Słowacji. Po siedemnastu latach nieobecności
pozwolono mi odwiedzać ją tam osobiście, co robiłam kilka razy w roku.
Wydawnictwo: SONIA DRAGA Katowice 2015 Przekład: Przemysław Hejmej & Jerzy Rosuł |
Agnes A. Rose: Jak ważna jest dla
Pani książka „Urodzeni, by żyć” autorstwa Wendy Holden? Dlaczego zdecydowała się
Pani opowiedzieć Autorce o swojej matce i rodzinie?
Hana Berger Moran: To było ważne z punktu
widzenia historii mojej matki – moja matka nie mówiła wiele o swoich
przeżyciach w obozie – najczęściej mawiała: „Byłam tam i wróciłam razem z moją
córką.” Nawet kiedy przeprowadzano z nią wywiad, to zdanie było istotą jej
wypowiedzi. Tak więc, kiedy dowiedziałam się od Wendy o jej planach względem
książki, nie miałam cienia wątpliwości, że jest to właściwa droga ku temu, aby
ta historia ujrzała światło dzienne.
Agnes A. Rose: Jakie dzisiaj są Pani
uczucia wobec Niemców i Niemiec?
Hana Berger Moran: Mam mieszane uczucia – są dobrzy i źli ludzie, tak jak wszędzie. To samo, co wydarzyło się w Niemczech
w latach 30. XX wieku, w różnym stopniu może dziać się i dzisiaj. Służbowo
odwiedziłam Niemcy i byłam także we Freibergu.
Agnes A. Rose: Wiem, że wróciła Pani
do miejsca, gdzie się Pani urodziła. Spotkała się Pani również z ocalałymi
dziećmi Racheli i Anki. Czy to było dla Pani bardzo traumatyczne przeżycie?
Hana Berger Moran: Wspaniale było spotkać
doktora Marka Olsky’ego i Evę Nathan Clarke; dokładnie wtedy i w tamtym miejscu
zaczęliśmy nazywać siebie „rodzeństwem”; ponieważ żadne z nas nie ma ani
siostry, ani brata, to określenie doskonale do nas pasuje. Ta miłość przejęła
kontrolę nad wszystkim. To miejsce jest szokujące i powiem Ci, że nigdy nie
rozumiałam, a teraz jeszcze bardziej nie pojmuję, jak moja matka przeżyła tamte
siedem miesięcy! Jak ona tego dokonała? Jak oni wszyscy to zrobili? To było,
jest i zawsze będzie dla mnie trauma, chociaż mogę powiedzieć z dumą: „Przeżyliśmy!”
Agnes A. Rose: A co z Auschwitz? Czy
to miejsce również Pani odwiedziła? Jeśli tak, to jakie uczucia towarzyszyły
Pani wizycie w Polsce?
Hana Berger Moran: Nie odwiedziłam Auschwitz.
Moi dziadkowie ze strony matki i ojca oraz ciocia zginęli tam w komorach
gazowych (odpowiednio w 1942 i 1944 roku). Moje uczucia wobec Polski nie różnią
się zbytnio od tych, jakie zawsze miałam – jest to kraj na północ od Słowacji.
Jestem tylko trochę zaniepokojona obecnym rozwojem Polski, ale to jest polityka
i nie będę się do niej teraz odnosić. Myślę, że ta sama uwaga dotyczy tego, o
czym wspomniałam powyżej – Żydzi byli kozłami ofiarnymi – nawet bardzo biedni
Żydzi. Tak było wszędzie. Szkoda.
Agnes A. Rose: Jaką wiadomość
chciałaby Pani przekazać ludziom obecnie żyjącym? Co chciałaby Pani, aby
zapamiętali z doświadczeń Pani matki? Jak ludzie powinni odpowiadać dzisiaj na
ludobójstwo i łamanie praw człowieka?
Hana Berger Moran: Nigdy nie wolno nam
zapominać zła, które wtedy się wydarzyło. Musimy zrozumieć, co wypełniło tamtą
nienawiść. Bez tego zrozumienia ludzie nadal będą mogli być kontrolowani przez
histerię i nienawiść bez zastanowienia się nad tym, co one przyniosły.
Musimy
nauczyć się cieszyć życiem, kochać każdy wschód i zachód słońca oraz nauczyć
się kochać siebie nawzajem poprzez poznawanie naszych różnic.
Agnes A. Rose: Bardzo Pani dziękuję
za tę rozmowę. Jest ona dla mnie niezwykle ważna. Jestem niezmiernie
szczęśliwa, że mogłam z Panią porozmawiać. Czy jest coś, co chciałaby Pani dodać?
Hana Berger Moran: Agnieszko, dziękuję, że
się ze mną skontaktowałaś – jestem zaszczycona. Przez wiele lat miałam
korespondencyjną przyjaciółkę w Warszawie. Teraz już do siebie nie pisujemy,
ale pisałyśmy każdego miesiąca – ona po polsku, a ja po słowacku. To było coś
wspaniałego.
Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose
Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here.
* Poprzednie trzy ciąże zakończyły się dla Priski poronieniem [przyp. tłum.].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz