niedziela, 25 września 2011

Victoria Holt – „Legenda o siódmej dziewicy”

 





Wydawnictwo: KSIĄŻNICA

Katowice 2007

Tytuł oryginału: The Legend of the Seventh Virgin

Przekład: Ewa Gorządek

 

 

Zmuszaj życie, aby układało się po twojej myśli.

 

Kiedy kilka miesięcy temu opowiadałam Wam o Drodze do raju autorstwa Victorii Holt, napisałam wówczas, że na pewno przyjdzie taki dzień, gdy ponownie sięgnę po jej powieść. I właśnie nadszedł ten moment. Tym razem, jak widzicie, jest to Legenda o siódmej dziewicy.

Ta brytyjska pisarka, nieżyjąca już od osiemnastu lat, zaś publikująca pod kilkoma pseudonimami, zasłynęła przede wszystkim jako autorka romansu przeplatanego wątkiem kryminalnym z elementami gotyku. Na podstawie tych dwóch książek, które udało mi się do tej pory przeczytać, mogę stwierdzić, że mnie osobiście twórczość Victorii Holt przypomina nieco styl Jane Austen (1775-1817). Być może Victoria pisząc wzorowała się na swojej wybitnej poprzedniczce.

Legenda o siódmej dziewicy jest typowym przykładem na to, w jaki sposób wygórowane ambicje życiowe mogą zniszczyć to, co naprawdę jest w życiu ważne, czyli miłość, przyjaźń, a nawet życie. Główna bohaterka, Kerensa Carlee, pochodzi z ubogiej, kornwalijskiej rodziny. Tracąc bardzo wcześnie rodziców, wraz z młodszym bratem, trafia pod opiekę babci, którą pieszczotliwie nazywa „babunią Bee”. Wychowując się na wsi, wciąż marzy o życiu na salonach i z utęsknieniem spogląda w kierunku posiadłości Abbas należącej od pokoleń do rodu St Larnstonów. Dodatkowo jej uwagę przyciąga legenda o siedmiu mniszkach, które w chwili słabości straciły dziewictwo, za co zostały srogo ukarane. Sześć z nich zostało zamienionych w kamień, zaś ich przełożona najprawdopodobniej została żywcem zamurowana w niszy w murze rezydencji St Larnstonów, gdzie wówczas mieścił się klasztor.

Pewnego dnia ciekawość Kerensy zwycięża. Dwunastoletnia wówczas dziewczynka udaje się do rezydencji i ukrywa się w owej tajemniczej niszy, która teraz jest już pusta, gdyż jakiś czas temu zburzono mur. Po wsi krąży pogłoska, że jeden z jej mieszkańców, Reuben Pengaster, podczas burzenia muru, zobaczył ciało zamurowanej niegdyś zakonnicy. Od tamtej pory chłopak uchodzi za szaleńca. Kerensa wie, że ludziom ze wsi nie wolno bez pozwolenia przebywać na terenie posiadłości Abbas. Dlatego też, kiedy jej kryjówka zostaje odkryta przez inne dzieci, czuje się upokorzona. Dzieci te pochodzą z bogatych i szanowanych rodzin. Wśród nich są synowie St Larnstonów, Justin i Johnny, ich przyjaciel, Dick Kimber, zwany Kimem, oraz córka pastora, Mellyora Martin. Od tej chwili pragnienie bycia damą staje się dla Kerensy obsesją. Postanawia, że zrobi wszystko, aby tak się stało. Dziewczynka nie wie, że na spełnienie tych ambicji będzie musiała jeszcze poczekać.

Po jakimś czasie do domu babuni Bee zaczyna zaglądać bieda. Kobieta trudni się leczeniem ludzi i jest uważana za szamankę, a nawet czarownicę. Potrafi przewidzieć przyszłość, zaś ludzi leczy ziołami. Natomiast kiedy nie potrafi poradzić sobie z niedostatkiem, ludzie ze wsi uznają, że widocznie nie jest zbyt dobra w tym fachu, ponieważ już dawno powinna temu zaradzić. W związku z tym, Kerensa decyduje się poszukać pracy. W tym celu udaje się na targ do Trelinket, gdzie wchodzi na platformę wraz z innymi osobami poszukującymi zatrudnienia. Jest to dla niej niesamowicie upokarzające, bo czuje się jak niewolnik wystawiony na sprzedaż. Największym przerażeniem napawa ją fakt, że będzie musiała pracować jako służąca w rezydencji St Larnstonów. Ona chce być tam damą, a nawet panią owej posiadłości, zaś za nic nie chce tam służyć! To ona pragnie tam rozkazywać, a nie, aby jej rozkazywano. Przed takim losem w ostatniej chwili ratuje ją córka pastora, która proponuje jej pracę na plebanii bez wcześniejszego porozumienia z ojcem. Tak naprawdę dziewczyna robi to z litości. Doskonale wie, że jej ojciec z trudem wiąże koniec z końcem, w związku z czym dodatkowy pracownik jest zbędny. Niemniej, ostatecznie udaje jej się przekonać ojca i od tego momentu dziewczyny zostają przyjaciółkami.

Pomimo pracy na plebani, Kerensa wciąż tęsknie spogląda w stronę posiadłości Abbas. Zazdrości przyjaciółce, że ta jako lepiej urodzona jest częstym gościem w rezydencji. Pewnego dnia Mellyora otrzymuje zaproszenie od St Larnstonów na przyjęcie wydawane z okazji ślubu ich starszego syna, Justina. Pomimo że cierpi, gdyż praktycznie od zawsze kocha Justina, nie odmawia pójścia tam. W dodatku ma jej towarzyszyć ojciec. Jednak, gdy pastor nie czuje się na siłach, aby uczestniczyć w owym balu, dziewczyna praktycznie przemyca tam Kerensę. Zadanie jest ułatwione, ponieważ jest to bal maskowy i nikt tak naprawdę nie wie, kto kryje się za daną maską. Dla Kerensy ten bal staje się punktem zwrotnym w jej życiowej karierze zostania damą i panią w Abbas.

Jak napisałam na początku, powieść stanowi przykład tego, jak łatwo, będąc zaślepionym przez chore ambicje, można zniszczyć życie nie tylko sobie, ale także innym. Kerensa robi to i nawet nie czuje z tego tytułu wyrzutów sumienia. Miarą jej szczęścia jest egzystowanie w rezydencji St Larnstonów i nic poza tym się nie liczy. Do swojego wyimaginowanego szczęścia dąży dosłownie po trupach. Nie przeszkadza jej małżeństwo bez miłości, ani też fakt, że podstępem z drogi usunęła prawowitego dziedzica posiadłości. Stara się układać wszystkim życie według własnej koncepcji. Jest wściekła na brata, który w jej mniemaniu powinien był zostać lekarzem, a jest tylko zwykłym wiejskim weterynarzem. Wydaje się, że zapomniała przed jakim upokorzeniem uratowała ją wiele lat wcześniej Mellyora. Gdyby nie przyjaciółka, Kerensa z pewnością nadal byłaby analfabetką i pracowała jako służąca. Natomiast teraz role się odwróciły i to przyjaciółka jest jej służącą.

Dla Kerensy liczy się tylko ona sama i jej syn, któremu już planuje życie, choć dziecko dopiero co przyszło na świat. Można przypuszczać, że Kerensa praktycznie pozbawiona jest ludzkich uczuć. Nawet śmierć bliskich osób nie wywołuje u niej żadnych, adekwatnych do sytuacji, emocji. Jedyną osobą, o której myśli ciepło jest Dick Kimber. Pewnego dnia Kerensa staje twarzą w twarz z ogromnym niebezpieczeństwem. Dopiero to wydarzenie sprawia, że dziewczyna zaczyna inaczej patrzeć na życie. W dodatku już wie, że życia tak naprawdę nie można zaplanować ani sobie, ani innym, gdyż ono pisze własny scenariusz.

Przyznaję, że Kerensa okropnie mnie denerwowała. Nie lubiłam jej od samego początku. Takie wyrachowanie i życie kosztem innych jest dla mnie nie do przyjęcia. Myślę, że ten fakt stanowi jedynie o tym, iż Victoria Holt była znakomitą pisarką. Jedyną rzeczą, która mnie trochę rozczarowała było to, że nie umiałam jednoznacznie stwierdzić w którym wieku dzieje się akcja powieści. Nigdzie nie było na ten temat wzmianki. Nie wiem, czy był to wczesny wiek XX, czy może XIX. Pozostało mi jedynie domyślanie się na podstawie pewnych charakterystycznych detali. Myślę, że książka jest godna uwagi. Polecam ją zwłaszcza tym osobom, które cenią sobie klimaty Jane Austen.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz