środa, 1 maja 2013

Wydaje mi się, że pisanie od zawsze było częścią mnie...



LITERAT MAJA 2013



ROZMOWA Z AGNIESZKĄ STEUR


Żona i mama. Mieszka w Holandii. Absolwentka Wydziału Języków Słowiańskich i Kultury na Uniwersytecie Amsterdamskim. W 2008 roku wyróżniona w Konkursie na Nagrodę Marszałka Senatu dla dziennikarzy polskich i polonijnych. W 2010 roku zdobyła pierwsze miejsce w Międzynarodowym Konkursie „Emigracja” portalu kobietawuk.info. Od 2011 roku nauczycielka języka polskiego w Polskiej Szkółce w Utrechcie. Od 2010 roku pisze felietony w języku polskim dla Sceny Polskiej – Pools Podium w Holandii oraz artykuły popularno-naukowe w języku niderlandzkim dla Biuletynu Polsko-Niderlandzkiego Stowarzyszenia Kulturalnego PNKV.



Agnes Anne Rose: Witam Cię serdecznie na moim blogu i dziękuję, że zgodziłaś się na rozmowę w ramach cyklu Literat Miesiąca. Agnieszko, na początek zapytam, co takiego wydarzyło się w Twoim życiu, że zdecydowałaś się poświęcić tworzeniu literatury? Bo przecież chęć opowiadania innym rozmaitych historii musi mieć gdzieś swoje źródło.

Agnieszka Steur: Bardzo dziękuję za zaproszenie. Wydaje mi się, że pisanie od zawsze było częścią mnie. Chęć opowiadania nie ma źródła w jakimś konkretnym wydarzeniu mojego życia. Określone tematy tak, tworzenie w ogóle już nie, ono jest we mnie. Nie jest wynikiem, stanowi raczej treść. Z jednej strony to wewnętrzna potrzeba przelewania na papier myśli, pomysłów, a z drugiej chęć spotykania innego człowieka w ten wyjątkowy sposób, właśnie dzięki temu, co robię. Już będąc małą dziewczynką zmieniałam swoje marzenia w opowiadania i przelewałam je na papier. W ten sposób się spełniały. Gdy wyjechałam za granicę, pisanie zyskało jeszcze jeden wymiar, stało się bardzo ważnym elementem podkreślającym moją tożsamość. Piszę po polsku i dzięki temu nie tracę tego, co za sobą zostawiłam.

AAR: Niedawno ukazała się Twoja debiutancka powieść pod tytułem „Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie”. Jest to powieść fantasy adresowana przede wszystkim do młodzieży. Dlaczego właśnie tę grupę czytelników wybrałaś jako odbiorców Twojej twórczości?

AS: Każdy etap w życiu człowieka ma swoją magię, ale wkraczanie w dorosłość wydaje mi się bardzo czułą i wyjątkową chwilą. Wtedy przecież tak wiele się decyduje. Młodzi ludzie przestają być dziećmi, ale jeszcze wierzą w bajki. Żaden szczyt nie jest zbyt wysoki, ale i świat rzeczywisty zostaje już odbierany wszystkimi zmysłami. Bunt, kwestionowanie wartości i poszukiwanie własnej drogi, przecież to bardzo ważne. Moje dzieci stoją na granicy tego etapu i z ogromną ciekawością będę obserwować ich drogę. Jak one będą przeżywać zmiany. Bardzo bym chciała, aby potrafiły zachować w sobie coś z dzieci, ale i pewnie wkroczyły w kolejną fazę życia. Czasem myślę, że również ja nie chcę stracić tej cząstki naiwności, która jest we mnie i dlatego tak lubię literaturę dziecięcą i młodzieżową.

AAR: Przyznam, że kiedy czytałam Twoją powieść byłam pozytywnie zaskoczona jej oryginalnością. Przeważnie jest tak, że bohaterowie z naszego świata przedostają się w jakiś magiczny sposób do świata baśni, gdzie spotykają rozmaite istoty. U Ciebie jest na odwrót. Skąd pomysł, aby to obce byty wysłać w podroż do świata ludzi?

AS: Od wielu lat mieszkam poza granicą Polski. Stałam się Emigrantką i w pewnej chwili przeraził mnie fakt, że to jedno słowo w jakiś sposób definiuje całą moją osobę.  W tych doświadczeniach znalazłam inspirację do mojej książki. Problem bycia obcym bardzo mnie fascynuje. Już dawno odkryłam, że to uczucie to w dużej mierze stan umysłu. Wyobcowanie często jest wewnętrzną częścią człowieka, a nie czymś poza nim. Ta świadomość nie jest pocieszająca. Ponadto mieszkanie w innym państwie przekonało mnie, że czasem to, co oczywiste może stać się dziwne, a codzienność innych ludzi potrafi nas bardzo zaskoczyć. Chciałam pokazać znany świat, jako obcy. Bardzo ważnym był dla mnie zabieg tego odwrócenia. Dzięki niemu Jangblzijanie przyszli do czytelnika lub może czytelnik odkrył w sobie Jangblizję. Przecież wokół nas jest mnóstwo zwykłości, których nie rozumiemy. Wcale nie musimy wyjeżdżać, aby zadać sobie pytanie, dlaczego jest właśnie tak, jak jest i dlaczego (o zgrozo!) tyle osób zgadza się na to milcząco.

AAR: Twoja powieść zawiera w sobie szereg uniwersalnych wartości, jak miłość, przyjaźń, tolerancja, ale też nie brakuje tego, co złe. Dlaczego, Twoim zdaniem, tak wielu autorów wciąż skupia się na walce Dobra ze Złem? Przecież ten problem poruszany w tak licznych publikacjach może dla wielu czytelników okazać się nudny i przegadany. Nie obawiałaś się właśnie tego rodzaju krytyki, tworząc fabułę swojej powieści?

AS: Tworząc Jangblizję obawiałam się krytyki, ale akurat nie w tym temacie. Głęboko wierzę, że istnieją treści, które nigdy nie staną się nudne. Może to cliché, ale walka Dobra ze Złem toczy się w każdym z nas. Nie mam na myśli tak ekstremalnych sytuacji jak wojna, ale całkiem zwykłe. Codziennie podejmujemy decyzje, które w jakiś sposób wpływają na innych i na nas. Ważne jest, aby pozwalać w takim właśnie wymiarze Dobru wygrywać. To są tematy uniwersalne. To trochę tak, jakby zapytać czy książki o miłości kiedyś staną się nudne, albo kryminały, albo czy znudzą się wampiry i magia. Kolejne pokolenia będą się tym fascynować i być może dla kogoś te tematy są trochę przegadane, ale należy je powtarzać.

AAR: Świat Jangblizjan, który stworzyłaś jest z jednej strony światem bardzo podobnym do naszego, ale z drugiej można też wywnioskować, że w sposób znaczący różni się od rzeczywistości, jaka otacza ludzi. Oczywiście mam tutaj na myśli przede wszystkim mieszkańców Jangblizji. Jak udało Ci się stworzyć tak oryginalne postacie o dość specyficznym wyglądzie i upodobaniach?

AS: Puściłam wodze fantazji. Zdaję sobie sprawę z tego, że wymyślić coś nowego jest prawie niemożliwe. Nowe rzeczy to najczęściej układanki z tego, co już było. Jednak bardzo chciałam mieć coś swojego. Moja twórczość jest podyktowana tym, co dzieje się w moim życiu. Któregoś dnia dzieci zapytały o ewolucję i o to, co różni ludzie na ten temat twierdzą. Odpowiadając na ich przeróżne pytania wpadłam na pomysł, że może stworzę historię, w której ewolucja pójdzie w różnych kierunkach. Każdy zadaje sobie pytanie, co by było gdyby. Moją odpowiedzią stała się cała historia innego miejsca.

AAR: Przypomnijmy także, że Twoja powieść została opatrzona niezwykłymi ilustracjami autorstwa Ewy Kieńko Gawlik. Skąd pomysł, aby w ten sposób ubogacić stronę wizualną książki?

AS: Ewę znam już wiele lat. Zawsze podziwiałam jej twórczość. Praca z nią jest czystą przyjemnością i jestem pewna, że jeszcze nie raz pojawimy się jako duo. Ona jest bardzo delikatną osobą o niezwykłej sile. Najbardziej boli to, że mieszkamy tak daleko od siebie. Każde spotkanie z Ewą bardzo mnie inspiruje. Szkoda tylko, że tych spotkań jest tak mało. W chwili, gdy w mej głowie zrodziła się królowa Zara wiedziałam, że Ewa musi stworzyć wizualną część książki. Same rysunki zmieniały się już w trakcie rysowania. Najpierw chciałyśmy, aby to były szkice, ale Ewa zaproponowała, aby dodać kolor. Opowiadałam jej, jak widzę ilustracje, a ona te pomysły przelewała na papier i za każdym razem mnie zaskakiwała, ponieważ to, co tworzyła było piękniejsze niż sobie wyobraziłam.

AAR: Jako emigrantka niezwykle aktywnie działasz na rzecz Polonii w Holandii. Mogłabyś zdradzić czytelnikom na czym ta działalność polega i co takiego wnosi w życie Twoje i Polaków mieszkających na obczyźnie?

AS: Zajmuję się przeróżną polonijną działalnością. Bardzo często są to akcje związane z kulturą. W chwili obecnej jestem członkiem jury w konkursie poetyckim dla dzieci „Tuwimować mi się chce” zorganizowanym przez Korespondencyjny Klub Literacki Młodej Polonii. Dostaję cudowne wiersze pisane przez dzieci mieszkające poza granicami Polski. Zaangażowanie w to sprawia mi ogromną radość, ale i martwi, bo muszę podjąć decyzję. Dzieci są fantastyczne, a ja muszę stwierdzić, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy, to ogromna odpowiedzialność. Niezwykle ważnym jest też dla mnie temat dwujęzyczności dzieci mieszkających w Holandii. Są rodzice, którzy zaniedbują język polski swych pociech, ale i tacy, którzy mają mnóstwo wątpliwości w tym temacie. Spotykam też rodziców, potrzebujących tylko usłyszeć, że inni borykają się z takimi samymi problemami. Angażuję się w spotkania polonijne i opowiadam o dwujęzyczności oraz jej dobrych stronach. Dzięki temu też poznaję cudownych ludzi. To są niezapomniane chwile.

AAR: Jesteś również laureatką kilku nagród literackich i wyróżnień, wśród których znajduje się wyróżnienie samego marszałka senatu RP dla dziennikarzy polskich i polonijnych. To chyba wyjątkowa nagroda dla Ciebie, prawda? Pamiętasz, co czułaś, kiedy dowiedziałaś się, że to właśnie Tobie ją przyznano?

AS: To była moja pierwsza nagroda na obczyźnie. Byłam bardzo dumna, ponieważ otrzymałam ją za mój debiut dziennikarski. Było mi również bardzo miło, gdy miałam okazję spotkać się osobiście z marszałkiem senatu. Wtedy też po raz pierwszy zrozumiałam, czym jest związek autor-czytelnik. Po publikacji nagrodzonych tekstów zaczęłam otrzymywać listy od osób, które czytając przeżywali. Gdy słyszę lub czytam, że moje teksty wywołały uczucia, coś dały, to jest największa nagroda.

AAR: Krótka forma literacka również nie jest Ci obca, bo przecież potrafisz pisać fantastyczne opowiadania z oryginalnym przesłaniem. Planowane jest także wydanie zbioru felietonów Twojego autorstwa. Możesz zdradzić czytelnikom jaką tematykę w nich poruszasz i do kogo są skierowane?

AS: Pierwsze moje teksty, które zostały opublikowane w prasie polonijnej to były felietony dotyczące życia na emigracji. Z czasem zaczęłam pisać o wszystkim.  Od kilku lat współpracuję ze Sceną Polską w Holandii. Również pisanie dla Lejdiz Magazine w Anglii jest dla mnie powodem do dumy. Gdy w 2011 roku współpracowałam z PNKV w Holandii, zaproponowano mi wydanie moich felietonów, których wtedy już się sporo uzbierało, w formie książki. Ten projekt jest dla mnie bardzo ważny, ponieważ będzie to wydanie dwujęzyczne i będzie nosić tytuł „Słowa do użytku wewnętrznego”. Czytanie moich słów w innym języku jest dziwne, ekscytujące i trochę nierealne.

AAR: Masz już za sobą pierwsze spotkanie autorskie, które odbyło się w Polsce w Twoim rodzinnym mieście. Czy było to dla Ciebie bardzo stresujące wydarzenie jako debiutantki?

AS: Pierwsze spotkanie autorskie było dla mnie bardzo stresującym przeżyciem. Przyznam Ci się, że były chwile, gdy myślałam, że będę pierwszym w historii debiutantem, który zejdzie z tego świata podczas takiego spotkania. Teraz, gdy mam to już za sobą, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że wieczór w Wałbrzychu w Bibliotece pod Atlantami pozostanie jednym z moich najmilszych wspomnień. Poznałam tylu miłych i ciepłych ludzi. Na spotkanie przyszły osoby z mojej przeszłości, ale i obcy, którzy ściskali mi dłonie i dzielili się przeżyciami.

AAR: Planujesz kolejne spotkania autorskie, na przykład w Holandii?

AS: Spotkania z czytelnikami są cudowne i z pewnością, gdy tylko będzie okazja będą organizowane. W niedalekiej przyszłości odbędą się w Holandii spotkania z czytelnikami mojej drugiej książki, zbioru felietonów.

AAR: Być może jeszcze zbyt wcześnie pytać Cię o to, ale ciekawi mnie czy chcesz pisać tylko dla młodzieży, czy może masz w planach napisanie kiedyś powieści adresowanej do dorosłych czytelników?

AS: W tej chwili jestem pochłonięta dalszymi losami Jangblizjan, rozpoczęłam też cykl bajek dla najmłodszych. W głowie mam mnóstwo pomysłów. Myślę, że kiedyś napiszę coś adresowanego do dorosłych. Teraz jednak przez jakiś czas pozostanę w świecie bajek i fantasy.

AAR: O ile mi wiadomo „Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie” równocześnie miała ukazać się w Polsce, Holandii i Anglii. Czy jest jakaś różnica pomiędzy odbiorem książki przez czytelników w tych trzech krajach? A może ich gusta wszędzie są takie same?

AS: To prawda. Odbiór bardzo się różni, ale powodem nie jest różnica w gustach czytających. Emigranci to ludzie dorośli, którzy ciężko pracują i często nie mają czasu na wyprawy do świata fantasy. Za granicę przyjeżdżają z dziećmi, które tu chodzą do szkół i bardzo szybko zaczynają czytać w języku danego kraju. Młodzież mieszkająca w Holandii czyta właściwie już tylko po holendersku, więc może jeśli uda mi się książkę przetłumaczyć, znajdę więcej czytelników. Oczywiście nie jest to reguła, ale niestety większość. Zresztą zobaczyć „Jangblizję” wydaną po niderlandzku jest moim kolejnym marzeniem do zrealizowania.  

AAR: Wiem, że Twoja debiutancka powieść to tylko początek opowieści o Jangblizjanach. Ta historia ma mieć formę trylogii. W związku z tym, kiedy możemy spodziewać się dalszego ciągu tej wyjątkowej baśni?

AS: Chciałabym, aby druga część ukazała się rok po premierze pierwszej. Mam nadzieję, że podołam wyzwaniu. Już wiem, że książka ta będzie obszerniejsza. Postaci żyją w mojej głowie i zmuszają do pisania.  „Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie” to dopiero początek. W kolejnej części wątki się rozwijają i padają odpowiedzi na zadane wcześniej pytania.

AAR: Agnieszko, serdecznie Ci dziękuję za rozmowę i życzę Ci samych sukcesów u progu Twojej kariery literackiej.

AS: To ja dziękuję za rozmowę i możliwość goszczenia na Twym blogu.



Rozmowa i redakcja: 
Agnes Anne Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad po angielsku, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz