Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył
granicę śmierci i odkrył Niebo
Wydawnictwo:
ZNAK LITERANOVA
Kraków
2013
Tytuł oryginału: Proof of
Heaven. A neurosurgeon’s journey into the afterlife
Przekład: Rafał Śmietana
Przeczytałam
książkę. Trudną książkę, której do tej pory nie umiem zrozumieć. Choć upłynęło
już trochę czasu odkąd skończyłam lekturę, nadal nie potrafię wyciągnąć z tej
publikacji jednoznacznych wniosków. Obawiam się, że chyba nigdy mi się to nie
uda, podobnie jak nie będą w stanie zrobić tego inni czytelnicy. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Zapewne
większość z nas słyszała już o amerykańskim neurochirurgu, który pewnego dnia
zamiast – jak co dzień – udać się do pracy i zająć się przywracaniem zdrowia
swoim pacjentom, sam wylądował na oddziale intensywnej terapii – albo jak kto
woli – na oddziale ratunkowym szpitala ogólnego w Lynchburgu w stanie Wirginia.
Mówią, że lekarze nie lubią chorować. Znacznie bardziej wolą leczyć innych niż
sami stać się pacjentami. Ale chyba nie tylko lekarze tak uważają. Każdy z nas
nie chce znaleźć się w sytuacji, kiedy będzie zmuszony spędzić jakiś czas w
szpitalu. Autorowi tej książki również nie uśmiechała się ta zamiana ról. Jednak nie miał większego wyboru. Ktoś lub coś zadecydowało za niego.
Eben
Alexander do końca życia będzie pamiętał datę 10 listopada 2008 roku. To
właśnie wtedy potworny ból głowy i pleców sprawił, że na niecały tydzień czasu lekarz
został przykuty do szpitalnego łóżka. Zanim zapadł w śpiączkę, jego koledzy po
fachu zaobserwowali u niego objawy padaczki. Potem wypowiedział już tylko jedno
zdanie: „Boże, pomóż mi!”, i przeniósł się do Krainy Widzianej z
Perspektywy Dżdżownicy. Takim właśnie mianem neurochirurg po jakimś czasie
określił pierwszy etap swojej podróży w zaświaty.
Przy
łóżku chorego przez cały czas czuwała rodzina: żona, synowie, siostry. Lekarze,
którzy opiekowali się Ebenem Alexandrem, znali go od lat i wiedzieli, jakie są
jego poglądy na temat cudownych uzdrowień, czy też świata, do którego rzekomo
każdy z nas trafi po śmierci. Oni wiedzieli, że Eben Alexander jest jednym z
tych, którzy wierzą tylko w to, co widzą, a wszystko tłumaczą nauką. Jeśli
badacze czegoś nie udowodnili, to znaczy, że tego nie ma! Tak przynajmniej
twierdził neurochirurg do dnia swojej choroby. Kiedy jego pacjenci próbowali
opowiadać mu, że podczas skomplikowanych operacji neurochirurgicznych doświadczali
rzeczy, których nauka nie potrafi wytłumaczyć, on jedynie się uśmiechał i udawał,
że im wierzy, aby tylko nie sprawiać tym ludziom przykrości.
Teoretycznie
Ebena Alexandra można było uznać za ateistę, choć z drugiej strony gdzieś w
podświadomości chyba jednak tliła mu się jakaś iskierka wiary, ponieważ ze
spotkań z Bogiem tak do końca nie zrezygnował. Sam przyznaje, że:
[…] Do kościoła chodziliśmy od wielkiego dzwonu – niewiele częściej niż na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Chociaż przypominałem synom o odmawianiu wieczornych modlitw, zdecydowanie nie zasługiwałem w naszym domu na miano duchowego przewodnika. Nigdy tak naprawdę nie pozbyłem się wątpliwości co do istnienia świata duchowego. Mimo iż dorastałem, pragnąc wierzyć w Boga, w Niebo i życie pozagrobowe, podczas kilkudziesięciu lat spędzonych w rygorystycznym świecie akademickiej neurochirurgii zwątpiłem w istnienie czegoś, co moglibyśmy nazwać duchowym wymiarem naszej egzystencji […]*
Tak
więc można dojść do wniosku, że to właśnie nauka pozbawiła lekarza wiary.
Wszelkie niewytłumaczalne zjawiska zawsze popierał badaniami naukowymi, a jeśli
zdarzyło się coś, czego nie potrafił wyjaśnić, wówczas przestawał zaprzątać
sobie tym głowę. Dopiero kiedy jego mózg zalała ropa, wyłączając go na prawie
siedem dni – zupełnie tak, jak gdyby ktoś wyjął wtyczkę z kontaktu – Eben
doszedł do wniosku, że jego poprzednie teorie były kłamliwe. Lekarz twierdzi, że odwiedził Niebo. Dotarł
do miejsca, które najprawdopodobniej przeznaczone jest dla każdego z nas. Tak przynajmniej
podaje wiara katolicka, a jej wyznawcy w to wierzą. Według słów neurochirurga
kraina, w której przyszło mu egzystować wypełniona jest po brzegi miłością, zaś
ci, którzy znajdują się w niej nie są już w stanie uczynić niczego złego. Kiedy
przyszło mu wracać z powrotem do świata żywych, doznał przeogromnej straty. Oto
bramy Nieba zamknęły się przed nim, a on był pewien, że prawdziwe życie
znajduje się właśnie po tej drugiej stronie. To, co przeżywamy tutaj jest
jedynie snem. Zdaniem neurochirurga, to nie w tym miejscu powinniśmy być.
|
Po Dowód
Ebena Alexandra w bibliotekach i księgarniach ustawiają się długie kolejki.
Dlaczego ludzie tak bardzo chcą czytać o doświadczeniach lekarza? Dla sensacji?
Dla poznania prawdy o tym, co nas czeka po śmierci? Dla ukojenia strachu przed
tym, co nieznane? Być może w każdej z tych odpowiedzi tkwi ziarenko prawdy.
Człowieka od zawsze fascynowało to, co wzbudza powszechne zainteresowanie i
wywołuje sensację. Poznanie prawdy również nęci, bo de facto nie wiemy, jak
będzie wyglądać nasze życie, kiedy umrze ciało. Czy w ogóle to będzie jakieś
życie? A może wszystko skończy się na grobie? Z kolei strach zawsze towarzyszył
ludzkości. Od zarania dziejów boimy się tego, co nieznane. W dodatku obawiamy
się momentu śmierci, choć nasza podświadomość odsuwa ją gdzieś na dalszy plan.
Tak dla lepszego komfortu psychicznego. W związku z tym nie dziwi fakt, że
czytelnicy tak licznie chcą zaopatrywać się w tę publikację. Zawsze dobrze jest
poznać relację kogoś, kto już przekroczył granicę pomiędzy jednym a drugim
światem. Dzięki temu można wykreować sobie choć minimalny obraz tego, co jest
po drugiej stronie.
Oprócz
opisów zaświatów, znajdziemy w tej książce szereg terminów medycznych. Eben
Alexander próbuje w ten sposób uświadomić czytelnika w kwestii autentyczności swoich
doznań. Tak jak niegdyś udowadniał wyższość nauki nad rzeczywistością duchową,
tak teraz pokazuje, że nie wszystko da się wytłumaczyć wiedzą medyczną. To właśnie
z medycznego punktu widzenia ten człowiek powinien umrzeć już w pierwszej dobie
przebywania w szpitalu, a w najlepszym wypadku po kilku dniach. Owszem,
medycyna zna nieliczne przypadki, kiedy po bakteryjnym zapaleniu opon
mózgowo-rdzeniowych pacjent wracał do życia, ale jakież to było życie! To była
wegetacja! Jeśli chodzi o Ebena Alexandra wszystko skończyło się dobrze. Po wybudzeniu
się lekarz stopniowo wracał do pełni sił, a przy tym nie zaobserwowano u niego
żadnych negatywnych następstw choroby. Tego żadna nauka wyjaśnić nie potrafi.
Jaka
zatem jest moja opinia na temat książki? Nie wiem. Uwierzcie mi, że naprawdę
nie wiem, jak powinnam odnieść się do tej publikacji. Tak, jestem osobą
wierzącą i nie wstydzę się do tego przyznać. Wierzę, że gdzieś tam jest inny
świat, do którego ludzie trafiają po śmierci. Jeżeli myślę o Bogu, to nie widzę
duchownych, którzy wielokrotnie prawdziwy obraz Boga zniekształcają przez swoje
negatywne postępowanie. Dla mnie jest to coś więcej niż tylko to, co mogę
zobaczyć. Dlatego z jednej strony daję wiarę historii Ebena Alexandra, lecz z
drugiej targają mną wątpliwości, zważywszy że sam Autor nie potrafi w swojej
relacji wyrazić się w sposób jednoznaczny. I tak naprawdę nie wiadomo do końca
jak ten świat po drugiej stronie wygląda. Jak sam przyznaje, czasami brak mu
słów, żeby opisać to, co go spotkało. Natomiast wielokrotnie powtarza, że tamta
rzeczywistość wypełniona jest po brzegi miłością, czyli można to rozumieć w ten
sposób, że Miłość równa się Bóg. Tak właśnie podaje religia katolicka, więc
wielkiego odkrycia nie dokonał. Może gdyby mniej skupiał się na terminach
medycznych, teoretycznym opisywaniu swojego schorzenia, analizie własnego
życia, a także zachowaniu rodziny, która przy nim czuwała, to wówczas byłby w
stanie bardziej przystępnie opowiedzieć o swoich doświadczeniach. A tak, są
momenty, kiedy czytelnik tak naprawdę zastanawia się nad tym, co Autor miał na
myśli.
Moim
zdaniem tę książkę znacznie lepiej zrozumieliby lekarze, dla których zawarte w
niej informacje z dziedziny medycyny nie stanowią takiej zagadki, jak dla przeciętnego
czytelnika. W swojej książce Eben Alexander bynajmniej nie próbuje nikogo
nawracać. On nawet nie upublicznia zbyt wyraźnie swoich obecnych poglądów,
pomimo że przeszedł tak gwałtowną przemianę duchową. Być może kierował się tym,
iż kwestia wiary dla każdego człowieka jest sprawą indywidualną i nie można
nikomu niczego narzucać na siłę. Ta publikacja jest typowym sprawozdaniem z
przebiegu „podróży w zaświaty”, pomimo że tej podróży poświęca zbyt mało miejsca. Dlatego też myślę, że każdy czytelnik, który
sięgnie po tę książkę, będzie zdany tylko i wyłącznie na siebie samego i tylko
i wyłącznie od niego będzie zależeć w jaki sposób spojrzy na osobę Ebena
Alexandra i jego doświadczenia. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam zamiaru tej
książki ani nachalnie polecać, ani też do niej zniechęcać. Niech każdy podejmie swoją własną decyzję w tej sprawie.
Gdyby
jednak kogoś zainteresowała ta publikacja oraz osoba Ebena Alexandra, to więcej
może dowiedzieć się na stronie internetowej, którą lekarz założył wraz z
przyjacielem. Owa strona dotyczy wskazówek, które mogą pomóc w duchowym
przebudzeniu, jak również można tam podzielić się własnymi doświadczeniami dotyczącymi
swojej przemiany duchowej, jeśli takowa miała miejsce (klik).
* E. Alexander, Dowód, Wyd. Znak Literanova, Kraków 2013, s. 55.
Widzę, że lektura skłaniająca do refleksji i równocześnie nie dająca odpowiedzi na pytania... Ciekawa, nietypowa propozycja!
OdpowiedzUsuńJa się nie boję takiej literatury i jeśli jeszcze kiedyś tego typu książka trafi w moje ręce, to na pewno ją przeczytam i o niej napiszę. Wiem, że obecnie większość ludzi nie daje wiary tego rodzaju relacjom, ale może jednak warto byłoby się nad tym zastanowić, zamiast ośmieszać? Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak ten inny świat istniał?
Usuńu nas też po tego typu książki ludzie ustawiają się w kolejki...
OdpowiedzUsuńCzyli wiesz, o czym piszę :-) Coś w tej książce musi być skoro ludzie tak się do niej garną. Tylko obawiam się, że większość boi się przyznać publicznie do tego, że czyta takie pozycje, a już że w to wierzy, to broń Boże! Takie polskie zakłamanie. Ja się nie wstydzę ani nie boję. A jak mam wątpliwości to o tym głośno mówię/piszę. ;-)
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale o takich relacjach już od jakiegoś czasu często się słyszy. Ciekawe, że przydarzyło się to akurat lekarzowi. Pewnie to przyciąga czytelników.
OdpowiedzUsuńJak dotąd chyba największą popularność zdobyło "Życie po życiu" Raymonda A. Moody'ego. Pewnie kiedyś i tę książkę przeczytam, bo mnie akurat ta tematyka bardzo interesuje.
UsuńJuż dużo dobrego o tej książce czytałam. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Może w wolnej chwili zrobisz etykiety wg autorów?:) Marudziłam Ci o tym na bloxie a tu to będzie dużo prostsze w wykonaniu. :)
No męczyłaś, pamiętam :-) Tylko że ja tutaj zrobiłam zakładki i tam są wszystkie tytuły alfabetycznie. Za mało? Ciężko ci tak szukać? :-) A co do książki, to faktycznie stała się bestsellerem, tylko naukowcy wciąż podważają jej wiarygodność :-)
UsuńPS. No dobra, zrobiłam, ale specjalnie dla Ciebie ;-) Są na samym dole strony razem z gatunkami literackimi. Jednak książek, które zrecenzowałam na Bloxie już tutaj nie wrzucę, bo się nie da. Tamte będziesz sobie musiała szukać w zakładkach. ok? :-)
UsuńZ czystej ciekawości z chęcią bym po tę pozycję sięgnęła. Terminy medyczne mnie nie odstraszają (od czego mamy wszechwiedzący internet?;)), jednakże na pewno spowolnią tempo poznawania lektury.
OdpowiedzUsuńSwojego czasu, jeszcze w liceum bardzo "równy" ksiądz puścił nam film na ten temat. Ludzie w nim występujący składali świadectwo tego co działo się po ich śmierci klinicznej.
Czy w to wierzę? Po części tak, choć wiadomo, że jeżeli samemu się czegoś nie przeżyło to pozostają wątpliwości;) Mam nadzieję, że tak książka pozwoli zniszczyć parę z nich, gdyż jak piszesz jej historia trafiła na podatny i racjonalny rozum lekarza;)
Takich świadectw jest bardzo dużo, więc to chyba powinno dać do myślenia niedowiarkom, prawda? Nie sądzę, żeby wszyscy ci ludzie mieli urojenia. Jednak denerwuje mnie takie jawne wyśmiewanie tych osób, bo skoro ktoś nie wierzy, to niech nie wierzy, ale niech zachowa kulturę i szacunek dla tej drugiej osoby. Temu lekarzowi zarzucają wręcz kłopoty z psychiką, bo kilka lat przed chorobą przeszedł depresję z powodu odrzucenia przez rodziców biologicznych. Był adoptowany, po latach odnalazł swoją biologiczną rodzinę, a oni go nie chcieli i gość miał prawo się załamać. Dlatego nie rozumiem takiego czepiania się. A skoro nie da się czegoś zrozumieć i wyjaśnić, to najlepiej uznać faceta za psychicznego. Bez sensu, jak dla mnie. :-)
UsuńDla mnie również;)
UsuńWyśmiewanie kogoś ze względu na to w co wierzy uważam za bardzo( przepraszam za wyrażenie) gówniarskie. Jeżeli się z taką osobą nie zgadzam (może nawet nie jeśli chodzi o poruszany w recenzji temat, tylko ogólnie w każdym innym), to po prostu przedstawiamy swoje racje, a jeśli nadal obstajemy przy swoim to rozchodzimy się w zgodzie - po co wyśmiewać, tym bardziej, że często się okazuje, iż ta druga osoba może mieć rację?
Wydaje mi się, iż do tego tematu, jaki porusza autor - lekarz wiele osób odnosi się dość sceptycznie, czasami wręcz z pogardą ze względu na strach, obawę, iż mogą nie zasłużyć na to dobro, przez wielkie "D", a ich ogólny światopogląd budowany często przez powiedzmy 50 lat musiał by nagle runąć. Do wszystkiego dochodzi się w swoim czasie, choć czasami może go braknąć na zbyt powolne dociekanie, dlatego dobrze, że powstają takie książki czy innego rodzaju przekazy... kto wie może dzięki temu szybciej sobie coś uświadomimy?
Bo nawet jeżeli to nie jest prawda, to o ile łatwiej żyć z myślą, że jest - wtedy jakoś inaczej myśli się na co dzień, bo jednak coś na czeka, a wiele (z naszego punktu widzenia) bezsensownych śmierci odnajduje swój sens. No i możliwość spotkania bliskich, którzy dawno odeszli, też cieszy - a na to strasznie liczę;)
Mam nadzieję, że mój wywód nie okazał się zbyt pokręcony i niezrozumiały;) Po prostu temat jest bardzo interesujący, tym bardziej, że nie dotyczy suchej teorii, a naszych codziennych rozterek;)
Twój wywód jest jak najbardziej słuszny i zrozumiały. W pełni się z Tobą zgadzam. Tak jak napisałam w notce, jestem osobą wierzą, ale ateistów i ich poglądy szanuję i bynajmniej ich nie wyśmiewam, a już broń Boże nie twierdzę, że np. są głupi, bo nie uznają Boga. Takie podejście do sprawy źle świadczyłoby o mnie, a nie o nich. I bardzo często wstyd mi za "katolików", którzy plują na innych praktycznie w dosłownym tego słowa znaczeniu, a znam takich. W dodatku media też ich pokazują bardzo często. Dla mnie to nie są katolicy, dlatego to słowo ujęłam w cudzysłów. To są fanatycy. Jednak ze strony ateistów również domagam się szacunku wobec moich poglądów, a nie ich wyśmiewania. A skoro Eben Alexander naprawdę coś lub kogoś ujrzał po tej drugiej stronie, to może trzeba by się było nad tym zastanowić, bo to, co się z nim stało jest z ludzkiego i naukowego punktu widzenia niemożliwe, a jednak tak było. W tej książce jest też opinia lekarza prowadzącego. I to też wiele wyjaśnia.
UsuńI tutaj się z Tobą w pełni zgadzam;) Ja również jestem osobą wierzącą, choć oczywiście jak każdy błądzącą;) Książkę z chęcią przeczytam, gdyż naprawdę mnie zaciekawiła. Na sprawę tych pseudo pobożnych ludzi mam takie samo zdanie - nie tylko pseudo katolików, ale tez przedstawicieli innych wyznań, gdyż to co powinno nas wszystkich łączyć to wzajemna tolerancja i szacunek - sprawa wiary jakby nie było jest czysto prywatna, bo nikt nam do serca nie zajrzy i nie będzie mógł na siłę wprowadzić swoich zasad. Dlatego też uważam, że do wszystkiego trzeba podchodzić z głową, ale także otwartością i brakiem sztuczności, jaki cechuje dzisiejsze "lanserskie" czasy.
UsuńCo do mediów - tym powinniśmy się najmniej przejmować gdyż szczerze mówiąc one na ogół zawsze powiedzą "prawde" tego co więcej da kasy.
Póki co zaczynam szukać przedstawionej przez Ciebie książki, aby na własnej skórze (a właściwie oczach) przekonać się o faktach w niej zawartych;) Przeciez taka wiedza nigdy nie zaszkodzi;)
W tym, co piszesz masz w pełni rację. Jak to dobrze czasami wymienić opinię z kimś rozsądnym i racjonalnie podchodzącym do spraw trudnych, bo kwestie wiary właśnie takimi sprawami są. Trudnymi i delikatnymi. A książkę Alexandra możesz przeczytać i mieć na ten temat własne zdanie, jak każdy. A swoją drogą ciekawa jestem, jaka będzie Twoja opinia :-)
UsuńMyślę, że trafiłaś w dziesiątkę z prezentem. Mama na pewno będzie wiedzieć jak ten problem rozgryźć :-)
OdpowiedzUsuń