Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA
Katowice
2012
Tytuł
oryginału: The Lady of the Rivers
Przekład:
Urszula Gardner
Nie
sądzicie, że takie ciągłe pisanie o książkach tego samego autora w samych
superlatywach staje się powoli nudne? Byłoby znacznie ciekawiej, gdyby choć raz
zaliczył wpadkę, prawda? Wtedy moglibyśmy się nad nim porozwodzić,
podyskutować, może nawet dokonać porównań pomiędzy jego książkami. A tak czeka
nas kolejna monotonna analiza ukazująca zalety jego pisarstwa, a właściwie jej,
bo jak widać znów będę opowiadać o powieści niezrównanej Philippy Gregory.
Ta
angielska pisarka otrzymała od losu naprawdę nieprzeciętny dar tworzenia prozy
historycznej. Nie wiem, czy wśród obcych autorów znajduje się ktoś, kto może
jej dorównać kunsztem pisarskim. Oczywiście cały czas mam na myśli powieści
historyczne, ponieważ w odniesieniu do innych gatunków literatury ta kwestia
może się nie sprawdzać. I najprawdopodobniej tak właśnie jest, że gdzieś tam w
świecie żyją sobie pisarze lepsi od Philippy Gregory, ale tworzący inny rodzaj
literatury.
Wróćmy
jednak do Władczyni rzek, która stanowi trzecią część słynnej na całym
świecie trylogii o Wojnie Kuzynów lub Wojnie Dwóch Róż. Prawdę
powiedziawszy, gdyby ktoś z Was zapytał mnie w jaki sposób powinien czytać
poszczególne części, wówczas poleciłabym mu odstąpienie od tego, co podaje
wydawca. Powszechnie wiadomo, że zaczynamy od Białej królowej, potem
jest Czerwona królowa, a na końcu Władczyni rzek. Jednak takie
uszeregowanie jest zgodne jedynie z kolejnością powstawania poszczególnych
tomów, natomiast poważnie rozmija się z chronologią wydarzeń zawartych w
trylogii. Moim zdaniem, aby nie pogubić się w ciągłości zdarzeń, lekturę należy
rozpocząć od Władczyni rzek, a potem przeczytać Białą królową i Czerwoną
królową. Ta ostatnia jest wstępem do
cyklu tudorowskiego.
Czego
zatem dotyczy Władczyni rzek, a może o kim opowiada? Musicie wiedzieć,
że Philippa Gregory generalnie bardzo dużą uwagę skupia na średniowiecznych i
renesansowych kobietach i ich życiu. Nie sądźcie jednak, że brak w jej
twórczości męskich charakterów. O, nie! Mężczyźni są bardzo aktywni.
Pamiętajmy, że w tamtym okresie to właśnie panowie dzierżyli władzę, a kobiety
istniały tylko po to, aby rodzić następców tronu lub spadkobierców majątku. Kiedy
na świat przychodziło dziecko płci żeńskiej, bardzo często mówiono: „Ech, to
tylko dziewczynka”. Lecz z drugiej strony, kiedy czyta się powieści
Philippy Gregory, to odnosi się nieodparte wrażenie, że mężczyźni są takimi
marionetkami w rękach kobiet i tak naprawdę to one są silne i władcze, a to
sprawia, że potrafią świetnie kierować nawet królestwem. Przyjrzyjmy się
Małgorzacie Andegaweńskiej, która w Władczyni rzek jest jedną z tych
kobiet, które wysuwają się na pierwszy plan.
Małgorzata Andegaweńska (1429-1482) |
Małgorzata
Andegaweńska była córką René
I Andegaweńskiego, de Bar, hrabiego Prowansji i tytułowanego króla Neapolu oraz
Izabeli Lotaryńskiej. W dniu 23 kwietnia 1445 roku w Titchfield w hrabstwie
Hampshire poślubiła Henryka VI wywodzącego się z Domu Lancasterów. W
polityce kraju odegrała ogromną rolę, szczególnie podczas wspomnianej wyżej Wojnie
Dwóch Róż. Ponieważ Henryk VI został królem już w wieku kilku miesięcy,
jego działania od samego początku nadzorowane były przez wyznaczonych do tego
regentów. Co istotne, król cierpiał z powodu choroby psychicznej, którą
najprawdopodobniej odziedziczył po swoim dziadku, Karolu VI Szalonym. Małgorzata
i Henryk doczekali się jedynego potomka, którym był Edward Westminster. Jak
wiadomo, syn monarchów nigdy nie został królem. Gdyby nie Wojna Kuzynów
sprawy zapewne potoczyłyby się inaczej. Na dworze królewskim bardzo często
szeptano, że Edward nie jest potomkiem Henryka VI, gdyż ten najprawdopodobniej
był bezpłodny. Natomiast Małgorzata Andegaweńska miała kochanka, którym był
Edmund Beaufort 2. książę Somerset. Niektórzy to właśnie jemu przypisywali
ojcostwo.
Będąc
w niepełni władz umysłowych, Henryk VI zgodził się bez problemu na odsunięcie
od władzy Edwarda, a swoim następcą wyznaczył Ryszarda – księcia Yorku. To
działanie stało się zabójcze dla kraju. Wówczas Małgorzata zebrała armię i
ruszyła do walki z Yorkistami, którzy w swoim herbie mieli białą różę, zaś
Lancasterowie czerwoną, stąd nazwa konfliktu. Królowa wraz ze swoim synem
uciekła do Szkocji i Walii, a ostatecznie do Francji. Zawarła też sojusz z
Ryszardem Neville’em – hrabią Warwick, zaś książę Edward został zaręczony z
córką Warwicka – Anną Neville, która potem została żoną króla Ryszarda III
Yorka.
Po
chwilowej utracie tronu przez Henryka VI, hrabia Warwick sprawił, że król znów
na niego powrócił. Małgorzata wróciła do Anglii, a wówczas zupełnie
nieoczekiwanie Warwick został pokonany w bitwie pod Barnet i królem ponownie ogłoszono Edwarda IV Yorka, który, jak pamiętamy, został mężem Elżbiety Woodville
znanej z Białej królowej.
Henryk VI Lancaster (1421-1471) |
Tak
mniej więcej przedstawia się tło historyczne Władczyni rzek. Jednak to
nie Małgorzata Andegaweńska jest tutaj najważniejsza. Najistotniejszą postacią
tej części trylogii jest Jakobina Luksemburska – matka Elżbiety Woodville –
która opowiada nam tę historię. Jako bardzo młoda dziewczyna, Jakobina
wychowywała się na francuskim dworze, gdzie została przekazana pod opiekę
swojej przecioty – Joanny Luksemburskiej. Zamek, na którym Jakobina przebywa
tak naprawdę należy do Jana Luksemburskiego i jego żony Joanny de Béthune. Przeciota
uczy swoją podopieczną magii, lecz przestrzega ją, aby używała jej umiejętnie,
bo inaczej może sprowadzić poważne kłopoty. Już wtedy Jakobina dowiaduje się o
niejakiej Meluzynie, której najprawdopodobniej jest potomkinią. Postać tej
wodnej bogini będzie jej towarzyszyć do końca życia, podobnie jak jej
najstarszej córce – Elżbiecie.
Na
zamku Beaurevior niedaleko Arrasu we Francji młodziutka Jakobina spotyka Joannę
d’Arc, a potem jest świadkiem jej tragicznej śmierci, do której przyczynia się
pierwszy mąż Jakobiny – Jan książę Bedfordu. Bardzo szybko Jakobina dostrzega u
siebie dar przepowiadania przyszłości. Jej życiu towarzyszą wizje, które
skrzętnie ukrywa, aby nie zostać posądzoną o czary. Nawet wróżenie z kart może
okazać się zgubne i sprawić, że ten, kto się nim trudni może trafić na stos.
Pierwsze
małżeństwo Jakobiny nie należy do szczęśliwych. Jan jest od niej sporo starszy,
a do tego jest impotentem, co tłumaczy tym, że nie może jej posiąść, ponieważ
jest mu potrzebna jako dziewica. Prawdę powiedziawszy Jakobina ma spełniać
bardziej funkcję wyroczni, aniżeli żony i matki. W tym samym czasie dziewczyna
zwraca uwagę na oddanego giermka swojego męża – Ryszarda Woodville’a. Dopóki
żyje Jan ich uczucie przez obydwojga jest tłumione, ale natychmiast po jego
śmierci wybucha tak gwałtownie, że Jakobina jako wysoko urodzona, zniża się do
niższej warstwy społecznej i bierze ślub z wybrankiem swojego serca. Następnie
państwo Woodville wyjeżdżają do Anglii, gdzie służą na dworze Małgorzaty
Andegaweńskiej i Henryka VI. Zarządzają też swoją posiadłością w Grafton w
hrabstwie Northamptonshire. Niemalże co roku na świat przychodzi ich kolejne dziecko
i tak dochowują się całkiem pokaźnej gromadki pociech. Wydawać by się mogło, że
ich życie to jedna wielka sielanka. Otóż nic podobnego. Jakobina wciąż żyje w
strachu. Nie bez znaczenia jest też jej udział w Wojnie Kuzynów, a jako
oddana przyjaciółka Małgorzaty Andegaweńskiej wciąż wystawiana jest na ogromne
niebezpieczeństwo.
Philippa
Gregory po raz dziewiąty sprawiła, że przeniosłam się w czasie. Tak, tak. To
już dziewiąta powieść tej autorki, którą przeczytałam i nie mam dosyć. Chcę
więcej i mam nadzieję, że tak się stanie, zwłaszcza że już czekają na mnie Dwie
królowe z cyklu tudorowskiego. Chciałabym też poznać Philippę Gregory w
wersji dla młodzieży i przeczytać pierwszy tom serii fantasy pod tytułem Odmieniec.
Nie sądzę, żeby kiedykolwiek znudziła mi się twórczość tej pisarki. Nie ma takiej możliwości. Przynajmniej na chwilę obecną jestem o tym przekonana. Wiem, że
się powtarzam, ale cóż poradzić, kiedy Philippa Gregory jest swoistym fenomenem
w tworzeniu literatury historycznej. Jestem pod tak ogromnym wrażeniem jej
prozy, że nawet napisałam artykuł traktujący o kobietach, które pojawiają się w
jej powieściach. Ten tekst powstał na potrzeby magazynu Obsesje i nosi
tytuł Kobiety Philippy Gregory. Można go przeczytać tutaj. Mam nadzieję,
że się Wam spodoba, a tych, którzy są sceptycznie nastawieni do tego rodzaju
literatury, zachęci do sięgnięcia po którąś z powieści autorki.
Na
końcu książki Philippa Gregory zamieściła takie oto zdanie: „[…] Kolejna
moja książka będzie traktowała o córkach Ryszarda Neville’a, hrabi Warwick. Już
nie mogę się doczekać, aż zagłębię się w źródłach i przystąpię do pracy nad tą
opowieścią.” A ja, pani Philippo, już nie mogę się doczekać, kiedy zasiądę
wygodnie do tej lektury i znów pozwolę się Pani przenieść do czasów
angielskiego średniowiecza, o czym Pani doskonale wie!
A ja właśnie pożyczyłam Ziemskie radosci:)
OdpowiedzUsuńDo tej książki jeszcze nie doszłam, ale powolutku i ją przeczytam. Obiecałam sobie, że przeczytam wszystkie książki Philippy Gregory. Jak mi się nie uda przeczytać polskich wydań, to będę próbowała zdobyć wersję oryginalną :-)
UsuńŚwietny tekst. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie zapoznałam się z żadną powieścią tej autorki. Myślę, że jesteś odpowiednią osobą, by polecić mi tytuł od którego powinnam zacząć.
OdpowiedzUsuńAneczko, jestem przekonana, że Ci się spodoba. Bez względu na to którą książkę wybierzesz, powinnaś być zadowolona, bo ta autorka nie zalicza wpadek ;-)
UsuńA mnie strasznie głupio że do Philippy jeszcze nie sięgnąłem ale jak tylko w mojej bibliotece się pojawi, od razu wypożyczam :-)
OdpowiedzUsuńI bardzo słusznie :-) Ciekawa jestem Twojej opinii jako historyka :-)
UsuńWidzę, że jesteś wielką miłośniczką twórczości Philippa Gregory. Cieszę się, że spełnia ona twoje czytelnicze wymagania. Ja również mam kilku sprawdzonych autorów, których cenię ponad wszystko.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, komentarz wpadł do spamu :-( A co do książki i autorki, to faktycznie Philippa Gregory znajduje się u mnie w czołówce i raczej to się nie zmieni :-)
Usuńtak zachwalasz, że trzeba się będzie kiedyś upomnieć u mnie:) coś by może dokupili;)
OdpowiedzUsuńW mojej bibliotece wciąż dokupują. Ta autorka jest u mnie rozchwytywana i dlatego stale pojawiają się nowe publikacje, bo moje panie bibliotekarki kupują książki pod gust czytelnika, a nie pod swój własny ;-)
UsuńJa gdy tylko dojrzałam jej nazwisko w bibliotece od razu pomyślałam o Tobie i pochwałach jakie zawarłaś w wielu recenzjach na temat tejże autorki - póki co z chęcią przyznaję Ci rację, pani Gregory doskonale wie co robi;)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja już biorę w ciemno książki Philippy. Tak jak napisałam w recenzji: ona jest swoistym fenomenem i nie umiem przejść obojętnie obok jej książek :-)
UsuńJa na razie uczę się ją czytać i przyznam Ci szczerze, że podczas lektury "Czarownicy" czułam się, jak... zaczarowana;) Główna bohaterka Alys, choć wręcz budziła moją odrazę potrafiła na tyle przyciągnąć uwagę, e nie mogłam do rana oderwać się od książki;)Jak widać pani Gregory uzależnia;)
UsuńOj, tak. Pani Gregory bardzo uzależnia. Myślę, że stworzenie takiej odpychającej bohaterki, a jednocześnie przyciągającej to wielka sztuka. Skoro twierdzisz, że jej się to udało, to jestem pełna podziwu, choć mnie do Gregory przekonywać nie trzeba :-) Już nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam "Czarownicę" :-)
UsuńCóż ja mam powiedzieć? ;) Chyba tylko tyle, że jestem coraz bliżej lektur tej pani. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam za słowo i wyczekuję Twojej opinii :-)
UsuńSprawdź mój komentarz w spamie. bardzo często tam trafia, bo dużo blogów odwiedzam i komentuje.
OdpowiedzUsuńOk, dzięki :-) Już sprawdzam :-)
UsuńTę książkę przeglądałam dzisiaj w bibliotece. Ale jej gabaryty na razie kazały mi ją odłożyć, bo potrzebne było coś do pociągu, żeby za dużo nie dźwigać. Dzięki za kolejny wpis do wyzwania, zamieszczę jutro!
OdpowiedzUsuńGeneralnie książki Gregory to wielkie tomiska i trochę czasu zajmuje ich przeczytanie, ale naprawdę warto. Mam nadzieję, że kiedyś coś przeczytasz tej Autorki. Natomiast co do wyzwania, to mam jeszcze kilka pozycji w zapasie z okresu średniowiecza ;-)
Usuń