piątek, 6 maja 2011

Dan Brown – „Kod Leonarda Da Vinci”





Wydawnictwo: ALBATROS
Warszawa 2004
Tytuł oryginału: The Da Vinci Code
Przekład: Krzysztof Mazurek




Myślę, że nikomu z wytrawnych czytelników nie muszę specjalnie przybliżać powieści Dana Browna pod tytułem Kod Leonarda Da Vinci.  Swego czasu książka ta wzbudzała tak wiele kontrowersji, że na pewno każdy zetknął się z nią w jakiś sposób. Nawet jeśli są tacy, którzy jej nie czytali, to z całą pewnością o niej słyszeli albo oglądali jej ekranizację.

W moim przypadku kontakt z powieścią miał miejsce praktycznie pod presją otoczenia. Tak głośno mówiono o niej, zarówno w mediach, jak i w kręgach katolickich, że w końcu postanowiłam ją przeczytać i przekonać się, czy tak naprawdę jest o co robić tyle hałasu. Książkę dostałam od koleżanki, której brat jest księdzem. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ na pewno pamiętacie reakcję Kościoła Katolickiego w tej sprawie. Duchowni tak bardzo obawiali się odwrócenia się ludzi od Kościoła, że wręcz straszyli piekłem i popełnieniem grzechu ciężkiego przez osobę, która będzie miała odwagę sięgnąć po tę pozycję. Mój kolega ksiądz okazał się na tyle tolerancyjny, że nie straszył piekłem, ani też grzechem śmiertelnym i nie zabraniał nikomu czytać tej powieści. Ale nie to przesądziło o tym, że w końcu sięgnęłam po dzieło Browna. Po prostu chciałam wreszcie przeczytać książkę, która potrzyma mnie w napięciu i będzie mnie coraz bardziej wciągać. Poza tym, jak napisałam wyżej, chciałam przekonać się, czy jest sens wszczynać aż taki alarm.

Mona Lisa
Obraz został namalowany 
w latach 1503–1507
Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że nie było najmniejszego powodu do obaw. Po pierwsze, książka nie jest dokumentem, czyli fakty w niej opisane niekoniecznie muszą odpowiadać prawdzie. Po drugie, o ile mi wiadomo, nikt z wiernych nie odwrócił się od Kościoła pod wpływem tego tekstu. Wniosek? Zamieszanie wywołane niepotrzebnie. Osobiście potraktowałam powieść Dana Browna jako czystą literacką fikcję, która opisana została naprawdę po mistrzowsku. To, o czym w niej przeczytałam jakoś nie wpłynęło na mój dotychczasowy światopogląd. Uważam, że na świecie są inne, znacznie poważniejsze rzeczy, które w sposób istotny mogą zachwiać dotychczasowymi przekonaniami większości społeczeństwa.

Tym, którzy nie pamiętają fabuły powieści przypominam, że dotyczy ona tajemnicy, która kryje się w dwóch najsłynniejszych obrazach mistrza epoki renesansu Leonarda Da Vinci (1452-1519). Obrazami tymi są Mona Lisa oraz Ostatnia Wieczerza. Na terenie Luwru zostaje popełnione morderstwo, którego ofiarą pada kustosz muzeum Jacques Sauniere. Robert Langdon, wezwany przez policję, na miejscu zbrodni odkrywa wiele zakonspirowanych śladów, mogących ułatwić mu odnalezienie mordercy. Ślady te są również kluczem do innej zagadki o znacznie szerszym wymiarze. Chodzi tutaj o niezwykłą tajemnicę, która swoje źródło ma jeszcze w początkach chrześcijaństwa. Langdon podejrzewa także, że zamordowany kustosz jednocześnie należał do Zakonu Syjonu. Zakon ten powstał w 1099 roku i stanowi tajne stowarzyszenie, którego zadanie polega na strzeżeniu miejsca, gdzie ukryta jest bezcenna relikwia Kościoła, a która zaginęła przed wiekami. Relikwią tą jest Święty Graal. Członkami stowarzyszenia byli między innymi Isaac Newton (1643-1727) oraz Leonardo Da Vinci. Wszystko wskazuje na to, że kustosz poświęcił życie, aby strzeżona przez Zakon tajemnica nigdy nie przeszła w niepowołane ręce. Robert Langdon ma dwadzieścia cztery godziny, aby rozwiązać niezwykle precyzyjnie skonstruowaną zagadkę, którą pozostawił Jacques Sauniere. Natomiast jeżeli tego nie zrobi, wówczas tajemnicę na zawsze skryją mroki historii. Langdonowi pomaga Sophie Neveu, która jest nie tylko agentką policji oraz specjalistką od tajnych kodów i szyfrów. Jest ona przede wszystkim wnuczką zamordowanego kustosza.


Ostatnia Wieczerza
Obraz został namalowany w latach 1495–1498.


Książka z powodzeniem może być czytana przez tych, którzy uwielbiają ogromne dawki emocji, a także szybką akcję i dosyć mocno zagmatwane wątki. Niemniej nie można jej traktować jako jakiegoś wybitnego dzieła literackiego, ani też dokumentu, a co najważniejsze nie należy się jej bać. Jak do tej pory jest to jedyna powieść Dana Browna, jaką udało mi się przeczytać. Myślę, że któregoś dnia sięgnę też po inne, pomimo że budzą tak wiele kontrowersji. Chciałabym też dowiedzieć się, jakiego rodzaju uczucia powieść ta wzbudziła u Was. Dlatego też za wszelkie komentarze z góry serdecznie dziękuję.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz