LITERAT LUTEGO 2013
ROZMOWA Z ANTONIĄ MICHAELIS
Antonia Michaelis
urodziła się w północnych Niemczech. Pierwsze dwa lata życia spędziła w
niewielkiej wiosce nad Morzem Bałtyckim. Potem przeprowadziła się na południe
Niemiec i tam, wraz ze swoimi szalonymi rodzicami oraz kotami różnej maści, spędziła
dzieciństwo i okres dorastania. Opowiadania zaczęła pisać w bardzo młodym
wieku. Po skończeniu szkoły, Antonia Michaelis opuściła Niemcy i na rok
przeniosła się na południe Indii. Pracowała w szkole w pobliżu Madrasu jako
nauczycielka angielskiego, sztuki i aktorstwa. Po powrocie do kraju podjęła
studia na wydziale medycyny. Podróżowała też do Turcji, Włoch, Grecji, Syrii i
Wielkiej Brytanii. Do tej pory w Polsce ukazało się kilka książek Antonii
Michaelis adresowanych do dzieci i młodzieży, w tym ta najważniejsza i
najbardziej wzruszająca: „Baśniarz”.
Agnes
Anne Rose: Na wstępie bardzo serdecznie chciałabym podziękować
Pani za wyrażenie zgody na udzielenie wywiadu. Jest to dla mnie ogromny
zaszczyt gościć Panią na swoim blogu, który prowadzę dla miłośników literatury
w Polsce. Pisze Pani książki adresowane do dzieci i młodzieży. Myślę, że to
bardzo wymagający czytelnicy. Skąd pomysł, aby tworzyć literaturę właśnie dla
tej grupy czytelników?
Antonia
Michaelis:
Piszę także dla dorosłych, tylko że trudniej mi było te książki wydać. Dopiero
teraz coś się ruszyło w tym kierunku. Dzieci i dorośli są do siebie bardzo
podobni. Podział na literaturę dla dzieci, młodzieży czy dorosłych jest ogólnie
trudny. Moim zdaniem, dobre książki dla młodych czytelników powinny być w
pewnej mierze adresowane także do dorosłych, natomiast dobre książki dla
dorosłych powinny im pozwalać na to, aby od czasu do czasu powracać do swojej
dziecięcej natury. Nie ma niczego gorszego, niż – jako rodzic nie mający
wyboru – czytać swojemu dziecku coś śmiertelnie nudnego. Staram się wbudowywać
w moje książki dla dzieci podwójne dno oraz kilka żartów, które rozumieją z
reguły tylko dorośli.
AAR: Czy młodzi
czytelnicy są bardziej krytyczni?
AM: Myślę, że nie.
Kto chce narzekać, zawsze znajdzie do tego powód, niezależnie od wieku.
AAR: Czy trudniej
jest pisać dla dzieci, ponieważ ma się misję wychowawczą? Ponieważ książki
współkształtują dzieci i młodzież?
AM: Być może. Ale
ja nie piszę nienagannych pod względem wychowawczym i politycznie poprawnych
utworów. Obawiam się, że tego nie potrafię.
AAR: W nawiązaniu do
poprzedniego pytania, chciałabym zapytać dla kogo, Pani zdaniem, pisze się
trudniej: dla dzieci czy dla młodzieży, która zaczyna stawiać pierwsze kroki w
dorosłym życiu?
AM: Nie mam
pojęcia. Po prostu siadam i piszę daną historię. Trudności polegają raczej na
tym, co – zdaniem wydawnictw – dzieci i młodzież powinny czytać, a czego nie. W
przypadku najmłodszych odbiorców, wiele kwestii należy do tematów tabu,
natomiast przy młodzieży można odważyć się na więcej. Ja nie piszę tylko dla
trzynastolatek albo czterdziestodwuletnich mężczyzn. Ja piszę dla ludzi.
Wszyscy, niezależnie od wieku, i tak się od siebie różnimy.
AAR: Czy od dziecka
marzyła Pani o tworzeniu literatury? Bo przecież studiowała Pani medycynę,
która z literaturą ma raczej niewiele wspólnego. Chyba że w kontekście
naukowym.
AM: Zaczęłam pisać
już w wieku pięciu lat (szczerze mówiąc, niezbyt dobrze). Medycynę studiowałam
dlatego, bo chciałam wyjechać za granicę i tam podjąć pracę. Jakoś nigdy do
tego nie doszło. Wprawdzie często podróżowałam i pracowałam w zagranicznych
szpitalach, ale w końcu zawsze lądowałam tutaj (blisko polskiej granicy). Po
prostu lubię tutejszy krajobraz; i oczywiście kompletnie nie nadawałam się do
tego, by pracować jako lekarz. Ukończyłam studia medyczne i od razu przestałam
marnować czas na zastanawianie się nad tym, by pozostać w zawodzie.
Wydawnictwo
Dreams
Rzeszów 2012
Tytuł oryginału:
Der Märchenerzähler
Przekład: Renata
Ożóg
|
AAR: Czytając Pani
biografię dowiedziałam się, że przez pewien czas mieszkała Pani w Indiach. Czy
pobyt w tak egzotycznym kraju wpłynął w jakiś sposób na powstanie przepięknej
baśni pod tytułem „Tygrysi księżyc”?
AM: Jasne. Przez
cały czas rozmawiałam tam z białymi niedźwiedziami. Na szczęście przeżyłam
wszystkie moje podróże po Indiach i ani razu nie musiałam inkarnować.
AAR:
Zauważyłam
też, że lubi Pani podróżować. W jaki sposób zwiedzanie świata wpływa na Pani
twórczość?
AM: Podróżowanie ma
na moją twórczość taki wpływ, że niektóre z książek piszę dwa razy: pierwszy
raz ręcznie, bo właśnie wędruję po Himalajach albo jestem gdzieś indziej, a
potem przepisuję wszystko na komputer, dla wydawnictw oczywiście.
AAR: W Polsce jak do
tej pory ukazało się pięć Pani książek, z których każda na swój własny sposób
wywarła wrażenie na czytelnikach. Mam tutaj na myśli takie książki, jak: „Tygrysi
księżyc”, „U nas w Ammerlo”, „Lato w Ammerlo”, „Mikołajowe historie”, „Baśniarz”.
Ta ostatnia stała się swego rodzaju fenomenem.
AM: Nie. „Mikołajowe
historie” ukazały się po polsku? Naprawdę? Zabawne. To nie jest książka, tylko
raczej zamówiony przez pewne wydawnictwo zbiór absolutnie krótkich i kompletnie
nudnych historyjek, stworzonych po to, aby męczyć małe dzieci, które popełniły
poważny błąd, decydując się nauczyć czytać.
AAR: Czy pomysł na
napisanie tak wyjątkowej książki, jaką jest „Baśniarz” dojrzewał w Pani od lat,
czy może jest on kwestią przypadku i podeszła Pani do tej powieści
spontanicznie?
AM: Pomysł ten już
od dawna krążył w mojej głowie, ale był bardzo mglisty. Potem przez rok nad nim
rozmyślałam, aż w końcu zaczęłam pisać. Czy jest tak niezwykły? Właściwie to
nie. Ta historia tylko NIEZWYKLE I ZUPEŁNIE PRZYPADKOWO przypadła do aktualnego
gustu dużej ilości czytelników. I to jest trochę niepokojące.
AAR: W „Baśniarzu” porusza
Pani problem trudnego dojrzewania. Czy nie obawiała się Pani, że właśnie tak
dramatyczne przedstawienie wieku dorastania sprawi, że książka będzie poddawana
fali krytyki?
AM: Ja nie tylko
się tego obawiałam, ale to WIEDZIAŁAM. W Internecie, w Niemczech i Ameryce, aż
roi się od pełnych nienawiści komentarzy. Zasadniczo dorośli pragną chronić
młodzież przed moimi książkami. Jednak, co ciekawe, większość młodych ludzi
wcale nie chce ratunku. Nie zależy mi na tym, aby młodzież podzielała moje przekonania
w każdej kwestii, ale żeby sama myślała i miała swoje zdanie. I właściwie to
potrafi, tylko dorośli często o tym nie wiedzą. Oczywiście w „Baśniarzu” nie
chodzi tylko o dorastanie, lecz o wiele więcej, ale teraz nie będę tego
wyjaśniać, bo po to napisałam książkę.
AAR: Wiele osób
zalicza „Baśniarza” do literatury fantasy. Mnie się wydaje, że to bardziej
powieść obyczajowa. Może nawet w pewnym stopniu kryminał. Skąd, Pani zdaniem,
takie przekonanie? Czyżby ze względu na baśń, którą Abel opowiada?
AM: Fantasy?
Naprawdę? W takim razie „Baśniarz” musi być w Polsce odbierany w jakiś
szczególny sposób, bo to jest jedyna kategoria, do której z całą pewnością się
NIE zalicza. Może to z powodu baśni, ale nie mam pojęcia. Prawdę mówiąc, jestem
tym zaskoczona. Czy fantasy to nie raczej smoki i inne światy, które trzeba
przed smokami albo przy ich pomocy ratować? W Niemczech „Baśniarz” na przemian
zaliczany jest do kategorii: thriller, historia miłosna oraz przede wszystkim
dramat społeczny. Kryminałem (według niemieckiej klasyfikacji) nie jest, gdyż
jednym z bohaterów musiałby być detektyw, albo ktoś w tym rodzaju.
AAR: Jest Pani młodą
i utalentowaną pisarką, przed którą kariera literacka stoi otworem. Dlatego
zapytam, czy nie myśli Pani napisać powieści adresowanej wyłącznie do
osób dorosłych? A może taka powieść już powstała?
AM: Czy jestem
utalentowana, tego nie wiem. Raczej sądzę, że po prostu nic innego nie
potrafię. W robieniu na drutach jestem kompletną nogą, a kiedy śpiewam, wszyscy
uciekają. Czyli pozostaje mi pisanie, jako jedyna forma wyrazu artystycznego. W
marcu, nakładem wydawnictwa Knaur ukaże się książka „Paradies für Alle” („Raj
dla wszystkich”; w wolnym tłumaczeniu; przyp. tłum.). Poza tym w pewnym maleńkim
wydawnictwie wydałam: „Der letzte Regen” („Ostatni deszcz”; w wolnym tłumaczeniu;
przyp. tłum.), to też jest utwór skierowany do dorosłych. Moja nowa książka
wydana w wydawnictwie Oetinger pod tytułem „Solange die Nachtigal singt” („Dopóki
śpiewa słowik”; w wolnym tłumaczeniu; przyp. tłum.) jest także adresowana
raczej do dorosłych czytelników. W każdym razie, tak piszą o niej (prawie)
wszyscy Internauci.
AAR: Którą z książek
darzy Pani największą sympatią i dlaczego, a nad którą pracowało się Pani
najtrudniej?
AM: Lubię wszystkie
moje książki, ponieważ (mam nadzieję) każda jest inna. Jeśli teraz wymieniłabym
jakiś tytuł, reszta by się obraziła, na pewno. Czasem mam lekkie pióro, innym
razem praca idzie jak po gruzie. Pisanie jest łatwe, korygowanie okropne.
Natomiast skracanie (co zawsze muszę robić) jest koszmarne.
AAR: Czy oprócz
tworzenia literatury ma Pani jeszcze inne pasje, którym oddaje się Pani w
wolnych chwilach?
AM: Spanie i
jedzenie. Poza tym pracuję. Urządzam także występy teatralne z udziałem dzieci
i dorosłych, udzielam dodatkowych lekcji dla dzieci z rodzin w trudnej sytuacji
życiowej w mojej miejscowości, wychowuję dwójkę własnych dzieci (w wieku
półtora roku i czterech lat), biorę udział w spotkaniach autorskich w szkołach
i księgarniach.
AAR: Myślę, że
polscy Czytelnicy bardzo chętnie spotkaliby się z Panią w Polsce, szczególnie teraz,
kiedy po sukcesie „Baśniarza” jest Pani jedną z bardziej znanych światowych
pisarek tworzących dla dzieci i młodzieży. Czy gdyby otrzymała Pani zaproszenie
przyjazdu do Polski, skorzystałaby Pani z niego?
AM: Jasne. Tak przy
okazji wspomnę, że moja najlepsza przyjaciółka z czasów szkolnych była Polką.
To znaczy, nadal jest Polką. Niestety nigdy mnie nie nauczyła swojego języka, a
ja, wstyd się przyznać, znam tylko dwa słowa po polsku. Może polscy Czytelnicy
nauczą mnie więcej? Na przykład Kurzwarenhändler (sprzedawca pasmanterii, w
domyśle: handlarz narkotyków; odnośnik do książki, w której główny bohater
właśnie tym się zajmuje; przyp. tłum.). To byłoby słowo, od którego można by
zacząć naukę języka polskiego.
AAR: Serdecznie
dziękuję za rozmowę i z niecierpliwością będę czekać na kolejne Pani książki,
które (mam nadzieję) będą sukcesywnie pojawiać się na polskim rynku
wydawniczym.
Rozmowa
i redakcja: Agnes Anne Rose
Przekład
z języka niemieckiego: Renata Ożóg (tłumaczka „Baśniarza”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz