poniedziałek, 10 października 2016

Janusz Koryl – „Ceremonia“












Wydawnictwo: DREAMS
Rzeszów 2012




Mówią, że każdy człowiek w coś wierzy i każdy wyznaje jakąś swoją indywidualną religię. Jedni aktywnie działają we wspólnotach, inni stanowczo się od nich odcinają, twierdząc, że wiara to tylko i wyłącznie ich sprawa i nie będą jej z nikim dzielić. Nawet ten, kto uważa, że w nic nie wierzy, po zastanowieniu się stwierdza, że jednak chyba w jego życiu jest coś, co sprawia, że dzięki temu czuje się lepiej. Ludzie wierzą nie tylko w Boga. Ważna jest dla nich miłość, dobro, pomoc potrzebującym i wiele innych spraw, które powodują, że ludzkie życie nabiera wartości. Ale co takiego dzieje się wówczas, gdy nasze przywiązanie czy wiara stają się fanatyzmem, który zmierza do zagłady nie tylko osoby, która wierzy, ale przede wszystkim tych, którzy znajdują się w jej otoczeniu? Jak cienka jest granica pomiędzy rozsądkiem a uzależnieniem od wiary? Otóż okazuje się, że ta granica jest bardzo cienka i tylko przytomny umysł może uratować człowieka przed jej przekroczeniem.

W Rzeszowie mieszka i pracuje pewien młody dziennikarz prasowy, Rafał Kamiński. Mężczyzna pracuje dla Głosu Podkarpacia. Jest młody i ambitny, więc nie dziwi fakt, że chciałby pisać o rzeczach, które pozwoliłyby mu popchnąć do przodu jego karierę zawodową. Niestety, Podkarpacie to niezwykle spokojne województwo i raczej nie uświadczy tam niczego, co mogłoby wstrząsnąć opinią publiczną. Tak więc Rafał Kamiński pewnego dnia stwierdza, że jako dziennikarz po prostu się cofa. W dodatku życie prywatne też jakoś tak nagle przestało mu się układać. Co w takim razie robić? Czekać na łut szczęścia czy może wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć szukać sensacji na siłę?

Wygląda na to, że los usłyszał narzekania dziennikarza, bo oto któregoś dnia do swojego gabinetu zaprasza go naczelny i kładzie przed Rafałem tajemniczy list. Nadawca listu jest anonimowy. Rafał sceptycznie nastawiony do kawałka papieru, w końcu rozkłada kartkę i czyta:

Panie redaktorze! 
Nie mogę już dłużej milczeć na temat tego, co się dzieje w Polanie, gdzie mieszkam. To taka mała wioska w Bieszczadach niedaleko Lutowisk. Do tej pory trzymałem język za zębami, ale dłużej nie mogę. Trzeba przerwać zmowę milczenia. Zmusza mnie do tego moje sumienie. Sprawa wygląda następująco. 
Od trzech lat w naszej wsi krzyżuje się ludzi. Dokładnie tak, krzyżuje albo jeśli pan woli, uśmierca na krzyżu. Co roku w Wielki Piątek ginie w ten sposób jeden mężczyzna. Do tej pory zginęło ich trzech: Józef Deręgowski (w 2008), Tomasz Pacześniak (w 2009) i Mieczysław Żurek (w 2010). Zdjęcia ich grobów na tutejszym cmentarzu załączam w kopercie. 
W tym roku zawiśnie kolejna ofiara. Żeby temu zapobiec, piszę do pana ten list z gorącą prośbą o pomoc. Niech się pan pośpieszy, bo Wielki Piątek już w następnym tygodniu. 
Z poważaniem – mieszkaniec Polany.*
 
Po takiej lekturze aż ciarki przechodzą po kręgosłupie, prawda? Rafałowi też przeszły, jednak już po chwili otrząsnął się i stwierdził, że ludzie to są chyba nienormalni, żeby coś takiego wysyłać do redakcji poważnej gazety. Przecież jest dwudziesty pierwszy wiek i nikt już ludzi nie krzyżuje! Tamte czasy minęły bezpowrotnie! Czyżby? I tutaj pojawia się moment zawahania, bo tak naprawdę nie wiadomo czy dziennikarze mają do czynienia z szaleńcem, czy może we wsi Polana naprawdę odbywają się tak makabryczne egzekucje, o jakich donosi anonimowy informator.

W takiej sytuacji jedyne, co pozostaje Rafałowi, to zbadać sprawę osobiście i odwiedzić Polanę. Bez wiary w jakiekolwiek powodzenie, dziennikarz jedzie w Bieszczady. Sam nie wierzy w to, co właśnie robi. Bo przecież jak młody i inteligentny facet może podążać za czymś, co z góry jest skazane na niepowodzenie?! Nie w tym stuleciu! Jednak z drugiej strony, gdyby donos okazał się prawdziwy, Rafał miałby niepowtarzalny materiał na pierwszą stronę. Jego kariera zawodowa wreszcie nabrałaby tempa. Przestałby bezczynnie siedzieć za biurkiem i zabijać nudę bezmyślnym gapieniem się w monitor komputera.

Wreszcie Rafał dociera na miejsce. I co go tam spotyka? Dziwaczna atmosfera i podejrzliwe spojrzenia mieszkańców. A kiedy próbuje zasięgnąć języka, ludzie zaczynają wrogo na niego patrzeć. Jednak Rafał nie zraża się i brnie w tę tajemniczą sprawę coraz dalej. Czy chęć złapania świetnego tematu jest aż tak bardzo kusząca, że dziennikarz nie zwraca uwagi na grożące mu niebezpieczeństwo? Czy anonimowy informator pisał prawdę i w Polanie na wierzchołku Baszty naprawdę każdego roku na krzyżu umierają młodzi mężczyźni? A jeśli tak, to kto stoi za tymi makabrycznymi zgonami?

Ceremonia to klasyczny przykład religijnego fanatyzmu i ślepego zawierzenia słowom człowieka, który w jakiś niewiadomy sposób zawładnął umysłami ludzi mieszkających w bieszczadzkiej wsi. Z jednej strony wiedzą, że to, co dzieje się w ich miejscowości jest złe i nie powinno mieć w ogóle miejsca, ale z drugiej nie mają w sobie na tyle siły, aby zbuntować się i przerwać to fanatyczne misterium. Na przykładzie tej wiejskiej społeczności dokładnie widać, ile tak naprawdę w ludziach jest zakłamania i nienawiści, a ile prawdziwej wiary.

Przyznam, że trochę obawiałam się tej powieści. Okazuje się, że mój strach był niepotrzebny. Książkę przeczytałam w jeden wieczór, ponieważ nie sposób się od niej oderwać. Autor zaskakuje nie tylko oryginalnym pomysłem na fabułę, ale przede wszystkim niebanalnym zakończeniem. Kiedy czytelnik myśli, że już wszystko zostało powiedziane, nagle następuje nieoczekiwany zwrot akcji i wracamy do punktu wyjścia. Ta niewielkich gabarytów książka naprawdę trzyma w napięciu do ostatniej strony. Oczywiście Autor niczego nie neguje ani nie popiera. Nie próbuje też narzucać czytelnikowi swoich przekonań. Moim zdaniem Janusz Koryl znacznie bardziej skupia się na stanie psychiki mieszkańców, niż na charakterze samej ceremonii. Bo przecież ludzkie działania najpierw rodzą się w umyśle człowieka, a dopiero potem materializują się i możemy widzieć ich skutki. Jestem przekonana, że wielbiciele thrillerów nie zawiodą się, czytając Ceremonię.





* J. Koryl, Ceremonia, Wyd. Dreams, Rzeszów 2012, s. 11-12.






2 komentarze:

  1. Bardzo wielka szkoda że ta książka nie została bardziej nagłośniona. Zaciekawiłam się strasznie, a fakt, że akcja rozgrywa się w Bieszczadach jeszcze bardziej mnie do tej powieści zachęca!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam już jakiś czas temu. Rzeczywiście niewiele było o miej slychać a szkoda, bo książka warta uwagi. Do tej pory świetnie ją pamiętam 😊

    OdpowiedzUsuń