niedziela, 1 kwietnia 2012

Początki mojego pisania sięgają dużo dalej niż powieść „Cztery pory lata” ...



LITERAT KWIETNIA 2012 



ROZMOWA Z RENATĄ L. GÓRSKĄ


Renata L. Górska to polska autorka literatury obyczajowej, znana z takich powieści jak „Cztery pory lata”, „Za plecami anioła”, czy „Błędne siostry”. Publikuje też felietony i opowiadania. Lubi zabawę słowem, dzieci i koty. Jej dewizą jest wszystko móc, nic nie musieć. Autorka o swoim pisaniu: Kluczem pojedynczej idei otwieram inne światy i przez wiele miesięcy przemykam się do nich. Wcielam się w ich mieszkańców, uczestniczę w ich radościach i smutkach, myślę ich myślami. Rozwijam te historie, lecz one też mnie przemieniają, dlatego kończąc powieść jestem trochę inna niż na jej początku. W moich książkach wszystko jest fikcją, mam wtedy największą satysfakcję tworzenia. Dokumentację naszej rzeczywistości pozostawiam już innym. Piszę, ponieważ jednego życia mi mało? Możliwe. Renata oznacza bowiem odrodzona, urodzona na nowo.

Agnes Anne Rose: Pani Renato, na początek chciałabym Panią serdecznie powitać na moim blogu i podziękować, że zgodziła się Pani przyjąć moje zaproszenie i zostać Literatem Kwietnia 2012. Jest to dla mnie ogromny zaszczyt. W styczniu ukazała się Pani najnowsza powieść, pod tytułem „Błędne siostry”. Przyznam, że tytuł bardzo intrygujący. Skąd taki pomysł?

Renata L. Górska: Witam równie serdecznie! Dziękuję za to sympatyczne wyróżnienie, tym mocniej, że spotkało mnie wiosną! O tej porze roku budzą się we mnie nowe idee, nie inaczej było z „Błędnymi siostrami”. Początkowo wątek kobiet-sióstr miał być drugoplanowym, a powieść nosiła inny tytuł. Kiedy byłam zmuszona go zmienić, przyszło mi na myśl, by połączyć stworzoną legendę wokół górskiej polany z losem bohaterek. Nazwa skałek stała się symboliczna dla związku sióstr, dla ich życiowego błąkania się, też popełnionych przez nich błędów. Historia potoczyła się zatem inaczej niż w pierwotnym zamierzeniu. Mam nadzieję, że wyszło jej to na korzyść.   


  

AAR: Na stałe mieszka Pani za granicą, lecz akcję najnowszej powieści umiejscowiła Pani w Polsce, a dokładnie w Karkonoszach. Czy jest to przejaw tęsknoty za krajem rodzinnym?

RLG: I tak, i nie. Dzisiejsza emigracja jest inna niż dawniej, a powroty do Polski są łatwiejsze. Swoją tęsknotę za nią zaspokajam podczas osobistych pobytów w ojczyźnie, ale twórcze wycieczki w wyobraźni na pewno też są w tym pomocne. Nie zawsze umiejscawiam akcję w naszym kraju, jednak „Błędne siostry” rzeczywiście toczą się w polskich górach. Po Karkonoszach wędrowałam w latach licealnych, w ostatnich już nieczęsto. Kto wie, może istotnie zatęskniłam za nimi? 

AAR: „Błędne siostry” to trzecia powieść Pani autorstwa. Ciekawi mnie która z bohaterek jest Pani najbliższa: Kornelia, Marta, a może Karola?

RLG: Najbliższa jest mi zawsze ta, którą właśnie kreuję. Każda z wyżej wymienionych miała swój intensywny czas i najpewniej odzwierciedla po części moje ówczesne nastroje i przemyślenia. Dzisiaj te dziewczyny są mi niczym dawno nie widziane przyjaciółki, do których czuje się sentyment, ale ma się świadomość, że jest się już gdzie indziej niż one. Może odpowiem więc inaczej. Najmocniej bawiła mnie Kornelia, Marta jest trochę taka, jaką chciałabym być, a Karolę lubię za jej niedoskonałości.

AAR: Co, Pani zdaniem, odróżnia „Błędne siostry” od Pani poprzednich powieści?

RLG: Mam wrażenie, że wszystko, gdyż nowa jest (choć też wielowątkowa) historia, odmienna sceneria, inni bohaterzy. Jest natomiast kilka rzeczy, które pojawiły się po raz pierwszy. Są to polskie góry i zima, elementy z pogranicza metafizyki, czy wplecione osobiste doświadczenie migreny. Co do stylu, to nie mnie się wypowiadać, jednak w porównaniu do poprzednich książek w tej starałam się o nieco więcej dialogów.

AAR: A teraz może wróćmy do początków Pani przygody z pisaniem. Zadebiutowała Pani powieścią pod tytułem „Cztery pory lata”. Jak to jest trzymać w ręku własną powieść, na której napisanie poświeciło się kilka miesięcy?

RLG: Początki mojego pisania sięgają dużo dalej, ale istotnie, w księgarniach zadebiutowałam powieścią „Cztery pory lata” po raz pierwszy, odważając się na zmierzenie z rynkiem wydawniczym. Wszystko potoczyło się niebywale szybko, (pozytywne odpowiedzi dwóch wydawców, podpisanie umowy), więc nim naprawdę otrząsnęłam się z szoku, do końca nie dowierzając, już otwierałam paczkę z egzemplarzami autorskimi. Przeżycie było ogromne, jak zawsze, gdy coś wyjątkowego przydarza nam się po raz pierwszy. Trudna do opisania radość, podniecenie i satysfakcja. Przy kolejnych książkach było podobnie, lecz już mniej odlotowo, ponieważ z wiedzą o pozytywnych i negatywnych stronach publikowania.

AAR: Z Pani biografii wynika, że z wykształcenia jest Pani ekonomistką. Zatem, skąd u ekonomistki tak ogromne zacięcie pisarskie?

RLG: Wykształcenie zgodne z rodzajem wykonywanej twórczości może być niekiedy przeszkodą. Jedna ze znajomych, polonistka i dziennikarka, powiedziała mi kiedyś: Ja doskonale wiem, jak powinna wyglądać dobra powieść, ale mi to nie wychodzi, ty nie uczyłaś się tego, a udaje ci się. Istotnie, piszę wyłącznie intuicyjnie. Moje wykształcenie jest pomyłką i poza niespełna rokiem pracy w tym zawodzie, później nie miałam z nim nic do czynienia. Natomiast literki pokochałam jeszcze w przedszkolu, od małej pochłaniałam ogromne ilości książek, a pisać opowiadania zaczęłam w podstawówce. W wieku dorosłym współpracowałam z pewnym miesięcznikiem i dwutygodnikiem, a jakieś dłuższe formy pisałam wyłącznie do szuflady. Wiary w siebie dodało mi prezentowanie swoich tekstów na blogu, który dopóki istniał cieszył się dużą popularnością. Pomiędzy było wychowanie dziecka, różne miejsca pracy i wiele innych doświadczeń życiowych, z których obecnie mogę czerpać. Pisanie nie jest tylko opanowaniem warsztatu, potrzeba zmysłu obserwacji, umiejętności analizy i syntezy, wrażliwości, itd.

AAR: Niektórzy pisarze twierdzą, że przed wysłaniem powieści do wydawnictwa proszą o opinię osoby ze swojego najbliższego otoczenia, na przykład rodzinę, zaufanych znajomych. A jak jest w Pani przypadku? Czy ma Pani jakiegoś swojego nadwornego recenzenta?

RLG: Owszem, są takie osoby najwierniejsze z nich to moja kuzynka Ania i przyjaciółka Bożena. Nie nazwałabym ich jednak recenzentkami, gdyż są nazbyt życzliwe mojemu pisaniu. Obydwie na bieżąco śledzą powstawanie moich powieści, wyłapują literówki, mają celne uwagi. Przede wszystkim zaś motywują mnie, kiedy nachodzi mnie zwątpienie w sens pisania. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna.

AAR: Niedawno czytałam wywiad z dość znaną amerykańską pisarką tworzącą literaturę kobiecą. Twierdziła ona, iż nie ma czegoś takiego, jak wena. Jej zdaniem sukces literacki to nic innego, jak tylko efekt ciężkiej pracy nie mający nic wspólnego z natchnieniem. Jakie jest Pani zdanie w tej kwestii? Czy naprawdę coś takiego jak wena, czy natchnienie w ogóle nie istnieje?

RLG: W moim przypadku brak weny byłby końcem pisania. Wszystko bowiem zaczyna się od idei, a one nie biorą się z pracowitości. Napływają, kiedy chcą, acz niekiedy możemy pomóc natchnieniu. Przypuszczam, że każdy autor ma na to swoje sposoby. Nie wyobrażam sobie, ani też nie chciałabym sukcesu literackiego, który opierałby się wyłącznie na ciężkiej pracy. Pisanie nie zawsze jest łatwe i dyscyplina jest niezbędna, ale bez pierwiastka weny w moim pojęciu, czegoś od nas niezależnego - nie byłoby twórczością, a rzemiosłem. Może nawet katorgą.

AAR: Co sprawia Pani największą trudność podczas pisania? Umiejscowienie akcji? Wykreowanie bohaterów?

RLG: Nic z tych rzeczy. Mam ogromną przyjemność w wymyślaniu postaci i miejsc akcji. Wszelakie opisy przychodzą mi dosyć łatwo, ponieważ widzę to wszystko. Wyobraźnię wspomagają obrazy zakodowane przez pamięć, a efekt końcowy jest zapewne zlepkiem jednego i drugiego. Niestety, tak jak natura wyposażyła mnie w dobrą pamięć wzrokową, tak zawiodła już przy słuchowej. Pomijając tematy muzyczne. Absolutnie nie mam jednak pamięci do zasłyszanych słów, notorycznie przekręcam nazwiska, nie potrafię przytoczyć czyichś wypowiedzi. Tym samym dotarłam do sedna, największą trudność sprawiają mi dialogi powieściowe, rodzą się powoli. Za to moi znajomi mogą czuć się bezpiecznie, gdyż nigdy nie przytoczę żadnej z ich rozmów (co podobno zdarza się niektórym pisarzom).  

AAR: Czy pisanie to dla Pani przyjemność, czy może traktuje je Pani jako ciężką pracę, którą należy wykonać bez względu na wszystko?

RLG: Kiedyś obiecałam sobie, że nie dopuszczę do tego, aby moje pisanie z przyjemności przeobraziło się w obowiązek. Nie gryzie się to z samodyscypliną, gdyż czymś innym jest chcę (jeżeli chcę), a czymś innym muszę. A ja nie znoszę coś musieć. Kiedy nachodzi mnie niemoc twórcza, po prostu robię sobie przerwę. To luksus, na który nie stać autorów związanych umowami terminowymi. Moją zasadą jest nic na siłę. Pisanie lubi, aby za nim zatęsknić.

AAR: Na Pani blogu wyczytałam, że pracuje już Pani nad kolejną powieścią. Czego, jako czytelnicy, możemy się po niej spodziewać?

RLG: Na tak wczesnym etapie trudno odpowiedzieć mi na to, ponieważ historia przeobraża się z fragmentu na fragment. Mogę zdradzić, że akcja nie dzieje się w Polsce, będą nietuzinkowe postaci, trochę intryg i sekretów, a wszystko w cieniu zabytkowego miasteczka. Głównym wątkiem jest osobliwy kontakt dwóch kobiet, jedna z nich jest naszą rodaczką. Na jej przykładzie chciałabym pokazać, że spotkania z innymi ludźmi dodają nam też wiedzy o nas samych.

AAR: Wiem, że o najskrytszych marzeniach nie powinno się mówić głośno, ale zaryzykuję i zapytam, jakie jest największe marzenie Pani Renaty Górskiej jako pisarki?

RLG: Rozumiem, że to nie lista życzeń, gdyż ta byłaby dość długa (dotyczy spraw zapleczowych). Największe marzenie jako pisarki? Zyskiwać coraz więcej wiernych czytelników!

AAR: Na koniec chciałabym prosić Panią o zachęcenie czytelników mojego bloga do zapoznania się z Pani najnowszą powieścią.

RLG: Niedawno poproszono mnie o to samo, toteż pozwolę sobie przytoczyć to zdanie: Jeżeli lubisz powieści obyczajowe z sekretami rodzinnymi, wątkiem romansowym i dreszczykiem emocji, a wszystko w pięknych okolicznościach przyrody gór; koniecznie sięgnij po „Błędne siostry”!

AAR: Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę udanych Świąt Wielkanocnych, a także kolejnych fantastycznych powieści.

RLG: Dziękuję, to miłe. Pozdrawiam moją rozmówczynię i wszystkich gości tego bloga! Pogodnej Wielkanocy Wam życzę!


Rozmowa i redakcja:
Agnes Anne Rose




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz