Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2008
Tytuł oryginału: Ricochet
Przekład: Joanna Grabarek
Rykoszet to już trzecia z kolei książka autorstwa Sandry Brown, którą Wam polecam.
Tym razem Autorka również mnie nie zawiodła. Chociaż przy dwóch poprzednich
recenzjach czepiałam się podobieństw, to jednak nie zmieniło to mojej opinii o
twórczości Sandry Brown. Jeżeli komuś to nazwisko kojarzy się wyłącznie
z romansami, to jest w błędzie. Owszem, Sandra Brown opisuje od czasu do czasu
gorące historie miłosne, ale świetnie radzi sobie też w przypadku trzymających
w napięciu dreszczowców. To właśnie o takiej książce chcę Wam dzisiaj
opowiedzieć.
Cato Laird to sędzia sądu okręgowego w Savannah. Wszyscy darzą go
szacunkiem, a on sam czuje się kimś wyjątkowym. Orzeka w najpoważniejszych
sprawach. Żyje w dostatku, mając u boku piękną, młodą żonę. Ale nie tylko on
cieszy się sławą w Savannah. Po drugiej stronie wymiaru sprawiedliwości stoi
Robert Savich bezwzględny morderca, trudniący się w głównej mierze handlem
narkotykami. Swoje ciemne interesy Savich prowadzi pod przykrywką warsztatu
samochodowego. Czytelnik poznaje bandytę, gdy ten oskarżony jest o makabryczne
zabójstwo jednego ze swoich ludzi. Nieboszczyk jeszcze za życia próbował ułożyć
się z policją, dlatego musiał zginąć. Przed śmiercią Freddy Morrison został
pozbawiony języka, co stało się kluczowym dowodem na to, że za zabójstwem stoi
właśnie Robert Savich. Bandyta już wcześniej odgrażał się, że zrobi to, jeśli
tylko Morrison odważy się wystąpić przeciwko niemu.
Oczywiście sprawę prowadzi sędzia Laird. Pomimo że policja i prokuratura
dysponują niezbitymi dowodami, Savich zostaje zwolniony i wychodzi na wolność.
Obecny na rozprawie detektyw Duncan Hatcher daje dość mocno wyraz swojemu
niezadowoleniu. W konsekwencji zostaje przez sędziego skazany na dwa dni
więzienia za obrazę Wysokiego Sądu. Po odbyciu kary, z więzienia odbiera go
DeeDee Bowen, która jednocześnie jest jego partnerką, pracującą z nim w
wydziale zabójstw. Po powrocie do domu Hatcher odkrywa, że w jego lodówce
ukryty jest język nieszczęsnego Morrisona. Dla detektywa jest to znak, że
Savich nie spoczął na laurach i w ten sposób chce dać mu do zrozumienia, aby
miał się na baczności, bo może stać się kolejnym celem bandyty.
Jeszcze tego samego dnia Duncan otrzymuje od swojej partnerki zaproszenie
na przyjęcie, na którym mają zostać wręczone nagrody dla policjantów, którzy w
jakiś sposób wyróżnili się swoją pracą. DeeDee jest wśród nich, ale ponieważ
nie ma z kim tam pójść, postanawia zaprosić swojego partnera. Duncan nie jest
tym zachwycony, ale ostatecznie zgadza się. Na przyjęciu obecny jest także
sędzia Laird i jego żona, Elise. Kiedy Hatcher ją dostrzega, czuje się niczym
rażony piorunem. Od tej chwili już wie, że nie będzie mógł o niej zapomnieć.
Choć w rozmowie z nią zachowuje się jak zwykły prostak, to jednak czuje, że
Elise Laird jest kobietą, o jakiej marzył przez całe życie. Nie wie tylko, że
za kilka godzin będzie o krok od oskarżenia jej o morderstwo pierwszego stopnia.
Jeszcze tej samej nocy Duncan i DeeDee zostają wezwani do posiadłości sędziego,
w której doszło do zabójstwa. Okazuje się, że Elise z zimną krwią zastrzeliła
mężczyznę, który rzekomo włamał się do rezydencji, aby ją okraść. Kobieta
twierdzi, że zrobiła to w obronie własnej. Jej zeznanie potwierdza również
Cato, ale mimo to Hatcher nabiera podejrzeń i uważa, że Lairdowie nie mówią
całej prawdy. Sprawa znacznie komplikuje się, kiedy po kilku dniach Elise
odwiedza Duncana i oznajmia mu, że jej własny mąż chce ją zabić, a rzekomy
włamywacz został w tym celu przez niego wynajęty. I co teraz powinien zrobić
Hatcher? Uwierzyć pięknej pani Laird, czy może wysłać ją do diabła i prowadzić
śledztwo według własnych reguł? W tym momencie detektyw staje przed poważnym
dylematem moralnym. Przecież w żadnym wypadku nie wolno mu utrzymywać
jakichkolwiek stosunków z główną podejrzaną, gdyż jest to najkrótsza droga do
tego, aby stracić pracę. Ale jak przekonać hormony, które zdają się o tym
zapominać?
Jeśli zastanawiacie się, jak ze swoim kodeksem etycznym w tej sytuacji
poradzi sobie detektyw Duncan Hatcher, to musicie przeczytać tę powieść.
Odkryjecie w niej nie tylko tajemnicę dylematów moralnych Hatchera, ale także
poznacie prawdziwą twarz Elise Laird. Przyznam się Wam, że w tej książce Sandra
Brown naprawdę zaskakuje. Niespodziewane zwroty akcji, o jakich pisze wydawca
na okładce, nie są tutaj jedynie zwykłą reklamą. Akcja naprawdę zaskakuje, a
czytelnik nie ma czasu na oswojenie się z jednym wątkiem, bo już pojawia się
następny. W tym przypadku niczego nie można być pewnym do końca. Nie można
niczego przewidzieć. Elise Laird momentami wydaje się słodką, pokrzywdzoną
przez los dziewczynką, a już za chwilę poznajemy ją jako twardą i niezwykle
odważną kobietę, stającą twarzą w twarz z ogromnym niebezpieczeństwem. Tak
naprawdę czytelnik nie wie czy Elise jedynie wykorzystuje Duncana w tylko
sobie wiadomym celu, czy może jest z nim szczera i naprawdę potrzebuje jego
pomocy, żeby nie stracić życia? Poza tym, jest jeszcze Cato Laird. Jaką on
odgrywa w tym wszystkim rolę? Co stoi za jego przychylnymi decyzjami w sprawie
Roberta Savicha.
Szczególną uwagę chcę także zwrócić na postać DeeDee Bowen. Jest to
klasyczny przypadek kobiety, która bardziej przypomina faceta. Jej
charakterystyczną cechą jest specyficzna fryzura, z której wszyscy się
nabijają. Praktycznie nie ma w niej ani grama kobiecości, ale za to jest
świetną policjantką. Jej charakterystyczne odzywki bawią czytelnika do łez.
Przyznam się Wam, że niesamowicie podoba mi się styl pisania Sandry Brown. Jest
to Autorka, która doskonale wie, kiedy użyć ostrzejszego języka, a kiedy
wyhamować. Nie bije na oślep wulgaryzmami, jak to się często zdarza innym
pisarzom. Nie ma też w jej pisaniu czegoś takiego, jak zastąpienie jednego
wyrazu innym, tylko po to, żeby zredukować poziom emocji i żeby tekst był
bardziej estetyczny. W tej kwestii jest ona o niebo lepsza niż Nora Roberts i
chyba jakakolwiek inna, znana mi pisarka z kręgu literatury kobiecej. Ona po
prostu pisze tak, jak jest w rzeczywistości. Potrafi fenomenalnie dopasować
język do środowiska, które opisuje. To jest naprawdę zawodowstwo. W związku z
tym, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyznać tej powieści najwyższą
ocenę, a Was zachęcić do jej przeczytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz