Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki. Dziękuję!
Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA
WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2023
Król Karol
Robert, będący pierwszym władcą z dynastii Andegawenów zasiadających na
węgierskim tronie, zmarł w lipcu 1342 roku. Już sześć dni po jego śmierci
węgierską koronę włożono na głowę jego najstarszego syna Ludwika, któremu
historia nada potem przydomek „Wielki”. W chwili śmierci ojca Ludwik miał szesnaście lat. Natychmiast po koronacji, młody władca udał się z
pielgrzymką do grobu świętego Władysława, najpopularniejszego węgierskiego
króla z dynastii Arpadów panującego w XI wieku. Tam złożył przysięgę, że będzie
rządził narodem węgierskim na wzór swego wielkiego poprzednika. Stamtąd
wyruszył do Siedmiogrodu (Transylwanii), aby przyjąć przysięgę wierności od
syna Michała Bazaráda. Michał Bazarád był władcą Wołoszczyzny, który za
panowania Karola Roberta odważył się zlekceważyć swoją zależność od węgierskiej
korony. Ledwie Ludwik wrócił do zamku w Wyszehradzie, a już otrzymał wielce
przygnębiające wieści dotyczące jego młodszego brata, księcia Andrzeja
Andegaweńskiego, będącego mężem królowej Neapolu, Joanny Andegaweńskiej.
Książę Andrzej nie był zbyt mile widziany w Neapolu, a tamtejsi liczni książęta patrzyli na niego z zazdrością i starali się wszelkimi sposobami utrudnić mu wstąpienie na tron. Matka Ludwika i Andrzeja, królowa wdowa Elżbieta Łokietkówna, słysząc jak wielka krzywda dzieje się jej młodszemu synowi, natychmiast pospieszyła do Neapolu obładowana skarbami, aby tylko uratować swoje dziecko przed machinacjami wrogów. Węgierskie pieniądze odniosły pożądany skutek na papieskim dworze, którego wasalem był w tamtym czasie Neapol. Królowa Elżbieta uzyskała bowiem zapewnienie, że książę Andrzej zostanie koronowany, po czym wróciła na Węgry. W chwili wyjazdu miała jednak bardzo złe przeczucia, które – jak się niebawem okazało – wcale nie były jedynie wytworem jej wyobraźni. Wyjazd królowej Elżbiety stał się bowiem impulsem do nowych intryg na neapolitańskim dworze. Książęta Filip i Ludwik z Tarentu, synowie Katarzyny II de Valois, otwarcie znieważali młodego księcia Andrzeja. Z kolei Joanna Andegaweńska w niegodziwy sposób odwróciła się od męża i stanęła po stronie wrogów.
Król Ludwik Węgierski według wyobrażenia Aleksandra Lessera |
Dzień koronacji zbliżał się wielkimi krokami. Andrzej, licząc na władzę, którą miał wkrótce sprawować, zagroził swoim wrogom, że kiedyś pomści wszystkie wyrządzone mu krzywdy. Przeciwników księcia ogarnęło jeszcze większe przerażenie, gdy podczas turnieju rycerskiego, który miał miejsce na krótko przed planowaną koronacją, ujrzeli na sztandarze księcia Andrzeja topór i pętlę znajdujące się pod jego ramionami. Nadchodzące niebezpieczeństwo sprawiło, że spiskujący książęta stawali się coraz bardziej zdesperowani i zdecydowani usunąć Andrzeja z drogi. Postanowiono zatem, że zostanie zamordowany, a Joanna wyraziła na to zgodę, a przynajmniej nie miała nic przeciwko temu. I tak oto 18 września 1345 roku cały dwór, a razem z nim również Joanna, udał się do Aversy, aby tam oddać się rozrywkom, wśród których znalazło się także polowanie. W nocy podstępem wywołano Andrzeja z jego komnaty. Książę nie zdążył nawet przekroczyć jej progu, gdy drzwi za nim od razu się zamknęły, a czyhający już na niego zabójcy natychmiast rzucili się na swoją ofiarę. I tak oto młodszy brat Ludwika Węgierskiego i ukochany syn Elżbiety Łokietkówny został brutalnie uduszony, a jego wołania o pomoc nikogo nie obeszły. Potem martwe ciało księcia, mordercy zrzucili z balkonu, pozorując wypadek. Podczas gdy rozgrywała się na krwawa scena, królowa Joanna ponoć spała spokojnie, nie niepokojona ani przez szamotaninę pod jej drzwiami, ani też przez krzyki męża. Trudno uwierzyć, że niczego nie słyszała, skoro wiedziała co tak naprawdę się wydarzy. Czy faktycznie była tak bezwzględna i okrutna, iż mogła spokojnie spać, mając świadomość, że tuż obok mordują jej męża? Po wszystkim miała ponoć twierdzić, że była pod wpływem czarów. Joannie niczego jednak nie udowodniono.
Skoro tylko wieść o śmierci księcia Andrzeja dotarła na Węgry, na zamku w Wyszehradzie zapanowała wielka żałoba. Król Ludwik Węgierski poprzysiągł straszliwą zemstę, a naród z entuzjazmem chwycił za broń, by go wesprzeć. Z zagranicy docierały głosy współczucia. Książęta włoscy pozwolili na swobodny przemarsz wojsk Ludwika przez należące do nich terytoria. Ekskomunikowany cesarz niemiecki, Ludwik IV Bawarski, zawarł z królem sojusz. Z kolei król Anglii, Edward III Plantagenet, współczując Ludwikowi Węgierskiemu, wciąż zachęcał go do zemsty. Tylko papież zachowywał złowrogie milczenie. Tym razem jednak chęć zemsty okazała się u Ludwika Węgierskiego silniejsza niż szacunek dla papieża i w 1347 roku armia węgierska była już gotowa do wymarszu. Ukaranie wiarołomnej kobiety, jaką w oczach Węgrów była Joanna, zaś nie podbicie Włoch, stało się celem ich wyprawy, natomiast włoscy książęta usłużnie zapewnili królewskim żołnierzom wszelkie ułatwienia w osiągnięciu tego zamiaru.
Wokół Ludwika Węgierskiego zjednoczyli się wszyscy wielcy panowie królestwa. Przed armią węgierską niesiono ogromny czarny sztandar, na którym widniała blada podobizna księcia Andrzeja. Król Ludwik dwukrotnie nacierał na Neapol, a za każdym razem towarzyszyły mu najznamienitsze węgierskie rody. Wśród nich znaleźli się między innymi Mikołaj Kont z Orahovicy, Andrzej i Szczepan Lackfi, a także Dionizos, syn tego ostatniego, oraz wielu innych, którzy przyprowadzili ze sobą swoje zbrojne zaciągi. Lecz mimo to ich potężne uderzenia zarówno na Aversę, jak i na dumny Neapol zostały wkrótce osłabione. Królowa Joanna wraz ze swoim drugim mężem, Ludwikiem z Tarentu, uciekła za morze. Z kolei Karol z Durazzo, jeden ze spiskujących przeciwko Andrzejowi książąt, który był podejrzewany o współudział w morderstwie, odpokutował swoją zbrodnię, zostając zamordowanym po hucznej zabawie i zrzuconym z tego samego balkonu, który trzy lata wcześniej stał się świadkiem haniebnego czynu spiskowców. Czterech innych książąt przewieziono natomiast na Węgry i tam uwięziono.
Joanna I Andegaweńska, królowa Neapolu Portret pochodzi z 1842 roku. autor: Amédée Gras |
I na tym zakończymy analizę przyczyn zemsty Ludwika Węgierskiego na Joannie Andegaweńskiej, królowej Neapolu, ponieważ to w tym miejscu rozpoczyna się akcja Korony w złocie i krwi, która stanowi kontynuację Dwóch królestw, jednej krwi. A zatem jest rok 1348, a król Ludwik Węgierski wraca do domu po – co tu dużo mówić – nieudanej wyprawie na Neapol. Nie ukarał znienawidzonej Joanny, tak jak planował. W dodatku jeszcze nie zdążył przekroczyć progu zamku w Budzie, a już dowiaduje się o śmierci ukochanej żony, Małgorzaty Luksemburskiej. Ale wszak jest królem, więc nie wolno mu zbyt długo rozpaczać nad grobem małżonki, bo trzeba myśleć o spłodzeniu następcy tronu, a przecież bez nowej żony nie zdoła tego dokonać. Lecz od czego ma zaradną matkę, która już doskonale wie, kim będzie jej przyszła synowa. To Elżbieta Bośniaczka, w której żyłach płynie krew polskich Piastów. I choć królowa wdowa szybko sprowadza pod swój dach młodziutką Elżbietę, to jednak jej syn raczej nie wykazuje nią zainteresowania. W głowie i w sercu Ludwika wciąż wielkim ogniem płonie żądza zemsty na Joannie Andegaweńskiej. Tym razem Ludwik ma nieco inny plan. Chce pojmać Joannę i poślubić jej siostrę, Marię. Czy uda mu się osiągnąć swój cel? Czy król tak mocno zżyty z matką będzie w stanie przeciwstawić się jej planom związanym z jego małżeństwem z kobietą, którą ta wybrała mu na kolejną żonę i królową Węgier? Czy Ludwik, zmuszony do zawarcia pokoju z Joanną Andegaweńską, będzie w stanie przełknąć tę gorzką pigułkę? A jak w tej sytuacji zachowa się sama Joanna, skoro nawet na własnym dworze nie może czuć się bezpieczna?
W kontynuacji opowieści o Andegawenach Renata Czarnecka znów potwierdza swój ogromny talent do pisania historii na nowo. Postacie, które ożywia na kartach książki są niezwykle autentyczne, co sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie, iż wraz z nimi przeżywa każde wydarzenie będące ich udziałem. Akcja powieści jest niezwykle dynamiczna; wciąż bowiem coś się dzieje. Czytelnik ma możliwość podglądania życia toczącego się na dwóch dworach. Raz jest to dwór węgierski, a raz neapolitański. Nie brak też dworu polskiego. Bo trzeba pamiętać, że Elżbieta Łokietkówna była siostrą Kazimierza III Wielkiego, a zatem nie sposób pominąć i tej postaci, zważywszy że król Kazimierz także musi zmagać się ze swoimi problemami, nie tylko na płaszczyźnie politycznej, ale też prywatnej. Generalnie jednak wszystko rozgrywa się wokół konfliktu pomiędzy Ludwikiem Węgierskim a Joanną Andegaweńską. Poza tym ani król Węgier, ani królowa Neapolu nie doczekali się jeszcze męskiego potomka, który mógłby kiedyś objąć po nich tron. Wprawdzie Joanna urodziła syna, ale nie może go wychowywać i tym samym nie może mu wpajać własnych zasad i poglądów, aby kiedyś uczynić z niego króla Neapolu. W dodatku Karol Martel jest zbyt mały, aby móc myśleć o nim jak o potencjalnym królu jednego, czy drugiego państwa, biorąc pod uwagę również fakt, że śmiertelność wśród dzieci średniowiecza jest naprawdę wysoka.
Kamil Siegmund jako król Ludwik Andegaweński w serialu Korona królów fot. TVP |
Oprócz wysuwającego się na pierwszy plan wspomnianego powyżej konfliktu, niezwykle istotne są również wydarzenia rozgrywające się gdzieś w jego tle. Pamiętajmy, że Joanna Andegaweńska była kobietą, dla której liczyła się nie tylko władza, ale też mężczyźni stojący u jej boku. Aby osiągać swoje cele potrzebowała przede wszystkim silnych mężczyzn, którzy byliby w stanie pomóc jej wspiąć się na sam szczyt. Była też kobietą namiętną, posiadającą własne potrzeby. Choć może wydawać się, że była bezwzględna i szła do celu po trupach i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, to jednak nie była pozbawiona uczuć tak bardzo charakterystycznych dla każdej kobiety. Nie obca była jej nie tylko miłość do mężczyzny, ale też do dzieci, które urodziła. I choć nie potrafiła dać swojemu drugiemu mężowi upragnionych synów, to jednak nie gardziła córkami, które oficjalnie przyszły na świat z tego związku. Do dziś nie wiemy bowiem, kto tak naprawdę był ojcem Karola Martela. Jedni przypisują ojcostwo księciu Andrzejowi Andegaweńskiemu, zaś inni drugiemu mężowi Joanny, Ludwikowi z Tarentu.
Tak jak w poprzednim tomie, tak i tutaj fabuła nie jest wolna od intryg i spisków. Bezustannie można zastanawiać się, kto tym razem straci życie; kto zostanie usunięty z drogi; kto popełni błąd, którego nie da się już naprawić i jedynym wyjściem będzie śmierć. Nikt, kto znajduje się w otoczeniu Joanny Andegaweńskiej nie może czuć się bezpieczny i pewny siebie, nawet ona sama. Myślę, że osoba królowej Neapolu jest zbyt mało znana w Polsce, dlatego niniejszy cykl powieściowy to prawdziwy skarb dla polskich czytelników. Na chwilę obecną mamy do dyspozycji dylogię. Marzy mi się jednak, żeby powstał kolejny tom, ponieważ opowieść o Joannie tak naprawdę jeszcze się nie kończy. Po zdarzeniach zamykających Koronę w złocie i krwi następuje szereg pasjonujących wydarzeń, które – jestem przekonana – przykułyby czytelnika do lektury na bardzo długo. A zatem z pełną odpowiedzialnością polecam zarówno pierwszy, jak i drugi tom historii Andegawenów. Historii, o której trudno zapomnieć i która dostarcza czytelnikowi wciąż nowych emocji.
Agnieszka Różycka
tłumaczka, autorka, eseistka, dziennikarka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz