wtorek, 1 stycznia 2013

Dla młodych czytelników pisze mi się łatwiej...




LITERAT STYCZNIA 2013


ROZMOWA Z LIDIĄ MIŚ-NOWAK


Pisarka, właścicielka rzeszowskiego wydawnictwa Dreams. Debiutowała w 2004 roku baśnią dla dzieci „Odwiedzając czarownice”. Kilkakrotnie otrzymała dyplom uznania za życzliwość i wsparcie dla kampanii społecznej „Cała Polska Czyta Dzieciom”. Uczestniczka centralnej inauguracji VIII Ogólnopolskiego Tygodnia Czytania Dzieciom Fundacji ABCXXI. W grudniu 2010 roku za książkę „Opowieści biblijne dziadzia Józefa” otrzymała nominację oraz główną nagrodę w konkursie portalu granice.pl w kategoriach: „Najlepsza książka na gwiazdkę” i „Najlepsza książka na zimę 2010” (wyróżnienie jury). W marcu 2011 roku książka ta zdobyła I miejsce w rankingu Książek Roku 2010, w kategorii Książek Dla Najmłodszych.



Agnes Anne Rose: Witam Panią serdecznie na moim blogu i dziękuję za przyjęcie zaproszenia w ramach cyklu Literat Miesiąca. Jest Pani pisarką, która specjalizuje się w tworzeniu literatury dla dzieci i młodzieży. Co skłoniło Panią do ukierunkowania swoich umiejętności literackich właśnie na tę grupę czytelników?

Lidia Miś-Nowak: Witam noworocznie. Tak, piszę przede wszystkim dla dzieci. W zasadzie popełniłam kilka książek dla dorosłych, dwie z nich obecnie przerabiam na scenariusz filmowy, ale jeszcze ich nie wydałam. Dla młodych czytelników pisze mi się łatwiej, pewnie dlatego, że sama nadal czuję się małą dziewczynką. Poza tym pisałam od dziecka. Miałam bodajże osiem lat, gdy po raz pierwszy usiadłam za biurkiem z zamiarem napisania książki. Inspirują mnie też moje córki (Julia 14 i Brygida 17 lat). To przed nimi zaczęłam roztaczać baśniowe wizje, które później przypadły do gustu szerszemu gronu czytelników.




AAR: Pani debiut literacki miał miejsce w 2004 roku, kiedy to ukazała się baśń dla dzieci pod tytułem „Odwiedzając czarownice”. Rok później została ona uznana jako najlepszy Debiut Prozatorski Podkarpacia, natomiast w 2012 roku baśń adaptowano na sztukę teatralną. Nadmienię jeszcze, że książka niedawno trafiła również na włoski rynek wydawniczy. Czy kiedy tworzyła Pani tę opowieść myślała Pani o tym, że ta książka odniesie tak wielki sukces?

LMN: Muszę sprostować jedną informację, którą Internauci opacznie zrozumieli. Mianowicie dotyczącą wejścia książki „Odwiedzając czarownice” na włoski rynek wydawniczy. Otóż trzecie wydanie książki miało swoją premierę na Targach Książki Dziecięcej i Młodzieżowej w Bolonii we Włoszech. To była premiera polskiej wersji językowej na stoisku Wydawnictwa Dreams. Nie oznacza to, że książka doczekała się przekładu. Ale rzeczywiście, dzieje się z nią wiele dobrego. Czasami wydaje mi się, że jest zaczarowana, że emanuje czymś niezwykłym. Bo wszystko tu było tajemnicze i zaczarowane. Od tego czaru zaczarowała się nawet ta baśń. Ta, którą właśnie czytasz. Książka nie miała kampanii reklamowej; w jej przypadku działają jakieś inne siły, które nie do końca rozumiem, ale też nie staram się ich pojąć. Cieszy mnie, że po prostu działają. Pewnego dnia dzwoni telefon i dowiaduję się, że dyrektor teatru chce adaptować ją na sztukę. Innym razem otrzymuję informację, że książka uczestniczy w ogólnopolskiej grze miejskiej „Pięć minut dla książki. Następnie kontaktuje się ze mną dziennikarz Polskiego Radia programu pierwszego, informując mnie, że chcą ją czytać na antenie. Teraz ubiega się o nią angielski rynek wydawniczy dla Polonii. Maciej Zakościelny z fundacji im. Kaliny Jędrusik „Kalinowe serce” pragnie zorganizować spotkanie autorskie. To miłe, widzieć jak moje dziecko ewoluuje. To cieszy.

AAR: Mam wrażenie, że prawdziwym hitem w dziedzinie literatury dziecięcej stały się „Opowieści biblijne dziadzia Józefa”. Ta pozycja wciąż cieszy się ogromną popularnością wśród najmłodszych czytelników, a także jest doceniana nie tylko przez jury na wszelkiego rodzaju imprezach związanych z literaturą, ale także przez Internautów. Co takiego, Pani zdaniem jako autorki, jest tak wyjątkowego w tych opowieściach, że tak wiele osób je docenia?

LMN: Może to, że jest autobiograficzna? Pewnie Pani zapyta jakim cudem, przecież to opowieści biblijne?! Otóż wspominam w niej całe swoje dzieciństwo. Przede wszystkim mojego dziadka Józefa, który raczył nas, dzieci, pięknymi opisami z Biblii. Na każdy temat, na każdą okazję i psotę, na to wszystko co przydarzało się w naszym dziecięcym życiu, odnajdywał biblijną analogię. Mawiał: „Podobne zdarzenie miało miejsce w Biblii” i snuł opowieść. Tłumaczył nam niezrozumiałe opisy, a my zadawaliśmy mu całą masę pytań. Jak to jest, kiedy nie ma niczego? No bo jak dziecięcy umysł ma pojąć obraz stworzenia świata? To pewnie przez prosty język, jakim operuję, książka podoba się czytelnikom. A może ciekawi ich, jaka byłam będąc dzieckiem?

AAR: Jest Pani również autorką książki pod tytułem „Serce lasu”. Jest to zbiór sześciu baśniowych ksiąg, z których każda opisuje losy poszczególnych grup istot zamieszkujących las. Dlaczego akurat las stał się w tym przypadku centralnym miejscem akcji?

LMN: Uwielbiam przyrodę i stare kultury. Tę książkę oparłam na obrządkach Słowian. Znajdują się tu kult przyrody, Elfy, Trolle, Krasnale, Smoki i oczywiście Zielarka. Są też jednorożce oraz bogini lasu. Z wykształcenia jestem technikiem ogrodnikiem, mój tato pielęgnował ponad dziesięciohektarowy sad, który pokochałam od pierwszego wejrzenia, a który później przejęłam. Rosły w nim jabłka, wiśnie, śliwy, grusze. Jesienią snuły się mgły, a zimą drzewa zasypiały pod grubą pierzyną śniegu. Poza tym często wybieraliśmy się całą rodziną do lasu na grzyby. Wszyscy mieli nosy skierowane ku ziemi, a tymczasem ja dawałam upust swojej wyobraźni. Na przykład wyobrażałam sobie małego trolla, który wychyla się zza drzewa i łypie na mnie jednym okiem. Brałam ze sobą notesik i długopis, siadałam na omszałym pieńku i pisałam. Kiedyś przy takim pniu dostrzegłam jamę, a tuż przed nią rósł fioletowy grzyb. Bajecznie!

AAR: Czy myślała Pani kiedyś, aby któregoś dnia napisać powieść adresowaną do dorosłych czytelników? Jeśli tak, to czego ewentualnie mogłaby ona dotyczyć i jaki problem poruszać?

LMN: Tak, mam kilka napisanych, kilka w trakcie pisania i kilka w planach. Jedna z nich przyśniła mi się od początku do końca. To thriller pod tytułem „Kuracja S.N.U.”. Inna „Męski punkt widzenia” to komedia, farsa na życie małżeńskie. Główną bohaterką jest farmaceutka, Magda, która słyszy myśli swojego męża. Na ten pomysł wpadłam ponad dziesięć lat temu i zaraz go opisałam. Ciekawa byłam, co też krąży po głowie mojemu mężowi. Co w ogóle myśli żonaty facet na temat swojej żony, jej koleżanek, czy innych kobiet. Och, nie uwierzę, że któraś kobieta się nad tym nie zastanawiała. Tak więc, książka leży w szufladzie od dziesięciu lat. Ostatnio wyjęłam ją i zaczęłam przerabiać na scenariusz do filmu. Ta koncepcja była tematem mojej pracy w Krakowskiej Szkole Komunikacji Audiowizualnej, gdzie zdobywałam wiedzę z zakresu Scenariuszy Filmowych. Ostatnio wróciłam do mojej pierwszej powieści, która powstała jeszcze przed czarownicami i męskim punktem, pod tytułem „Córka driady, Klara”. Bardzo chciałabym ją wydać jako pierwszą.

AAR: Oprócz tworzenia literatury, prowadzi Pani także własne wydawnictwo o wiele mówiącej nazwie „Dreams”. Czy pomysł założenia własnego wydawnictwa ma swoje źródło w Pani miłości do literatury, czy może nagle stwierdziła Pani, że Podkarpacie potrzebuje właśnie takiego wydawnictwa, które zajmowałoby się publikacją beletrystyki?

LMN: To moje marzenie. Od dzieciństwa pragnęłam pisać i kochałam książki. Mój sad nie nadaje się już do uprawy, jest zbyt stary, a ja musiałam znaleźć nowy sposób na życie. Nie wahałam się ani minuty. Część ziemi sprzedałam pod dojazdowe drogi i wszystkie środki zainwestowałam w wydawnictwo. W ten sposób spełniłam swoje najskrytsze marzenie. Wiedziałam jakie książki chcę wydawać, świadoma też byłam tego, że to ciężki czas dla wydawnictw. Trudno wprowadzić na rynek nową firmę, czy nowy produkt, jeśli wszystkiego mamy w nadmiarze. W styczniu będziemy obchodzić trzecie urodziny. Wiele już mamy za sobą, ale jeszcze dużo przed nami. Wciąż marzę że podołamy, że się uda!

AAR: W ofercie Wydawnictwa można znaleźć nie tylko pozycje przeznaczone dla młodych czytelników, ale także książki skierowane do osób dorosłych, czego przykładem są thrillery autorstwa podkarpackiego pisarza, Janusza Koryla. Czy można przez to rozumieć, że Wydawnictwo Dreams będzie w przyszłości również skupiać się na tego typu powieściach?

LMN: Tak. Thrillery to mój ulubiony gatunek, jeśli chodzi o literaturę dla dorosłych. Poza tym, jako wydawnictwo będziemy uczestniczyć w ekranizacjach naszych książek. Chcę mieć wpływ na scenariusz, a jedną z książek Pana Janusza Koryla jest zainteresowany producent filmowy. Osobiście redagowałam powieści Pana Janusza właśnie pod tym kątem.




AAR: Wróćmy jednak do literatury dziecięcej i młodzieżowej. W ofercie Pani wydawnictwa dominują powieści fantasy. Czy ten fakt ma związek z Pani osobistą fascynacją tym gatunkiem literackim, czy może jest to zwykły przypadek?

LMN: Ma to związek z nurtem wydawniczym. A nurt określa nazwa Dreams. Wydajemy głównie powieści, w których świat realny przeplata się ze światem fantastycznym, nierzeczywistym. Nie publikujemy typowego fantasy, gdzie bohater wyrósł w swoim nierealnym świecie i w nim pozostaje. Nasi bohaterowie wywodzą się z naszego świata, lecz pod wpływem pewnych nieoczekiwanych wydarzeń zostają przeniesieni do światów innych, równoległych, bądź w czasie. W styczniu planujemy premierę powieści, która rzeczywiście w stu procentach zalicza się do fantasy „Tam, gdzie śpiewają drzewa” Laury Gallego. Książka w Hiszpanii w pierwszym roku sprzedała się w nakładzie ponad osiemdziesięciu tysięcy egzemplarzy! Ale tak naprawdę to tytuł przykuł moją uwagę i skłonił do zakupu praw. Dopiero później dotarły do nas dane sprzedażowe.

AAR: Wydawnictwo Dreams nie koncentruje się jedynie na utworach polskich autorów. Coraz częściej w ofercie pojawiają się powieści wychodzące spod pióra pisarzy obcych, jak na przykład Antonii Michaelis, Isabell Pfeiffer, Asi Greenhorn czy Mirjam Mous. Czy proces wprowadzenia na polski rynek wydawniczy utworów zagranicznych autorów jest trudny, czy może nie ma z tym większego problemu, skoro tak wiele wydawnictw decyduje się na tego rodzaju krok?

LMN: Trudny nie jest, lecz ryzykowny. Nie jest tani i pociąga za sobą wiele działań. Nie tylko trzeba być dokładnie zorientowanym, co gdzie jest hitem i czy to tylko hit na dany kraj, czy ma szansę stać się bestsellerem światowym. A może już jest takim bestsellerem? Wówczas trzeba szybko reagować, by konkurencja nas nie uprzedziła. Książkę należy zrecenzować zanim podpisze się umowy, omówić z recenzentem, wykluczając jego subiektywne odczucia i ustalić, czy jest zgodna z nurtem wydawnictwa. Kolejne kroki to przetłumaczenie, zakup ilustracji, okładki. Potem trzeba zaplanować marketing i złożyć książkę do druku. W przypadku powieści „Boy 7” Mirjam Mous wiedzieliśmy, że planowana jest ekranizacja. Natomiast „Baśniarz” Antonii Michaelis przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Nie sądziłam, że aż tak poruszy serca czytelników, gdyż dotyka trudnych tematów. Ja po przeczytaniu „Baśniarza” zaniemówiłam. Nie potrafiłam wypowiadać się na jej temat. Zapytana przez dyrektora ds. sprzedaży w największej polskiej firmie dystrybuującej książki o czym jest ta powieść, odpowiedziałam: „Nie umiem panu tego wyjaśnić, ale…” ale to będzie hit, chciałam dodać, lecz słowa uwięzły mi w gardle. Pamiętam, że inna pani ds. sprzedaży wzięła ją do ręki i oznajmiła: W takim razie będę ją musiała przeczytać osobiście. Później czekałam z zapartym tchem, co napiszą o niej inni. Jakie zdobędzie recenzje.

AAR: Obserwując Pani wydawnictwo można odnieść wrażenie, że rozwija się ono bardzo dynamicznie. Wystarczy spojrzeć na katalog lektur, jakie macie do zaoferowania czytelnikom. Czy, w związku z tym, nie planuje Pani rozszerzyć tej oferty jeszcze bardziej, na przykład o powieści z gatunku literatury kobiecej albo historycznej?

LMN: To zależy jaka to będzie książka. Jeśli mowa o literaturze kobiecej musi się ona zgrać z naszym nurtem. Nie każdą książkę dla kobiet przyjmiemy, choć mamy takie plany, aby i ten gatunek literacki wydawać. Jednak jak dotąd nie znaleźliśmy nic, co byłoby zgodne z naszym profilem. Pewnie pierwszym takim tytułem będzie mój „Męski punkt widzenia”. Ale szukamy też wśród bestsellerów światowych.

AAR: Gdzieś przeczytałam, że udzielała się Pani charytatywnie, biorąc aktywny udział w ogólnopolskiej akcji Cała Polska Czyta Dzieciom. Akcję promowała Pani na spotkaniach autorskich, a także odwiedzając placówki opiekuńczo-wychowawcze oraz spotykając się z chorymi dziećmi w szpitalach. Jakie pozytywne aspekty tego typu działalności może dziś Pani wymienić?

LMN: Angażuję się w takie działania od 2005 roku jako autorka. Również jako Wydawnictwo Dreams byliśmy organizatorem ogólnopolskiej akcji „Pięć minut dla książki” w Rzeszowie. Akcja ma na celu zwrócenie uwagi na czytelnictwo. Wiosną propagowaliśmy wyjście bibliotekarzy na ulice, zachęcając do czytania „Czytamy pod chmurką” w myśl hasła, że czytać można wszędzie i o każdej porze. Czytelnictwo z roku na rok spada. Statystyki są przerażające, więc jeśli tylko pozwala nam na to czas, chętnie bierzemy udział w takich imprezach.

AAR: Jako autorka i wydawca jest Pani niezwykle aktywną osobą. Jest Pani obecna praktycznie na każdych targach książki organizowanych w Polsce, a także wyjeżdża Pani za granicę, aby promować literaturę. Czy sądzi Pani, że to właśnie promocja i reklama są tymi elementami, które zachęcają czytelników do sięgnięcia po daną książkę? Bo przecież patrząc na ten problem z drugiej strony, osoba kochająca literaturę chyba nie musi być wciąż zasypywana reklamami w celu zachęcenia jej do czytania?

LMN: I tak, i nie. Ale jeśli ktoś tak kocha książki, jak ja, czy Pani, to chyba lubi wiedzieć co nowego w trawie piszczy. Czytelnicy chętnie spotkają się ze swoimi ulubionymi pisarzami na targach książki i wybiorą się na spotkanie autorskie, aby dowiedzieć się jak powstała ich ostatnia powieść. Działania promocyjne są wpisane w ich zakres działań. Studiowałam psychologię reklamy na wydziale ekonomicznym, mam wiedzę jak promować swoich autorów i chętnie z tej wiedzy korzystam. Staram się jednak nikomu niczego nie narzucać, gdyż przynosi to odwrotny efekt. Zachęcamy, informujemy, sprzyjamy takim spotkaniom, ale nic na siłę.

AAR: Stoimy u progu nowego roku. Tak więc chciałabym Panią zapytać jakie plany i postanowienia poczyniła Pani zarówno jako autorka, jak i wydawca? Jakie niespodzianki szykuje Pani dla swoich czytelników w kolejnym roku Pani działalności twórczej i wydawniczej?

LMN: Jeśli chodzi o plany wydawnicze, to zwiększamy publikację książek czterokrotnie. Mamy też zamiar wybudować nową siedzibę wraz z magazynami, bo już nie mieścimy się w obecnej. Pozostaje mi tylko życzyć sobie ciut więcej czasu. Mogłabym popracować nad swoimi powieściami i kilka z nich wydać, bo o tym marzyłam od dziecka. Wszystkie książki jakie wydajemy są przeze mnie czytane i podpisuję się pod nimi obiema rękami. Będą kontynuacje serii komediowych dla dzieci „Coolman i ja” i „Rodzina Pompadauz”, „Mumia Dummie” i ekranizowana w Niemczech „Yoko” o białym puchatym stworku Yeti. Dla młodzieży niebawem ukaże się nowa powieść Mirjam Mous pod tytułem „Password”, kontynuacja „Winter” Asi Greenhorn pod tytułem „Silver”. Pojawią się też nowe serie jak: „Denazen”, pierwsza część pod tytułem „Dotyk” oraz „Szept morza” inaugurująca nowy cykl. Planujemy wydać kolejną powieść autorki „Baśniarza” Antonii Michaelis, ale dopóki nie zamkniemy kontraktu, nie zdradzę tytułu. W każdym razie będzie się dużo działo, może też uda nam się zaprosić do Polski kilku znamienitych autorów oraz Państwa na spotkanie z nimi na targach książki.

AAR: Pani Lidio, bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę i w imieniu swoim oraz czytelników Krainy Czytania życzę Pani w nowym roku spełnienia wszystkich marzeń zarówno tych zawodowych, jak również osobistych i z ogromną niecierpliwością będę wypatrywać kolejnych powieści wypuszczanych przez Pani wydawnictwo. Powieści na miarę „Baśniarza”, bo wierzę, że takowe na pewno się pojawią.

LMN: Dziękuję bardzo. Ja również pragnę złożyć najlepsze życzenia noworoczne Pani i wszystkim tym, którzy kochają książki oraz tym, którzy nie wiedzą, że je kochają i dopiero je pokochają. Cudownych, baśniowych dni w nowym 2013 roku. A jeśli zdarzyłyby się takie trochę gorsze, wówczas życzę oderwania się od szarości dnia i zatopienia w dobrej lekturze. Spełnienia najskrytszych marzeń!



Rozmowa i redakcja:
Agnes Anne Rose





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz