poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Sandra Brown – „Piętno skandalu”
sobota, 27 sierpnia 2011
Jak dobrze pisać dla dzieci?
![]() |
Magdalen Nabb
(1947-2007)
|
![]() |
Wyd. Hyperion Books
(1995)
|
środa, 24 sierpnia 2011
Antonina Kozłowska – „Trzy połówki jabłka”
Wydawnictwo: OTWARTE
Kraków 2007
Nad recenzją tej
książki zastanawiałam się bardzo długo. Doszłam do wniosku, że znacznie łatwiej
pisać jest o książkach, których autorzy albo już nie żyją, albo nie są
Polakami. Pewnie zastanawiacie się skąd taki wniosek? Otóż pomyślałam sobie,
że kiedy piszemy o autorach obcojęzycznych, wówczas jest praktycznie
stuprocentowa szansa, że owej recenzji ów autor nie przeczyta. A nie przeczyta
jej z prostego powodu. Nie będzie znał języka polskiego. Nawet, jeśli pozna
okładkę swojej książki, to i tak bez pomocy tłumacza nie zrozumie tekstu
recenzji. Może jedynie zobaczyć ocenę. Nie sądzę natomiast, aby taki autor
zadawał sobie trud poszukiwania osoby, która byłaby w stanie przetłumaczyć mu
recenzję. Oni po prostu nie mają na to czasu. No chyba, że trafimy na autora,
który będzie poliglotą.
Inna sytuacja ma miejsce, gdy piszemy o autorach rodzimych. Tutaj pojawia się problem. Pisać dobrze czy źle? Oszukiwać przy recenzji dla dobra sprawy czy pisać szczerze? W tym momencie mam właśnie taki dylemat, który przez kilka ostatnich nocy spędzał mi sen z powiek. A co jeśli autor danej książki zaglądnie na naszego bloga i przeczyta niepochlebny tekst na temat swojego dzieła? A co jeśli napisze nam maila naszpikowanego oburzeniem, że szargamy mu opinię?
Pisząc recenzje, nie chciałabym nikogo skrzywdzić, zaś z drugiej strony nie chcę być nieszczera i udawać, że książka mi się podobała, skoro tak nie było. Zanim zasiadłam do pisania o Trzech połówkach jabłka przejrzałam kilka blogów w poszukiwaniu recenzji na jej temat. Nie chodziło mi o to, żeby sugerować się innymi opiniami. Nigdy nie posunęłabym się do tego. Chodziło mi o to, aby poznać opinię innych czytelników. To, co przeczytałam było praktycznie wychwalaniem książki pod niebiosa. A ja wcale nie chcę jej wychwalać. Nie mogę napisać, że książka jest zgoła beznadziejna, bo tak nie jest. Ale na pewno nie jest to historia, która wciąga, jak twierdzi wydawca. Jest to przeciętne opowiadanko o tym, jak żona zdradza męża, a mąż zdradza żonę. Niby historia z życia wzięta, ale…
Główna bohaterka, Teresa, to kobieta po trzydziestce z ustabilizowanym życiem osobistym i zawodowym. Ma męża, dwoje dzieci i namiętnie udziela się na forach internetowych, gdzie poruszane są tematy dotyczące macierzyństwa. Pracuje jako lektorka języka angielskiego, natomiast jej mąż, Krzysztof, jest dobrze zarabiającym ekonomistą. Pewnego dnia, kiedy Teresa wraca z pracy, w autobusie spotyka mężczyznę, z którym dziesięć lat wcześniej łączyły ją w głównej mierze kontakty łóżkowe. Nie można nazwać tego miłością, ponieważ tak naprawdę była to jedynie tak zwana chemia, która doprowadzała do tego, że nie mogli się od siebie oderwać. W tym momencie okazuje się, że Teresa nigdy nie zapomniała o przystojnym Marcinie. Niemniej wybrała Krzysztofa i to z nim stworzyła rodzinę, bo lepiej nadawał się na męża i ojca.
Od tej chwili Teresa i Marcin zaczynają znów się spotykać. Na początku być może i tkwią w nich jakieś wyrzuty sumienia, ale szybko zagłusza je chemia. Ani dla Teresy, ani też dla Marcina nie liczy się tutaj fakt, że przy okazji krzywdzą swoich współmałżonków. W dodatku żona Marcina spodziewa się pierwszego dziecka. I tak toczy się akcja całej powieści. Kochankowie spotykają się, idą ze sobą do łóżka, a potem jak gdyby nigdy nic wracają do swoich domów.
Autorka dokonała podziału powieści na czas przeszły i teraźniejszy. Najprawdopodobniej miało to służyć temu, aby czytelnik dokładnie poznał fakty, które doprowadziły do obecnej sytuacji. Już od pierwszych stron powieści nie polubiłam Teresy. Moja antypatia do tej bohaterki rosła w miarę zagłębiania się w fabułę. Wydawała mi się typową egoistką, dbającą jedynie o własne potrzeby. Jej charakter wcale się nie zmieniał w miarę upływu lat. Taką samą egoistką była w wieku lat dwudziestu, jak i po przekroczeniu trzydziestki. Dodatkowo zauważyłam też, że Teresa to niesamowicie zarozumiała kobieta. I te cechy mi się nie podobały.
Podłość Teresy sięgnęła zenitu w momencie, gdy zaprzyjaźniła się z ciężarną żoną Marcina. Z jednej strony sypiała z jej mężem, zaś z drugiej udawała najlepszą przyjaciółkę Pauli. Natomiast sam Marcin okazał się nieodpowiedzialnym mięczakiem, który nie potrafił powiedzieć NIE. Co jeszcze mocno mnie uderzyło? Otóż mam nieodparte wrażenie, że książka zawiera sporo wątków autobiograficznych. Dlaczego? Wystarczy przeczytać informację wydawcy znajdującą się na tylnej stronie okładki książki, z której można dowiedzieć się, że autorka również ukończyła filologię angielską, podobnie jak Teresa, ma dwoje dzieci (chłopca i dziewczynkę) oraz udziela się w sieci, prowadząc blog dla młodych matek. W dodatku Teresa jest również nałogową palaczką. Odwiedzając strony internetowe w poszukiwaniu informacji o pani Antoninie, znalazłam zdjęcie, na którym jest ona z papierosem w dłoni. W pewnym momencie zaczęłam nawet zastanawiać się, czy opisana przez autorkę historia nie jest jej własnym przeżyciem.
Kolejna rzecz, która mi się nie podobała to fakt stosowania jednolitości. Większość czołowych bohaterów charakteryzowała ta sama cecha: krótkowzroczność. Tych osób w okularach było aż za dużo. Mało tego. Autorka jak gdyby zapomniała, że dzieci rodzi się również w sposób naturalny. A w powieści zarówno Teresa, jak i Paula urodziły swoje pociechy przez cesarskie cięcie. I znów brak różnorodności. Jeżeli jest to prawdziwa historia, to można przyjąć taką formę, ponieważ istotnie w życiu realnym mogło tak być. Natomiast, jeśli jest to fikcja, to wówczas pisarz powinien bardziej wysilić swoją wyobraźnię. Myślę, że znacznie więcej emocji czytelnikowi przyniósłby naturalny poród Pauli, zwłaszcza że jej ciąża była trudna. W dodatku kobiety leżące z Paulą w szpitalu także głównie rodziły przez cesarskie cięcie.
Następna sprawa. Niesamowicie negatywnie odebrałam fakt ośmieszania osób bez wykształcenia. Jednym z bohaterów powieści jest Łukasz, pierwszy chłopak Teresy. Jest to facet jedynie po szkole zawodowej. Autorka zrobiła z niego totalnego prymitywa. To też mi się nie podobało, ponieważ prymitywem równie dobrze może być osoba z całym rządkiem tytułów naukowych przed nazwiskiem.
Jedyną kwestią, która naprawdę wypadła po mistrzowsku, jest język. Książka napisana jest bardzo płynnie, co daje możliwość łatwego i szybkiego czytania. Na koniec wciąż zadaję sobie pytanie. Czy to jest autobiografia czy jedynie czysta fikcja literacka? Jeśli jest to autobiografia, to wówczas moje spostrzeżenia nie mają znaczenia. Natomiast jeżeli jest to fikcja, to myślę, że wyobraźnia autorki porządnie zawiodła.
niedziela, 21 sierpnia 2011
Marion Zimmer Bradley – „Leśny Dom. Avalon” # 1
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Łukasz Modelski – „Dziewczyny wojenne”
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!
Wydawnictwo: ZNAK
Kraków 2011
Dzisiaj proponuję Wam, abyśmy cofnęli się do pamiętnego i chyba najbardziej tragicznego w dziejach Polski, roku 1939. Ostatnie dni upalnego sierpnia 1939 roku nie wróżyły niczego niepokojącego. Niczego, do czego Polacy nie byliby przyzwyczajeni. Tak, jak każdego dnia, wielkie słońce rozświetlało lazurowe niebo, a nerwy, które towarzyszyły Polakom już od marca, stały się czymś naturalnym. Były czymś, z czym ludzie stopniowo zaczynali się oswajać. W powietrzu wisiało niebezpieczeństwo, ale nie wydawało się ono być aż tak bardzo realne.
piątek, 1
września 1939 roku
Zarządzam w całym kraju alarm przeciwlotniczy. Uwaga! Uwaga! Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy! Uwaga! Uwaga! Nadchodzi, koma trzy...
Te słowa rozpoczęły najokrutniejszą w
historii świata rzeź ludności. Kilka dni później, kiedy skończyły się
bombardowania, a zaczął terror Hitler i Stalin podali sobie ręce nad Polską.
Prześladowania stały się główną rozrywką zarówno dla Niemców, jak i dla
Sowietów. Wróg na dobre zadomowił się, nie tylko w zdobytej Warszawie, ale w
całym kraju. Na nic zdała się zażarta obrona wrześniowa. Naród polski nie
potrafił sprostać potędze armii niemieckiej. Ich przewaga okazała się tak
znacząca, że nikt nie ważył się tego kwestionować, choć w Polakach aż kipiało
od gniewu, złości i buntu.
Te gniew, złość i bunt doprowadziły do tego, że masowo zaczęły tworzyć się organizacje podziemne, do których nie
trzeba było nikogo specjalnie zapraszać, a już szczególnie ludzi młodych. Wśród
tych młodych osób było Jedenaście Wspaniałych Dziewczyn, o których chcę Wam
dziś opowiedzieć. Oto one:
Pierwsza Wspaniała: Halina (Dzidzia) Witting z domu Rajewska
Druga Wspaniała: Magdalena
Grodzka-Gużkowska z domu Rusinek
Trzecia Wspaniała: Halina
(Hala) Cieszkowska
Czwarta Wspaniała: Zenobia
(Zenia) Klepacka z domu Żurawska
Piąta Wspaniała: Barbara
Matys-Wysiadecka
Szósta Wspaniała: Jadwiga
(Jagoda) Piłsudska-Jaraczewska
Siódma Wspaniała: Irena (Irka)
Tyman z domu Baranowska
Ósma Wspaniała: Wanda Kiałka z
domu Cejkówna
Dziewiąta Wspaniała: Lidia
(Lala) Lwow-Eberle
Dziesiąta Wspaniała: Alicja
(Ala) Wnorowska
Jedenasta Wspaniała: Zofia
(Zosia) Wysocka z domu Wikarska
Bohaterkami książki są Dziewczyny, które w chwili wybuchu wojny stoją u progu dorosłości. Każda z nich ma swoje własne plany na życie. Chcą pójść na studia, zdobyć zawód, założyć rodzinę. Pochodzą z różnych miejsc Polski. Wychowują się w różnych środowiskach i w domach o różnym standardzie materialnym. Ale łączy je jedno. Odwaga i pragnienie niesienia pomocy okupowanej Ojczyźnie. Być może zgłaszając się na ochotnika do organizacji podziemnych, nie zdają sobie sprawy, co je czeka. Być może nie wiedzą, że przyjdzie im rozpracowywać tych, którzy szpiegują na rzecz wroga, a następnie donoszą, doprowadzając do masowych aresztowań i egzekucji. Być może nie wiedzą, że takie rozpracowywanie będzie wiązało się z wykonaniem wyroku śmierci na zdrajcy. Niektóre z nich, jak na przykład Zenia Żurawska, już w połowie sierpnia zaciągają się do oddziału żywych torped. Jak sama przyznaje, nie docierało do niej, że ta torpeda w końcu ją rozerwie.
Dziewczyny przechodzą także kursy
sanitarne, uczą się obsługiwać broń, są łączniczkami, zaś aresztowane i katowane
przez gestapo za nic nie zdradzają nazwisk przyjaciół z organizacji. Pomimo
szerzącego się wokół terroru, nie zapominają o własnych uczuciach. Zakochują
się i wychodzą za mąż, natomiast kilka godzin po ślubie są już katowane przez
hitlerowców. Taki właśnie los spotyka Dzidzię Rajewską.
Niektóre z tych Wspaniałych Dziewczyn
trafiają do obozów sowieckich, gdzie rozłączone z rodziną starają się żyć na
tyle normalnie, na ile pozwalają im na to warunki. Trzeba wspomnieć, że dla
wielu z nich wojna tak naprawdę nie skończyła się w 1945 roku. Dla nich
okupacja trwała znacznie dłużej, bo aż do śmierci Józefa Stalina, kiedy to
skrócono im wyroki wydane już po wojnie przez Sowietów za rzekomą współpracę z
Niemcami na szkodę ówczesnego Związku Radzieckiego.
Wśród tych Dziewczyn jest również Ala
Wnorowska, która została skazana na karę śmierci za szpiegostwo dla Rządu w
Londynie i tylko rychły poród ratuje ją przed utratą życia. Pracując w Urzędzie
Bezpieczeństwa zbierała informacje, które potem przekazywano do Anglii. W tym
miejscu muszę przyznać, że to jej historia jest mi najbliższa. Nieżyjąca już
dziś mjr Alicja Wnorowska pochodziła z Przemyśla, czyli z terenów województwa
podkarpackiego, które są bliskie mojemu sercu, bo właśnie tam się wychowałam i
znam tam każdy kąt.
Premiera książki, o której Wam
dzisiaj opowiadam będzie miała miejsce 22 września 2011
roku. Mnie dane było ją przeczytać znacznie wcześniej, dzięki
uprzejmości Wydawnictwa ZNAK. Kiedy książka
pojawi się już w księgarniach, sięgnijcie po nią, bo naprawdę warto. Czytając
ją miałam wrażenie, że oglądam w telewizji dokument, gdzie każda z Bohaterek
przed kamerą opowiada swoją własną wojenną historię, która co pewien czas
przerywana jest zdaniami wypowiadanymi przez narratora. W tym wszystkim
brakowało mi jedynie zdjęć. Myślę, że dobrze by było, gdyby takie fotografie
zostały zamieszczone w książce, ponieważ dałoby to obraz większej
autentyczności i pozwoliłoby, szczególnie tym młodszym czytelnikom, zrozumieć,
że za tymi historiami stoją prawdziwi ludzie. Sądzę również, że tego typu
książki są nam potrzebne, zwłaszcza że z dnia na dzień tych Żywych Pomników
Historii jest już coraz mniej. Takie książki powinny trafiać przede wszystkim w
ręce naszych dzieci, które wychowane na grach komputerowych pewnego dnia mogą
zatracić świadomość powagi tamtych tragicznych dni. Nauczyciel w szkole
wszystkiego nie załatwi.
Osobiście nie chciałabym, aby moje dziecko nie wiedziało czym tak naprawdę było Powstanie Warszawskie. Niektórzy uważają, że było ono zupełnie niepotrzebne, ponieważ Powstańcy ponieśli sromotną klęskę. Pomimo że nie jestem warszawianką i daleko mi do tego, dla mnie Powstanie Warszawskie zawsze było i będzie wielkim czynem, a pamięć o tych, czasami wręcz kilkuletnich żołnierzach, na zawsze pozostanie w moim sercu. Myślę też, że dobrze się stało, iż wreszcie znalazł się ktoś, kto pomyślał o zasługach kobiet w czasie wojny. Ta książka jest dowodem na to, że kobieta może na równi z mężczyzną walczyć w obronie Ojczyzny.
czwartek, 11 sierpnia 2011
Fabrizio Battistelli – „Przygody Kawalera Riziero. Niewidzialne kolegium” # 2
sobota, 6 sierpnia 2011
Luanne Rice – „Ta jedna letnia noc”
Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Katowice
2008
Tytuł
oryginału: Summer's Child
Przekład:
Bożena Krzyżanowska
Ta
jedyna letnia noc autorstwa Luanne Rice to poruszająca
opowieść osadzona na surowym, urzekającym tle Nowej Szkocji. Powieść z
niezwykłą precyzją śledzi równoległe losy dwóch kobiet — Lily i Marisy — które
trafiają do cichego nadmorskiego miasteczka w poszukiwaniu schronienia i
odnowy. Choć każda z nich niesie inną przeszłość, ich historie ostatecznie
splatają się, ukazując siłę wspólnego doświadczenia. Rice z empatią i
wnikliwością kreśli obraz zmagania z traumą, nieustannego dążenia do ukojenia
oraz zaskakującej mocy ludzkiej więzi. Narracja ukazuje, jak droga do
uzdrowienia i nowych początków może — paradoksalnie — prowadzić bohaterki z
powrotem do źródeł ich bólu, umożliwiając głębsze, bardziej autentyczne
pojednanie z przeszłością.
Sceneria Nowej Szkocji to coś więcej niż tło — pełni funkcję kluczowego motywu, odzwierciedlając wewnętrzne przeżycia bohaterek i stając się zarówno schronieniem, jak i katalizatorem ich przemiany. Lily szczególnie przyciąga „surowe piękno” tego miejsca, które współgra z jej własnym życiem — pełnym siły, lecz naznaczonym trudnościami. Spokojna nadmorska miejscowość daje jej nadzieję na azyl, przestrzeń, w której może skupić się na trosce o córkę, Rose. Wybór takiego otoczenia jest symboliczny — to tęsknota za prostotą i czystością, kontrastującą z chaosem i złożonością świata, który zostawiły za sobą. Z kolei dla Marisy urok wybrzeża to szansa na wymazanie przeszłości, stworzenie nowego życia na czystym płótnie, wolnego od poczucia winy i cienia toksycznego związku. Izolacja i naturalna cisza tego miejsca stają się fundamentem ich marzeń o spokoju, sugerując, że prawdziwe uzdrowienie może nastąpić w bliskości z naturą, z dala od społecznych oczekiwań i presji, które wcześniej je ograniczały.
Równolegle, przybycie Marisy do tej samej spokojnej miejscowości w Nowej Szkocji oznacza desperackie poszukiwanie oczyszczenia i głęboką tęsknotę za odrodzeniem. Jej zmagania mają charakter wewnętrzny, naznaczone ciężarem psychicznego poczucia winy za „zbyt długie trwanie w toksycznym związku”. Ten konflikt ukazuje podstępny charakter przemocy domowej, w której ofiara często obarcza się winą, co sprawia, że ucieczka i późniejsze leczenie stają się długotrwałym procesem. Pragnienie Marisy, by „zapomnieć bolesną przeszłość i zacząć od nowa”, odzwierciedla uniwersalną ludzką potrzebę odcięcia się od traum, choć narracja subtelnie sugeruje, że prawdziwe zapomnienie jest niemożliwe, a autentyczne uzdrowienie wymaga konfrontacji z przeszłością, nie jej ucieczki. Jej podróż to nie tylko zmiana miejsca, ale głęboka przemiana emocjonalna i psychiczna. Marisa pragnie nie tylko nowego otoczenia, lecz także redefinicji własnej tożsamości — odrzucenia roli ofiary, którą nosi w sobie. Cisza nadmorskiego miasteczka ma stworzyć przestrzeń do refleksji i przemiany, lecz to właśnie w tej ciszy przeszłość często powraca z większą siłą.
Struktura narracyjna powieści fascynuje dzięki równoległemu prowadzeniu dwóch historii, które z założenia mają się przeciąć. Rice z wyczuciem buduje napięcie i ciekawość, przedstawiając Lily i Marisę jako pozornie odrębne postacie, każdą pogrążoną w osobistych zmaganiach. Jednak powtarzające się motywy — poszukiwanie schronienia, ciężar przeszłych traum, instynkt matczynej ochrony — tworzą między nimi ukrytą więź. Narracja subtelnie zapowiada ich powiązania, zanim zostaną ujawnione, stosując rodzaj zapowiedzi, który potęguje oczekiwanie. Obie kobiety są w pewnym sensie uciekinierkami — Lily od rodzinnego rozpadu, Marisa od przemocy. Obie są matkami, oddanymi swoim córkom, choć każda mierzy się z innymi trudnościami. Te tematyczne echa budują poczucie przeznaczenia, sugerując, że ich spotkanie nie jest przypadkowe, lecz wynika z głębokiej potrzeby zrozumienia i wzajemnego wsparcia. Stopniowe odkrywanie ich powiązań przekształca indywidualny ból we wspólne doświadczenie, prowadząc do kluczowego przesłania powieści.
Kulminacyjny moment odkrycia „jak wiele je łączy” stanowi punkt zwrotny w powieści, całkowicie przekształcając relacje między bohaterkami i nadając narracji głębokie znaczenie tematyczne. To nie tylko zaskakujący zwrot akcji, lecz dramatyczna reinterpretacja ich indywidualnych historii — ujawnienie wspólnego źródła traumy, które splata ich losy w sposób, jakiego żadna z nich się nie spodziewała. Ta wspólna przeszłość — jak sugeruje opis powieści, związana z ojcem Lily i przemocą, której doświadczyła Marisa — ukazuje złożoną sieć bólu i konsekwencji, rozciągającą się na kolejne pokolenia. Skutki tego odkrycia są wielowymiarowe: początkowo mogą być dezorientujące, zmuszając bohaterki do ponownego przemyślenia własnych historii i tożsamości. Jednocześnie otwierają drogę do głębszego zrozumienia i empatii. Uświadomienie sobie, że ich cierpienie ma wspólne źródło, tworzy wyjątkową więź — przekształca ich samotne zmagania we wspólny ciężar, a co najważniejsze, we wspólną szansę na uzdrowienie. Ten moment podkreśla temat dziedziczonej traumy i ukazuje, jak sytuacje z przeszłości mogą nieświadomie wpływać na życie innych.
W swojej istocie Ta jedyna letnia noc to głęboka refleksja nad procesem leczenia i siłą ludzkiej odporności. Powieść nie przedstawia uzdrowienia jako jednorazowego wydarzenia, lecz jako złożony, długotrwały proces. Dla Lily oznacza to stworzenie stabilnego świata dla Rose oraz zmierzenie się z nierozwiązanymi problemami z przeszłości, które nieuchronnie wypływają na powierzchnię w ciszy Nowej Szkocji. Jej siła nie polega jedynie na ucieczce od dawnych ran, lecz na nieustannej trosce o córkę, mimo jej trudności. Z kolei droga Marisy do uzdrowienia wymaga bezpośredniej konfrontacji z poczuciem winy i psychicznymi bliznami po latach przemocy. Jej siła ujawnia się w odwadze, by rozpocząć nowe życie, porzucić tożsamość ofiary i — co najważniejsze — wybaczyć samej sobie. Powieść pokazuje, że uzdrowienie ma wiele wymiarów: obejmuje zarówno fizyczne oddalenie się od toksycznych miejsc, jak i głębokie wewnętrzne przepracowanie dawnych ran. Nie chodzi o zapomnienie, lecz o włączenie przeszłości do teraźniejszości w sposób, który umożliwia rozwój i nadzieję na przyszłe szczęście. Zdolność bohaterek do stawienia czoła traumom, wytrwałość mimo przeciwności oraz otwarcie się na więź z drugim człowiekiem definiują obraz ludzkiej odporności w tej powieści.
Co więcej, relacje matek z córkami stanowią fundament tematyczny powieści, będąc zarówno źródłem motywacji, jak i przestrzenią, w której ujawniają się głęboko zakorzenione traumy. Życie Lily zdaje się całkowicie skupione na dobrostanie Rose. Jej bezkompromisowa troska i nieustanne dążenie do zapewnienia córce szczęścia i zdrowia ukazują potężną, często pełną poświęcenia naturę matczynej miłości. Zmagania Rose odzwierciedlają wpływ przeszłości Lily, sugerując międzypokoleniowe przenoszenie bólu, które wymaga nie tylko indywidualnego uzdrowienia, lecz także głębszego zrozumienia rodzinnych dziedzictw. Podobnie relacja Marisy z jej córką (wspomnianą w opisie jako część nowego życia) niewątpliwie kształtowana jest przez doświadczenia przemocy i pragnienie przerwania cyklu krzywdy. Te zależności pokazują, jak matki często starają się chronić swoje dzieci przed cierpieniem, którego same doświadczyły, tworząc przestrzeń bezpieczeństwa i miłości, której być może same nigdy nie zaznały. Powieść ukazuje, jak te fundamentalne więzi wpływają na decyzje bohaterek, kształtując ich dążenie do spokoju i ich zdolność do uzdrowienia, czyniąc akt macierzyństwa wyrazem nadziei i determinacji.
Podsumowując, Ta jedyna letnia noc autorstwa Luanne Rice to złożona i głęboko poruszająca powieść, która z niezwykłą precyzją bada trwałą ludzką zdolność do przetrwania w obliczu głębokiej traumy. Osadzona na malowniczym i symbolicznie znaczącym tle Nowej Szkocji, narracja splata indywidualne zmagania Lily i Marisy — dwóch kobiet poszukujących ukojenia i odnowy, każda z własną, choć w istocie powiązaną przeszłością. Rice z wyczuciem ukazuje ich drogi, podkreślając motywy matczynej miłości, trudnej walki z przemocą i rodzinnym rozpadem, a także istotną rolę otoczenia w procesie osobistej przemiany. Kulminacyjne odkrycie wspólnej historii bohaterek stanowi emocjonalne centrum powieści — moment oczyszczenia, który przekształca ich samotne poszukiwania w wspólne doświadczenie zrozumienia i potencjalnego uzdrowienia. Niniejsza powieść to literacki dowód na to, że choć przeszłość potrafi rzucać długie cienie, dążenie do bezpiecznej przystani — napędzane siłą miłości i wewnętrzną wolą przezwyciężenia przeciwności — może prowadzić do niespodziewanych więzi oraz obietnicy jaśniejszej, bardziej scalonej przyszłości.