środa, 17 października 2018

Renata Czarnecka – „Ja, królowa. Bona Sforza d’Aragona”












Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki. Dziękuję!



Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2018



Bona Sforza d’Aragona (1494-1557) stanowi jedną z wielu postaci historycznych budzących kontrowersje. Jedni przypisują jej ogromne zasługi dla Polski, zaś inni szkalują i nazywają „trucicielką”. Prawdą jest, że przez bardzo długi czas była nie doceniana. Bardzo źle wypowiadali się o niej przeciwnicy polityczni oraz ci, którym Bona nadepnęła na odcisk, a potem byli to kolejni dziejopisarze, którzy bezrefleksyjnie powtarzali słowa swoich poprzedników. Bona Sforza d’Aragona przyszła na świat jako włoska księżniczka. Była córką i zarazem przedostatnim dzieckiem Giana Galeazza Sforzy (1469-1494) i Izabeli Aragońskiej (1470-1524). Notatka sporządzona własnoręcznie przez królową w jej Modlitewniku wskazuje, że było to dokładnie 2 lutego (sobota) 1494 roku o godzinie 13:30. W tamtym czasie godziny urodzeń dzieci pochodzących z arystokratycznych rodzin były bowiem skrupulatnie zapisywane ze względów astrologicznych, dlatego też notatka ta wydaje się być jak najbardziej wiarygodna.

Izabela Aragońska, myśląc perspektywicznie, pragnęła zapewnić swej córce jak najlepsze wykształcenie, co w przyszłości miało na celu doprowadzić do zawarcia przez Bonę intratnego małżeństwa. Była ona bowiem jedyną spadkobierczynią bogatego Księstwa Bari i Rosanno. W związku z tym Bona dogłębnie poznała historię, matematykę, prawo, teologię, która wtedy była zastrzeżona jedynie dla mężczyzn, a także nauczyła się gry na instrumentach, jazdy konnej, opanowała sztukę polowania oraz przyswoiła sobie takie kobiece umiejętności, jak taniec, śpiew, muzykę i oczywiście hafciarstwo. Ówcześni mężczyźni mogli czuć się niekiedy wielce zawstydzeni w jej towarzystwie, ponieważ Bona błyszczała wiedzą nie tylko na temat pism redagowanych przez wybitnych ojców Kościoła, ale także antycznych twórców, jak Marek Tulliusz Cyceron (106-43 p.n.e.) czy Publiusz Wergiliusz Maro (70-19 p.n.e.). Biegle posługiwała się nie tylko językiem włoskim, lecz również łacińskim, niemieckim, zaś po ślubie z Zygmuntem I Starym (1467-1548) także polskim.

Królowa Bona Sforza d’Aragona (1521)
Drzeworyt pochodzi z dzieła
Justusa Ludwika Decjusza
(ok. 1485-1545).
Pomimo iż mówiono, że dwór w Bari jest siedliskiem wszelkiego rodzaju cielesnych uciech i romansów, w których aktywnie miała uczestniczyć także matka przyszłej królowej Polski, to jednak sama Bona była raczej powściągliwa w tych sprawach i daleka od ulegania pokusom. Generalnie odrzucała umizgi przystojnych młodych mężczyzn. Niemniej podejrzewano ją o płomienny romans z Hektorem Pignatelim (?-1535), który był synem kochanka jej matki. Chociaż była powściągliwa w używaniu życia, to jednak postrzegano ją jako osobę niebezpieczną. Po Izabeli Aragońskiej miała bowiem odziedziczyć skłonność do pozbywania się swych wrogów przy pomocy trucizn. Na taki wizerunek wpływ miał zapewne fakt, iż wielką sympatią Bona darzyła największą trucicielkę swojej epoki, czyli córkę papieża Aleksandra VI (1431-1503) – Lukrecję Borgię (1480-1519), z którą przez pewien czas gorliwie wymieniała korespondencję.

Izabela Aragońska robiła wszystko, co tylko mogła, aby korzystnie wydać Bonę za mąż. W ten sposób pragnęła bowiem, choćby jedynie częściowo, odzyskać utracone wcześniej strefy wpływów. W żyłach Bony płynęła przecież krew europejskich cesarzy, papieży i królów. Czasami Izabela Aragońska mierzyła aż za wysoko, co tylko przysparzało jej rozczarowań. Kiedy 2 października 1515 roku władca największego państwa Europy Środkowej stracił małżonkę, cesarz Maksymilian I Habsburg (1459-1519) podjął działania mające na celu wprowadzić na tron Polski jedną ze swoich protegowanych. I tak oto przy pomocy kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego (1467-1532) przedstawił owdowiałemu Zygmuntowi I, pochodzącemu z dynastii Jagiellonów, trzy kandydatki, wśród których była także Bona Sforza d’Aragona. Utrata ukochanej żony i żałoba sprawiły, że polski król odrzucił wszystkie kandydatki, uznając, że ponowne małżeństwo będzie niestosowne w obliczu jego wielkiego cierpienia, a także zbyt krótkiego czasu, jaki upłynął od śmierci żony. Kiedy minął niespełna rok, propozycję ponowiono i przedstawiono Zygmuntowi już tylko dwie kandydatki. I tak oto w 1517 roku do Wilna, w którym Zygmunt uwielbiał przebywać, przywieziono portret księżniczki Bari. Polski król był nią oczarowany już od pierwszego wejrzenia. Ukryto przed nim prawdziwy wiek Bony, ponieważ lada dzień miała ona skończyć dwadzieścia cztery lata, co w tamtych czasach uznawano za wiek staropanieński. Do podpisania umowy przedślubnej doszło 21 września 1517 roku, zaś dokument ten gwarantował księżniczce prawo dziedziczenia Księstwa Bari i Rossano, co miało stanowić zabezpieczenie dla przyszłej królowej Polski.

Po zakończeniu pertraktacji i podpisaniu wspomnianej umowy przedślubnej przez pełnomocników Zygmunta i rodziny Sforzów, w dniu 6 grudnia 1517 roku odbyły się w Neapolu zaślubiny per procura (z łac. w zastępstwie), podczas których kaliski kasztelan Stanisław Ostroróg (?-ok. 1519) poślubił w imieniu polskiego króla księżniczkę Bonę. Po tym wydarzeniu rozpoczęto intensywne przygotowania do wyjazdu Bony do Polski. Z kolei dzień ślubu, który miał odbyć się w Krakowie, wyznaczono na 18 kwietnia 1518 roku. Kiedy wreszcie 13 kwietnia po długiej podróży Bona przybyła do podkrakowskiej Morawicy, została niezwykle uroczyście powitana przez królewskich wysłanników. Wygłoszono okolicznościową mowę, nie szczędząc przy tym na wychwalaniu zalet włoskiej księżniczki. Natomiast sam Zygmunt spotkał się z Boną dopiero następnego dnia, a było to na polu niedaleko Łobzowa. Monarcha zjawił się tam w towarzystwie orszaku złożonego z najważniejszych świeckich i duchownych dostojników. Na przybycie Bony król oczekiwał w specjalnym namiocie, przed którym rozwinięto czerwone sukno, po którym narzeczeni szli na swe pierwsze spotkanie. Zygmunt podał Bonie prawą rękę, zaś ona głęboko skłoniła się przed nim, po czym obydwoje padli sobie w ramiona. Potem ponownie wygłoszono okolicznościowe mowy, które wielu zapadły w pamięć na bardzo długo.


Umowa przedślubna zawarta pomiędzy Zygmuntem I Starym a Izabelą Aragońską 
w dniu 21 września 1517 roku. Kontrakt został zaakceptowany przez cesarza niemieckiego 
Maksymiliana I Habsburga. 


Kiedy już przemówienia dobiegły końca, zebrani usłyszeli huk armatnich salw honorowych, po czym cały orszak królewski wyruszył w stronę Krakowa. Nad porządkiem przemarszu pieczę trzymał nadworny marszałek Piotr Kmita Sobieński (1477-1553). Była to naprawdę barwna procesja, gdyż towarzyszące magnatom orszaki ubrane były zgonie z rozmaitymi światowymi trendami ówczesnej mody (Niemcy, Włosi, Francuzi, Węgrzy, Turcy). Widok ten wzbudził ogromny podziw wśród ludności oglądającej owe widowisko. Przed bramami Kleparza na przyszłą królową czekał już tłum mieszczan. Bonę powitał Stanisław Biel z Nowego Miasta (?), który był wówczas rektorem Akademii Krakowskiej. Tutaj również rozległy się armatnie wystrzały, natomiast Zygmunt i Bona obejrzeli zaaranżowany pojedynek dwóch rycerzy. Potem procesja ruszyła dalej, tworząc szpaler z członków władz miejskich, cechów rzemieślniczych oraz gildii kupieckich.

Trasa, którą przejeżdżali przyszli małżonkowie była pięknie udekorowana. Chociaż nie można było jeszcze ujrzeć specjalnie wzniesionych z tej okazji małych form architektury ulotnej, jak bramy czy łuki triumfalne (moda ta jeszcze nie dotarła do Polski), lecz mimo to przystrojone kosztownymi tkaninami i kwiatami kamienice i tak budziły zachwyt. Tak zwana „droga królewska” obejmowała Kleparz, Bramę Floriańską, ulicę Floriańską, rynek oraz ulicę Grodzką, aż do katedry wawelskiej, gdzie na Zygmunta i Bonę czekali już biskupi. Uroczystości powitalne trwały do późnego wieczora. Po odśpiewaniu hymnu Te Deum laudamus, Bona została odprowadzona do swoich komnat na Wawelu. Trzy dni później, zgodnie z planem, odbyły się uroczyste ceremonie ślubne i koronacyjne. Bona miała tylko dwa dni, by odpocząć po trudach podróży i wjeździe do Krakowa. Musiała też rozlokować się w nowym miejscu i poczynić przygotowania do kolejnych uroczystości. Trzeba pamiętać, że ten pełen przepychu wjazd do Krakowa, który wówczas był stolicą królestwa, stał się wzorem dla potomnych, według którego organizowano kolejne ceremonie wjazdu i powitania przybywających z zagranicy przyszłych królewskich małżonek. 


Bona Sforza d’Aragona i Zygmunt I Stary wraz z towarzyszącymi im dworzanami.
autor: Jan Matejko (1838-1893)


Najnowsza powieść Renaty Czarneckiej rozpoczyna się w chwili, gdy Bona Sforza d’Aragona przybywa do Polski i zostaje korowana na królową Polski. Jest to niezwykle ważne wydarzenie nie tylko w życiu Zygmunta i Bony, lecz także zwykłych ludzi. Oto bowiem następuje połączenie dwóch wielkich dynastii: Jagiellonów i Sforzów. Bona ma tylko dwadzieścia cztery lata, zaś jej małżonek przekroczył już pięćdziesiątkę. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że ta ogromna różnica wieku będzie stanowić przeszkodę nie tylko w kwestii wzajemnego porozumiewania się, ale także jeśli chodzi o wypełnianie obowiązków małżeńskich, to jednak prawda okazuje się zupełnie inna. Zygmunt jest zauroczony młodą małżonką, zaś Bona robi wszystko, aby podstarzały król nie poczuł się odtrącony. W miarę upływu czasu i w jej sercu zaczyna kiełkować uczucie miłości do męża. Owocem nocy poślubnej jest bowiem ich najstarsza córka Izabela (1519-1559), która dziedziczy imię po swej babce, Izabeli Aragońskiej.

W miarę upływu lat na świat przychodzą kolejne dzieci, w tym upragniony syn, przyszły Zygmunt II August (1520-1572). Już od pierwszego dnia życia jest on oczkiem w głowie matki. To przecież on ma odziedziczyć tron po ojcu i przedłużyć dynastię Jagiellonów. I choć córki także nie są bez znaczenia, bo wszak przy ich pomocy będzie można zaaranżować korzystne małżeństwa i tym samym wzmocnić nie tylko pozycję dynastii, ale przede wszystkim Polski, to jednak August jest tym, na którego Bona bezustannie chucha i dmucha, dbając o to, by nie stała mu się żadna krzywda. Najlepiej byłoby, aby na świat przyszedł kolejny zdrowy chłopiec. Niestety, los jakby się mścił. Z każdym kolejnym porodem Bona jest coraz bardziej niezadowolona. Rodzi bowiem córki, które chętnie oddałaby za choćby jeszcze jednego syna. W przeciwieństwie do królowej, Zygmunt cieszy się z każdego nowego dziecka i wydaje się zupełnie nie przejmować tym, że na Wawelu żyje tylko jeden następca tronu.


Jest rok 1537. Król Zygmunt Stary i Bona oraz ich dwór na lwowskim zamku słuchają 
przemówienia hetmana Jana Tarnowskiego (1488-1561) do zbuntowanej szlachty.
autor: Henryk Hipolit Rodakowski (1823-1894)


Jeśli ktoś myśli, że Bona stoi gdzieś z boku i biernie przypatruje się temu, co dzieje się w polityce, to grubo się myli. Ona ją tworzy. I choć to Zygmunt Stary nosi spodnie i oficjalnie rządzi krajem, to jednak silniejszą stroną jest tutaj Bona. Doradza Zygmuntowi, a czasami wręcz otwarcie się z nim spiera, jeśli widzi, że decyzje małżonka mogą mieć niekorzystny wpływ nie tylko na kraj, ale także na Jagiellonów. Takim postępowaniem królowa bardzo szybko przysparza sobie wrogów, dlatego też otacza się jedynie ludźmi zaufanymi, głównie tymi, których przywiozła sobie ze słonecznej Italii. I tak oto mijają lata, dzieci dorastają, Bona i Zygmunt się starzeją. Czas zatem rozpocząć aranżowanie korzystnych małżeństw dla dzieci. Niestety, nie wszystko idzie po myśli Bony. I znów dochodzi do sporów i rodzinnych konfliktów. Na tym polu najwięcej problemów przysparza królowej ukochany syn.

Ja, królowa to powieść, która stanowi kontynuację Księżnej Mediolanu i Madonn z Bari. I choć fabuła książki od początku do końca skupia się na osobie Bony Sforzy i jej panowaniu w Polsce, to jednak Autorka nie zapomina o postaciach znajdujących się w otoczeniu królowej. Wraz z nimi czytelnik wędruje po wawelskich komnatach, udaje się do Warszawy, podróżuje na Litwę, a nawet do dalekiej Francji. Sama Bona jawi się tutaj jako niezwykle silna kobieta, która pragnie za wszelką cenę osiągnąć zamierzony cel. I choć posiada niemało wrogów, to jednak każdego dnia próbuje sobie z nimi radzić, pomimo że nie zawsze wygrywa. Wydaje się, że jest bezwzględna w tym, co robi. Czytelnik wciąż zastanawia się, czy te wszystkie plotki, które o niej rozpowszechniano były jedynie wymysłem wyobraźni jej wrogów, czy faktycznie kryło się za tym coś więcej, a królowa była zdolna do popełnienia zbrodni, byle tylko postawić na swoim. Z jednej strony potrafi być naprawdę okrutna, zaś z drugiej kochająca, wyrozumiała, a niekiedy po prostu bezsilna, szczególnie jeśli chodzi o rodzinę.

Na kartach powieści najbardziej kontrowersyjna władczyni Polski na pewno nie jest przedstawiona jako postać czarno-biała, którą można byłoby jednoznacznie ocenić. Autorka ukazuje nam ją na czterech płaszczyznach, czyli jako królową, żonę, matkę i teściową. Niestety, te cztery obrazy nie zawsze są ze sobą zgodne. Powieściowa Bona Sforza to połączenie tak wielu sprzeczności, że naprawdę trudno jest stwierdzić, która z jej twarzy jest prawdziwa. Jako królowej nie można zarzucić jej niczego złego, choć czasami zdarza jej się przyznać, że nigdy nie darzyła Polski sympatią, lecz skoro już los rzucił ją do kraju, w którym zimą okrutnie marznie, stara się działać na jego korzyść, dlatego poprzez politykę, jaką uprawia próbuje nie tylko umacniać własną dynastię, ale też Polskę na arenie międzynarodowej. Nie jest też złą żoną. Widać, że jest bardzo przywiązana do Zygmunta i nawet jeśli nie darzy go jakimś szczególnie płomiennym uczuciem, to małżonek jest jej bliski.


Zawieszenie dzwonu Zygmunta na wieży katedry w Krakowie w 1521 roku.
autor: Jan Matejko


Z kolei jako matce można jej wiele zarzucić. Współczesnego czytelnika może zatem oburzać jej postępowanie wobec dzieci, ale trzeba pamiętać, że w XVI wieku, a szczególnie w rodach panujących, dzieci nie rodziło się po to, by je bezwarunkowo kochać i pragnąć ich dobra, lecz dlatego, aby w przyszłości stały się częścią polityki. To dzięki nim zawierano korzystne sojusze, łączono dynastie, a sami zainteresowani tak naprawdę nie mieli nic do powiedzenia. Miłość zarówno ta małżeńska, jak i rodzicielska nie miała większego znaczenia, jeśli w grę wchodziła polityka. W związku z tym kiedy Bona dostrzega, że jej zabiegi na niewiele się zdały, w konsekwencji czego pod jej dach wkracza ktoś, kto reprezentuje jej odwiecznych wrogów, natychmiast daje temu wyraz. Królowa jest bardzo zaborcza jako matka. Ta zaborczość objawia się przede wszystkim wobec Zygmunta Augusta. Czasami można odnieść wrażenie, że jej miłość daleko wykracza poza tę stricte macierzyńską. Gdyby nie fakt, iż August przyszedł na świat po to, by objąć tron po ojcu i spłodzić następcę tronu, to Bona chętnie zatrzymałaby go przy sobie i nie oddała żadnej innej kobiecie. Dlatego też wpada w furię, gdy jej jedyny syn pragnie być samodzielny i podejmować własne decyzje.

Muszę przyznać, że nigdy nie darzyłam Bony jakąś szczególną sympatią. Ta postać zawsze wydawała mi się okrutna, bezwzględna i po trupach dążąca do celu. Możliwe, że dałam się zwieść opiniom tych kronikarzy, którzy przedstawiali Bonę w złym świetle. Trudno jest mi powstrzymać się przed porównywaniem jej z Katarzyną Medycejską (1519-1589). Moim zdaniem obydwie królowe łączyło nie tylko pochodzenie, lecz przede wszystkim wizja dotycząca sprawowania rządów. Dla mnie Bona Sforza d’Aragona jest postacią tragiczną, co oczywiście nie zmienia faktu, że stanowi doskonały materiał na powieść czy film. Cieszy mnie ogromnie to, iż Renata Czarnecka nie wybiela królowej. Pokazuje ją czytelnikowi taką, jaka była naprawdę. Jak każdy człowiek miała wady i zalety. Żyła w bardzo ciekawych czasach i wielokrotnie musiała stawiać czoła poważnym problemom. Autorka zagłębia się w jej psychikę, ukazuje stan emocjonalny Bony i okoliczności, które popychały ją do podejmowania takich czy innych decyzji. Nie da się zaprzeczyć, że druga żona Zygmunta Starego odcisnęła trwałe piętno na historii Polski. Po prawie pięciuset latach od jej śmierci wciąż o niej rozmawiamy, piszemy, a nawet robimy filmy. Zapewne w chwili swojej tragicznej śmierci nawet przez myśl jej nie przeszło, że ludzie z kraju, którego nie darzyła sympatią, zapamiętają ją na wieki.

Ja, królowa to powieść, po którą warto sięgnąć bez względu na to, czy postać Bony Sforzy budzi sympatię czytelnika czy nie. Renata Czarnecka oddaje bowiem w nasze ręce książkę, którą czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Ponadto podczas czytania trudno jest powstrzymać się od własnej oceny Bony i towarzyszących jej osób. Autorka nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie narzuca czytelnikowi własnego zdania, lecz pozwala na swobodę interpretacji. Muszę przyznać, że dzięki książkom Renaty Czarneckiej zaczęłam inaczej postrzegać królową Bonę. Za każdym razem, kiedy czytam powieść Autorki mój stosunek do Jagiellonów nabiera innego wymiaru. Zachęcam zatem do sięgnięcia po trzecią część opowieści o Bonie Sforzy i gwarantuję feerię niezapomnianych czytelniczych doznań.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz