poniedziałek, 14 grudnia 2015

Santa Montefiore – „Włoskie zaręczyny”














Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: The Italian Matchmaker
Przekład: Anna Dobrzańska-Gadowska





Czasami zdarza się, że człowiek budzi się pewnego dnia i stwierdza, że jego dotychczasowe życie nie miało sensu. Nieważne, że jest praca, która daje nie tylko duże pieniądze, ale też satysfakcję. Nie jest ważne, że wokół są ludzie, którzy mogą pośpieszyć z pomocą, kiedy zajdzie taka potrzeba. Nie jest też istotne to, że jest rodzina, do której można zwrócić się o każdej porze dnia i nocy. Generalnie osobom postronnym w takiej sytuacji może wydawać się, że ktoś, kto jest niezadowolony ze swojego dotychczasowego życia, zwyczajnie kaprysi i nie potrafi docenić tego, co ma. Ktoś powie, że wielu ludzi zamieniłoby się z nim miejscami. Przecież na świecie żyje sporo osób, które każdego dnia muszą zastanawiać się, czy będą w stanie dać dzieciom jeść albo dotrwać do kolejnej wypłaty, o ile w ogóle są gdzieś zatrudnieni. Jak zatem ktoś, kto ma dosłownie wszystko i może bez zahamowań zaspokajać swoje potrzeby, ma odwagę grymasić i mówić, że jego życie jest bez sensu i pozbawione radości? Niektórzy mówią nawet, że ktoś taki zwyczajnie obraża Boga.

Spójrzmy jednak na sprawę z innej strony. Jest takie powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają. Są sytuacje, w których te słowa znajdują swoje potwierdzenie. Nie zawsze bowiem świetna praca i wspinanie się na coraz wyższe szczeble kariery zawodowej są tym, czego człowiek potrzebuje od życia. Niejednokrotnie jest tak, że mając w życiu wszystko, czujemy się nieszczęśliwi, ponieważ gdzieś na dnie duszy czai się pustka i brak tego, co najważniejsze. Dobra materialne wielokrotnie nie są w stanie zapewnić człowiekowi szczęścia. Oczywiście są potrzebne do godnego życia, ale na dłuższą metę nie stanowią jego sensu. Kolejny wypasiony samochód, piękny dom, czy bezustanne podróżowanie po świecie kiedyś w końcu sprawią, że człowiek będzie tym znudzony i zacznie pragnąć czegoś zupełnie innego. Będzie to coś, na co przez te wszystkie lata nie zwracał uwagi, ponieważ jego umysł zaprzątały sprawy dnia codziennego i zarabianie coraz większych pieniędzy. Natomiast to, co naprawdę ważne, było spychane gdzieś na samo dno podświadomości.

Poznajmy zatem czterdziestojednoletniego Lucę Chancellora, który jeszcze do niedawna pracował w banku w londyńskim City. Przez prawie dwadzieścia lat dorobił się naprawdę pokaźnego majątku. W międzyczasie zdążył się ożenić, spłodzić dwie córki, a potem wziąć rozwód. Jego była żona Claire to kobieta niezwykle rozkapryszona, którą od dłuższego czasu interesują jedynie duże pieniądze. Najlepiej takie, które pozwolą jej spełniać nawet najdroższe marzenia. W pewnym stopniu Claire stała się materialistką z powodu Luki, który po prostu ją zepsuł, spełniając każde życzenie żony, nawet to najdroższe. Oczywiście nie widział w tym problemu, ponieważ było go na to stać. Kiedy zdał sobie sprawę ze swojego błędu, było już za późno. Zaczął bowiem dusić się w małżeństwie i jedynym wyjściem z tej sytuacji okazał się rozwód. Od dnia jego orzeczenia relacje pomiędzy byłymi małżonkami nie należą do chociażby tylko poprawnych. Obydwoje kłócą się ze sobą na każdym kroku, nie bacząc nawet na dobro swoich córek.


Widok na Amalfi
fot. Kim Traynor


Pewnego dnia Luca stwierdza, że jego życie nie jest udane. Czuje w nim pustkę. Czegoś mu mocno brakuje, tylko sam jeszcze nie wie co to jest, więc stara się to odnaleźć. Luca ma nawet ochotę wrócić w ramiona swojej dawnej miłości, która dziś jest już mężatką i matką kilkorga dzieci. Kobieta również czuje, że mogłaby powrócić do romansu ze swoim dawnym kochankiem, pomimo że ma męża. Poza tym w otoczeniu obydwojga żyją ludzie, którzy chętnie widzieliby ich jako parę. Czy faktycznie tak się stanie? Czy Lucę czeka powrót do przeszłości? Czy romans z niegdysiejszą dziewczyną jest tym, czego mężczyzna potrzebuje w życiu?

Na chwilę obecną Luca Chancellor pragnie zaznać spokoju. Rzuca więc dobrze płatną pracę w banku i pod namową znajomych jedzie do Włoch, gdzie mieszkają jego rodzice. Kilka lat temu Romina i Bill weszli w posiadanie ruin pałacu Montelimone. Ponieważ znali się na rzeczy, sami go odremontowali i urządzili z ogromnym przepychem. Teraz zapraszają tam swoich znajomych, którzy czują się w nim niczym we własnym domu. Z tym miejscem łączy się pewna tragiczna historia. Otóż mieszkańcy Incantellarii (włoska miejscowość leżąca u Wybrzeża Amalfi) opowiadają, że ponad pięćdziesiąt lat temu w pałacu popełniono brutalne morderstwo, które teraz owiane jest tajemnicą. Życia został wówczas pozbawiony ówczesny właściciel pałacu. Co tak naprawdę się stało? Dlaczego hrabia musiał zginąć? Kto go zamordował? Czy sprawcę odnaleziono i ukarano?

Skoro było morderstwo, to nie dziwi też fakt, że ludzie po wielu latach dopisują sobie swoją własną teorię odnośnie tamtych wydarzeń. Otóż niektórzy twierdzą, że hrabia nadal przebywa w pałacu albo w jego otoczeniu, lecz tym razem jako duch. Jeszcze zanim rodzice Luki kupili posiadłość, ktoś nawet widział zapalone światło w ruinach pałacu. No cóż, może faktycznie duch hrabiego nie potrafi zaznać spokoju i błąka się potępiony po świecie w poszukiwaniu swojego mordercy? Któż to może wiedzieć na pewno. Z drugiej strony jednak ludzie od zawsze skłonni byli dopisywać rozmaite fakty do różnych historii, więc można też przypuszczać, że to wszystko jest tylko wytworem wyobraźni mieszkańców miasteczka.

Wróćmy jednak do Luki. Praktycznie już w pierwszym dniu swojego pobytu w Incantellarii mężczyzna dostrzega pewnego małego chłopca, który jest dość osobliwy. Niby bawi się z innymi dziećmi, ale one zachowują się tak, jakby zupełnie go nie dostrzegały. Chłopiec ten podąża również krok w krok za młodą kobietą, która wciąż przywdziewa czerń. Dlaczego? Co takiego wydarzyło się w jej życiu, że stale chodzi w żałobie? A może to nie jest żałoba, a jedynie upodobanie do czarnego koloru? Czy Luca pozna prawdę? Czy dowie się, czym tak naprawdę spowodowana jest depresja młodej mieszkanki Incantellarii? I wreszcie: kim jest tajemnicza kobieta w czerni?

Włoskie zaręczyny to kolejna książka w dorobku literackim Santy Montefiore, która przenosi czytelnika do malowniczych Włoch. Powieść jest poniekąd kontynuacją Ostatniej podróży „Valentiny”. Tym razem Autorka nakreśla wydarzenia, które mają miejsce po upływie trzydziestu lat od historii opisanej w Ostatniej podróży „Valentiny”. Tak więc oprócz nowych bohaterów, pojawiają się też niektóre postacie znane czytelnikowi z poprzedniej części. Znów odwiedzamy rodzinę Fiorellich, która nie wyzbyła się swojej rodzinnej tradycji i nadal prowadzi w miasteczku doskonale prosperującą kawiarnię. Dziś Alba Arbuckle jest już prawie sześćdziesięcioletnią kobietą posiadającą ukochanego męża, córkę, zięcia i wnuki. Pomimo osiągniętego szczęścia kobieta nadal pamięta dramat, jaki wiele lat temu naznaczył jej rodzinę. W jej otoczeniu znajdują się też tacy, których fascynuje tamta historia, więc robią wszystko, aby na powrót ją odkryć i pokazać światu. W dodatku istnieje szansa, że w życie Alby znów wkroczy mężczyzna, z którym trzydzieści lat wcześniej odkrywała tajemnicę śmierci swojej matki – pięknej Valentiny Fiorelli. Czy dawne uczucie odżyje i Alba porzuci swoje uporządkowane życie?


Panorama Amalfi
fot. Jensens


Santa Montefiore znana jest z tego, że tworzy piękne powieści obyczajowe. Czasami można odnieść wrażenie, że są to bajkowe historie, choć nie pozbawione ludzkich dramatów. Książkom Autorki dodatkowo uroku dodają malownicze krajobrazy, na tle których zazwyczaj rozgrywa się akcja poszczególnych powieści. Nie jest inaczej i tym razem. Choć Incantellarię znamy już z Ostatniej podróży „Valentiny”, to jednak miejscowość ta zachwyca ponownie. Tym razem jest nieco inna niż trzydzieści lat temu. Trochę się tutaj zmieniło, lecz mimo to miasteczko nie zatraciło swojej specyficznej atmosfery. Na kartach powieści poznajemy także współczesne pokolenie mieszkańców Incantellarii, które patrzy na wiele spraw w zupełnie inny sposób, aniżeli robili to ich rodzice i dziadkowie. Poza tym, jak to często bywa w małych społecznościach, ludzie wierzą też w cuda, które rzekomo zsyła im sam Bóg. 

Włoskie zaręczyny to w głównej mierze historia o miłości pod jej różnymi postaciami, jak również o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca w życiu. To także opowieść o tym, jak bardzo przeszłość może wpływać na teraźniejszość i zakłócać nasze codzienne życie. Autorka sama przyznaje, że napisała Włoskie zaręczyny, ponieważ głęboko wierzy, że ludzkie przebywanie na tym świecie nie kończy się z chwilą śmierci, lecz trwa nadal tylko w innej formie i wymiarze. W związku z tym książka posiada cechy powieści paranormalnej. Niektórzy bohaterowie doświadczają opieki zmarłych, z którymi łączyła ich naprawdę silna więź emocjonalna. Myślę, że Santa Montefiore chciała uzmysłowić czytelnikowi jedną rzecz. Otóż dopóki nie przestaniemy rozpaczać za tymi, którzy odeszli, oni gdzieś tam w innym świecie nie są w stanie zaznać spokoju. Tak przynajmniej wynika z fabuły powieści i tak odebrałam jej przesłanie. Niemniej odejście tych, których kochaliśmy wcale nie musi oznaczać, że straciliśmy ich na zawsze. Oni nadal są obok nas, tylko nie jesteśmy w stanie ich dostrzec gołym okiem.

Moim zdaniem Włoskie zaręczyny to coś znacznie więcej niż zwykły romans, o czym sugeruje tytuł. Z drugiej strony jednak nawet ten romans nie jest bynajmniej tandetny, lecz wzbija się ponad wyżyny ludzkich uczuć. Widać dokładnie, ile tak naprawdę jesteśmy w stanie poświęcić dla osoby, którą kochamy. Jesteśmy w stanie zrobić dla niej naprawdę wiele, aby wyrwać ją ze stanu swego rodzaju życiowego marazmu. Santa Montefiore pokazuje też, ile warta jest miłość matki do dziecka. Na tej płaszczyźnie czytelnik dostrzega dwie odmienne sytuacje. Jedną z nich jest miłość matki do zmarłego dziecka, zaś drugą do dziecka dorosłego, które ma już swoją rodzinę.

Powieść dla kobiet nie byłaby kompletna, gdyby gdzieś po drodze nie pojawiły się relacje typowo kobiece, wśród których dostrzegamy zarówno te pozytywne, jak i negatywne, jak zazdrość, czy wręcz zawiść. Trzeba bowiem czasu i zbiegu rozmaitych okoliczności, aby te drugie zostały naprawione. Nigdy nie ukrywałam, że Santa Montefiore jest dla mnie jedną z tych autorek, których powieści czytam z ogromnym zainteresowaniem. Przeczytałam ich już kilka i za każdym razem zostałam bez reszty wchłonięta w ich fabułę. Powieści obyczajowe, które wychodzą spod jej pióra nigdy nie są banalne, ponieważ zawsze niosą ze sobą mądre przesłanie odnoszące się do codziennego życia każdego z nas. Santa Montefiore naprawdę potrafi zachwycić i oderwać od rzeczywistości.