poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nora Roberts – „W samo południe”














Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2012
Tytuł oryginału: High Noon
Przekład: Bożena Krzyżanowska





Praca policyjnego negocjatora to niezwykle ciężka, odpowiedzialna, a przede wszystkim stresująca robota. Bo przecież nie wiadomo z jakimi świrami przyjdzie zmierzyć się takiemu negocjatorowi. Podczas akcji musi pamiętać, żeby zrobić wszystko, aby nie było ofiar w ludziach. Taki negocjator dba nie tylko o zakładników, ale też o przestępcę. Nie może dopuścić do tego, by człowiek niezrównoważony psychicznie, stawiający swoje wyimaginowane warunki, poniósł jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu, a już nie daj Boże stracił życie. Gdyby jednak doszło do tragedii, negocjator najprawdopodobniej do końca życia będzie analizował zaistniałą sytuację i wciąż od nowa zadawał sobie pytanie czy naprawdę zrobił wszystko, aby zapobiec nieszczęściu. Owszem, negocjatorzy przechodzą profesjonalne szkolenia, ale przecież nie zawsze jest tak, że to, co wyuczone sprawdza się w życiu realnym. Czasami sytuacja nieoczekiwanie wymyka się spod kontroli, a wtedy na nic zdają się godziny spędzone na rzeczonym szkoleniu. Kiedy zawodzi teoria, wówczas trzeba automatycznie włączyć instynkt i działać tak, żeby mimo wszystko sprawę doprowadzić do końca i jednocześnie nie mieć sobie nic do zarzucenia, ani też żeby inni nie wytykali popełnionych błędów. Tak więc jak widać praca policyjnego negocjatora to niesamowicie wyczerpująca profesja nie tyle pod względem fizycznym, co umysłowym.

Najgorzej mają chyba amerykańscy policyjni negocjatorzy, bo przecież w tych Stanach praktycznie każdy ma broń, a i świrów chyba znacznie więcej niż w jakimkolwiek innym państwie świata. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść oglądając telewizję czy czytając prasę. Ludzie tracą poczucie rzeczywistości z rozmaitych powodów. Może to być pozbawienie pracy, zdrada współmałżonka, nieuleczalna choroba, nagła utrata majątku, nieodwzajemniona miłość… Takich powodów wynikających z codziennego życia można wymieniać w nieskończoność. Jedni radzą sobie z nimi lepiej, a drudzy gorzej. Ci, którzy nie potrafią pogodzić się z życiowymi niepowodzeniami, niekiedy wyładowują swoją frustrację i agresję na innych, chcąc w ten sposób ukarać tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu przyczynili się do ich porażki. I co w takiej sytuacji robią? Do czego zdolni są posunąć się, aby zwrócić na siebie uwagę innych? Otóż, mogą zagrozić popełnieniem samobójstwa. Bardzo często biorą też zakładników, którym przystawiają broń do głowy i grożą, że zabiją, jeśli nie zostaną spełnione ich warunki. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby znaleźć się w takim położeniu. Właśnie do tego typu akcji wzywany jest policyjny negocjator, który nierzadko współpracuje także z zakładnikami. Dlatego będąc na miejscu zakładnika, trzeba uważnie wsłuchiwać się w słowa negocjatora, aby móc odczytać pomiędzy wierszami jakieś wskazówki, według których należy postępować.

Jeden z plakatów promujących film,
który powstał na podstawie fabuły 
powieści Nory Roberts
reżyseria: Peter Markle
premiera: 4 kwietnia 2009 
Porucznik Phoebe MacNamara jest policyjnym negocjatorem i pracuje w komendzie policji Savannah-Chatham. Choć ma dopiero niewiele ponad trzydzieści lat, to jednak sporo już osiągnęła w swoim zawodzie. Jest rozwiedziona, lecz na pewno nie samotna. Na wychowaniu ma siedmioletnią córeczkę o imieniu Carly. W domu, który odziedziczyła po kuzynce ojca, mieszkają z nią również matka oraz oddana przyjaciółka rodziny. Matka Phoebe od wielu lat cierpi na nerwicę, która objawia się panicznym lękiem przestrzeni, dlatego też całe dnie spędza w czterech ścianach i żadna terapia nie jest w stanie wygonić Essie choćby tylko za próg domu. Niemniej, starsza kobieta świetnie sobie radzi, przebywając w otoczeniu przedmiotów, które zna i wie, że z ich strony nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Umysł wciąż podpowiada jej, że na ulicy stale kogoś zabijają, okradają i generalnie wyrządzają krzywdę, więc nawet przelotna myśl dotycząca wyjścia na zewnątrz budzi w Essie paniczny lęk.

Pewnego dnia, a jest to Dzień Świętego Patryka, Phoebe MacNamara zostaje wezwana do mężczyzny, który grozi popełnieniem samobójstwa. Facet siedzi na dachu wieżowca, trzyma w dłoni broń i jedynym jego problemem jest to, czy najpierw powinien sobie strzelić w głowę, a potem skoczyć, czy może strzelać w trakcie skakania? Joe Ryder został właśnie zwolniony z pracy za kradzież pieniędzy z kasy pubu, której dokonywał przez jakiś czas, aby móc w ten sposób spłacić swoje hazardowe długi. Do akcji wkracza także jego były pracodawca, który doprowadził niedoszłego samobójcę do ostateczności. Zanim na miejscu pojawia się piękna rudowłosa pani porucznik, to właśnie Duncan Swift usiłuje przy pomocy policji przekonać Joego, aby jednak zszedł z dachu i przestał straszyć wszystkich wokół. Niestety, próby Duncana nie przynoszą pozytywnego efektu i wszystko wygląda na to, że facet w końcu skoczy i zostanie z niego mokra plama. I wtedy pojawia się Phoebe…

Porucznik MacNamara to nie tylko doskonała negocjatorka, ale też wymagająca szefowa. W swojej pracy ściśle trzyma się przepisów, każdy etap akcji musi być dokładnie zapisany w papierach, a jeśli zauważy, że jest inaczej, wówczas natychmiast wyciąga konsekwencje wobec swoich podwładnych. Oczywiście nie każdemu może to się podobać. Ci, którzy są przeciwni procedurom wprowadzanym przez Phoebe, jawnie manifestują swoją niechęć wobec policjantki. Któregoś dnia dochodzi wręcz do brutalnej napaści na Phoebe. Sytuacja ma miejsce na terenie komendy, lecz tak naprawdę nie wiadomo, kto dopuścił się tak zwyrodniałego czynu, ponieważ pani porucznik nie była w stanie zobaczyć twarzy napastnika. Kto zatem pragnie zaszkodzić Phoebe? Kto tak bardzo jej nienawidzi, że posuwa się aż do przekroczenia granic nietykalności fizycznej? Czy jest to ktoś z jej kolegów z pracy, czy może naraziła się jeszcze komuś innemu i teraz czas na zemstę?

Emilie de Ravin jako Phoebe MacNamara
Niestety, ten brutalny napad nie jest sytuacją jednorazową. W życiu Phoebe zaczynają dziać się też inne rzeczy, które wcale nie przyprawiają jej o dobre samopoczucie, a wręcz przeciwnie. Policjantka jest przerażona. Ktoś wyraźnie chce jej zaszkodzić, a może wręcz ją zabić! Wygląda na to, że niebezpieczeństwo grozi nie tylko Phoebe, ale też jej bliskim. Czy kobiecie uda się ochronić rodzinę i tych, których kocha? Kim jest osoba, która zionie tak wielką nienawiścią wobec pani porucznik?

Przyznam, że W samo południe to jedna z najlepszych powieści Nory Roberts, jakie do tej pory czytałam. Przy tej lekturze nie ma czasu na nudę. Akcja pędzi do przodu, a kiedy wydaje się już, że wszystko jest wiadome, nagle pojawia się coś nieprzewidzianego i wtedy wraz z bohaterami czytelnik wraca do punktu wyjścia. Patrząc na całokształt przeczytanych przeze mnie powieści autorstwa Nory Roberts, jestem skłonna stwierdzić, że najlepiej wychodzą jej te, w których fabuła dotyczy przedstawicieli amerykańskiej policji. W przypadku niniejszej książki mamy tak doskonały obraz funkcjonowania policji, iż można odnieść wrażenie, że to wcale nie jest fikcja literacka. Bohaterowie są wyraziści, nie są bynajmniej nudni, praktycznie wciąż coś się dzieje. Autorka wyposażyła swoje postacie również w nieprzeciętne poczucie humoru.

Jeśli chodzi o powieści Nory Roberts, to muszę przyznać, że już nie po raz pierwszy moją uwagę zwróciła głęboka przyjaźń pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Wszyscy oni łączą siły, aby zmierzyć się ze złem, które ich otacza i które zagraża pani porucznik. Phoebe MacNamara oraz jej matka i młodszy brat wcale nie mieli łatwego życia. Koszmar, którego doświadczyli, wraca w ich umysłach niczym bumerang. Choroba Essie jest skutkiem tamtych wydarzeń. Niemniej jednak, Phoebe jest silną i odważną kobietą, bo przecież jako słabeusz emocjonalny nigdy nie mogłaby wykonywać swojego zawodu. Ale z drugiej strony kobieta wcale nie boi się łez oraz okazywania słabości, a przecież takich sytuacji w jej życiu pojawia się sporo.

Oczywiście oprócz doskonale skonstruowanego wątku sensacyjnego, mamy także pierwiastek romantyczny, bo przecież u Nory Roberts bez namiętnego romansu obyć się nie może. Dla kogoś, kto za romansami nie przepada, drażniącą kwestią może być to, że bohaterowie najbardziej zainteresowani praktycznie wciąż rozmawiają o seksie lub wymieniają pomiędzy sobą myśli z podtekstem erotycznym. Ale jest też druga strona tej sytuacji. Erotyka to jedno, natomiast głęboka miłość, dla której można poświęcić życie, to zupełnie coś innego. W powieści obecna jest również miłość matki. Z jednej strony mamy Phoebe, która kocha swoją córeczkę ponad wszystko na świecie, a z drugiej widzimy Essie zamartwiającą się o swoją dorosłą i odważną córkę za każdym razem, gdy ta wyjdzie z domu.

W samo południe to również powieść o fantastycznych relacjach międzyludzkich bez względu na kolor skóry. Pod tym względem bohaterowie są mieszani. Na kartach książki spotykamy zarówno bohaterów czarnoskórych, jak i białych. Jedyne, co mogłabym tej powieści zarzucić, to brak zakończenia, a właściwie brak doprowadzenia do końca niektórych wątków. Moim zdaniem książce potrzebny jest epilog. Owszem, zakończenie otwarte ma swoje dobre strony i wiele osób je sobie ceni, ale dla mnie jest to trochę takie trzymanie czytelnika w zawieszeniu. To tak, jak gdyby autor mówił: „Domyśl się sam, bo ja już niczego nie zamierzam ci wyjaśniać.” Przyznam, że do samego końca liczyłam na to, iż dowiem się pewnych rzeczy, które nurtowały mnie praktycznie przez cały czas czytania powieści. Niestety, stało się inaczej i w tym aspekcie jestem nieco rozczarowana. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę wręcz pochłonęłam i wpisuję ją na listę najlepszych powieści Nory Roberts.










10 komentarzy:

  1. Bardzo zachęcająca recenzja:) Zdecydowanie się skuszę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj muszę zapoznać się z autorką

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki nie czytałam, ale oglądałam ekranizacje, która szalenie mi się spodobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie oglądałam ekranizacji. Widziałam tylko fragmenty i akurat pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to scena z wężem. Niestety, w książce opisana jest ona zupełnie inaczej i dlatego już na wstępie trochę mnie odrzuciło od filmu. Nie lubię, kiedy dokonuje się zmian, ale takie jest prawo filmowców. :-)

      Usuń
  4. Świetny tekst. Wydaje mi się, że widziałam ekranizację, ale nie skojarzyłabym ją z książką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem który film widziałaś, bo o tym samym tytule jest jeszcze western z 1952 roku z Garym Cooperem. Książka Nory Roberts jest w pewien sposób powiązana z tym starym filmem. :-)))

      Usuń
    2. Po prostu skojarzyłam z tekstem i zdjęciem kadr z filmu, choć mogłam się oczywiście pomylić :)

      Usuń
    3. Jeżeli skojarzyłaś z tym, co mam na blogu, to ok. ;-) To ten sam film. Ja pewnie obejrzę go za jakiś czas, ale po fragmentach, które widziałam w zwiastunie, wydaje mi się, że niektóre sceny zostały zmienione. U mnie to zapewne będzie działać na niekorzyść filmu. ;-)

      Usuń