poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wydaje mi się, że obecnie mamy problem z wyrażaniem uczuć...




LITERAT KWIETNIA 2013



ROZMOWA Z HANNĄ CYGLER


Polska tłumaczka i pisarka specjalizująca się w literaturze obyczajowej. Pracowała w gdańskim oddziale Polskiej Agencji Informacyjnej i na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1993 roku zajmuje się zawodowo tłumaczeniami z języka szwedzkiego i angielskiego. Prowadzi własne biuro tłumaczeń. Jest członkiem założycielem Bałtyckiego Stowarzyszenia Tłumaczy. Nad pierwszą powieścią, „Tryb warunkowy”, rozpoczęła pracę w 1985 roku. Ostatecznie ukończyła ją w 1997 roku. Pierwszą książką, która ukazała się w 2003 roku nakładem Wydawnictwa Cztery Strony Świata, była powieść „3 razy R”. W latach 2004-2005 opublikowała w Wydawnictwie Kurpisz kilka powieści w serii „Nie tylko o miłości”, w tym dylogię „Głowa anioła” i „Dwie głowy anioła” oraz trylogię „Tryb warunkowy”, „Deklinacja męska/żeńska” oraz „Przyszły niedokonany”, która w 2009 roku, po wydaniu przez Dom Wydawniczy Rebis, powieści „Odmiana przez przypadki”, przekształciła się w tetralogię.


Agnes Anne Rose: Serdecznie witam Panią na moim blogu i dziękuję za przyjęcie mojego zaproszenia. Na początek zadam chyba dość proste pytanie. Czy lubi Pani historię i jaką rolę odgrywa ona w Pani życiu?

Hanna Cygler: W dzieciństwie historia kojarzyła mi się wyłącznie z zapamiętywaniem dat i opasłymi podręcznikami akademickimi na półkach rodziców. Ale już w ogólniaku zmieniłam nastawienie do tego przedmiotu, głównie dzięki mojej nauczycielce. Potem już sama zanurkowałam w przeszłości. Swego czasu bardzo interesowałam się okresem Wielkiej Rewolucji Francuskiej i dość szybko zrodziła się u mnie świadomość, że aktualne wydarzenia polityczne, w których żyję, czyli Solidarność czy stan wojenny, staną się wkrótce przedmiotem badań historyków. Myślę, że wszyscy powinni interesować się historią, gdyż ta wiedza pozwala nam na unikanie tych samych błędów. Bo historia się powtarza, a gdy nie potrafimy rozpoznać jej podobieństw, stajemy się łatwym łupem wszelkich manipulatorów i propagandystów.

AAR: Niedawno ukazała się Pani najnowsza powieść pod tytułem „W cudzym domu”. Już od pierwszych chwil wzbudziła ona zainteresowanie czytelników, a potem zaczęły pojawiać się pierwsze opinie. W opisie książki czytamy, że jest to doskonała kombinacja romansu z powieścią historyczną. Jakie jest Pani zdanie na ten temat, jako autorki? Ile tak naprawdę czytelnik odnajdzie w tej powieści historii, a ile romansu?

HC: Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta. Cała historia jest prawdziwa, a wszystkie romanse zmyślone. W zasadzie historia jest tłem, na którym rozgrywają się przygody bohaterów. Nie chciałam, żeby przytłaczała ona akcję, natomiast jest starannie w nią wkomponowana. I chociaż nie ma w książce epickich opisów wydarzeń historycznych, pełno w niej szczegółów dotyczących tamtych czasów, być może niewidocznych na pierwszy rzut oka. Topografia, przedmioty, którymi posługują się bohaterowie, a nawet wygłaszane przez nich opinie na temat polityki czy świata, zgadzają się z przestudiowanymi przeze mnie przekazami. Przynajmniej mam taką nadzieję.

AAR: Pozostańmy jeszcze przy Pani najnowszej powieści. Otóż, wykreowała Pani w niej obraz XIX-wiecznego społeczeństwa, a sami bohaterowie okazują się być postaciami o różnych twarzach w zależności od sytuacji, w jakiej się akurat znajdują. Niektórzy czytelnicy twierdzą, że stworzyła Pani całą galerię postaci drugoplanowych, nie skupiając zbyt dużej uwagi na głównej bohaterce. Czy od samego początku tworzenia tej powieści właśnie to było Pani zamiarem, czy może czytelnicy błędnie ten fakt interpretują?

HC: Nie ma jednej głównej bohaterki. Są dwie: Luiza i Rozalia. W miarę pisania koncentruję uwagę na tej z nich, która jest w danej chwili najbardziej dramatyczną postacią. Na początku książki to Luiza skupia wokół siebie dramaturgię zdarzeń, idzie pod prąd, żeby stopniowo osłabnąć i podporządkować się konwenansom. Pod koniec książki na krótko wraca do swojej pierwotnej roli. Kiedy Luiza słabnie, Rozalia przejmuje pałeczkę. Jest młodsza i pełna buntu, jest u siebie w kraju, a poza tym czasy zmieniają się na tyle, że pojawiają się większe możliwości dla dążącej do wiedzy kobiety. Dziś trudno nam to zrozumieć, ale podstawowym problemem dla tamtych kobiet była potworna nuda i brak racjonalnego zajęcia. A poza tym bardzo się cieszę, że doceniono inne postaci drugoplanowe. W przedstawieniu „Warszawianki” Wyspiańskiego najbardziej zapamiętano rolę Ludwika Solskiego jako Starego Wiarusa. Wszystko to dowodzi mojej życiowej tezy, że należy swoje życie rozgrywać jak najpiękniej, nawet jak przypadła nam rola ogona.

AAR: „W cudzym domu” to pierwsza Pani powieść stricte historyczna. Czy będą następne osadzone w podobnych realiach?

HC: „Czas zamknięty” i jego druga część „Pokonani” opowiadały już o czasach minionych, a mianowicie o okresie II wojny światowej i latach stalinizmu. Pisząc te powieści, musiałam się również opierać na źródłach historycznych, a w przypadku „Pokonanych”, w związku z tematyką powieści, musiałam się rzeczywiście nabiedzić, by w odpowiedni sposób odsiać zabarwienie polityczne od faktów.

AAR: Pani pierwsza powieść pod tytułem „Tryb warunkowy” zabrała Pani sporo czasu, bo aż ponad dziesięć lat. Dlaczego trwało to tak długo?

HC: Może byłam za młoda. Kiedy wpadłam na pomysł napisania książki, byłam dość dobrze wykształcona, przepełniona wiedzą i teorią, ale brakowało mi doświadczenia. Poległam przy budowie fabuły. Być może na tym etapie stawiałam sobie zbyt ambitne cele. Dopiero gdy postanowiłam pisać powieść popularną, poszło jak z bicza strzelił. Poza tym sądzę, że powstanie pewnego dystansu pomiędzy opisywanymi przeze mnie czasami wyszło książce na dobre.

AAR: „Tryb warunkowy” doczekał się swojej kontynuacji w powieściach „Deklinacja męska/żeńska” oraz „Przyszły niedokonany”. Co skłoniło Panią do opowiedzenia o dalszych losach Zosi Knyszewskiej, której życie jest dość burzliwe pod względem uczuciowym?

HC: Od początku pisałam „Tryb warunkowy” jako jedną książkę, składającą się z trzech części. Kiedy w końcu znalazłam wydawcę, zażyczył sobie, aby została podzielona. Miałam jedynie parę godzin, by wymyślić pozostałe tytuły i postanowiłam trzymać się klucza gramatycznego. Natomiast powieść o dalszych losach bohaterów, „Odmiana przez przypadki” została zaplanowana jako zamknięcie cyklu. Myślałam, że już nie wrócę do Halmanów i ich krewnych. Bardzo się pomyliłam.

AAR: Pomimo że „Tryb warunkowy” to pierwsza książka, którą Pani napisała, to jednak Pani debiutem wydawniczym stała się powieść pod tytułem „3 razy R”. Dlaczego?

HC: To była dość zabawna historia. Mój pierwszy wydawca poprosił mnie, abym wybrała powieść, w której jest najwięcej „momentów”. Wcześniej opublikował parę książek Lwa-Starowicza i chciał, by kolejne książki stanowiły naturalny tematyczny ciąg. Stąd też różowy kolor okładki pierwszego wydania „3 razy R”, dodany na sam koniec na życzenie wydawcy, co zostało przez redakcję nazwane żartobliwie różem wydawniczym.

AAR: Bohaterkami Pani książek są kobiety, co chyba jest jednoznaczne z tym, że to właśnie kobiety głównie sięgają po Pani powieści. A jak jest z mężczyznami? Czy kiedykolwiek usłyszała Pani bądź przeczytała opinię wyrażoną z męskiego punktu widzenia na temat którejś z Pani książek?

HC: Zawsze są wyjątki potwierdzające regułę, zatem są też mężczyźni czytający moje książki. Pamiętam, jak została wydana moja pierwsza książka, to znajomy powiedział mi, że jeszcze nigdy od czasów lektury Alexandra Dumas nie czytał tak intensywnie żadnej książki. Mnie bardzo cieszą wszystkie męskie opinie, gdyż dzięki nim uświadamiam sobie, na co zwracają uwagę przy czytaniu książek i co im się podoba. Czasem są to zupełnie inne rzeczy niż te, które przyciągają kobiety. Wśród znajomych mam kilku prawdziwych czytelników, którzy przeczytali wszystkie moje książki. Nie wiem jednak, czy się do tego przyznają publicznie.

AAR: W swoich książkach porusza Pani przede wszystkim problem miłości i przyjaźni. Są to uczucia, które obecne są przede wszystkim w życiu kobiet. Bez miłości i przyjaźni chyba nie sposób żyć. Tak więc skoro każdy człowiek potrzebuje ich do prawidłowego funkcjonowania, to dlaczego tak wielu czytelników broni się przed czytaniem powieści romantycznych, nazywając je wręcz „nędznymi romansidłami dla nieszczęśliwych starych panien”? A może w dzisiejszych czasach wstyd jest przyznać się, że w ogóle sięga się po tego typu książki, więc lepiej je publicznie ośmieszyć?

HC: Wydaje mi się, że obecnie mamy problem z wyrażaniem uczuć. Mam czasem wrażenie, że współcześni z dużą łatwością potrafią pozbyć się ubrań, natomiast potwornie wstydzą się mówienia o swych uczuciach. I nawet nie potrafią. Nie umiemy już się posługiwać niedomówieniem, półtonem, gestem, jak kiedyś, bo nie działa już wyobraźnia czytelnicza tylko przekaz telewizyjny. Kawa na ławę. To prawda, popularną literaturę kobiecą się ośmiesza, często zarzucając jej stereotypowość i schematyczność, co jest dość absurdalne, gdyż właśnie to plus emocje są głównymi narzędziami literatury popularnej. Kiedy się od nich odchodzi, powstaje literatura ambitna. Mam wrażenie, że często narzuca nam się kierkegaardowskie albo-albo. A niczego tak naprawdę nie musimy wybierać. Możemy czytać zarówno literaturę popularną, jak i ambitną i czerpać z niej różne rodzaje przyjemności.

AAR: Pani twórczość znana jest również czytelnikom zza oceanu. Mam tutaj na myśli amerykańską Polonię. W zeszłym roku w Chicago spotkała się Pani z polskimi czytelnikami mieszkającymi na stałe w USA. Jak odbierają Pani twórczość osoby, dla których polska literatura jest bezcenna, ponieważ żyją z dala od rodzinnego kraju?

HC: Wydaje mi się, że szczególnie moje powieści współczesne mogą być dla nich interesujące, gdyż przedstawiają bohaterów na tle aktualnych wydarzeń politycznych i społecznych. Spotkanie z Polonią było dla mnie niezwykłym przeżyciem. Wiąże się z nią tyle stereotypów, a ja w Stanach spotkałam wyłącznie ludzi świetnie wykształconych, wykonywujących ciekawe zawody i zainteresowanych kulturą. I tacy też ludzie przyszli na moje spotkanie do Domu Książki D&Z w Chicago. Dziwne, nie? Ale taka jest Ameryka, różna, a ja poprzez pobyt tam zweryfikowałam sporo dotychczasowych poglądów.

AAR: Zawsze ciekawiło mnie, dlaczego wielu pisarzy pisze pod pseudonimami. Chcą być bardziej anonimowi, a może ktoś z ich otoczenia uznał, że prawdziwe nazwisko autora nie będzie się dobrze sprzedawać? A jak jest w Pani przypadku, bo Pani również podpisuje swoje książki pseudonimem literackim, prawda?

HC: Muszę tu rozczarować, to nie jest pseudonim tylko moje nazwisko panieńskie. Nie wiem, z jakich powodów robią to inni. Może czasem uważają, że ich własne nie odpowiada im ze względów marketingowych, czasem podobnie jak u mnie jest to chęć oddzielania różnych sfer swojego życia.

AAR: Z zawodu jest Pani tłumaczem języka angielskiego i szwedzkiego. Czy wykształcenie w jakiś sposób pomaga Pani w pisaniu? Czy podczas przekładu jakiejś książki podpatruje Pani koncepcję i technikę autora, którego powieść akurat Pani tłumaczy?

HC: Myślę, że dzięki moim studiom i licznym pobytom za granicą zdobyłam wiele cennych doświadczeń, które czasem sprzedaję w książkach. Ale niestety, muszę rozczarować, nie zajmuję się przekładem literackim. Głównie dlatego, że umarłabym z głodu. Jednak tak się składa, że jedną książkę przetłumaczyłam i wówczas zdałam sobie sprawę z tego, jakie to jest trudne zadanie. Była to powieść Joanny Czechowskiej „Goodbye, Polsko”.

AAR: Na koniec zapytam, jak czuje się autorka, której fragmenty książki czytane są w radiowej Jedynce przez samą Sonię Bohosiewicz?

HC: Oczywiście cieszy się, że „W cudzym domu” wiąże się w ten sposób z tak śliczną i utalentowaną aktorką.

AAR: Serdecznie dziękuję Pani za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów na polu literackim oraz rzeszy wiernych czytelników.

HC: Dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników.




Rozmowa i redakcja:
Agnes Anne Rose





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz