W
połowie lipca 1683 roku pod murami Wiednia stanęła armia turecka licząca dziewięćdziesiąt
tysięcy żołnierzy. Armią dowodził wielki wezyra – Kara Mustafa. Święty Cesarz
Rzymski – Leopold I Habsburg (1640-1705) – wraz ze swoim dworem opuścił stolicę. Lecz oto
na czele wojsk sprzymierzonych, z doskonałą armią polską przybył król Polski –
Jan III Sobieski (1629-1696). W dniu 12 września 1683 roku król wstał o godzinie trzeciej
nad ranem i przystąpił do pisania listu do swojej żony. Wziął także udział we
mszy, której przewodniczył kapucyn – ojciec Marco d’Aviano (1631-1699). Podczas mszy,
władca przyjął również komunię. Następnie otrzymał z rąk zakonnika błogosławieństwo
na życie i śmierć. Do swoich podkomendnych Jan III Sobieski zwrócił się takimi
oto słowami: „Walczymy za naszą ojczyznę i za chrześcijaństwo, walczymy nie
za cesarza, lecz za Boga.”
Pięć
minut po szóstej rano armatnie strzały z Kahlenbergu – wzgórza pod Wiedniem –
dały sygnał do ataku. Z kolei dwadzieścia godzin później szarża polskiej
husarii pod wodzą Jana III Sobieskiego zadała ostateczny cios i zmiażdżyła
Turków w dosłownym tego słowa znaczeniu. Stracili oni bowiem piętnaście tysięcy
żołnierzy. Europa odetchnęła wówczas z ulgą, a stary Kontynent ocalał – jak niektórzy twierdzili – przed zalewem islamu. Zwycięstwo powstrzymało Turków i
tym samym zniweczyło ich plany zmierzające do utworzenia w Europie Środkowej
lennego księstwa.
Bitwa pod Chocimiem w 1621 roku, w której dowodził Jan Karol Chodkiewicz Obraz został namalowany w 1867 roku Autor: Józef Brandt (1841-1915) |
Do
historii polskiego oręża przeszła bitwa pod Wiedniem, jednak dziesięć lat
wcześniej muzułmańscy Turcy doznali sromotnej porażki pod Chocimiem również z
rąk Jana III Sobieskiego, który wtedy piastował jeszcze urząd hetmana
wielkiego. Miejscowość ta była dla Turków wyjątkowo pechowa, ponieważ w 1621
roku poważny cios zadał im hetman wielki litewski – Jan Karol Chodkiewicz. To
właśnie papież Urban VIII (1568-1644), którego pontyfikat przypadł na lata 1623-1644,
nawiązując do rzeczonego zwycięstwa, nazwał Polskę „przedmurzem chrześcijaństwa”.
W
1673 roku hetman Sobieski nie za bardzo śpieszył się do ostatecznej rozprawy z
wrogiem Lechistanu, jak Turcy określali nasz kraj. Wódz żalił się wówczas
biskupowi – Aleksandrowi Trzebickiemu (1607-1679) – że nieprzyjaciel jest
znacznie lepiej przygotowany do wojny niż Polacy. Niemniej jednak, wbrew jego
sceptycyzmowi udało się mimo wszystko zebrać grubo ponad trzydzieści siedem
tysięcy żołnierzy i sześćdziesiąt pięć dział, co było nie lada sukcesem,
ponieważ kraj był wyniszczony długimi wojnami. Tak więc ostatecznie wojnę
finansowo wsparł sam papież.
Hetman Jan Sobieski pod Chocimiem w 1673 roku Obraz został namalowany pomiędzy rokiem 1674 a 1679 Autor: Andrzej Stech (1635-1697) |
Hetman
Jan Sobieski dzielił wówczas trudy waz z żołnierzami szczękającymi zębami z
zimna, i nie zgodził się, aby rozbito dla niego osobny namiot. Decydujący atak
polski nastąpił 10 listopada 1673 roku. Na czele regimentów piechoty i dragonii
stanął osobiście sam Sobieski. Klęska Turków była miażdżąca. Z liczącej
trzydzieści tysięcy żołnierzy armii, pozostało jedynie cztery tysiące. Po
zwycięstwie ówczesny hetman Sobieski napisał do podkanclerzego Andrzeja
Olszowskiego (1621-1677): „Prawica Pańska dodała męstwa.” Zielona chorągiew proroka
Mahometa, którą wtedy przejęto, została podarowana papieżowi. To zwycięstwo
miało ogromny oddźwięk nie tylko w Polsce, ale również za granicą. W prasie
francuskiej pisano, że wiktoria chocimska „była zwycięstwem tak wielkim i
tak zupełnym, że równego mu nie odniósł nad Osmanami nikt w całym
chrześcijaństwie od ponad trzystu lat.” Natomiast wojenna sława
doprowadziła hetmana Sobieskiego aż do tronu.
Niemniej
jednak, już wkrótce po tym wydarzeniu Europa znalazła się w niebezpieczeństwie.
Turcy po zdobyciu Krety i Kamieńca Podolskiego z częścią Ukrainy, stanęli pod
Wiedniem i wydawało się, że ich panowanie stanowi jedynie kwestię czasu.
Znalazł się jednak ktoś, kto nie tylko z największym niepokojem obserwował
postępy ekspansywnych muzułmanów, ale też z olbrzymim poświęceniem organizował
przeciw nim koalicję. Nie chodziło tutaj jednak o żadnego władcę, lecz o
papieża Innocentego XI (1611-1689), którego pontyfikat przypadł na lata 1676-1689. Przekazy źródłowe mówią, że była to postać niezwykła.
Historyk Leopold von Ranke napisał: „Innocenty XI z rodu Odescalchich,
wywodzonego się z Como, przybył do Rzymu, mając lat dwadzieścia pięć z szablą u
boku i z pistoletem u pasa, by szukać jakiegoś świeckiego zajęcia albo może
poświęcić się służbie wojskowej w Neapolu.” Niemniej jednak, idąc za radą
pewnego kardynała, wstąpił na drogę duchowną, co przyszło mu tym łatwiej, iż
był człowiekiem łagodnego usposobienia, a także dobrotliwym i skromnym, czego
przykładem był fakt, iż przez dziesięć lat nosił tę samą pocerowaną sutannę.
Jeszcze zanim został papieżem, cieszył się wśród rzymian ogromną popularnością.
Podczas konklawe tłum zgromadzony pod bazyliką św. Piotra wykrzykiwał jego
nazwisko, a jego wybór przyjęto z olbrzymią radością.
Papież Innocenty XI |
To
właśnie Innocenty XI doprowadził 31 marca 1683 roku do zawarcia skierowanego
przeciwko Turcji tak zwanego przymierza zaczepno-odpornego pomiędzy cesarzem
Leopoldem I a Janem III Sobieskim. Potem – na pamiątkę zwycięstwa pod Wiedniem
– papież ustanowił święto Imienia Maryi oraz zarządził nabożeństwo dziękczynne
w całych Włoszech, natomiast polskiemu władcy nadał zaszczytne miano: defensor
fidei – obrońca wiary. Po jakimś czasie Jan III Sobieski zdyskontował swoją
pozycję u papieża i uprosił u niego cztery kapelusze kardynalskie dla swoich
protegowanych, wśród których znalazł się warmiński biskup – Michał
Radziejowski (1645-1705).
Aczkolwiek pomimo wspaniałego zwycięstwa, niebezpieczeństwo ze strony Turcji,
którą papież określił mianem „największego wroga imienia chrześcijańskiego”,
istniało nadal. Polska wciąż była potęgą, a Innocenty XI wiązał z nią spore
nadzieje. Dlatego też wcielił ją do utworzonej przez siebie w 1684 roku Ligii
Świętej, wymierzonej przeciwko Półksiężycowi (symbol islamu). Do Ligii Świętej
weszły Niemcy, Wenecja oraz Państwo Kościelne, zaś dwa lata później również
Wielkie Księstwo Moskiewskie.
Wróćmy
zatem do zwycięstwa pod Wiedniem. Pomimo że Polacy stanowili nieco mniej
aniżeli jedną trzecią wojsk sprzymierzonych (około dwadzieścia dwa tysiące
żołnierzy, w tym także husarzy), obok Austrii oraz Rzeszy Niemieckiej, to
jednak to oni w największej mierze przyczynili się do pokonania Turków. Po
zwycięstwie Jan III Sobieski wysłał do Innocentego XI list opatrzony parafrazą
słynnego zdania Juliusza Cezara: Venimus, vidimus, Deus vicit – przyszedłem,
zobaczyłem, Bóg zwyciężył. Król wysłał papieżowi również zdobyczną turecką
chorągiew. Jan III Sobieski nie zapomniał także o swojej ukochanej Marysieńce,
której donosił w liście: „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał
zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały.”
Z kolei królowa w tonie mniej podniosłym odpisała mu 3 października 1683 roku z
Krakowa: „Trzeba pokupować u żołnierzy co się da z drobiazgów za najniższą
cenę.”
Jan III Sobieski błogosławi atak wojsk polskich pod Wiedniem Obraz został namalowany w 1871 roku Autor: Juliusz Kossak (1824-1899) |
Lud wiedeński
praktycznie całował swojemu wybawicielowi ręce, nogi i szaty, jednak nie
wznoszono okrzyków, ponieważ zabronił tego zazdrosny cesarz, czego dowodem był
fakt, iż ani jednym słowem nie podziękował ani polskiemu królowi, ani jego
żołnierzom. Zresztą, niedługo potem pamięć o Janie III Sobieskim w cesarstwie
zaginęła, a on sam nie doczekał się w Wiedniu choćby jednego swojego pomnika. A
przecież to właśnie ten król stwierdził, że wolałby upadek Krakowa niż Wiednia,
ponieważ Wawel zostałby odbity, natomiast opanowanie Austrii przez Turków
odcięłoby Rzeczpospolitą od cywilizacji europejskiej. Co bardzo ciekawe, w
Wiedniu rezydował wnuk króla – Klemens August Wittelsbach, książę bawarski –
który był wielkim mistrzem tak bardzo znienawidzonego w Polsce zakonu
krzyżackiego, i którego portret zawisł na poczesnym miejscu w wiedeńskiej
siedzibie krzyżaków.
O
Janie III Sobieskim nie zapominają natomiast Polacy. W pamięci naszego narodu
wielki król zapisał się jako ostatni zwycięski wódz przed upadkiem naszej ojczyzny
oraz jako jedna z największych postaci w historii Polski. Pruski generał Karl
von Clausewitz – wytrawny znawca historii wojen – zaliczył Jana III Sobieskiego
do najwybitniejszych wodzów wszech czasów.
Jeden z największych królów Polski :D
OdpowiedzUsuńMnie jest bardzo żal, że Polacy - szczególnie młodzi - tak po macoszemu traktują historię, uważając, że jest nudna. A co do Jana III Sobieskiego, to bardzo wiele łączyło go z moim rodzinnym miastem, i musiałam o nim napisać. :-)
UsuńWcale nie uważam historii za nudną, a jestem młodym człowiekiem ;) XVII wiek to jeden z moich ulubionych okresów. Czytałem kiedyś bardzo ciekawą biografię Sobieskiego autorstwa Leszka Podhorodeckiego. Znasz może tę książkę? Zapraszam także na mój blog. Od czasu do czasu pojawiają się na nim także recenzje książek historycznych :)
UsuńJak to miło przeczytać taki komentarz. Dziękuję! :-) Niestety nie znam tej biografii, ale dziękuję za info. Będę szukać. Natomiast Twój blog wrzucam do zakładek, bo bardzo mi się podoba. Pozdrawiam! :-)
Usuń