wtorek, 18 lutego 2014

Jan III Sobieski – wódz wszech czasów






W połowie lipca 1683 roku pod murami Wiednia stanęła armia turecka licząca dziewięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Armią dowodził wielki wezyra – Kara Mustafa. Święty Cesarz Rzymski – Leopold I Habsburg (1640-1705) – wraz ze swoim dworem opuścił stolicę. Lecz oto na czele wojsk sprzymierzonych, z doskonałą armią polską przybył król Polski – Jan III Sobieski (1629-1696). W dniu 12 września 1683 roku król wstał o godzinie trzeciej nad ranem i przystąpił do pisania listu do swojej żony. Wziął także udział we mszy, której przewodniczył kapucyn – ojciec Marco d’Aviano (1631-1699). Podczas mszy, władca przyjął również komunię. Następnie otrzymał z rąk zakonnika błogosławieństwo na życie i śmierć. Do swoich podkomendnych Jan III Sobieski zwrócił się takimi oto słowami: „Walczymy za naszą ojczyznę i za chrześcijaństwo, walczymy nie za cesarza, lecz za Boga.

Pięć minut po szóstej rano armatnie strzały z Kahlenbergu – wzgórza pod Wiedniem – dały sygnał do ataku. Z kolei dwadzieścia godzin później szarża polskiej husarii pod wodzą Jana III Sobieskiego zadała ostateczny cios i zmiażdżyła Turków w dosłownym tego słowa znaczeniu. Stracili oni bowiem piętnaście tysięcy żołnierzy. Europa odetchnęła wówczas z ulgą, a stary Kontynent ocalał – jak niektórzy twierdzili – przed zalewem islamu. Zwycięstwo powstrzymało Turków i tym samym zniweczyło ich plany zmierzające do utworzenia w Europie Środkowej lennego księstwa.


Bitwa pod Chocimiem w 1621 roku, w której dowodził Jan Karol Chodkiewicz
Obraz został namalowany w 1867 roku
Autor: Józef Brandt (1841-1915)


Do historii polskiego oręża przeszła bitwa pod Wiedniem, jednak dziesięć lat wcześniej muzułmańscy Turcy doznali sromotnej porażki pod Chocimiem również z rąk Jana III Sobieskiego, który wtedy piastował jeszcze urząd hetmana wielkiego. Miejscowość ta była dla Turków wyjątkowo pechowa, ponieważ w 1621 roku poważny cios zadał im hetman wielki litewski – Jan Karol Chodkiewicz. To właśnie papież Urban VIII (1568-1644), którego pontyfikat przypadł na lata 1623-1644, nawiązując do rzeczonego zwycięstwa, nazwał Polskę „przedmurzem chrześcijaństwa”.

W 1673 roku hetman Sobieski nie za bardzo śpieszył się do ostatecznej rozprawy z wrogiem Lechistanu, jak Turcy określali nasz kraj. Wódz żalił się wówczas biskupowi – Aleksandrowi Trzebickiemu (1607-1679) – że nieprzyjaciel jest znacznie lepiej przygotowany do wojny niż Polacy. Niemniej jednak, wbrew jego sceptycyzmowi udało się mimo wszystko zebrać grubo ponad trzydzieści siedem tysięcy żołnierzy i sześćdziesiąt pięć dział, co było nie lada sukcesem, ponieważ kraj był wyniszczony długimi wojnami. Tak więc ostatecznie wojnę finansowo wsparł sam papież.

Hetman Jan Sobieski pod Chocimiem
w 1673 roku

Obraz został namalowany pomiędzy
rokiem 1674 a 1679
Autor: Andrzej Stech (1635-1697)
Hetman Jan Sobieski dzielił wówczas trudy waz z żołnierzami szczękającymi zębami z zimna, i nie zgodził się, aby rozbito dla niego osobny namiot. Decydujący atak polski nastąpił 10 listopada 1673 roku. Na czele regimentów piechoty i dragonii stanął osobiście sam Sobieski. Klęska Turków była miażdżąca. Z liczącej trzydzieści tysięcy żołnierzy armii, pozostało jedynie cztery tysiące. Po zwycięstwie ówczesny hetman Sobieski napisał do podkanclerzego Andrzeja Olszowskiego (1621-1677): „Prawica Pańska dodała męstwa.” Zielona chorągiew proroka Mahometa, którą wtedy przejęto, została podarowana papieżowi. To zwycięstwo miało ogromny oddźwięk nie tylko w Polsce, ale również za granicą. W prasie francuskiej pisano, że wiktoria chocimska „była zwycięstwem tak wielkim i tak zupełnym, że równego mu nie odniósł nad Osmanami nikt w całym chrześcijaństwie od ponad trzystu lat.” Natomiast wojenna sława doprowadziła hetmana Sobieskiego aż do tronu.

Niemniej jednak, już wkrótce po tym wydarzeniu Europa znalazła się w niebezpieczeństwie. Turcy po zdobyciu Krety i Kamieńca Podolskiego z częścią Ukrainy, stanęli pod Wiedniem i wydawało się, że ich panowanie stanowi jedynie kwestię czasu. Znalazł się jednak ktoś, kto nie tylko z największym niepokojem obserwował postępy ekspansywnych muzułmanów, ale też z olbrzymim poświęceniem organizował przeciw nim koalicję. Nie chodziło tutaj jednak o żadnego władcę, lecz o papieża Innocentego XI (1611-1689), którego pontyfikat przypadł na lata 1676-1689. Przekazy źródłowe mówią, że była to postać niezwykła. Historyk Leopold von Ranke napisał: „Innocenty XI z rodu Odescalchich, wywodzonego się z Como, przybył do Rzymu, mając lat dwadzieścia pięć z szablą u boku i z pistoletem u pasa, by szukać jakiegoś świeckiego zajęcia albo może poświęcić się służbie wojskowej w Neapolu.” Niemniej jednak, idąc za radą pewnego kardynała, wstąpił na drogę duchowną, co przyszło mu tym łatwiej, iż był człowiekiem łagodnego usposobienia, a także dobrotliwym i skromnym, czego przykładem był fakt, iż przez dziesięć lat nosił tę samą pocerowaną sutannę. Jeszcze zanim został papieżem, cieszył się wśród rzymian ogromną popularnością. Podczas konklawe tłum zgromadzony pod bazyliką św. Piotra wykrzykiwał jego nazwisko, a jego wybór przyjęto z olbrzymią radością.

Papież Innocenty XI
To właśnie Innocenty XI doprowadził 31 marca 1683 roku do zawarcia skierowanego przeciwko Turcji tak zwanego przymierza zaczepno-odpornego pomiędzy cesarzem Leopoldem I a Janem III Sobieskim. Potem – na pamiątkę zwycięstwa pod Wiedniem – papież ustanowił święto Imienia Maryi oraz zarządził nabożeństwo dziękczynne w całych Włoszech, natomiast polskiemu władcy nadał zaszczytne miano: defensor fidei – obrońca wiary. Po jakimś czasie Jan III Sobieski zdyskontował swoją pozycję u papieża i uprosił u niego cztery kapelusze kardynalskie dla swoich protegowanych, wśród których znalazł się warmiński biskup – Michał Radziejowski (1645-1705).

Aczkolwiek pomimo wspaniałego zwycięstwa, niebezpieczeństwo ze strony Turcji, którą papież określił mianem „największego wroga imienia chrześcijańskiego”, istniało nadal. Polska wciąż była potęgą, a Innocenty XI wiązał z nią spore nadzieje. Dlatego też wcielił ją do utworzonej przez siebie w 1684 roku Ligii Świętej, wymierzonej przeciwko Półksiężycowi (symbol islamu). Do Ligii Świętej weszły Niemcy, Wenecja oraz Państwo Kościelne, zaś dwa lata później również Wielkie Księstwo Moskiewskie.

Wróćmy zatem do zwycięstwa pod Wiedniem. Pomimo że Polacy stanowili nieco mniej aniżeli jedną trzecią wojsk sprzymierzonych (około dwadzieścia dwa tysiące żołnierzy, w tym także husarzy), obok Austrii oraz Rzeszy Niemieckiej, to jednak to oni w największej mierze przyczynili się do pokonania Turków. Po zwycięstwie Jan III Sobieski wysłał do Innocentego XI list opatrzony parafrazą słynnego zdania Juliusza Cezara: Venimus, vidimus, Deus vicitprzyszedłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył. Król wysłał papieżowi również zdobyczną turecką chorągiew. Jan III Sobieski nie zapomniał także o swojej ukochanej Marysieńce, której donosił w liście: „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały.” Z kolei królowa w tonie mniej podniosłym odpisała mu 3 października 1683 roku z Krakowa: „Trzeba pokupować u żołnierzy co się da z drobiazgów za najniższą cenę.”


Jan III Sobieski błogosławi atak wojsk polskich pod Wiedniem 
Obraz został namalowany w 1871 roku
Autor: Juliusz Kossak (1824-1899)


Lud wiedeński praktycznie całował swojemu wybawicielowi ręce, nogi i szaty, jednak nie wznoszono okrzyków, ponieważ zabronił tego zazdrosny cesarz, czego dowodem był fakt, iż ani jednym słowem nie podziękował ani polskiemu królowi, ani jego żołnierzom. Zresztą, niedługo potem pamięć o Janie III Sobieskim w cesarstwie zaginęła, a on sam nie doczekał się w Wiedniu choćby jednego swojego pomnika. A przecież to właśnie ten król stwierdził, że wolałby upadek Krakowa niż Wiednia, ponieważ Wawel zostałby odbity, natomiast opanowanie Austrii przez Turków odcięłoby Rzeczpospolitą od cywilizacji europejskiej. Co bardzo ciekawe, w Wiedniu rezydował wnuk króla – Klemens August Wittelsbach, książę bawarski – który był wielkim mistrzem tak bardzo znienawidzonego w Polsce zakonu krzyżackiego, i którego portret zawisł na poczesnym miejscu w wiedeńskiej siedzibie krzyżaków.

O Janie III Sobieskim nie zapominają natomiast Polacy. W pamięci naszego narodu wielki król zapisał się jako ostatni zwycięski wódz przed upadkiem naszej ojczyzny oraz jako jedna z największych postaci w historii Polski. Pruski generał Karl von Clausewitz – wytrawny znawca historii wojen – zaliczył Jana III Sobieskiego do najwybitniejszych wodzów wszech czasów. 





4 komentarze:

  1. Jeden z największych królów Polski :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jest bardzo żal, że Polacy - szczególnie młodzi - tak po macoszemu traktują historię, uważając, że jest nudna. A co do Jana III Sobieskiego, to bardzo wiele łączyło go z moim rodzinnym miastem, i musiałam o nim napisać. :-)

      Usuń
    2. Wcale nie uważam historii za nudną, a jestem młodym człowiekiem ;) XVII wiek to jeden z moich ulubionych okresów. Czytałem kiedyś bardzo ciekawą biografię Sobieskiego autorstwa Leszka Podhorodeckiego. Znasz może tę książkę? Zapraszam także na mój blog. Od czasu do czasu pojawiają się na nim także recenzje książek historycznych :)

      Usuń
    3. Jak to miło przeczytać taki komentarz. Dziękuję! :-) Niestety nie znam tej biografii, ale dziękuję za info. Będę szukać. Natomiast Twój blog wrzucam do zakładek, bo bardzo mi się podoba. Pozdrawiam! :-)

      Usuń