piątek, 25 października 2013

Mario Puzo – „Rodzina Borgiów”












Wydawnictwo: ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: The Family
Przekład: Zygmunt Halka & Władysław Masiulanis



Niewiele jest nazwisk w historii znienawidzonych bardziej od tego Borgiów. Ludzie współcześni im oraz żyjący później zrobili z nich potworów. Na ich temat przelane zostały rzeki – jednak nie atramentu, lecz żółci.


Roberto Gervaso


Nierzadko zdarza się, że przychodzi nam do głowy jakaś myśl, której nie potrafimy się pozbyć. Walczymy z nią, staramy się wyrzucić ją z umysłu, lecz nasze wysiłki są bezowocne. Przychodzi wreszcie taka chwila, że owa myśl staje się obsesją. Towarzyszy nam wszędzie i nie pozwala skupić się na niczym innym. Rozprasza nas w najmniej oczekiwanym momencie. Jest niczym natrętny komar żądny ludzkiej krwi. Takie natarczywe myśli nie są obce szczególnie pisarzom. Któregoś dnia wpada takiemu autorowi jakiś pomysł do głowy i już nie potrafi się od niego uwolnić. Jedynym rozwiązaniem wydaje się być przelanie go na papier. W innym przypadku wciąż będzie go dręczyć i nie pozwoli normalnie żyć. Czasami wręcz do dnia śmierci pisarze walczą z owym natręctwem. Tak właśnie było z Mario Puzo, którego praktycznie przez większość życia dręczyła rodzina Borgiów, a szczególnie Rodrigo Borgia, późniejszy papież Aleksander VI.

Kim zatem był rzeczony rodzinny klan, który swoje korzenie miał w Hiszpanii, a na kartach historii zapisał się jako pierwsza włoska mafia? Losy Borgiów ściśle związane są z historią Kościoła Katolickiego. Ten związek wynika z tego, iż dwóch przedstawicieli rodu zasiadało na tronie Piotrowym: Alfonso Borgia (Kalikst III), którego pontyfikat przypadł na lata 1455-1458, oraz wspomniany już Rodrigo Borgia (Aleksander VI), panujący w latach 1492-1503. Aleksander VI był siostrzeńcem Kaliksta III.

Skupmy się jednak na papieżu Aleksandrze VI, ponieważ jest on głównym bohaterem powieści Mario Puzo. Kiedy czytelnik spotyka go na kartach powieści, Rodrigo Borgia pełni właśnie funkcję wicekanclerza Kościoła rzymskiego. Jest też wodzem wojsk papieskich. W tamtym okresie, czyli na przełomie XV i XVI wieku duchownym nie było wolno zakładać rodzin, ale nikt nie zabraniał im mieć kochanek i korzystać z usług prostytutek. Owszem, w niektórych kręgach taki styl życia nie był dobrze widziany i czasami trzeba było stwarzać pozory bogobojnego życia z dala od ziemskich rozkoszy. Niemniej kardynał Rodrigo Borgia wcale nie krył się z tym, iż ma potomstwo ze swoją wieloletnią kochanką – Vannozzą Cattanei.

Papież Aleksander VI (1431-1503)
Pewnego dnia Borgia zabiera dzieci od matki i postanawia je wychować według własnego uznania. Starszy syn – Cezar – jest przeznaczony do stanu duchownego, choć jak się potem okaże ten stan wcale go nie pociąga. On chce być żołnierzem i zdobywać kolejne państwa-miasta celem poddania ich Kościołowi. Lecz decyzja ojca jest jednoznaczna i już jako nastoletni chłopak przyjmuje tytuł kardynała. Drugi syn Borgii – Juan – w przyszłości stanie na czele wojsk papieskich, pomimo że zupełnie nie będzie znał się na potyczkach wojennych. Jest też córka – Lukrecja, którą ojciec postanowił wydać korzystnie za mąż. Oczywiście korzystnie z jego punktu widzenia. Małżeństwo Lukrecji ma zapewnić mu sojusz przeciwko wrogom. Kardynał doczekał się również najmłodszego syna – Jofre, który także posłuży mu w przyszłości do pozyskiwania sprzymierzeńców. Był też Pedro Luis, z którego na mocy dokumentu papieża Sykstusa IV zdjęto piętno nieślubnego dziecka.

Urząd wicekanclerza pozwolił Rodrigo Borgii doskonale ustawić się na przyszłość. Dzięki temu pozyskał szereg dochodowych beneficjów, zdobył astronomiczny majątek oraz ogromną władzę, co sprawiło, iż żył w przepychu niczym udzielny książę. Nic też nie robił sobie z napomnień papieża Piusa II odnośnie do swojego rozpustnego życia. Kochanki w swoim łożu zmieniał niczym przysłowiowe rękawiczki. Oprócz dzieci spłodzonych z Vannozzą, miał też inne potomstwo. Niemniej trzeba przyznać, że Rodrigo Borgia nie był głupi. Wręcz przeciwnie. Odznaczał się niezwykłą inteligencją i darem krasomówczym. Był również nieocenionym mecenasem sztuki oraz posiadł doskonałą umiejętność w kwestii osiągania zamierzonych celów.

W końcu nadszedł rok 1492. Wtedy to z ziemskim życiem rozstał się papież Innocenty VIII, a kardynałowie natychmiast zebrali się, aby wybrać jego następcę. Prawdę powiedziawszy nikt nie wróżył wówczas kardynałowi Borgia tronu Piotrowego. Choć znany, stał gdzieś na uboczu. Jednakże jego zachłanność i żądza władzy doprowadziła do tego, iż najprawdopodobniej przekupił i opłacił kogo trzeba, aby wyjść z obrad konklawe jako papież Aleksander VI. I tak oto rozpoczyna się jedenaście lat rządów najbardziej znienawidzonego papieża w historii Kościoła Katolickiego. Minął wieki, a historycy będą pisać o nim, iż czas jego panowania to „dni hańby i zgorszenia w Kościele rzymskim.” Ale czy tylko Borgia pohańbił Kościół Katolicki na przestrzeni wieków i lat? Czy na pewno tylko jemu można przypisywać wszystko to, co najgorsze?

Lukrecja Borgia (1480-1519)
Czym w takim razie Rodrigo Borgia, już jako papież, zasłużył sobie na powyższe określenie? Otóż na pewno ogromnych rozmiarów rozpustą i wyuzdaniem. W Watykanie utrzymywał swoje kochanki, zaś uczty, jakie tam się odbywały ociekały seksem. Jedną z kochanek papieża była Gulia Farnese, którą przysposobił sobie do łoża, gdy ta miała zaledwie piętnaście lat. Mario Puzo ukazuje Aleksandra VI nie tylko jako cudzołożnika, ale także jako tego, który popychał swoje dzieci do kazirodztwa. Lukrecja i Cezar regularnie uprawiali seks za przyzwoleniem ojca, dla którego w ich zachowaniu nie było niczego karygodnego. To właśnie Cezar pozbawił swoją siostrę dziewictwa, a papież bez słowa przyglądał się temu. Działo się to dosłownie na jego oczach.

Oprócz rozpusty, Aleksandrowi VI przypisuje się też szereg innych niegodziwości. Dla własnych celów potrafił jednym pociągnięciem uśmiercić wroga. Oczywiście nie robił tego własnymi rękoma, gdyż miał do tego oddanych pomocników. To skrytobójcy, którzy śledzili ofiarę, a potem brutalnie ją mordowali. Na polecenie papieża wieszano publicznie rzekomych zdrajców, których uprzednio poddawano okrutnym torturom. Nie można się więc dziwić, że doszło nawet do bratobójczej walki, w której jeden z braci stracił życie. W końcu mówi się, że przykład idzie z góry. W tym przypadku to powiedzenie doskonale się potwierdziło. Aleksander VI swoich wrogów pozbywał się także w bardziej humanitarny sposób. Po prostu na jego polecenie dosypywano biedakowi trucizny do jedzenia i w ten sposób usuwano go z drogi. Tak więc Rodrigo Borgia, aby osiągnąć swój cel, wykorzystywał każdą sprzyjającą ku temu sytuację. A ponieważ miał licznych wrogów, na swoim sumieniu miał też wiele ofiar. Oczywiście wszystko to robił w Imię Boże, uważając, że piąte przykazanie nie obowiązuje, jeśli zabija się w szlachetnym celu. Tak przynajmniej to sobie tłumaczył. On jako przywódca Kościoła rzymskiego był nieomylny i jeśli kazał kogoś zabić, to tylko dlatego, że tego żądał od niego Bóg. Takie zakłamanie i hipokryzja towarzyszyło Borgii praktycznie przez całe życie. Panowanie Aleksandra VI na pewno stanowi czarną plamę w dziejach Kościała Katolickiego. Ale czy jedyną?

Niestety, z reguły jest tak, iż wielcy namiestnicy torujący sobie drogę do celu po trupach, pewnego dnia sami również padają ofiarą spisków i intryg. Nie inaczej było i w tym przypadku. Historycy podają rozmaite przyczyny śmierci Aleksandra VI, lecz bardzo prawdopodobne jest, iż został otruty podobnie jak czynił to ze swoimi wrogami. Tak więc kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Kolejne przysłowie, które doskonale sprawdziło się w tym przypadku.

Syn Rodrigo Borgii – Cezar – również nie pożegnał się ze swoim życiem w naturalny sposób. Kiedy już wydawało się, iż umknął swoim wrogom i wywinął się śmierci spod kosy, dopadła go w najmniej oczekiwanym momencie. On także musiał w końcu zapłacić za swoje winy. Tak naprawdę w niczym nie różnił się od swojego ojca. Z zimną krwią zabijał wrogów. Przygotowywał spiski, intrygował. Oddawał się rozpuście, przypłacając to chorobami, które wskutek tego łapał. Kazirodztwo nie było dla niego niczym złym. Twierdził, że kocha Lukrecję całym sercem tak, jak mężczyzna kocha kobietę, z którą nie łączą go więzy krwi. Miał mnóstwo kochanek, korzystał z usług prostytutek, a kiedy i to mu nie wystarczało, zwyczajnie gwałcił.

Lukrecja też wcale nie była lepsza. Lgnęła do Cezara niczym ćma do światła. Praktycznie nie było nic, co mogłoby powstrzymać ją przed stosunkami kazirodczymi. Nawet będąc mężatką, spotykała się z bratem w jednym i wiadomym celu, co w końcu zaowocowało spłodzeniem dziecka.

Cezar Borgia (1475-1507)
Jaki zatem jest Rzym przedstawiony na kartach powieści Mario Puzo? Na pewno jest to Rzym pełen rozpusty. Na ulicach Wiecznego Miasta panoszy się syfilis, szaleje pedofilia, a wysocy dostojnicy Kościoła wcale nie kryją się z tym, iż korzystają z usług seksualnych nieletnich chłopców. Przechadzają się w ich towarzystwie jawnie, krocząc dumnie ulicami miasta. Oprócz rodu Borgiów, Mario Puzo wspomina też inne szlacheckie rodziny, które w tamtym okresie odegrały znaczącą rolę w dziejach polityki kraju i Kościoła.

Choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że książce nie można niczego zarzucić, to jednak coś mi w niej zgrzytało, mówiąc kolokwialnie. Przyzwyczaiłam się do zupełnie innego stylu i warsztatu pisarskiego. Początkowo czytanie szło mi naprawdę opornie i musiało minąć trochę czasu, abym mogła wczuć się w stronę techniczną powieści. Pomysł na fabułę naprawdę dobry, ale momentami odnosiłam wrażenie, że akcja nie rozgrywa się na przełomie XV i XVI wieku, lecz bardziej współcześnie. Poza tym zbyt dużo narracji, a za mało dialogów. Lubię czytać, o czym rozmawiają bohaterowie, a tutaj tego jest zbyt mało, jak dla mnie. W dodatku brakowało mi też dokładniejszych opisów miejsc, w których przebywają aktualnie bohaterowie. Autor znacznie bardziej skupił się na kwestii psychologicznej i na tym, co dzieje się w głowach poszczególnych postaci, niż na ich wyglądzie zewnętrznym. Przyznam, że czasami jest mi to obojętne, a niekiedy zwracam na ten element szczególną uwagę. Chyba chodzi tutaj głównie o to, czego dotyczy dana powieść. W Rodzinie Borgiów brakowało mi właśnie tej dokładności i dbania o szczegóły. Zbyt mocno wsiąknęłam w styl Philippy Gregory i Renaty Czarneckiej, dlatego w tym przypadku odczułam swego rodzaju zawód. Lecz to wcale nie oznacza, że powieść jest zła. Ona jest po prostu inna. Inaczej napisana pod względem technicznym. Dla pasjonatów historii na pewno będzie to doskonała lektura.

Rodzina Borgiów to powieść, która została wydana już po śmierci Autora. Prawdę powiedziawszy Mario Puzo jej nie dokończył. Zrobiła to jego wieloletnia przyjaciółka – Carol Gino. Posłowie, które znajduje się na końcu książki, naprawdę wzrusza. To właśnie stamtąd dowiadujemy się, ile tak naprawdę znaczył dla Autora klan Borgiów jako motyw książki. Mógł o nich rozmawiać godzinami. Miał naprawdę ogromną wiedzę na ich temat. Generalnie Pisarz znany jest z bestsellerowej powieści Ojciec chrzestny. Obawiam się, że czytelnicy, którzy czytali tamtą mafijną opowieść, mogą być nieco rozczarowani Rodziną Borgiów. Dla mnie była to pierwsza lektura tego Autora i pomimo kilku uwag, które mam odnośnie do tej powieści, chcę przeczytać też inne książki Mario Puzo.