Wydawnictwo:
ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa
2004
Tytuł
oryginału: The Forget-Me-Not Sonata
Przekład:
Anna Dobrzańska-Gadowska
Chyba
każdy z nas widział kiedyś niezapominajkę. To taki niebieski kwiat, którego nazwa
tłumaczona dosłownie z języka łacińskiego brzmi „mysie uszko” (Myosotis).
Na temat niezapominajki krąży szereg rozmaitych legend. Jedne posiadają
kontekst religijny, zaś inne charakteryzują się typowo świeckim przesłaniem.
Pozwólcie zatem, że w ramach ciekawostki przywołam kilka z nich.
Jedna
z legend o podłożu religijnym mówi, że kiedy Bóg stwarzał świat i tym samym
rośliny, wówczas zwyczajnie zapomniał o małym, niebieskim kwiatku. Wtedy ten
nieszczęsny kwiatuszek zapytał: Panie Boże, a jak ja będę się
nazywał? Na to Bóg odparł: Ty zostań Niezapominajką. Dlatego też
niezapominajkami obdarowywane są osoby, na których pamięci szczególnie nam zależy.
Ten niebieski kwiat jest popularny głównie wśród ludzi zakochanych. Nie
zapomnij o mnie miały mówić bukiety niezapominajek wręczane przez panny
swoim narzeczonym, którzy wybierali się w długą podróż, albowiem w języku
kwiatów kolor niebieski jest symbolem wzniosłych uczuć i życzeń.
Inna
legenda opowiada o pewnym rycerzu, który wraz ze swoją ukochaną przechadzał się
nad brzegiem Tamizy. Mężczyzna był w pełnym uzbrojeniu. W którymś momencie,
zrywając kwiat niezapominajki z zamiarem ofiarowania go narzeczonej, rycerz
stracił równowagę i wpadł do wody. Kiedy nurt rzeki wciągał go coraz głębiej,
rycerz w ostatniej chwili wykrzyczał w stronę swojej ukochanej: Nie zapomnij
mnie! A potem utonął. Ta legenda jest również bardzo popularna w Austrii,
tylko z tą różnicą, że tam mówi się, iż nie był to rycerz, a zwykły młody
mężczyzna, zaś narzeczeni spacerowali brzegiem Dunaju. Z kolei w ostatniej
chwili swojego życia chłopak miał krzyknąć: Nie zapomnij o mnie, zawsze będę
cię kochał!
Niezapominajka alpejska fot. Jerzy Opioła |
Kolejna
opowieść o podłożu religijnym dotyczy młodziutkiego Jezusa, który siedząc na
kolanach Matki Bożej zapragnął, aby wszystkie przyszłe pokolenia pamiętały o
najbliższej Mu osobie, czyli o Jego Matce. Tak więc dotykając oczu Maryi,
pomachał drugą rączką nad pobliską łąką i w tym samym czasie pojawiły się na
niej tysiące niezapominajek.
Jest
też inna legenda. Opowiada ona o pewnym starcu, który przyglądał się
niezapominajce, a wtedy zawstydzony kwiat zapytał: Dlaczego tak na mnie
patrzysz? Jestem przecież taka malutka i nic nie znaczę w porównaniu z innymi kwiatami. Wówczas starzec odpowiedział: Znam się na urodzie. W tobie widzę
prostotę, delikatność, naturalność i świeżość. Na te słowa niezapominajka
bardzo się ucieszyła, mówiąc: Dopiero ty zwróciłeś mi na to uwagę. Od tej
chwili przestaję uważać siebie za nijaką. Czuję się piękna i prawdziwa,
ponieważ taką jestem w twoich oczach.
Czy
zatem Sonata o niezapominajce dotyczy tego szczególnego kwiatu? Otóż nie
do końca. W powieści niezapominajka nie występuje w swojej fizycznej postaci,
lecz jest swego rodzaju metaforą i dotyczy pamięci o osobie i wydarzeniach, w
których centrum znalazła się nasza główna bohaterka. Jak zapewne niektórzy z
wielbicieli twórczości Santy Montefiore wiedzą, Autorka tuż przed rozpoczęciem
swojej przygody z pisaniem spędziła niezapomniane miesiące w Argentynie, gdzie
uczyła angielskiego dzieci pochodzące z pewnej bogatej rodziny. Pobyt w
Argentynie zaowocował powstaniem jej powieściowego debiutu Spotkamy się pod
drzewem Ombu. Ten specyficzny argentyński klimat przewija się też przez
inne książki Santy Montefiore. Kolejną z nich jest właśnie Sonata o
niezapominajce.
Hurlingham
to argentyńskie miasto położone w prowincji Buenos Aires. Około
stuczterdziestoletnia historia miasta powstała przy udziale kolonii
brytyjskich, niemieckich, włoskich oraz hiszpańskich. Hurlingham znajduje się w
środkowo-wschodniej części prowincji i znane jest przede wszystkim ze swoich
zielonych terenów. Tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej Hurlingham
stanowiło brytyjską kolonię zamieszkiwaną przez Anglików. Ta kolonizacja
stwarzała obywatelom brytyjskim możliwość wyjazdu do pracy do Argentyny. Tam
też mieściło się mnóstwo firm, których właścicielami byli Anglicy.
Nie
bez powodu wspomniałam o Hurlingham, gdyż to właśnie w tym miejscu rozgrywa się
większa część akcji Sonaty o niezapominajce. Jest rok 1946. Audrey
Garnet właśnie wkracza w dorosłe życie. Jest już na tyle dojrzałą panną, że
rodzice coraz częściej myślą o wydaniu jej za mąż. Oczywiście jej potencjalny
mąż nie będzie byle kim. To musi być ktoś z klasą. Jakiś parobek czy robotnik z
fabryki ojca Audrey na pewno nie wchodzi w grę. Dziewczyna jest najstarsza z
rodzeństwa, więc to na niej spoczywa swego rodzaju odpowiedzialność za dalsze
powodzenie jej rodziny. Musi bardzo uważać, aby przypadkiem nie wywołać
skandalu obyczajowego, ponieważ wówczas sąsiedzi nie zostawiliby na niej suchej
nitki. Aż strach pomyśleć o tych wszystkich plotkarach, które wzięłyby ją na
języki. W dodatku są jeszcze ciotki, które bardzo skrupulatnie przyglądają się
życiu Audrey i jej rodzeństwa. To Anglicy, więc na wiele spraw patrzą inaczej
niż rodowici Argentyńczycy.
Audrey
Garnet najbardziej związana emocjonalnie jest ze swoją o kilka lat młodszą
siostrą. Isla to dziewczyna, która zupełnie nie dba o to, co powiedzą inni.
Buntuje się, a czasami nawet wyśmiewa sztywne rodzinne konwenanse. Niemniej
rodzice i otoczenie patrzą na jej postępowanie przez palce, bo Isla nie jest
jeszcze na tyle dorosła, aby móc aranżować jej ewentualne małżeństwo, co wcale
nie oznacza, że dziewczyna nie wie, na czym polegają relacje pomiędzy mężczyzną
a kobietą. Na chwilę obecną bunt i postępowanie wbrew rodzinnym i społecznym
normom to jedyne, czego pragnie.
Któregoś
dnia do Hurlingham przyjeżdża z Anglii dwóch braci. Starszy – Cecil Forrester –
jest przez wszystkich podziwiany za niezwykłą odwagę, jaką okazał podczas
drugiej wojny światowej. Z kolei młodszy – Louis – praktycznie od samego
początku traktowany jest jak swego rodzaju dziwadło. Mężczyzna nie walczył na
froncie, wtedy, kiedy ojczyzna potrzebowała go najbardziej. Ten fakt sprawia,
że jest kimś na kształt wyrzutka społeczeństwa. Poza tym jego postępowanie też
pozostawia wiele do życzenia. Jakoś niespecjalnie garnie się do pracy, a jedyne
czym naprawdę się interesuje to muzyka. Potrafi na zawołanie skomponować utwór
fortepianowy, którym będzie zachwycać się wielu ludzi. Pomimo tak ogromnego
talentu, Louis nie znajduje akceptacji ani w we własnej rodzinie, ani tym
bardziej w społeczeństwie. Wydaje się jednak, że przywykł już do takiego
traktowania i nie przejmuje się tym, co ludzie o nim myślą i mówią. Chyba tylko
z bratem łączą go poprawne stosunki, bo przecież Cecil zabrał go ze sobą do
Argentyny i dba o niego najlepiej jak
tylko może.
Bracia
Forrester bardzo często zapraszani są do domu Garnetów. Henry Garnet wcale nie
traktuje ich jak swoich pracowników. Możliwe, że ten przyjacielski stosunek
pracodawcy do swoich podwładnych wypływa z osobistych pobudek. Przecież jego
najstarsza córka powinna już wkrótce wyjść za mąż, a jak na razie nie widać,
aby kręciło się wokół niej co najmniej tuzin adoratorów. W tej kwestii wybór
państwa Garnetów pada właśnie na Cecila. Jest starszy, odpowiedzialny,
pracowity i generalnie posiada wszystkie te cechy, które ich zdaniem powinien
mieć przyszły małżonek Audrey. No i najważniejsze, że nie jest dziwakiem, jak
jego młodszy brat. Nie zawsze jednak życie toczy się po takich torach, jakie
sobie wymyśliliśmy. Tak też jest i w tym przypadku. Owszem, Audrey zakochuje
się w panu Forresterze, lecz nie w tym, którego wybrali jej rodzice. To
nierozgarnięty i nieco oderwany od rzeczywistości Louis zwraca uwagę panny
Garnet. Co gorsza, jej uczucie jest odwzajemnione! Czy miłość wbrew woli
rodziców będzie mieć szansę na przetrwanie? Jak zachowa się rodzina Audrey,
kiedy jej romans z Louisem wyjdzie w końcu na jaw? A co na to wszystko ten,
który miał zostać zięciem Garnetów? Czy odrzucony mężczyzna nie będzie
przypadkiem pragnął zemsty? A może pogodzi się z zaistniałą sytuacją i pokornie
usunie się z drogi, aby nie burzyć szczęścia swojego brata i kobiety, którą
kocha?
Typowa wybrukowana ulica Palermo - dzielnicy Buenos Aires. To właśnie tutaj główni bohaterowie jeździli na niezapomniane lekcje tańca. fot. Brian Barbutti |
Nie
od dziś wiadomo, że Santa Montefiore jest jedną z moich ulubionych autorek,
jeśli chodzi o powieści obyczajowe. Może nie pisze zbyt ambitnie, ale przy jej
powieściach zawsze odpoczywam. Podobnie jak przy książkach Nory Roberts i wielu
innych pisarek tworzących literaturę kobiecą. Santa Montefiore generalnie
skupia się na relacjach międzyludzkich, które bardzo często są niesamowicie
skomplikowane. Bohaterowie jej książek zmuszani są do podejmowania bardzo
trudnych życiowych decyzji, które zazwyczaj są podyktowane wolą otoczenia. Te
wybory wbrew własnej woli generalnie dramatycznie odbijają się potem na ich
dalszym życiu. Aby zadowolić innych, muszą zrezygnować z własnego szczęścia. Jeśli
głębiej się nad tym zastanowić, można dojść do przekonania, że w pewnych
kwestiach wola rodziny czy nacisk ze strony otoczenia wcale nie wywarł tak
negatywnych skutków, jak początkowo można było myśleć. Żeby dojść do takiego
wniosku, dany bohater zazwyczaj potrzebuje wielu lat, ponieważ dopiero na
starość uświadamia sobie, że jego decyzja podyktowana emocjami mogła w
konsekwencji zaprowadzić go na skraj przepaści, skąd już tylko krok dzieliłby
go od utraty tego, co najważniejsze. Czasami nawet byłoby to jego własne życie.
Rodzina
Garnetów to tak naprawdę klasyczna angielska familia, której przyszło żyć na
obcej ziemi, lecz byli w stanie całkiem dobrze się tam ustawić. Wojna jakoś
niespecjalnie odcisnęła piętno na ich życiu. Owszem, martwili się o swój
ojczysty kraj, który był wmieszany w konflikt zbrojny z III Rzeszą, jednak
okrucieństwo tego sporu nie bardzo dało się im we znaki. Fabuła Sonaty o
niezapominajce swoim klimatem w znaczący sposób przypomina wspomniany już
debiut prozatorski Santy Montefiore – Spotkamy się pod drzewem Ombu. Tak
naprawdę książkę można uznać za sagę rodzinną, ponieważ na jej kartach
spotykamy aż trzy, a nawet cztery, pokolenia rodziny Garnetów. Są rodzice
Audrey, potem Audrey i jej rodzeństwo, następnie po latach pojawiają się dzieci
głównej bohaterki, a na końcu jeszcze jej mali wnukowie.
Garnetów
po drodze dotykają również życiowe tragedie, które stopniowo zmieniają
praktycznie wszystko w ich życiu. Jest śmierć, która przychodzi zupełnie
nieoczekiwanie i zabiera ze sobą zbyt wcześnie tych, których kochają. Oprócz
tego czytelnik wraz z bohaterami doświadcza też wielu innych emocji. Nie tylko
jest smutek czy żal po stracie kogoś ukochanego. Mamy tutaj do czynienia także
ze zwykłą ludzką zawiścią i zazdrością, która dotyczy kręgu najbliższej
rodziny. Jest zdrada, ale pojawia się również wielka miłość, która jest w
stanie przetrwać naprawdę wszystko, nawet największe upokorzenie i poniżenie.
Widzimy jednocześnie jak bardzo zmieniają się relacje pomiędzy rodzicami a ich
dziećmi. Czasami matka jest tak zaślepiona miłością do dziecka, że nie
dostrzega jego złego postępowania. Z kolei dziecko, które stara się żyć zgodnie
z przyjętymi zasadami i w poszanowaniu innych jest, jak gdyby lekceważone i
pomijane przez rodzicielkę.
Nie
wiem czy w przypadku Sonaty o niezapominajce można mówić o jakichkolwiek
elementach fantasy, ale jedna z bohaterek żyje, jakby na granicy dwóch światów
– świata żywych i zmarłych. Praktycznie od urodzenia jest inna i tą
odmiennością w pewien sposób zwraca uwagę otoczenia. Jednak nie jest to już tak
bardzo negowane, jak w okresie powojennym. Naszej bohaterce przyszło żyć w
latach 70. XX wieku w Anglii, a to już są zupełnie inne czasy. Ludzie inaczej
patrzą na wiele spraw niż kilkadziesiąt lat wcześniej. Na czym zatem polega ta
inność? Co takiego wspomniana bohaterka dostrzega, o czym inni nie mają
pojęcia?
Komu
mogę polecić Sonatę o niezapominajce? W pierwszej kolejności na pewno
wielbicielom twórczości Santy Montefiore. Lecz z drugiej strony myślę, że miłośnicy
Autorki zapewne już tę powieść przeczytali, bo książka nie jest nowością. Do
sięgnięcia po książkę zachęcam również osoby, które lubią sagi rodzinne,
romanse, historie opowiadające o trudnych ludzkich wyborach, a także powieści
utrzymane w specyficznym klimacie Ameryki Południowej, których fabuła
przeplatana jest nowoczesnością europejskiego życia.
Świetna recenzja. Nie wiedziałam, że o zapominajkach jest tyle legend. A co do autorki to jej twórczość mam w planach.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze nie wszystkie legendy. Wybrałam te najbardziej popularne. Tak mi się przynajmniej wydaje, że te są najbardziej znane. :-) A co do Santy Montefiore to jej powieści znam już od bardzo dawna. Jeszcze zanim zaczęłam prowadzić bloga już je czytałam. Jednak najbardziej cieszy mnie fakt, że udzieliła mi wywiadu. To jest moje największe osiągnięcie, jeśli chodzi o tę Autorkę. :-) Chcę jeszcze poznać twórczość jej męża, bo on jest historykiem i mówią, że świetnie pisze o historii. :-)
UsuńUwielbiam Santę Montefiore, a ta książka była jedną z pierwszych za którą ja pokochałam :) Przeczytałam chyba wszystkie powieści autorki :) przynajmniej te wydane w Polsce :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie przeczytałam wszystkich powieści Santy, ale jestem na najlepszej drodze, żeby to zrobić. :-) Podobnie jak Ty, również uwielbiam jej obyczajówki. :-)
UsuńNie miałam styczności z autorką..Ale po Twojej opinii przyznam, że mam chęć :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że spodobają Ci się książki Santy Montefiore, bo, jak dla mnie, są rewelacyjne i doskonale się przy nich odpoczywa. :-)
UsuńSanta Montefiore ... Zupełnie nie znana mi pisarka, której imie i nazwisko brzmi dla mnie bardzo egzotycznie i magicznie. Rozejrzę się za ta książką albo inną pracą tej pisarki, bo Twoja recenzja zachęca do tego, by nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńMoże znasz jej meżą? To Simon Sebag Montefiore - historyk, który pisze doskonałe książki historyczne. Tak przynajmniej mówią ci, którzy czytali. Ja jeszcze nie sięgnęłam po jego twórczość. A Santa? Dla mnie pisze rewelacyjnie. Jak ktoś lubi obyczajówki, to na pewno się nie zawiedzie. :-)
Usuń