poniedziałek, 18 listopada 2024

Edmund Tudor - ojciec Henryka VII

 


Edmund Tudor jest stosunkowo nieznaną postacią w annałach historii, ale jako ojciec króla Anglii, Henryka VII, jest patriarchą dynastii królów i królowych Tudorów. Był także przyrodnim bratem króla. Miał dobrą reputację w Walii, zanim zmarł zaskakującą śmiercią w wieku zaledwie dwudziestu sześciu lat. Był kolejną ofiarą Wojen Róż.

Edmund urodził się około 1430 roku. Czasami nazywany jest Edmundem z Hadham, ponieważ urodził się w pałacu Much Hadham, domu jego rodziców, Owena Tudora i Katarzyny Walezjuszki. Katarzyna była francuską księżniczką, która poślubiła króla Anglii, Henryka V Lancastera, i urodziła Henryka VI, co uczyniło Edmunda i jego brata, Jaspera, przyrodnimi braćmi króla. Po śmierci króla Henryka V Katarzyna rzekomo poślubiła Owena Tudora, który pracował w jej gospodarstwie domowym. Nie ma żadnego pisemnego dowodu na ich małżeństwo, ale Edmund i jego rodzeństwo – jeszcze za życia – zostali uznani za prawowitych potomków.


Wizerunek Edmunda Tudora odlany
z mosiądzu, znajdujący się na jego grobowcu
w katedrze św. Dawida w Pembrokeshire w Walii.
Hrabia Richmond stoi na jednym
z chartów Beaufortów.

Kiedy Edmund miał siedem lat, zmarła jego matka. Później tego samego lata Edmund i Jasper zostali oddani pod opiekę Katarzyny de la Pole, opatki Barking i siostry księcia Norfolk. Niewiele wiadomo o ich wczesnym życiu, ale niewątpliwie byli dobrze traktowani podczas pobytu w opactwie, który trwał około pięciu lat. Opatka przywiozła ich na dwór, gdy osiągnęli wiek młodzieńczy, aby zwrócić na nich uwagę króla i najprawdopodobniej w celu uzyskania funduszy, ponieważ nie zapewniano żadnych środków na ich utrzymanie.

23 listopada 1452 roku król Henryk nobilitował Edmunda i Jaspera na wysokiej rangi hrabiów. Edmund został hrabią Richmond, a Jasper otrzymał tytuł hrabiego Pembroke. Edmund otrzymał, jako część posiadłości Richmond, dwory Frampton, Boston i Wykes, wsie Gayton, Mumby, Skirbeck i Kirton, dwór i lordostwo Swaffham w Norfolk oraz niektóre ziemie w Cambridgeshire. Bracia zostali pasowani na rycerzy w Tower 5 stycznia 1453 roku, a następnego dnia otrzymali szlachectwo.

W marcu tego samego roku zostali uznani przez parlament za prawowitych braci króla, urodzonych z tej samej matki. Obaj zostali mianowani członkami Tajnej Rady Królewskiej. W tym samym czasie księżna wdowa Somerset, Małgorzata Beauchamp, została wezwana do Windsoru wraz ze swoją dziesięcioletnią córką Małgorzatą Beaufort, która była jedną z najbogatszych dziedziczek w Anglii i potomkinią (nieślubną) Jana z Gandawy, księcia Lancaster, po jego trzeciej żonie Katarzynie Swynford. To pokrewieństwo sprawiło, że była również potomkinią samego króla Edwarda III Plantageneta (Jan z Gandawy był jego synem). Król dał jej sto marek na zakup ubrań na czas wizyty.


Opactwo Barking.
Piętnastowieczna brama z dzwonem, którego używano
w momencie wybuchu pożaru. Widok od strony wschodniej. 

Małgorzata Beaufort była podopieczną Williama de la Pole, księcia Suffolk, który wydał ją za mąż za swojego syna, Jana. Niemniej, oboje byli zbyt młodzi, by skonsumować małżeństwo i Małgorzata pozostała z matką. Suffolk został zamordowany w 1450 roku, a opieka nad Małgorzatą wróciła do Korony. Potencjał Małgorzaty jako spadkobierczyni nie wzbudzał większego zainteresowania aż do 1453 roku, kiedy to król przyznał opiekę nad nią Edmundowi i Jasperowi.

W tym czasie król Henryk nie miał dziecka, które mogłoby odziedziczyć tron. Prawdopodobnie rozważał mianowanie Edmunda swoim spadkobiercą i będąc zmotywowanym królewską krwią i imponującym dziedzictwem Małgorzaty. Postanowił ich zatem zeswatać. Wkrótce po tym, jak zdecydowano się na ten związek, ujawniono, że królowa Henryka, Małgorzata Andegaweńska, jest w ciąży; urodziła syna w październiku 1453 roku. Tuż przed narodzinami syna król Henryk zapadł na ostrą chorobę psychiczną i nie był w stanie rządzić.

Ze względu na chorobę króla, bracia musieli znaleźć swoje miejsce w politycznym zamieszaniu lat pięćdziesiątych XIV wieku, spowodowanym konfliktem między domami Lancasterów i Yorków. Początkowo poparli kandydaturę Ryszarda, księcia Yorku, na protektora królestwa podczas niedyspozycji Henryka. Edmund otrzymał od parlamentu nadanie posiadłości oraz lordostwa Kendal i Weresdale.

Kiedy król odzyskał zdrowie psychiczne, bracia znaleźli się w trudnej sytuacji. Początkowo Jasper próbował pośredniczyć w kompromisie, ale pod koniec 1455 roku ogłosili swoją zdecydowaną lojalność wobec króla. 1 listopada Edmund poślubił Małgorzatę Beaufort w zamku Bletsoe, gdzie się urodziła. Edmund i Małgorzata, wraz z księciem Yorku i innymi współspadkobiercami, złożyli petycję do króla w sprawie posiadłości Collingham i Bardsley oraz prawa do kościoła w Middleton, które były częścią posiadłości hrabiego Kentu.

W tym czasie w południowej Walii panował nieporządek z powodu braku silnego przywództwa rządowego. Król Henryk wyznaczył Edmunda na swojego głównego przedstawiciela w południowej Walii, a ten opuścił dwór i udał się na zachód. Rząd podejmował wysiłki w celu ściągnięcia długów na tym obszarze od 1452 roku. Jeden z pierwszych sporów, jakie napotkał Edmund, dotyczył Gruffydda ap Nicholasa i jego rodziny. Edmund starał się ograniczyć jego nadużywanie władzy i wpływów, ale Nicholas początkowo ignorował wszelkie próby. Latem 1456 roku w regionie zapanował stan wojny.

Edmund zabrał ze sobą Małgorzatę do Walii. Była drobnej postury i zbyt młoda, by skonsumować małżeństwo. Ale kiedy średniowieczny mężczyzna poślubiał dziedziczkę, otrzymywał dożywotni udział w jej posiadłościach, gdy spłodził dziecko. To zmotywowało Edmunda do kontynuowania stosunków seksualnych z Małgorzatą, ku oburzeniu jemu współczesnych. Było oczywiste, że Edmund przedkładał nabycie majątku nad zdrowie i dobre samopoczucie swojej żony. Małgorzata zaszła w ciążę na początku 1456 roku, gdy mieszkali w zamku Caldicot w walijskiej marchii.


Zamek Pembroke - miejsce urodzenia króla Henryka VII Tudora


Po tym jak Małgorzata zaszła w ciążę, Edmund powrócił do południowej Walii, aby ustanowić osobistą władzę. Nicholas nie był zadowolony z jego wizyty. Wraz z synami przejął kontrolę nad zamkami Carreg Cennen, Carmarthen, Aberystwyth i Kidwelly. Edmund ostatecznie odzyskał kontrolę nad Carmarthen w sierpniu 1456 roku, wraz z innymi zamkami. Po tym wydarzeniu Nicholas i jego synowie ostatecznie uznali Edmunda za władcę tego obszaru. Od tego momentu rodzina Nicholasa pozostała lojalna wobec braci Tudorów. Królowa Małgorzata ułaskawiła rodzinę w październiku tego samego roku.

Król Henryk miał kolejny atak szaleństwa, a Ryszard, książę Yorku, został protektorem po raz drugi. Kiedy Henryk odzyskał zmysły, York stracił protektorat, stawiając Edmunda w niebezpiecznej sytuacji. Jego sukces i autorytet wywołały wrogość wśród znamienitych zwolenników Yorka w południowej Walii. W kwietniu 1456 roku zwolennicy Yorka w Marchii Walijskiej, sir William Herbert i sir Walter Devereux, zebrali armię liczącą dwa tysiące żołnierzy, aby przywrócić kontrolę Yorka na tym obszarze, w tym odzyskać zamki, których Edmund był konstablem. Na początku doszło do potyczek w Herefordshire, a następnie armia udała się na zachód do Walii. Zaatakowali zamek Carmarthen i 10 sierpnia wzięli Edmunda do niewoli. Następnie ruszyli do Glamorgan i Llandaff, a ostatecznie zdobyli zamek Aberystwyth.

Edmund został uwolniony niedługo po pojmaniu i zmarł 3 listopada. Jako przyczynę śmierci podano dżumę. Ponieważ jednak jego śmierć była tak nagła i zaskakująca w tak młodym wieku, istnieje możliwość, że zmarł w wyniku przemocy lub złego traktowania w więzieniu. Mógł również odnieść rany w walce z ludźmi księcia Yorku. Małgorzata była w ciąży, samotna i zszokowana śmiercią męża.


Grób Edmunda Tudora w katedrze św. Dawida w Pembrokeshire w Walii.


Dochód z majątku Edmunda wyceniono na 600 funtów, a wszystkie jego posiadłości powróciły do Korony. Małgorzata otrzymała bardzo hojny dochód w wysokości 200 funtów w kwietniu 1457 roku. Jasper opuścił dwór po śmierci brata i powrócił do Walii. Stworzył bazę dla swojego hrabstwa i zebrał poparcie dla rodu Lancasterów. Wziął Małgorzatę pod swoją opiekę w zamku Pembroke, a jej syn Henryk Tudor, przyszły król Anglii Henryk VII, urodził się tam 28 stycznia 1457 roku.

Pierwotnie Edmunda pochowano w kościele franciszkanów w Carmarthen. Niemniej, jego szczątki zostały przeniesione do katedry św. Dawida podczas likwidacji klasztorów w 1536 roku. Na jego grobie znajduje się mosiężna akwaforta przedstawiająca młodego mężczyznę w zbroi, która została zamówiona przez króla Henryka VII. Epitafium na jego grobie głosi:

„Pod tym marmurowym kamieniem spoczywają kości tego najszlachetniejszego pana Edmonda, hrabiego Richmond, ojca i brata królów, który odszedł z tego świata w roku naszego Pana Boga MCCCCLVI trzeciego dnia miesiąca listopada: nad którego duszą Wszechmogący Jezu zmiłuj się.”



Bibliografia:

  1. Bayani D.: Jasper Tudor: Godfather of the Tudor Dynasty, MadeGlobal Publishing, Lúcar (Almeria) 2015.
  2. Cunningham S.: Henry VII, Routledge, Abingdon-on-Thames 2007.
  3. Griffiths R. A., Thomas R. S.: The Making of the Tudor Dynasty, The History Press, Cheltenham 2011.
  4. Meyer G. J.: The Tudors: The Complete Story of England’s Most Notorious Dynasty, Bantam, New York 2011. 

Prawa autorskie © Agnieszka Różycka




sobota, 16 listopada 2024

Joanna d'Albret, królowa Nawarry

 


Joanna d'Albret, późniejsza królowa Nawarry, urodziła się 16 listopada 1528 roku w St Germain-en-Laye we Francji. Była córką Henryka d'Albret, króla Nawarry, i Małgorzaty de Valois, królowej Nawarry, oraz siostrzenicą króla Francji Franciszka I. Niewiele wiadomo o wczesnych latach życia Joanny, ponieważ potomstwo płci żeńskiej, nawet królewskie i szlacheckie, nie było uważane za godne uwagi, dopóki nie osiągnęło wieku pozwalającego na małżeństwo i rodzenie dzieci.

Prawdopodobnie Joanna wychowywała się pod opieką przyjaciółki matki, Aymée de Lafayette, która mieszkała na obrzeżach Alençon w posiadłości Lonray. Wiadomo na pewno, że Aymée była guwernantką Joanny po 1532 roku, ale Joanna nie jest nawet wymieniana w korespondencji matki aż do tego roku. Joanna rzadko widywała się z matką lub ojcem; wiadomo, że jej ojciec odwiedził Alençon tylko dwa razy w okresie dzieciństwa Joanny. Choć wychowywała się w dobrobycie i wygodach, brakowało jej towarzystwa w jej wieku i nie doświadczyła w żaden sposób „życia rodzinnego”. Jej edukacją kierował francuski poeta i humanista Nicolas Bourbon.


Joanna d'Albret, królowa Nawarry (ok. 1560).
autor: François Clouet (1510-1572)


W 1537 roku król Franciszek nalegał, aby Joanna i jej służba przenieśli się do zamku Plessis-les-Tours, który znajdował się bliżej francuskiego dworu. Franciszek chciał posłużyć się Joanną do własnych celów w polityce zagranicznej, a tym samym pokrzyżować plany jej ojca, króla Henryka z Nawarry, który starał się wykorzystać Joannę dla dobra królestwa Nawarry. Wbrew woli Joanny, Franciszek wydał ją za mąż za Williama de la Marck, księcia Cleves w 1540 roku, gdy miała 11 lat. Jej rodzice, Małgorzata i Henryk, nie zgodzili się na to małżeństwo i „byli oszołomieni i zranieni arbitralną decyzją króla, który nie zważając na ich życzenia, narzucił wybór męża dla ich córki”. Joanna była zrozpaczona; podczas ślubu jej suknia była zbyt ciężka i nie mogła samodzielnie zejść do ołtarza, lecz musiała być niesiona. Mary Hays pisze, że ślub nigdy nie doszedł do skutku. Pomimo tego, że nadal nie wiadomo, jak to faktycznie było, to jednak zarówno Małgorzata, jak i Joanna złożyły prośbę o unieważnienie małżeństwa, co ostatecznie zostało zaakceptowane przez papieża Pawła III w 1545 roku, po tym jak sam książę zgodził się na unieważnienie w 1543 roku. Nancy Lyman Roelker pisze, że Paweł III zgodził się na rozwiązanie małżeństwa "na tej podstawie, że Joanna zgodziła się na ślub jedynie pod presją i że nigdy nie przestała protestować i że małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane".

Joanna nie przeniosła się z Nawarry do Niemiec, aby dołączyć do księcia de Cleves, ponieważ nie osiągnęła jeszcze dojrzałości płciowej, kiedy się pobrali, a Małgorzata „wyczerpała wszystkie wymówki, aby odłożyć jej wyjazd” do czasu unieważnienia małżeństwa. W październiku 1548 roku Jeanne wyszła za mąż po raz drugi, w Moulins, za Antoniego de Bourbon, księcia Vendome. Roelker pisze, że Joanna była „zachwycona” tym małżeństwem. Joanna i Antoni ciężko pracowali, aby zaaranżować spotkania z powodu jego kariery wojskowej, a ich korespondencja sugeruje wzajemne uczucie. W jednym z listów, datowanym na 1552 rok, Antoni pisze do Joanny, prosząc ją o pozwolenie od ojca, aby mógł odwiedzić ją w Bearn lub aby to ona mogła udać się w podróż, aby się z nim spotkać. Pisze: „Muszę cię zobaczyć, tu lub tam, ponieważ nie mogę dłużej bez ciebie żyć”. W 1551 roku Joanna urodziła swojego pierwszego syna, Henryka, który zmarł w 1553 roku. Dokładna przyczyna śmierci chłopca nie jest znana, ale kilka źródeł podaje, że było to przypadkowe uduszenie przez Aymee de Lafayette, przybraną matkę i guwernantkę Joanny, która trzymała go owiniętego w przewiewnym pokoju, aby zapobiec chorobom. Aymee została później zwolniona ze służby przez Joannę. 15 grudnia 1553 roku urodziła swojego drugiego syna, również Henryka, który zastąpił ją na tronie Nawarry i ostatecznie został królem Francji Henrykiem IV. W 1555 roku Joanna urodziła trzeciego syna, który zmarł w 1557 roku.


Henryk Bourbon, jedyny żyjący syn Joanny,
którego przedstawiła jako jednego
z prawowitych przywódców sprawy hugenotów. 

Kiedy ojciec Joanny, król Henryk z Nawarry, zmarł 25 maja 1555 roku, Joanna została królową Nawarry. W tym czasie Europę ogarnęły reformacyjne idee, nauki i pisma, które silnie wspierała matka Joanny, Małgorzata. Joanna podzielała wiarę swojej matki w ideały reformacji, ale z powodu gróźb ze strony króla Francji, Henryka II, ona i jej mąż nie mogli publicznie zadeklarować swoich protestanckich sympatii. Naukowcy nadal debatują nad tym, czy Antoni kiedykolwiek wierzył w doktrynę kalwińską: opowiedział się za nią w 1560 roku, następnie wyrzekł się jej ponownie w 1562 roku, a ostatecznie opowiedział się za reformacją na łożu śmierci.

W 1555 roku Joanna i Antoni uznali jednak za rozsądne udać się do Paryża, aby odwiedzić francuski dwór i rozwiać plotki dotyczące ich przekonań religijnych. Jednak podczas tej podróży w niewytłumaczalny sposób pozwolili byłemu mnichowi, Piotrowi Dawidowi, podróżować z nimi i głosić reformowane nauki w miastach mijanych po drodze. Z tego powodu, jak pisze Hays, „doktryny reformacji zapuściły korzenie, rozprzestrzeniły się i nigdy później nie zostały wykorzenione”. Kiedy Antoni i Joanna przybyli do Francji z Dawidem, król Henryk II poczuł się urażony, a czując się zagrożony, Dawid „zdradził swoją sprawę i zobowiązał się zwrócić swoich patronów katolicyzmowi”. Antoni i Joanna ostatecznie opuścili Francję z niesmakiem. W 1557 roku kilku ministrów udało się do Nawarry, aby poinstruować dwór królewski o zasadach reformacji.

Po uwięzieniu wraz z bratem, księciem Condé, za panowania Franciszka I i ocaleniu jedynie dzięki śmierci Franciszka, mąż Joanny, Antoni, żywił głęboko zakorzenioną nienawiść do Francji, zwłaszcza po tym, jak jego prawa nie zostały przywrócone wraz z sukcesją króla Henryka II. Wraz z Joanną zaczął publicznie bratać się z przywódcami hugenotów i „chwalił się, że w ciągu roku sprawi, że czysta ewangelia będzie głoszona w całej Francji”. Dzięki jego wsparciu reformacja zaczęła przybierać na sile, nawet na francuskim dworze. Jednak ze względu na strategię Katarzyny Medycejskiej, która obejmowała atrakcyjne oferty od Filipa II i papieża, Antoni ostatecznie porzucił swoją sprawę i przeszedł na stronę katolików. Próbował przekonać Joannę, by również porzuciła protestantów, ale ta stawiała opór; niezadowolona z jego złego traktowania, opuściła Francję i wróciła do Nawarry. Kalwin napisał do Joanny list, w którym wyraził uznanie dla jej odwagi, mówiąc: „Wiem, że nie potrzebujesz mojej rady (...), aby chwycić za broń i walczyć z (...) trudnościami, które cię spotykają”. Król Antoni był teraz „pogardzany przez frakcję, za którą się opowiadał, znienawidzony przez tę, którą zdradził, i potępiony przez uczciwych i prawych”, a wkrótce potem zmarł 17 listopada 1562 roku z powodu rany otrzymanej podczas oblężenia Rouen. Na łożu śmierci przysiągł, że jeśli dane mu będzie dłuższe życie, ponownie poprze nauki i ideały reformacji i po raz ostatni potępił katolików. Joanna nie była przy łóżku męża, gdy ten umierał, a gdy otrzymała wiadomość o jego śmierci, modliła się prywatnie przez kilka tygodni.


Joanna d'Albret kupująca zatrute rękawiczki od perfumiarza Katarzyny Medycejskiej, René.
Obraz historyczny autorstwa Pierre'a Charles'a Comte'a, Salon 1852. 


W Boże Narodzenie 1562 roku publicznie ogłosiła swoje reformatorskie przekonania religijne. Roelker pisze, że to w Boże Narodzenie 1560 roku Joanna publicznie zadeklarowała swoją prawdziwą wiarę. Ponieważ Joanna i Antoni byli w separacji przez kilka ostatnich lat jego życia, może to być możliwe, ale równie prawdopodobne jest, że czekała do jego śmierci, aby zadeklarować się jako kalwinistka. W tym czasie ufortyfikowała również Bearn, przygotowując się na rzekomy atak Hiszpanów. Jest również prawdopodobne, że zdawała sobie sprawę, że bitwy między katolikami a hugenotami mogą mieć miejsce w granicach Nawarry, więc prewencyjnie zarządziła te dodatkowe fortyfikacje i kontrole. Joanna zachęcała i „ustanowiła protestantyzm w całych swoich dominiach (...) zniosła papiestwo, przejęła wpływy kościelne i przeznaczyła je na wsparcie ministrów i szkół”. Bez groźby złego traktowania przez męża, Joanna była w stanie otwarcie zapewnić ochronę hugenotom i zwolennikom reformacji, choć nie połączyła sił z armią hugenotów. Przejęła pełną kontrolę nad sprawami państwa i rozmieściła lojalnych seneszali na swoich ziemiach, aby zarządzali mniejszymi kwestiami i upewniali się, że sprawy religijne, społeczne i polityczne były załatwiane w sposób, który uważała za właściwy. Roelker pisze, że Joanna położyła również nacisk na wyeliminowanie korupcji finansowej, która szerzyła się, gdy jej mąż był królem: „Joanna zaostrzyła nadzór nad rachunkami i obiecała właścicielom majątków, że wyrzuci wszelkich oszustów”. Joanna ciężko pracowała, aby utrzymać przynajmniej luźne stosunki dyplomatyczne z Katarzyną Medycejską.

W 1563 roku Joanna została wezwana przez Rzym. Papież oświadczył, że Joanna nie stawi się na proces, jej pozycja, ziemie i władza zostaną jej odebrane, a ona sama będzie sądzona jako heretyczka. W ostatniej chwili dwór francuski, zachęcony przez Katarzynę Medycejską, odwołał nakaz.  Było to korzystne rozwiązanie dla Joanny, ponieważ nie musiała radzić sobie ze skutkami takiego procesu; ponadto, ponieważ nie musiała stawić się na rozprawę, pozostała w Nawarze, aby poradzić sobie z kłopotami wywołanymi tam przez jej katolickich poddanych. Joanna przez wiele lat czuła się dłużniczką Katarzyny.


Marmurowy posąg Joanny d'Albret w Paryżu (1848).
autor: Jean-Louis Brian (1805-1864)
fot. Tosca

W połowie lat 60. XV wieku Joanna znajdowała się pod ciągłą presją ze wszystkich stron. Katarzyna Medycejska i król Karol IX grozili jej wygnaniem i zajęciem jej ziem, jeśli nie podporządkuje się doktrynie katolickiej osobiście i politycznie. Dodatkowo, gdy Joanna podpisała rozporządzenia z lipca 1566 roku, które „odnowiły i rozszerzyły zakazy przeciwko katolickim ceremoniom i ustanowiły pierwsze »purytańskie« prawa przeciwko bluźnierstwu, pijaństwu, hazardowi i prostytucji”, w Nawarze wybuchły protesty. Między wiosną 1567 roku a latem 1569 roku w Nawarze miały miejsce trzy zorganizowane bunty, z którymi Joanna doskonale sobie poradziła „najpierw [poprzez] stłumienie militarne, a następnie, gdy odzyskała przewagę, przez zastąpienie brutalnej siły presją polityczną i działaniami prawnymi, którym towarzyszyły ustępstwa, kompromisy i ogólne ułaskawienia dla »małych ludzi«”.

W 1568 roku Joanna opuściła Nawarrę i dołączyła do kilku przywódców protestanckich w Cognac, aby bardziej zaangażować się w strategię i realizację wydarzeń w ramach ruchu reformatorskiego. Tam odbyła naradę ze swoim szwagrem, księciem Condé, i przedstawiła mu swojego syna Henryka, księcia Nawarry. Henryk był również oddany sprawie reform, ponieważ od urodzenia matka wpajała mu protestanckie ideały. W tym czasie Joanna przekazała większość swoich klejnotów i kosztowności na sprzedaż, aby zebrać pieniądze dla wojsk reformatorskich, które wciąż walczyły z wojskami francuskimi w różnych miejscach, gdyż francuskie wojny religijne wciąż się przeciągały. Po spędzeniu czasu w Cognac, Joanna udała się do La Rochelle, gdzie napisała listy do zagranicznej rodziny królewskiej, w tym do królowej Elżbiety I, wyjaśniając sprawę reformatorów i uzasadniając swoje poparcie dla dalszej walki. Joanna objęła przywództwo nad kobietami, które schroniły się w La Rochelle, zajmując się strategią, planowaniem i negocjacjami podczas wojny. La Rochelle pozostało centrum aktywności hugenotów, intelektualnej, politycznej i wojskowej, aż do ostatecznego zniszczenia w 1628 roku. Niestety, podczas nieobecności Joanny, katolicy przejęli kontrolę nad znaczną częścią Nawarry, a po tym, jak wojska reformatorskie ostatecznie stłumiły bunt, kilku katolickich przywódców zostało skazanych na śmierć, co naruszyło artykuły kapitulacyjne i wywołało ponowne niepokoje i protesty.


Rodzice Joanny: królowa Małgorzata z Nawarry (Małgorzata d'Angoulême)
i Henryk d'Albret, król Nawarry.


Pod pretekstem rozpoczęcia negocjacji pokojowych zaproponowano zaręczyny między Henrykiem, księciem Nawarry, a Małgorzatą Francuską, siostrą Karola IX. Joanna walczyła z tą propozycją przez wiele miesięcy, ale ostatecznie poddała się z nieznanych powodów. Na początku lat 70. XVI wieku chorowała z przerwami i jest prawdopodobne, że jej siła i wola protestu ostatecznie się wyczerpały. Aby przygotować się do tych „niepomyślnych zaślubin”, Joanna udała się do Paryża, a po przyjeździe nagle zachorowała i zmarła 10 czerwca 1572 roku. Hays pisze, że wielu podejrzewało truciznę jako przyczynę śmierci Joanny, ale Elena Woodacre zauważa, że nie ma wyraźnych dowodów na to twierdzenie. Inne sugestie dotyczące przyczyny jej śmierci, w tym gruźlica i infekcja piersi, również nie zostały potwierdzone, więc prawdziwa przyczyna nie jest znana. Wiadomo jednak, że gruźlica występowała w rodzinie Joanny i że chorowała ona okresowo przez całe życie. Zwiększa to prawdopodobieństwo, że przyczyną jej śmierci była właśnie gruźlica. Jej przedwczesna śmierć pozwoliła jej uciec przed okropnościami masakry pamiętnej nocy św. Bartłomieja, kiedy to Karol IX i jego matka Katarzyna Medycejska zarządzili rzeź setek protestantów i przywódców hugenotów. Przed śmiercią Joanna błagała syna, by wytrwał w działaniach na rzecz reformacji.

Joanna poprosiła o pochówek w tym samym grobowcu co jej ojciec, bez zbędnego przepychu. Wraz ze spuścizną jej działań na rzecz reformacji religijnej i jej siły jako władczyni Nawarry, Joanna była chwalona za publikację zarówno prozy, jak i wierszy. Francuski pisarz i historyk Theodore-Agrippa d'Aubigne powiedział o Joannie: „Posiadała męski umysł, wzniosłe zdolności, wielkoduszność i hart ducha, odporne na wszelkie przeciwności losu”.


Bibliografia:

  1. Hays M.: Jane D’Albret. Female Biography (or Memoirs of Illustrious and Celebrated Women, of all Ages and Countries), R. Phillips, London 1803.
  2. Pearce E.: Jeanne D’Albret, Project Continua, (March 21, 2015).
  3. Roelker N. L.: Queen of Navarre Jeanne d’Albret 1528-1572, Harvard University Press, Cambridge 1968.
  4. Woodacre E.: Queens and Queenship, ARC Humanities Press, Amsterdam 2021. 

 

Prawa autorskie do tekstu i tłumaczenia fragmentów książek © Agnieszka Różycka



środa, 6 listopada 2024

Marcin Brzostowski – WWW.HUSARIA.PL







Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autora. Dziękuję!



Wydawnictwo: E-BOOKOWO

Będzin 2024

 

Najnowsza książka Marcina Brzostowskiego to wciągająca opowieść, która zanurza czytelnika w surrealistycznym świecie przesiąkniętym groteskowym absurdem, tworząc narrację równie zabawną, co skłaniającą do myślenia. Fabuła powieści koncentruje się na perypetiach ponad trzydziestoletniego prezentera telewizyjnego, który w wyniku serii nieprawdopodobnych wydarzeń zostaje wybrany na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Ten fakt już sam w sobie rozpoczyna w życiu głównego bohatera komiczną, ale też niepokojącą przygodę w świecie tajnych agentów, korporacji dzierżących potężną władzę i społeczeństwa wołającego o zbawienie. Ponadto wydarzenie to otwiera drogę do satyrycznej wizji władzy, wpływu mediów i słabości demokratycznych instytucji.

Główny bohater stanowi ucieleśnienie współczesnego rozczarowania. I chociaż jego powierzchowna charyzma przyniosła mu sławę jako prezenterowi telewizyjnemu, to jednak teraz odkrywa, że jest nieprzygotowany do przytłaczającej roli przywództwa. Jest zatem postacią, która początkowo czuje się zagubiona, lecz z czasem coraz bardziej zdaje sobie sprawę z machinacji tajnych służb i korporacji, które manipulują społeczeństwem zza kulis. Autor zręcznie operuje humorem, łącząc absurd z ostrym komentarzem społecznym, który głęboko rezonuje ze współczesnymi odbiorcami. Wykorzystuje głównego bohatera do eksploracji tematów tożsamości, władzy i skuteczności samozwańczych zbawców w sferze politycznej. Absurd całej tej sytuacji jest spotęgowany przez jego brak doświadczenia zestawiony z ciężarem nowej roli, co może rzucać czytelnikom wyzwanie, by zakwestionować naturę autorytetu i często absurdalne machinacje tych, którzy sprawują władzę w państwie. Ponadto przemiana bohatera z zaabsorbowanego sobą celebryty w niepewnego przywódcę, który musi stawić czoła zawiłościom rządzenia i ratowania społeczeństwa, jest zarówno zabawna, jak i skłaniająca do refleksji.

Styl pierwszoosobowej narracji powieści jest zaskakująco dynamiczny, co odzwierciedla chaos politycznego świata, który stara się skrytykować. Umiejętne wykorzystanie przez Marcina Brzostowskiego groteskowych obrazów służy tylko wzmocnieniu absurdalności rozgrywających się wydarzeń. Czytelnicy otrzymują zatem kuriozalne scenariusze i osobliwe postacie, które przesuwają granice rzeczywistości, prowadząc do momentów wywołujących zarówno śmiech, jak i dyskomfort. Ta mieszanka humoru i niekiedy również grozy budzi natychmiastową reakcję, zachęcając czytelników do refleksji nad absurdami, jakie często definiują dyskurs polityczny.

Jako nowo wybrany prezydent, główny bohater wyrusza z misją wdrożenia swojego wielkiego planu ratunkowego dla polskiego społeczeństwa. Jest to zadanie równie szlachetne, co naiwne. W tym kontekście Marcin Brzostowski maluje żywy obraz wyzwań, przed którymi staje jego bohater, gdzie każda inicjatywa spotyka się z biurokratyczną machiną, korporacyjną chciwością i manipulacyjnymi działaniami służb specjalnych. Absurdalność tego biurokratycznego koszmaru stanowi odzwierciedlenie współczesnego świata polityki, co często bardziej przypomina mroczne komedie, niż poważne rządy.

Kluczowym zagadnieniem powieści jest bez wątpienia to, czy jednostka może dokonać znaczących zmian w wadliwym systemie. Pełne pasji, choć naiwne próby realizacji wielkiej wizji polskiego społeczeństwa przez głównego bohatera przypominają zmagania wielu rzeczywistych liderów. Marcin Brzostowski pozostawia czytelnikowi zastanowienie się nad tym, czy takie aspiracje są szlachetne, czy może tylko zwyczajnie głupie. Jest to doskonała decyzja, która wzmacnia treść książki i zachęca do krytycznego myślenia.  

Niniejsza powieść to bez wątpienia wciągająca i niekonwencjonalna lektura rzucająca wyzwanie ogólnie przyjętym standardom, jednocześnie ujawniając perypetie władzy i przywództwa. To nie tylko humorystyczny komentarz społeczny, ale przede wszystkim głęboka eksploracja ludzkich ambicji, absurdu władzy i złożoności oczekiwań społecznych. Autor stworzył narrację, która jest równie zabawna, co wnikliwa, a przy tym doskonale łączy absurd z trafną krytyką społeczną. To, czy ktoś uważa plan głównego bohatera za sprawiedliwy lub wykonalny, może zależeć od osobistych przekonań, ale jedno jest pewne – ta powieść sprawi, że czytelnik będzie zastanawiał się nad rolą jednostek w ramach szerszych konstrukcji społecznych jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.

Czytelnicy, którzy zdecydują się na tę chaotyczną podróż, z pewnością znajdą w niej wiele tematów skłaniających do refleksji i momenty pełne humoru. Ta powieść spodoba się tym, którzy cenią sobie satyryczną fikcję mającą odwagę odkrywać absurdalne realia naszego politycznego ducha czasu. Ostatecznie fabuła powieści zachęca każdego z nas do refleksji nad społeczeństwem, w którym żyjemy na co dzień, i rolami, jakie w nim odgrywamy – czy to jako zwykli obserwatorzy, czy aktywni uczestnicy trwającej sagi, jaką jest życie.



Agnieszka Różycka
tłumaczka, autorka, eseistka, dziennikarka


 

 

 

 

czwartek, 26 września 2024

Magdalena Zimniak – „Kształt demona”

 



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości 

Autorki i Wydawnictwa. 

Dziękuję!

 

Wydawnictwo: SKARPA WARSZAWSKA

Warszawa 2024

 

W jednym z warszawskich kościołów Julia znika podczas mszy. Prowadząca śledztwo nadkomisarz Krystyna Farkas odkrywa, że to nie pierwsze zniknięcie w tej świątyni. Podczas dochodzenia wychodzą na jaw mroczne tajemnice Julii i osób z jej otoczenia. Kto z nich byłby gotowy dopuścić się najgorszych rzeczy, aby sekrety pozostały w ukryciu? Czy to ktoś powiązany z Kościołem – miejscem, od którego demon powinien trzymać się z daleka?

Duszny kryminał, w którym strach przybiera zupełnie nowe oblicze. Ile odwagi potrzeba, by stawić czoło demonowi?

Najnowsza powieść Magdaleny Zimniak to trzymający w napięciu kryminał, który umiejętnie łączy elementy psychologicznego suspensu i gotyckiego klimatu, a wszystko to rozgrywa się na tle wyjątkowo pięknego warszawskiego kościoła. Od pierwszej strony autorka wciąga czytelników w labirynt śledztwa, które płynnie przeplata to, co święte z tym, co złowieszcze. Powieść rozpoczyna się niepokojącym zniknięciem Julii podczas pozornie zwyczajnej mszy, od razu przykuwając uwagę czytelnika. Nadinspektor Krystyna Farkas, zdeterminowana i głęboko złożona bohaterka, zajmuje centralne miejsce w tej trzymającej w napięciu opowieści, mając za zadanie rozwikłać tajemnicę, która ma związek nie tylko z samą Julią i jej zniknięciem, ale także z mrocznie skrywaną historią kościoła. Teoretycznie kościół ma być przestrzenią sprzyjającą pogłębianiu wiary, czyli innymi słowy czymś na kształt azylu, a zamiast tego staje się miejscem, w którym rządzą strach i kłamstwa. Umiejętność autorki w budowaniu napięcia jest godna pochwały; odbijająca się echem kojąca cisza kościoła szybko przeradza się w miejsce owiane niepokojem, prawie tak, jakby to same mury miały do wyjawienia skrywane do tej pory tajemnice.

Warstwowe opisy postaci są jedną z głównych zalet tej opowieści. Życie Julii jest odsłaniane kawałek po kawałku, co sprawia, że ujawniane są nie tylko jej własne ukryte zmagania, ale także złożoność i ciemne strony jej najbliższych. Każda z postaci skrywa jakieś tajemnice, a Magdalena Zimniak zręcznie bada, jak daleko posuną się poszczególne osoby, by chronić swoją przeszłość. Ponadto narracja umiejętnie podkreśla, że ​​nie jest to pierwszy raz, kiedy Julia zostaje złapana w widmową sieć Kościoła; raczej jej zniknięcie jest częścią mrożącego krew w żyłach wzorca. Gdy Farkas konfrontuje się z każdym podejrzanym, psychologiczna głębia ich motywów tylko dodaje bogactwa tajemniczości. Czytelnicy będą zastanawiać się, kto jest prawdziwym demonem, ponieważ zaciera się granica między ofiarą a złoczyńcą. Napięcie jeszcze bardziej narasta, gdy każda z postaci powoli ujawnia swoje prawdziwe „ja”, a jej własne lęki i motywacje zostają obnażone. Dodatkowo umiejętność autorki do tworzenia wielowymiarowych bohaterów sprawia, że każde nowe odkrycie jest tak samo niepokojące jak poprzednie, co zmusza czytelników do zastanowienia się, kto tak naprawdę może mieć złowrogie zamiary.

Cechą charakterystyczną tej trzymającej w napięciu opowieści kryminalnej jest eksploracja strachu — strachu przed nieznanym, strachu przed zdradą i strachu przed konfrontacją z własnymi demonami. Kościół, tradycyjnie będący azylem, przekształca się w klaustrofobiczny labirynt sekretów, gdy ciemne siły wydają się manipulować narracją. Przeciwstawienie wiary i moralnej ambiwalencji jest przekonująco przedstawione, skłaniając czytelników do zbadania motywów działania poszczególnych postaci i ich zdolności do czynienia zła. Niepokojącą atmosferę wzmacniają żywe opisy i poczucie strachu, które przenika każdy rozdział, sprawiając, że czytelnik czuje się, jakby on również błąkał się pośród złowrogich murów kościoła, czując płynący zewsząd chłód i ciężar ukrytych prawd zakopanych pod wypolerowaną fasadą. Zgłębianie przez autorkę wiary, winy i mroków ludzkiego umysłu stanowi dodatkową warstwę filozoficzną, która wykracza poza ramy standardowego kryminału.

Chociaż akcja jest ogólnie dobrze skonstruowana, są momenty, w których fabuła lekko grzęźnie z powodu natłoku informacji. Jednak generalnie są to drobiazgi, które nie wpływają znacząco na napięcie całej opowieści. Kształt demona stawia głębokie pytania o ludzką odwagę i zdolność do trwania w mroku. W miarę jak Farkas zbliża się do prawdy, musi nie tylko stawić czoło fizycznemu niebezpieczeństwu stwarzanemu przez tych, którzy chcą ukryć swoje tajemnice, ale także zmagać się z własnymi lękami – zarówno osobistymi, jak i egzystencjalnymi. Pojawiają się też pytania o to, jak daleko posuną się ludzie, aby chronić swoje sekrety i jak wiele odwagi potrzeba, by stawić czoło nie tylko zewnętrznym demonom, lecz także ciemności tkwiącej w umysłach bohaterów. Te pytania dodają głębi fabule, która już i tak jest pełna napięcia i suspensu.

Podsumowując, Magdalena Zimniak stworzyła duszną, klimatyczną powieść kryminalną, która ośmiela się odkrywać demony zarówno jednostek, jak i instytucji. Kształt demona to wciągająca lektura dla tych, którzy cenią sobie opowieści skłaniające do refleksji nad moralnością, wiarą i cieniami rzucanymi przez skrywane prawdy. Z drugiej strony, to nie tylko kryminał, lecz mrożąca krew w żyłach eksploracja strachu, poświęcenia i ludzkiej kondycji. Dzięki zawiłej fabule i niepokojąco bliskim postaciom, książka trzyma czytelników w napięciu jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. Dlatego też powieść z pewnością pozostanie w pamięci czytelników, pozostawiając ich w zadumie nad złożonością ludzkiej natury i odwagą wymaganą do konfrontacji z własnymi demonami. Jeśli więc szukacie emocjonującej powieści kryminalnej, która zagłębia się w mroki ludzkiej natury, to ta książka jest lekturą obowiązkową.

 

 Agnieszka Różycka

 tłumaczka, autorka, eseistka, dziennikarka

 

 


 




poniedziałek, 3 czerwca 2024

Dorota Ponińska – „Maria. Dziesięć dni z życia Konopnickiej”






Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki. Dziękuję!



Wydawnictwo: LIRA

Warszawa 2024

 

 

Pisarz i krytyk literacki, Władysław Jabłonowski (1865-1956), pisał niegdyś: „W bogatem królestwie duchów twórczych dwa ich gatunki pracowały z największym pożytkiem ogółu. Do pierwszych należą ci z pośród twórców, którzy byli z ogółem pokłóceni, co w wieczystej z nim rozterce wciąż odsłaniali mu jego małoduszność i poziomość uczuć – co jak Byron i Słowacki np. nie dawali mu spokoju i całem ducha swego wrzeniem pragnęli „ziemię nieść ku błękitom” a „zjadaczów chleba” w aniołów zamienić. Do drugiego ci, którzy z ogółem żyli w zgodzie, co wchodzili z nim w przymierze, nie schlebiając jego instynktom błędnym, lecz dzieląc z nim jego troski powszednie, podnosząc jego bezwiedne pragnienie ideału. Do tych ostatnich duchów twórczych należy i Marya Konopnicka”[1] (pisownia oryginalna).

 

Z kolei w książce Franciszki Landauowej (?) możemy przeczytać: „Rok 1910 przeszedł u nas żałobnym traktem. Śmierć, jakby uwziąwszy się, wyrywała z łona narodu najpotężniejsze jego duchy. Z wiosną oddaliśmy ziemi Orzeszkową – dziś stajemy nad świeżą mogiłą Konopnickiej! Konopnicka to wielki mocarz!... Nie zrodzili jej wprawdzie, w długim szeregu idący, królewscy przodkowie – ani jej przekazali drogę tradycyi owego wysokiego tronu, na którym królowała nam… I tron i berło królewskie i koronę sama zdobyła pośród ludu swego!... Jej tronem był świat poezyi, berłem – talent poetycki, a koroną – wielkie serce, bezbrzeżnej miłości i bólu pełne!...”[2] (pisownia oryginalna).

 

Powyższe słowa wyraźnie wskazują, że Maria Konopnicka (1842-1910), której chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, była uważana nie tylko za krzewicielkę patriotyzmu, jak uczono nas w szkole, ale przede wszystkim za poetkę społeczną. Niektórzy krytycy twierdzili nawet, iż jest ona poetką najbardziej społeczną ze wszystkich polskich poetek i poetów swojej epoki, zaś większość jej utworów oceniano jako takie, które charakteryzują się posiadaniem znamion wstępnych artykułów. Trudno jest zrozumieć twórczość Konopnickiej bez uprzedniego poznania jej biografii, ponieważ to właśnie życiowe doświadczenia w dużej mierze skłaniały ją do tworzenia takich, a nie innych dzieł, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę te pisane po 1870 roku.



Maria Konopnicka w młodości. 

 

Twórczość Marii Konopnickiej naznaczona była niezwykłą wrażliwością. Niezmiernie istotna była dla niej przyroda, czemu dawała wyraz w swoich dziełach. Najwięcej uwagi poświęcała jednak ludzkiej krzywdzie, którą starała się zwalczać. W jej twórczości sporo miejsca zajmowała najbiedniejsza warstwa społeczna, gdyż z własnego doświadczenia wiedziała, że życie tych ludzi nie oszczędza. Tego rodzaju postawa znalazła odzwierciedlenie także w życiu prywatnym Konopnickiej, ponieważ poetka niespecjalnie lubiła przebywać w towarzystwie bogaczy i ludzi reprezentujących tak zwane wyższe sfery. Maria Konopnicka wiele razy próbowała walczyć z zepsuciem arystokracji, w opinii której patriotyzm, a także okazywanie zwykłego szacunku innym ludziom, były czymś, czym nie warto zawracać sobie głowy. Dlatego też dość często spotykała się z tym, iż zarówno krytycy, jak i pozostali odbiorcy jej twórczości określali ją mianem poetki proletariatu.

 

W momencie, gdy zaczęto dopatrywać się w twórczości Konopnickiej coraz wyraźniejszych tendencji postępowych, poetka musiała zmierzyć się z niezadowoleniem głównie ze strony konserwatystów, którzy jeszcze tak niedawno niezwykle pozytywnie odnosili się do jej twórczości, jak chociażby Henryk Sienkiewicz (1846-1916). Pomimo że jej celem nigdy nie było atakowanie kogokolwiek, to jednak kręgi prawicowe właśnie w ten sposób ją odczytywały. Z drugiej strony Konopnicka zyskiwała coraz większe uznanie w oczach Elizy Orzeszkowej (1841-1910), z którą przyjaźniła się od lat szkolnych, czy Józefa Ignacego Kraszewskiego (1812-1887). Z tego też powodu kolejne publikacje Marii Konopnickiej nie cieszyły się już tak wielką popularnością, a niektórzy udawali nawet, że nie dostrzegają nowego dzieła poetki. W tym wszystkim nie bez znaczenia pozostawała także długoletnia przyjaźń Konopnickiej z Marią Dulębianką (1858-1919), która oprócz tego, że była niezwykle utalentowaną malarką specjalizującą się w portretach, to jeszcze z powodzeniem zarażała poetkę swoimi feministycznymi poglądami, co odzwierciedlało się również w jej twórczości i bynajmniej nie było dobrze widziane przez ówczesne społeczeństwo przyzwyczajone do starych reguł. Nawet kobiety, które w małżeństwach wyraźnie czuły się zdominowane przez mężów, nie były skore do tego, aby zmienić poglądy i zacząć walczyć o swoje prawa. Co zatem zrozumiałe, Maria Konopnicka stała się również wrogiem Kościoła katolickiego, który uważał, że poprzez jej utwory stał się obiektem ataku. W dodatku fakt, iż Konopnicka mieszkała pod jednym dachem z inną kobietą też nie pozostawał bez znaczenia i postrzegany był w kategoriach zgorszenia i demoralizacji.



Maria Konopnicka (po lewej) na werandzie dworu w Żarnowcu.
Po prawej siedzi Maria Dulębianka.
Zdjęcie zostało zrobione w maju 1907 roku. 

 


Maria Konopnicka bez wątpienia zapisała się w polskiej historii literatury wielkimi literami i grzechem byłoby o niej zapomnieć. Miała naprawdę bogate życie, zarówno to zawodowe, jak i prywatne. Dlatego też nie dziwi fakt, iż tak wielu pisarzy i pisarek żyjących po niej sięgało do jej życiorysu i odtwarzało go na nowo najczęściej w formie biograficznej. Dorota Ponińska postanowiła zrobić coś innego, coś nowego. Otóż poświęcając swoją najnowszą książkę Marii Konopnickiej, zamiast czystej i suchej biografii stworzyła powieść, na kartach której poetka – jak żywa – wspomina swoje prawie siedemdziesięcioletnie życie. Wszystko to dzieje się w Żarnowcu, czyli miejscu, które Maria Konopnicka otrzymała jako dar od narodu. Poetka jest już bardzo chora, ma coraz mniej siły i nawet najmniejszy ruch sprawia jej ogromną trudność; szybko się męczy. Konopnicka wie, że jej życie zbliża się do nieuniknionego końca, choć mentalnie tak wiele mogłaby jeszcze zdziałać i osiągnąć. W dodatku ogromnym ciosem staje się dla niej śmierć Elizy Orzeszkowej, z którą od młodości potrafiła znaleźć wspólny język i z którą – oprócz Marii Dulębianki – rozumiały się praktycznie bez słów.

 

Na kartach powieści Maria Konopnicka wraca myślami do czasów swojego nieudanego małżeństwa i do początków pracy twórczej, która w miarę upływu czasu stała się całym jej życiem, choć nie zawsze pozwalała jej żyć na poziomie, jakiego pragnęła. Wie, że nierzadko postępowała niewłaściwie, szczególnie wobec tych, dla których powinna być wsparciem, na przykład dla swoich dzieci, szczególnie dla jednej z córek. Niemniej, wstyd i uniknięcie skandalu za wszelką cenę, okazały się dla poetki ważniejsze, niż matczyne uczucia. Maria przypomina sobie nie tylko ludzi, którzy przewinęli się przez jej życie, ale również miejsca, które zwiedziła i które pokochała. Niektóre z nich stały się jej bardzo bliskie i chętnie znów wróciłaby do nich fizycznie, gdyby nie ta przeklęta choroba i brak sił. Gdyby można było cofnąć czas, to pewnie Maria wiele rzeczy zrobiłaby inaczej; podjęłaby inne decyzje. Ale niestety musi pogodzić się z tym, co jest i zaakceptować nieuniknione. Ten swego rodzaju życiowy bilans i liczenie zysków oraz strat staje się dla Konopnickiej impulsem do tego, aby móc przygotować się na śmierć najlepiej, jak tylko można, nie raniąc przy tym Dulębianki, dla której ostateczne odejście przyjaciółki zapewne będzie trudne do zniesienia.




Dwór w Żarnowcu od strony południowej w latach 1900-1904. 


Najnowsza powieść Doroty Ponińskiej jest niezwykle klimatyczna. Bogata treść przeplatana jest wybranymi utworami Konopnickiej, które całej tej historii nadają jeszcze więcej autentyczności. Poetka ukazana jest nie jako kobieta, którą należy stawiać na piedestale, lecz jako osoba posiadająca uczucia, przeżywająca życiowe rozczarowania, ale też i chwile prawdziwego szczęścia. W tej powieści Maria Konopnicka jest przede wszystkim kobietą, która nie pragnie być jedynie żoną i matką, bo tak wymaga od niej społeczeństwo, lecz chce czegoś więcej; chce prawdziwej wolności, szczególnie tej mentalnej. Konopnicka nie chce zamykać się w granicach przyjętych zasad i konwenansów, ale pragnie swobody. W miarę upływu czasu staje się feministką, choć raczej tego nie planowała. Jej feminizm nie jest jednak agresywny i nikogo na siłę nie zmusza, aby podzielał jej poglądy. Ona po prostu pokazuje kobietom inną drogę. Mówi, że kobieta to samodzielny byt i może z powodzeniem prowadzić swobodne życie bez oglądania się na mężczyzn i bez ciągłego szukania w ich oczach potwierdzenia, czy robi dobrze. Przecież sama doświadczyła swego rodzaju małżeńskiego zniewolenia – przynajmniej na początku – gdy jeszcze żyła pod jednym dachem z Jarosławem Konopnickim (1830-1905). Z drugiej strony jednak można zastanawiać się, kto tak naprawdę „nosił spodnie” w tym małżeństwie. Zdaniem Konopnickiej kobieta wcale nie musi pytać mężczyznę, z którym żyje, o zdanie i pozwolenie na zrobienie czegoś, na co akurat ma ochotę. To ona sama powinna decydować.

 

Maria. Dziesięć dni z życia Konopnickiej to bez wątpienia powieść, na którą należy, a nawet trzeba zwrócić uwagę. To nie tylko opowieść o wybitnej poetce i kobiecie o niezwykle bogatej osobowości. To przede wszystkim historia narodzin feminizmu, który w miarę upływu lat przeszedł szereg przeobrażeń. Maria Konopnicka i podobne do niej kobiety walczyły wówczas głównie o to, żeby wyrwać się spod wpływu mężczyzn i wreszcie móc aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym, z naciskiem na życie polityczne. Mowa oczywiście o walce o prawa wyborcze kobiet. Najnowsza książka Doroty Ponińskiej ukazuje kobietę silną, która musiała stawić czoło wielu przeciwnościom. I choć czasami było naprawdę trudno, to jednak przeciwności te jej nie złamały, lecz dodały jeszcze więcej siły. Polecam zatem tę powieść, jak i pozostałe książki Doroty Ponińskiej. Sięgając po nie czytelnik nigdy się nie rozczaruje, ponieważ ma gwarancję niepowtarzalności tematu. Autorka nie powiela schematów, a to, w jaki sposób przedstawia swoich bohaterów zawsze jest oryginalne i godne uwagi. Podczas lektury czytelnik odnosi wrażenie, że tworząc tę czy inną historię autorka naprawdę zżywa się z postacią, o której pisze, dopracowując ją w każdym elemencie.





Agnieszka Różycka

        tłumaczka, autorka, eseistka, dziennikarka  









[1] A. Mazanowski, Charakterystyki literackie pisarzów polskich. Marya Konopnicka, nr XX; wydane nakładem i drukiem księgarni Wilhelma Zukerkandla, Lwów – Złoczów 1923, s. 211.

[2] F. Landauowa, O Marji Konopnickiej, wydane nakładem Komisji do Spraw Kobiecych przy Towarzystwie Kultury Polskiej, Warszawa 1910, s. 5.