środa, 22 lipca 2015

Robert Low – „Zaprzysiężeni. Skarb Attyli” # 1













Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!


Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2013
Tytuł oryginału: The Whale Road
Przekład: Robert J. Szmidt




Attyla (406-453) został królem Hunów najprawdopodobniej w 435 roku i władał nimi aż do dnia swojej śmierci. Hunowie byli wojownikami, którzy wzbudzali ogromny strach w sercach mieszkańców Imperium Rzymskiego. Żyjąc na Wielkiej Nizinie Węgierskiej, zdominowali północną granicę z Cesarstwem Rzymskim, wymuszając złożenie im hołdu przez cesarzy wówczas Wschodniego i Zachodniego Imperium, szczególnie pochodzących z tej bogatszej wschodniej części.

Rzymianie uważali Hunów za dzikich barbarzyńców, a opowieści o nich obfitowały w szereg niewyobrażalnych okrucieństw, jakich zwykli dokonywać. Te opowieści znalazły potem swoje odzwierciedlenie w rzymskiej literaturze. Do czasu objęcia władzy przez Attylę, Hunowie byli ludem koczowniczym, zaś ich bronią były łuki. Osiedlili się na Węgrzech, posiadali świetnie wyszkoloną armię piechoty, i różnili się od innych plemion barbarzyńskich żyjących na granicy z Imperium Rzymskim. Odmienność ta polegała na tym, iż w odróżnieniu od innych plemion, Hunowie z powodzeniem dokonywali oblężeń miast obronnych. 

Według legendy papież Leon I Wielki (ok. 390 lub 400-461) spotkał się z Attylą w północnych Włoszech. Wojownika przytłoczyła odwaga papieża i jego niezwykłe kapłańskie szaty. Mówi się, że wtedy nastąpił wielki cud i że Attyli ukazali się święci Piotr i Paweł, którzy zagrozili śmiercią przywódcy Hunów, gdyby ten zignorował apele papieża. Bardziej prawdopodobne jednak jest to, że Attyla zdecydował się wycofać z Włoch, ponieważ jego żołnierze zaczynali cierpieć z powodu chorób i braku wsparcia. W każdym razie, Attyla naprawdę zrezygnował z inwazji, na skutek czego Italia została uratowana.

Attyla na obrazie autorstwa 
Eugène'a Delacroix (1798-1863)
Attyla zmarł rok po powyższym wydarzeniu z powodu obfitego krwawienia z nosa – jak podają niektóre źródła – a było to podczas świętowania swojego ożenku z pewną młodą niewiastą. Zarówno on, jak i Hunowie stali się ucieleśnieniem dzikości, zaś na początku XX wieku armia niemiecka – szczególnie ta w czasie pierwszej wojny światowej – porównywana była właśnie do Hunów. Niemniej tego rodzaju porównanie zostało użyte po raz pierwszy wtedy, gdy niemiecki cesarz wysłał wojska, aby stłumić powstanie bokserów w północno-wschodnich Chinach w latach 1899-1901. Cesarz rzekomo miał zachęcać swoich żołnierzy do walki w ten sam sposób, jak robił to Attyla w przypadku Hunów. Attyla nie pozostawił po sobie silnego przywódcy, który mógłby go zastąpić, natomiast Hunowie bardzo szybko zniknęli z kart historii.

A teraz kilka słów o wikingach. Otóż wikingowie od bardzo dawna stanowią podstawę licznych powieści przygodowych, co oczywiście jest rzeczą naturalną, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż opowieści i sagi nordyckie są najbardziej cenione, natomiast historie, które oni sami o sobie opowiadali stały się prototypami współczesnej historycznej powieści przygodowej. Obraz wikingów i nordyków na przestrzeni wieków nie był jednoznaczny, natomiast ich literacki wizerunek począwszy od epoki wiktoriańskiej, aż do chwili obecnej, obejmuje dosłownie wszystko. Są to przede wszystkim demoniczni psychopaci w rogatych hełmach, jak i nadmorscy pseudo rycerze. Jak dotąd ukazało się sporo powieści historycznych, które najdokładniej, jak to tylko możliwe ukazują społeczność wikingów. Jedną z takich właśnie powieści jest Skarb Attyli, czyli książka, która jednocześnie stanowi pierwszą część cyklu Zaprzysiężeni. Akcja tej debiutanckiej powieści Roberta Lowa została umiejscowiona w obozie wikingów w drugiej połowie X wieku. Przy tworzeniu swojej opowieści Autor zadbał o najdrobniejszy szczegół zarówno ten historyczny, jak i kulturowy, co pozwala czytelnikowi z każdą kolejną stroną coraz bardziej zagłębiać się w fabule i przeżywać wszelkie niebezpieczne przygody głównych bohaterów. A trzeba wiedzieć, że tych przygód nie jest mało. Praktycznie wciąż coś się dzieje, a nasi bohaterowie muszą stale dobywać broni i walczyć o swoje życie.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a całą historię czytelnikowi opowiada Orm Ruryksson, syn Ruryka. Narrator jest niezwykle inteligentny i nie skupia całej uwagi jedynie na swojej osobie, ale stara się zrozumieć innych. W chwili rozpoczęcia opowieści ma on piętnaście lat i przebywa na wychowaniu u swojego wuja. Po raz pierwszy spotykamy Orma w dość niebezpiecznych dla niego okolicznościach, kiedy musi zrobić wszystko, aby móc wyjść cało ze spotkania z niedźwiedziem. Od tej chwili już zawsze będą go zwać „Zabójcą Niedźwiedzia”. Ale czy słusznie? Czy faktycznie Orm zasłużył sobie na ten przydomek? Wreszcie Orm spotyka swojego ojca, którego nie widział od jakichś dziesięciu lat. Na jego drodze stają także towarzysze Ruryka złączeni swego rodzaju przysięgą. Wszyscy oni dowodzeni są przez niejakiego Einara Czarnego. Tak więc Orm już na zawsze opuszcza swojego wuja, i tak oto kończy się pierwsza część jego życia pośród rozlewu krwi i poczucia wstydu. W życiu Orma rozpoczyna się teraz nowy etap. Od tego momentu będzie podróżował u boku ojca, doświadczał szeregu niebezpieczeństw, patrzył na ludzką śmierć, którą sam również będzie zadawał. W dodatku przez cały czas będzie mu towarzyszyć niepewność o kolejny dzień. Będzie też musiał dokładnie przyglądać się swoim kompanom, bo przecież może wśród nich znaleźć się i zdrajca.

Mężczyźni związani ze sobą świętą przysięgą są jednocześnie jednostkami o całkiem ciekawej osobowości. I tak oto na kartach książki spotykamy gigantycznych rozmiarów Skaptiego, fatalistycznego Valknuta, mądrego kapłana o imieniu Illugi, beztroskiego Geira czy w końcu wodza Einara zwanego Czarnym, który jest bezwzględny i dumny, a także niezwykle mocno świadomy własnej pozycji. Cała załoga przemieszcza się na okręcie o nazwie Fiord Łosia. Trzeba też dodać, że grupa wikingów pod dowództwem Einara została zwerbowana, aby odnaleźć pewne święte relikwie, czyli miecz wykuty z włóczni, która przebiła niegdyś bok Boga chrześcijan, zwanego przez naszych bohaterów Białym Chrystusem. Droga, którą muszą przebyć nie należy do najłatwiejszych. Wiedzie ona bowiem przez zdradzieckie wody szlaku wielorybów, aż do miejsca, gdzie ukryto owiany tajemnicą skarb Attyli, legendarnego władcy Hunów. Wszystko to widzimy oczami Orma i dowiadujemy się, w jaki sposób główny bohater przeżywał przygody, które jego załoga napotykała na swojej drodze. Orm dzieli się z czytelnikiem swoimi wyobrażeniami i przekonaniami.

Tym, co znacznie podnosi walor Skarbu Attyli jest nie tylko doskonała konstrukcja powieści historycznej, ale przede wszystkim wprowadzenie przez Autora do fabuły swego rodzaju mistycyzmu dotyczącego wierzeń w ówczesnych bogów, a także znaczenia przysięgi złożonej na śmierć i życie. Te elementy wzajemnie się przenikają niemalże w każdej scenie. Einar Czarny jest bezwzględny w dążeniu do obranego celu, ale też dopuszcza się czynów, które są sprzeczne z pierwotnymi założeniami Zaprzysiężonych. Dodatkowo widać jak silne postępy robi chrześcijaństwo, w związku z czym pojawia się konflikt na tle wyznaniowym pomiędzy wyznawcami Białego Chrystusa a nordykami, co widoczne jest również w szeregach Zaprzysiężonych.


Okręt wikingów
Rysunek pochodzi z 1880 roku.


Orm opowiada swoją historię w sposób niezwykle poetycki, ale jednocześnie nie szczędzi na wulgarnym słownictwie, jak to między mężczyznami bywa, szczególnie mężczyznami z tak dziką naturą. Poza tym alkohol leje się strumieniami, lecz nie mąci on sprawności fizycznej i umysłowej naszych bohaterów. Oni wciąż są gotowi do walki, nawet jeśli poprzedniego dnia ostro zabalowali. W związku z powyższym opowieść Orma nie jest wolna od brutalnych scen walki, które pojawiają się praktycznie w każdym rozdziale. Wciąż „słyszymy” szczęk oręża czy charakterystyczny odgłos ostrzy mieczy wchodzących w ciało wroga. Skarb Attyli to nie tylko powieść historyczna i przygodowa, ale też fantastyczna.

Generalnie wydaje się, że nasi bohaterowie są ludźmi bez serca i nie posiadają żadnych uczuć, skoro z zimną krwią potrafią zatopić ostrze miecza w ciele drugiego człowieka, czy też bez mrugnięcia okiem, na przykład, odciąć mu jakąś część ciała. Nic bardziej mylnego. Nasi wikingowie to ludzie, którzy naprawdę czują. Czasami są wrażliwi na krzywdę innych, choć z drugiej strony nie obce są im też takie cechy jak chciwość, a co za tym idzie również żądza bogactwa, co może w konsekwencji doprowadzić do ich zguby.

Fabuła książki czasami jest dość zawiła, co niektórych czytelników może pozostawić w stanie niepewności i braku zrozumienia tego, co faktycznie dzieje się na kartach książki w danej chwili. Gdzieś w tle pojawia się ówczesny książę Rusi Kijowskiej – Światosław I (ok. 942-972), a także jego synowie Jaropełk I (ok. 956-978) i Włodzimierz I Wielki (?-1015). Niemniej wszyscy główni bohaterowie to oczywiście postacie fikcyjne. Autor wprowadził także postać pewnej młodej kobiety, która w całym procesie poszukiwania skarbu ma naprawdę ważną rolę do odegrania. Nie zawaham się w tym miejscu stwierdzić, że tę książkę – jak i zapewne całą serię – należałoby zaliczyć do literatury typowo męskiej. Skoro mamy „literaturę kobiecą”, to dlaczego nie pokusić się o wprowadzenie terminu „literatura męska”?

Przyznam szczerze, że Skarb Attyli to pierwsza powieść o wikingach, jaką przeczytałam w życiu. Jakoś nigdy wcześniej nie ciągnęło mnie specjalnie do tego typu literatury, pomimo że jest to beletrystyka historyczna. Zawsze wydawało mi się, że są to książki nie dla mnie z uwagi na brutalność i nieokiełznanie bohaterów. Cóż, po przeczytaniu Skarbu Attyli zmieniłam zdanie i myślę, że od tej chwili tego rodzaju literatura częściej będzie gościć w mojej domowej biblioteczce.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz