Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!
Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA
PUBLICAT S.A.
Katowice 2013
Tytuł oryginału: The Whale Road
Przekład: Robert J. Szmidt
Attyla (406-453) został królem Hunów najprawdopodobniej w 435
roku i władał nimi aż do dnia swojej śmierci. Hunowie byli wojownikami, którzy
wzbudzali ogromny strach w sercach mieszkańców Imperium Rzymskiego. Żyjąc na
Wielkiej Nizinie Węgierskiej, zdominowali północną granicę z Cesarstwem
Rzymskim, wymuszając złożenie im hołdu przez cesarzy wówczas Wschodniego i
Zachodniego Imperium, szczególnie pochodzących z tej bogatszej wschodniej części.
Rzymianie uważali Hunów za dzikich barbarzyńców, a opowieści o
nich obfitowały w szereg niewyobrażalnych okrucieństw, jakich zwykli dokonywać.
Te opowieści znalazły potem swoje odzwierciedlenie w rzymskiej literaturze. Do
czasu objęcia władzy przez Attylę, Hunowie byli ludem koczowniczym, zaś ich
bronią były łuki. Osiedlili się na Węgrzech, posiadali świetnie wyszkoloną
armię piechoty, i różnili się od innych plemion barbarzyńskich żyjących na
granicy z Imperium Rzymskim. Odmienność ta polegała na tym, iż w odróżnieniu od
innych plemion, Hunowie z powodzeniem dokonywali oblężeń miast obronnych.
Według legendy papież Leon I Wielki (ok. 390 lub 400-461) spotkał
się z Attylą w północnych Włoszech. Wojownika przytłoczyła odwaga papieża i
jego niezwykłe kapłańskie szaty. Mówi się, że wtedy nastąpił wielki cud i że Attyli
ukazali się święci Piotr i Paweł, którzy zagrozili śmiercią przywódcy Hunów,
gdyby ten zignorował apele papieża. Bardziej prawdopodobne jednak jest to, że
Attyla zdecydował się wycofać z Włoch, ponieważ jego żołnierze zaczynali
cierpieć z powodu chorób i braku wsparcia. W każdym razie, Attyla naprawdę
zrezygnował z inwazji, na skutek czego Italia została uratowana.
Attyla na obrazie autorstwa Eugène'a Delacroix (1798-1863) |
Attyla zmarł rok po powyższym wydarzeniu z powodu obfitego
krwawienia z nosa – jak podają niektóre źródła – a było to podczas świętowania
swojego ożenku z pewną młodą niewiastą. Zarówno on, jak i Hunowie stali się
ucieleśnieniem dzikości, zaś na początku XX wieku armia niemiecka – szczególnie
ta w czasie pierwszej wojny światowej – porównywana była właśnie do Hunów. Niemniej
tego rodzaju porównanie zostało użyte po raz pierwszy wtedy, gdy niemiecki
cesarz wysłał wojska, aby stłumić powstanie bokserów w północno-wschodnich
Chinach w latach 1899-1901. Cesarz rzekomo miał zachęcać swoich żołnierzy do
walki w ten sam sposób, jak robił to Attyla w przypadku Hunów. Attyla nie
pozostawił po sobie silnego przywódcy, który mógłby go zastąpić, natomiast
Hunowie bardzo szybko zniknęli z kart historii.
A teraz kilka słów o wikingach. Otóż wikingowie od bardzo
dawna stanowią podstawę licznych powieści przygodowych, co oczywiście jest
rzeczą naturalną, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż opowieści i sagi
nordyckie są najbardziej cenione, natomiast historie, które oni sami o sobie
opowiadali stały się prototypami współczesnej historycznej powieści
przygodowej. Obraz wikingów i nordyków na przestrzeni wieków nie był
jednoznaczny, natomiast ich literacki wizerunek począwszy od epoki
wiktoriańskiej, aż do chwili obecnej, obejmuje dosłownie wszystko. Są to przede
wszystkim demoniczni psychopaci w rogatych hełmach, jak i nadmorscy pseudo
rycerze. Jak dotąd ukazało się sporo powieści historycznych, które
najdokładniej, jak to tylko możliwe ukazują społeczność wikingów. Jedną z
takich właśnie powieści jest Skarb Attyli, czyli książka, która jednocześnie
stanowi pierwszą część cyklu Zaprzysiężeni. Akcja tej debiutanckiej
powieści Roberta Lowa została umiejscowiona w obozie wikingów w drugiej połowie
X wieku. Przy tworzeniu swojej opowieści Autor zadbał o najdrobniejszy szczegół
zarówno ten historyczny, jak i kulturowy, co pozwala czytelnikowi z każdą
kolejną stroną coraz bardziej zagłębiać się w fabule i przeżywać wszelkie
niebezpieczne przygody głównych bohaterów. A trzeba wiedzieć, że tych przygód
nie jest mało. Praktycznie wciąż coś się dzieje, a nasi bohaterowie muszą stale
dobywać broni i walczyć o swoje życie.
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a całą historię
czytelnikowi opowiada Orm Ruryksson, syn Ruryka. Narrator jest niezwykle
inteligentny i nie skupia całej uwagi jedynie na swojej osobie, ale stara się
zrozumieć innych. W chwili rozpoczęcia opowieści ma on piętnaście lat i
przebywa na wychowaniu u swojego wuja. Po raz pierwszy spotykamy Orma w dość
niebezpiecznych dla niego okolicznościach, kiedy musi zrobić wszystko, aby móc
wyjść cało ze spotkania z niedźwiedziem. Od tej chwili już zawsze będą go zwać
„Zabójcą Niedźwiedzia”. Ale czy słusznie? Czy faktycznie Orm zasłużył sobie na
ten przydomek? Wreszcie Orm spotyka swojego ojca, którego nie widział od
jakichś dziesięciu lat. Na jego drodze stają także towarzysze Ruryka złączeni
swego rodzaju przysięgą. Wszyscy oni dowodzeni są przez niejakiego Einara
Czarnego. Tak więc Orm już na zawsze opuszcza swojego wuja, i tak oto kończy się
pierwsza część jego życia pośród rozlewu krwi i poczucia wstydu. W życiu Orma
rozpoczyna się teraz nowy etap. Od tego momentu będzie podróżował u boku ojca,
doświadczał szeregu niebezpieczeństw, patrzył na ludzką śmierć, którą sam
również będzie zadawał. W dodatku przez cały czas będzie mu towarzyszyć
niepewność o kolejny dzień. Będzie też musiał dokładnie przyglądać się swoim
kompanom, bo przecież może wśród nich znaleźć się i zdrajca.
Mężczyźni związani ze sobą świętą przysięgą są jednocześnie
jednostkami o całkiem ciekawej osobowości. I tak oto na kartach książki
spotykamy gigantycznych rozmiarów Skaptiego, fatalistycznego Valknuta, mądrego
kapłana o imieniu Illugi, beztroskiego Geira czy w końcu wodza Einara zwanego
Czarnym, który jest bezwzględny i dumny, a także niezwykle mocno świadomy
własnej pozycji. Cała załoga przemieszcza się na okręcie o nazwie Fiord Łosia. Trzeba
też dodać, że grupa wikingów pod dowództwem Einara została zwerbowana, aby
odnaleźć pewne święte relikwie, czyli miecz wykuty z włóczni, która przebiła
niegdyś bok Boga chrześcijan, zwanego przez naszych bohaterów Białym
Chrystusem. Droga, którą muszą przebyć nie należy do najłatwiejszych. Wiedzie
ona bowiem przez zdradzieckie wody szlaku wielorybów, aż do miejsca, gdzie
ukryto owiany tajemnicą skarb Attyli, legendarnego władcy Hunów. Wszystko to
widzimy oczami Orma i dowiadujemy się, w jaki sposób główny bohater przeżywał
przygody, które jego załoga napotykała na swojej drodze. Orm dzieli się z
czytelnikiem swoimi wyobrażeniami i przekonaniami.
Tym, co znacznie podnosi walor Skarbu Attyli jest nie
tylko doskonała konstrukcja powieści historycznej, ale przede wszystkim
wprowadzenie przez Autora do fabuły swego rodzaju mistycyzmu dotyczącego
wierzeń w ówczesnych bogów, a także znaczenia przysięgi złożonej na śmierć i
życie. Te elementy wzajemnie się przenikają niemalże w każdej scenie. Einar
Czarny jest bezwzględny w dążeniu do obranego celu, ale też dopuszcza się
czynów, które są sprzeczne z pierwotnymi założeniami Zaprzysiężonych. Dodatkowo
widać jak silne postępy robi chrześcijaństwo, w związku z czym pojawia się
konflikt na tle wyznaniowym pomiędzy wyznawcami Białego Chrystusa a nordykami,
co widoczne jest również w szeregach Zaprzysiężonych.
Okręt wikingów Rysunek pochodzi z 1880 roku. |
Orm opowiada swoją historię w sposób niezwykle poetycki, ale jednocześnie
nie szczędzi na wulgarnym słownictwie, jak to między mężczyznami bywa,
szczególnie mężczyznami z tak dziką naturą. Poza tym alkohol leje się
strumieniami, lecz nie mąci on sprawności fizycznej i umysłowej naszych
bohaterów. Oni wciąż są gotowi do walki, nawet jeśli poprzedniego dnia ostro
zabalowali. W związku z powyższym opowieść Orma nie jest wolna od brutalnych
scen walki, które pojawiają się praktycznie w każdym rozdziale. Wciąż
„słyszymy” szczęk oręża czy charakterystyczny odgłos ostrzy mieczy wchodzących
w ciało wroga. Skarb Attyli to nie tylko powieść historyczna i
przygodowa, ale też fantastyczna.
Generalnie wydaje się, że nasi bohaterowie są ludźmi bez serca
i nie posiadają żadnych uczuć, skoro z zimną krwią potrafią zatopić ostrze
miecza w ciele drugiego człowieka, czy też bez mrugnięcia okiem, na przykład,
odciąć mu jakąś część ciała. Nic bardziej mylnego. Nasi wikingowie to ludzie,
którzy naprawdę czują. Czasami są wrażliwi na krzywdę innych, choć z drugiej
strony nie obce są im też takie cechy jak chciwość, a co za tym idzie również żądza
bogactwa, co może w konsekwencji doprowadzić do ich zguby.
Fabuła książki czasami jest dość zawiła, co niektórych
czytelników może pozostawić w stanie niepewności i braku zrozumienia tego, co
faktycznie dzieje się na kartach książki w danej chwili. Gdzieś w tle pojawia
się ówczesny książę Rusi Kijowskiej – Światosław I (ok. 942-972), a także jego
synowie Jaropełk I (ok. 956-978) i Włodzimierz I Wielki (?-1015). Niemniej
wszyscy główni bohaterowie to oczywiście postacie fikcyjne. Autor wprowadził
także postać pewnej młodej kobiety, która w całym procesie poszukiwania skarbu
ma naprawdę ważną rolę do odegrania. Nie zawaham się w tym miejscu stwierdzić,
że tę książkę – jak i zapewne całą serię – należałoby zaliczyć do literatury
typowo męskiej. Skoro mamy „literaturę kobiecą”, to dlaczego nie pokusić się o
wprowadzenie terminu „literatura męska”?
Przyznam szczerze, że Skarb Attyli to pierwsza powieść
o wikingach, jaką przeczytałam w życiu. Jakoś nigdy wcześniej nie ciągnęło mnie
specjalnie do tego typu literatury, pomimo że jest to beletrystyka historyczna.
Zawsze wydawało mi się, że są to książki nie dla mnie z uwagi na brutalność i
nieokiełznanie bohaterów. Cóż, po przeczytaniu Skarbu Attyli zmieniłam
zdanie i myślę, że od tej chwili tego rodzaju literatura częściej będzie gościć
w mojej domowej biblioteczce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz