wtorek, 18 listopada 2014

Magdalena Zimniak – „Białe róże dla Matyldy”














Wydawnictwo: PROZAMI
Warszawa 2014





Wyobraźcie sobie, że planujecie przyszłość u boku ludzi, których kochacie i ufacie im całym sercem, aż tu nagle wszystko rozsypuje się niczym domek z kart. Wtedy z dnia na dzień zdajecie sobie sprawę, że to, w co wierzyliście praktycznie przez całe życie było jednym wielkim kłamstwem. Że ktoś z premedytacją oszukiwał, choć robił to w dobrej wierze, aby zapobiec tragedii. Czy bylibyście w stanie wybaczyć takie kłamstwo podszyte dobrymi intencjami? A może wolelibyście usłyszeć nawet najbardziej bolesną prawdę, ale jednak prawdę? Jak zachowalibyście się w sytuacji, kiedy każdy kolejny dzień przynosiłby ból, a wręcz rozpacz? Nigdy bowiem nie można mieć stuprocentowej pewności, że ktoś, kogo znamy i kochamy jest z nami szczery i niczego nie ukrywa. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek tak naprawdę nie zna nawet samego siebie, a co dopiero drugiej osoby, która gdzieś na dnie swojej duszy może skrywać najbardziej przerażające tajemnice. 

Beata Tyszkiewicz (nie mylić ze sławną polską aktorką) to młoda mężatka, która praktycznie miała wszystko. Wychowali ją kochający rodzice, a potem kiedy dorosła podjęła studia, poznała mężczyznę swoich marzeń, za którego w końcu wyszła za mąż. Jednym słowem była szczęśliwa. Nie można też zapomnieć o ciotce, z którą może nie łączyły ją jakieś szczególnie bliskie relacje, ale nie można też powiedzieć, że nie darzyła jej ciepłymi uczuciami. Ostatecznie to siostra jej matki, więc już przez sam fakt pokrewieństwa jej relacje z ciotką Matyldą były dość zażyłe. Beata wychowała się w domu, gdzie tak naprawdę niczego jej nie brakowało. Ojciec to dobrze znany dziennikarz piszący o sprawach niezwykle trudnych i kontrowersyjnych pod względem społecznym, zaś matka to psycholog ciesząca się dużym uznaniem. A teraz jest jeszcze Konrad, który świata poza nią nie widzi. Czego można chcieć więcej? Tylko pozazdrościć takiego życia, prawda?

Niestety, życie już wielokrotnie pokazało, że potrafi być brutalne i niczego nie daje za darmo. Wygląda na to, że od Beaty również zażądało zapłaty za te wszystkie szczęśliwe i beztroskie lata. Za lata życia w bezpiecznym rodzinnym kokonie. Pewnego dnia kobieta dostaje informację, że jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Można sobie jedynie wyobrazić, co w tym momencie przeżywa. Prawda za nic nie może do niej dotrzeć. Przecież to nie mogło się tak skończyć! W końcu każdy kiedyś umrze, ale taka nagła i nieplanowana śmierć zawsze jest ogromnym wstrząsem dla tych, którzy zostają. Do Beaty nic nie dociera. Kobieta wpada w histerię i minie trochę czasu zanim się uspokoi na tyle, aby mogła stawić czoło zaistniałej sytuacji. Na szczęście ma obok siebie oddanego męża, no i oczywiście ciotkę, która również służy pomocą.

W końcu przychodzi dzień pogrzebu. Rodzina gromadzi się na cmentarzu. Wydaje się, że Beata w jakimś stopniu pogodziła się już z tą ogromną stratą, ale to wcale nie oznacza, że ją rozumie. Tego tak naprawdę nigdy nie da się zrozumieć. Bo czy można pojąć to, że dwoje zdrowych i stosunkowo młodych ludzi odchodzi nagle w tak dramatycznych okolicznościach? Jeszcze tak niedawno ze sobą rozmawiali, a dziś już ich nie ma i nigdy nie wrócą. Beata może spodziewać się, że od tej chwili już chyba tylko w snach będzie mogła zobaczyć rodziców. Od tego momentu życie młodej kobiety diametralnie się zmieni, choć ona sama jeszcze o tym nie wie. Na razie rozpacz po stracie rodziców przesłania wszystko inne. Tak naprawdę wiele zmieni się w chwili, gdy ciotka Matylda nagle poważnie zapadnie na zdrowiu. Oczywiście jej nieoczekiwaną chorobę można łatwo wytłumaczyć. Przecież straciła siostrę i szwagra. Stres z tym związany musi być bardzo duży, więc jej niespodziewane omdlenie na cmentarzu nie jest czymś niezwykłym. Ale czy na pewno tak jest? Może za tym omdleniem kryje się coś jeszcze, o czym nikt nie wie?

Podczas pobytu ciotki w szpitalu Beata opiekuje się jej domem. I w tym momencie dochodzimy do sedna sprawy. Kobieta oprócz dwóch kotów, znajduje tam również pamiętniki Matyldy. Okazuje się bowiem, że starsza kobieta pisała je z przerwami od 1972 roku, czyli od chwili, kiedy była jeszcze nastolatką. Co takiego zawierają dzienniki ciotki Matyldy? Czy Beata będzie w stanie przeczytać je do końca? Jakie tajemnice skrywała Matylda przez te wszystkie lata? Czy jest jeszcze szansa na naprawienie zła, które nagromadziło się od tamtego czasu? Czy Beata będzie miała na tyle siły, aby zrozumieć ciotkę i motywy jej postępowania? Ale to nie wszystko. Policja twierdzi, że wypadek, w którym zginęli rodzice Beaty wcale nie był przypadkiem. Wygląda na to, że ktoś go doskonale zaplanował. Kto i dlaczego? Komu Gregorczukowie tak bardzo się narazili, że ten dopuścił się aż morderstwa? Czy policja odnajdzie sprawcę zbrodni? Czy Beata będzie jeszcze kiedykolwiek w stanie żyć normalnie, wiedząc, że jej matka i ojciec nie zginęli z woli losu?

Białe róże dla Matyldy to najnowsza powieść Magdaleny Zimniak i trzecia z kolei, którą przeczytałam. Sięgając po tę powieść wiedziałam, że nie będzie to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Autorka zdążyła już mnie przyzwyczaić do tego, że w swoich książkach porusza tematy trudne i takie, których ludzki rozum nie ogarnia. Potrzeba bowiem czasu, aby zrozumieć, dlaczego bohaterowie wykreowani piórem Magdaleny Zimniak postępują tak a nie inaczej. Dlaczego podejmują działania, które powszechnie uznawane są jako złe? Co nimi kieruje? Jak bardzo są zdeterminowani w swoim postępowaniu, aby w końcu móc osiągnąć zamierzony cel? Czy należy ich potępiać za to, co robią? A może należałoby usprawiedliwić? Tego typu pytania zawsze pojawiają się w głowie czytelnika podczas poznawania fabuły książek Magdaleny Zimniak. Nie inaczej jest także w przypadku Białych róż dla Matyldy.

Beacie Tyszkiewicz w pewnym momencie jej życia świat zawalił się na głowę. Nagle musi stanąć twarzą w twarz z nową rzeczywistością, która jest niezwykle dramatyczna. Kobieta czuje się emocjonalnie rozdarta. Nie wie już co jest prawdą, a co tylko złudzeniem. Nie może już nikomu ufać. Nawet ci, których do tej pory traktowała jak przyjaciół, teraz stają się jej wrogami. Pytanie: Czy są to wrogowie faktyczni, czy może tylko wykreowani przez jej umysł? Bez względu na to, jaka jest prawda, Beata i tak musi sobie poradzić z nowymi faktami, które stopniowo odkrywa, czytając pamiętnik ciotki Matyldy. Lektura z jednej strony fascynuje i wciąga, lecz z drugiej naprawdę przeraża.

Białe róże dla Matyldy to przede wszystkim doskonały dramat psychologiczny. Każdy z bohaterów musi walczyć ze swoimi własnymi demonami z przeszłości, co oczywiście nie jest łatwe. Każda z tych postaci to znakomite studium psychologiczne, co pozwala na dokonanie dogłębnej analizy. Wszyscy są jakby nieco tajemniczy. Wydaje się, że coś wiedzą, ale nie chcą mówić o tym głośno. Dlaczego? Czyżby czegoś się obawiali?

Z kolei białe róże zawarte w tytule powieści również nie są tutaj przypadkowe. Mają one bowiem swoją symbolikę, która ściśle wiąże się z poszczególnymi etapami życia Matyldy. Sama Matylda to postać bardzo skomplikowana pod względem emocjonalnym. Kiedy razem z Beatą odkrywamy jej tajemnice, wówczas doświadczamy podobnych uczuć, które towarzyszą głównej bohaterce. Czujemy gniew, złość, niedowierzanie, ale z drugiej strony także swego rodzaju współczucie z powodu tego, co zaszło w życiu Matyldy przez lata.

A Konrad Tyszkiewicz? Kim jest mężczyzna, którego pokochała Beata i z którym pragnęła spędzić resztę życia? Na pierwszy rzut oka to postać, w której możemy czytać niczym w otwartej księdze. Wydaje się, że tak naprawdę jest krystaliczny i nie można mu niczego zarzucić. Niemniej, w miarę zagłębiania się w fabułę i stopniowego poznawania kolejnych wydarzeń z jego życia, nasza ocena tej postaci niekoniecznie musi być już taka pozytywna. W umyśle czytelnika pojawiają się wątpliwości i w którymś momencie naprawdę trudno o jednoznaczną ocenę. Zastanawiamy się, czy Beata naprawdę dobrze wybrała. Czy miłość do Konrada nie przesłoniła jej innych kwestii? Czy jej mąż faktycznie jest tak uczciwym i kochającym mężczyzną, na jakiego pozuje? W dodatku jeszcze ten wątek kryminalny. To wszystko, jak gdyby nawarstwia się i sprawia, że Beata stoi w obliczu naprawdę trudnej sytuacji, z którą nie wie, jak sobie poradzić. Zaskakujące zwroty akcji powodują, że czytelnik dochodzi do przekonania, iż znów został wyprowadzony w pole. Niby już wszystko było jasne, a jednak nadal nic nie wiadomo.

Książkę Magdaleny Zimniak śmiało mogę zaliczyć do literatury ambitnej. Jest to powieść dopracowana w każdym elemencie. Komu zatem mogę ją polecić? Na pewno czytelnikom, którzy cenią sobie literaturę nastawioną na emocje i psychologię oraz na stopniowe odkrywanie prawdy, co sprawia, że napięcie wciąż rośnie. Na koniec pozwolę sobie zacytować słowa pisarki Aleksandry Tyl, które widnieją na okładce powieści: Białe róże dla Matyldy to „książka, od której nie sposób się oderwać, dopóki nie pozna się prawdy.” I tak jest w istocie. Sami sprawdźcie.



Za książkę serdecznie dziękuję Autorce i Wydawnictwu








8 komentarzy:

  1. Uwielbiam różane powieści ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam "Willę" tej autorki i niesamowicie mi się podobała. Ten duszny klimat, poplątane losy kobiet, tajemnice. Świetna. Niestety nie mam dostępu do innych książek pani Zimniak, a szkoda. Jeśli będę miała kiedyś możliwość, to na pewno przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie czytałam "Willi", czego bardzo żałuję. Nie czytałam też powieści pt. "Szlak". Natomiast "Pokój Marty" i "Jezioro cierni" mnie zachwyciły. No i oczywiście ta najnowsza też jest niesamowita. Mam nadzieję, że ją gdzieś upolujesz, czego Ci życzę. :-)

      Usuń
  3. Słyszałam o tej książce, mam wielką chęć ją przeczytać bo bardzo interesuje mnie co też odkryła Beata i jak potoczą się jej losy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, odkryła i to sporo. Mam nadzieję, że dostaniesz tę książkę jak najszybciej. Miłej lektury! :-)

      Usuń
  4. Patrząc na okładkę nie spodziewałam się dramatu psychologicznego, ani tym bardziej wymagającej lektury. Na szczęście po przeczytaniu Twojej recenzji utwierdziłam się w przekonaniu, że to książka godna przeczytania. Ważne jest też to, że to nie pierwsza książka autorki, którą przeczytałaś, już wiesz, że nazwisko Zimniak gwarantuje dobrą lekturę ;)
    Pozdrawiam
    Angelika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie te okładki czasami potrafią zwodzić czytelnika. Wielokrotnie zupełnie nie pasują do fabuły powieści. Dlatego ja nigdy nie zwracam na nie uwagi. Natomiast jeśli chodzi o twórczość Autorki, to jest mi już ona znana, więc mogę polecić z czystym sumieniem. :-)

      Usuń