Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2016
Dynastia Tudorów to temat, który wciąż fascynuje nie tylko
filmowców, ale przede wszystkim pisarzy. Co pewien czas na rynku wydawniczym
pojawiają się albo suche biografie, albo zbeletryzowane losy któregoś z
przedstawicieli tej królewskiej rodziny, która zdaniem niektórych uchodzi za najbardziej
przeklętą w dziejach Anglii. Z jednej strony doszli do władzy podstępem i po
trupach, zaś z drugiej, kiedy już panowali, to przysporzyli swoim poddanym
szereg cierpień. Wspomnijmy chociażby Henryka VIII Tudora (1491-1547) czy jego
starszą córkę Marię I Tudor (1516-1558). Henryk nie tylko bez mrugnięcia okiem
podpisywał wyroki śmierci na swoich prawdziwych i rzekomych wrogów, ale także
nie wahał się skracać o głowę własnych żon. W dodatku z powodu kobiety poważnie
poróżnił się z papieżem, na skutek czego ten ostatni obłożył króla klątwą. W
odwecie rozwścieczony monarcha rozpoczął okrutne prześladowania duchownych, palił
klasztory i mordował ich mieszkańców. Z kolei jego córka Maria była zagorzałą
katoliczką – po swojej hiszpańskiej matce Katarzynie Aragońskiej (1485-1536) –
co sprawiło, że ostatecznie popadła w religijny fanatyzm i paliła na stosach
każdego, kto dopuściłby się herezji. Fanatyzm ma jednak to do siebie, że prawie
zawsze odbiera człowiekowi zdolność logicznego myślenia, potęguje nieufność
wobec innych, a wtedy każdy ruch tej drugiej strony staje się podejrzany. Tak
też stało się z Marią, która w historii Anglii zapisała się jako Krwawa
Maria, a na swój przydomek solidnie sobie zapracowała.
Sporo miejsca w historii zajmuje także młodsza córka Henryka
VIII Tudora – Elżbieta (1533-1603). Ponieważ była córką drugiej żony monarchy –
Anny Boleyn (ok. 1501-1536) – oskarżonej przez ministrów króla, a potem i przez
samego monarchę, nie tylko o zdradę małżeńską, ale również o kazirodztwo i
konszachty z samym diabłem, Henryk przez długi czas wypierał się Elżbiety i
stanowczo twierdził, że jest ona bękartem, a on nigdy jej nie spłodził. W
związku z tym dzieciństwo Elżbiety nie należało do najszczęśliwszych. Większość
czasu spędzała z dala od królewskiego dworu pod troskliwym okiem opiekunek, a
kiedy już odwiedzała dwór ojca, wówczas ten udawał, że jej w ogóle nie zauważa.
Dla małego dziecka musiało to być naprawdę traumatyczne przeżycie, zważywszy że
każdy, kto tylko zerknął na Henryka i Elżbietę wiedział, że dziewczynka jest
jego biologiczną córką. Odziedziczyła po ojcu zarówno urodę, jak i jego
wybuchowy charakter. To odtrącenie na pewno miało ogromny wpływ na późniejsze
życie Elżbiety. Niekochana w dzieciństwie, szukała miłości w dorosłym życiu. Fakt
ten może być wytłumaczeniem tego, że jeszcze jako księżniczka, a potem królowa
otaczała się młodymi i przystojnymi mężczyznami, których wodziła za nos.
Sprawiało jej bowiem przyjemność już samo obserwowanie swoich faworytów, którzy
stale zabiegali o jej względy, a każdy z nich pragnął być tym najważniejszym.
Elżbieta I Tudor Portret powstał około 1585 roku. autor: prawdopodobnie sir William Segar (1543-1633) |
Niestety, Elżbieta nie planowała wychodzić za mąż, co
spędzało sen z powiek jej ministrom, którzy przecież w królewskim małżonku
widzieli jedyną szansę na przedłużenie dynastii. Nikt nie był głupi i każdy
zdawał sobie sprawę z tego, że wraz ze śmiercią Elżbiety, ród Tudorów odejdzie
w zapomnienie. Cóż z tego, że królowa pozbywała się swoich konkurentów do
korony, jak chociażby Marii I Stuart (1542-1587), którą najpierw przez wiele
lat więziła, a potem ostatecznie skazała na śmierć. Egzekucja Marii Stuart była
jedynie przesunięciem w czasie panowania Stuartów w Anglii. Po śmierci Elżbiety
na angielskim tronie zasiadł Jakub I Stuart (1566-1625), który był owocem
związku Marii i Henryka Stuarta, lorda Darnley (1545-1567). Można zatem
stwierdzić, że Elżbieta była klasyczną egoistką dbającą jedynie o samą siebie i
o to, co wydarzy się za jej panowania. Nie myślała o obrazie Anglii, kiedy jej
już nie będzie na świecie. Ona nie chciała mieć konkurentów za życia, natomiast
sytuacja w kraju po jej śmierci zupełnie jej nie obchodziła.
Tak jak królowa nie chciała z nikim dzielić się koroną, tak
też nie wyobrażała sobie sytuacji, w której jej najważniejszy ulubieniec mógłby
poślubić inną kobietę. Spójrzmy zatem na romans Elżbiety I Tudor z jej
wieloletnim faworytem Robertem Dudleyem, 1. hrabią Leicester (1532-1588). W tym
przypadku królowa zachowywała się niczym przysłowiowy pies ogrodnika. Ze
względów politycznych sama go nie chciała jako męża, ale też nie pozwoliła mu
się ożenić i spłodzić potomstwo, którego bardzo pragnął. Owszem, monarchini
zdawała sobie sprawę z tego, że Robert ją zdradza, lecz dopóki nie było mowy o
poślubieniu przez niego którejś z kochanek, Elżbieta przechodziła nad tymi
zdradami do porządku dziennego. Jedyną karą, jaką stosowała wobec hrabiego,
było kilka dni dąsów i poniżania go przed dworzanami. A potem Robert Dudley
wracał do królowej z podkulonym ogonem i błagał o wybaczenie, zapewniając, że
jest ona dla niego jedyną miłością. I tak cały ten teatr trwał przez długie
lata. Z drugiej strony jednak można odnieść wrażenie, że Elżbieta i Robert byli
od siebie nawzajem uzależnieni psychicznie. Taki związek jest dużo trwalszy,
niż ten, który opiera się na fizycznym pożądaniu. Zauroczenie czy chęć uprawiania
seksu z drugą osobą mogą szybko minąć, natomiast pragnienie ciągłego
przebywania w towarzystwie człowieka, od którego uzależniliśmy się psychicznie,
nie tak łatwo w sobie zagłuszyć albo zupełnie się go pozbyć. Możliwe też, że
związek Dudleya i królowej nigdy nie wyszedł poza ramy platonicznego, a oni
nigdy nie dzielili łoża. Tak naprawdę do dziś nie wiadomo, jakie relacje ich
łączyły, a wszystko, o czym obecnie czytamy na ten temat oparte jest na
domysłach i przypuszczeniach. Nie można bowiem jednoznacznie określić charakteru
ich związku.
Obraz, na którym widać tańczącą Elżbietę I Tudor z hrabią Robertem Dudleyem. Obraz został namalowany około 1580 roku. autor: prawdopodobnie Marcus Gheeraerts Młodszy (1520-1590) |
Na pewno Elżbieta była zazdrosna o swojego faworyta, zaś jej
zazdrość sięgnęła zenitu w chwili, kiedy dowiedziała się, że ten w 1578 roku
ożenił się z jej kuzynką Letycją Knollys, hrabiną Essex (1543-1634). Hrabina
natychmiast została usunięta z dworu i z dnia na dzień przestała być damą dworu
królowej. Robert również boleśnie odczuł swoją zdradę, ale w jego przypadku
gniew Elżbiety nie trwał długo, ponieważ monarchini miała do Dudleya słabość, a
to z kolei oznaczało, że była w stanie wybaczyć mu naprawdę wszystko. W innym
razie Robert zapewne trafiłby do Tower, a potem został ścięty. Elżbieta mogła
przecież postąpić z nim tak samo, jak robił to jej ojciec ze swymi żonami. Przecież
po wielu latach nie miała problemu ze skazaniem na śmierć Roberta Devereux, 2. hrabiego
Essex (1565-1601), który również był jej ulubionym faworytem, a królowa
pozwalała mu na naprawdę bardzo wiele wobec swojej osoby. Kiedy jednak Robert
Devereux ożenił się, a potem wystąpił przeciwko polityce Elżbiety, ta możliwe,
że z bólem serca, ale jednak podpisała na niego wyrok śmierci. Trzeba pamiętać,
że Robert Devereux był synem znienawidzonej przez monarchinię Letycji Knollys,
więc Elżbieta miała tutaj dogodną okazję do tego, aby wreszcie dotkliwie
zemścić się na swojej rywalce do serca Roberta Dudleya, który de facto
już wtedy nie żył od wielu lat. Królowa na pewno zdawała sobie sprawę z tego,
że śmierć pierworodnego syna doprowadzi Letycję do rozpaczy i choć przez chwilę
będzie ona czuć to samo, co Elżbieta odczuwała w momencie, gdy na rzecz kuzynki
utraciła na zawsze ukochanego Roberta Dudleya, bowiem od czasu ślubu hrabiego
jego związek z monarchinią nie był już taki sam jak przedtem. Owszem, Robert
nadal był na każde zawołanie Elżbiety, lecz między nimi wciąż stała Letycja,
którą ten bardzo kochał, wbrew temu, o czym szeptali ludzie na londyńskich ulicach.
Sir Francis Walsingham (1532-1590) W latach 1573-1590 był jednym z najważniejszych polityków Elżbiety I Tudor. Portret powstał w 1585 roku. autor: John de Critz Młodszy (ok. 1552-1642) |
Pisząc o Elżbiecie I Tudor nie sposób pominąć w jej biografii
Roberta Dudleya, który przecież stanowi nieodłączny element życiorysu
angielskiej królowej. W związku z tym pisarze decydując się na beletryzowanie
dziejów Elżbiety, w centrum historycznych wydarzeń stawiają również hrabiego
Leicester. Tak też zrobiła Magdalena Niedźwiedzka tworząc Królewską
heretyczkę. Prawdę powiedziawszy fabuła książki opiera się przede wszystkim
na romansie Dudleya i Elżbiety, natomiast polityka znajduje się gdzieś w tle.
Czytelnik odnosi bowiem wrażenie, że wszelkimi kwestiami politycznymi zajmują
się ministrowie królowej, zaś ona sama jedynie histeryzuje i krzyczy, aż w
końcu mdleje i trzeba wzywać medyków, aby ci ratowali zdrowie, a może i nawet
życie monarchini. Czy tak było w istocie? Na pewno Elżbieta I Tudor była
kobietą, która swój charakter odziedziczyła po ojcu. A jak pamiętamy z historii
Henryk VIII Tudor często tracił nad sobą panowanie, a wtedy dopuszczał się
najbrutalniejszych czynów i podpisywał wyroki śmierci bez zastanowienia. Były
przypadki, że potem tego żałował, ale nie mógł już nic zrobić, bo wszak
odciętej głowy przyszyć się nie da. Pod koniec życia cierpiał na swego rodzaju
obsesję, która objawiała się panicznym strachem o własne życie. Wszędzie widział
zagrożenie i wciąż myślał, że jakiś zamachowiec czeka tylko na to, aby go
zabić. Taki stan rzeczy doskonale wykorzystywali jego doradcy, którzy przecież
upatrywali w pogarszającym się stanie zdrowia króla – psychicznym i fizycznym –
korzyści dla samych siebie.
Przejdźmy jednak do powieści. Akcja Królewskiej heretyczki
rozpoczyna się w momencie śmierci żony Roberta Dudleya – Amy Robsart (1532-1560).
Mamy zatem początek września 1560 roku. Na dwór Elżbiety I Tudor dociera wieść,
iż w wiejskiej posiadłości Roberta Dudleya służba – u podnóża stromych schodów
– odnalazła martwe ciało jego młodej żony, która spadając skręciła sobie kark.
Pojawiają się różne hipotezy. Jedni uważają, że było to samobójstwo, inni twierdzą,
że nieszczęśliwy wypadek, ale są też i tacy, którzy nie wahają się powiedzieć
wprost o z góry przemyślanym i zaplanowanym morderstwie. Oczywiście podejrzenie
o ewentualne dokonanie zbrodni pada na Roberta Dudleya, natomiast rykoszetem
dostaje się także Elżbiecie. Co zatem w tej sytuacji robi królowa? Otóż
podejmuje decyzję, że najlepiej będzie, jeśli odsunie od siebie na jakiś czas
swojego faworyta. Przecież pierwsza osoba w państwie musi być poza wszelkimi
podejrzeniami. Nie oznacza to jednak, że królowa nie pragnie poznać prawdy. Z kolei hrabia Leicester jakoś niespecjalnie bierze sobie do
serca śmierć żony. Czyżby faktycznie miał z nią coś wspólnego? Czy rzeczywiście
zlecił komuś zabójstwo Amy Robsart? Przecież byłoby to doskonałe rozwiązanie,
jeśli wziąć pod uwagę sytuację, w jakiej egzystuje Dudley u boku Elżbiety.
Teraz już nic nie może przeszkodzić mu w poślubieniu królowej i zostaniu królem
Anglii.
William Cecil, 1. baron Burghley (1520-1598) Najpierw kanclerz i doradca Elżbiety I Tudor, a od 1572 roku Wielki Skarbnik. Portret powstał w 1585 roku. autor: prawdopodobnie Marcus Gheeraerts Młodszy |
Tymczasem gdzieś w Londynie żyje sobie niejaki James Burbage (1531-1597),
którego największym marzeniem jest stworzyć prawdziwy teatr, aby tym samym
występować na dworze przed obliczem królowej. Na razie jednak może jedynie
poszczycić się prowadzeniem zwykłej trupy teatralnej, której celem jest
jeżdżenie to tu, to tam z rozmaitymi sztukami, będącymi na lepszym lub gorszym
poziomie. Pewnego dnia do teatralnego zespołu Jamesa dołącza młody Philip
Sierota. Z tego, co wiadomo, chłopak ma nieciekawą przeszłość. Jako dziecko
stracił rodziców w dramatycznych okolicznościach, a potem został zabrany do
Włoch, gdzie trafił pod opiekę pewnego jezuity. Teraz Philip wrócił do Anglii i
– jak twierdzi – pragnie zostać aktorem, a jeśli będzie miał szczęście, to
nawet zrobi karierę jako znany dramatopisarz. Po jakimś czasie Philip wkrada
się w łaski Roberta Dudleya, a potem samej królowej. Chłopak stara się
oczarować monarchinię, a ponieważ – jak wiadomo – Elżbieta nie stroni od
pięknych i przystojnych młodzieńców, Sierota wcale nie musi się za bardzo
starać, aby zdobyć zaufanie królowej. Pytanie tylko, czy jego intencje są
szczere, czy może kryje się za nimi coś niebezpiecznego, co sprawi, że życie
królowej będzie zagrożone. Na tym etapie trudno jest to stwierdzić. Prawdą jest
natomiast, że Philip jest zauroczony Elżbietą i zaczyna pisać sztukę, której
główną bohaterką ma być sama królowa.
I tak oto obok siebie toczą się losy bohaterów historycznych
i fikcyjnych. Splatają się wątki, a na ich zakończenie trzeba będzie jeszcze
poczekać, ponieważ książka jest dość sporych rozmiarów i nie tak szybko
czytelnik dowie się, co takiego stało się szczególnie z postaciami wykreowanymi
na potrzeby powieści. Jeśli chodzi o linię fabularną opartą na historii, to
tutaj raczej nie należy spodziewać się niczego zaskakującego. Można jedynie
zastanawiać się, jaką drogę wybrała Autorka i na czym tak naprawdę oparła
fabułę Królewskiej heretyczki: czy są to twarde fakty, które podają nam
historycy, czy może uliczne plotki, które nie mają potwierdzenia w historii, a
są jedynie domysłami i przypuszczeniami. Na pewno książkę czyta się dobrze, a
to z uwagi na płynność językową. Z drugiej strony jednak losy Elżbiety I Tudor
są tak bardzo uwspółcześnione, że nawet doskonałe opisy ówczesnego Londynu nie
są w stanie sprawić, iż czytelnik przeniesie się w czasie i poczuje tamtą
szesnastowieczną londyńską atmosferę. W usta bohaterów włożone są słowa,
których zapewne żadna z postaci występujących w książce nigdy by nie użyła, ponieważ
ludzie żyjący w XVI wieku nie znali tego rodzaju słownictwa. To nieco burzy
klimat powieści i czasami wygląda po prostu śmiesznie.
Sama królowa Elżbieta I Tudor opisana jest tutaj nie tyle
jako monarchini, lecz jako kobieta, która kieruje się jedynie emocjami w
podejmowaniu decyzji, zaś nie rozsądkiem. Jest bowiem „tylko kobietą”, a to
sprawia, że jest przytłoczona przez swoich doradców. To oni zajmują się
polityką i to oni wciąż cioszą Elżbiecie kołki na głowie, aby ta wreszcie
wybrała sobie męża, bo wszak potomek jest najważniejszy. Oczywiście w miarę
upływu czasu pojawiają się kolejni kandydaci do ręki monarchini, ale Elżbieta
wie swoje i gra we własną grę, którą ułożyła sobie jeszcze w dzieciństwie. Wygląda
na to, że królowa w rękach ministrów jest zwykłą marionetką. Niestety, takie
pokazanie monarchini zupełnie do mnie nie przemówiło. O ile zgadzam się z próbą
pokazania wybuchowej i rozhisteryzowanej królowej, to nie kupuję Elżbiety jako
monarchini praktycznie całkiem odsuniętej od polityki państwa. Tak nie było.
Elżbieta miała naprawdę sporo do powiedzenia na temat rządzenia własnym krajem.
Nie bez powodu historia nadała jej przydomek „Wielka”. Z fabuły powieści
ewidentnie wynika, jakoby Elżbietę I Tudor interesowały wyłącznie jej uczucia
do Dudleya, jego ewentualne zdrady i to, co on do niej czuje oraz cała rzesza innych faworytów. Mało tego. Obraz
królowej pokazany na kartach Królewskiej heretyczki to obraz mało
wiarygodny, ponieważ z jednej strony zbyt współczesny, natomiast z drugiej
skoncentrowany na monarchini jako na kobiecie, która wciąż pragnie adoracji ze
strony mężczyzn. A przecież trzeba pamiętać, że ona była przede wszystkim
królową! W tamtym okresie przy sprawowaniu władzy płeć miała ogromne
znaczenie, dlatego sama Elżbieta musiała stale udowadniać otaczającym ją
mężczyznom, że nie przez przypadek została królową Anglii.
Elżbieta I Tudor przyjmuje ambasadorów niderlandzkich. Obraz został namalowany w 1560 roku przez Levinę Teerlinc (ok. 1520-1576). |
Nie podobało mi się również to, w jaki sposób Magdalena
Niedźwiedzka przedstawiła Letycję Knollys, hrabinę Essex. O ile Elżbieta – z
wiadomych powodów – mogła myśleć i mówić o swojej kuzynce jak najgorzej, o tyle
prawda wyglądała zupełnie inaczej. Letycja nie była pospolitą dziewką, która
podstępem zdobyła Dudleya, dopuszczając się w tym celu najohydniejszych czynów.
Ona była hrabiną i nawet, jeśli pierwsza zwróciła uwagę na hrabiego, to prawda
była taka, iż to Dudley zrobił ten decydujący krok, ponieważ naprawdę zakochał
się w Letycji! Niestety, smutne, że Autorka wątek romansu Letycji Knollys i
Roberta Dudleya oparła na ulicznych plotkach. To zwykli londyńczycy opowiadali,
że małżeństwo hrabiny Essex i hrabiego Leicester zostało zawarte z przymusu.
Tak nie było. Ci dwoje naprawdę się kochali, choć była to miłość bardzo trudna,
ponieważ Elżbieta stale była obecna w ich związku, i aby zemścić się na
kuzynce, wciąż pod jakimś pretekstem wzywała Dudleya na dwór albo wysyłała go
za granicę, żeby tylko maksymalnie ograniczyć mu kontakty z żoną. Lecz mimo to
miłość Letycji i Roberta nie słabła.
Po przeczytaniu książki nie mogłam też zrozumieć, dlaczego
Autorka wprowadziła postacie stricte fikcyjne, skoro one tak naprawdę
nie ogrywają w tej książce żadnej szczególnej roli. Odniosłam wrażenie, że
Philip Sierota męczy się na kartach powieści i sam nie wie, co ma dalej począć
ze swoim życiem. Niby jego rola została już na samym początku zaznaczona i
zapowiadała się naprawdę interesująco, to jednak potem jakoś tak niefortunnie
straciła na znaczeniu, że chyba nawet sama Autorka nie miała już pomysłu, jak
dalej pokierować losami tego bohatera, więc wybrała najprostsze rozwiązanie,
którego nie będę zdradzać, żeby nie spoilerować. W jakim celu został też
wpleciony element teatru, skoro nic szczególnego nie wyniknęło z tego wątku?
Może chodziło tutaj o to, żeby powieść była grubsza? Trudno jest mi to
jednoznacznie stwierdzić. Oczywiście nie mam nic przeciwko wprowadzaniu do
powieści historycznych elementów fikcji, ale jeśli autor decyduje się już na
taki manewr, to musi pamiętać, że ci wymyśleni bohaterowie powinni odegrać w
książce naprawdę istotną rolę. W tym przypadku tak się nie stało. I choć
zapowiadało się dobrze, to jednak w miarę postępowania akcji, postacie te
gubiły się gdzieś w tłumie, aż w końcu przestały mieć jakiekolwiek znaczenie,
jeśli chodzi o osobę Elżbiety I Tudor, bo to przecież z jej powodu znalazły się
w fabule.
Na pierwszym planie widać Elżbietę I Tudor, natomiast w tle Roberta Dudleya flirtującego z Letycją Knollys. Obraz najprawdopodobniej został namalowany w 1585 roku. autor: Marcus Gheeraerts Młodszy |
I jeszcze jedna rzecz. Kiedy zaczęłam czytać Królewską
heretyczkę, naszła mnie myśl, że przecież gdzieś już coś takiego czytałam.
Po zastanowieniu przypomniałam sobie, że przecież swego czasu Christopher W.
Gortner zaproponował swoim czytelnikom bardzo podobną historię w trzech tomach
(przyp. Sekret Tudorów. Kroniki nadwornego szpiega Elżbiety I, Spisek
Tudorów, Potomek Tudorów). U Gortnera również pojawia się pewien
sierota związany z Dudleyami, który także trafia na dwór Elżbiety, lecz jeszcze
nie królowej, ale księżniczki. Niemniej, pomysł amerykańskiego pisarza jest
znacznie lepszy, niż Magdaleny Niedźwiedzkiej. Poza tym historia zaproponowana
przez Christophera Gortnera jest bardziej dynamiczna i trzymająca w napięciu,
co sprawia, że jego trylogia to naprawdę opowieść szpiegowsko-przygodowa. W
przypadku Królewskiej heretyczki zabrakło mi dynamizmu i próby
wciągnięcia czytelnika w akcję już od pierwszej strony. Możliwe, że tę powieść
odebrałam w ten sposób, ponieważ zbyt dużo wiem na temat Tudorów. Potrafię
oddzielić fakty od mitów i nie podoba mi się, kiedy autor przy kreowaniu fabuły
posługuje się plotkami zamiast oprzeć historię na twardych dowodach, nawet
jeśli jest to beletrystyka, a nie literatura faktu. Jeśli chodzi o Tudorów, to
wiarygodnych materiałów źródłowych jest naprawdę sporo i można z nich wybrać
bardzo ciekawe wydarzenia, które wplecione w fabułę podniosłyby tylko walor
książki.
Abstrahując jednak od mojej opinii, mam nadzieję, że Królewska
heretyczka spodoba się amerykańskim czytelnikom, którzy będą mogli ją
przeczytać już wiosną tego roku, i może będą mniej wymagający ode mnie. Życzę
tej książce jak najlepiej, pomimo że mnie rozczarowała. Z życiem Elżbiety I Tudor związanych jest tak wiele interesujących wydarzeń – szczególnie tych politycznych – mających miejsce w
latach 1560-1578, które można było z powodzeniem wykorzystać, a nie wciąż kręcić się wokół tego samego tematu: romansu Elżbiety i Roberta oraz ciągłego szukania królowej męża. Niestety, Autorka
tego nie zrobiła. Zamiast tego wprowadziła fikcyjnych bohaterów, którzy – moim zdaniem – nie
wnieśli do książki niczego ważnego, a jedynie powiększyli jej objętość, zabierając tym samym szansę do szerszego ukazania faktów historycznych.
Jeśli ktoś chciałby bliżej poznać fakty na temat miłosnego trójkąta (Elżbieta – Robert – Letycja), to odsyłam do moich dwóch tekstów: tutaj i tutaj.
o ja jestem tu peirwszy raz akurat post o osobie ktora chce blziej pzonac i dostalam te okazje, w ogole ta ksiazka musze ja sobie zapisac. niezly psot. narpawde :) pozdrawiam!: )
OdpowiedzUsuńŚwietny post - ja z Tudorami jestem na bakier (znam tylko podstawowe fakty), więc tym bardziej z przyjemnością przeczytałam Twój post.
OdpowiedzUsuńDzięki!
Elżbieta I wydaje się być najfajniejszą a na pewno najbardziej wpływową władczynią w historii Anglii. A była jedną z córek wychowywanych przez ojca- druga zeszła na psy i została Krwawą Mary :) Ta wniosła wiele pozytywnych zmian.
OdpowiedzUsuńI tutaj się z Tobą nie zgodzę. Elżbieta I Tudor nie była wychowywana przez ojca. Henryk VIII ją odtrącił po egzekucji Anny Boleyn, ponieważ uważał, że Elżbieta nie jest jego córką, a "pomiotem samego diabła". To właśnie m.in. dlatego Anna Boleyn została ścięta. Henryk i jego doradcy oskarżyli ją o kazirodztwo, zdradę króla i tym samym zdradę stanu, oraz o konszachty z diabłem. Elżbieta była przez bardzo długi czas wychowywana przez swoje opiekunki. To one o nią dbały. To odrzucenie i zaniedbanie (również materialne) przez ojca poważnie wpłynęło na jej psychikę. Jeszcze w dorosłym życiu wracała myślami do lat dzieciństwa, ponieważ miała traumę. Zgadzam się natomiast z tym, że wprowadziła szereg reform. A co do Marii I Tudor, to ona nie tyle zeszła na psy, co po prostu popadła w fanatyzm religijny, który odziedziczyła po swojej hiszpańskiej matce - Katarzynie Aragońskiej. Oj, coś mi się wydaje, że chyba nie przeczytałaś uważnie mojego tekstu, ani tych, które polecam pod recenzją książki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPoprawiłam, bo chciałam napisać "bez ojca" a napisałam "przez" :)
OdpowiedzUsuńTo teraz już wszystko jasne. Dziękuję za odwiedziny. :-)
OdpowiedzUsuń