wtorek, 29 marca 2016

Barbara Wood – „Przeklnij ten dom”












Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Katowice 2007
Tytuł oryginału: Curse This House
Przekład: Anna Pajek





Motyw starych i tajemniczych domów bardzo często wykorzystywany jest w beletrystyce, szczególnie historycznej. Autorzy, którzy sięgają po ten wątek zazwyczaj tworzą kilkupokoleniowe sagi rodzinne, w których poszczególni członkowie rodu zostali dotknięci jakąś niczym niewytłumaczalną klątwą, co powoduje, że albo nie dożywają starości i niepodziewanie tracą życie w dramatycznych okolicznościach, albo zapadają na dziwaczne choroby, których nie da się wyleczyć, choćby nawet lekarze stosowali najnowocześniejsze – na dany okres czasu – metody leczenia. Nierzadko zdarza się też, że senior rodu dokładnie wie, skąd tak naprawdę wzięła się rzeczona klątwa, lecz złożona wiele lat wcześniej przysięga nie pozwala mu wyznać prawdy. I tak oto autor tworzy zawiłą fabułę, aby coraz bardziej wciągać w nią czytelnika. Dopiero na samym końcu pisarz zdradza, co tak naprawdę się stało i dlaczego przez wiele pokoleń rodzina żyjąca na kartach jego książki musiała zmagać się z tym czy innym zagadkowym problemem. Zazwyczaj taka historia kończy się szczęśliwie, ale zanim to nastąpi musi minąć sporo czasu, zaś galeria postaci zostaje zredukowana do minimum i zostają tylko ci, którym udało się pokonać przeznaczenie.

Nie wiem, na ile w Polsce znana jest Barbara Wood, szczególnie grupie młodych czytelników. Wydaje mi się jednak, że Autorka popularnością cieszy się raczej wśród starszego pokolenia czytelniczek. Dla przypomnienia wspomnę, że Pisarka na świat przyszła w 1947 roku w Warrington w Anglii (niedaleko Liverpoolu). Razem z rodzicami i starszym bratem wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Dorastała w Kalifornii Południowej (Los Angeles), gdzie uczęszczała do szkoły. Po skończeniu szkoły średniej, Barbara podjęła naukę na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara, ucząc się tam chirurgii, lecz po jakimś czasie przerwała studia. Wtedy też często zmieniała pracę, aż w końcu udało jej się sprzedać wydawcy swoją pierwszą powieść. Było to w 1976 roku. Dotychczas spod jej pióra wyszło kilkadziesiąt książek, w tym również te pisane pod pseudonimem Kathryn Harvey. Barbara Wood znajduje się na liście najlepiej zarabiających pisarzy na arenie międzynarodowej, zaś jej powieści przetłumaczono na ponad trzydzieści języków. Na kartach swoich książek Autorka przenosi czytelnika w naprawdę egzotyczne miejsca, które wcześniej są przez nią skrupulatnie badane celem zapewnienia odbiorcom poczucia prawdziwej kultury i historii związanych z opisywanymi miejscami, co jest oczywiście niezbędne przy kreowaniu fabuły. Generalnie w centrum każdej historii występuje silna i niezależna kobieta.  

Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 1999
tłum. Anna Pajek
Przeklnij ten dom to książka, która po raz pierwszy ukazała się na rynku wydawniczym w 1978 roku. Barbara Wood przenosi w niej czytelnika do wiktoriańskiej Anglii. Jest połowa XIX wieku, a dokładnie rok 1857. W Londynie umiera Jennifer Pemberton. Okazuje się, że tuż przed śmiercią kobieta otrzymała list od ciotki Sylvii, w którym ta zapraszała ją do posiadłości Pemberton Hurst, którą Jenny wraz z pięcioletnią wówczas córeczką opuściła wiele lat temu. Po śmierci matki Leyla odnajduje list i postanawia – zamiast Jenny – odwiedzić nieznaną jej rodzinę. Dziewczyna praktycznie nie pamięta, jakie życie wiodły z matką w Pemberton Hurst. Powiedziano jej natomiast, że ojciec i starszy braciszek zmarli. Z kolei w Londynie Leyla wraz z matką prowadziły bardzo ubogie życie. Jennifer robiła wszystko, aby tylko nie przymierały głodem. Pracowała w najbardziej obskurnych miejscach. Dlaczego zatem nie mogły liczyć na rodzinę z Pemberton Hurst? Przecież Pembertonowie nigdy nie narzekali na brak pieniędzy. Byli i są właścicielami fabryk bawełny, więc bieda naprawdę nie jest w stanie im zagrozić. Czyżby wszystkiemu winne były okoliczności śmierci Roberta Pembertona?

Kiedy w końcu Leyla przybywa do Pemberton Hurst – posiadłości pochodzącej jeszcze z czasów Elżbiety I Tudor (1533-1603) – członkowie rodziny są niesamowicie zaskoczeni jej wizytą. Zachowują się wręcz tak, jakby właśnie zobaczyli ducha. Niektórzy mylą ją nawet ze zmarłą Jennifer. Wydaje się, że tylko Colin Pemberton nie przywiązuje zbyt dużej wagi do niespodziewanych odwiedzin kuzynki. Prawdę powiedziawszy Colin traktowany jest w domu jak dziwak, z którym nie warto rozmawiać. Urodą znacznie odbiega od pozostałych męskich członków rodu. Charakter też ma zupełnie inny. Jest otwarty i nikogo nie udaje. Stara się mówić i robić to, co akurat przyjdzie mu na myśl. Kim zatem jest ów Colin? Dlaczego Leyli wydano surowy zakaz rozmowy z kuzynem? Czyżby ten wiedział więcej, niż pozostali członkowie rodziny chcą jej zdradzić? Jakie mroczne tajemnice kładą się cieniem na Pemberton Hurst?  

Bardzo szybko okazuje się, że nad Pembertonami od dziesiątek lat ciąży klątwa, która zwyczajnie ich zabija. Jedni tracą zmysły i w konsekwencji umierają, zaś inni również na skutek problemów psychicznych mordują. W związku z tym uznano, że na obecnym pokoleniu zakończy się linia rodu Pembertonów i nikt już więcej nie założy rodziny i nie spłodzi potomstwa. Kuzynostwo Leyli uparcie stosuje się do tej zasady, ponieważ nie chce przekazywać następnym pokoleniom tragicznej klątwy, i tym samym doprowadzać do kolejnych rodzinnych dramatów. Nie można jednak powiedzieć, że młodzi są z tego powodu zadowoleni. Pomimo że żyją w bogactwie, to jednak nie są szczęśliwi, bo nigdy nie będzie im dane zaznać prawdziwej miłości.

Jedno z wydań amerykańskich
Wydawnictwo: TURNER
Nowy Jork 2012
Obecnie na czele rodu stoi Abigail Pemberton, przed którą nic się nie ukryje. Ta stara kobieta wie dosłownie o wszystkim, co ma jakikolwiek związek z mieszkańcami posiadłości. Wobec swojej wnuczki Leyli nie jest bynajmniej przyjaźnie nastawiona. Domaga się wręcz, aby ta natychmiast opuściła jej dom. Mało tego. Kobieta zarzuca dziewczynie, że ta przybyła do posiadłości tylko po to, aby domagać się spadku po nieżyjącym od dwudziestu lat ojcu. I tak oto krok po kroku Leyla zaczyna odkrywać mroczną rodzinną tajemnicę, co może okazać się dla niej naprawdę niebezpieczne. Czy zatem Leyli uda się uniknąć klątwy Pembertonów? Czy zdoła ocalić głowę i nie podzielić losu swoich przodków? Czy rzeczona klątwa faktycznie istnieje, czy może ktoś ją sobie wymyślił dla własnych celów? Jaki w tym wszystkim jest udział Colina Pembertona, który od samego początku, jak gdyby nie wpisuje się w tło Pemberton Hurst?

Czy współcześni autorzy potrafią pisać powieści wiktoriańskie? Na pewno takim książkom wiele brakuje do tych, które tworzyli pisarze żyjący w XIX wieku i na co dzień obcujący z ówczesnymi realiami. Opisywane przez nich historie z całą pewnością są wiarygodniejsze i znacznie lepiej oddają specyfikę tamtych czasów. Nie można jednak zabronić współczesnym autorom sięgania po tego rodzaju wątki, bo to tak, jakby w ogóle zakazać pisania powieści historycznych. Barbara Wood stworzyła natomiast całkiem przyjemną powieść w wiktoriańskim klimacie, dołączając do tego jeszcze wątek kryminalny. Podobne książki swego czasu pisała Eleanor Hibbert (1906-1993), która w Polsce znana jest przede wszystkim jako Victoria Holt.

Akcja powieści biegnie dość szybko, a nasza główna bohaterka z dnia na dzień odkrywa coś nowego. Trzeba przyznać, że nie poddaje się tak łatwo i nie słucha podszeptów rodziny, która każe jej wyjechać z Pemberton Hurst. Leyla pragnie poznać okoliczności śmierci ojca i brata, bo czuje, że rodzina nie mówi jej prawdy. Poza tym niemalże wszyscy obawiają się, iż pewnego dnia dziewczyna przypomni sobie co tak naprawdę wydarzyło się w zagajniku, gdzie odnaleziono ciała Roberta i Thomasa. Dlaczego w takim razie Pembertonowie tak bardzo boją się ujawnienia prawdy? Co też stało się w zagajniku dwadzieścia lat temu, że na samą myśl o tym miejscu oblewa ich zimny pot?

Przeklnij ten dom to także delikatny romans, który rozwija się tak, jak przystało na czasy wiktoriańskie. Nie ma tutaj gwałtownych wybuchów uczuć i namiętności, natomiast miłość rodzi się bardzo powoli i w sekrecie. Myślę, że osoby, które lubią powieści utrzymane w dziewiętnastowiecznym angielskim klimacie mogą czuć się zadowolone po przeczytaniu tej lektury. Mnie książka bardzo się podobała, ale może dlatego, że generalnie cenię sobie pisarzy starszego pokolenia, dlatego też niemalże zawsze przemawiają do mnie powieści tworzone w ubiegłych dekadach. Natomiast do nowości podchodzę bardzo ostrożnie.







piątek, 25 marca 2016

Agatha Christie – „A.B.C.”













Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
Wrocław 2015
Tytuł oryginału: The ABC Murders
Przekład: Wanda Dehnel





Każdy seryjny morderca zazwyczaj działa według pewnego klucza, który sam ustala. Oczywiście policja prędzej czy później domyśli się czym tak naprawdę kieruje się bandyta, dobierając sobie kolejne ofiary. Czasami są to osoby noszące to samo imię czy będące tej samej płci. Innym razem może chodzić o identyczny kolor włosów, bądź też podobny wiek. Zdarza się również, że zabójca bawi się z organami ścigania w kotka i myszkę i na miejscu zbrodni pozostawia jakiś szczególny ślad, co może być wskazówką prowadzącą do rozwikłania tajemnicy popełnianych przez niego morderstw. Może być także na tyle bezczelny, iż przed dokonaniem każdej zbrodni informuje określonego stróża prawa o swoim makabrycznym planie. Zabójca ma bowiem w tym swój cel. Bo przecież nic nie dzieje się bez powodu. Otóż, z jednej strony chce mocno zirytować tego, kto już niedługo będzie podążał jego śladem, natomiast z drugiej pragnie udowodnić nieudolność odnośnie do wykonywanej przez takiego policjanta pracy. Jest to zatem z góry zaplanowane działanie psychologiczne i wtedy konieczne jest, aby do akcji wkroczył policyjny psycholog lub nawet jakiś psychiatra, żeby można było bezbłędnie nakreślić psychologiczny portret takiego przestępcy.

W czerwcu 1935 roku do Anglii przybywa kapitan Arthur Hastings. W Ameryce Południowej prowadzi ranczo, zaś do Europy sprowadzają go interesy, które musi załatwić. Jego pobyt w Anglii ma trwać pół roku. Oczywiście Arthur Hastings ma tutaj przyjaciela, którym jest osławiony już detektyw Herkules Poirot. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć kim jest detektyw, ponieważ mężczyzna od bardzo dawna cieszy się sławą, a z jego pomocy przy rozwiązywaniu rozmaitych zagadek kryminalnych korzysta sam Scotland Yard. Tym razem okazuje się, że nasz detektyw ma naprawdę bardzo trudny orzech do zgryzienia. Otóż całkiem niedawno otrzymał tajemniczy list, którego autor podpisał się inicjałami A.B.C. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ta w gruncie rzeczy anonimowa depesza stanowi informację o rychłym dokonaniu morderstwa. A może to jednak nie będzie morderstwo? Może w Andover tak naprawdę nie stanie się nic złego?

Herkules Poirot jest jednak – z racji swojej profesji – bardzo mocno przeczulony na punkcie morderstw. Niemniej tajemniczy list może okazać się żartem jakiegoś dowcipnisia, który pewnego dnia stwierdził, że właśnie w ten sposób pobawi się z detektywem i udowodni mu, iż nie jest on tak skuteczny, jak wszyscy mówią. Oczywiście Herkules pokazuje list swojemu przyjacielowi Arthurowi i wspólnie zaczynają zastanawiać się o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Oby to tylko nie było kolejne makabryczne morderstwo!

Wydanie z 2014 roku
Niestety, gdy wreszcie nadchodzi dzień, który dokładnie został wyznaczony w liście przez anonimowego nadawcę, okazuje się, że w Andover z rąk jakiegoś psychopaty życie traci poczciwa starsza pani – Alice Ascher. Kobieta prowadziła niewielki sklepik z artykułami tytoniowymi i nikt tak naprawdę nie pojmuje, dlaczego ktoś mógł chcieć ją zamordować. Skoro tylko martwe ciało Alice Ascher zostaje odnalezione, sprawą zaczyna zajmować się policja. Pierwsze podejrzenia padają na męża pani Ascher, z którym nieboszczka nie żyła w zgodzie od lat. Pytanie tylko, czy to na pewno Franz Ascher stoi za zabójstwem żony? Po co niby miałby to robić? Dla przejęcia majątku? Przecież jedyne, co go interesuje to alkohol. Niemniej policja wydaje się być pewna co do słuszności swoich podejrzeń. I zapewne cała ta sprawa zakończyłaby się bardzo szybko, a złoczyńca trafił za kratki lub na szubienicę, gdyby nie… kolejny list do Herkulesa Poirot. Teraz miejscem akcji ma być Bexhill…

Tym razem Agatha Christie narratorem uczyniła jednego z bohaterów, a jest nim Arthur Hastings, który z perspektywy czasu relacjonuje czytelnikowi wydarzenia, w których brał udział i pomagał w rozwikłaniu tajemniczych morderstw dokonywanych przez kogoś, kto bardzo nie lubił jego przyjaciela Herkulesa. Jest też narrator trzecioosobowy, lecz ten opowiada historię innego bohatera, który na pozór nie ma związku z rozgrywającymi się zdarzeniami. Wygląda bowiem na to, że fala zbrodni dokonywanych według swego rodzaju klucza jest wymierzona bezpośrednio w detektywa, aby udowodnić, że jego umiejętności wcale nie stoją na tak wysokim poziomie, jak wszyscy twierdzą. Czy psychopata ma rację? Czy Herkules Poirot stracił swoją moc i zdolność logicznego myślenia? Czy morderca będzie w stanie udowodnić detektywowi nieudolność? Trzeba dodać, że bardzo szybko okazuje się, iż morderstwo w Bexhill nie jest ostatnie. Co ciekawe, zabójca na miejscu każdej zbrodni pozostawia rozkład jazdy pociągów o nazwie ABC, co oczywiście stanowi pewną wskazówkę dla policji i samego detektywa.

Interesujące jest też to, że rozmawiając z członkami rodzin ofiar oraz z ich przyjaciółmi, Herkules Poirot stwierdza, iż w każdym z tych przypadków co najmniej jedna osoba mogła mieć motyw, aby zabić. Z kolei sam A.B.C. też w końcu daje ponieść się emocjom i popełnia błąd. Bardzo ciekawym i dość mylącym dla czytelnika zabiegiem jest wprowadzenie przez Agathę Christie opowieści o panu nazwiskiem Alexander Bonaparte Cust. Jest to starszy, niezbyt rozgarnięty mężczyzna, który trudni się sprzedażą pończoch. Podczas drugiej wojny światowej został ranny w głowę, co przyczyniło się do jego upośledzenia umysłowego, a także wywołało chorobę o podłożu neurologicznym. Z kolei szaleniec, który morduje zdążył już zdobyć sławę w mediach. Czy zatem Alexander Bonaparte Cust i psychopata grasujący po Anglii to jedna i ta sama osoba?

Na koniec dodam, że książka po raz pierwszy została opublikowana w Anglii w 1936 roku, a niedługo potem trafiła do amerykańskich czytelników. W obydwu tych krajach powieść została bardzo dobrze przyjęta. Recenzenci docenili dość oryginalną koncepcję fabuły, natomiast w 1990 roku jeden z krytyków powiedział, że jest to „klasyczna, wciąż świeża historia i w dodatku pięknie napisana.









wtorek, 22 marca 2016

Mario Puzo – „Ojciec Chrzestny” # 2














Wydawnictwo: ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa 2006
Tytuł oryginału: The Godfather
Przekład: Bronisław Zieliński





Mafia, czyli sieć zorganizowanych grup przestępczych z głównym ośrodkiem we Włoszech i w Ameryce, na Sycylii zmieniała się na przestrzeni wieków, zaś aż do połowy XIX wieku rządziło nią wielu obcych najeźdźców. Sycylijczycy połączyli się w grupy, aby chronić siebie i jednocześnie wprowadzać sprawiedliwość na własną rękę. Na Sycylii terminy „mafioso” lub „członek mafii” początkowo nie posiadały konotacji karnej i używane były w odniesieniu do osoby, która wzbudzała podejrzenia u centralnego organu władzy. Do końca XIX wieku niektóre z tych grup zaczęły jawić się jako wewnętrzne armie, czyli „mafie”, które wymuszały haracz od właścicieli gruntów i ostatecznie stawały się brutalnymi organizacjami przestępczymi znanymi dziś jako Mafia Sycylijska. Z kolei amerykańska mafia, która doszła do władzy w latach 20. XX wieku stanowi odrębny podmiot mafii działającej we Włoszech, pomimo że kierują się one tymi samymi zasadami, jak chociażby kodeksem postępowania i lojalności, czyli tak zwaną Omertą.

Jak wspomniałam wyżej przez wieki Sycylia (wyspa leżąca na Morzu Śródziemnym pomiędzy Afryką Północną a włoskim stałym lądem) rządzona była przez długą listę obcych najeźdźców, w tym Fenicjan, Rzymian, Arabów, Francuzów i Hiszpanów. Mieszkańcy wyspy, której powierzchnia wynosi prawie dziesięć tysięcy stóp kwadratowych (25 710 km²), tworzyli grupy, aby często w ten sposób chronić się przed wrogimi siłami okupacyjnymi, jak również przed innymi lokalnymi grupami Sycylijczyków. Grupy te później znane były jako Klany lub Rodziny; opracowywały one własny system sprawiedliwości i zemsty, realizując swoje zadania w tajemnicy. Do końca XIX wieku wewnętrzne armie, czyli „mafie” często wykorzystywały chaotyczne warunki panujące na Sycylii i w ramach ochrony wymuszały pieniądze od właścicieli gruntów. Dlatego też mafia sycylijska pojawiła się jako zespół Klanów lub Rodzin prowadzących przestępczą działalność.  

Chociaż dokładne pochodzenie terminu „mafia” nie jest znane, to jednak według Selwyna Raaba, autora Pięciu Rodzin, wywodzi się on z sycylijsko-arabskiego slangu i oznacza „działając jako protektor przeciwko arogancji możnych”. Selwyn Raab zauważa też, że aż do końca XIX wieku słowo „mafioso” nie odnosiło się do kogoś, kto trudnił się działalnością przestępczą, lecz do osoby wzbudzającej podejrzenia centralnego szczebla władzy. W 1861 roku Sycylia stała się prowincją niedawno zjednoczonych Włoch. Niemniej chaos i przestępczość opanowały całą wyspę, podczas gdy raczkujący włoski rząd starał się umocnić swoją pozycję. W 1870 roku rzymscy urzędnicy poprosili nawet klany mafii sycylijskiej o to, aby te pomogły im ścigać niebezpieczne i niezależne grupy przestępcze; w zamian urzędnicy mieli przymykać oko na działania mafii wobec właścicieli ziemskich. Rząd uważał, że ten układ jest tymczasowy, lecz mimo to miał trwać wystarczająco długo, aby Rzym mógł przejąć kontrolę nad rzeczonymi grupami przestępczymi. W tym czasie mafia sycylijska rozszerzyła swoją działalność gangsterską i zakorzeniła się w sycylijskiej polityce i gospodarce. Mafiosi stali się specjalistami, jeśli chodzi o korupcję w polityce oraz zastraszanie ludzi w kwestii przymusu głosowania na określonych kandydatów, którzy objęci byli mafijną kuratelą. W tym okresie nawet Kościół Katolicki związany był z mafijnymi Rodzinami i liczył na to, że mafiosi będą monitorować jego ogromne posiadłości ziemskie znajdujące się na Sycylii, a tym samym sprawować pieczę nad dzierżawcami. 

Al Capone (1899-1947)
Najsłynniejszy amerykański gangster
 pochodzenia włoskiego.
Fotografia została wykonana
około 1935 roku.
Celem dalszego wzmocnienia swojej pozycji, sycylijskie Klany zaczęły wprowadzać ceremonie inicjacyjne, podczas których nowi członkowie składali tajne przysięgi lojalności. Fundamentalne znaczenie miała tak zwana Omertá, czyli kodeks postępowania, który był odzwierciedleniem starożytnych sycylijskich przekonań odnośnie do tego, iż człowiek nigdy nie powinien udawać się do władz rządowych, aby u nich szukać sprawiedliwości za wyrządzone krzywdy, oraz współpracować z organami śledczymi. Wpływ mafii sycylijskiej rósł aż do lat 20. XX wieku, kiedy to do władzy doszedł premier Benito Mussolini (1883-1945) i rozpoczął brutalną rozprawę z gangsterami, którzy postrzegani byli jako poważne zagrożenie dla jego faszystowskiego reżimu. Niemniej, w latach 50. XX wieku mafia znów dała o sobie znać. Chodziło wówczas o „nadzór” nad firmami budowlanymi, które w tamtym okresie – po drugiej wojnie światowej – zaczęły lawinowo powstawać na Sycylii. W ciągu najbliższych kilku dekad mafia sycylijska po prostu kwitła, rozszerzała swoje przestępcze imperium, a w latach 70. XX wieku stała się ważnym graczem w międzynarodowym handlu narkotykami.

Z kolei amerykańska mafia – odłam mafii sycylijskiej – doszła do władzy w latach 20. XX wieku, kiedy nastąpiła era prohibicji. Swoje dynamiczne sukcesy włosko-amerykańskie gangi święciły w przemyśle monopolowym. Do końca lat 50. XX wieku mafia – znana jako Cosa Nostra (z wł. Nasza Rzecz lub Nasza Sprawa) – stała się znaczącą siecią zorganizowanych grup przestępczych funkcjonujących na terenie Stanów Zjednoczonych. Jej podziemna działalność skupiała się na finansowym wspieraniu prostytucji, jak również przenikaniu w struktury związków zawodowych i aktywności w takich branżach, jak nowojorskie budownictwo i przemysł odzieżowy. Podobnie jak mafia sycylijska, amerykańskie Rodziny były zdolne utrzymywać swoją działalność w tajemnicy, a sukcesem był tutaj kodeks Omertá, a także umiejętność przekupywania i zastraszania urzędników państwowych, prezesów firm, świadków w sądzie czy osób zasiadających w ławach przysięgłych. Z tego też powodu organy ścigania przeważnie miały związane ręce, a ich brak skuteczności w zatrzymywaniu członków mafii był dość wyraźnie widoczny w pierwszej połowie XX wieku. Niemniej, w latach 1980-1990 prokuratorzy w Ameryce i we Włoszech z powodzeniem rozpoczęli stosowanie surowych przepisów wobec czołowych gangsterów wymuszających haracze. Celem uniknięcia długoletnich kar więzienia, niektórzy mafiosi zaczęli łamać zasady świętego kodeksu Omertá i tym samym zeznawać przeciwko innym członkom mafii. Od początku XXI wieku – po tym, jak w ciągu kilku ostatnich lat dokonano zatrzymań wysokich rangą gangsterów aktywnie działających przez kilka dekad – wydaje się, że zarówno we Włoszech, jak i w Ameryce siła mafii słabnie. Niemniej nie można jeszcze mówić o całkowitym wyeliminowaniu jej aktywności.

Myślę, że Ojca Chrzestnego nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać, ponieważ zarówno książka, jak i film są dziś kultowymi dziełami, które obecnie zaliczane są do klasyki literatury czy kina. Skupmy się jednak na powieści. Po raz pierwszy książka została wydana w 1969 roku, zaś jej akcja rozgrywa się tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej i obejmuje dziesięć lat z życia sycylijskiej Rodziny mafijnej, która swoje przestępcze rządy prowadzi w Nowym Jorku. Na czele Rodziny stoi don Vito Corleone, który jest jej założycielem i zarazem tytułowym Ojcem Chrzestnym. Vito Corleone ma ponad sześćdziesiąt lat. Urodził się na Sycylii w pewnej wiosce, od której przyjął obecne nazwisko. W wieku dwunastu lat zmuszony był uciekać ze swojego ojczystego kraju, dlatego też dziś mieszka w Ameryce. Gdyby został we Włoszech, wówczas mordercy ojca na pewno załatwiliby również i jego. W Nowym Jorku przygarnęła go rodzina włoskich imigrantów, dając mu także pracę w sklepie. Minęło parę lat, Vito dorósł i ożenił się z Carmelą, która dała mu trzech synów i córkę. Kiedy Vito skończył dwadzieścia pięć lat, jego życie tak się jakoś dziwnie potoczyło, że ostatecznie zszedł na złą drogę i bardzo szybko wyrobił sobie opinię inteligentnego, zaradnego i przede wszystkim „szanowanego” dżentelmena. Zaczął więc budzić strach u innych poprzez swoje zimne opanowanie i zaciętość.

Marlon Brando (1924-2004)
jako Vito Corleone & Al Pacino w roli 
Michaela Corleone
Kadr z filmu Ojciec Chrzestny (1972)
reż. Francis Ford Coppola
źródło
Początkowo Vito Corleone dorabiał się majątku na handlu oliwą, a potem założył Rodzinę Corleone, która niezwykle szybko stała się najbardziej wpływową mafijną Rodziną Nowego Jorku. Vito Corleone jest niezwykle mądry i szczodry, a w interesach kieruje się nieprzeciętną intuicją, natomiast wszelkie konflikty chce rozwiązywać na drodze pokojowej. Niemniej wobec zdrajców i wrogów jest bezlitosny, a kara, jaką im wymierza może być tylko jedna. Jak już wspomniałam wyżej, żona urodziła mu trzech synów i córkę. Najstarszy syn Santino, zwany przez wszystkich „Sonny”, pragnie zająć kiedyś miejsce ojca, dlatego też robi wszystko, aby tylko rodziciel był z niego zadowolony. Jego porywczy charakter sprawia, że czasami podejmuje zbyt pochopne decyzje, które w konsekwencji mogą doprowadzić do zguby. Z drugiej strony Sonny potrafi być jednak łagodny, a wręcz hojny, lecz nie stroni od kobiet, pomimo że w domu czeka na niego małżonka. 

Z kolei średni syn Frederico (Fredo) to postać nieco bezbarwna i jak gdyby wycofana z życia Rodziny. Można odnieść wrażenie, że jak na członka mafii, posiada zbyt słaby charakter i rozkleja się tam, gdzie nie powinien tego robić. W trudnych sytuacjach nie potrafi zachować zimnej krwi. Czy zatem ktoś taki może kiedykolwiek stanąć na czele mafii albo przynajmniej być jednym z jej filarów?

Najmłodszym synem don Vita Corleone jest Michael, którego zwą po prostu „Mike” i wszyscy pamiętają o tym, że bohaterem wojennym. Chłopak jakoś niespecjalnie pała sympatią do tego, co robi jego ojciec. Chce podążać swoją życiową drogą i nie uczestniczyć w interesach, jakie prowadzi Rodzina. Chciałby się też niedługo ożenić, a wybrankę serca pragnie trzymać jak najdalej od rzeczywistości, którą chcąc nie chcąc przesiąkł od najmłodszych lat. Czy zatem uda mu się zrealizować swoje plany? A może los zadecyduje inaczej? Co musi się stać, aby Michael zmienił zdanie i stał się jednym z tych prawdziwych Corleone, którzy są bezwzględni i bezlitośni dla wrogów i zdrajców? Czy Kay Adams, z którą Mike ma zamiar stworzyć rodzinę, będzie w stanie zaakceptować to, co od lat robią jego ojciec i bracia? W końcu Kay to dziewczyna z dobrego domu i trudno jest sobie wyobrazić, aby miała w sobie aż tyle sił i odwagi, żeby móc udawać, że nic tak naprawdę się nie dzieje.

W Rodzinie istotne miejsce zajmuje także Tom Hagen. To mężczyzna w wieku Sonny’ego, który po śmierci rodziców trafił pod opiekę Vita Corleone. Przypuszczalnie gdyby nie Ojciec Chrzestny, Toma mogłoby dziś nie być na świecie. Tak więc mężczyzna od najmłodszych lat stopniowo poznawał interesy Rodziny, aby w końcu stać się jedną z ważnych postaci w mafii. Z kolei przyjaźń z Sonnym bardzo wiele dla niego znaczy. Tom nie jest z pochodzenia Sycylijczykiem, więc „interesów” nie ma we krwi. Robi natomiast co tylko może, aby nie rozczarować swojego wybawiciela oraz nie utracić jego zaufania i szacunku. I tu nasuwają się pytania: Czy ktoś taki jest w stanie zająć się stroną prawną interesów Rodziny i jednocześnie być głównym doradcą dona? Może doskonała wiedza prawnicza to zbyt mało, żeby móc zostać pełnoprawnym członkiem mafii?

Akcja powieści rozpoczyna się od niecodziennego wydarzenia. Otóż na ślubnym kobiercu stanęła właśnie córka Vita Corleone – Constanzia (Connie). Wybrankiem jej serca jest niejaki Carlo Rizzi, który gdzieś tam po cichu marzy o tym, aby Ojciec Chrzestny dał mu szansę i tym samym sprawił, żeby Carlo został ważną postacią Rodziny. Czy tak się faktycznie stanie? Na razie nie wiadomo. Najpierw mężczyzna musi udowodnić, że można mu zaufać i że nie zdradzi, kiedy nadarzy się ku temu okazja. Przyjęcie weselne odbywa się w domu na Long Island. Co ciekawe, z jednej strony widać, jak zaproszeni goście oddają się zabawie i wszelkiego rodzaju innym uciechom ciała, a z drugiej – bocznymi drzwiami – wprowadzani są petenci, którzy oczekują, że Vito Corleone wymierzy w ich imieniu sprawiedliwość. Ktoś chce, aby raz na zawsze rozprawić się z tymi, którzy skrzywdzili mu córkę, zaś ktoś inny prosi o pomoc w otrzymaniu roli życia w jakiejś hollywoodzkiej super produkcji filmowej. To wszystko dowodzi, że ludzie naprawdę ufają Ojcu Chrzestnemu i wierzą, że ten im pomoże, kiedy wszelkie inne legalne środki zawiodą. Tylko czy Vito Corleone nie będzie chciał czegoś w zamian?

Wydanie z 2007 roku
Przez bardzo długi czas Ojciec Chrzestny traktowany był jako pierwsza część cyklu o mafijnej Rodzinie Corleone. Kiedy w 2012 roku na rynek wydawniczy trafiła powieść Rodzina Corleone napisana przez Edwarda Falco na podstawie niezrealizowanych scenariuszy filmowych Maria Puzo, wówczas Ojca Chrzestnego zaczęto traktować jako tom drugi, a to z tego powodu, iż w Rodzinie Corleone akcja cofa się do lat 30. XX wieku, czyli czasu, kiedy don Vito Corleone pragnie ugruntować pozycję swojej Rodziny w świecie przestępczym. Praktycznie od samego początku książka uważana jest za swoiste arcydzieło i tak naprawdę nie ma powodu ku temu, aby zarzucić Autorowi choćby najmniejsze uchybienia. Fabuła Ojca Chrzestnego jest doskonale skonstruowana, natomiast akcja zaczyna nabierać tempa po tym, jak na czele Rodziny staje Sonny Corleone. W wyniku splotu pewnych wydarzeń pełni on obowiązki Ojca Chrzestnego. Praktycznie nikt nie dopuszcza myśli, że Vito Corleone mógłby już nie wrócić na swoje miejsce. Niemniej wojna pomiędzy poszczególnymi Rodzinami jest już tak mocno zaawansowana, że tak naprawdę nie wiadomo, jak to wszystko się skończy. Vito Corleone jest zwolennikiem pokojowego rozwiązywania konfliktów, natomiast jego najstarszy syn to całkowite przeciwieństwo ojca. Czy zatem Sonny’ego poniosą emocje i postawi na rozwiązania przy użyciu siły?

Co ważne, Mario Puzo swoich bohaterów przedstawił nie tylko jako członków mafii, ale także jako zwykłych ludzi, którzy mają uczucia. To nie są jedynie postacie o twardych i bezwzględnych charakterach, ale także osoby, dla których liczą się takie przyziemne kwestie, jak miłość, przyjaźń czy pomoc innym, choć nie zawsze w drodze działań zgodnych z prawem. Obok mafiosów bardzo ważną rolę odgrywają także ich kobiety, które nie zawsze służą im jedynie do zaspokajania ich potrzeb seksualnych. Choć kobiety raczej nie mają wpływu na podejmowane przez gangsterów decyzje, to jednak trudno jest sobie wyobrazić fabułę powieści bez ich obecności. Generalnie panie trzymane są z dala od „interesów”, ale nie są też na tyle głupie, aby nie domyślać się o co w tym wszystkim chodzi. Milczą jednak i nie wypowiadają się na tematy, które ich nie dotyczą. Nawet żona dona Corleone omija sprawy mafijne szerokim łukiem, lecz z drugiej strony w jej zachowaniu można zauważyć, że jest dość dobrze zorientowana w sprawie.

Obok brutalnej działalności Cosa Nostry, obecna jest również przemoc domowa. Są bowiem tacy, którzy swoje emocjonalne napięcie rozładowują na kobietach, z którymi dzielą życie i które są matkami ich dzieci. Oczywiście nie każdemu takie postępowanie się podoba, szczególnie jeśli ofiarą jest kobieta nosząca nazwisko Corleone. Myślę, że do sięgnięcia po Ojca Chrzestnego nie trzeba nikogo specjalnie zachęcać. Przypuszczam, że zarówno w Polsce, jak i na świecie znacznie mniej jest czytelników/widzów, którzy nie znają książki/filmu, niż tych, którzy mają tę lekturę/film już za sobą. Dla mnie ta powieść jest po prostu doskonała i chciałabym w najbliższym czasie przeczytać całą serię książek o Rodzinie Corleone.










sobota, 19 marca 2016

Sabine Ebert – „Wybór znachorki” # 3













Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2014
Tytuł oryginału: Hebammen-Saga. Die Entscheidung der Hebamme
Przekład: Daria Kuczyńska-Szymala




Henryk Lew (1129-1195), książę Saksonii i Bawarii, był jedną z najwybitniejszych osobowości wczesnego średniowiecza. Urodził się w Szwabii w Ravensburg. Gdy przyszedł na świat dynastia Welfów miała już do dyspozycji księstwa Bawarii i Saksonii, gdzie koncentrowała swą władzę, która narodziła się w wyniku korzystnego politycznego małżeństwa. Dziadek Henryka III (XII) Lwa – Henryk IX Czarny (1075-1126) – pojął bowiem za żonę Wulfhildę (1072-1126), która była najstarszą córką saksońskiego księcia Magnusa Billunga (1045-1106). Dzięki małżonce Henryk IX odziedziczył potężny majątek, w którego centrum znajdowało się miasto Lüneburg. Ojciec Henryka Lwa – Henryk X Pyszny (ok. 1108-1138) – ożenił się natomiast z Gertrudą (?), która z kolei była jedynym dzieckiem i spadkobierczynią ówczesnego saksońskiego księcia Lotara III (1075-1137), a późniejszego Świętego Cesarza Rzymskiego. W 1137 roku dzięki Gertrudzie, Henryk X Pyszny wszedł w posiadanie Księstwa Saksonii. Rok później niemiecki król Konrad III Hohenstauf (1193-1152) starał się odebrać księstwa Henrykowi X, a kiedy książę zmarł, wówczas interesy jego syna w Saksonii reprezentowane były przez matkę Gertrudę i babkę Rychezę von Northeim (ok. 1089-1141), wdowę po Lotarze III. Z kolei w Bawarii w imieniu małego Henryka Lwa władzę sprawował jego wuj – książę Welf IV (1115-1191).

Wraz z dojściem do władzy w Bawarii i Saksonii w 1139 roku wciąż małoletniego Henryka Lwa wzrosła też opozycja cesarza wobec Welfów. Niemniej te dwa księstwa, których tuż przed śmiercią odmówiono Henrykowi X Pysznemu, zostały zwrócone Henrykowi Lwu w 1142 roku. Jednakże celem zabezpieczenia lenna Saksonii, Henryk bardzo niechętnie porzucił wszelkie roszczenia wobec Bawarii, która została oddana we władanie Henrykowi II Jasomirgottowi (ok. 1114-1177), który był margrabią Austrii i poślubił matkę Henryka Lwa – Gertrudę. W 1147 roku Henryk pojął za żonę Klementynę (?), córkę księcia Zähringen – Konrada (?-1152), i od tego czasu zaczął brać czynny udział w zarządzaniu swoim księstwem i poszerzaniu jego granic. Niemniej Henryk Lew wcale nie zapomniał o Bawarii. W 1147 roku formalnie zażądał Bawarii, zaś w 1151 roku starał się ją zawłaszczyć, lecz nie uzyskał poparcia ze strony swego wuja Welfa IV, a więc na tym polu poniósł porażkę. Z kolei w lutym 1152 roku kuzyn Henryka Lwa – Fryderyk I Barbarossa (1123-1190) – uzyskując jego poparcie zastąpił na królewskim tronie zmarłego Konrada III Hohenstaufa. Początkowo Fryderyk I Barbarossa był w stanie przekonać Henryka II Jasomirgotta, aby ten zrezygnował z Bawarii, lecz w czerwcu 1154 roku uznał roszczenie Henryka, co sprawiło, że Lew oficjalnie został władcą Bawarii, a było to we wrześniu 1156 roku.

Fryderyk I Barbarossa
zwany Rudobrodym
Henryk Lew z powodzeniem wspomagał też działania cesarza we Włoszech i na północy Europy. W 1166 roku, po świetlanej karierze Henryka, w cesarstwie zaczęły pojawiać się pewne oznaki, które zwiastowały późniejszy upadek Lwa. W Merseburgu zawiązała się bowiem przeciwko niemu koalicja, której przewodniczył Albrecht Niedźwiedź, znany też jako Albrecht I Brandenburski (ok. 1100-1170). W koalicji tej swoje miejsce miał także arcybiskup Hartwig ze Stade (1118-1168). Fryderyk I doprowadził do ugody pomiędzy zwaśnionymi stronami dopiero w czerwcu 1168 roku.  

W 1162 roku Henryk Lew uzyskał rozwód ze swoją pierwszą żoną, natomiast w lutym 1168 roku ożenił się z Matyldą Plantagenet (1156-1189), która była córką angielskiego króla – Henryka II Plantageneta (1133-1189). Wkrótce po ślubie został wysłany przez Fryderyka I do Anglii i Francji jako ambasador. W 1171 roku córka Henryka – Gertruda (ok. 1154-1197) – wyszła za mąż za duńskiego księcia Kanuta VI (1163-1202), zaś w 1172 roku Henryk udał się z pielgrzymką do Jerozolimy, a w Konstantynopolu z wielkim szacunkiem został przyjęty przez bizantyjskiego cesarza – Manuela I Komnena (1118-1180). Do Saksonii wrócił w 1173 roku.

Henryk Lew coraz bardziej sprzeciwiał się cesarstwu i polityce cesarza, dlatego też zaczął realizować swoje własne interesy. W 1176 roku odmówił udziału w wyprawie do Włoch u boku Fryderyka Barbarossy, co w konsekwencji w 1179 roku doprowadziło do zerwania stosunków pomiędzy dynastią Welfów a Hohenstaufów. W styczniu 1180 roku podczas Sejmu Rzeszy w Würzburgu pod nieobecność na nim Henryka Lwa cesarz zakazał dalszego wspierania jego działań, a samego księcia pozbawiono sprawowania władzy nad Saksonią i Bawarią. Poza tym poszczególni książęta wypowiedzieli mu wojnę. W 1181 roku w ramach pokojowego porozumienia Henryk Lew otrzymał hrabstwa Lüneburg i Brunswick, lecz ostatecznie został wypędzony z kraju pod przysięgą, iż nie powróci bez wyraźnej zgody cesarza.

W związku z powyższym Henryk wraz z rodziną udał się do swojego teścia do Anglii, zaś do Niemiec powrócił w 1185 roku za zgodą cesarza, lecz już w 1188 roku odmówił cesarzowi udziału w krucjacie i wybrał banicję w Anglii. Do Saksonii powrócił w październiku 1189 roku, aby bronić swoich ziem. Jego działania wsparło wielu sojuszników i już niedługo większość Saksonii znalazła się w posiadaniu Henryka. Wtedy też doszło do konfliktu Lwa z królem Henrykiem VI Hohenstaufem (1165-1197), ale już w lipcu 1190 roku w Fuldzie dwie zwaśnione strony zawarły pokój, na mocy którego Henryk zatrzymał Brunswick i Lüneburg, a także otrzymał połowę dochodów pochodzących z Lubeki, jednocześnie oddając swoich dwóch synów jako zakładników. Mając nadzieję na odzyskanie swej dawnej pozycji, Henryk skorzystał z buntu przeciwko Henrykowi VI i w 1193 roku przyłączył się do kolejnej rewolty. Niemniej przetrzymywanie w więzieniu jego szwagra i zarazem króla Anglii – Ryszarda I Lwie Serce (1157-1199) – doprowadziło do pojednania zwaśnionych stron.


Koronacja Henryka Lwa i Matyldy Plantagenet w ewangeliarzu, czyli dziele zamówionym
przez Henryka Lwa do ołtarza Marii Panny znajdującego się 
w kościele pw. świętego Błażeja w Brunszwiku. 


W późniejszych latach swojego życia Henryk Lew przebywał głównie na zamku w Brunszwiku, gdzie zmarł w dniu 6 sierpnia 1195 roku i został pochowany w kościele pod wezwaniem świętego Błażeja, który zresztą sam założył. W 1235 roku jego wnuk Otto I Dziecię (1204-1252) otrzymał księstwa Brunszwik oraz Lüneburg i tym samym powrócił do władzy książęcej utraconej niegdyś przez swojego przodka.

Konflikt Henryka Lwa z Fryderykiem Barbarossą stanowi tło historyczne trzeciego tomu powieściowej serii o fikcyjnej postaci, jaką jest zielarka Marta. Jednocześnie jest to też historia powstania niemieckiego miasta Freiberg. Jak pamiętamy z pierwszej części cyklu kobieta zmuszona była uciekać ze swej rodzinnej wsi, ponieważ groziła jej kara obcięcia dłoni i stóp. Dlaczego? Otóż zdaniem miejscowego kasztelana Marta nie zadbała dostatecznie o jego ciężarną żonę, która wydała na świat martwe dziecko. Aby ratować zdrowie i zapewne też życie, dziewczyna przyłączyła się do grupy uciekinierów, którzy mieli już dosyć krwawych rządów kasztelana Wulfharta i postanowili gdzieś na terenie Saksonii rozpocząć nowe życie. I tak oto po wyczerpującej i niebezpiecznej podroży założyli osadę, którą nazwali Chrystianowo, aby w ten sposób uczcić swego wybawiciela – rycerza Chrystiana, który służy miśnieńskiemu margrabiemu Ottonowi II z Wettinu (1125-1190).

Dytryk von Landsberg 
Rycina pochodzi z 1692 roku.
autor: Samuel Reyher
(1635-1714)
Jak można się łatwo domyślić Marta i Chrystian zakochują się w sobie i zakładają rodzinę. Nie obywa się oczywiście bez tragicznych wydarzeń zarówno w życiu zielarki, jak i jej męża. Fakt, iż umknęli przed tyranem Wulfhartem wcale nie oznacza, że wszelkie problemy są już za nimi. Na ich drodze pojawiają się bowiem nowi wrogowie, którzy za wszelką cenę pragną się ich pozbyć, aby z jednej strony wyrównać rachunki, a z drugiej zawłaszczyć prężnie rozwijającą się osadę. Otóż bardzo szybko okazuje się, że Chrystianowo może pochwalić się ogromnymi złożami srebra, co oczywiście sprawia, że osada staje się coraz ważniejsza dla margrabiego. Niestety, czasami zdarza się, że jego polityka nie jest wystarczająco sprawna, aby Chrystianowo mogło się rozwijać tak, jak na to zasługuje. Ponieważ rycerz Chrystian co pewien czas wzywany jest na dwór margrabiego, żeby uczestniczyć w wojennych wyprawach, jego miejsce w osadzie zajmują ludzie, którzy są brutalni i nie przebierają w środkach, aby tylko móc osiągnąć swoje cele i doprowadzić do zemsty na rycerzu cieszącym się sympatią i szacunkiem Ottona z Wettinu.

W miarę upływu lat wiele zmienia się nie tylko w życiu głównych bohaterów, ale też w funkcjonowaniu samej osady. W trzecim tomie podróż śladami Marty i Chrystiana rozpoczynamy w 1179 roku. W Magdeburgu odbywa się zjazd nadworny, na którym bardzo wyraźnie rysuje się konflikt cesarza z Henrykiem Lwem. Wtedy też młodszy brat Ottona z Wettinu – Dytryk von Landsberg (1142-1185) wyzywa Henryka na pojedynek na śmierć i życie. Natomiast samemu Fryderykowi Barbarossie nie podoba się polityka Lwa. Cesarz oskarża go o zdradę i w konsekwencji wytacza mu proces, co ostatecznie doprowadza do kolejnej wojny. Fakt ten sprawia, że Chrystian będzie musiał opuścić swoją rodzinę i wziąć udział w wojennej wyprawie. Ale przecież pod nieobecność Chrystiana ktoś będzie musiał na chwilę przejąć funkcję kasztelana w osadzie. Wybór pada więc na najstarszego syna margrabiego Miśni – Albrechta I Pysznego (1158-1195).

Jak sam przydomek wskazuje, Albrecht jest zadufanym w sobie młodzieńcem, który nie przyjmuje niczego do wiadomości. W Chrystianowie robi to, na co ma ochotę i nikt nie ma wpływu na jego działania. Wszyscy muszą podporządkować się jego drastycznym rządom, które dodatkowo wspomagane są przez wrogów Marty i Chrystiana. Czy mieszkańcy osady zdołają dotrwać do powrotu swojego prawowitego kasztelana? Ilu z nich będzie musiało do jego powrotu stracić zdrowie albo nawet życie? Czy Marcie uda się przeciągać w nieskończoność wykonanie bezsensownych wyroków, które de facto są tylko kaprysem młodego Albrechta? Czy sama nie będzie musiała się poświecić, aby tylko ratować swoich przyjaciół? Praktycznie przez cały czas bardzo istotny jest też konflikt Albrechta I Pysznego z jego ojcem i młodszym bratem, którego uznaje za życiowego nieudacznika i robi wszystko, aby tylko go poniżać i upokarzać.

Albrecht I Pyszny 
Posąg pochodzi z 1692 roku.
autor: Samuel Reyher
Kiedy sięgałam po Wybór znachorki nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że Sabine Ebert pokieruje wydarzeniami w taki sposób, jak możemy przeczytać na kartach powieści. Po przeczytaniu dwóch poprzednich części (Tajemnica znachorki i Zniknięcie znachorki) wiedziałam, że łatwo nie będzie, ale nie sądziłam, że aż tak! Jeśli Autorka chciała zaskoczyć czytelnika i doprowadzić go do rozbicia emocjonalnego, to udało jej się to aż nazbyt dobrze. Muszę jednak ostrzec, że czytanie Posłowia przed przeczytaniem całej książki grozi tym, iż poznamy fakty nie tylko z trzeciego tomu, ale też dowiemy się, co będzie w kolejnych dwóch częściach. Autorka wyjaśnia tam, dlaczego pokierowała fabułą powieści w taki, a nie inny sposób. Mówi też – choć w mniejszym stopniu – jak będzie to wyglądać w Klątwie znachorki i Marzeniu znachorki.

Tak jak poprzednio, tak i tutaj czytelnik ma okazję przekonać się, ile tak naprawdę dla poszczególnych bohaterów znaczy miłość i przyjaźń. Są to dwa uczucia, które nawet po śmierci wciąż posiadają ogromną moc. Oprócz głównych bohaterów – Marty i Chrystiana – na szczególną uwagę zasługuje także Łukasz, który jest oddanym przyjacielem rycerza. Kiedyś był jego giermkiem, ale potem został pasowany na rycerza i od tamtej pory zażarcie walczy u boku Chrystiana, nie bacząc na niebezpieczeństwo i możliwość utraty życia. Jest bowiem w stanie poświęcić wszystko, co ma najcenniejszego, aby tylko nie rozczarować Marty i jej męża. To bardzo sympatyczny i dzielny bohater, którego nie sposób nie lubić.

Jeśli chodzi o pozycję kobiet, to z jednej strony można odnieść wrażenie, że są one zdominowane przez mężczyzn, co oczywiście jest charakterystyczne dla epoki średniowiecza. Z drugiej strony jednak wydaje się, że mają one w sobie pewną moc, która pozwala im pogrywać z mężczyznami według własnego uznania. Oczywiście ci szlachetni mężczyźni nigdy w życiu nie poważyliby się odebrać godności takiej niewieście. Lecz są i tacy, którym jest to obojętne, a wręcz czerpią radość i satysfakcję z tego, że mogą kobietę upokorzyć. Mało tego. Ich to zwyczajnie podnieca.

Jeśli chodzi o samą Martę, to trzeba wiedzieć, że ona wciąż żyje przeszłością. Przecież w jej życiu wydarzyło się tak wiele złego, że naprawdę trudno jest o tym zapomnieć. Skazana na okaleczenie zmuszona była uciekać. Potem fanatyczny duchowny oskarżył ją o paranie się czarną magią i tylko cudem uniknęła śmierci. Ledwo przeżyła tortury, jakie jej zafundowano. Kiedy już myślała, że wszystko się skończyło, na jej drodze stawali mężczyźni, których jedynym celem było zniewolenie jej seksualnie. To wszystko nadal siedzi w jej głowie i nie pozwala normalnie żyć. Gdyby nie kochający Chrystian i dzieci nie wiadomo, jak potoczyłoby się dalej jej życie. Niemniej los gotuje jej o wiele dramatyczniejsze chwile, którym będzie musiała stawić czoło. Czy zatem Marta przeżyje kolejne tragiczne doświadczenia? Czy znajdzie się ktoś, kto jej pomoże przejść przez gehennę, jaka ją czeka? Czy nie zabraknie jej sił do dalszej walki? Czy będzie potrafiła zaufać?

Myślę, że ta seria jest naprawdę godna uwagi. Należy jednak zacząć czytać ją od początku. Choć w tomie trzecim Autorka wiele rzeczy przypomina, to jednak trzeba pamiętać, że nie jest to na tyle pomocne, aby odpuścić sobie czytanie poprzednich części, jeśli czytelnik chce gruntownie poznać losy znachorki Marty i jej bliskich, a także wrogów, którzy do jej życia wnoszą na tyle dużo złego, iż można odnieść wrażenie, że tym razem to właśnie Zło wygrywa z Dobrem.








czwartek, 17 marca 2016

Kamil Janicki – „Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę”
















Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
Kraków 2015



Panowanie pierwszych książąt i królów polskich historycy określają mianem wczesnopiastowskiej Polski. Jest to okres od czasów Mieszka I (ur. pomiędzy 922-945, zm. 992) do rządów Bolesława III Krzywoustego (1086-1138). W tych latach nasz kraj musiał stawić czoło wielu trudnościom oraz był narażony na najazdy ze strony zewnętrznych wrogów. Wtedy też doszło do upadku władzy monarszej, jak również wewnętrznych konfliktów. Niemniej pomimo problemów systematycznie rosła potęga i chwała polskiego państwa, chociażby za panowania Bolesława I Chrobrego (967-1025). Podczas tych dwóch stuleci swego istnienia Polska funkcjonowała poniekąd pomiędzy jednością a podziałem. Dlatego też był to czas, kiedy do głosu dochodziły zarówno tendencje centralistyczne, jak i decentralistyczne.

Źródła historyczne wskazują, że pierwszym pełnoprawnym władcą Polski był książę Mieszko I, który na tronie zasiadł około 960 roku. Zgodnie z przekazami, legendarnymi przodkami księcia mieli być Piast (?) oraz jego trzej synowie, czyli Siemowit (?), Lestek (?) i Siemomysł (?). Niemniej informacje na ten temat są niezwykle skąpe, a te, które się pojawiają nie należy uznawać za wiarygodne. Książę Mieszko swoją władzę zwierzchnią sprawował nad takimi plemionami, jak: Polanie, Goplanie, Mazowszanie i Lędzianie. Młode państwo polskie nie było jednak jednolite, natomiast książęta plemienni posiadali pełną swobodę działania. Tak więc aby umocnić swój autorytet Mieszko zmierzał do tego, żeby objąć wpływami również teren Pomorza. W tym miejscu natrafił jednak na opór ze strony niemieckiego władcy. W związku z tym w 964 roku został zmuszony do zawarcia układu pokojowego z Ottonem I Wielkim (912-973). Okoliczności te sprawiły, że polski książę musiał rozpocząć poszukiwania innego sprzymierzeńca.

Piast
Rycina pochodzi z lat 80. XIX wieku.
autor: Walery Eljasz-Radzikowski
(1840-1905)
Trzeba pamiętać, że ówczesna Polska była państwem pogańskim, więc groziło jej ryzyko przeprowadzenia chrystianizacji przy użyciu miecza na drodze podboju ze strony niemieckich książąt. Celem uchronienia tak młodego państwa przed ewentualnym przymusowym przyjęciem chrześcijaństwa, Mieszko I postanowił przyjąć chrzest i w ten sposób wprowadzić nową wiarę do swojego kraju. Jego wybór padł na południowych sąsiadów, czyli Czechów. W 965 roku polski książę pojął zatem za żonę czeską księżniczkę Dobrawę (ok. 930-977), natomiast rok później przyjął chrzest wraz ze swoim dworem i poddanymi. Ale czy tak było naprawdę? Oczywiście podręczniki do historii od lat wmawiają uczniom, że w taki właśnie sposób odbywał się chrzest Polski. Osobiście trudno jest mi sobie wyobrazić, aby ludzie, którzy od setek lat wierzyli w pogańskie bóstwa, nagle zapałali wielką miłością do Boga, którego de facto w ogóle nie znali. Może zatem Mieszko zmusił swoich poddanych pod karą śmierci do przyjęcia chrztu i tym samym opowiedzenia się po stronie jedynej i niepodważalnej wiary? A może poddani księcia wyszli z założenia, że będą działać na dwa fronty? Z jednej strony dla świętego spokoju przyjmą chrzest, a z drugiej nadal będą uprawiać swoje pogańskie gusła, lecz tym razem w ukryciu? Ta druga wersja wydaje mi się bardziej prawdopodobna, ponieważ jeszcze wiele lat po wprowadzeniu do Polski chrześcijaństwa, ludzie oddawali część pogańskim bóstwom. Ta tendencja znacznie nasilała się szczególnie w okresach bezkrólewia. 

Przypuszczam jednak, że nigdy nie dowiemy się jak było naprawdę. Z kolei jeśli chodzi o Polskę, to od tego momentu stała się ona jednym z państw chrześcijańskiej Europy i tym samym wzmocniła swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Podobnie rzecz miała się w przypadku Mieszka I jako władcy. Jego panowanie zostało bowiem usankcjonowane religią oraz poparciem i zgodą Stolicy Apostolskiej. Polski książę wydał zatem dokument Dagome iudex, w którym potwierdzał oddanie swojego kraju pod opiekę papieża. Natomiast w 972 roku Mieszko pokonał niemieckiego margrabię Hodona (ok. 965-993), a było to w bitwie pod Cedynią, zaś kilkanaście lat później doszło do wybuchu wojny z Czechami, której przedmiotem był Śląsk (990 rok). Wojna zakończyła się zwycięstwem polskiego państwa.

Mieszko I
Grafika powstała w XIX wieku.
autor: Aleksander Lesser (1814-1884)
Panowanie Mieszka I to czas jednoczenia i budowania Polski. Powstawały wtedy pierwsze grody i kościoły, zaś państwo stało się jednym z najbardziej liczących się na arenie międzynarodowej. Generalnie ten rodzaj polityki miał kontynuować syn Mieszka – Bolesław zwany Chrobrym, który tron po ojcu objął w 992 roku. Ku rozpaczy swojej matki Dobrawy mały Bolko przebywał na dworze cesarskim, gdzie uczył się języka niemieckiego, poznawał dworskie obyczaje, a także zawiązywał istotne w późniejszym okresie kontakty. 

Zasiadając na książęcym tronie Bolesław w pierwszej kolejności rozprawił się ze swoimi przyrodnimi braćmi oraz ich matką. Trzeba bowiem wiedzieć, że po śmierci Przemyślidki, Mieszko I pojął za żonę Odę Dytrykównę (ok. 955-1023), która była córką margrabiego Marchii Północnej – Dytryka zwanego Teodorykiem (?-985). Tak więc po śmierci ojca Bolesław wypędził z kraju Mieszka Mieszkowica (ok. 984-po roku 992), Świętopełka Mieszkowica (pomiędzy 979-985 -?), Lamberta Mieszkowica (pomiędzy 980-986-ok. 1030), i oczywiście Odę. Chciał w ten sposób nie tylko ochronić kraj przed rozbiciem, ale przede wszystkim zapewnić sobie niepodzielną władzę. 

To za panowania Bolesława I Chrobrego święty Wojciech (ok. 956-997) odbył swoją misyjną wyprawę do Prus, gdzie został zamordowany. Legenda głosi, że Bolesław zapłacił za jego ciało tyle złota, a może srebra (?), ile ono ważyło. Bardzo dobre relacje łączyły Bolesława z cesarzem Ottonem III (980-1002). Swoje plany uniwersalistycznej Europy cesarz wiązał właśnie z polskim księciem. Dlatego też przybył do Gniezna w 1000 roku, gdzie odwiedził grób świętego Wojciecha i oczywiście spotkał się z Bolesławem Chrobrym. Podczas tej wizyty ofiarował polskiemu władcy królewski diadem, tym samym dając do zrozumienia, że Bolesław powinien zostać królem. Na pamiętnym zjeździe gnieźnieńskim zapadły także decyzje odnoszące się do utworzenia arcybiskupstwa w Gnieźnie, jak również biskupstw w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu.

Poprawne relacje polsko-niemieckie uległy pogorszeniu na początku XI wieku, gdy na tronie cesarskim zasiadł Henryk II Święty (ok. 978-1024), który nie był zbyt przychylnie nastawiony do Polaków. W 1002 roku rozpoczął się więc konflikt pomiędzy tymi dwoma państwami. Bolesław I Chrobry zdołał zająć Milsko, Miśnię oraz Łużyce. Spór trwał przez szesnaście lat aż do 1018 roku, kiedy to podpisany został pokój w Budziszynie. Kolejna wyprawa – tym razem na Kijów – również zakończyła się sukcesem. Do państwa Bolesława Chrobrego przyłączone zostały Grody Czerwieńskie. W 1025 roku polski książę wreszcie koronował się na króla i od tej chwili na kartach historii zapisał się jako pierwszy król Polski. Niestety, tytułem tym nie cieszył się zbyt długo, ponieważ wkrótce po koronacji oddał ducha Bogu. Jak podają historycy, jego rządy stanowiły kontynuację polityki Mieszka I, na skutek czego na arenie międzynarodowej wzrosła pozycja Polski, a samo państwo zostało powiększone terytorialnie oraz wzmocnione dzięki wprowadzeniu wewnętrznych reform.

Dobrawa (1886)
autor: Jan Matejko (1838-1893)
Gdyby tak historii uczyć się z książki Kamila Janickiego, to większość z tego, o czym mówią nam podręczniki opracowane przez historyków można byłoby włożyć między bajki. Na ich kartach bowiem poznajemy postacie historyczne jako dostojników państwowych, którzy nie robili nic więcej, a tylko zawierali korzystne małżeństwa, płodzili potomków i niemalże bezustannie toczyli krwawe wojny z wrogami. Nie twierdzę oczywiście, że to, czego nauczono nas w szkole jest kłamstwem, a publikacja Kamila Janickiego stanowi wiarygodne źródło informacji. Chodzi natomiast o to, że podręczniki szkolne pokazują nam naszych władców i osoby im towarzyszące jako ludzi, których nie interesowało nic innego, jak tylko polityka. A przecież ci ludzie też mieli swoje słabości, kochali, nienawidzili, popełniali błędy i dawali sobą manipulować. Nierzadko można odnieść wrażenie, że postacie, o których uczymy się bądź uczyliśmy się na lekcjach historii, to sztywne manekiny bez duszy. Kamil Janicki udowadnia natomiast, że tak nie jest.

Jednakże Żelazne damy – jak sam tytuł wskazuje – to książka o kobietach, które szły przez życie u boku Mieszka I i jego syna Bolesława. Dlatego też na samym początku w skrócie nakreśliłam sylwetki dwóch władców, którzy tworzyli państwo polskie we wczesnym średniowieczu. Kamil Janicki swą opowieść o kobietach Piastów rozpoczyna od czeskiej księżniczki Dobrawy pochodzącej z dynastii Przemyślidów. Oczami wyobraźni widzimy jak niemłoda już – jak na tamte czasy – księżniczka przybywa do kraju Polan i jakoś nie potrafi pojąć, co tak naprawdę się tutaj dzieje. Dotychczas przyzwyczajona była do zupełnie innego życia, a tu nagle jej oczom ukazuje się takie barbarzyństwo, że aż strach na to patrzeć! Czy będzie umiała sobie z tym poradzić? Czy jej przyszły małżonek będzie jej posłuszny? A jeśli nie posłuszny, to czy będzie ją chociażby odrobinę szanował? Czy ją zaakceptuje? Po pewnym czasie wygląda jednak na to, że Przemyślidka nie jest wcale w ciemię bita i doskonale wie, jak poradzić sobie z mężem, aby ten był łagodny niczym baranek. Wystarczy odmówić mu dzielenia z nim małżeńskiego łoża, a będzie jadł jej z ręki i zrobi wszystko, o co ta go poprosi. Okazuje się bowiem, że Dobrawa wcale nie była bierną postacią w historii Polski.

Kolejną kobietą, którą spotykamy na kartach książki jest Oda Dytrykówna. Jak wiadomo, Piastowie nie byli pokorną dynastią i zazwyczaj nie przebierali w środkach, jeśli chcieli osiągnąć swój cel. Władcy często posuwali się nawet do tego, że porywali z klasztorów upatrzone sobie kobiety i nie przejmowali się ewentualną karą od Boga. Tak też było w przypadku Ody, która przybyła do Mieszkowego zamku wprost z klasztoru, gdzie wiodła żywot zakonnicy. Małżeństwo spotkało się jednak z potępieniem ze strony biskupa Hildiwarda, jak również innych dostojników kościelnych. Z drugiej strony jednak małżeństwo to przyniosło szereg korzyści. Zwiększyła się bowiem liczba wyznawców nowej religii, czyli chrześcijaństwa, oraz uwolniono jeńców wojennych. Kronikarz Thietmar z Merseburga (975-1018) tak oto pisał o tym wydarzeniu:  

Kiedy matka Bolesława umarła jego ojciec poślubił bez zezwolenia Kościoła mniszkę z klasztoru w Kalbe, która była córką margrabiego Dytryka. Oda – było jej imię i wielką była jej przewina. Albowiem wzgardziła Boskim oblubieńcem, dając pierwszeństwo przed nim człowiekowi wojny (...). Z uwagi jednak na dobro ojczyzny i konieczność zapewnienia jej pokoju, nie przyszło z tego powodu do zerwania stosunków, lecz znaleziono właściwy sposób przywrócenia zgody. Albowiem dzięki Odzie powiększył się zastęp wyznawców Chrystusa, powróciło do ojczyzny wielu jeńców, zdjęto skutym okowy, otwarto wrota więzień przestępcom.

Kolejną kobietą Piastów jest Emnilda (ok. 975-1017), która miała ogromny wpływ zarówno na prywatne życie Bolesława I Chrobrego, jak i na politykę kraju. Była ona trzecią z kolei żoną przyszłego pierwszego króla Polski. O dwóch pierwszych nie ma zbyt wiele informacji, więc tak naprawdę trudno jest cokolwiek o nich powiedzieć. Para przeżyła ze sobą trzydzieści lat, a Emnilda obdarzyła Bolesława dwoma synami i trzema córkami, lecz historycy do dziś głowią się nad jej pochodzeniem. Nie wiadomo też kim tak naprawdę był jej ojciec – Dobromir – którego kronikarze nazywają „czcigodnym seniorem”. Niemniej najbardziej przekonywującą tezą jest fakt, że Emnilda była córką i spadkobierczynią ostatniego księcia Krakowa. Czy zatem dopiero małżeństwo Bolesława umożliwiło Piastom zagarnięcie Krakowa, który obok Gniezna był ważnym ośrodkiem politycznym? Jak wiemy, w kolejnych wiekach Kraków urósł do rangi stolicy monarchii. Ten sam kronikarz Thietmar z Merseburga o trzecim małżeństwie Bolesława I Chrobrego pisze tak:

Bolesław poślubił córkę margrabiego Rygdaga, którą następnie odprawił. Z kolei pojął za żonę Węgierkę, z którą miał syna Bezpryma. Trzecią żoną była Emnilda, córka czcigodnego seniora (księcia) Dobromira, która Chrystusowi wierna niestateczny umysł swego męża ku dobremu zawsze kierowała i nie ustawała w zabiegach, by przez wielką szczodrobliwość w jałmużnach i umartwianiu, odpokutować za grzechy ich obojga.

Bolesław I Chrobry wjeżdża 
do Kijowa 
Obraz powstał w 1883 roku.
autor: Jan Matejko
źródło
Emnilda z całą pewnością była kobietą inteligentną i obdarzoną sporym czarem osobistym. Potrafiła przywiązać do siebie despotycznego Bolesława, o czym mogą świadczyć długie lata ich małżeństwa. Miała więc niemały wpływ na swojego męża, co sprytnie wykorzystywała w stosownym czasie, choć zapewne nie było to łatwe. Była też w stanie osłabiać skutki wybuchowego charakteru Bolesława. Dowodem wpływu Emnildy na polityczne decyzje męża oraz pozyskania poparcia ze strony możnowładców był fakt wyjednania przez nią następstwa tronu dla pierwszego syna Emnildy – Mieszka II Lamberta (990-1034) z pominięciem – jak i wyraźną krzywdą – starszego syna Bolesława – Bezpryma (ok. 987-1032).

W swojej książce Kamil Janicki opowiada też o dwóch innych kobietach, którymi są Oda Miśnieńska (pomiędzy 996-1002-po 1018) oraz Przedsława Włodzimierzówna (?-po 1018). Ta pierwsza była córką margrabiego miśnieńskiego Ekkeharda I (ok. 960-1002) i czwartą z kolei żoną Bolesława I Chrobrego, zaś druga z nich to księżniczka ruska, córka Wielkiego Księcia Kijowskiego Włodzimierza I Wielkiego pochodzącego z dynastii Rurykowiczów (?-1015). Bolesław Chrobry miał rzekomo dopuścić się gwałtu na kobiecie podczas zajęcia Kijowa, a potem uprowadzić ją do Polski jako swoją nałożnicę, o czym również pisze Thietmar z Merseburga:

Tamże [w Kijowie] znajdowała się macocha mianowanego króla [Świętopełka], jego żona i dziewięć sióstr, wśród których jedną, dawno przezeń pożądaną, stary lubieżnik Bolesław, zapomniawszy o swojej małżonce, bezprawnie uprowadził ze sobą.

Książka Kamila Janickiego to nie tyle zbiór rzetelnej wiedzy historycznej, ile różnego rodzaju ciekawostek dotyczących dwóch pierwszych władców polski i ich życiowych partnerek. Ponieważ na temat kobiet wczesnego średniowiecza nie ma zbyt wiele informacji, dlatego też Autor sporo kwestii oparł na przypuszczeniach i hipotezach, które wysnuł – jak mi się wydaje – na podstawie zapisów poszczególnych dziejopisarzy, a także w oparciu o teksty źródłowe dotyczące zarówno Mieszka I, jak i jego syna. Trzeba bowiem pamiętać, że w X czy XI wieku nie przywiązywano zbyt wielkiej wagi do życia kobiet, choćby nawet zasiadały na tronach obok swoich książęcych czy królewskich małżonków. Były one, jak gdyby dodatkiem, a ich rola skupiała się przede wszystkim na rodzeniu dzieci – z naciskiem na męskich potomków – dbaniu o ognisko domowe i wpajaniu swoim latoroślom nauk Kościoła Katolickiego. W związku z tym kronikarze raczej nie zadawali sobie trudu, aby wspominać o roli kobiet w ówczesnym życiu politycznym czy społecznym. To mężczyźni, choćby najbardziej nieudolni w działaniu, zawsze byli tymi, o których należało pisać i mówić.

Żelazne damy to bez wątpienia jedna z tych książek, które czyta się bardzo przyjemnie. Jak wiadomo, Kamil Janicki ma dość lekkie pióro, dzięki czemu jego książki nie są nudne. Niekiedy można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z powieścią historyczną, a nie publikacją poniekąd naukową. Choć książka naprawdę mi się podobała, a wszelkie ewentualne nieścisłości zrzucam na karb niedostatecznej ilości dostępnych informacji dotyczących tamtego okresu w dziejach Polski, to jednak na jedną rzecz muszę zwrócić uwagę. Otóż, Autor wkładając łacińskie słowa Modlitwy Pańskiej, czyli Ojcze nasz (z łac. ORATIO DOMINICA) w usta jednego z mnichów towarzyszących Dobrawie w podróży do Polski, w przypisie stwierdził, że jest to popularna „zdrowaśka”, której mnich nie mógł znać, gdyż jej tekst pojawił się o wiele później, aniżeli opisywane w książce wydarzenia. I tutaj się zgodzę, ale pod warunkiem, że mnich odmawiałby Pozdrowienie Anielskie (z łac. SALUTATIO ANGELICA), zaczynające się od słów: „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…” (z łac. Ave, Maria, gratia plena…). Zamiast tego w tekście mamy Pater noster, qui es in caelis…, a zgodnie z Biblią jest to najstarsza modlitwa chrześcijańska, którą Chrystus przekazał swoim uczniom. Tak więc mnich jadący do państwa Polan w orszaku Dobrawy, jak najbardziej mógł ją znać.