czwartek, 30 marca 2017

Marcia Willett – „Letni domek”













Wydawnictwo: REPLIKA
Zakrzewo 2011
Tytuł oryginału: The Summer House
Przekład: Agnieszka Podruczna




Sięgając po literaturę kobiecą bardzo często możemy natrafić na fabułę, która będzie skupiać się na jakiejś tajemnicy rodzinnej skrywanej przez wiele lat. Dopiero po śmierci któregoś z bohaterów pojawią się sygnały świadczące o tym, że osoba zmarła praktycznie przez całe życie – albo jego większą część – żyła pod presją tragedii, o której nikt nie wiedział. W tej sytuacji pozostali przy życiu bohaterowie zupełnie przypadkiem natrafiają zazwyczaj na listy czy pamiątki rodzinne, które będą w stanie doprowadzić ich do odkrycia prawdy. Czasami taka prawda może być jednak bardzo druzgocąca lub wręcz spowodować kolejny dramat. I tak oto autor czy autorka danej powieści całą jej treść poświęca na to, aby ostatecznie wraz ze swoimi bohaterami rozwiązać rodzinne dylematy i jednocześnie spróbować wytłumaczyć czytelnikom, dlaczego dany bohater podjął taką a nie inną decyzję.

Tak właśnie dzieje się w przypadku powieści Letni domek. Już sam tytuł może sugerować nam, że mamy do czynienia z przesłodzoną, sielankową historią. Ale czy na pewno? Nie wiadomo tak naprawdę, kto jest głównym bohaterem tej opowieści, ponieważ każda z postaci wnosi coś ważnego do fabuły. Należałoby jednak przyjąć, że centralną postacią jest tutaj mężczyzna w średnim wieku o imieniu Matt. To pisarz, którego opuściła wena twórcza. Nie można odmówić mu talentu, patrząc na sukces, jaki odniósł po wydaniu debiutu. Nie dość, że już na samej książce zarobił fortunę, to jeszcze wykupiono prawa do jej ekranizacji, a to dodatkowo powiększyło stan jego bankowego konta. Pomimo że Matt jest znanym autorem i praktycznie nie powinien na nic narzekać, to jednak jego prywatne życie pozostawia wiele do życzenia.

Jak każdy pisarz, Matt również jest bardzo wrażliwy i raczej trudno jest mu stawić czoło przeciwnościom losu. Mieszka w Londynie, gdzie ma kilkoro przyjaciół, lecz można odnieść wrażenie, że nie robi nic, aby pielęgnować te więzi. Jeśli chodzi o kobiety, to sprawa również nie wygląda za dobrze. Matt jest skryty, ale też nie czuje jakiejś wewnętrznej potrzeby, aby związać się na stałe z którąś z kręcących się wokół niego kobiet. Choć jest nieziemsko przystojny i nie brakuje niewiast, które byłyby chętne dzielić z nim życie, on nie potrafi wzbudzić w sobie nawet najmniejszych uczuć wobec tych pań. Czy coś jest z nim nie w porządku? Dlaczego jest taki oziębły? Dlaczego nie potrafi stworzyć stałego związku i założyć rodziny? Może sedno stanowi tutaj jego rodzinna przeszłość? Czyżby w jego życiu wydarzyło się coś, co nie pozwala mu na bliskość nie tylko z kobietami, ale też generalnie z innymi ludźmi? Gdzie pisarz powinien szukać przyczyny takiej sytuacji?


Rzeka East Lyn w Exmoor w Kornwalii
fot. Jamsta
źródło


Jako mały chłopiec Matt stracił ojca, który był korespondentem i zginął w Afganistanie, gdzie de facto mieszkali wtedy całą rodziną. Ta strata wpłynęła druzgocąco nie tylko na małego Matthew, ale także na resztę rodziny i przyjaciół. Emocjonalnie ucierpiała także młodsza siostra Matta – Imogen. Natomiast ich matka tak bardzo się załamała, że w końcu popadła w alkoholizm i depresję. Teraz, kiedy poznajemy pisarza jako dorosłego już mężczyznę, porządkuje on rzeczy po zmarłej niedawno matce. Jego młodsza siostra jest dziś matką i żoną, z którą mężczyzna kontaktuje się najczęściej, jak tylko może. Obydwoje są dla siebie wzajemnie nie tylko rodzeństwem, ale przede wszystkim przyjaciółmi. I tak oto podczas porządkowania rzeczy pozostałych po rodzicielce, nasz bohater odnajduje plik fotografii, na których widać tylko jego. Nie ma tam ani rodziców, ani też siostry. Widać jednak, że zdjęcia pochodzą z różnych okresów życia Matta. Mężczyzna zaczyna zatem zastanawiać się, dlaczego nigdy wcześniej ich nie widział. Dlaczego matka ukrywała je przed nim? Jaki miała ku temu powód? Czyżby kryła się za tym jakaś tajemnica?

W miejscowości Exmoor położonej w północnej części Półwyspu Kornwalijskiego mieszkają przyjaciele Matta, którzy mogliby coś wiedzieć na temat znalezionych przez pisarza fotografii. To Milo i Lottie (skrót od Charlotte). W tej samej miejscowości mieszka również Imogen wraz z rodziną. Zarówno Milo, jak i Lottie nie są już pierwszej młodości. Staruszek jest byłym żołnierzem, zaś Charlotte przyjaźniła się niegdyś z rodzicami Matta, a właściwie bardziej z jego ojcem. Po śmierci Toma, Lottie była tak dobra, że zaopiekowała się jego dziećmi, podczas gdy ich własna matka nie była w stanie tego zrobić. Przyjaciółką rodziny jest też niejaka Venetia. To starsza pani, która po śmierci swojego męża – również byłego żołnierza – wdała się w romans z Milo. Dziś jej niegdysiejszy kochanek jest po rozwodzie, więc Venetia znów czyni starania o to, aby wkraść się w jego łaski. Wygląda to dość komicznie, lecz trzeba ją zrozumieć. Jest bardzo samotna, a za jedyne towarzystwo ma od czasu do czasu jakieś bezpańskie koty.

Wydanie anglojezyczne z 2012 roku
Wyd. CORGI BOOKS
W związku z powyższym Matt wyjeżdża do Exmoor, gdzie ma nadzieję odnaleźć odpowiedź na dręczące go pytania związane z tajemniczymi fotografiami. Jak gdyby tego było mało, mężczyzna otrzymuje przesyłkę ze zdjęciem, na którym widzi samego siebie. List adresowany jest do jego nieżyjącej matki. Kto zatem zakłóca mu spokój? Czy nadawca nie wie, że jego rodzicielka właśnie wyruszyła w podróż na drugi świat? I dlaczego na fotografii jest Matt, skoro sam zainteresowany nie pamięta, żeby kiedyś pozował do takiego zdjęcia? Czy ktoś bawi się jego uczuciami? Może jest ktoś, kto go śledzi? A jeśli tak, to w jakim celu to robi. I wreszcie, czy klimatyczny Letni Domek, będący własnością Milo, pomoże mu odkryć prawdę? Czy to właśnie tam Matthew znów zacznie pisać?

Letni domek to oczywiście klasyczna powieść obyczajowa. Marcia Willett porusza w niej naprawdę szereg problemów, jakie mogą nękać typową rodzinę. Czytelnik widzi, jak ważne są relacje pomiędzy rodzeństwem. Imogen jest wsparciem dla Matta. Martwi się o niego i chciałaby, żeby brat wreszcie ułożył sobie życie. Oddaje mu nawet to, o czym marzyła przez wiele lat, ponieważ wie, że Matthew jej nie zawiedzie. Ufa mu bezgranicznie. Z kolei jeśli wziąć pod uwagę bohaterów-seniorów, to również możemy zauważyć ich poświęcenie nie tylko dla siebie nawzajem, ale także w odniesieniu do młodych. Służą im własnym doświadczeniem i radą, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Nawet Milo, któremu nie wszystko się podoba i czasami wręcz w opryskliwy i arogancki sposób wyraża swoje zdanie, niesie pomoc zawsze, gdy ktoś o nią poprosi. Relacje, które łączą go z Lottie z jednej strony mają charakter platoniczny, lecz z drugiej istnieje pomiędzy nimi bardzo mocna duchowa więź. Można śmiało rzec, że ci bohaterowie rozumieją się bez słów.

Marcia Willett sporo uwagi poświęca także życiowym dylematom moralnym. Na kartach książki spotykamy bowiem bohaterów, którzy w każdej chwili mogą przekroczyć bardzo cienką granicę i tym samym zranić tych, których kochają. Pokusa jest naprawdę ogromna, zważywszy że lata temu łączyło ich silne uczucie. Czasami można odnieść wrażenie, że pomimo iż żyją w stałych związkach, to jednak są bardzo samotni. Nie potrafią też znaleźć wspólnego języka ze swoimi życiowymi partnerami. Każde z nich zawzięcie obstaje przy swoim, nie chcąc zrozumieć tej drugiej strony. Jeśli już o samotności mowa, to należy także zwrócić uwagę na samotność, która jest przekleństwem ludzi starszych. Dopóki człowiek ma z kim dzielić życie, wszystko wydaje się być w porządku. Najgorszy czas przychodzi wtedy, gdy jedno z małżonków umiera. Wówczas taki samotny starzec poszukuje towarzystwa innych ludzi. Czasami robi to zbyt nachalnie, co oczywiście może wywołać u innych irytację. Niemniej, Marcia Willett pokazuje, jak radzić sobie z takim „natrętnym staruszkiem” i w jaki sposób mu pomóc, żeby nie czuł się odtrącony i nikomu niepotrzebny.

Dodatkowym walorem tej książki jest to, że jej akcja rozgrywa się w malowniczej scenerii Kornwalii. Oczami wyobraźni czytelnik może dostrzec całe piękno tego miejsca i jego specyficzny klimat. Poza tym wiele też zależy od ludzi, którzy mieszkają w Rezydencji. To oni tak naprawdę tworzą atmosferę tej powieści z bardzo ważnym przesłaniem. Trzeba wiedzieć, że Marcia Willett pisze książki, które w żadnym razie nie są puste w swoim przekazie. To nie są historie o niczym. Nie są to też opowieści, które zostały napisane tylko po to, aby Autorka mogła odfajkować kolejną powieść w swoim dorobku. One mają ukryte drugie dno i trzeba uważnie wczytać się w to, co Marcia Willett ma do powiedzenia swoim czytelnikom. Odnoszę wrażenie, że Autorka pisze dla każdego pokolenia. Oczywiście trzeba zrozumieć, że nie każdy sięgnie po jej powieści, ponieważ nie do każdego one przemówią czy go zainteresują. Wszystko jest tutaj rzeczą gustu. Niemniej uważam, że czytelnicy w każdym wieku mogą odnaleźć w nich coś dla siebie. Przecież to są bez wątpienia historie rodzinne, a każdy z nas jest częścią jakiejś rodziny, która niejednokrotnie składa się z kilku pokoleń.








poniedziałek, 27 marca 2017

Sarah McCoy – „Córka piekarza”











Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2014
Tytuł oryginału: The Baker’s Daughter
Przekład: Elżbieta Kowalewska 





Druga wojna światowa zakończyła się w Europie 7 maja 1945 roku, kiedy przedstawiciel Trzeciej Rzeszy – generał Alfred Jodl (1890-1946) – podpisał w Reims we Francji dokument, na mocy którego ogłoszono kapitulację Niemiec. Pod aktem kapitulacji w imieniu aliantów podpisali się generał Walter Bedell Smith (1895-1961), reprezentujący Naczelne Dowództwo Wojsk Ekspedycyjnych generała Dwighta Eisenhowera (1890-1969), oraz generał artylerii Iwan Susłoparow (1897-1974), będący reprezentantem Armii Czerwonej. Na dokumencie znalazły się także podpisy niemieckiego oficera Wilhelma Oxeniusa (1912-1979) i admirała Hansa-Georga von Friedeburga (1895-1945). Tak więc Niemcy legły w gruzach. Większość miast popadła w całkowitą ruinę, transport znalazł się w totalnej rozsypce, natomiast wsie masowo zaczęły zaludniać się wysiedleńcami. Szacuje się, że było ich ponad pięć milionów. Z kolei około dwudziestu milionów niemieckich obywateli stało się nagle ludźmi bezdomnymi. Zanim do tego doszło, Adolf Hitler (1889-1945) próbował jeszcze ostatkiem sił odwrócić to, co było nieuniknione, lecz nie pomogła mu w tym nawet broń nowej generacji, oczywiście jak na tamte czasy.

Każda wojna ma to do siebie, że z jej powodu najbardziej cierpią niewinni ludzie, czyli cywile. Władze czy wojsko jakoś sobie poradzą, ale zwykli obywatele zawsze muszą zdać się na łaskę tych, którzy tę wojnę wygrywają. Tak też było w przypadku drugiej wojny światowej. Widząc nieuchronne zwycięstwo aliantów, zwyczajni Niemcy zaczęli czuć strach, szczególnie przed żołnierzami Armii Czerwonej. Nie był to bynajmniej strach nieuzasadniony, ponieważ czerwonoarmiści byli naprawdę bezwzględni. Wystarczy przypomnieć sobie w jak okrutny sposób żołnierze sowieccy obeszli się z kobietami, i to nie tylko przedstawicielkami pokonanego kraju. Otóż zimą i wiosną 1945 roku posuwające się w głąb Trzeciej Rzeszy oddziały Armii Czerwonej dopuściły się masowych gwałtów na niemieckich kobietach. Wtedy żadna z nich nie mogła czuć się bezpiecznie. Niemniej, jak podają źródła historyczne, nie tylko czerwonoarmiści zachowywali się niczym wygłodniałe seksualnie bestie. Taka sama sytuacja panowała również w oddziałach najbardziej cywilizowanych armii, jak angielska czy amerykańska. Jednak trzeba pamiętać, że w zachodnich strefach okupacyjnych kobiety nie doświadczyły tak panicznego lęku, jaki na skutek masowych gwałtów stał się udziałem wszystkich kobiet w radzieckiej strefie okupacyjnej oraz w mniejszym stopniu także w Polsce.


Ludność niemiecka przymusowo wysiedlana z Berlina w 1945 roku


Zanim jednak skupimy się na tym, co działo się w Trzeciej Rzeszy po ogłoszeniu jej kapitulacji, przenieśmy się do Niemiec z 1944 roku. Jest koniec roku, a sytuacja na froncie nie należy do najlepszych, oczywiście z perspektywy nazistów. Widać, że ich siła słabnie. Ten niekorzystny klimat odczuwany jest także w samej Trzeciej Rzeszy. Ludzie czują, że coś jest nie w porządku i nawet niemiecka propaganda nie jest w stanie temu zapobiec. Są jednak i tacy, którzy wciąż wierzą w potęgę Hitlera i nie pozwalają wypowiedzieć pod jego adresem ani jednego złego słowa. Wśród wyznawców Führera jest także niejaki Herr Schmidt, który prowadzi piekarnię. Piekarz pragnie zasłużyć się dla Rzeszy, więc zaopatruje nazistów w pieczywo, jedną ze swoich córek oddaje do ośrodka Lebensborn, gdzie dziewczyna ma zadbać o czystość rasową, zaś drugą z córek szykuje na narzeczoną wysoko postawionego oficera SS. Takie całkowite oddanie się nazistowskiej władzy sprawia, że rodzina Schmidtów jest pod ochroną i nikt nie może wyrządzić jej żadnej krzywdy. Ponadto piekarnia Herr Schmidta cieszy się bardzo dobrą opinią, ponieważ zawsze można kupić w niej nie tylko smaczne pieczywo, ale też jakieś słodkości. 

Elsie Schmidt to młodsza córka państwa Schmidtów. Kiedy ją poznajemy, dziewczyna ma tylko siedemnaście lat. Jest naiwna i żyje marzeniami o wielkiej miłości, którą pragnie przeżyć niekoniecznie ze swoim podpułkownikiem Josefem Hubem wybranym dla niej przez ukochanego Papę. Wydaje się, że związała się z nazistą tylko dlatego, że tak właśnie chciał jej ojciec. Podobnie jak jej starsza siostra Hazel, przebywająca w ośrodku Lebensborn, ona również musi być oddana Trzeciej Rzeszy i Führerowi. Kiedy Elsie wraz ze swoim narzeczonym udaje się na bożonarodzeniowe przyjęcie, które zostaje wydane specjalnie dla oficerów SS, wówczas dziewczynie opadają łuski z oczu i widzi do czego tak naprawdę zdolni są ci, których uwielbia jej ojciec. Elsie czuje strach, ale też współczucie dla ofiar nazizmu. Jej uczucia dodatkowo potęguje występ wokalny małego Żyda, który niczym zastraszone zwierzątko w cyrku wystawiony jest na widok kata. Chłopiec po występie ma wrócić tam skąd przybył, czyli do obozu koncentracyjnego, gdzie czeka go pewna śmierć, podobnie jak jego bliskich.


Zniszczony Reichstag po zdobyciu przez wojska radzieckie (3 czerwca 1945)


Po powrocie do domu, Elsie jest zdruzgotana, lecz to, z czym będzie musiała radzić sobie przez najbliższe dni wywróci jej życie do góry nogami. Gdy tylko dziewczyna przekroczy próg swojego domu, w drzwiach jej kuchni stanie żydowski chłopiec, który jeszcze tak niedawno zabawiał nazistów podczas bożonarodzeniowego przyjęcia. Ten kilkuletni wychudzony malec z wygoloną głową ze łzami w oczach poprosi Elsie o schronienie. Co w tej sytuacji zrobi narzeczona esesmana? Wyda chłopca czy może ukryje go w jakimś bezpiecznym miejscu? Czy będzie potrafiła żyć ze świadomością, że oto sprzeciwiła się nie tylko ojcu, ale przede wszystkim Führerowi? Przecież Elsie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co grozi jej za ukrywanie Żyda? Czy Josef będzie w stanie jej pomóc, jeśli gestapo znajdzie małego uciekiniera w jej domu? Czy zatem Elsie jest gotowa podjąć tak wielkie ryzyko? A może lepiej od razu zawiadomić kogo trzeba i nie narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo i tym samym nie psuć opinii rodzicom?

Od powyższych wydarzeń mijają sześćdziesiąt trzy lata. W amerykańskim mieście El Paso położonym w stanie Teksas mieszka dziennikarka Reba Adams. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, więc Reba dostała nowy temat. Tym razem pracodawca zlecił jej napisanie felietonu o tradycjach świątecznych, jakie kultywowane są w Niemczech. Ponieważ w tym samym mieście znajduje się piekarnia „U Elsie”, którą prowadzi Niemka wraz z córką, Reba uważa, że przeprowadzenie wywiadu z właścicielką bardzo pomoże jej w napisaniu tekstu do lokalnej gazety. Na początku dziennikarce trudno jest skontaktować się z zapracowaną kobietą, lecz kiedy wreszcie udaje jej się z nią spotkać, nawet nie przypuszcza, że piekarnia „U Elsie” odmieni całe jej życie. To właśnie podczas tego wywiadu wracają wspomnienia dotyczące dramatycznej przeszłości, natomiast pytania, które padają z ust Reby sprawiają, że właścicielka piekarni powraca myślami do tragicznych i mrocznych wydarzeń mających miejsce podczas ostatniego roku drugiej wojny światowej. Okazuje się jednak, że nie tylko starsza kobieta będzie musiała zmierzyć się z własnymi demonami. Reba Adams również uświadamia sobie, że w jej z pozoru poukładanym życiu czegoś brakuje. Czy zatem obydwie kobiety będą w stanie uporać się z traumą, jaką zafundował im los? Jak sobie z tym poradzą? Czy pomogą sobie wzajemnie? Ile czasu potrzeba, aby móc znów normalnie żyć?

Panorama amerykańskiego El Paso w stanie Teksas (2007)


Córka piekarza to wspaniała historia, która łączy w sobie losy dwóch kobiet tak bardzo różniących się od siebie nawzajem i żyjących w dwóch odmiennych światach. Każda z nich ma za sobą niebywale trudną przeszłość. Elsie Schmidt wciąż nie potrafi zapomnieć o dramacie drugiej wojny światowej, pomimo że tamte wydarzenia już dawno ma za sobą. Z kolei na życiu Reby Adams nadal cieniem kładą się jej relacje z rodziną i partnerem. Wydaje się, że tym kobietom niczego nie powinno już brakować. Zarówno jedna, jak i druga ma obok siebie kochających ludzi, którzy w każdej chwili pomogą w potrzebie. Niemniej żadna z nich nie potrafi dojść do ładu sama ze sobą. Wciąż trawi je wewnętrzny konflikt, z którym nie są w stanie sobie poradzić. Musi dopiero stać się coś ważnego, aby mogły spokojnie patrzeć w przyszłość. Pomimo że dzieli je spora różnica wieku, to jednak potrafią doskonale się ze sobą dogadać. Rodzi się pomiędzy nimi przyjaźń, o jaką dziś naprawdę trudno.

Wydanie amerykańskie (2012)
Wyd. BROADWAY BOOKS
W 2012 roku książka została
nominowana do Goodreads Choice
Award Best Historical Fiction
Na kartach powieści czytelnikowi przedstawiony jest nie tylko obraz Trzeciej Rzeszy z końca drugiej wojny światowej wraz z jej niewyobrażalną brutalnością, bezwzględnością, a także okrucieństwem, ale również ten tuż po kapitulacji. Okazuje się, że nawet ci, którzy powinni być wdzięczni za bezgraniczne oddanie, potrafią solidnie skrzywdzić. Tym razem mamy do czynienia z bohaterami, którzy choć nie należą do NSDAP, to jednak są całkowicie oddani Führerowi. Mam oczywiście na myśli rodzinę Schmidtów, a nie esesmanów, których de facto niemało pojawia się w fabule. W pewnym momencie to oddanie może skończyć się dla Schmidtów naprawdę tragicznie.

Chyba tylko jedna Elsie, która z dnia na dzień musi dorosnąć, zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele zła czynią jej rodacy. Dziewczyna musi jednak pogodzić się z sytuacją i choć kocha swoich rodziców i siostrę, nie może nic zrobić. Oni wybrali już dawno swoją drogę i raczej nic ani nikt nie jest w stanie ich z niej zawrócić. W dodatku któregoś dnia jest już na to stanowczo za późno. Zabrnęli tak daleko, że nie można już nic zrobić. Autorka nikogo nie wybiela. Pokazuje ówczesnych zwykłych Niemców nie jako tych, którzy sprzeciwiają się konfliktowi, lecz właśnie jako tych, którzy – być może jedynie ze strachu – sprzyjają jednak nazistom.

Z kolei Reba Adams zmuszona jest uporządkować swoje życie. Wydaje jej się, że przez te wszystkie lata tylko je marnowała i nie rozwijała się zawodowo. O własnej rodzinie nie ma najlepszego zdania. Ale czy słusznie? Może kobieta źle ocenia matkę i siostrę? W dodatku w umyśle Reby wciąż uparcie tkwią demony przeszłości. One pojawiły się jeszcze w dzieciństwie i do tej pory były jedynie uśpione. To spotkanie ze starszą od niej Elsie oraz z jej córką sprawia, że młoda dziennikarka musi wreszcie uświadomić sobie wiele spraw. Musi też podjąć trudne decyzje odnośnie do swojego dalszego życia. Czy dobrze wybierze? Czy faktycznie to, czego od lat pragnęła nie okaże się tak naprawdę wielkim rozczarowaniem? A może teraz już pozostała jej tylko rodzina, o której do tej pory tak źle myślała? Z drugiej strony jednak można odnieść wrażenie, że Reba przez te wszystkie lata schowała się za murem, który sama zbudowała i tym samym nie dopuszczała do siebie bliskich, twierdząc, że to oni są wszystkiemu winni. Matka stale udawała, zaś siostra odwróciła się od niej. Czyżby faktycznie Reba miała rację?

Historia zaproponowana przez Sarę McCoy to piękna opowieść o wybaczaniu nie tylko innym, ale też samemu sobie. To opowieść o tym, że tak naprawdę najważniejsza jest w życiu miłość, która potrafi wiele przetrwać i zdziałać cuda. To ona prowadzi człowieka ku wybaczeniu i ponownemu zaufaniu. To miłość jest tym uczuciem, które nigdy się nie poddaje i pomaga spojrzeć na świat zupełnie inaczej niż miało to miejsce długo przed jej odkryciem. Tak więc Córka piekarza to lektura, na którą należy zwrócić szczególną uwagę. Nieco różni się od tych, do jakich przyzwyczaili nas pisarze tworzący beletrystykę wojenną. I choć bardzo ważnym elementem jest tutaj wspomniana wyżej miłość, to jednak Autorka nie odnosi tego uczucia do miłości pomiędzy ofiarą a katem. Czytelnik nie spotyka dobrych i złych esesmanów, choć na temat Josefa Huba można byłoby dłużej podyskutować. Jego postać jest dość skomplikowana. W mojej ocenie on także zapłacił wysoką cenę za swoją służbę w armii Führera.

 









sobota, 25 marca 2017

Alexandre Dumas (ojciec) – „Pamiętniki”










Wydawnictwo: ISKRY
Warszawa 1960
Tytuł oryginału: Mémoires
 Przekład: Anna Tatarkiewicz




Kiedy kilka lat temu przygotowywałam materiał do artykułu będącego częścią pewnego cyklu literackiego, zdecydowałam wówczas, że jego bohaterem będzie Alexandre Dumas (ojciec; 1802-1870). Oparłam się wtedy na informacjach pochodzących z autobiografii Autora. Praktycznie od najmłodszych lat Alexandre Dumas zajmuje w moim czytelniczym życiu bardzo ważne miejsce i nie zraża mnie nawet fakt, że w pisaniu książek pomagał mu pisarz i historyk Auguste Maquet (1813-1888). Jego rola polegała bowiem na tym, że wymyślał fabułę, dbał o zgodność historyczną i tworzył ogólny zarys powieści, natomiast Dumas rozbudowywał wątki w charakterystycznym dla siebie stylu. Pomiędzy panami doszło nawet do nieporozumienia. Otóż Auguste Maquet zażądał pewnego dnia wyższego wynagrodzenia i umieszczenia swojego nazwiska jako współautora powieści. W rezultacie zdołał jedynie uzyskać wyższe wynagrodzenie, zaś ta druga kwestia w żadnym razie nie wchodziła w grę.
                                                                                        
Alexandre Dumas
Fotografia pochodzi z 1860 roku.
autor: Gustave Le Gray (1820-1884)
Książka już ma swoje lata. Wydanie, które do mnie trafiło, pochodzi z 1960 roku. Jeśli w ogóle istnieje jakakolwiek możliwość dostania dziś Pamiętników, to zapewne należałoby ich szukać w antykwariatach albo na aukcjach internetowych. Obawiam się, że nawet biblioteki już nie posiadają tej książki w swoich zasobach. Alexandre Dumas swoje wspomnienia zaczął spisywać pod koniec Monarchii Lipcowej (1830-1848), a następnie kontynuował je na emigracji w Brukseli, zaś ukończył po powrocie do Paryża. Pierwsza część autobiografii ukazywała się w piśmie Presse, natomiast dalszy ciąg publikowany był w dzienniku, którego Dumas był właścicielem. Dziennik ten nosił tytuł Muszkieter (z franc. Le Mousquetaire). To właśnie dzięki tym publikowanym bez ograniczeń tekstom Alexandre Dumas zdobył dla pisma rzesze czytelników.

Finalne książkowe wydanie Pamiętników miało miejsce w roku 1863. Autobiografia ukazała się wówczas aż w dziesięciu tomach. W latach 50. XX wieku we Francji pojawiło się natomiast wydanie dość krytyczne w swej formie w opracowaniu Pierre’a Josseranda (1898-1972). Dwa pierwsze tomy wydano w latach 1954-1957 i zawierały tylko połowę oryginalnego tekstu. Pamiętniki w wysokim stopniu charakteryzują się walorami wyróżniającymi najlepsze teksty Dumas. Narracja jest niezwykle żywa, widać w nich dramatyzm, który przejawia się szczególnie w dialogach. Wydaje się, że Autor stosuje je niezwykle chętnie. Wszystkie osoby, o których pisze Dumas są wyraziste i doskonale uchwycone, lecz jednocześnie Autor nie stara się zagłębiać w ich charaktery czy stan psychiczny. Czytając Pamiętniki czytelnik nie może spodziewać się kolejnej powieści, ponieważ nie znajdzie w niej cech typowych dla utworów tego typu. Jest to przede wszystkim opowieść o wydarzeniach i ludziach, tym razem nie fikcyjnych, lecz autentycznych, współczesnych Autorowi. Niemniej, z drugiej strony można domyślać się, że Dumas w sposób świadomy – bądź też nie – przeinacza pewne fakty lub przedstawia je jedynie ze swojego punktu widzenia, co jest dość nieobiektywne. Być może czyni to rzadziej, aniżeli można byłoby go o to posądzać.


Alexandre Dumas wygotowujący swoje powieści (karykatura)
autor: Amédée de Noé ps. Cham (1818-1879)


Pomijając powyższy fakt, można jednoznacznie stwierdzić, iż ogólny obraz samej epoki oraz ludzi w niej żyjących charakteryzuje autentyczność, która równa się tej dotyczącej samego Autora. Alexandre Dumas w Pamiętnikach odsłania się bez reszty zarówno w tym, co mówi, jak również w tym, w jaki sposób to robi. Momentami miałam wrażenie, że nie szczędzi nawet samemu sobie. Z ogromną prostodusznością prezentuje swe wady, zalety, a także śmieszności.

[…] Idąc za przykładem innych, wskoczyłem na ławkę i balansując na zaokrąglonych oparciach, ruszyłem ku środkowi. Musiałem wydawać się – a raczej wyznajmy to: byłem bardzo śmieszny. Moje długie i mocno kręcone włosy tworzyły wokoło głowy nader groteskową aureolę, ponadto w czasach, gdy nosiło się redengoty* sięgające kolan, ja miałem redengot do kostek […][1]
[…] Byłem ubrany według ostatniej mody z Villers-Cotterets, która jednak była przedostatnią modą paryską. Wobec tego, że na ogół przedostatnia i ostatnia moda są czymś skrajnie różnym – wyglądałem, jak to już z właściwą mi skromnością zaznaczyłem – bardzo śmiesznie. Takie zapewne wrażenie wywarłem też na tych, do których podchodziłem, gdyż przyjęli mnie wybuchami śmiechu, w bardzo złym – jak mi się zdawało – guście. Byłem zawsze bardzo uprzejmy, ale w owych czasach z uprzejmością, jaką zawdzięczałem wychowaniu macierzyńskiemu, szła w parze wybuchowa drażliwość, odziedziczona prawdopodobnie po ojcu. Drażliwość ta sprawiała, że nerwy moje były instrumentem nader czułym na podniety. Uchyliłem kapelusza, co do reszty odsłoniło oryginalność mej koafiury** i spotęgowało wesołość grona, wśród którego pragnąłem się znaleźć. 
– Przepraszam panów – zapytałem z wyszukaną grzecznością – czy mógłbym wiedzieć, co was tak śmieszy, by móc śmiać się wraz z wami? Sztuka, którą zobaczymy, jest podobno bardzo smutna, i nie zawadziłoby rozerwać się trochę, zanim zaczniemy wylewać łzy. 
Przemowy mej wysłuchano w nabożnym skupieniu, po czym wśród zaległej ciszy odezwał się nagle pojedynczy głos: 
– Ależ główcia! 
Jak się zdaje, apostrofa należała do bardzo komicznych, gdyż ledwo się rozległa, śmiechy wybuchnęły ze zdwojoną siłą; co prawda, ledwo się to stało, wymierzyłem dowcipnisiowi siarczysty policzek […][2]

Dom, w którym urodził się
Alexandre Dumas
Niniejsza wersja Pamiętników to najlepsze fragmenty całości autobiografii Alexandre Dumas. Dla potrzeb polskiego rynku wydawniczego zostały one wyselekcjonowane z całości tekstu, czyli pierwotnej wersji, w której można znaleźć mnóstwo kwestii wepchniętych tam zupełnie niepotrzebnie celem wydłużenia tekstu i znacznego podwyższenia honorarium. Trzeba więc wiedzieć, że pierwotna wersja Pamiętników skierowana była do czytelników pism codziennych, za co płacono od wiersza. W polskim wydaniu czytelnik nie znajdzie cytowanych w całości dokumentów, fragmentów cudzych utworów literackich, całych życiorysów osób współczesnych Pisarzowi, skryptów dzieł historycznych, czy też – nie zawsze wiarygodnych, a często zbyt długich – anegdot.

Forma, jaką proponuje polski wydawca, to przede wszystkim książka, którą świetnie się czyta. Jest ona doskonała zarówno dla miłośników Alexandre Dumas i jego twórczości, jak również dla tych, którzy w jakiś szczególny sposób interesują się epoką Autora, a zwłaszcza jej życiem kulturalnym. W Pamiętnikach Dumas skupił się wyłącznie na swojej literackiej egzystencji. Sprawy osobiste, jak gdyby spycha na dalszy plan. Pomimo iż przez życie Pisarza przewinęło się mnóstwo kobiet pochodzących z różnych warstw społecznych, to jednak Dumas wyraźnie unika tego tematu w autobiografii.

Dla mnie ta książka jest naprawdę wyjątkowa. Z jej kart czytelnik dowiaduje się, dlaczego Aleksandre Dumas w ogóle zaczął pisać. W dodatku jego literacka droga do sławy wcale nie była usłana płatkami róż, jak mogłoby się komuś wydawać. Zamiast róż leżały tam ciernie, które poważnie go raniły. Ponieważ Alexandre Dumas od lat zajmuje w moim życiu szczególne miejsce, ta książka pomogła mi głębiej zrozumieć nie tylko twórczość Autora, ale też jego osobowość. Wychowałam się na książkach Dumas i wiem, że już zawsze pozostaną mi bliskie.








Redengot  (redingot) – rodzaj długiej marynarki, dawniej używanej też jako strój do jazdy konnej.
[1] A. Dumas, Pamiętniki, Wyd. Iskry, Warszawa 1960, s. 91.
** Koafiura – (z franc. coiffure), żartobliwie o fryzurze, uczesaniu.
[2] A. Dumas, Pamiętniki…, op. cit., s. 91-92.






czwartek, 23 marca 2017

Agnieszka Lingas-Łoniewska – „Zakręty losu. Nowe pokolenie” # 4











Wydawnictwo: NOVAE RES
Gdynia 2016





Zemsta jest słodka. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy zostali dotkliwie zranieni i teraz planują wziąć odwet na wrogu. Jedyne, co trzyma ich przy życiu, to przemożna chęć wyrównania rachunków. Tak więc czasami nawet przez długie lata przygotowują się do tego, aby oddać z nawiązką ludziom, którzy niegdyś nie mieli skrupułów, aby skrzywdzić. W planowaniu zemsty są tak bardzo zaślepieni, że nie widzą – albo zwyczajnie nie chcą widzieć – tego, iż przy okazji mogą dotkliwie skrzywdzić również niewinne osoby, które tak naprawdę z całą sprawą nie mają nic wspólnego. Z kolei ten, kto wyrządził krzywdę nigdy nie będzie mógł zaznać spokoju. Nie chodzi tutaj o wyrzuty sumienia, lecz o strach, który już zawsze będzie mu towarzyszył, a bezustanne oglądanie się za siebie będzie spędzało sen z powiek każdej nocy. I choć pozornie może wydawać się, że wszystko tak naprawdę jest w najlepszym porządku, to jednak gdzieś w podświadomości wciąż będzie kołatać się myśl, że nie wszystko zostało załatwione do końca. Nawet jeśli mijają lata przeszłość może o sobie przypomnieć w najmniej oczekiwanym momencie i uderzyć w tych, którzy są dla nas najdrożsi na świecie.

Bracia Łukasz i Krzysztof Borowscy nie mogą więc czuć się bezpiecznie, pomimo że od dramatycznych wydarzeń mających miejsce w ich życiu minęło już dwadzieścia lat. W tym czasie obydwaj zdążyli założyć rodziny i doczekać się wspaniałych dzieci. Niestety, tajemnica, którą noszą w swoich sercach i umysłach nie pozwala im na normalne życie. Oni nadal czują strach, ponieważ wiedzą, że ci, którym zaszli za skórę i doprowadzili do ich niemalże całkowitego zniszczenia, wciąż żyją i w każdej chwili mogą uderzyć. Borowscy muszą więc zrobić wszystko, aby tylko ochronić młode pokolenie, które właśnie wkracza w dorosłe życie i nie jest niczego świadome. Dlatego też można zrozumieć bunt młodych, którzy pragną żyć po swojemu, a nadopiekuńczość rodziców staje się dla nich coraz bardziej uciążliwa. Nie wiedzą jednak skąd się to bierze i z jakiego powodu ich rodzice kontrolują każdy ich krok.

Jak już wspomniałam wyżej, akcja czwartego tomu Zakrętów losu rozgrywa się dwadzieścia lat po wydarzeniach opisanych w Braterstwie krwi. Przyjmijmy zatem, że Łukasz i Krzysztof Borowscy nadepnęli na odcisk rosyjskiej mafii w roku 2012 (rok wydania powieści). W związku z tym należy przypuszczać, że tym razem zostaliśmy przeniesieni w czasy około 2030 roku. Nie należy jednak spodziewać się jakiegoś przełomu, jeśli chodzi o opis realiów panujących w Polsce przyszłości. Generalnie nie różni się ona niczym od rzeczywistości, w jakiej dziś egzystujemy. Wygląda na to, że pomimo upływu dwudziestu lat nie rozwinęła się technika, a bohaterowie wciąż używają tych samych gadżetów, z których korzysta współczesny człowiek. Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku muzyki czy filmów, którymi fascynują się młodzi bohaterowie powieści. Na topie wciąż są zespoły muzyczne czy wokaliści, których słucha dzisiejsza młodzież. Tak więc można odnieść wrażenie, że czas stanął w miejscu, a ludzie tworzący tło w ogóle się nie zestarzeli, pomimo że minęły już dwie dekady. Nie przemówił do mnie też fakt, iż w roku 2030 młodzi wciąż słuchaliby „starych” kawałków, przy których bawili się ich rodzice i nawet licentia poetica nie jest w stanie mnie przekonać. Oczywiście nie traktuję tego zabiegu w kategoriach błędu czy braku logiki przy konstruowaniu powieści. Takie rzeczy są dopuszczalne w literaturze i autorzy czasami z nich korzystają.

Pomimo że powyższe rozwiązanie nie przypadło mi do gustu, to jednak po namyśle stwierdziłam, że może to i lepiej, że Autorka nie starała się za wszelką cenę zmieniać świata, ponieważ wtedy współczesny czytelnik mógłby zwyczajnie nie odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Kiedy jednak całą swoją uwagę skupiłam na fabule powieści, wówczas przestało mi to przeszkadzać, a akcja z każdą kolejną stroną wciągała mnie coraz bardziej. Tak więc młode pokolenie Borowskich reprezentowane jest przez Kacpra, Olgę, Igę i Kamila. Kacper to syn Magdaleny z pierwszego małżeństwa, którego adoptował Łukasz, dając mu nazwisko. Z kolei Olga jest córką starszego Borowskiego i jego małżonki. Natomiast Iga i Kamil to dzieci Krzysztofa i Katarzyny. Młodzi są ze sobą bardzo zżyci. Nie dziwi więc fakt, że ta zażyłość doprowadza w końcu do generowania poważniejszych uczuć, aniżeli tylko zwykłej przyjaźni czy relacji siostrzano-braterskich.

Borowscy nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że tuż obok jest ktoś, kto tylko czeka sposobnej chwili, aby zaatakować. Przygotowywał się do tego od najmłodszych lat. Wpajano mu, że jedynym jego celem jest dokonanie zemsty i odpłacenie tym, którzy w okrutny sposób pozbawili go najbliższych. Takie pranie mózgu może zdziałać naprawdę cuda. Człowiek w końcu staje się maszyną, która nie potrafi już samodzielnie myśleć ani czuć. Nie wie co to takiego przyjaźń, a tym bardziej miłość. Tego rodzaju uczucia są mu obce i choćby nawet bardzo się starał, to i tak nie będzie w stanie wzbudzić ich w sobie. Wykonuje więc jedynie polecenia innych i dąży do upragnionego celu. Co zatem musi się stać, aby wreszcie przejrzał na oczy i uświadomił sobie, że przez lata był tylko narzędziem mającym posłużyć innym do dokonania zemsty? Czy istnieje możliwość, aby uciec przed takim życiem? Czy jakikolwiek bunt jest w ogóle możliwy?

Jak można wywnioskować z powyższego, motywem przewodnim Nowego pokolenia jest zemsta, która jednak w pewnym momencie natrafia na miłość. Jest to naprawdę bardzo nierówna walka. W tej powieści generalnie bohaterowie doświadczają szeregu zawirowań emocjonalnych. Tutaj nic nie jest czarno-białe. Młodzi muszą radzić sobie z uczuciami, które jeszcze do niedawna były dla niech zupełnie obce. Muszą też podejmować niezwykle trudne decyzje, które nie zawsze będą dla nich dobre w skutkach. Ich życie pokazuje, że praktycznie z dnia na dzień zmuszeni są stać się dorosłymi osobami, których jedynym celem jest walka o przetrwanie, ponieważ w innym razie mogą już nigdy nie zobaczyć bliskich i nie zaznać szczęścia u ich boku. Jest to dla nich swego rodzaju szok, zważywszy że tak naprawdę nie wiedzą co się wokół nich dzieje i dlaczego to właśnie oni muszą pokutować za grzechy rodziców.

Agnieszka Lingas-Łoniewska stawia też kilka pytań, na które czytelnik znajdzie odpowiedzi właśnie w fabule Nowego pokolenia. Czy zatem warto ukrywać prawdę przez lata? Czy trzymanie istotnych spraw w tajemnicy tylko dlatego, aby chronić tych, których się kocha naprawdę stanowi dobre rozwiązanie? Co stanie się, jeśli prawda wyjdzie na jaw w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy może być już za późno na podejmowanie jakichkolwiek działań? Ile tak naprawdę człowiek jest w stanie zrobić dla prawdziwej miłości? Czy prawdziwe i szczere uczucie zawsze może pokonać zło? Jak odróżnić to, co dobre od tego, co złe? To są naprawdę bardzo trudne pytania, lecz gdy już znajdziemy na nie odpowiedzi będzie nam łatwiej zrozumieć przesłanie Nowego pokolenia.

Czwarty tom Zakrętów losu nie jest bynajmniej sielankową opowieścią o licealistach i studentach, którzy z reguły prowadzą beztroskie i imprezowe życie. Jest to przede wszystkim historia o młodych ludziach, którzy w pewnym momencie swojego życia muszą stawić czoło ogromnemu złu, które tak naprawdę nie zostało wygenerowane przy ich udziale. Przecież nie było ich jeszcze na świecie, kiedy rozgrywały się wydarzenia, za które dziś to oni muszą ponieść odpowiedzialność. W imię czego mają więc cierpieć i czuć niewyobrażalny strach o własne życie? Oni nie rozumieją dlaczego tak się dzieje. Oni chcą żyć jak normalni nastolatkowie, którzy mają swoje plany i marzenia. Dlaczego zatem ktoś za wszelką cenę pragnie im to odebrać i to w tak brutalny sposób?

Moim zdaniem Nowe pokolenie to doskonałe zakończenie historii o rodzinie Borowskich. Świat mafii ukazany jest w sposób niezwykle obrazowy i autentyczny. Bardzo wyraźnie widać reguły kierujące funkcjonowaniem mafijnej rodziny. Myślę więc, że miłośnicy twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewskiej nie mogą czuć się zawiedzeni. Autorka znów pokazała, że najlepiej czuje się w kreowaniu trudnych historii, które trzymają w napięciu i pozwalają czytelnikowi odczuwać cały wachlarz emocji. Poza tym ani czytelnik, ani też sami bohaterowie nie mogą być do końca pewni tego, co się z nimi stanie po zakończeniu powieści. Czytelnicy jeszcze długo po odłożeniu książki będą o niej pamiętać, natomiast bohaterowie mogą doświadczyć szczęścia tam, gdzie do tej pory były jedynie nienawiść oraz chęć zemsty.










środa, 22 marca 2017

Nora Roberts – „Zamek Calhounów. Rezydencja” # 1













Wydawnictwo: HARLEQUIN ENTERPRISES
Warszawa 2006
Tytuł oryginału: Courting Catherine & A Man For Amanda
Przekład: Alina Patkowska





Każda wiekowa posiadłość chowa w swoich murach jakieś tajemnice. Nie zawsze fakty, które się za nimi kryją są poparte rzetelnymi dowodami. Często bowiem dzieje się tak, że ludzie wiele rzeczy sobie dopowiadają, aby wzbudzić większe zainteresowanie u innych, bądź też chcą nadać danemu miejscu jakiś specyficzny klimat. Historie, które opowiadają przeważnie są mroczne i budzą strach w słuchaczach. Nierzadko chodzi o niewyjaśnioną zbrodnię sprzed lat albo samobójstwo podyktowane nieszczęśliwą miłością lub innymi problemami, z którymi osoba targająca się na swoje życie nie potrafiła już sobie dać rady. I tak oto po latach kolejne pokolenia pod wpływem jakichś dziwnych okoliczności nagle trafiają na ślad babki czy dziadka, którzy pewnego dnia odebrali sobie życie, zabierając jednocześnie tajemnicę do grobu. Wtedy zazwyczaj rozpoczynają się intensywne poszukiwania dowodów mogących dać odpowiedzi na szereg pytań.

W amerykańskim mieście Bar Harbor w stanie Maine (hrabstwo Hancock) znajduje się piękna stara posiadłość, którą wszyscy nazywają po prostu rezydencją Towers. Od pokoleń należała ona do rodziny Calhounów. Na początku XX wieku wybudował ją niejaki Fergus Calhoun z myślą o swojej pięknej i młodej żonie Biance. Okazało się jednak, że pomimo bogactwa i miłości męża kobieta wcale nie była szczęśliwa w tym małżeństwie. Dopiero, gdy pewnego dnia poznała przystojnego malarza, który tworzył na pobliskiej plaży, jej życie diametralnie się zmieniło. Niestety, była to nieszczęśliwa miłość, pomimo że to właśnie dzięki niej Bianka mogła poczuć się naprawdę wyjątkowo, wiedząc, że jest ktoś, komu naprawdę na niej zależy. I tak oto kobieta co pewien czas udawała się na potajemne schadzki ze swoim artystą. Obydwoje wiedzieli jednak, że ich uczucie nie ma przyszłości. Bianca obawiała się także reakcji zaborczego męża, gdyby ten dowiedział się o jej nikczemnym postępowaniu. Pamiętajmy, że był rok 1912, więc rzeczywistość wyglądała wówczas zupełnie inaczej, niż będzie to mieć miejsce kilkadziesiąt lat później, gdy potomkowie nestora rodu znów będą zagłębiać się w przeszłość swojej rodziny.

Wydanie z 2012 roku
Wyd. HarperCollins Polska
tłum. Alina Patkowska
Bianca Calhoun na swoje spotkania z malarzem często zabierała ze sobą syna. To ten kilkuletni chłopiec sprawiał, że kobieta nie była w stanie całkowicie poddać się emocjom, które towarzyszyły jej podczas tych zakazanych schadzek. Pisała też pamiętnik, w którym zdradzała bardzo wiele. Niestety, nadal była nieszczęśliwa. Z jednej strony zaborczy mąż, którego słowo było święte, a z drugiej platoniczny kochanek, dla którego Bianca mogła naprawdę wiele poświęcić. Trudno jest jednak egzystować w rzeczywistości, kiedy za jedyne towarzystwo człowiek ma wyłącznie strach. Prędzej czy później taka sytuacja może bowiem doprowadzić do tragedii. Tak też stało się w przypadku Bianki Calhoun. Pewnego dnia weszła bowiem na drogę, z której nie była już w stanie zawrócić.

Mijają lata. Jest rok 1991, zaś zamkiem Calhounów opiekują się cztery prawnuczki Bianki i Fergusa. Pomaga im ciotka Cordelia Calhoun McPike, która jest młodszą siostrą ojca dziewczyn. Kobieta jest dość specyficzna. Oprócz tego, że świetnie gotuje, posiada także szereg innych zdolności, w tym te związane z byciem medium. Tak więc ku utrapieniu swoich bratanic Coco co pewien czas urządza seanse spirytystyczne, podczas których łączy się duchowo ze swoimi przodkami, w tym także z Bianką Calhoun. To właśnie dzięki tym „spotkaniom” kobieta wie, a wręcz jest tego pewna, że z życiem jej babki związana jest jakaś makabryczna historia, którą należy jak najszybciej rozwiązać, bo inaczej nestorka rodu nigdy nie zazna spokoju na tamtym świecie. Czy w takim razie kobietom uda się odkryć prawdę o tragedii, jaka rozegrała się w posiadłości wiele lat temu? Co takiego stało się, że Bianca posunęła się do ostateczności?




Catherine vel Rodzinne gniazdo
(tytuł oryginału: Courting Catherine)



Wydanie z 2001 roku
Wyd. HARLEQUIN
tłum. Alina Patkowska
Catherine Colleen Calhoun, zwana po prostu C.C., to najmłodsza z czterech prawnuczek wspomnianej wyżej Bianki Calhoun. Dziewczyna ma dwadzieścia cztery lata, ostry język i wykonuje zawód, który w żadnym razie nie przystoi pannie z dobrego domu. Jest bowiem mechanikiem samochodowym i to w dodatku niezwykle dobrym. Nie ma bowiem usterki, której by nie naprawiła. W Bar Harbor jest doskonale znana ze swej skuteczności i tak naprawdę nikogo już nie dziwi fakt, że młoda i piękna dama wciąż chodzi w kombinezonie i do tego jeszcze umorusana po łokcie. Pewnego dnia próg jej warsztatu przekracza niejaki Trenton St. James III, który właśnie przyjechał z Bostonu pozałatwiać jakieś interesy. Mężczyzna jest nie tylko nieziemsko przystojny, lecz także niewyobrażalnie bogaty. Pech chciał, że praktycznie już na samym początku wizyty w miasteczku psuje mu się samochód i chcąc nie chcąc musi skorzystać z pomocy Catherine. Jak można się łatwo domyślić, ich pierwsze spotkanie nie należy do najprzyjemniejszych. Z jednej strony Trenton jest wkurzony z powodu awarii auta, a z drugiej zaskoczony, że jego samochodem będzie zajmować się baba!

Oczywiście C.C. nie pozostaje dłużna swojemu klientowi i bardzo szybko jej cięty język daje się we znaki Trentonowi. W dodatku dziewczyna nie cierpi bogatych facetów, którzy epatują wszem i wobec swoim majątkiem. Tak więc można śmiało rzec, że nasz arystokrata już na starcie jest stracony w oczach C.C. Jak gdyby tego było mało, za przybyciem Trentona do Bar Harbor stoi ciotka Coco, która poprosiła biznesmena, aby ten obejrzał rezydencję Towers celem jej ewentualnego nabycia. Posiadłość chyli się ku upadkowi, a jej mieszkanki nie mają pieniędzy, aby móc przeprowadzić gruntowny remont. Tak więc w pewnym memencie Cordelia nie widziała już innego wyjścia, jak tylko sprzedać rezydencję i wyprowadzić się z niej tam, gdzie mogłaby w spokoju dożyć swoich dni. Oczywiście niczego nie skonsultowała z bratanicami, więc można sobie tylko wyobrazić, jaka będzie ich reakcja na wieść o tym, co starsza pani zamierza zrobić z miejscem, w którym dziewczyny się urodziły i wychowały.

Ale to jeszcze nie wszystko. Coco założyła sobie bowiem, że wyswata swoje bratanice i tym samym zabezpieczy im byt. I tak oto jednym z kandydatów na męża dla którejś z prawnuczek Bianki Calhoun ma być właśnie Trenton St. James III, który prawdę mówiąc wcale nie spieszy się do tego, aby stanąć przed ołtarzem. Czy zatem któraś z młodych kobiet zawróci mu w głowie na tyle mocno, że mężczyzna zdecyduje się na ślub, zapominając o swoich przekonaniach odnośnie do instytucji małżeństwa? Czy kiedy zakocha się w którejś z Calhounówien nadal będzie chciał pozbawić je rodzinnej posiadłości? A może jedyne, czego będzie wtedy pragnął to zamieszkać w Towers razem z kobietami i tym samym pomóc im w ratowaniu rezydencji?




Amanda vel Rodzinny skarb
(tytuł oryginału: A Man For Amanda)



Wydanie z 2001 roku
Wyd. HARLEQUIN
tłum. Alina Patkowska
Amanda Calhoun pracuje w jednym z miejscowych hoteli, gdzie jest menedżerką. Kobieta uwielbia swoją pracę, pomimo że szef nie zawsze ją docenia. Amanda potrafi świetnie dogadywać się nie tylko z gośćmi, ale też ze współpracownikami i generalnie jest bardzo lubiana. Do tego jest także bardzo piękną kobietą, za którą oglądają się mężczyźni, lecz ona sama raczej ich nie dostrzega, czekając na swojego wyśnionego księcia z bajki. Ona ma własny typ kandydata na męża i tak naprawdę mało który facet jest w stanie sprostać temu schematowi. Pewnego dnia zupełnie przypadkowo, w pośpiechu Amanda wpada na ulicy – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu – na Sloana O’Reily’ego, sprawiając, że ten ląduje na tyłku. Okazuje się, że Sloan to nikt inny, jak tylko architekt wynajęty przez Trentona St. Jamesa III, aby pomóc odremontować zamek Towers. Kiedy mija pierwsza złość, obydwoje zauważają, że coś ich ku sobie wzajemnie przyciąga. Oczywiście Amanda nie chce przyznać się do swoich uczuć, zaś Sloan nie odpuszcza. I tak oto rozpoczyna się swego rodzaju wojna podjazdowa, która nie wiadomo tak naprawdę jak się skończy. W bitwie uczestniczą bowiem dwa niesamowicie silne charaktery, z których żaden nie chce się wycofać. Jak skończy się ta historia? Co musi się stać, aby Amanda i Sloan zrozumieli, że wszak są dla siebie stworzeni?

Rezydencja to pierwsza z dwóch części opowiadających o losach sióstr Calhoun. Oprócz Catherine i Amandy w zamku Towers mieszkają jeszcze Lilah i Suzanna. Ich historię Nora Roberts opowiada w książce zatytułowanej Rodzinne szmaragdy. Każda z tych kobiet przeżywa własne problemy, z którymi nie musi jednak borykać się sama, ponieważ obok są pozostałe siostry i oczywiście specyficzna ciotka Coco. Fabuła niniejszych opowiadań, jak i tych zamieszczonych w Rodzinnych szmaragdach, opiera się na historii sprzed wielu lat. To właśnie teraz na skutek remontu rezydencji powraca tragiczna śmierć Bianki Calhoun, jak również sprawa szmaragdów, które zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Odkrycie prawdy siostry stawiają sobie za punkt honoru. Nie zapominają jednak o tym, co dzieje się obecnie, czyli według fabuły w 1991 roku. A zatem całą swoją uwagę skupiają na ratowaniu rezydencji, nie przypuszczając nawet, że są ludzie, którzy za wszelką cenę pragną dopaść cennych szmaragdów.


Możliwe, że fikcyjna rezydencja Towers wyglądałaby podobnie, jak angielska posiadłość
Turton Tower, której budowę zaczęto na początku XV wieku,
natomiast ukończono w 1596 roku. 


Oczywiście zarówno Catherine, jak i Amanda to delikatne romanse, które nie przytłaczają czytelnika wulgarnością czy zbyt egzaltowanym słownictwem. Każdy, kto zna twórczość Nory Roberts wie, że Autorka nawet, jeśli tworzy klasyczny romans, to nie jest on ani śmieszny, ani sztuczny. W przypadku tych dwóch opowiadań mamy więc do czynienia z silnymi bohaterami, którzy pragną wciąż postawić na swoim, lecz tak naprawdę stale tęsknią za prawdziwą miłością. Oni bezustannie walczą nie tylko ze sobą nawzajem, ale też z własnymi uczuciami, aby w pewnym momencie poddać się i pozwolić losowi kierować ich życiem. Widać też ogromną miłość do posiadłości, która jest dla nich bezcenna. Nawet ci, którzy do tej pory jej nie znali, jak Trenton czy Sloan, teraz robią wszystko, aby nie pozwolić jej popaść w całkowitą ruinę. Zamek Calhounów ma w sobie jakąś magię, która sprawia, że każdy, kto choć raz na niego spojrzy natychmiast zakochuje się w nim bez pamięci.

Ogromne znaczenie ma tutaj również historia Bianki i jej szmaragdów. Można wręcz powiedzieć, że jest ona najważniejsza, ponieważ pociąga za sobą kolejne wydarzenia. Myślę, że miłośnikom twórczości Nory Roberts nie trzeba polecać tej książki, natomiast jeśli ktoś z czytelników szuka lekkiej i niezobowiązującej lektury na jeden wieczór, to śmiało może sięgnąć po Rezydencję, jak i po Rodzinne szmaragdy, które stanowią jej kontynuację. O tej drugiej książce opowiem za jakiś czas.







poniedziałek, 20 marca 2017

Edyta Świętek – „Spacer Aleją Róż. Cień burzowych chmur” # 1












Wydawnictwo: REPLIKA
Zakrzewo 2017






Po zakończeniu drugiej wojny światowej Polska znalazła się w naprawdę dramatycznym położeniu. Nie dość, że ponieśliśmy ogromne straty w ludziach, to jeszcze władzę w kraju przejęli komuniści funkcjonujący na smyczy Józefa Stalina (1878-1953). W dodatku trzeba było zająć się również odbudową miast zniszczonych przez hitlerowskie bomby. Ludzie pozbawieni dachu nad głową często uciekali na wieś, wierząc, że właśnie tam znajdą nowy dom. Częściowemu lub całkowitemu zniszczeniu uległa także większość zakładów przemysłowych. Zaczęto też bezwzględnie rozprawiać się z żołnierzami Armii Krajowej. Tak więc sytuacja polskiego społeczeństwa była naprawdę zła. Gospodarka praktycznie nie istniała, dlatego też w lipcu 1947 roku przyjęto trzyletni Plan Odbudowy Gospodarczej, który w swoim założeniu obejmował lata 1947-1949. Jego celem była przede wszystkim odbudowa polskiej gospodarki. Prócz tego chciano zlikwidować szkody spowodowane drugą wojną światową. Plan zakładał też podniesienie stopy życiowej ludności, jak również scalenie Ziem Odzyskanych oraz przekroczenie przedwojennej produkcji rolniczej i przemysłowej średnio o dziesięć procent.

Zgodnie z powyższym planem najszybciej odbudował się przemysł, ponieważ już pod koniec 1947 roku osiągnięto taki sam poziom produkcji, jaki obserwowano w 1938 roku. Niestety, w rolnictwie nie udało się uzyskać poziomu produkcji z lat przedwojennych. Zjawisko to spowodowane było stopniowym wprowadzaniem kolektywizacji, czyli przekształcaniem indywidualnych gospodarstw rolnych w spółdzielnie rolnicze zwane kołchozami, którymi charakteryzowała się gospodarka Związku Radzieckiego. Działania te podjęto już w 1948 roku. Jeśli wziąć pod uwagę handel, to trzeba pamiętać, że od 1947 roku zaczęto realizować tak zwaną bitwę o handel, w wyniku której państwo przejmowało zarówno sam handel, jak i całą spółdzielczość. Za tą reformą stał Hilary Minc (1905-1974), który w tamtym okresie był ministrem przemysłu i handlu, natomiast w 1949 roku został wiceprezesem Rady Ministrów. Funkcję tę pełnił do 1957 roku. 

Hilary Minc
Zdjęcie pochodzi z Trybuny Ludu 
z 1949 roku.
autor nieznany
W związku z podjętymi działaniami nastąpił dość szybki wzrost stopy życiowej ludności, co tak naprawdę nie było wielkim osiągnięciem, zważywszy że startowano z niezwykle niskiego poziomu. Wzrósł także dochód narodowy w porównaniu z okresem międzywojennym. Nastąpił znaczny wzrost udziału przemysłu w tworzeniu dochodu narodowego oraz zagospodarowano i scalono Ziemie Odzyskane. Z kolei w roku 1950 zaczęto wprowadzać nowy plan. Tym razem miał to być plan sześcioletni (1950-1955). Tak więc Kongres Zjednoczeniowy przyjął założenia, których celem było zwiększenie produkcji przemysłowej aż o dziewięćdziesiąt procent, zaś rolnej o czterdzieści. W 1950 roku znacznie zwiększyły się założenia ze względu na sytuację międzynarodową. Chodziło bowiem o wojnę w Korei. W związku z czym położono większy nacisk na budowę przemysłu ciężkiego, zwłaszcza zbrojeniowego.

W oparciu o plan sześcioletni wybudowano między innymi Nową Hutę (obecnie dzielnica Krakowa), hutę w Warszawie, fabryki samochodów na Żeraniu oraz w Lublinie, a także stocznie w Gdańsku i Szczecinie, odbudowano również Warszawę. Od 1951 roku w rolnictwie rozpoczęła się masowa kolektywizacja indywidualnych gospodarstw, natomiast w 1952 roku wznowiono dostawy obowiązkowe. W przypadku handlu zagranicznego miało miejsce ograniczenie wymiany międzynarodowej oraz dążenie do samowystarczalności, co z kolei związane było między innymi z „zimną wojną”. To właśnie w 1952 roku Stany Zjednoczone odebrały Polsce klauzulę najwyższego uprzywilejowania. Ponadto jeszcze w październiku 1950 roku została przeprowadzona bardzo niekorzystna dla ludności wymiana pieniędzy, w wyniku której w wielu przypadkach ludzie potracili dorobek całego życia. Było to działanie przeprowadzone z zaskoczenia i tak naprawdę nikt nie był na nie przygotowany. Z powodu kolektywizacji indywidualnych gospodarstw znacząco spadła produkcja rolna, co w efekcie wywołało sytuację, w której ludzie masowo zaczęli napływać do miast. Powstała też wadliwa struktura gospodarcza, w której przeważał przemysł ciężki i słaby przemysł lekki. Zaniedbano również handel, a także znacznie pogorszyła się stopa życiowa społeczeństwa.

W takiej właśnie rzeczywistości egzystują bohaterowie pierwszego tomu sagi rodzinnej autorstwa Edyty Świętek. Rodzina Szymczaków mieszka we wsi Pawlice, która leży gdzieś na terenie Małopolski. Szymczakowie to niezwykle bogaci gospodarze. Pomimo że podczas wojny swoje przeszli, a traumatyczne przeżycia nadal tkwią w ich sercach i umysłach, to jednak nie poddali się i wciąż chodzą z podniesionymi głowami. Ponieważ nie ma już na świecie nestora rodu, więc opiekę nad rodziną przejął jego najstarszy syn – Bronisław Szymczak. Chłopak ma dwadzieścia cztery lata, lecz mimo młodego wieku zachowuje się bardzo odpowiedzialnie i dojrzale. Dba o młodsze rodzeństwo i o matkę, która choć nie jest jeszcze starą kobietą, tak właśnie się czuje. Doskonale prosperujące gospodarstwo Szymczaków praktycznie od zawsze było solą w oku dla okolicznych właścicieli ziemskich. Ludzie zazdrościli im bogactwa i tego, że dzięki pieniądzom mogli sobie pozwolić na wiele rzeczy, podczas gdy inni klepali biedę. Zapewne wśród tych zazdrośników i zawistników znaleźli się i tacy, którzy gdzieś w kącie przeklinali Szymczaków i życzyli im jak najgorzej.

Po wojnie nie jest inaczej. Pomimo dramatycznych przeżyć, jakich rodzina doświadczyła, ich gospodarstwo nadal świetnie prosperuje, natomiast Bronek – choć z natury oszczędny – kupuje swoim siostrom coraz to modniejsze ubrania, bo przecież nie może pozwolić, aby we wsi wołali na nie „dziadówki”. Siostry Bronka to naprawdę piękne dziewczyny, więc nie dziwi fakt, że oglądają się za nimi miejscowi kandydaci na mężów. Niemniej są i tacy, którzy chcieliby je skrzywdzić. Nie chodzi im jednak tyle o same Szymczakówny, ile o zemstę na Bronku, którego bogactwo kole w oczy innych. Wśród wrogów Bronka jest niejaki Bartłomiej Marczyk. Niby pochodzeniem stoi znacznie niżej od Szymczaka, to jednak jego ogromna nienawiść do Bronka skutecznie popycha go do działania. Jak gdyby tego było mało, Bartek ma za sobą brata, który z kolei jest ważną szychą w strukturach Urzędu Bezpieczeństwa. Fakt ten sprawia, że wróg Szymczaka czuje się pewnie i bezkarnie. Marczyk jest przekonany, że może sobie na wszystko pozwolić, ponieważ ma po swojej stronie władzę i krzywda mu się nie stanie. Czy zatem chłopakowi uda się doprowadzić do końca swój plan zemsty na Szymczakach? Jak daleko posunie się Bartek, aby zranić swojego wroga tak mocno, żeby naprawdę zabolało? Gdzie uderzy, aby rana zaczęła solidnie krwawić? Czy wykorzysta fakt, że dla jednej z sióstr Bronka stanowi obiekt pożądania?


Budowa Nowej Huty 
fot. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa

Pewnego dnia władze komunistyczne wprowadzają wspomniany już wyżej program kolektywizacji gospodarstw rolnych. Ten nieprzemyślany i będący powieleniem reformy wprowadzonej w Związku Radzieckim program sprawia, że jego negatywne skutki odczuwa również Bronek Szymczak. Jego świetnie prosperujące gospodarstwo praktycznie z dnia na dzień staje się bezwartościowe. Młody mężczyzna traci niemalże wszystko, na co pracowały pokolenia jego rodziny. Tak więc w zapomnienie odchodzi majątek, który był dla niego wszystkim. Od tej chwili nie będzie już mógł utrzymywać swojej rodziny na wysokim poziomie. Jego siostry będą musiały zapomnieć o najnowszych trendach w modzie i szukać pracy u obcych, żeby móc przeżyć każdy kolejny dzień. To niezwykle upokarzające. Teraz zamiast zazdrości, ludzie będą czuć dla niego tylko pogardę. Dlatego też nasz bohater nie chce i nie może zostać w rodzinnych Pawlicach. Kiedy więc nadarza się okazja, aby wyjechać do miasta, gdzie właśnie rozpoczyna się budowa Nowej Huty, Bronek pakuje manatki i rusza w drogę. Czy odnajdzie tam spokój? Czy zdoła uciec przed nienawiścią młodego Marczyka? Jaka przyszłość czeka Bronka w zupełnie obcym miejscu pomiędzy ludźmi, których nie zna? Co stanie się z jego rodziną, gdy nie będzie już mógł sprawować nad nią pieczy? Czy kobiety, które zostawił we wsi pod opieką małoletniego brata będą w stanie stawić czoło żądzy zemsty, jaką pała wobec nich nowy szef spółdzielni rolniczej?

Zacznę może od tego, że nie pamiętam już kiedy ostatni raz czytałam tak dobrze zapowiadającą się sagę rodziną w polskim wykonaniu. Jeśli kolejne tomy tej historii będą równie fascynujące, to wierzę, że czeka mnie naprawdę doskonała lektura. Autorka w sposób niezwykle dokładny nakreśla powojenne polskie realia, nie zapominając przy tym o postaciach historycznych, które w tamtym okresie odegrały naprawdę znaczącą rolę w tworzeniu nowej Polski. Wspomnę chociażby Piotra Ożańskiego (1925-1988), którego historia zapamiętała jako przodownika pracy i oddanego działacza Polskiej Zjednoczonej Patrii Robotniczej. Należał też do Związku Młodzieży Polskiej. Był murarzem, który stał na czele jednej z brygad budujących Nową Hutę. To właśnie jego osobę Andrzej Wajda (1926-2016) sportretował w nieśmiertelnym Człowieku z marmuru jako Mateusza Birkuta, w którego rolę wcielił się Jerzy Radziwiłłowicz.


Jerzy Radziwiłłowicz w roli Mateusza Birkuta & Michał Tarkowski jako Wincenty Witek. 
Robotnicy biją rekord murarski podczas budowy Nowej Huty.
Kadr pochodzi z filmu Człowiek z marmuru (1976).
reż. Andrzej Wajda


Oprócz pracy przy budowie Nowej Huty, Bronek Szymczak przeżywa również osobiste rozterki. Jego życie to pasmo nieporozumień, które doprowadza do tego, że w pewnym momencie mężczyzna podejmuje decyzję, której w przyszłości może solidnie żałować. Podczas gdy nasz bohater stara się ułożyć sobie życie w wielkim mieście, jego rodzina w Pawlicach musi zmagać się z naprawdę poważnymi problemami. Można odnieść wrażenie, że Szymczakowie to ludzie, którzy różnią się od siebie wzajemnie. Nie podążają oni tą samą drogą. Każdy z członków familii posiada swoją własną wizję świata i przyszłości. Oczywiście są sytuacje, w których to życie zmusza ich do podejmowania tych czy innych decyzji, lecz generalnie usiłują iść własną drogą, lecz w dramatycznych okolicznościach potrafią się zjednoczyć.

Pierwszy tom sagi Edyta Świętek poświęciła szczególnie Bronkowi. To on jest tutaj głównym bohaterem i to przede wszystkim jego losy śledzimy z zapartym tchem. Owszem, obok niego pojawia się wiele innych postaci, lecz mimo to w centrum wydarzeń wciąż znajduje się Bronek Szymczak. Czytelnik widzi go nie tylko jako młodego i odpowiedzialnego mężczyznę, który z jednej strony chce dostosować się do norm panujących w wiejskiej społeczności, natomiast z drugiej pragnie za wszelką cenę dbać o rodzinę, za którą czuje się odpowiedzialny. Bronek ukazuje się nam również jako ten, dla którego najważniejszą wartością jest honor, nie tylko jego, ale także tych, których bardzo kocha. W imię honoru jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Widać też jak bardzo szanuje matkę, natomiast dla sióstr pragnie jak najlepszego życia. Mężczyzna nie jest z tych, którzy dla zysku czy jakichś osobistych korzyści wikłają się w szemrane interesy lub dopuszczają się krzywdy na innych.  

W moim odczuciu Cień burzowych chmur to powieść, która doskonale odzwierciedla klimat wczesnego PRL-u i stalinizmu. Bohaterowie pojawiający się na kartach książki to postacie niezwykle autentyczne. Czytelnik odnosi wrażenie, że są to ludzie, którzy żyją gdzieś obok, i tylko rzeczywistość, w której egzystują sprawia, że w końcu zdajemy sobie sprawę z tego, iż tak naprawdę ich realia znacznie odbiegają od współczesnych. Historia zaproponowana przez Edytę Świętek wciąga już od pierwszej strony, a dzieje się tak dzięki prologowi, który skonstruowany jest szalenie tajemniczo i tak naprawdę czytelnik może się jedynie domyślać, kim są postacie w nim przedstawione. Lecz te domysły można snuć dopiero wtedy, gdy przeczytamy ostatnią stronę książki. Choć z drugiej strony epilog także niczego nam nie ułatwia, co sprawia, że z niecierpliwością oczekujemy dalszego ciągu tej historii. Przyznam, że sięgając po Cień burzowych chmur nie sądziłam, iż opowieść o rodzinie Szymczaków tak bardzo mnie porwie i nie będę potrafiła oderwać się od lektury, dopóki nie przeczytam ostatniego zdania. Autorka niezwykle płynnie snuje swoją opowieść, a nieoczekiwane zwroty akcji sprawiają, że trudno jest rozstać się z bohaterami.