niedziela, 31 maja 2015

Philippa Gregory – „Klątwa Tudorów”














Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 
Dziękuję!



Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/ 
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2015
Tytuł oryginału: The King’s Curse
Przekład: Urszula Gardner



To zdrajcy powinni złożyć głowę na pniu;
Nie jestem zdrajczynią, nie, nie ja!
Wciąż trwam w swojej wierności, a więc
nie złożę głowy na pniu!
Nim zrobię choćby jeden krok, ujrzycie, jak
Chrystus w Swoim Miłosierdziu zachowa mnie!*

Najprawdopodobniej Małgorzata Pole przed egzekucją.


Życie Małgorzaty Pole, 8. hrabiny Salisbury, było tragiczne począwszy od jej narodzin, aż do śmierci. Jeszcze zanim przyszła na świat, śmierć w swojej najbardziej brutalnej i przerażającej formie dotknęła jej rodzinę. Fakt ten miał na celu przyśpieszyć wyginięcie rodu, który znacząco wpływał na losy Anglii przez ponad czterysta pięćdziesiąt lat. Jej dziadkiem był wspaniały Ryszard Neville, 16. hrabia Warwick i 6. hrabia Salisbury, zwany „Twórcą Królów” (1428-1471), który jako „ostatni z baronów” zginął na polu bitwy. Osoba hrabiego jako żołnierza stała się inspiracją dla Williama Szekspira (1564-1616), który kilkakrotnie wzorował swoje literackie postacie właśnie na Ryszardzie Neville’u. Ojcem Małgorzaty Pole był Jerzy Plantagenet, 1. książę Clarence, 1. hrabia Salisbury i 1. hrabia Warwick (1449-1478), który był również bratem króla Edwarda IV (1442-1483). Jerzy Plantagenet zmarł tragicznie w Tower w styczniu 1478 roku, a jego śmierci przypisuje się szereg rozmaitych przyczyn. Pierwszymi kuzynami Małgorzaty Pole byli książęta zamordowani w Tower – Edward V York (1470-1483) oraz jego młodszy brat Ryszard Shrewsbury (1473-1483). Niemniej trzeba pamiętać, że śmierć chłopców wcale nie jest taka oczywista, ponieważ historycy wciąż spekulują w kwestii tej egzekucji, twierdząc, że być może ich matka, późniejsza królowa Anglii – Elżbieta Woodville (ok. 1437-1492) – podstępem uratowała życie młodszemu synowi. Z kolei jedyny brat Małgorzaty Pole – Edward Plantagenet, 17. hrabia Warwick (1475-1499) – został zamordowany na skutek decyzji podjętej przez Henryka VII Tudora (1457-1509). Usuwając z drogi wroga i potencjalnego kandydata do tronu, młody Tudor chciał zapewnić sobie koronę Anglii. Niemniej lista tragedii w rodzinie Małgorzaty Pole w tamtym momencie dopiero się rozpoczynała.

Małgorzata Pole, 8. hrabina Salisbury
Małgorzata Pole, hrabina Salisbury, urodziła się 14 sierpnia 1473 roku na zamku w Farleigh położonego w pobliżu Bath. Jej matka Izabela Neville, hrabina Clarence (1451-1476) była córką wspomnianego wyżej „Twórcy Królów”. Lady Izabela Neville zmarła 22 grudnia 1476 roku, natomiast ojciec Margaret oddał życie w Tower dwa lata później. Za panowania króla Edwarda IV, zarówno Małgorzata, jak i jej brat przez jakiś czas wychowywani byli w Sheen wraz z królewskimi dziećmi. Po śmierci Edwarda IV, najpierw krótko przebywali na zamku w Warwick – swoim rodzinnym domu – a potem przez pewien czas mieszkali na dworze Ryszarda III (1452-1485). Kiedy w 1484 roku zmarł jedyny syn Ryszarda III i Anny Neville (1456-1485), wówczas pretendentami do angielskiego tronu stały się dzieci Jerzego Plantageneta, a więc w równym stopniu Małgorzata, jak i jej rodzeństwo. Oczywiście pierwszeństwo w kwestii objęcia władzy miał brat Małgorzaty – Edward. Niestety, to krótkotrwałe wyróżnienie skończyło się wraz ze śmiercią króla Ryszarda III, który poległ w 1485 roku w bitwie pod Bosworth, gdzie został pokonany przez Henryka VII Tudora, co sprawiło, że Tudor zasiadł na tronie i w ten sposób dał początek nowej dynastii.

Kiedy w 1491 roku Małgorzata miała około osiemnastu lat, wyszła za mąż za Ryszarda Pole’a (1462-1505). Ponieważ Ryszard Pole wspierał działania Henryka VII Tudora, małżeństwo z przedstawicielką Plantagenetów mogło tylko jeszcze bardziej wzmocnić pozycję Lancasterów, którzy pomimo wygranej, wciąż czuli na karku oddech rodu Yorków. Sir Ryszard Pole został też odznaczony Orderem Podwiązki, który był przyznawany wielmożom pochodzącym z hrabstwa Buckinghamshire. Natomiast kiedy w 1486 roku urodził się starszy syn Henryka VII Tudora – Artur, książę Walii – Ryszard Pole otrzymał stanowisko gubernatora Walii.

Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się, że lady Małgorzata Pole była szczęśliwa w małżeństwie. Z Ryszardem doczekała się pięcioro dzieci, a poza tym zarówno ona, jak i jej mąż byli dość wysoko cenieni przez króla. Niemniej nad Małgorzatą wciąż wisiała ciemna chmura. Chodziło bowiem o jej brata, który był realnym spadkobiercą korony, a został zgładzony na rozkaz Henryka VII Tudora. Lecz zanim to się stało, był więziony w Tower za „zdradę”. Historycy twierdzą, że egzekucja ostatniego z Plantagenetów była najbardziej brutalnym i bezdusznym państwowym morderstwem w historii Anglii, natomiast brak jakichkolwiek protestów ze strony nowobogackich wielmożów, którzy byli w stanie jedynie nisko kłaniać się Tudorowi, pokazał, jak bardzo naród był już zatopiony w politycznej i społecznej niewoli. Zmasakrowane zwłoki młodego i niewinnego hrabiego zostały niegodziwie pochowane w Bisham Priory, niedaleko Maidenhead, czyli w miejscu, gdzie jego pogrążona w żałobie siostra odnalazła swój dom u schyłku życia.

Kardynał Reginald Pole (1500-1558)
Jeden z synów Małgorzaty Pole;
ostatni  rzymskokatolicki arcybiskup Canterbury
Kiedy chorowity mąż Katarzyny Aragońskiej (1485-1536) – Artur (1486-1502) – został wysłany do zamku w Ludlow, wówczas lady Małgorzata Pole została jedną z dam dworu księżnej Walii i tym samym jej oddaną przyjaciółką. Ta nominacja nie tylko u niej musiała budzić emocje. Katarzyna również bardzo ją przeżywała, ponieważ to od śmierci brata lady Pole zależało, czy dojdzie do ślubu Artura z córką Izabeli I Kastylijskiej (1451-1504) i Ferdynanda II Aragońskiego (1452-11516). Dla nikogo nie było tajemnicą, że ten związek został okupiony niewinną krwią, albowiem ojciec Katarzyny postawił wyraźny warunek: nie może być tak, aby oprócz Tudora ktoś inny był pretendentem do angielskiego tronu! Katarzyna Aragońska bardzo szybko poczuła sympatię do siostry tak okrutnie zgładzonego młodzieńca. Możliwe, że sama czuła na rękach jego krew i teraz uznała, że nadszedł czas, aby wynagrodzić lady Małgorzacie Pole tę okrutną krzywdę.

Na tym etapie powinnam zakończyć nakreślanie biografii Małgorzaty Pole, 8. hrabiny Salisbury, ponieważ resztę czytelnik odnajdzie w powieści Philippy Gregory. Gdybym rozpisała się bardziej, wówczas mogłabym zdradzić najistotniejsze szczegóły fabuły książki i tym samym zniechęcić do sięgnięcia po powieść. Dodam tylko, że Małgorzata Pole została ogłoszona błogosławioną i zapisana w poczet męczenników przez papieża Leona XIII (1810-1903), a było to w dniu 29 grudnia 1886 roku. Bez wątpienia stało się tak dlatego, iż jej życie upłynęło pod znakiem pobożności i wypełnione było wydarzeniami, które przysporzyły jej wiele rozpaczy. Ostatnia potomkini Plantagenetów swoje święto w angielskim Kościele obchodzi każdego roku 28 maja, czyli dzień po swojej tragicznej śmierci. Lady Małgorzata Pole była najstarszą kobietą, którą ścięto w londyńskiej Tower. Dlaczego zatem nie jest to 27 maja? Ponieważ ten dzień w angielskim Kościele Katolickim zarezerwowany jest już dla innego świętego, a jest nim benedyktyński mnich i pierwszy arcybiskup Canterbury – Augustyn z Canterbury, który zmarł najprawdopodobniej w 604 roku.

Przejdźmy teraz do samej książki. Philippa Gregory swoją opowieść rozpoczyna w chwili, gdy Małgorzata Pole zostaje wezwana do Ludlow w Walii, gdzie ma opiekować się starszym bratem późniejszego Henryka VIII Tudora (1491-1547). Tam też poznaje młodziutką Katarzynę Aragońską, do której czuje sympatię już od pierwszego spotkania. Od tego momentu na kartach powieści jej los nierozerwalnie łączy się z członkami dynastii Tudorów. Poprzez Plantagenetów Małgorzata Pole jest także spokrewniona z Elżbietą York (1466-1503) – żoną Henryka VII Tudora. Z królową łączą ją naprawdę ciepłe relacje. Lady Pole niekiedy służy jej radą, a po nieoczekiwanej śmierci Elżbiety, odczuwa niewypowiedziany ból. Kiedy umiera także Artur, wówczas Małgorzata całą swoją uwagę skupia na Księżnej Wdowie, czyli Katarzynie Aragońskiej, przed którą już niedługo stanie ogromne wyzwanie.

Młody Henryk VIII Tudor
Portret został namalowany w 1509 roku;
wtedy też Henryka zwano złotym księciem,
który miał uwolnić swoich poddanych
od obsesji własnego ojca.
Klątwa Tudorów to powieść, która z jednej strony ukazuje kobietę silną i niesamowicie inteligentną, a z drugiej niewiastę, która pomimo tego, że posiada swoje własne zdanie, to jednak bez mrugnięcia okiem i słowa sprzeciwu poddaje się woli monarchy. Kiedy czytelnik poznaje Małgorzatę Pole, na angielskim tronie zasiada Henryk VII Tudor, który jest opętany myślą o spiskowcach pragnących odebrać mu władzę. To opętanie po latach odziedziczy jego młodszy syn, który również wszędzie będzie węszył spisek i zdradę, zważywszy że tuż obok będzie miał doradców, którzy dla własnej korzyści będą mu podsuwać informacje, które zaprowadzą na szafot wielu niewinnych ludzi. Niemniej przyglądając się sprawie bliżej można dojść do przekonania, że w tym Tudorowskim szaleństwie jest ziarnko prawdy, bo przecież wciąż żyją potomkowie Plantagenetów, którzy w każdej chwili mogą upomnieć się o swoje.

Wspomniałam, że lady Małgorzata Pole przedstawiona jest na kartach książki również jako kobieta niezwykle inteligentna. Z czego to wynika? Otóż ona doskonale wie, czym grozi nieposłuszeństwo względem króla. Choć jej myśli biegną zupełnie innym torem, to jednak wciąż kłania się nisko przed królewskim majestatem bez względu na to z którym królem ma akurat do czynienia. Bardzo ważna jest dla niej także rodzina, której członkowie chcąc nie chcąc zaplątani są w ówczesną politykę Anglii. Wszyscy synowie aktywnie uczestniczą w życiu politycznym u boku Henryka VIII Tudora i robią wszystko, aby nie wzbudzić w królu choćby najmniejszych podejrzeń. Czy taka czujność wystarczy? A może trzeba czegoś znacznie więcej, zważywszy na czasy, w jakich przyszło im żyć?

A jaka jest lady Pole w roli matki, babki czy teściowej? Na pewno nie można jej zarzucić, że nie kocha swoich dzieci bądź wnuków. Wręcz przeciwnie. Troszczy się o nich, zaś w sytuacjach niezwykle dramatycznych, kiedy całej jej rodzinie grozi głód, Małgorzata robi wszystko, aby uchronić dzieci przed dramatycznym losem. Z drugiej strony jednak czasami można zastanawiać się, kto tak naprawdę jest dla niej ważniejszy: jej własne potomstwo czy może dzieci pochodzące z rodziny królewskiej? Czy chęć przebywania na dworze i przypodobanie się królowi nie jest niekiedy większa od dobra własnej rodziny? A może to tylko pozory? Może lady Pole pragnie w ten sposób zyskać względy monarchy, który patrzyłby przychylnym okiem na jej dzieci i obdarzał je arystokratycznymi tytułami i pozwalał zasiadać w królewskiej radzie? A może Małgorzata wciąż ma nadzieję, że któryś z jej synów odzyska władzę w Anglii i na tronie ponownie zasiądą Plantageneci? Jak widać osobowość hrabiny Salisbury jest niezwykle skomplikowana i tak naprawdę trudno ją rozgryźć.

Kate O'Toole jako Małgorzata Pole
w serialu Dynastia Tudorów (2007-2010)
źródło
W Klątwie Tudorów na szczególną uwagę na pewno zasługuje także osoba Henryka VIII Tudora. Choć główną bohaterką jest Małgorzata Pole i to jej oczami czytelnik ogląda sytuację w ówczesnej Anglii, to jednak Henryk VIII jest nie mniej istotny. Bez względu na to, jakie działania podejmuje lady Pole, wszystkie mają mniejszy lub większy związek z osobą króla. Widzimy też w jaki sposób zmienia się osobowość Henryka VIII. Kiedy umiera Henryk VII angielski lud nie może przestać wiwatować na cześć nowego władcy. Każdy bowiem myśli, że teraz już wszystko się zmieni, a ludzie przestaną się bać. Uważają, że teraz to siedemnastoletni „złoty książę” odmieni ich życie. Tę myśl podziela również lady Pole. A jaka była prawda, wiemy z historii.

Oceniając Klątwę Tudorów nie napiszę niczego nowego, niż przy okazji omawiania poprzednich książek Philippy Gregory. Autorka jest mistrzynią w pisaniu powieści historycznych, więc i tym razem mnie nie zawiodła. Początkowo powieść może wydawać się nieco nużąca, ale w miarę jak rozwija się akcja, a wydarzenia nabierają tempa, zaś nasi bohaterowie tkwią w sytuacjach coraz bardziej dla nich niebezpiecznych, czytelnik zauważa, że nie może oderwać się od książki. Życie Małgorzaty Pole, jak na tamte czasy, trwało naprawdę długo, więc wiele się w nim dzieje. Prawda jest jednak taka, że oprócz narodzin dzieci, nie spotkało jej nic dobrego. Przez te wszystkie lata wciąż wisiał nad nią katowski miecz, tylko dlatego, że wywodziła się z Plantagenetów. Po zakończeniu Wojny Kuzynów (Wojny Dwu Róż) stale żyła w strachu, że w końcu przyjdzie taki dzień, kiedy będzie musiała zapłacić najwyższą cenę za swoje pochodzenie.

Tej książki chyba nie trzeba nikomu specjalnie polecać. Philippa Gregory zdobyła sobie w Polsce tak ogromne uznanie wśród czytelników, że wystarczy jedynie wymienić jej nazwisko, aby zachęcić do sięgnięcia po którąś z jej powieści. W Klątwie Tudorów dodatkowo można znaleźć kilka drzew genealogicznych umieszczonych pomiędzy tekstem książki, na których daty śmierci poszczególnych bohaterów są uzupełniane w zależności od okresu opisywanego przez Philippę Gregory, co pozwala jeszcze bardziej zagłębić się w niełatwą historię Anglii. Tak więc po prostu przeczytajcie Klątwę Tudorów, bo naprawdę warto!











Przekład własny. Słowa te zostały wyryte na ścianie celi w Tower, gdzie przed egzekucją więziona była Małgorzata Pole. Być może to właśnie ona je tam wyryła. 






piątek, 29 maja 2015

Ken Follett – „Filary Ziemi”












Wydawnictwo: ALBATROS
Warszawa 2012
Tytuł oryginału: The Pillars of the Earth
Przekład: Grzegorz Sitek




Do napisania tekstu o Filarach Ziemi autorstwa Kena Folletta przymierzałam się dwukrotnie. Tło historyczne tej powieści jest tak ciekawe, że nie mogłam oprzeć się pokusie, aby najpierw nie napisać dwóch innych artykułów dotyczących historii średniowiecznej Anglii. I tak oto powstał tekst o wojnie domowej w dwunastowiecznej Anglii, a potem rozpisałam się również o historii przepięknej katedry w Salisbury, która – między innymi – stała się inspiracją dla Autora. To właśnie budowa tej katedry opisana jest w Filarach Ziemi, choć akcja powieści nie dzieje się w Salisbury, lecz w niewielkim miasteczku o nazwie Kingsbridge. W związku z tym nie będę już wracać do tła historycznego, zaś jeśli ktoś chciałby poczytać o konflikcie pomiędzy cesarzową Matyldą (1102-1167) a królem Stefanem I z Blois (ok. 1097-1154), to może to zrobić, klikając tutaj. Z kolei z historią katedry w Salisbury można zapoznać się pod tym linkiem. Dzisiaj natomiast chcę skupić się tylko i wyłącznie na samej książce.

Filary Ziemi to powieść charakteryzująca się fabułą, w której centrum znajduje się budowa pięknej, gotyckiej katedry, natomiast gdzieś w tle słychać echa politycznych intryg i kościelnych manipulacji. To wszystko dzieje się w dwunastowiecznej Anglii. Powieść rozpoczyna się sceną egzekucji przez powieszenie, której ofiarą pada młody mężczyzna. Został on oskarżony o kradzież, której ponoć nie popełnił. Niemniej świadkami jego rzekomego przestępstwa byli ludzie, których słowo to świętość, więc trudno się z nimi sprzeczać. Podczas egzekucji dochodzi do niecodziennego wydarzenia. Otóż młoda kobieta, która najprawdopodobniej związana jest ze skazańcem i nosi w łonie jego dziecko, rzuca okrutną klątwę na tych, którzy przyczynili się do śmierci mężczyzny, natomiast jej straszliwe skutki mają dopiero nastąpić po latach. 

A zatem mijają lata. Młodzieniec arystokratycznego pochodzenia – William Hamleigh – wstrzymuje budowę domu, którego ściany wznoszone były z myślą o jego rychłym ożenku. Już ten czyn wyraźnie wskazuje na to, że William potrafi być naprawdę brutalny i należy się go bać, gdyż jest zdolny popełnić największe okrucieństwo, aby tylko osiągnąć swój cel. Dom Hamleigha budowany był przez niejakiego Toma Budowniczego, który teraz musi udać się w drogę w poszukiwaniu pracy. Tom ma na utrzymaniu dwoje dzieci i ciężarną żonę, więc zmuszony jest zatroszczyć się o ich byt, co wcale nie będzie takie łatwe. Podczas podróży dochodzi do tragedii, która już do końca życia będzie nawiedzać Toma w snach. Mistrz wciąż będzie czuł wyrzuty sumienia i zastanawiał się nad swoją moralnością. Będzie też usiłował tłumaczyć sobie własne postępowanie. Czy naprawdę nie było innego wyjścia? A może postąpił zbyt pochopnie, bojąc się, że nie poradzi sobie z takim balastem, jakim w tamtym momencie był jego nowo narodzony syn? 

Po jakimś czasie na drodze Toma stają zbuntowana Ellen i jej kilkuletni syn Jack. Kobieta jest banitką i obecnie mieszka w lesie. Dlaczego tak się stało? Co takiego skłoniło Ellen do usunięcia się w cień i opuszczenia miasta? A może to nie była jej decyzja? Może ktoś wpływowy po prostu ją do tego zmusił? W końcu kobieta wcale nie ukrywa swojej niechęci do hierarchów kościelnych i podważa każde prawidło, które usiłują wtłoczyć do ludzkich umysłów. Niemniej Tom nie czuje do niej niechęci i w bardzo krótkim czasie nawiązuje z nią romans. Czyżby zapomniał już o swojej niedawno zmarłej żonie?


W ten sposób okrutny William Hamleigh karał mieszkańców Kingsbridge
za nieposłuszeństwo. 
Kadr z serialu Filary Ziemi (2010)
źródło

Poprzez Toma Budowniczego i banitkę Ellen, czytelnik trafia do klasztoru, gdzie urzędują mnisi. Tam spotyka Philipa, który już niedługo stanie się jednym z głównych bohaterów powieści, gdyż jego przyszłe życie już na zawsze będzie związane z miasteczkiem Kingsbridge i budową katedry. Philip ma za sobą tragiczną przeszłość. Zarówno on, jak i jego młodszy brat cudem uszli z życiem w dzieciństwie. Wygląda na to, że duchowny wciąż spłaca dług wdzięczności Kościołowi, dzięki któremu kiedyś zdołał ocalić skórę. Pewnego dnia do Kingsbridge nogi poniosą także samego Toma Budowniczego, który zostanie głównym architektem przy wznoszeniu murów świątyni.

Oprócz wymienionych powyżej bohaterów, na kartach książki czytelnik spotka również niejaką Alienę – córkę hrabiego Bartholomew. Kiedy ją poznajemy, dziewczyna właśnie odrzuca propozycję małżeństwa z okrutnym Williamem. To dla nich Tom Budowniczy pracował jeszcze tak niedawno, wznosząc ściany ich przyszłego domu. Niestety, arogancka i rozpieszczona przez ojca Aliena już wkrótce przekona się, co znaczy odmówić Hamleighowi. Ta decyzja będzie ją naprawdę drogo kosztować. Czy Alienie uda się wyjść cało z kłopotów, w które wpakowała się na własne życzenie? Może lepiej było jednak przystać na propozycję małżeństwa z Williamem zamiast unosić się honorem i upierać przy swoim? Przecież średniowiecze to nie czasy, kiedy kobieta wybiera sobie męża według własnego uznania. Miłość tak naprawdę nie ma znaczenia. Najważniejsze, aby połączyć zwaśnione rody. W dodatku jest jeszcze małoletni brat, który potrzebuje wsparcia, aby móc kiedyś zostać szanowanym rycerzem. Dlaczego zatem odbierać mu ten przywilej w imię własnych upodobań?

Po raz pierwszy powieść Filary Ziemi została opublikowana w 1989 roku, i niemalże od razu stała się bestsellerem, jednak informacja o książce początkowo docierała do czytelników pocztą pantoflową. Dopiero po jakimś czasie zauważono ją na tyle wyraźnie, że stała się międzynarodowym bestsellerem. Na czym zatem polega wyjątkowość tej historii? Na pewno należy zwrócić uwagę na wielowątkowość fabuły, a także na emocje, jakie towarzyszą poszczególnym bohaterom. W Filarach Ziemi mamy do czynienia nie tylko z motywem miłości, ale przede wszystkim widzimy, czym tak naprawdę kierują się nasi bohaterowie. Na pierwszy plan wysuwają się ogromna żądza władzy i zło, co oczywiście podszyte jest wielką pobożnością. Analizując tę powieść można dojść do przekonania, że Ken Follett nie zawarł w niej wszystkiego, lecz nie należy uznawać tego za wadę, ponieważ z powieściami historycznymi już tak jest, że trzeba dokonywać trudnych wyborów podczas ich pisania. Wydarzeń historycznych jest tak dużo, iż nie sposób wykorzystać wszystkich na kartach powieści, która zawsze ograniczona jest pod względem objętościowym.


Mieszkańcy Kingsbridge przy budowie katedry.
Kadr z serialu Filary Ziemi (2010)
źródło

Myślę jednak, że Ken Follett zrobiłby lepiej, gdyby w miejsce przydługich opisów i szeregu niepotrzebnych powtórzeń, wprowadził wydarzenia historyczne, które ominął. Niedawno czytałam Świat bez końca, który uznawany jest za drugą część Filarów Ziemi. O ile liczne powtórzenia nie przeszkadzały mi w przypadku tej pierwszej książki, o tyle tutaj nieco mnie irytowały. Poza tym zauważyłam, że te dwie powieści pisane są do tego samego schematu. W obydwu książkach poszczególni bohaterowie mają swoich sobowtórów, i fakt ten wcale nie dotyczy ich wyglądu zewnętrznego, lecz osobowości. Na pamięć można wymienić postacie, które mogłyby podać sobie ręce. Nie wiem, czy to był dobry zabieg, zważywszy że fabuła też biegnie w podobnym kierunku. Jedyną różnicą w tym względzie może być osoba przeora klasztoru w Kingsbridge. Philip i Godwyn na pewno stoją po przeciwnych stronach, a ich charaktery znacznie się od siebie różnią. 

Wydanie z 2014 roku.
Jeżeli odejdziemy od próby porównywania Filarów Ziemi i Świata bez końca, wówczas dostrzeżemy, że fabuła pierwszej z książek charakteryzuje się mieszanką nowoczesnych wartości oraz postaw cechujących epokę średniowiecza. Dostrzeżemy bowiem silne postacie kobiece, które mogą nieco kolidować z ograniczeniami epoki. Potężny Kościół mechanicznie popada w konflikt ze słabymi monarchami, zaś to, co przyjmujemy za pewnik, dzieje się setki lat wstecz. Z kolei biorąc pod uwagę kreację postaci, również dostrzeżemy ich różnorodność. Na kartach powieści spotkamy zatem nikczemnych łotrów i bohaterów o czystych sercach, choć popełniających grzechy z rozmaitych powodów. Niektórzy tracą gdzieś po drodze życie, lecz prawie każdy otrzymuje w końcu to, na co tak naprawdę zasłużył.

W środowisku duchownym, oprócz przeora Philipa, czytelnik poznaje także – między innymi – biskupa Walerana Bigoda, który w swoich rękach dzierży potężną władzę, lecz jednocześnie czystość jego sumienia pozostawia wiele do życzenia. Nie tylko jest skorumpowany, ale również poprzez swoje postępowanie znacząco wpływa na bieg średniowiecznej historii opowiedzianej przez Kena Folletta. Z kolei kulminacyjna scena, choć fikcyjna, to jednak dotyka jednego z najbardziej tajemniczych wydarzeń w historii, czyli zatonięcia „Białego Koraba”. Dopiero wtedy na jaw wychodzą sekrety, które przez całą powieść są jak gdyby powoli odkrywane, lecz natychmiast tuszowane innymi wydarzeniami.

Wydaje mi się, że na szczególną uwagę zasługuje Jack Jackson, który jest synem banitki Ellen. Pomimo swoich niedoskonałości, generalnie jest człowiekiem szlachetnym, choć nie z urodzenia. Od samego początku łączy go szczególna więź z Tomem Budowniczym. Jack kocha także swoją matkę, która wcale nie ma łatwego charakteru. Aby pomóc i nie głodować, posuwa się do czynu, którego ujawnienie może przynieść zgubę całej jego rodzinie. Jack to godny następca swojego ojczyma. Czasami wydaje się nawet, że przerasta Toma rozumem i kreatywnością. Idzie w jego ślady i w konsekwencji staje się jednym z najbardziej twórczych umysłów swojej epoki. Myślę, że Filary Ziemi to powieść, po którą warto sięgnąć. Niemniej należy być przygotowanym na to, iż będzie to historia długa ze sporą domieszką niepotrzebnych informacji i powtórzeń dotyczących losów poszczególnych bohaterów.





wtorek, 26 maja 2015

Bogna Ziembicka – „Droga do Różan” # 1













Wydawnictwo: WYDAWNICTWO OTWARTE
Kraków 2013
Ilustracje: Katarzyna Haduch



[...] ludzie hodują pięć tysięcy róż
w jednym ogrodzie [...]
i nie znajdują w nich tego,
czego szukają [...]

Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę


Ostatnio na polskim rynku wydawniczym coraz częściej można spotkać powieści, w których główna bohaterka jest właścicielką malowniczego dworku lub pensjonatu, gdzie wszyscy czują się jak u siebie w domu. Niektórzy czytelnicy narzekają, że tych powieści jest zbyt dużo i nie są zbyt ambitne. Z drugiej strony jednak stanowią one swego rodzaju odskocznię od szarości dnia codziennego. Czasami losy bohaterów potrafią wciągnąć czytelnika do tego stopnia, że nie potrafi odłożyć książki dopóki nie przeczyta ostatniej strony. Tego rodzaju powieści zazwyczaj zaliczane są do literatury kobiecej, która w naszym kraju traktowana jest nieco po macoszemu i generalnie uważana za tanie romansidła. Możliwe że trochę w tym racji, lecz należy też dostrzec drugą stronę medalu. Od jakiegoś czasu polska literatura kobieca jest coraz lepsza, a autorki książek nie skupiają się jedynie na wątku miłosnym, lecz rozbudowują fabułę o życiowe tematy, które znane są każdemu z nas. Taki zabieg znacznie podnosi poziom danej powieści. Zauważyłam też, że coraz częściej od autorek tego rodzaju książek wymaga się tworzenia serii powieściowej, której akcja czasami dzieje się przez wiele lat i obejmuje kilka pokoleń.

Droga do Różan to moje pierwsze spotkanie z twórczością Bogny Ziembickiej i przyznam, że jest to spotkanie całkiem udane. Sięgając po pierwszy tom serii spodziewałam się, że jest to opowieść z historią w tle, skoro rzecz dotyczy pięknego szlacheckiego dworku znajdującego się gdzieś pod Krakowem. Okazało się, że nie do końca się pomyliłam, ponieważ pomimo tego, iż akcja generalnie dzieje się współcześnie, to jednak czytelnik od czasu do czasu przenoszony jest do Polski przedwojennej i wojennej.

Główną bohaterką jest trzydziestoletnia Zosia Borucka, która w rzeczonym dworku w Rożanach mieszka wraz z owdowiałym ojcem, ukochaną nianią oraz psem o imieniu Troj. Zosia jest tam bardzo szczęśliwa, pomimo iż kiedy wiele lat wcześniej wyprowadzała się tam z Krakowa, sądziła, że w nowym miejscu nie czeka jej już nic dobrego. W Krakowie zostawiała przecież przyjaciół i miłość swojego życia. Szybko okazało się, że otoczenie przyrody i przyjaźnie nastawieni sąsiedzi to wszystko, czego potrzebuje do tego, aby czuć się w życiu spełnioną. Zupełnie inaczej przedstawia się natomiast życie uczuciowe Zosi. O ile kobieta czuje się szczęśliwa w gronie tych, którzy są dla niej ważni, o tyle nie może tego samego powiedzieć o swoich miłosnych rozterkach.

Jak już wspomniałam, wyjeżdżając z Krakowa, Zosia zostawiła tam miłość swojego życia, czyli Krzysztofa Doliwę, o którym wciąż nie może zapomnieć. Marzy o nim każdego dnia i każdej nocy. Wciąż łudzi się nadzieją, że pewnego dnia będą razem i założą rodzinę. Z drugiej strony jednak, w otoczeniu kobiety jest też inny mężczyzna. To mieszkający po sąsiedzku artysta Eryk Hassel. Zosia czuje się zatem rozdarta pomiędzy tymi dwoma mężczyznami. Z jednej strony Krzysztof, z którym relacje nie układają się zbyt dobrze, zaś z drugiej Eryk, który kocha pannę Borucką nad życie. Niemniej Zosia, a właściwie jej ojciec jakiś czas temu zaciągnął dług u Krzysztofa i wygląda na to, że właśnie nadszedł czas jego spłaty. Jak zatem zachowa się Krzysztof w tej sytuacji? Czy za wszelką cenę będzie domagał się zwrotu pożyczonych Stanisławowi Boruckiemu pieniędzy? A może przez wzgląd na Zosię odpuści i pozwoli, aby sprawy biegły takim samym torem, jak dotychczas?

wydanie z 2012 roku
Droga do Rożan to powieść, która potrafi naprawdę wzruszyć, ale też doprowadzić czytelnika do negatywnych emocji. Główna bohaterka w niektórych momentach może naprawdę irytować, ale nie należy uznawać tego za wadę książki. Zawsze powtarzam, że irytujący bohater podnosi tylko walor danej powieści. Zosia jest bowiem postacią, o której można powiedzieć, że to takie „masło maślane”. Jej naiwność i poddawanie się manipulacjom Krzysztofa jest wręcz denerwujące. Nie można przecież wszystkiego wytłumaczyć wielkim uczuciem. Zapewne inna kobieta na jej miejscu nigdy nie odezwałaby się do mężczyzny, który z premedytacją potrafi krzywdzić. Wygląda jednak na to, że Zosia Borucka charakter odziedziczyła po swoim ojcu. Stanisław także nie dostrzega wad biznesmena Doliwy i wszelkie jego działania uznaje za normalne, a wręcz stara się je tłumaczyć na swój własny sposób, sprawiając tym samym, że racja leży po stronie Krzysztofa Doliwy. Czy tak powinno być naprawdę?

W całej tej sytuacji najbardziej racjonalnie myślącą osobą wydaje się przyjaciółka Zosi – Marianna. Kobieta wiele lat spędziła w Stanach Zjednoczonych, a w dodatku nie obca jest jej psychologia, więc dobrze zna się na ludziach. Niestety, rady Marianny raczej nie trafiają do Zosi. Ona wie swoje i kieruje się tylko i wyłącznie własnymi uczuciami. Wyżej wspomniałam także o Eryku. Relacje pomiędzy nim a Zosią są dość dziwne. O ile wiadomo, czego tak naprawdę oczekuje od tej znajomości Eryk, o tyle dla Zosi jest on, jak gdyby balsamem na rany, które zadaje jej Krzysztof. Czy tak to powinno wyglądać? Czy Zosia czasami nie postępuje wobec Eryka podobnie, jak robi to Krzysztof względem niej? Czy ona przypadkiem nie wykorzystuje i nie manipuluje Erykiem, aby zapomnieć o krzywdzie, jaką wyrządził jej ukochany? Czy takie zachowanie jest fair?

W momencie, gdy odpowiemy sobie na powyższe pytania, możemy łatwo dojść do przekonania, że Zosia Borucka wcale nie jest taką pozytywną bohaterką, jak mogłoby się wydawać na pozór. Niemniej kobieta ma w sobie coś takiego, że przyciąga do siebie mężczyzn niczym magnes szpilki. W tym wszystkim jest jeszcze ponad osiemdziesięcioletnia dziś niania Zuzanna, która co pewien czas wspomina swoją młodość i na kartach pamiętnika opisuje życie, jakie wiodła jeszcze zanim została opiekunką małego Stasia Boruckiego. Są to lata przed wybuchem drugiej wojny światowej oraz pierwsze dni okupacji hitlerowskiej. Zuzanna jest także wspaniałą kucharką, więc czytelnik na kartach książki ma możliwość poznania przepisów na potrawy, które staruszka przygotowuje. To wszystko wygląda naprawdę bardzo realistycznie.

Przyznam, że cała powieść jest bardzo autentyczna. Fabuła nie jest naciągana, natomiast bohaterowie są podobni do nas samych. Przeżywają swoje rozterki, obdarzają siebie nawzajem uczuciami przyjaźni i miłości, jak również popełniają błędy, których konsekwencje będą zapewne odczuwać dopiero po jakimś czasie. Tym, co dodatkowo zasługuje na uwagę, jest oczywiście Kraków, którego specyficzny klimat można poczuć wręcz namacalnie. Natomiast gdzieś w tle majaczy duch kobiety nawiedzający dworek w Różanach. Kim była owa kobieta i dlaczego akurat tam znalazła sobie mieszkanie? Na razie nie wiadomo, lecz przypuszczam, że w kolejnych tomach będzie o tym mowa i ta mroczna tajemnica na pewno się wyjaśni. Bardzo oryginalnym pomysłem jest tutaj także wprowadzenie roślin, jako bohaterów pobocznych. Ponieważ Zosia kocha kwiaty, a szczególnie róże, ten element jest w powieści bardzo wyraźnie wyeksponowany. 

Drogę do Różan polecam tym, którzy preferują opowieści zaczerpnięte z życia, a także sagi rodzinne. Na pewno nie jest to cukierkowy romans, który mógłby odstraszyć wielu czytelników. To przede wszystkim bardzo dobrze napisana powieść obyczajowa przeplatana historią przedwojennej i okupacyjnej Polski. Dodatkowo pierwszy tom zachęca do sięgnięcia po kolejny, gdyż praktycznie żaden z wątków nie został jeszcze zakończony. Mam nadzieję, że Autorka w kolejnych częściach opowieści o Różanach również mnie nie zawiedzie.








niedziela, 24 maja 2015

Katedra w Salisbury








Historia katedry w Salisbury sięga czasów jeszcze na długo przed położeniem pierwszego kamienia pod jej budowę w 1220 roku. Aby zrozumieć historię katedry należy udać się w podróż na północ od centrum miasta i zawitać do starego fortu Old Sarum. To właśnie tam wkrótce po podboju Anglii przez Normanów wybudowano zamek otoczony ochronnymi piaszczystymi skarpami charakterystycznymi dla epoki żelaza. W 1075 roku biskup Osmund (?-1099) zbudował tam katedrę położoną nieopodal pewnej rycerskiej rezydencji w stylu motte. Tego typu rycerskie budowle otaczał wewnętrzny wał oraz drewniane lub kamienne fortyfikacje. Wydawało się, że jest to doskonałe miejsce na to, aby w tych burzliwych czasach mnisi mogli żyć pod ochroną rycerstwa.

Po jakimś czasie okazało się jednak, że ani mnisi, ani też rycerze nie byli zadowoleni z sąsiedztwa tych drugich. Tak więc przez półtora wieku mnisi i rycerze zamieszkujący Old Sarum kilkakrotnie popadali we wzajemne konflikty. Wreszcie w 1220 roku biskup Salisbury – Richard Poore (?-1237) – stwierdził, że pragnie zbudować nową katedrę położoną z dala od wpływu mieszkańców zamku znajdującego się w forcie Old Sarum. Legenda mówi, że biskup, stojąc na kopcu ziemi przed zamkiem, wypuścił z łuku strzałę i obiecał, że tam, gdzie ona wyląduje, on wybuduje nowy kościół.


Widok wnętrza katedry
fot. Bernard Gagnon


Biorąc pod uwagę miejsce, gdzie znajduje się teraz katedra, biskup musiał być naprawdę potężnym mężczyzną. Kościół oddalony jest bowiem o kilka mil na południe od fortu Old Sarum i stoi niedaleko niegdysiejszych podmokłych terenów znajdujących się obok powoli płynącej River Avon. Richard Poore na swojego architekta wybrał kanonika katedry – Eliasa de Derhama (?-1246), który pomógł także wznieść sanktuarium świętego Tomasza Becketa w Canterbury. O samym Eliasie de Derhamie wiemy naprawdę niewiele. Źródła historyczne podają bowiem, że mógł on współpracować z Nicholasem z Ely (?-1280), który był między innymi biskupem Winchester, zaś Elias de Derham mógł wykonywać dla niego jakiś genialny projekt.

Początkowo podmokłe łąki, na których biskup Poore postanowił zbudować nową katedrę charakteryzowały się zbyt słabym i nieutwardzonym gruntem, aby mogły utrzymać ciężar przyszłej budowli. Szacuje się, że masywna wieża opiera się na fundamencie żwirowym o długości zaledwie czterech stóp angielskich. Pierwszy kamień węgielny został położony przez biskupa Poore’a w 1220 roku. Krużganki zaczęto budować w 1240 roku, natomiast przepiękny kapitularz w 1263 roku. Z kolei w roku 1265 została dodana wolnostojąca dzwonnica. Pierwowzór dzwonnicy już dawno znikł na skutek przebudowy katedry. Remont przeprowadzono pod koniec XVIII wieku pod wodzą architekta Jamesa Wyatta (1746-1813).

Nawa główna
fot. Mattana
Biskup Poore potrzebował duchownych celem dokonania prac w katedrze. Zatrudnił więc księży, urzędników, kanoników oraz starszych duchownych. Richard Poore udostępnił im także tereny otaczające katedrę oraz te leżące wzdłuż brzegu rzeki. Niższym rangą duchownym przydzielono półtora akra ziemi, na której mogli wznieść własne mieszkania, natomiast starsze duchowieństwo otrzymało dwa razy większy obszar ziemi pod własny użytek. Teren, na którym wybudowano mieszkania dla mnichów określono mianem Cathedral Close, czyli innymi słowy były to budynki, które pomimo że znajdowały się w pewnym oddaleniu od katedry, wciąż do niej należały. W 1331 roku Cathedral Close zostało otoczone murem z kamienia, który wzięto z oryginalnej normańskiej katedry mieszczącej się w Old Sarum. Wiele starych, średniowiecznych budynków nadal należy do Cathedral Close, choć niektóre z nich na przestrzeni wieków zostały zburzone i zastąpione pięknymi georgiańskimi kamienicami, jak na przykład Mompesson House czy Wren Hall.

Katedra w Salisbury została wybudowana w latach 1220-1258 w stylu, który obecnie nazywamy wczesnym angielskim gotykiem (z ang. Early English Gothic lub Early English). Ten styl podkreślił wysokość katedry oraz jej wewnętrzne światło, natomiast w porównaniu do innych bardziej cięższych budynków z XI czy XII wieku, był dość rewolucyjny. Katedra w Salisbury jest najbardziej unikatowym budynkiem w Anglii. Większość dużych kościołów powoli ewoluowało przez stulecia, zaś ich ostateczna konstrukcja obejmuje szereg stylów architektonicznych. Niektóre katedry wyglądają niczym jedna całość, natomiast w stosunku do innych można odnieść wrażenie, że są one portretami namalowanymi przez różnych artystów pochodzących z rozmaitych epok i charakteryzujących się odmiennym stylem. Katedra w Salisbury wyjątkowo została zbudowana podczas życia jednego pokolenia. W związku z tym ostateczna struktura przedstawia spójność wizji, co satysfakcjonuje historyków i zwiedzających oraz kojarzy się z jedną i tą samą epoką angielskiej architektury, i prawdopodobnie stanowi najlepszy przykład wczesnego angielskiego gotyku w porównaniu z innymi budynkami tego typu występującymi w Anglii.

Wnętrze transeptu
fot. Josep Renalias
Katedra w Salisbury posiada najwyższą iglicę w całej Wielkiej Brytanii, która mierzy ponad sto dwadzieścia metrów. Ten element był jedną z ostatnich części, jaką należało wybudować, a stało się to około 1330 roku. W ciągu następnych stuleci iglica była kilkakrotnie naprawiana. Chyba najbardziej znanym w historii wydarzeniem było wykorzystanie iglicy przez sir Christophera Wrena (1632-1723) do badań architektonicznych. Christopher Wren stwierdził bowiem, że iglica mierzy sobie 30 cali długości i posiada żelazne pręty, w które została wyposażona celem wzmocnienia struktury. Wieki później prace Christophera Wrena były poddawane korekcie, a nowoczesne pomiary wykazały, że architekt w swoich badaniach pomylił się jedynie o cal. Tak więc można stwierdzić, że Christopher Wren był doskonałym fachowcem w swojej dziedzinie.

Katedra w Salisbury jest wyjątkowa także pod względem rodzaju marmuru, jakiego użyto przy jej budowie. Był to krystaliczny wapień wydobywany w Corfe Castle w Dorset. Przy wykorzystaniu tego marmuru stworzono ciemne i smukłe kolumny, które dodatkowo dawały poczucie przestrzeni oraz wysokości. Marmur swoje zastosowanie znalazł przede wszystkim w szybach kolumn nawy głównej i naw bocznych, a także w żebrach sklepienia.

W katedrze w Salisbury znajdują się także intrygujące średniowieczne grobowce. Choć katedra nie jest może tak bardzo nimi przytłoczona, jak inne kościoły, to jednak można w niej spotkać prawdziwe perełki. Większość starszych grobów ułożona jest pomiędzy filarami oddzielającymi nawę główną od bocznych. Najbardziej znany jest grób Williama Longespee’a, 3. hrabiego Salisbury (1176-1226). Był on przyrodnim bratem króla Jana bez Ziemi (1166-1216) oraz nieślubnym synem Henryka II Plantageneta (1133-1189). To właśnie William Longespee sprowadził do Salisbury Magna Carta, czyli Wielką Księgę Swobód wydaną przez swojego przyrodniego brata w 1215 roku. Co ciekawe, kiedy grób Williama został otwarty kilka wieków po jego śmierci, wówczas w czaszce hrabiego znaleziono martwego szczura, w którego ciele odkryto ślady arszeniku. Fakt ten może sugerować, że sir William Longespee nie umarł śmiercią naturalną, lecz został otruty.

Obok grobu hrabiego znajduje się wzruszający wizerunek małego chłopca pochodzący z XIII wieku. Historycy uważają, że jest to tak zwany „boy bishop”, czyli chłopiec, który został wybrany na przykład spośród katedralnych chórzystów, aby parodiować prawdziwego biskupa. Ten zwyczaj był powszechny w epoce średniowiecza. Z kolei w nawie południowej znajduje się pięknie rzeźbiona pamiątkowa płyta. Najprawdopodobniej została ona ufundowana przez biskupa Rogera le Poer (ok. 1069-1139), zwanego także Rogerem z Salisbury. Idąc w kierunku południowej nawy, można dojrzeć piękne portretowe malowidło przestawiające Elinor Sadler. Mężczyzna był nieprawdopodobnie zamożnym mieszkańcem Salisbury i zmarł w 1622 roku, zaś napis na malowidle ukazuje go jako „wysoce cnotliwego i religijnego”. Niemniej, kiedy przyjrzymy mu się dokładniej, wówczas zauważymy, że jego oblicze jest raczej ponure i chyba mało kto chciałby się z nim zaprzyjaźnić.


Widok na krużganki
fot. Bernard Gagnon


Podążając wciąż nawą południową i przechodząc przez południowy transept, dochodzimy wreszcie do grobów rodziny Mompessonów. Tutaj widzimy pięknie odmalowane wizerunki sir Richarda Mompessona (?-1627) i jego żony. Richard Mompesson był właścicielem Mompesson House, czyli pochodzącej z XIV wieku pięknej kamienicy zbudowanej w stylu gotyckim i wchodzącej w skład Cathedral Close. Obecnie dom jest własnością National Trust, czyli brytyjskiej organizacji zajmującej się ochroną zabytków Anglii, Walii i Irlandii Północnej. Chociaż grób Mompessona jest niezwykle okazały, to jednak blednie on przy grobowcu sir Edwarda Seymoura, 1. hrabiego Hertford (1539-1621), który znajduje się we wschodniej części nawy południowej. Grób jest niesamowicie wysoki i wydaje się, że wykonano go jedynie z marmuru i złota. Sir Edward Seymour poślubił Katarzynę Grey (1540-1568), która była młodszą siostrą lady Jane Grey (1537-1554). Katarzyna wyszła za mąż za Edwarda wbrew woli królowej Elżbiety I Tudor (1533-1603), tracąc tym samym potencjalne prawo do tronu Anglii. Małżeństwo z Edwardem kosztowało ją wolność, którą już do końca życia utraciła na rozkaz Elżbiety I Tudor. Z kolei losy Jane Grey są nam chyba bardzo dobrze znane. Uzurpując sobie prawo do korony Anglii, straciła życie.

Wróćmy jednak do Edwarda i Katarzyny. Otóż ich wizerunki w katedrze w Salisbury znajdują się obok siebie pod fantastycznie rzeźbionym baldachimem. Ponieważ Katarzyna Grey była połączona więzami krwi z rodziną królewską, jej wizerunek znajduje się nieco wyżej niż Edwarda. Można odnieść wrażenie, że hrabina chce właśnie usiąść. To niewielkie wzniesienie ma wskazywać na jej pozycję społeczną, która była wyższa, aniżeli jej męża. Edward Seymour był przecież jedynie hrabią, a w jego żyłach nie płynęła królewska krew.


Katedra w Salisbury: widok od strony ogrodu domu biskupiego
Obraz został namalowany w 1823 roku.
autor: John Constable (1776-1837)


Pomiędzy grobem Seymourów a Kaplicą Świętej Trójcy znajduje się niczym niewyróżniający się pomnik Richarda Poore’a – biskupa, który przeniósł katedrę z fortu Old Sarum. Niemniej grób zasługuje na uwagę, chociażby dlatego, że przy wschodnim końcu północnej nawy mieści się kaplica ufundowana przez Edmunda Audley’a (?-1524) – biskupa Salisbury w latach 1502-1524. Kaplica jest bardzo mała, więc może pomieścić jedynie kilka osób jednocześnie, lecz ci, którzy są w stanie tam wejść, nagradzani są cudownym widokiem. Sufit kaplicy to istna rozkosz dla oczu. Gotyckie sklepienie olśniewa kolorami, zaś ogólny efekt jest po prostu niepowtarzalny.

Największy skarb katedry w Salisbury mieści się jednak w wyniosłym kapitularzu. Tutaj, z dala od światła, którego nie przepuszczają umieszczone tam markizy, znajduje się jedna z niewielu istniejących, oryginalnych kopii Magna Carta. Ta prosta rolka pergaminu jest pozornie niewielka, lecz trzeba pamiętać, że zapisane na nim średniowieczne wersy stanowiły podstawę prawną ówczesnego systemu, który rozciągał się na kolejne wieki. Zarówno wokół Magna Carta, jak i w samym kapitularzu może być naprawdę bardzo tłoczno. Są tam bowiem organizowane liczne wystawy ukazujące cenne nabytki katedry, począwszy od srebrnej tacy służącej do podawania na niej dokumentów królewskich, a skończywszy na zegarku należącym niegdyś do angielskiego pisarza Isaaca Waltona (1593-1683). Te artefakty są naprawdę fascynujące, lecz spora ilość gablot wystawowych, które wypełniają kapitularz oraz dowolna liczba turystów nastawionych na ich podziwianie mogą sprawić, że w kapitularzu będzie istotnie ciasno. Wokół na ścianach kapitularza można dodatkowo podziwiać piękne średniowieczne fryzy. Warto też zabrać z sobą lornetkę, aby móc również studiować pięknie rzeźbione głowy znajdujące się na gzymsach.

Krużganki katedry w Salisbury otaczają największy w całej Wielkiej Brytanii dziedziniec, z którego widać sporą zieloną przestrzeń liczącą sobie osiemdziesiąt akrów. Architektura krużganków posiada piękne gotyckie sklepienie, a turyści mogą przechadzać się wirydarzem i podziwiać widoki, dochodząc aż do okazałej wieży. Powyżej wspomniałam o Cathedral Close, które w XVII wieku było miejscem niezwykle radosnym oraz słynącym z tawern i karczm, które mieściły się w budynkach zajmowanych w średniowieczu przez mnichów. Obecnie Cathedral Close jest oazą spokoju z zielonymi trawnikami, zaś georgiańskie budynki pełnią dziś zupełnie inną funkcję, niż kiedyś. 






piątek, 22 maja 2015

Czy wiesz, że…? # 1








Historia czekolady

Czekolada posiada naprawdę długą historię. Otóż wyobraźcie sobie, że Majowie żyjący w Ameryce Środkowej już w XIV wieku zaprezentowali kakao meksykańskim Aztekom. Potem używali kakao do przyrządzania pikantnego napoju, który nazwali choclatl. Był to gęsty płyn sporządzany z prażonych i rozdrobnionych ziaren kakao oraz zmieszanych w wodzie z mąką kukurydzianą, wanilią i chilli. Mówi się, że władca Azteków – Montezuma II (1466-1520) – wypijał tego napoju aż trzysta filiżanek dziennie!, uważając, że posiada on właściwości afrodyzjaku.

Kiedy Hernán Cortés de Monroy y Pizarro (1485-1547) podbił Meksyk w 1519 roku, wówczas po raz pierwszy spróbował magicznego napoju o nazwie choclatl. Tak bardzo mu posmakował, że wpadł na pomysł, aby narzędzia służące do produkcji czekolady zabrać ze sobą do Hiszpanii. Z kolei Hiszpanie zrezygnowali z używania chilli jako dodatku do napoju, zastępując ten składnik cynamonem, gałką muszkatołową i cukrem. W XVII wieku członkowie królewskiego hiszpańskiego dworu w mniejszym lub większym stopniu zatrzymywali dla siebie tajemnicę wytwarzania czekolady, lecz w latach 50. XVII wieku ostatecznie sposób produkcji czekolady trafił do Anglii.


Hernán Cortés spotyka w Meksyku Montezumę II 


Tak więc czekolada stała się napojem, który mogli pić jedynie ludzie bogaci, aby w ten sposób pokazać innym swoją zamożność. Działo się tak, aż do chwili, gdy technika produkowania czekolady została udoskonalona, a było to dopiero w XIX wieku. Po raz pierwszy czekolada pojawiła się w kostkach za sprawą firmy Fry & Synowie, aczkolwiek stało się tak głównie dzięki kwakrowi Johnowi Cadbury (1802-1889), co sprawiło, że Brytyjczycy dostali czekoladę w takiej formie, w jakiej znamy ją obecnie. Firma Johna Cadbury wciąż jest jednym z głównych producentów czekolady w Wielkiej Brytanii, a jej produkty należą do najbardziej ulubionych wśród mieszkańców Wysp Brytyjskich.

Z historią czekolady i losami Johna Cadbury można zapoznać się, odwiedzając jedną z atrakcji turystycznych Birmingham. Dzięki muzeum Cadbury World i wystawom tam organizowanym można doświadczyć niepowtarzalnych widoków, dźwięków, smaków, a w szczególności wspaniałych zapachów. Od chwili, gdy muzeum zostało otwarte w 1990 roku, stało się ono największą atrakcją turystyczną dla czekoladoholików w każdym wieku.




Jak wynaleziono dżinsy?

Dziś już nikt nie wyobraża sobie życia bez dżinsów. Noszą je wszyscy. Są one najbardziej znaną częścią garderoby we wszechświecie. Są wygodne i stylowe, bo po prostu są dżinsami! Ich historia rozpoczęła się w czasie Amerykańskiej Gorączki Złota. W 1849 roku tysiące ludzi podróżowało do Kalifornii w poszukiwaniu tego cennego kruszcu, mając nadzieję, że staną się bogaci. Wśród tych ludzi znalazł się także młody mężczyzna żydowskiego pochodzenia o nazwisku Levi Strauss (1829-1902), który przybył do Kalifornii z Niemiec. Levi miał wtedy tylko osiemnaście lat. Chociaż nie dane mu było znaleźć złota, to jednak i tak zarobił tam mnóstwo pieniędzy.

Levi Strauss
Levi Strauss zdał sobie bowiem sprawę z tego, że górnicy poszukujący złota potrzebują bardzo mocnej odzieży, którą będzie można łatwo wyprać i która będzie wygodna w noszeniu. Tak więc na początku lat 50. XIX wieku kupił w amerykańskim New Hampshire trochę grubego, bawełnianego drelichu. Określenie „drelich” (z ang. denim), które miano zwyczaj stosować do definiowania bawełny, pochodziło od tkaniny o nazwie de Nîmes, wywodzącej się z kolei od nazwy miasta Nîmes leżącego w południowej części Francji. Levi Strauss zdecydował zatem, aby zacząć szyć spodnie właśnie z tego mocnego materiału. Jestem przekonany, że jeśli będę robił spodnie z drelichu – myślał – to ludzie na pewno będą je kupować. Oni raczej woleliby mieć spodnie, które przetrwają długi czas, niż cienkie, które noszą obecnie. I miał rację.

Spodnie Leviego Straussa zostały później nazwane „dżinsami” prawdopodobnie dlatego, że nosili je żeglarze z Genui we Włoszech. Popularność dżinsów rosła i już wkrótce sprzedawano je w całej Ameryce. W 1873 roku szyto spodnie w kształcie skrzydeł orła z Gór Skalistych. W latach 50. XX wieku moda na noszenie dżinsów przybyła do Europy. Reklamy zamieszczane w ówczesnych czasopismach pokazywały, że w USA można zakładać dżinsy każdego dnia, a nie tylko do pracy. Tak więc Europejczycy, idąc za przykładem Amerykanów, zaczęli wkładać je nawet wtedy, kiedy nie pracowali.



Antyczne zabawki

Ludzie produkują zabawki odkąd są w stanie rzeźbić w drewnie, w kości lub w innych materiałach, które się do tego nadają. Zanim jednak to się stało, dzieci najprawdopodobniej bawiły się przedmiotami, które udało im się akurat znaleźć, a były to kamienie, kawałki skał czy drewna. Umiejętność człowieka odnosząca się do robienia zabawek, wyrabiania ich z drewna czy kości, umożliwiła projektowanie ich specjalnie dla dzieci. Wiele z takich przedmiotów zostało znalezionych przez archeologów, i podczas gdy zabawki wyrabiane z kości często były w nienaruszonym stanie, te wytwarzane z drewna rzadko wytrzymywały próbę czasu, więc możemy jedynie spekulować na temat przeznaczenia przedmiotów odnajdywanych przez naukowców. Nie wiadomo tak naprawdę czy pozostałości po starożytnym świecie są zabawkami dla dzieci, czy może jakimiś przedmiotami kultu religijnego. Z drugiej strony jednak znaleziska te sprawiają, że możemy przypuszczać, iż faktycznie mamy do czynienia z zabawkami dla dzieci i na tej podstawie możemy odtworzyć dziecięce zabawy charakterystyczne dla starożytnego świata.

Koń na kółkach
fot. Sharon Mollerus
Najstarsze znalezione w Egipcie zabawki datuje się na lata pomiędzy 5500 a 3100 rokiem przed naszą erą, a są to dziecięce łódki wyrzeźbione z drewna albo wykonane z gliny zwierzęta i grzechotki. Potem pojawiły się inne zabawki, natomiast dzieci pochodzące z zamożnych egipskich rodzin bawiły się lalkami, których nogi czy ręce można było dowolnie zginać. Były też figurki wykonane z kości słoniowej, które kręciły się, kiedy pociągnęło się je za specjalny sznurek. W starożytnym świecie dzieci bawiły się także zabawkami mechanicznymi, jak na przykład krokodylami, które poruszały szczęką. Jednakże nie każdy mógł pozwolić sobie na tak drogie zabawki, a ponieważ glina była ogólnie dostępna, wiele lalek, zabawek przedstawiających zwierzęta czy też inne przedmioty przeznaczone dla dzieci, wykonywanych było właśnie z tego materiału.

Dzieci w starożytnej Grecji również bawiły się zabawkami zrobionymi z gliny, takimi jak bączki, zwierzęta czy różnego rodzaju figurki. Naukowcy odnaleźli też dowód na występowanie w tamtej epoce innego rodzaju zabawek, takich jak grzechotki, konie na kółkach, które można było ciągnąć za sznurek, czy jo-jo. Greckie dzieci grały również w kości, które były bardzo podobne do tych, w jakie grali dorośli, lecz z tą różnicą, że były to kości stawu skokowego owiec. Pociechy bawiły się także obręczami, które można było toczyć po ziemi, jak i rozmaitej wielkości kulkami. Z kolei dziewczynki miały lalki z rękami i nogami połączonymi sznurkiem.

Archeolodzy, studiując antyczne cywilizacje odnaleźli również zabawki pochodzące z innych części świata, nie tylko z Egiptu i Grecji. Na przykład Chińczycy wyrabiali zabawki z bambusa i najprawdopodobniej to właśnie oni są wynalazcami latawca. Pierwsze latawce zostały wyprodukowane w Chinach około trzy tysiące lat temu, przy użyciu takich materiałów jak bambus i jedwab. Jedną z najpiękniejszych antycznych zabawek odkryto w 1896 roku w Broighter w Północnej Irlandii. Jest to łódka znana jako Broighter Boat, którą datuje się na I wiek przed naszą erą, i chociaż ma ona jedynie około dziesięciu centymetrów długości, to jednak posiada wiosła, maszt i szereg innych detali. 



Historia pieniędzy

Obecnie występowanie pieniędzy w naszym życiu brane jest za pewnik, dlatego rzadko zastanawiamy się nad ich pochodzeniem. Niemniej historia pieniędzy jest niezwykle fascynująca. Sięga ona bowiem 9000 roku przed naszą erą. Wcześniej grupy myśliwych prowadziły handel wymienny z innymi społecznościami tego typu. Wymieniano kości na mięso, skóry na rośliny jadalne, i tak dalej. Tego rodzaju handel wymienny nie przynosił wiele dobrego, ponieważ jeśli dana grupa myśliwych miała wystarczająco dużo mięsa, ludzie ci nie chcieli raczej rozdawać kości czy skór, aby otrzymać w zamian jeszcze więcej mięsa, które mogłoby bardzo szybko się zepsuć. W tej sytuacji alternatywnym rozwiązaniem była potrzeba użycia „trzeciego towaru”, który występowałby w obfitości i byłby otrzymywany w konkretnym miejscu i czasie.

Pierwszą formą monetarnej wymiany stało się użycie zwierząt; krowy, owce, wielbłądy oraz inny domowy inwentarz były wymieniane na różnego rodzaju towary, co zapoczątkowało przyszły handel. Wraz z rozwojem rolnictwa, wiele kultur rozpoczęło korzystanie z ziarna i innych produktów roślinnych celem handlu wymiennego. Potem używano muszelek jako pieniędzy. Chińczycy byli pierwszymi ludźmi, którzy w swoim handlu posługiwali się właśnie muszelkami. Ten sposób zapłaty ostatecznie rozszerzył się też na inne tereny. W rzeczywistości muszelki były najpowszechniej stosowaną walutą w historii i były używane znacznie dłużej niż inne formy pieniądza.


Muszelki jako forma płatności za zakupione towary 


Około 1000 roku przed naszą erą pojawiły się natomiast pierwsze metalowe monety. Chińczycy wyprodukowali z brązu i miedzi imitacje muszelek, używając do tego metalowych narzędzi, jak na przykład noży. I tak oto powstały prymitywne okrągłe monety, które miały w środku dziury, co umożliwiało noszenie ich jako łańcucha. Wkrótce monety zostały przejęte także przez inne kultury. Ich kształt został udoskonalony, zaś bardzo często miały też wytłoczone wizerunki bogów, królów czy cesarzy. Wiele z nich było robionych z cennych metali, takich jak srebro czy złoto.

Skórzane pieniądze, używane w Chinach w II wieku przed naszą erą, stały się pierwszym znanym rodzajem banknotów; papierowe banknoty nie pojawiły się wcześniej, jak w IX wieku naszej ery, i ponownie było to w Chinach. Minęło trochę czasu zanim pieniądze trafiły do Europy, gdzie banknoty zaczęły zdobywać popularność dopiero pod koniec XVII wieku.

Przyszłość najprawdopodobniej należy do pieniędzy przelewanych z konta na konto drogą internetową. Możliwe że ta forma pieniądza stanie się w przyszłości najpopularniejszą walutą. Niemniej, nawet wirtualne pieniądze nie mogą zmienić ani ich historii, ani też historii bakowości. Z drugiej strony jednak można zadać sobie pytanie, czy wirtualne pieniądze są w stanie zupełnie zastąpić kiedyś tradycyjne monety i banknoty?