czwartek, 30 kwietnia 2015

Sabine Ebert – „Zniknięcie znachorki” # 2















Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2013
Tytuł oryginału: Hebammen-Saga. Die Spur der Hebamme
Przekład: Daria Kuczyńska-Szymala





Freiberg położony jest w Saksonii niedaleko Drezna, u podnóża Rudaw. Jest to najstarsze i najważniejsze górnicze miasto Saksonii. Zostało ono założone w 1186 roku, kiedy odkryto na jego terenie ogromne ilości złóż srebra. To właśnie srebro przyniosło miastu tak wielką sławę i bogactwo. Niezwykle urokliwy pejzaż Freibergu odzwierciedla głęboki wpływ górnictwa. Spacerując po centrum starego miasta można dostrzec, iż przypomina ono malownicze romańskie miasteczko z XVI wieku z brukowanymi uliczkami oraz pięknymi, starymi i arystokratycznymi domami. W panoramie miasta dominuje późnogotycka katedra słynąca z organów, które zostały skonstruowane w XVIII wieku przez Gottfrieda Silbermanna (1683-1753) i są wykonane z czystego srebra. Każdy, kto przyjeżdża do Freibergu nie może wyjechać stamtąd bez wzięcia udziału w koncercie organowym. Innymi skarbami miasta są dzieła sztuki znajdujące się w tejże katedrze.

Jak już wspomniałam wyżej, Freiberg powstał w XII wieku i był wówczas jedynie niewielką osadą. W tamtym okresie tereny dzisiejszej Saksonii pokryte były gęstymi lasami i w przeważającej części przez nikogo niezamieszkane. Panujący wówczas margrabia Marchii Miśnieńskiej – Otto Bogaty pochodzący z dynastii Wettinów (1125-1190) – postanowił sprowadzić na swoje tereny osadników, których zadaniem miało być karczowanie lasów i tworzenie pól uprawnych. W tym celu margrabia wprowadził nawet specjalne ulgi dla osadników, aby w ten sposób zachęcić ich do podejmowania dość trudnego zadania, które w konsekwencji miało zapewnić ludziom lepsze życie. Tak więc w efekcie na terenie dzisiejszego Freibergu powstała wieś o nazwie Chrystianowo (z niem. Christiansdorf). Nazwa pochodziła od imienia rycerza, który rzekomo przewodził grupie osadników i po wielu trudach doprowadził ich do upragnionego celu. Potem odkryto tam ogromne złoża srebra, co spowodowało, że w ciągu kilku dziesięcioleci do wsi przybyło setki górników, kupców i rzemieślników, natomiast niewielka dotąd osada przeobraziła się w ośrodek wydobywczy.

W bardzo krótkim czasie wzniesiono tam kilka kościołów, warownię oraz mury obronne, a także założono mennicę. Rozwojowi przemysłu górniczego sprzyjał dekret wydany przez margrabiego, który stwierdzał, że każdy, kto tylko trafi choćby na znikomy ślad srebra, ma prawo w danym miejscu założyć kopalnię i czerpać z niej dochody, oddając do państwowej kasy jedną trzecią uzyskanego kruszcu. Niedługo po tym Otto Bogaty posiadł tak dużo cennego surowca, że był w stanie wręcz wykupić się od obowiązku uczestniczenia w wyprawach wojennych. Od tamtego momentu Freiberg stał się niezwykle łakomym kąskiem dla kolejnych władców, którzy nie szczędzili środków, aby tylko móc wejść w posiadanie miasta. Niekiedy były to środki wyjątkowo brutalne i nielegalne.

Seria książek autorstwa Sabine Ebert opowiadająca o losach młodej znachorki Marty, przybliża czytelnikom dzieje powstania Freibergu. Wydarzenia fikcyjne wplątane w prawdziwe realia historyczne tworzą niesamowitą całość. Autorka w swoich książkach łączy ze sobą kilka wątków, a są to elementy literatury historycznej, obyczajowej i przygodowej. W pierwszym tomie zatytułowanym Tajemnica znachorki poznaliśmy główną bohaterkę, która zupełnie nieoczekiwanie znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie i była zmuszona uciekać ze swojej rodzinnej wioski, aby tylko zachować życie. Tak się wówczas szczęśliwie złożyło, że przystojny rycerz Chrystian wyruszał z przyszłymi osadnikami Chrystianowa w długą podróż, aby zapewnić im lepsze życie. Marcie nie pozostało więc nic innego, jak tylko przyłączyć się do nich. I tak oto trafiła wraz z innymi na tereny dzisiejszego Freibergu. Oczywiście nie obyło się bez szeregu niebezpiecznych przygód, strachu o własne życie oraz o życie tych, którzy byli dla niej bardzo ważni i których kochała.

Marta jest znachorką, która niezwykle skutecznie potrafi leczyć wszelkiego rodzaju choroby. Wiadomo, że w epoce średniowiecza na znachorów spoglądano krzywym okiem, szczególnie nieprzychylni tego rodzaju praktykom byli duchowni. Trzeba było naprawdę uważać, aby nie doszło do oskarżenia o czary, co w rezultacie groziło okrutnymi torturami, a potem śmiercią w męczarniach. Naszą główną bohaterkę wielu szanuje i prosi o pomoc, ale są też i tacy, którzy najchętniej widzieliby ją na stosie. Dlaczego? Komu Marta tak bardzo przeszkadza, że pragnie jej śmierci? Kto jest jej nieprzychylny do tego stopnia, że wciąż dybie zarówno na nią, jak i na jej rodzinę?

W drugim tomie poznajemy Martę, która wraz ze swoim mężem Chrystianem i dziećmi mieszka w osadzie, którą założyli. Wydawać by się mogło, że wszystko, co złe mają już za sobą. Odwieczny wróg został za karę wysłany na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, więc tak naprawdę nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek powróci. Z kolei osada dzięki złożom srebra rośnie w bogactwo. Pomiędzy małżonkami panuje zgoda i miłość. Obydwoje nie wyobrażają sobie życia bez tej drugiej osoby. Dzieci również rosną zdrowo i są radością rodziców. Od czasu do czasu margrabia wzywa rycerza Chrystiana na jakieś narady do swojego zamku, ale nie są one na tyle niebezpieczne, żeby można było odczuwać lęk. Czego zatem można chcieć więcej? Chyba niczego. Nic, tylko żyć w zgodzie z samym sobą i z innymi, prawda?

Okładka drugiego wydania
z 2014 roku.
Niestety, pomimo panującego spokoju, Marta coraz częściej odczuwa niepokój. Kobieta oprócz daru uzdrawiania, posiada również dar jasnowidzenia. Jakimś tylko sobie znanym zmysłem wyczuwa niebezpieczeństwo jeszcze na długo, zanim cokolwiek się wydarzy. Tak też jest i tym razem. Niby wszystko jest w porządku, ale Marta i tak czuje niepokój. Jej przypuszczenia wkrótce znajdują swoje potwierdzenie w rzeczywistości, bo oto wróg cały i zdrowy powraca z pielgrzymki, którą odbył do Jerozolimy. Marta nie potrafi sobie z tym poradzić. Z jednej strony raczej nie powinna się bać, bo ma przecież po swojej stronie męża i całą wieś, lecz z drugiej wie, że brutalny Randolf nie spocznie dopóki nie doprowadzi do końca sprawy, którą zaczął kilka lat wcześniej. Okazuje się też, że Marta wcale nie była tak do końca szczera ze swoim mężem, więc strach jest podwójny. Czy Chrystian nadal będzie ją tak mocno kochał, jeśli dowie się całej prawdy, a nie tylko jej części?

I tak oto któregoś dnia zupełnie niespodziewanie Marta zostaje porwana z domu swojej przyjaciółki. Z domu, który mógł wydawać się bezpiecznym azylem. Chrystiana nie ma obok, więc nie ma nikogo, kto mógłby ją obronić. Już niedługo okazuje się bowiem, że nasza znachorka została oskarżona o uprawianie czarów i musi stanąć przed sądem kościelnym. Jeszcze tak niedawno gościła pod swoim dachem pewnego duchownego. Czyżby to on okazał się żmiją, która ją ukąsiła? Czy był szpiegiem, który wciąż obserwował jej poczynania we wsi i metody pracy przy leczeniu jej mieszkańców? Marta wie, że może już nie wrócić do domu i nigdy nie zobaczyć ani męża, ani też swoich dzieci. Jednak zanim straci życie w okrutnych męczarniach, będzie musiała przeżyć równie okrutne tortury. Czy kobieta je przetrzyma? Czy będzie mieć w sobie na tyle siły, aby przeżyć? A może ktoś się nad nią zlituje i okaże jej łaskę? Czy ukochany Chrystian zdąży na czas?

Zniknięcie znachorki to oczywiście dalsze losy mieszkańców Chrystianowa, którzy muszą na nowo zmagać się z trudami życia i nienawiścią tych, którzy uważają, że jeszcze nie wyrównali rachunków z założycielami osady. Powraca bowiem najzagorzalszy wróg naszego rycerza, który tak naprawdę ma tylko jeden cel: odebrać Chrystianowi wieś i zaprowadzić go do grobu. Chrystian ma jednak obrońcę w postaci margrabiego Ottona, ale ten czasami wydaje się być ślepy na postępowanie Randolfa, któremu mimo wszystko ufa i wierzy, że ten w czasie pielgrzymki wiele przemyślał i zmienił swoje postępowanie. Nie wie jednak, że Randolf jest niezwykle przebiegłym mężczyzną i wiele rzeczy ukrywa albo wyręcza się innymi, którzy są mu oddani. W dodatku ma obok siebie zawistną żonę, która nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. W powieści to właśnie powyższy konflikt staje się centrum wydarzeń. Marta i Chrystian muszą ponownie stawić czoło nienawiści i robić wszystko, aby uratować nie tylko samych siebie, ale także wieś i tych, którzy im bezgranicznie ufają.

Powieść jest z gatunku przygodowych, co sprawia, że czytelnik może uczestniczyć wraz z bohaterami w szeregu wydarzeń, które czasami wręcz mrożą krew w żyłach. Pomiędzy poszczególnymi bohaterami nie występują jedynie negatywne uczucia. Widzimy też, że jest ogromna przyjaźń, na skutek której można oddać nawet życie. Marta jest bardzo piękną kobietą, więc nie dziwi fakt, że o jej względy stara się kilku mężczyzn. Ona jednak jest wierna swojemu małżonkowi, ale kiedy pojawiają się sytuacje, gdzie musi być posłuszna, wówczas robi to, choć z ciężkim sercem. Po pierwsze, jest kobietą, a jak wiadomo w średniowieczu niewiasty raczej nie mogły wyrażać swojego zdania. Były bowiem pod władzą mężczyzn i to oni decydowali o tym, co jest dla nich „najlepsze”. Po drugie, Marta jest także poddaną margrabiego Ottona, więc musi być posłuszna także jego woli, a to, co ten postanowi nie zawsze jest dobre, gdyż często ulega on wpływom innych. W otoczeniu naszej znachorki jest ten pewien mężczyzna, który od lat kocha się w Marcie, ale ponieważ jest przyjacielem Chrystiana, doskonale wie, gdzie jest jego miejsce i za wszelką cenę stara się ukryć swoje prawdziwe uczucia. Czy zatem można o nim powiedzieć, że jego oddanie Chrystianowi i przyjaźń z nim są podszyte fałszem? Na pewno nie, gdyż w obliczu zagrożenia własne emocje odsuwa na bok, zachowując honor.

Cały cykl powieści o mieszkańcach Chrystianowa składa się z pięciu książek. Na polskim rynku wydawniczym ukazała się już trzecia część zatytułowana Wybór znachorki. Przyznam, że niesamowicie podoba mi się ta historia i zapewne już niedługo sięgnę po tom trzeci. Moim zdaniem jest to opowieść dla tych, którzy lubią zaczytywać się w historiach, gdzie autor łączy ze sobą prawdę z fikcją, a także dla tych, którzy preferują powieści przygodowe z historią w tle. W moim odczuciu proza Sabine Ebert przypomina styl pisania Autorów ukrywających się pod pseudonimem Iny Lorentz. Możliwe, że tego rodzaju styl stanowi wizytówkę niemieckich literatów.

Dodatkowo na końcu Zniknięcia znachorki można zleźć kilka stron, na których Sabine Ebert opowiada czytelnikowi, jak doszło do powstania cyklu i co tak naprawdę się z nim wiąże. To, w jaki sposób opowiada o swoich książkach jest bardzo ciekawe i pomaga zrozumieć przesłanie całego cyklu. Okazuje się bowiem, że Autorka tak bardzo zachłysnęła się średniowieczem, że sama też bardzo chętnie bierze udział w różnego rodzaju imprezach, gdzie myślą przewodnią jest właśnie średniowiecze. Sabine Ebert przywdziewa wówczas suknie typowe dla tamtego okresu, pije kawę z glinianych kubków, choć tak naprawdę powinna pić piwo, a także uczestniczy w rekonstrukcjach turniejów rycerskich.








niedziela, 26 kwietnia 2015

Catrin Collier – „Carski smok”












Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2014
Tytuł oryginału: The Tsar’s Dragons
Przekład: Magda Witkowska





Obecnie ukraiński Donieck kojarzy nam się przede wszystkim z konfliktem rosyjsko-ukraińskim, w który pośrednio zamieszane są także inne kraje świata popierające Ukraińców i nakładające coraz to nowe sankcje gospodarcze na Rosję. Zapewne niewielu z nas zna historię tego miasta, która jest naprawdę bardzo ciekawa, ponieważ wiąże się z pewnym walijskim biznesmenem i sięga drugiej połowy XIX wieku. John James Hughes, bo o nim mowa, był niezwykle skromnym walijskim kapitalistą i inżynierem, który pozostawił trwały wkład w kraju leżącym ponad dwa tysiące kilometrów od jego ojczyzny. Obecnie spuścizna przemysłowca z Merthyr jest domem dla ponad dziewięciuset pięćdziesięciu tysięcy ludzi.

Donieckie obszary od bardzo dawna doświadczały szeregu istotnych wydarzeń, jak na przykład pogromu wojsk ruskich przez Mongołów w XIII wieku, czy też władzy Chanatu Krymskiego, a następnie Imperium Osmańskiego. Jeszcze półtora wieku temu na terenach donieckich nie było nic poza rozległymi stepami, które zwano „Dzikimi Polami”, opisywanymi przez Henryka Sienkiewicza. Na takim właśnie obszarze powstał Donieck. Początki założenia miasta datuje się na 1869 rok, kiedy car Aleksander II Romanow (1818-1881) zamarzył sobie, aby z Rosji uczynić przemysłową potęgę. W tym celu zaprosił do Imperium Rosyjskiego Johna Hughesa, który zainteresował go swoimi projektami dotyczącymi uzbrojenia i opancerzenia wojennych okrętów. I tak oto na terenie dzisiejszego Doniecka powstał pierwszy zakład metalurgiczny.

John James Hughes przybywając do Rosji i podejmując się jej rozbudowy liczył sobie pięćdziesiąt cztery lata. Z Walii zabrał ze sobą żonę, ośmioro dzieci oraz stu doświadczonych hutników i górników. Po niezwykle wyczerpującej podróży, Brytyjczycy musieli zacząć przyzwyczajać się do srogich zim, upalnych lat, a także licznych epidemii cholery i generalnie życia w trudnych warunkach. John Hughes zainwestował dwadzieścia cztery tysiące funtów w budowę osady, która wzorowana była na walijskim miasteczku. W osadzie miały znaleźć się herbaciarnia, szkoła, pub, szpital, jak również kościół pod wezwaniem świętego Jerzego i świętego Dawida. Miasto początkowo nazwano „Juzowka”. Nazwa pochodziła od słowiańskiej wymowy nazwiska przemysłowca, co w języku angielskim oznaczało „Hughesovka”.

John James Hughes (1814-1889)
Na pobliskich terenach powstało również wiele kopalń, zaś okoliczne osady, które założone zostały jeszcze w XVII wieku przez Kozaków, gwałtownie zaczęły się zaludniać, natomiast mieszkańcy z łatwością znajdowali tam zatrudnienie. W ten sposób tworzyła się bowiem społeczność złożona z wielu grup etnicznych. W ciągu niecałych trzydziestu lat zaludnienie wzrosło w Hughesovce z kilkuset ludzi do niemalże trzydziestu tysięcy. Z kolei tuż przed wybuchem rewolucji październikowej w 1917 roku miasto liczyło już siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców. John Hughes zmarł w 1889 roku, a było to w czasie podróży do Sankt Petersburga. Od tamtej pory zakładami metalurgicznymi w Hughesovce zarządzali jego synowie, lecz po jakimś czasie zostali zmuszeni przez komunistów do wyjazdu.

W 1924 roku na bardzo krótki czas zmieniono nazwę miasta na „Trock”, lecz bardzo szybko przemianowano je na „Stalino”, co miało oczywiście związek z ówczesnym przywódcą Związku Sowieckiego – Józefem Stalinem (1878-1953). Wtedy też upaństwowiono kopalnie, zaś w momencie wybuchu drugiej wojny światowej tereny miasta zamieszkiwało już pół miliona ludzi. Wojna przyniosła Donieckowi olbrzymie straty. Nie chodzi tylko o straty w ludności, które były olbrzymie, ale też w infrastrukturze, która została zniszczona w przeważającej części. W historii powojennego Doniecka dość znaczącą rolę odegrali fińscy jeńcy, którzy po zakończeniu wojny zmuszeni byli do pracy przy odbudowie domów. Po wojnie tereny miasta stały się niezwykle ważne dla całego Związku Radzieckiego, gdyż wydobywano tam ogromne ilości węgla kamiennego, jak również prężnie rozwijało się hutnictwo.

W październiku 1961 roku nastąpiła destalinizacja miasta, a co za tym idzie Stalino zostało przemianowane na Donieck. Nazwę zaczerpnięto od rzeki Siewierskij Doniec płynącej w znacznej odległości od miasta. W dniu 7 kwietnia 2014 roku losy Doniecka zmieniły się diametralnie. Dziś trudno uwierzyć, że jest to miasto, które jeszcze tak niedawno było jednym z czterech radosnych ukraińskich miast, gdzie rozgrywano mecze EURO 2012.

Nas w tym momencie najbardziej interesuje druga połowa XIX wieku, kiedy na tereny dzisiejszego Doniecka przybywa John Hughes. Ma to oczywiście związek z fabułą książki. Tak naprawdę walijski przemysłowiec nie jest tutaj głównym bohaterem, choć mogłoby się wydawać inaczej. Na pierwszy plan wysuwają się bracia Edwards: Glyn, Peter oraz Edward. Glyn i Edward to biznesmeni współpracujący z Johnem Hughesem i zajmujący się głównie kopalniami, natomiast Peter jest lekarzem, który również będzie miał swój wkład w rosyjskim przedsięwzięciu. Są to Walijczycy, którzy już niedługo wyruszą do Rosji, aby pomóc zrealizować projekt Johna Hughesa. Z jakichś powodów nie uda się tam tylko Edward, a także żona Glyna. Nie bez znaczenia są także rosyjscy bohaterowie książki, czyli hrabia Mikołaj Bielecki i jego nastoletni syn Aleksiej oraz teściowa Mikołaja – Katarzyna Ignatowa. Ta ostatnia to wdowa w podeszłym wieku, ale robiąca naprawdę sporo zamieszania. To taka seniorka rodu, która wszystkim kieruje i nic nie może umknąć jej uwadze.

Zastanawiam się tak naprawdę, kogo można byłoby uznać za głównego bohatera tej powieści. Książka jest bowiem napisana w taki sposób, że pomimo, iż generalnie narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, to jednak czytelnik odnosi wrażenie, że cała historia opowiadana jest przez niejaką Annę Parry, która w momencie przekazywania nam relacji z zakładania Doniecka jest już staruszką stojącą nad grobem. Działania prowadzone przez Johna Hughesa to jedynie tło fabuły. Najważniejsze są tutaj relacje międzyludzkie i emocje, jakie im towarzyszą. Jeszcze zanim wszyscy zainteresowani wyjadą z walijskiego Merthyr, dojdzie tam do mrożących krew w żyłach wydarzeń, w których centrum będzie właśnie nastoletnia wówczas Anna Parry oraz jej starszy brat – Richard. Na skutek tych zdarzeń obydwoje muszą uciekać z miasteczka. W ten sposób zostają przygarnięci przez braci Edwards i rozpoczynają nowe życie na obcej ziemi.


Dom Johna Hughesa w Hughesovce
Fotografia pochodzi z 1900 roku.


W carskiej Rosji wcale nie jest łatwo. Pojawiają się problemy nie tylko związane z założeniem miasta, ale przede wszystkim nasi bohaterowie na skutek splotu rozmaitych faktów, wikłają się w sytuacje, które mogą nie wyjść im na dobre. Górę biorą oczywiście uczucia. W książce poruszonych jest kilka ważnych problemów. Jednym z nich jest uprzedzenie do Żydów. Tak się bowiem składa, że w pobliżu terenu, gdzie zakładany jest dzisiejszy Donieck, znajduje się osada żydowska. Ci ludzie są tam traktowani gorzej niż zwierzęta. Pomimo że nikt nie odbiera im na razie prawa do mieszkania w Rosji, to jednak każde zło, które wydarzy się w kraju przypisywane jest właśnie Żydom. To ludność żydowska odpowiedzialna jest za choroby, kataklizmy i szereg innych katastrof. Nie-Żydzi gotowi są spalić na stosie wyznawców religii Mojżeszowej, jeśli uznają, że ci przyczynili się do jakiegoś ich niepowodzenia. Walijczycy nie potrafią tego pojąć, ponieważ oni nie wiedzą, co to różnica na tle religijnym. Dla nich każdy jest równy.

Nasi bohaterowie nie potrafią ustrzec się problemów w życiu prywatnym. Przeżywają ogromne tragedie. Ci, których kochają, nagle odchodzą z tego świata na skutek epidemii śmiertelnej choroby. Niektórzy nie potrafią sobie poradzić z tak wielką stratą, więc aby znaleźć pocieszenie wpadają w ramiona tych, którzy są w danej chwili najbliżej. Nie wiadomo tak naprawdę, jakie będą tego konsekwencje, ale na chwilę obecną łatwiej jest żyć, kiedy można dzielić smutek z drugim człowiekiem. Tak więc bohaterowie muszą podejmować szereg decyzji, czasami nawet wbrew sobie. Niekiedy są to decyzje, które jednocześnie stanowią poświęcenie. Aby ktoś mógł być szczęśliwy, ktoś inny musi z tego szczęścia zrezygnować. Gdzieś w tym wszystkim jest również miejsce na prawdziwą miłość.

Carski smok to czwarta książka Catrin Collier, którą przeczytałam. Pierwszą była Córka Magdy, która pomimo błędów historycznych, zrobiła na mnie spore wrażenie. Zauważyłam, że Autorka nawet, jeśli coś przeoczy pod względem historycznym, to tak sprytnie skonstruuje fabułę, że czytelnik praktycznie nie zwraca uwagi na niedociągnięcia w tle. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. W Carskim smoku oprócz historii, o której chyba mało kto słyszał, Autorka zaskakuje przede wszystkim zakończeniem. Komuś może wydawać się, że powieść jest zwyczajnie urwana. Moim zdaniem Carski smok domaga się kontynuacji, ponieważ po przeczytaniu epilogu zostajemy, jak gdyby w zawieszeniu, chcąc wiedzieć, co wydarzyło się dalej. Niestety, dalsze losy bohaterów musimy sobie sami wykreować według własnego uznania.

Carski smok to powieść wielowątkowa, w której mieszają się losy przyjezdnych i tubylców. To historia o ludzkich dramatach i towarzyszących im emocjach. To też opowieść o rodzinnych konfliktach z wyższych sfer i braku tolerancji dla odmienności. Jest to również historia przyjaźni i szczerego oddania. Nie jest to na pewno klasyczny romans, choć wątków miłosnych tutaj nie brakuje. Niemniej, wszystko jest tak precyzyjnie i umiejętnie połączone, że czytelnik nie odczuwa przesytu żadnym z tych elementów. W dodatku akcja biegnie dość szybko, a Catrin Collier w żadnym razie nie stara się zanudzić czytelnika. A wręcz przeciwnie. Fabuła wciąga już od pierwszej strony.







piątek, 24 kwietnia 2015

Wiesława Bancarzewska – „Powrót do Nałęczowa” # 1














Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa 2013




Zapewne każdy z nas posiada w domowym archiwum jakieś niezwykłe i magiczne pamiątki z czasów swoich przodków. Czasami mogą to być stare, zmatowiałe fotografie przedstawiające osoby, które chociaż nam znane, to jednak sprawiające wrażenie żyjących w zupełnie innej epoce. Mogą to być też przedmioty należące do tychże osób, a których używanie już dawno wyszło z mody, ponieważ zostały one zastąpione nowoczesnymi urządzeniami. Wśród wspomnianych pamiątek mogą znaleźć się także ubrania, w których wyjście na ulicę mogłoby grozić ośmieszeniem, bo przecież dziś już nikt nie ubiera się w ten sposób. Taki sentyment do lat minionych może budzić naprawdę wszystko, nie pomijając nawet jakiejś szczególnej daty w kalendarzu. Są ludzie, dla których tego rodzaju rzeczy w ogóle nie mają znaczenia, ale są i tacy, którym na samo wspomnienie babci czy dziadka żyjących wiele lat temu łezka się w oku kręci.

Na pewno do tej drugiej grupy ludzi można zaliczyć główną bohaterkę debiutanckiej powieści Wiesławy Bancarzewskiej. Anna Duszkowska to czterdziestodwuletnia kobieta, która praktycznie nie posiada już żadnej rodziny. Owszem, gdzieś tam za oceanem mieszka sporo straszy od niej brat – Wojtek – ale kontakt z nim w zasadzie żaden. Wszyscy, których Anna kochała już odeszli. Nie żyją dziadkowie ani ukochani rodzice. Z tego świata odeszli również członkowie jej dalszej rodziny, czyli lubiani przez nią wujkowie i ciotki. Na chwilę obecną jedyną bliską jej osobą jest Bartek Pospieszny, z którym Anna związała się kilka lat wcześniej. Generalnie można rzec, że tworzą całkiem udany związek.
Pewnego dnia w życiu Anny zachodzi diametralna zmiana. Otóż kobieta, próbując wrócić do przeszłości przegląda stare fotografie, na których widzi swoją ukochaną babcię. Zdjęcie pochodzi z 1932 roku. W tamtym czasie Zofia Leśniak mieszkała w pięknym i klimatycznym domu w Nałęczowie. Można przypuszczać, że pod wpływem bardzo silnych emocji, a może za bardzo wybujałej wyobraźni, Anna Duszkowska opuszcza rok 2011 i przenosi się do 1932 roku, gdzie staje na progu domu swojej babci. W Nałęczowie Zofia Leśniak mieszka wraz z córkami. Niektóre z nich są już dorosłe, natomiast niektóre to jeszcze dzieci, jak na przykład matka Anny. Mąż Zofii już od jakiegoś czasu nie żyje. Szok, który Anna przeżywa można sobie tylko wyobrazić. Jak to bowiem możliwe, że w ułamku sekundy zmieniło się dosłownie wszystko? Czy mieszkanie Anny ktoś zaczarował?
A teraz odrobina historii. Rok 1932 na pewno nie należał do najlepszych w dziejach naszego kraju, ponieważ kojarzy się z wieloma protestami i strajkami niezadowolonego społeczeństwa. Poza tym był to przede wszystkim czas, kiedy ludzie w Polsce nie mieli jeszcze pojęcia o tragedii, jaka rozegra się już niedługo. Chodzi oczywiście o rychły wybuch drugiej wojny światowej. O Adolfie Hitlerze (1889-1945) jeszcze mało kto słyszał, więc zrozumiałe, że na tamten moment jakakolwiek wzmianka o wojnie zostałaby potraktowana niczym ludzka fanaberia. Przecież wojny już nie będzie! Jedna w zupełności wystarczy! (Mam tutaj na myśli pierwszą wojnę światową.) Pozwólcie zatem, że zanim wrócę do książki wymienię kilka wydarzeń, które miały miejsce w Polsce i na świecie właśnie w 1932 roku.
Polska
  • W dniu 15 stycznia przy ulicy św. Gertrudy 6 w Krakowie policja zatrzymała trzydzieści osiem uczestniczek komunistycznego zebrania wychowawczyń dzieci i pielęgniarek. Aresztowano wówczas dwanaście z nich.
  • Dnia 25 lutego założono Częstochowskie Towarzystwo Naukowe. W lutym 1932 roku miał miejsce również ogólnopolski strajk górników.
  •  W dniu 23 marca Alexander Uninsky (z ros. Александр Унинский; 1910-1972) pochodzący ze Związku Radzieckiego otrzymał pierwszą nagrodę w II Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Szopena. Konkurs trwał od 6 marca.
  • Dnia 31 lipca polski lekkoatleta Janusz Kusociński (1907-1940) zdobył w Los Angeles złoty medal olimpijski w biegu na 10 tysięcy metrów.
  •  Z kolei 11 sierpnia utworzono Białowieski Park Narodowy.
  • Dzięki staraniom Ignacego Bujnickiego (1891-1939) – późniejszego prezydenta Kalisza – została w dniu 5 września uruchomiona Elektrociepłownia Kalisz-Piwonice.
  • W dniu 11 września w wypadku lotniczym zginęli polscy piloci: Franciszek Żwirko (1895-1932) i Stanisław Wigura (1901-1932), którzy 28 sierpnia tego samego roku świętowali swoje zwycięstwo, zdobywając w zawodach „Challenge” pierwsze miejsce i międzynarodowy puchar dla Polski.
  • Sprinterka Stanisława Walasiewicz (1911-1980) ustanowiła 18 października w Warszawie rekord Polski w biegu na 800 metrów.
  • Dnia 2 listopada Józef Beck (1894-1944) objął funkcję ministra spraw zagranicznych w rządzie Aleksandra Prystora (1874-1941).


Zwróćmy uwagę o czym pisała prasa w 1932 roku. Jak widać oprócz osiągnięć sportowych
polskiego lekkoatlety  na pierwszy plan wysuwa się również nienawiść
III Rzeszy wobec narodu polskiego. 




Świat
  • W dniu 1 stycznia Poczta Stanów Zjednoczonych wydała komplet dwunastu znaczków celem upamiętnienia dwusetnej rocznicy urodzin Jerzego Waszyngtona (1732-1799).
  • Dnia 12 stycznia Hattie Caraway (1878-1950) została pierwszą kobietą, którą wybrano do Senatu Stanów Zjednoczonych.
  • Dnia 25 lutego Adolf Hitler otrzymał niemieckie obywatelstwo w wyniku naturalizacji, co w konsekwencji umożliwiło mu ubieganie się w wyborach o stanowisko kanclerza Niemiec; naturalizacja to otrzymanie obywatelstwa danego kraju na skutek zamieszkania na jego terenie.
  • W dniu 27 lutego brytyjski fizyk sir James Chadwick (1891-1974) na łamach tygodnika Nature ogłosił odkrycie neutronu.
  • W dniu 4 maja gangster Al Capone (1899-1947), który został skazany na jedenaście lat pozbawienia wolności, trafił do ciężkiego więzienia federalnego w Atlancie.
  • Dnia 15 maja w ZSRR Józef Stalin (1878-1953) ogłosił plan partyjnej oraz państwowej polityki religijnej, który mówił, iż: „do dnia 1 maja 1937 roku na całym terytorium ZSRR nie powinien pozostać ani jeden dom modlitewny i samo pojęcie Boga winno zostać przekreślone jako przeżytek średniowiecza, jako instrument ucisku mas pracowniczych”.
  • W dniu 6 listopada nazistowska Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (NSDAP) wygrała przedterminowe wybory do niemieckiego parlamentu.
  • Dnia 18 listopada miała miejsce piąta z kolei ceremonia wręczenia amerykańskich nagród filmowych, czyli Oscarów. Natomiast dzień później – 19 listopada – druga żona Józefa Stalina została odnaleziona martwa w swoim domu. 

To tylko niektóre z wydarzeń mających miejsce w 1932 roku. Oczywiście Anna Duszkowska nie ma o nich pojęcia, chyba że przeczyta coś na ich temat w Internecie. Jak już wspomniałam kobieta któregoś dnia przenosi się w czasie i trafia do domu swojej babci. Z jednej strony Anna nie kryje swojego zdziwienia, lecz z drugiej taka zmiana nawet jej odpowiada. Pod wpływem jakiegoś nagłego impulsu wynajmuje pokój w domu Zofii Leśniak. Niestety, bardzo szybko okazuje się, że nie jest przygotowana do życia w 1932 roku, bo przecież tam wszystko jest inne. Nie ma szeregu udogodnień, do których Anna jest przyzwyczajona, żyjąc w XXI wieku. Musi też uważać, aby niczym nie zdradzić się, że tak naprawdę pochodzi z innej epoki. Trzeba zatem na każdym kroku uważać na słowa. Nie można straszyć ludzi zbliżającą się wojną. Co pewien czas Anna wraca do swojego świata i zaopatruje się w rzeczy, które być może będą jej potrzebne do przedwojennego życia.

Im bardziej Anna Duszkowska wtapia się w realia pierwszej połowy XX wieku, tym bardziej czuje się z nimi związana. Mało tego. Kobieta poznaje tam ludzi, którzy wzbudzają w niej zarówno pozytywne, jak i negatywne emocje. Ale chyba w najśmielszych snach nie spodziewała się, że spotka tam niejakiego Aleksandra Obryckiego, który bez reszty zawładnie jej sercem. Ale czy Anna może pozwolić sobie na tę miłość, skoro w domu czeka na nią Bartek? Czy Duszkowska na pewno wie, co robi? A może już zupełnie postradała zmysły i to, w czym obecnie bierze udział jest jedynie wytworem jej zbyt wybujałej wyobraźni?

Życie Anny w Nałęczowie wcale nie skupia się jedynie na poznawaniu rodziny. Kobieta wplątuje się także w niebezpieczne sytuacje, które mogą skończyć się naprawdę źle. Tak się składa, że Anna trafia również do Berlina. W roku 1932 musi załatwić tam bardzo ważne sprawy. Co takiego wiąże się z tym miastem? Czy Annie uda się doprowadzić do końca sprawę, w którą tak bezmyślnie się uwikłała?

Domek letniskowy Bolesława Prusa w Nałęczowie. 


Powrót do Nałęczowa to naprawdę piękna opowieść. Owszem, jest tutaj wprowadzony wątek fantastyczny, ale tak naprawdę powieść można zaliczyć do obyczajowych. Ta fantastyka w niczym nie przeszkadza. Dzięki niej widać ogromny kontrast pomiędzy życiem w XXI wieku a tym w 1932 roku. Gdyby Autorka zdecydowała się na napisanie powieści z akcją osadzoną tylko i wyłącznie w 1932 roku, wówczas czytelnik nie miałby możliwości porównania tych dwóch rzeczywistości. Nałęczów przedstawiony przez Wiesławę Bancarzewską jest naprawdę uroczy. Autorka wspomina o najdrobniejszych szczegółach związanych z tamtym okresem i miastem. Czytelnik czuje, jakby naprawdę przeniósł się w przeszłość razem z główną bohaterką.

Anna Duszkowska to postać, która w czytelniku może budzić mieszane uczucia. Z jednej strony jej postępowanie może być zrozumiałe, ale z drugiej jest nieco nieodpowiedzialne. W pewnym momencie Anna decyduje się bowiem rzucić wszystko, na co pracowała i co osiągnęła w XXI wieku i praktycznie na stałe przenieść się do przedwojennej Polski. Można odnieść wrażenie, że kieruje nią swego rodzaju egoizm. Nie bierze pod uwagę uczuć innych ludzi, lecz skupia się tylko i wyłącznie na swojej osobie i na tym, co ona czuje.

Ta powieść jest nie tylko historią miłości w stylu retro, ale przede wszystkim jest to opowieść o ogromnej tęsknocie za tym, co już minęło i nigdy nie wróci. Anna tak naprawdę bardzo tęskni za swoją ukochaną babcią i generalnie za swoją rodziną, której członkowie już nie żyją. To uczucie jest tak wielkie, że w pewnym momencie powoduje u Anny przeniesienie się w czasie. Możliwe, że główna bohaterka zbyt krótko znała tych, którzy byli dla niej naprawdę ważni i dzięki sile swojej wyobraźni pragnie cofnąć czas i nadrobić to, czego nie było jej dane odczuć, kiedy jeszcze ci ludzie żyli obok niej.

Książka stanowi pierwszą cześć opowieści o Annie Duszkowskiej. Kontynuacją są Zapiski z Annopola. Przyznam, że powieść posiada swój specyficzny klimat i jest naprawdę godna uwagi. To nic, że pomysł nie jest nowy, ponieważ w ręce czytelników trafiło już wiele książek, w których bohaterowie przenoszą się w czasie i spotykają na swojej drodze ludzi, którzy już dawno nie żyją. Myślę, że powielanie pomysłu nie skreśla powieści. Skreślić może ją jedynie sposób wykonania, a na tym polu nie można Autorce niczego złego zarzucić. Tak więc jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądał przedwojenny Nałęczów i jakie zwyczaje wtedy panowały, to możecie śmiało sięgnąć po Powrót do Nałęczowa. Osobiście uwielbiam opowieści w stylu retro, dlatego w mojej opinii ta książka jest naprawdę wyjątkowa.  





czwartek, 16 kwietnia 2015

Agnieszka Wojdowicz – „Niepokorne. Eliza” # 1











Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa 2014





Koniec pierwszej połowy XIX wieku stał się dla Galicji okresem, który obfitował w burzliwe, a niekiedy nawet niezwykle tragiczne wydarzenia. Na pewno jednym z takich właśnie wydarzeń była rzeź galicyjska, nazywana również galicyjską rabacją albo rzezią tarnowską. Równocześnie z nastaniem nowej dekady lat 40. XIX wieku funkcjonujące na terenie zaborów ruchy spiskowe rozpoczęły konfidencjonalne przygotowania mające na celu wywołanie ogólnokrajowego powstania we wszystkich trzech zaborach. Porażka powstania listopadowego w 1831 roku, a także nasilające się coraz bardziej represje ze strony władz zaborczych nie stwarzały bynajmniej pomyślnych warunków dla rozwoju ogólnonarodowej konspiracji niepodległościowej. Niemniej, na obszarze wszystkich zaborów tworzyły się organizacje, które posiadały wyłącznie wymiar lokalny.

Już w 1835 roku powołano do życia jedno z liczniejszych w tamtym okresie stowarzyszeń, a było to Stowarzyszenie Ludu Polskiego, którego zasięg obejmował wszystkie trzy zabory. W roku 1837 część członków wchodzących w skład nowej organizacji zawiesiła swoją działalność, gdyż uznali oni, że prowadzi ona jedynie do coraz większych prześladowań. Tego rodzaju sytuacja sprawiła, że działacze organizacji podjęli decyzję o przyjęciu nowej nazwy, a mianowicie Konfederacji Powszechnej Narodu Polskiego, na czele której stanął Gustaw Ehrenberg (1818-1895). Niemniej, z powodu licznych aresztowań wśród działaczy organizacja była zmuszona zawiesić swoją działalność.

Pomimo znacznej eskalacji działań represyjnych ze strony zaborców, na przełomie lat 30. i 40. XIX wieku konspiracyjna działalność nie zniknęła. W roku 1839 w Poznaniu utworzono Komitet Poznański, który ściśle współpracował z paryskim Towarzystwem Demokratycznym Polski. Na jego czele stanął wówczas Karol Libelt (1807-1875). Natomiast w Warszawie swoją działalność rozpoczął Związek Narodu Polskiego. Bez wątpienia funkcjonujące na obszarze wszystkich trzech zaborów organizacje spiskowe jednoznacznie zmierzały w kierunku wybuchu powstania na skalę ogólnonarodową.

Jakub Szela (1787-1860) - 
najbardziej znany przywódca chłopski 
podczas rzezi galicyjskiej.
Drzeworyt ilustracyjny z 1848 roku.
Autor: Henryk Dmochowski (1810-1863)
Pierwszym testem przed zrywem niepodległościowym było wystąpienie księdza Piotra Ściegiennego (1801-1890) w 1844 roku. Próba nie była udana, co spowodowało, iż działające w Paryżu Towarzystwo Demokratyczne Polski zaczęło dążyć do objęcia naczelnego dowodzenia w dalszych przygotowaniach do powstania. Zapadła zatem decyzja, iż głównym przywódcą kolejnego narodowego zrywu zostanie Ludwik Mierosławski (1814-1878). Działający w tym samym czasie w Poznaniu Komitet Poznański został przemianowany na Komitet Centralny, którego zadaniem było sprawowanie kontroli i koordynowanie działalnością konspiracyjną we wszystkich trzech zaborach. Rozpoczęto także prężne przygotowania do walki zbrojnej. Tak więc w 1845 roku do Poznania przybył Ludwik Mierosławski.

A teraz skupmy się na powstaniu, które wybuchło na terenie Galicji, ponieważ to jego skutki tak naprawdę stanowią istotną kwestię dla rozwoju wydarzeń opisanych w pierwszym tomie trylogii Agnieszki Wojdowicz. Tak więc zasadniczym problemem przygotowań do zrywu narodowego stała się sprawa powstańczej agitacji wśród chłopów. Fakt ten stanowił dla spiskowców ogromną trudność. Każda próba natychmiast prowadziła do aresztowań. W związku z tym nie było możliwe głoszenie i jednoczesne pozyskiwanie chłopów dla wspólnej idei. Z drugiej strony jednak agitacja przy pomocy ulotek i broszur raczej nie przyniosłaby pozytywnych skutków, ponieważ na wsiach w tamtym okresie powszechny był analfabetyzm wśród chłopstwa.

Kluczowym problemem była też postawa ogromnej nieufności chłopów wobec prób rozpowszechniania nowych idei o charakterze niepodległościowym. Było to wyraźnie widoczne szczególnie w Galicji i na terenach Królestwa Polskiego. Bez względu na spory dotyczące programu oraz samą walkę, jak i liczne aresztowania poprzedzające wybuch powstania, przyszli powstańcy wyznaczyli dzień 22 lutego 1846 roku jako datę wybuchu powstania. Niemniej, w lutym 1846 roku w wyniku denuncjacji Henryka Ponińskiego (1808-1888), członkowie Komitetu Centralnego – Karol Libelt i Ludwik Mierosławski – zostali aresztowani. To wydarzenie natychmiast sprawiło, że tereny Wielkopolski zostały wyłączone z przyszłych walk powstańczych. Oprócz Wielkopolski, denuncjacje oraz aresztowania objęły także członków ruchu konspiracyjnego między innymi tego działającego we Lwowie.

Rzeź galicyjska
Obraz został namalowany w 1871 roku
Autor: Jan Nepomucen Lewicki (1795-1871)


Wiadomość o aresztowaniu członków siatki konspiracyjnej funkcjonującej w Poznaniu sprawiła, że przywódca spiskowców działających na terenie Królestwa Polskiego – Bronisław Dąbrowski (1815-1880) – uciekł za granicę. Niemniej, powstanie i tak próbowano wzniecić poprzez nieudany atak na Siedlce. W zaborze pruskim sytuacja przedstawiała się podobnie. Władze zaborcze w wyniku licznych aresztowań uniemożliwiły rozpoczęcie akcji zbrojnej. A jak było w Galicji? Otóż, formowane oddziały powstańców zostały rozgromione przez chłopów, którzy dzięki doskonałej propagandzie Austriaków uznali zbrojne przygotowania szlachty za rozpoczęcie akcji pacyfikacyjnej wsi. W wyniku tak rozwijającej się sytuacji, liderzy siatki konspiracyjnej działającej w Krakowie nie byli w stanie podjąć jakichkolwiek kroków. Tak więc Ludwik Gorzkowski (przed 1811-1857), Jan Tyssowski (1811-1857), a także Jan Alcyto (1809-1855) podjęli decyzję o odwołaniu wybuchu powstania, a miało to miejsce podczas spotkania w Krakowie w dniu 18 lutego 1846 roku. Niemniej, po wyjeździe Jana Alcyto, który był jednocześnie przedstawicielem Towarzystwa Demokratycznego Polski, pozostali dwaj przywódcy zmielili wcześniejsze ustalenia.

Już na samym początku nowej dekady, czyli lat 40. XIX wieku, galicyjscy chłopi coraz częściej zaczynali wszczynać bunt przeciwko systemowi poddaństwa i pańszczyzny. Pański dwór, który w sposób bezwzględny egzekwował wszelkie powinności, w ich oczach stał się siedliskiem wszelkiego rodzaju zła. Dodatkowo był także miejscem czegoś na kształt pośrednictwa, gdyż świadczył na rzecz państwa takie powinności, jak ściąganie podatków czy pobór rekruta. Pogarszająca się w sposób systematyczny wrogość do „panów galicyjskich” wzmagała się z powodu trudnej sytuacji samego chłopstwa, jak również wielu nieurodzajów i klęsk, jakie wystąpiły w latach 1844-1845. W związku z tym włościanie bezustannie wytaczali właścicielom ziemskim procesy sądowe, których przedmiotem było niesprawiedliwe w ich opinii przeciążanie wspomnianymi już powinnościami. Taka sytuacja sprzyjała tworzeniu się miejscowych grup i wyłanianiu spośród nich lokalnych liderów. W tym samym czasie władze austriackie, przewidując szybki wybuch powstania, rozpoczęły wśród galicyjskiego chłopstwa dynamiczną kampanię propagandową. W tejże kampanii była mowa szczególnie o „dobrym cesarzu z Wiednia”, któremu polscy właściciele ziemscy tylko przeszkadzają w wyzwoleniu galicyjskiej wsi. Jak można wywnioskować, starano się nie dopuścić do współpracy chłopów z powstańcami w zorganizowanej narodowej sprawie. W dodatku austriaccy urzędnicy wykorzystali powszechną na wsi galicyjskiej nieufność chłopstwa, która swoje źródło miała w zbyt niskim poziomie wykształcenia, o ile w ogóle można mówić tutaj o jakimkolwiek wykształceniu. Pospolity analfabetyzm u chłopów raczej nie sprzyjał wyrobieniu sobie własnego zdania na niektóre tematy.


Rabacja galicyjska. Chłopi przynoszą autriackim żołnierzom obcięte
głowy właścicieli ziemskich.

Staloryt pochodzi z XIX wieku.
Autor nieznany

W dniu 18 lutego 1846 roku spiskowcy galicyjscy z okolic Tarnowa zadecydowali, iż przystąpią ostatecznie do walki. Wtedy też niewielkie oddziały powstańców wyruszyły, aby uderzyć na Tarnów z różnych stron. Niemniej, część z nich nie dotarła na umówione uprzednio miejsca, natomiast pozostali zwyczajnie zabłądzili w lasach znajdujących się pod Tarnowem, gdzie czekali na rozkazy, które wciąż nie nadchodziły. W tej sytuacji niektórzy z dowódców podjęli decyzję, iż rozpuszczą swoje oddziały. Niestety, wracający z nieudanego ataku powstańcy zaczęli nagminnie wpadać w ręce rozwścieczonych chłopów, którzy brutalnie mordowali ich na miejscu albo po prostu wydawali w ręce austriackich żołnierzy. Nieudolność szlacheckiego ruchu powstańczego stała się zachętą do dalszych wystąpień włościan przeciwko ziemskim właścicielom. Tak więc do końca lutego 1846 roku od wsi do wsi szły gromady chłopów uzbrojonych w cepy, kosy i siekiery, napadając na kolejne dwory i wybijając co do głowy ich mieszkańców. Ten chłopski ruch przez samych chłopów został nazwany rabacją, a jego najsilniejsze działania miały miejsce na ziemi tarnowskiej i sądeckiej. Zniszczono bądź spalono tam około pięćset pańskich dworów oraz zamordowano ponad tysiąc osób, wśród których znajdowało się niemalże dwustu właścicieli ziemskich.

To tyle, jeśli chodzi o historię. Teraz skupmy się już na samej książce. Otóż, jednym z właścicieli ziemskich zamordowanych w lutym 1846 roku był dziadek głównej bohaterki – Konstanty Pohorecki. Jego dwór został zaatakowany w pewną mroźną noc. Konstanty nie chciał uciekać. Bohatersko stawił czoło rozwścieczonemu chłopstwu i do ostatniej kropli krwi bronił swojego dworu. Tylko młoda żona Konstantego – Elżbieta – wraz z kilkumiesięcznym synem i służącą zdołała uciec. Elżbieta miała zamiar przedostać się do Warszawy, która po trzecim rozbiorze Polski najpierw trafiła pod zabór pruski, a następnie pod rosyjski. Wdowa po Konstantym Pohoreckim będzie zatem musiała na nowo ułożyć sobie życie. Czy jej się to uda? Czy trauma po tragicznych wydarzeniach kiedyś minie? Jaki wpływ rzeź galicyjska będzie mieć na życie samej Elżbiety i jej rodziny? Czy jej skutki nie staną się piętnem dla jej potomków, którzy chcieliby normalnie żyć; żyć bez uprzedzeń?

W tym samym czasie kształtują się także losy innej bohaterki, której wnuczka będzie musiała zmierzyć się ze sztywnymi zasadami panującymi w jej rodzinie. Na chwilę obecną, czyli w roku 1846, poznajemy Sarę Bach. Dziewczyna jest córką żydowskiego krawca i mieszka na krakowskim Kazimierzu. Sara wyróżnia się spośród rówieśnic, lecz swoich szczególnych zainteresowań raczej nie może ujawniać, ponieważ dobra żydowska dziewczyna jedyne, o czym powinna myśleć, to o ślubie z mężczyzną, który przyśle do jej domu swatkę i którego oczywiście zaakceptują rodzice. Założenie rodziny to tak naprawdę wszystko, czego potrzeba do szczęścia każdej żydowskiej młodej kobiecie. Wszelkiego rodzaju bunt i wyrażanie własnego zdania jest – delikatnie mówiąc – niemile widziane w żydowskiej społeczności. Jak zatem potoczą się dalsze losy Sary? Czy będzie musiała zaakceptować wolę rodziców, czy może stanie się coś, co będzie zgodne nie tylko z jej wolą, ale także z opinią jej rodziny?

Stanisław Wyspiański (1869-1907)
to postać,
którą można spotkać
na kartach powieści.

Autoportret z 1902 roku. 
Mija wiele lat od galicyjskiej rabacji. Wnuczka Elżbiety Orzechowskiej, niegdyś Pohoreckiej, zamierza studiować w Krakowie farmację. Dziewczyna zdobyła już pierwsze umiejętności w tej dziedzinie, a teraz pragnie je rozwinąć szerzej i otrzymać dyplom. Oczywiście nie będzie to takie proste, ponieważ pod koniec XIX wieku wykształcone i samodzielne kobiety nie są mile widziane w społeczeństwie. Wciąż bowiem panuje przekonanie, że kobieta powinna egzystować pod opieką mężczyzny i to on powinien decydować o jej losie. Eliza nie chce się temu poddać, więc przy akceptacji rodziny w towarzystwie babki wyrusza do nieznanego jej dotąd Krakowa. Podróż jest dla niej niczym wyprawa za granicę. Trzeba pamiętać, że w okresie zaborów tak to właśnie wyglądało. Aby dostać się na teren innego zaboru, należało postarać się o specjalne dokumenty.

Już w pociągu dochodzi do tragedii. Otóż, Eliza jest niemalże naocznym świadkiem morderstwa starszej kobiety. Nie wiadomo tak naprawdę dlaczego ktoś ją zamordował. Z powodu ogromnego majątku? Z zemsty? Konsekwencje tego zabójstwa będą się ciągnęły za Elizą bardzo długo, ponieważ jest ona jedyną osobą, która może coś powiedzieć o mordercy. Wtedy też dziewczyna poznaje młodego austriackiego żołnierza. Jak zatem zareaguje jej babka na tę znajomość? Czy będzie jej przeciwna, skoro to Austriacy są odpowiedzialni za jej osobistą tragedię? Czy w końcu Eliza może czuć się bezpieczna, skoro widziała twarz mordercy?

Tymczasem w domu Judyty Schraiber – wnuczki wspomnianej wyżej Sary Bach – nie dzieje się najlepiej. Dziewczyna wdała się w romans z pewnym malarzem, z czym oczywiście nie mogą pogodzić się jej rodzice. Judyta jest zbuntowana i uważa, że to ona powinna decydować o swoim życiu, natomiast w żadnym razie nie wolno tego robić jej rodzinie. Niestety, Judyta nie wie, że pewne kwestie są po prostu nie do przeskoczenia. Chyba jednak nie za bardzo zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda prawdziwe życie, kiedy musi być zdana na samą siebie. Ile rozczarowań ją czeka; ile łez będzie musiała wylać, zanim cokolwiek zmieni się w jej życiu na lepsze? Na szczęście gdzieś tam żyją ludzie, którzy bez względu na wszystko będą w stanie jej pomóc. Ale czy nie zażądają za swoją pomoc zapłaty? Czy Judyta nie będzie musiała znów stanąć przed trudnymi wyborami?

Jest też Klara Stojnowska – bohaterka niezwykle wyzwolona, która wciąż spiera się z ojcem uważającym, że miejsce kobiety jest w domu, a nie na przykład na uniwersytecie. Pomimo że sprzeczki z ojcem wcale nie są Klarze obojętne i zawsze po nich cierpi, to jednak nie ustępuje. Trzyma się twardo swoich przekonań i próbuje dzielić się nimi z osobami, które spotyka na swojej drodze. To taka typowa dziewiętnastowieczna feministka. Losy tych trzech kobiet w pewnym momencie krzyżują się ze sobą. Dziewczyny odczuwają wobec siebie nawzajem prawdziwą sympatię, pomimo że pochodzą z innych środowisk, a każda z nich została inaczej wychowana. Każda z nich posiada też inną przeszłość.

Pierwszy tom trylogii Agnieszki Wojdowicz zachwycił mnie już od pierwszej strony. Jeśli chodzi o powieści historyczne, to bliskie są mi nie tylko te, których akcja rozgrywa się wiele wieków wstecz, a głównymi bohaterami są koronowane głowy. Bardzo lubię również historie dziejące się w XIX wieku i na początku XX, ponieważ specyfika tego okresu jest naprawdę niesamowita. Tutaj mamy do czynienia nie tylko z latami trzeciego rozbioru Polski, ale przede wszystkim uwagę zwraca charakterystyczny klimat okresu Młodej Polski. Owszem, opowieść jest fikcyjna, ale to wcale nie oznacza, że nie brak w niej postaci historycznych. Tak więc spotykamy na przykład Stanisława Wyspiańskiego, który w życiu Judyty Schraiber odgrywa niemałą rolę, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę jej talent malarski.

Planty o świcie .
Miejsce, gdzie bardzo często można spotkać bohaterki powieści. 

Obraz powstał w 1894 roku.
Autor: Stanisław Wyspiański

Tym, co zwraca szczególną uwagę jest oczywiście młodopolski Kraków. Jest on przedstawiony niezwykle autentycznie. Podobnie rzecz ma się, jeśli chodzi o żydowskie obyczaje. Autorka z dużą dokładnością ukazuje specyfikę religii żydowskiej. Chociaż jest to powieść ukierunkowana na Elizę Pohorecką, to jednak pozostałe dwie bohaterki również mają sporo do powiedzenia. Dwie z nich spotykają – wydaje się – mężczyzn swojego życia, lecz ta miłość wcale nie należy do tych najłatwiejszych. Jest to uczucie pełne wyborów, a wręcz dramatycznych sytuacji.

O Elizie można śmiało powiedzieć, że jest to powieść feministyczna opisująca czasy, kiedy ten feminizm dopiero się rodził. Kobiety zaledwie zaczynały bronić swoich praw i robiły wiele, aby zmienić swoją sytuację społeczną i nie podporządkowywać się mężczyznom. Jest to też powieść, w której ogromne znaczenie ma historia. Elżbieta Orzechowska wciąż nią żyje i chyba dopiero z dniem jej śmierci skutki wydarzeń z 1846 stracą znaczenie. Powieść jest także sagą rodzinną, gdyż obserwujemy tutaj życie aż trzech rożnych rodzin, zaś w przypadku Elizy i Judyty historia rodziny obejmuje aż trzy pokolenia.

Moim zdaniem Eliza to naprawdę magiczna opowieść o czasach, które minęły, ale które wciąż gdzieś w nas tkwią. Czekam zatem na kolejny tom trylogii. Tym razem będzie to opowieść o Klarze. Myślę jednak, że nie zabraknie też Elizy i Judyty, ponieważ ich wątki wcale nie zostały zakończone.

Na koniec przytoczę jeszcze taką oto ciekawostkę. Otóż, w spisie nazwisk ofiar rzezi galicyjskiej z 1846 roku odnalazłam dwóch mężczyzn o nazwisku „Pohorecki”. Jednym z nich był Adam Pohorecki pochodzący z Gorzejowej, czyli wsi leżącej obecnie na terenie województwa podkarpackiego. Natomiast drugim był Antoni Pohorecki, z zawodu nauczyciel. Zapewne ci dwaj mężczyźni nie mają nic wspólnego z powieściowym Konstantym Pohoreckim. A może jednak mają? Kto wie?






sobota, 11 kwietnia 2015

Karol Bunsch – „Wawelskie Wzgórze” # 11















Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Kraków 1969
Seria: Powieści Piastowskie




W 1304 roku z wygnania Władysław I Łokietek wrócił do Polski przy wojskowej pomocy węgierskiej. Oparcie zdobył najpierw w ziemi sandomierskiej, gdzie najprawdopodobniej przygotowywał sobie jakieś punkty oporu i uzupełnił swoją siłę zbrojną po części miejscowym rycerstwem, a po części wieśniaczą ludnością. Tak przynajmniej głosi tradycja. Kolejnym etapem jego rewindykacyjnej akcji były ziemie sieradzka i łęczycka. Miał tutaj z całą pewnością wielu zwolenników, lecz dopiero śmierć Wacława II (1271-1305) pozwoliła mu na pełne zawładnięcie tą częścią ojcowizny. Bunt rycerstwa, który wywiązał się w dzielnicy brzesko-kujawskiej, a skierowany był przeciwko władzy czeskiej, otworzył Władysławowi Łokietkowi drogę do księstwa, z którym był związany najwcześniej i najdłużej. Zwykle przyjmuje się, iż jeszcze przed śmiercią Wacława III (1289-1306) zawładnął Krakowem. Niemniej jednak, niektóre źródła historyczne podają, że mogło się to stać dopiero po zgonie Wacława III, podobnie jak zajęcie Pomorza Gdańskiego, które Władysław Łokietek opanował bez większych trudności i obsadził je wiernymi sobie ludźmi, a to z kolei miało ogromne znaczenie wobec roszczeń do niego ze strony Brandenburgii. W Gdańsku Łokietek osadził, jako kasztelana, oddanego sobie Boguszę, natomiast w Tczewie swojego bratanka – księcia Kujaw inowrocławskich – Kazimierza, zaś w Świeciu jego brata – Przemysła. Jeśli chodzi o Wielkopolskę, to nie udało się Władysławowi Łokietkowi opanować jej od razu, pomimo przychylnych dla niego nastrojów, jakie panowały w południowo-wschodniej części dzielnicy, ponieważ jako rywal wystąpił tutaj Henryk III głogowski (1251 lub 1260-1309), który uzyskał poparcie w miastach, a było to poparcie również biskupa poznańskiego i znacznej części możnowładztwa.

Umocnienie przez Władysława I Łokietka jego władzy w podbitych dzielnicach okazało się niezwykle trudne. W Krakowie natrafił bowiem na opór zniemczonego biskupa – Jana Muskaty (ok.1250-1320) – który był ściśle związany z czeskim dworem, gdyż przez pewien czas sprawował urząd małopolskiego starosty z ramienia Wacława II. Tak więc Łokietek zmuszony był zdobywać zamki należące do Muskaty, a znajdujące się w Lipowcu i Bieczu. Po pokonaniu bez wątpienia tego potężnego przeciwnika, zwrócił mu jego siedziby, zaś krakowskiemu biskupstwu nadał rozległy przywilej. Niemniej jednak, ten gest wcale biskupa nie ułagodził. Doszło bowiem do kolejnych sporów, a wtedy arcybiskup Jakub Świnka (?-1314), nawiązując do wcześniejszej niesubordynacji Jana Muskaty wobec Gniezna, wytoczył mu proces kanoniczny, w którym biskupowi zarzucono między innymi dokonanie szeregu okrucieństw, gwałtów oraz nadużyć. Jakub Świnka nałożył więc na Jana Muskatę ekskomunikę i zawiesił w czynnościach duchownych. Z kolei przebywającemu we Wrocławiu biskupowi, Władysław Łokietek zagwarantował bezpieczny powrót do Krakowa, lecz gdy ten udał się tam, wówczas uwięził go i zmusił do posłuszeństwa. W tej niekorzystnej dla Muskaty sytuacji w obronę wziął go papieski legat – Gentilis, który rozpatrzył zasadność wyroku wydanego przez Jakuba Świnkę. W konsekwencji legat rzucił na Łokietka klątwę, a jego rządy obłożył interdyktem.

Władysław I Łokietek (1260/1261-1333)
Na przełomie 1311 i 1312 roku mieszczaństwo niemieckie Krakowa pod wodzą wójta Alberta podniosło bunt przeciwko Władysławowi Łokietkowi. Opowiedzieli się oni po stronie nowego władcy Czech, którym został wówczas Jan Luksemburski (1296-1346), zwany również „Ślepym”, który wraz z czeskim tronem przejął także od dynastii Przemyślidów prawo do polskiej korony. W imieniu Jana na pomoc zbuntowanemu Krakowowi pośpieszył opolski książę Bolko (pomiędzy 1254 a 1258-1313). W rezultacie bunt został zażegnany, zaś książę Bolko wraz z wójtem Albertem opuścili miasto, które spotkało się z surowymi represjami. Ograniczono wpływ niemczyzny, skasowano również dziedziczne wójtostwo na rzecz wójtów mianowanych przez władcę, natomiast podniesiono rolę rady miejskiej.

W czasie, gdy w Małopolsce zajmowano się sprawą Jana Muskaty, niezwykle istotne wydarzenia rozegrały się na północy kraju. Chodziło o to, iż z pretensjami do Pomorza Gdańskiego wystąpili czynnie Brandenburczycy, którzy już na przełomie XIII i XIV wieku opanowali nadnoteckie grody – Drezdenko i Santok – oraz graniczące z Pomorzem Gdańskim tereny pomiędzy Notecią a Drawą. Dzielnicę pomorską przyrzekli im Wacław II i Wacław III, a teraz znaleźli oparcie w potężnym rodzie Święców, w którego rękach za Wacławów czeskich znajdowała się władza namiestnicza na Pomorzu, a którzy w znacznym stopniu utracili swoje wpływy po 1306 roku. Tak więc w 1308 roku Brandenburczycy rozpoczęli podbój Pomorza. Kiedy przy pomocy niemieckiego mieszczaństwa opanowali Gdańsk, Władysław Łokietek znalazł się w naprawdę trudnej sytuacji w Małopolsce. Wówczas za zgodą księcia zdecydowano się poprosić o pomoc Krzyżaków, którzy odebrali Brandenburczykom Gdańsk, lecz nie zwrócili go prawowitemu władcy. Co więcej, Krzyżacy dokonali brutalnej rzezi wśród polskiego rycerstwa i przypuszczalnie również wśród jego rodzin, a następnie przystąpili do podboju pomorskiej dzielnicy. Zdobyli więc grody w Tczewie i Świeciu, wypierając stamtąd książąt kujawskich – Kazimierza i Przemysła. W 1309 roku całe Pomorze Gdańskie znajdowało się już w rękach Krzyżaków. Niestety, zawiodły próby pokojowej rewindykacji, a Krzyżacy poczuli się na tyle pewni w swoich nadbałtyckich zamkach, że ich wielki mistrz, który do tej pory na stałe rezydował w Wenecji, przeniósł się do Malborka. Prawa, czy też roszczenia Brandenburczyków do Pomorza zostały przez Krzyżaków wykupione.

Wobec utraty Pomorza Gdańskiego przed Władysławem Łokietkiem stanęło niezwykle pilne zadanie rewindykowania Wielkopolski. Rządy Henryka głogowskiego nie były na tym terenie zbyt popularne, ale mimo to książę zdołał utrzymać pokój i wewnętrzny porządek. W 1309 roku, gdy Henryk oddał ducha Bogu, pozostawiając pięciu młodocianych i nieletnich synów, którzy nadmiernie sprzyjali Niemcom, poważnie wzrosło niezadowolenie znacznej części możnowładztwa oraz wyższego duchowieństwa. Nieprzyjazne nastroje wobec głogowczyków spotęgowały się, gdy na rzecz Brandenburgii zrzekli się oni swoich potencjalnych roszczeń do Pomorza. Niedługo doszło również do zbrojnych buntów przeciwko ich władzy. Władysław Łokietek zajęty swoimi sprawami na południu kraju, nie był w stanie natychmiast przystąpić do podboju Wielkopolski. Zdołał tego dokonać dopiero w latach 1313-1314, kiedy stłumił między innymi podobny do krakowskiego bunt Przemka – wójta poznańskiego, który był zagorzałym stronnikiem synów Henryka głogowskiego.

Ucieczka Władysława Łokietka
z Krakowa w czasie zdobywania 
miasta przez Henryka Probusa
Autor: Aleksander Lesser (1814-1884)
To tyle, jeśli chodzi o tło historyczne kolejnej części Piastowskiego cyklu Karola Bunscha. Wawelskie Wzgórze stanowi tak naprawdę pierwszy z trzech tomów historii rozgrywającej się za czasów panowania Władysława Łokietka, zwanego przez Autora „Włodzisławem”. Oczywiście tego imienia też mało kto używał, gdyż wszyscy nazywali księcia po prostu „Łokietkiem”, co miało charakter prześmiewczy. Oprócz autentycznych postaci historycznych, na kartach książki czytelnik spotyka także bohaterów fikcyjnych, którzy w mniejszym lub większym stopniu są związani z dworem Władysława Łokietka i jego polityką. Są to przede wszystkim rycerze, którzy ochoczo wyruszają na coraz to nowe wojny, ale nie brak również zdrajców. Karol Bunsch – jak zawsze zresztą – doskonale połączył wydarzenia historyczne z fikcyjnymi. W fabułę powieści wplótł tajemnicę, która niejako ściga przez życie młodzieńca o imieniu Krzych, tym samym krzyżując mu ważne życiowe plany.

Pomiędzy poszczególnymi bohaterami nawiązują się sympatie, a nawet silne więzi przyjaźni. Nie brak też wątku miłosnego, który skupia się na wspomnianym wyżej Krzychu. Nie ma się co dziwić. W końcu młodzieniec jest niezwykle urodziwy, więc i niewiasty podążają za nim spojrzeniem. W książce nie brak także scen batalistycznych. Rzeź na Pomorzu przedstawiona jest naprawdę doskonale. Tym, co zwróciło moją uwagę i bardzo mi się spodobało jest fakt, iż Karol Bunsch nie szczędził na wyeksponowaniu postaci księcia Władysława Łokietka. Nie o wszystkich częściach cyklu można tak powiedzieć, ponieważ w niektórych osoba rządzącego aktualnie władcy pojawia się gdzieś w tle. Tutaj jest zupełnie inaczej, co bardzo cieszy.

Specyfika tej powieści, jak i pozostałych, polega głównie na tym, iż Autor stara się jak najdokładniej oddać realia polskiego średniowiecza i panowania dynastii Piastów. Przejawia się to nie tylko w samym klimacie książek, ale przede wszystkim w języku, jakim są one pisane. Wspominam o tym za każdym razem, kiedy piszę o kolejnym tomie, ponieważ dzisiaj już takich powieści po prostu nikt nie pisze. Używany jest język współczesny, co wcale nie oznacza, że jest to wadą. Zwyczajnie zmieniły się czasy i styl tworzenia literatury.


Władysław Łokietek na wygnaniu
Autor: Wojciech Gerson (1831-1901)

Jaki zatem jest ten Włodzisław Łokietek przedstawiony przez Karola Bunscha? Otóż, nie wiem, jak jego charakter będzie wyglądał w kolejnych dwóch tomach, ale w Wawelskim Wzgórzu jest on księciem, po którym raczej nie widać srogości i bezwzględności. Owszem, są sytuacje, w których Władysław musi podjąć jakieś drastyczne w skutkach decyzje, ale generalnie jest księciem łagodnym. Nawet zdrajcom wybacza.

Bardzo dużo miejsca Autor poświęca konfliktowi pomiędzy Łokietkiem a biskupem Muskatą. W ten spór zamieszane są nawet postacie fikcyjne, co tylko podnosi walor całej historii. Kwestia Pomorza Gdańskiego również jest wyraźnie wyeksponowana. Podobnie dzieje się w przypadku krakowskiego buntu. Tak więc jeśli chodzi o dokładność historyczną, to książce naprawdę nie można niczego złego zarzucić. Nie wiem też, czy można mówić o jakichkolwiek innych wadach. To jest po prostu klasyka, szkoda tylko że powoli zapominana. Marzę o wznowieniu całego cyklu, ale wydaje mi się, że to są raczej płonne nadzieje, ponieważ dziś wydawnictwa skupiają się bardziej na pisarzach żyjących albo tych dziewiętnastowiecznych, natomiast dzieła autorów tworzących w PRL-u są omijane. Tak czy inaczej, polecam konsekwentnie cały cykl Piastowski, bo naprawdę warto go przeczytać. Szczególnie powinien on być obowiązkową lekturą dla czytelników, którzy fanatycznie interesują się historią Polski. 



_______________________

* Część tekstu dotycząca historii powstała w oparciu o następującą publikację: 
Jerzy Wyrozumski, Historia Polski do roku 1505, Wyd. PWN, Warszawa 1984.