Wydawnictwo: ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa 2016
Tytuł
oryginału: Les cendres froides
Przeklad:
Oskar Hedemann
Czy odgrzebywanie przeszłości zawsze może przynieść
człowiekowi ulgę i sprawić, że raz na zawsze pożegna się z tym, co było?
Właśnie na to pytanie w swojej książce próbuje odpowiedzieć młodszy brat
sławnego Guillaume’a Musso – Valentin. Są takie rodziny, które nawet przez
długie lata potrafią przechowywać w świadomości najstraszniejsze tajemnice,
mając nadzieję, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. Czasami jednak dzieje się
tak, że przez zupełny przypadek ktoś z członków rodziny trafia na ślad sekretu
i postanawia zrobić wszystko, aby sprawę wyjaśnić do końca, nawet jeśli główny
bohater rodzinnej historii już nie żyje. Z drugiej strony jednak można
zastanawiać się, czy w takiej sytuacji moralne jest, aby wyciągać z grobu
osobę, która i tak nie będzie mogła już się bronić. Pojawiają się zatem
dylematy, a człowiek zastanawia się czy decydując się na ujawnienie prawdy
postępuje dobrze czy źle. Bo przecież może też zdarzyć się tak, że odkryte
nagle fakty pociągną za sobą lawinę niebezpiecznych wydarzeń i wtedy zadajemy
sobie pytanie czy faktycznie było warto odgrzebywać przeszłość i narażać na
niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale też naszych bliskich.
Wróćmy jednak na chwilę do lat drugiej wojny światowej (1939-1945),
ponieważ fabuła niniejszej książki ma z nią wiele wspólnego. Otóż podczas
drugiej wojny światowej Francja była jednym z krajów, w których Niemcy nie
dopuszczali się porwań dzieci celem ich germanizacji. Inaczej było na przykład
w Polsce czy innych państwach europejskich. Niemniej Niemcy posiadali we
Francji znaczne siły militarne. W związku z tym nieuniknioną konsekwencją stała
się spora liczba dzieci spłodzonych przez niemieckich żołnierzy. Mówi się, że
szacunkowo do maja 1943 roku takich dzieci było aż pięćdziesiąt tysięcy. Heinrich
Himmler (1900-1945) uważał bowiem, że dzieci będące owocem związku francuskiej
kobiety i niemieckiego żołnierza są doskonałe, jeśli chodzi o ich germanizację.
Bardziej entuzjastycznie do swojego pomysłu Himmler podchodził tylko w
odniesieniu do dzieci poczętych przez Niemców w Norwegii, choć małych Francuzów
oceniał jako cenną niemiecką krew. Tak więc niedaleko miejscowości Chantilly
esesmani powołali do życia ośrodek Lebensborn, który nazwali Westwald.
Dzieci urodzone w ośrodku Lebensborn Zdjęcie pochodzi z 1943 roku. |
W związku z powyższym, pomiędzy Francuzami zaczęły narastać
spory odnośnie do tego, w jaki sposób radzić sobie z takimi dziećmi. Wielu z
nich wcale nie kryło swojego wrogiego nastawienia do tych Bogu ducha winnych dzieciaków, które przecież nie prosiły się na ten skażony złem świat. Wdowa po generale Francuskich Sił
Zbrojnych – Charlesie Huntzigerze (1880-1941) – twierdziła, że powinny one
zostać zintegrowane ze społeczeństwem francuskim. Pomimo tego, że kobiety
zaangażowane w projekt Lebensborn nosiły piętno „kochanek nazistów”, to
jednak podobno uniknęły przebywania w Westwald, ponieważ esesmani stwierdzili,
że niemowlęta muszą być natychmiast po urodzeniu oddane do adopcji na terenie Trzeciej Rzeszy. Innym
źródłem „produkowania” dzieci byli francuscy jeńcy i przymusowi robotnicy
sprowadzeni z Francji do pracy w Niemczech i Austrii. Niektórzy francuscy
mężczyźni również płodzili dzieci z niemieckimi kobietami. Niemowlęta
pozostawały wtedy pod opieką matek. W przypadku jeńców-kobiet sprawa wyglądała
zupełnie inaczej. Kobiety były bowiem zmuszane do oddawania swoich dzieci do
adopcji niemieckim rodzinom.
Jeszcze podczas pierwszej wojny światowej (1914-1918) nikt
tak naprawdę nie był w stanie sobie wyobrazić, że ktoś we Francji mógłby
współpracować z Niemcami. Francuzi nienawidzili Niemców. Na początku jedynie
stosunkowo niewielki obszar północnej Francji został zajęty przez nazistów.
Upadek Francji już w pierwszym roku drugiej wojny światowej oraz reżimu Vichy zmieniły
wszystko. Nie było zatem możliwości, aby uniknąć współpracy z Niemcami, chyba
że ktoś dołączył do ruchu oporu, lecz musiał pamiętać, że tym samym naraża na niebezpieczeństwo
nie tylko siebie, ale też swoją rodzinę. Współpraca Vichy z nazistami była
bardzo kosztowna. Przodował w niej Henri Philippe Pétain (1856-1951), który
stał wtedy na czele francuskiego rządu. Reżim Vichy współpracował z Niemcami
zarówno w sferze militarnej, jak i gospodarczej. Nie było zatem tajemnicą, że
jest to współpraca mająca na celu przynieść również korzyści osobiste.
W najgorszej sytuacji były kobiety, dlatego też to one
chętniej podejmowały współpracę z faszystami. Trzeba pamiętać, że w tamtym
czasie żywność i inne towary konsumpcyjne były bardzo drogie albo nie było ich
w ogóle. Kobiety często zostawały wdowami, ponieważ ich mężowie albo tracili
życie na froncie, albo też trafiali do nazistowskich obozów jenieckich, co
stawiało Francuzki w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Czasami to właśnie mąż
był jedynym żywicielem rodziny, a więc wiele z nich pozostawało bez środków do
życia. Tak więc zaangażowanie się w intymny związek z Niemcem było sposobem na zabezpieczenie
rodziny i uchronienie jej przed śmiercią głodową. Wysocy rangą oficerowie
niemieccy zapewniali życie w luksusie. Kobiety, które związały się z esesmanami
były różne i pochodziły z różnych środowisk. Niektóre robiły to z konieczności
i strachu przed ubóstwem, zaś inne były bardzo zadowolone z korzyści, jakie
płynęły z kontaktów z Niemcami. Były też takie, które naprawdę zakochiwały się
w esesmanach. Charles de Gaulle (1890-1970) starał się to kontrolować.
Podczas niemieckiej okupacji stwierdzono wiele przypadków
opisanych powyżej, lecz wtedy były one ignorowane przez społeczeństwo. Dopiero
po wyzwoleniu wiele francuskich kobiet związanych z nazistami było publicznie
upokarzanych i karanych. Wielu z nich golono głowy, a wydarzeniu temu
przyglądał się tłum gapiów. Henri Philippe Pétain oraz inni urzędnicy Vichy
zostali osądzeni. Niemniej większość z tych, którzy współpracowali z okupantem
nigdy nie zostało ukaranych. Kobiety, które spoufalały się z niemieckimi
żołnierzami były jednak szczególnie karane po wojnie przez członków ruchu
oporu. Lecz w przeciwieństwie do mężczyzn, nigdy nie wykonano na nich wyroków
śmierci przez rozstrzelanie.
Heinrich Himmler To on był mózgiem projektu Lebensborn. Fotografia pochodzi z 1942 roku. |
To tyle historii. Wróćmy teraz do książki. Jest rok 1999. Na
terenie deparlamentu Marna we Francji w krótkim odstępie czasu dochodzi do dwóch
zgonów. Otóż umiera dwoje staruszków: Nicole Brachet i Henri Cochet. Na
związane i zakneblowane ciało kobiety trafia Érika Fabre, która od jakiegoś
czasu opiekowała się staruszką. W tym feralnym dniu Érika była praktycznie
pewna, że stało się coś złego, jeszcze zanim weszła do domu swojej
podopiecznej. Otóż Nicole miała zwyczaj czekać na nią przed domem, ściskając w
dłoniach siatki na zakupy. Kiedy tym razem starsza pani nie pojawiła się tam,
gdzie zawsze, Érika wiedziała, że musiało stać się coś złego, lecz na pewno nie
była przygotowana na widok, jaki zastanie po wejściu do domu. Wszystko wskazuje
bowiem na to, że Nicole Brachet została zamordowana. Dlaczego? Komu naraziła
się miła staruszka, że ten pozbawił ją życia w tak okrutny sposób? Czy starsza pani
coś ukrywała? Czy miała wrogów, o których nikomu nie mówiła?
Z kolei Henri Cochet odszedł spokojnie w otoczeniu swojej
rodziny, a przyczyną jego śmierci stał się udar mózgu. Był znanym i cenionym
ginekologiem. Mieszkał w domu wraz z wieloletnią życiową partnerką i wnuczką.
Jego syn wiele lat temu najpierw się rozwiódł, a potem zginął w wypadku
samochodowym. Od tego czasu wnuczka Henriego i jednocześnie córka tragicznie
zmarłego młodszego Cocheta zaczęła poważnie podupadać na zdrowiu psychicznym.
Wciąż pogłębiająca się depresja sprawiła, że kiedyś nawet targnęła się na
własne życie. Rodzina Henriego Cocheta jakoś niespecjalnie dba o rodzinne
relacje. Dopiero śmierć seniora sprawia, że poszczególni jej członkowie
zaczynają zbliżać się do siebie nawzajem. Na pogrzeb przyjeżdża z Paryża wnuk
zmarłego – Aurélien Cochet. Jego wizyta w domu dziadka zmienia praktycznie
wszystko.
Aurélien Cochet jest nauczycielem w liceum i robi wszystko,
aby jego uczniowie dostali się na jak najlepsze studia. Mężczyzna jest też
wielbicielem starego kina. Podczas porządkowania rzeczy po zmarłym dziadku, Aurélien
natrafia na pewien film pochodzący z lat 40. XX wieku. Widzi na nim Henriego
Cocheta, który zadowolony stoi u boku eleganckiego esesmana i obaj wyglądają
tak, jak gdyby łączyła ich przyjaźń. Mało tego. Mężczyźni otoczeni są radosnymi
młodymi kobietami o jasnych włosach i podobnym typie urody. Każda z tych kobiet
jest w ciąży. Okazuje się, że film został wyprodukowany w jednym z ośrodków Lebensborn,
gdzie Niemcy pracowali nad hodowlą nadludzi. Nie trzeba chyba mówić, w jak
wielkim szoku jest Aurélien, który właśnie odkrył haniebną przeszłość swojego
dziadka. Czy ukochany przez niego Abuelo – jak nazywał go wnuk – faktycznie
brał czynny udział w produkcji ludzi, którzy mogliby zasiedlić Trzecią Rzeszę?
Gregor Ebner (1892-1974) To tego esesmana zobaczył Aurélien Cochet na filmie, który odkrył w archiwum swojego dziadka. Zdjęcie zostało wykonane podczas procesu norymberskiego (1947-1948). |
Stopniowo Aurélien Cochet dociera do młodej doktorantki,
która zajmuje się historią drugiej wojny światowej. Wraz z nią mężczyzna
próbuje odkryć tajemnicę swojej rodziny. Niestety, już na samym początku ktoś
skutecznie stara się pokrzyżować mu plany, próbując go zastraszyć i sprawić,
aby Aurélien dał sobie spokój z grzebaniem w przeszłości. Czy fakty, które
pragnie poznać wnuk Henriego naprawdę są takie druzgocące? Czy ich odkrycie
może po tylu latach jeszcze komuś zagrozić? Jak sam Aurélien poradzi sobie z
informacjami na temat ukochanego dziadka? Czy będzie w stanie go nadal kochać i
myśleć o nim jak najlepiej? A może go znienawidzi i już nigdy nie odwiedzi jego
grobu? Co stanie się z pozostałymi członkami rodziny Cochetów, kiedy ci również
poznają prawdę? A może ten film to tylko jakiś głupi fotomontaż?
Zimne popioły to druga z kolei powieść Valentina
Musso, lecz pierwsza, która ukazała się w polskim tłumaczeniu. Ponieważ znam
twórczość jego starszego brata, nie mogłam przejść obojętnie również obok jego
książki. Poza tym tematyka bardzo mnie zainteresowała.
Choć nie lubię porównań, to jednak w tym przypadku nie mogłam
pozbyć się myśli, że Valentin pisze lepiej. Możliwe, że duże znaczenie ma tutaj
temat, jaki Autor podjął na kartach swojej powieści. Valentin Musso skupił się
na naprawdę trudnym kawałku historii Europy i zrobił to dość dobrze, choć
pewnie ktoś mógłby mu zarzucić, że ośrodek Lebensborn przedstawił mało
wiarygodnie, a to z uwagi na to, że czasami można odnieść wrażenie, iż tego
typu miejsca były niczym luksusowe pensjonaty, w których ciężarne kobiety
czekały na rozwiązanie. A przecież tak nie było. Trzeba jednak pamiętać, że sam
ośrodek jest przez Autora wymyślony na potrzeby powieści. We Francji działało
tylko jedno takie miejsce, natomiast to, o którym pisze Valentin Musso nigdy
nie istniało.
Akcja powieści osadzona jest na dwóch płaszczyznach
czasowych. Z jednej strony mamy czasy współczesne, zaś z drugiej lata wojenne.
Książka jest kryminałem albo – jeśli ktoś woli – może być też zaliczana do
thrillerów. Czyta się ją naprawdę doskonale i przede wszystkim trzyma w
napięciu. Mnie zainteresowała głównie dlatego, że porusza temat drugiej wojny
światowej, choć w nieco uproszczony sposób. Widać jednak, że Valentin Musso ma
talent i pisze inaczej, niż Guillaume, co jedynie działa na jego korzyść. Nie
dubluje starszego brata, tylko kieruje się własnymi pomysłami, dzięki czemu
potrafi zaskoczyć czytelnika. Myślę, że książka naprawdę jest godna uwagi, a
sam Autor zapewne jeszcze nie raz zaskoczy czytelników oryginalnością swoich
historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz