sobota, 13 kwietnia 2024

Edward de Vere - elżbietański dworzanin, poeta, dramaturg i mecenas literatury, sztuki oraz teatru

 


Kiedy w 1558 roku Elżbieta Tudor została królową Anglii, wówczas hrabstwo Oksford było jednym z najstarszych hrabstw Anglii, natomiast Aubrey de Vere posiadał tam swoje ziemie jeszcze w czasach Edwarda Wyznawcy (XI wiek), a później wżenił się w rodzinę Wilhelma Zdobywcy. Nowa królowa mianowała Jana de Vere’a, ojca Edwarda, swoim Lordem Wielkim Szambelanem. Edward był jego jedynym synem. Urodził się w zamku Hedingham, głównej rezydencji de Vere’ów. Edward miał jeszcze dwie siostry, tj. starszą Katarzynę, która zmarła w wieku niemowlęcym, i młodszą o cztery lata Marię. Matką Edwarda i Marii była druga żona Jana, Małgorzata Golding, siostra Artura Goldinga, znanego uczonego i tłumacza, który był dość blisko związany z rodziną de Vere’ów. 

Jako małe dziecko Edward był kształcony przez sir Tomasza Smitha, wybitnego uczonego. W 1558 roku Edward rozpoczął naukę w St. John's College w Cambridge. Jego ojciec sponsorował własną grupę aktorów, którzy podróżowali po całym regionie i występowali dla rodziny i ich gości w zamku Hedingham, w tym również dla królowej Elżbiety, kiedy ta złożyła tam osobistą wizytę w 1561 roku.


Edward de Vere, 17. hrabia Oksfordu
Portret został namalowany około 1575 roku.
autor nieznany


W sierpniu 1562 roku zmarł Jan de Vere, a dwunastoletni Edward został 17. hrabią Oksfordu. Zgodnie z ówczesnym prawem, wszyscy szlachcice poniżej 21. roku życia stawali się podopiecznymi Korony, a za ich edukację i wychowanie odpowiadał Królewski Sąd Opiekuńczy. Edward został zobowiązany do wstąpienia do londyńskiego domu sir Williama Cecila (późniejszego Lorda Burghleya), Mistrza Sądu Opiekuńczego. Wpływ i autorytet Cecila jako opiekuna, mentora, powiernika finansowego, teścia i krytyka przyćmiły jego życie na następne cztery dekady.

Edward od najmłodszych lat wykazywał cechy cudownego dziecka. W 1563 roku jeden z jego nauczycieli, antykwariusz Laurence Nowell (pol. Wawrzyniec Nowell), oświadczył, że jego praca dla hrabiego Oksfordu nie może być już dłużej kontynuowana. W 1564 roku Edward otrzymał honorowe stopnie naukowe w Cambridge, a dwa lata później w Oksfordzie. Jako nastolatek włączył się w życie i działalność dworu, a z czasem, podobno ze względu na swoją nieprzeciętną urodę, zdolności taneczne i muzyczne oraz dworskie maniery, stał się ulubieńcem królowej.

Jako młody człowiek, Oksford rozpoczął trwającą całe życie praktykę wspierania dzieł literackich. W ciągu dziesięcioleci zadedykowano mu ponad trzydzieści tomów poezji lub prozy, zarówno oryginałów, jak i tłumaczeń, z których niektóre zawierały jego własne eseje lub wiersze. W 1567 roku został przyjęty do Gray’s Inn, jednej z czterech elżbietańskich akademii dworskich lub szkół prawniczych.

Wiosną 1570 roku Edward brał udział w królewskiej kampanii wojskowej w Szkocji pod dowództwem hrabiego Sussex. Kiedy osiągnął pełnoletność w 1571 roku i zajął miejsce w Izbie Lordów, zaaranżowano jego małżeństwo z nastoletnią córką Williama Cecila, Anną. W tym samym roku Elżbieta uczyniła Cecila baronem, dzięki czemu ranga społeczna Anny była bardziej odpowiednia do poślubienia hrabiego zgodnie z ówczesnymi standardami klasowymi, lecz mimo to Oksford mógł poczuć się urażony małżeństwem, które mogło zostać mu skutecznie narzucone przez Cecila lub królową, a może nawet przez oboje. Miał też inne powody do niezadowolenia. Uważał bowiem, że system opieki, spod którego skrzydeł wyszedł, był swego rodzaju formą wyzysku, który przysporzył mu ogromnych długów wobec królowej, przyczyniając się do trudności finansowych, które towarzyszyły mu przez całe życie. Jego opiekun z dzieciństwa stał się teraz jego teściem, którego władza, jako jednego z najlepszych doradców Elżbiety, wciąż rosła.


Grobowiec Anny Cecil i jej matki, Mildred Cooke, lady Burghley
w Opactwie Westminsterskim


Wydaje się, że jego relacje z Anną były napięte już od wczesnych lat ich małżeństwa. Prawdopodobnie opóźniał skonsumowanie małżeństwa, jak tylko mógł. W epoce bez kontroli urodzeń, Anna po raz pierwszy zaszła w ciążę po około trzech latach małżeństwa, a było to pod koniec 1574 roku, czyli mniej więcej w tym samym czasie, gdy Edward wyruszył w podróż po Europie kontynentalnej (głównie po Włoszech, w tym także po Sycylii), która trwała ponad rok, aż do 1576 roku. Ich córka, Elżbieta, urodziła się w lipcu 1575 roku. Hrabiego nie było zatem w Anglii, gdy jego córka przychodziła na świat, co skłoniło go do tego, aby przez pewien czas wyrażać głośno wątpliwości co do swego ojcostwa, tym samym powodując skandaliczny rozłam w rodzinie i całkowitą separację od Anny. Taki stan rzeczy utrzymywał się do początku lat 80., kiedy w końcu małżonkowie „podali sobie ręce na zgodę”.

Na początku lat 70. XVI wieku opublikowano kilka wierszy Edwarda de Vere’a, a w ciągu następnych dwóch dekad w druku pojawiło się około dwudziestu osobnych wierszy, które z całą pewnością można mu przypisać. Kolejny tuzin został znaleziony w rękopisie, lecz około połowa z nich nie była podpisana jego nazwiskiem. Edward swoją reputację zyskał również dzięki jeździe konnej i umiejętnościom w potyczkach, rywalizując i wygrywając trzy turnieje. Jego podróż po Europie, oprócz Włoch, obejmowała także takie kraje, jak Francja, Niemcy i Grecja. Podczas trwającej 15 miesięcy podróży odwiedził m.in. Paryż, Roussillon, Strasburg, Lyon, Padwę, Wenecję, Genuę, Weronę, Florencję i Sienę. W czasie podróży do domu jego statek został zaatakowany na Kanale La Manche, a on sam schwytany przez niderlandzkich piratów. Uwolniony, ale ogołocony ze wszystkiego, dotarł w końcu bez szwanku na angielski brzeg.

Przez całe swoje życie, de Vere utrzymywał przyjaźnie z literatami. Sponsorował również grupy aktorów, zarówno dorosłych, jak i chłopców. Choć wychowany jako protestant, de Vere miał podobno katolickie sympatie, a w 1580 roku przyznał się królowej Elżbiecie do utrzymywania bliskich kontaktów z grupą prominentnych katolików. Zdemaskował spisek, którego celem było obalenie królowej i utworzenie rządu przyjaznego katolickiemu królowi Hiszpanii, Filipowi. Choć królowa w końcu wybaczyła Edwardowi, to jednak powstałe zamieszanie doprowadziło do aresztowania kilku arystokratycznych spiskowców, którzy następnie zarzucili mu popełnienie podobnych przestępstw, dodając do nich oskarżenia o lubieżność, pijaństwo i homoseksualność. De Vere, choć również na krótko uwięziony, nie został obwiniony o żadne z nich.

W marcu 1581 roku szlachcianka z królewskiej komnaty, Anna Vavasour, urodziła syna spłodzonego przez Edwarda. Nieprzychylna temu królowa na krótko uwięziła oboje rodziców, a de Vere’owi zakazała pojawiania się na dworze przez następne dwa lata. Dziecko, Edward Vere, wyróżniło się później jako żołnierz i uczony i zostało pasowane na rycerza w 1607 roku przez króla Jakuba I Stuarta. Na początku lat 80. XVI wieku doszło do kilku ulicznych bójek między ludźmi hrabiego a krewnymi jego kochanki, a w jednej z nich (jak się wydaje) on sam brał udział i odniósł poważną ranę nogi, która najwyraźniej spowodowała, że później utykał. W swoich listach skarżył się bowiem na „kulawiznę”.


Anna Vavasour 
Portret pochodzi z 1605 roku, a jego autorstwo przypisywane
jest malarzowi flamandzkiego pochodzenia,
Janowi de Critz (ok. 1552-1642)


Od młodzieńczych lat de Vere był znany jako elegancko ubrany i hojnie wydający pieniądze mężczyzna. Istnieją dowody na to, że królowa, za pośrednictwem swoich agentów, systematycznie pozbawiała go znacznej części majątku, chociaż jego własny kosztowny styl życia przyczynił się również do utraty znacznej fortuny i prawie wszystkich ziem jego przodków. W 1586 roku królowa zaczęła przyznawać mu szczególną dotację w wysokości 1000 funtów rocznie, co na tamte czasy stanowiło bajeczną sumę odpowiadającą wielu milionom dolarów liczonych we współczesnej walucie. Warunki dotacji określały, że Edward de Vere nie był odpowiedzialny przed nikim innym, tylko przed Elżbietą, za sposób, w jaki wydawał fundusze, ale sama królowa mogła wypowiedzieć umowę w dowolnym momencie, co dawało jej ścisłą kontrolę nad hrabią. Oksford wciąż zwracał się do niej z prośbami o różne lukratywne urzędy lub honoraria, które mogły dać mu większą niezależność finansową.

Istnieją dowody na to, że w czasie hiszpańskiej Armady de Vere wyposażył coś, co mogło być jego własnym statkiem i być może dowodził nim podczas bitwy. W 1588 roku zmarła żona de Vere’a, pozostawiając mu trzy córki, które następnie trafiły do domu ich dziadka, Williama Cecila. W 1591 roku de Vere poślubił Elżbietę Trentham, córkę bogatego dworzanina i jedną ze służących królowej. W 1593 roku urodziła mu syna, Henryka, który w 1604 roku zgodnie z prawem odziedziczył tytuł ojca jako 18. hrabia Oksfordu. Rodzina przeniosła się do londyńskiej dzielnicy Hackney.

Edward de Vere był chwalony jako „najdoskonalszy” z poetów na dworze Elżbiety I Tudor. W 1598 roku w zbiorze komentarzy na temat literatury, angielski duchowny i pisarz, Franciszek Meres, umieścił go na liście najlepszych dramaturgów komicznych. Jego związek z teatrem, graczami i dramaturgami jest niekwestionowany. Nie zachowała się jednak żadna sztuka autorstwa de Vere’a. Nie ma też żadnych wzmianek o jego nazwisku związanych z jakąkolwiek inną sztuką, na przykład napisaną wspólnie z innym autorem. W 1595 roku jego córka Elżbieta poślubiła Williama Stanleya, hrabiego Derby, o którym mówiło się, że pisał sztuki, a pod koniec 1604 roku druga córka, Zuzanna, poślubiła Filipa Herberta, lorda Montgomery, jednego z autorów Pierwszego Folio Szekspira.


Rhys Ifans jako hrabia Edward de Vere
w niemiecko-brytyjsko-amerykańskim filmie zatytułowanym
Anonimus (2011) 


Edward de Vere zmarł w czerwcu 1604 roku i został pochowany w kościele St. Augustine w Hackney. Jego życie i osiągnięcia pozostawały niejasne aż do 1920 roku, kiedy John Thomas Looney, angielski nauczyciel, ujawnił szokującą informację odnośnie do jego autorstwa kanonu dzieł Szekspira, gdzie został zidentyfikowany jako Edward de Vere, siedemnasty hrabia Oxfordu. Ale to już jest temat na zupełnie inny wpis.


Prawa autorskie do tekstu © Agnieszka Różycka



wtorek, 23 stycznia 2024

Magdalena Zimniak – „Czarcie lustro”

 




Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki i Wydawnictwa.

Dziękuję!


Wydawnictwo: SKARPA WARSZAWSKA

Warszawa 2024

 

Nie od dziś wiadomo, że doświadczenia z przeszłości kształtują naszą teraźniejszość, a nawet przyszłość. Przeszłość determinuje nasze przekonania, postawy i wartości, które z kolei wpływają na nasze obecne działania. Wspomnienia mogą też w znaczący sposób wpływać na sposób, w jaki postrzegamy i interpretujemy otaczający nas świat. Jeśli więc ktoś miał traumatyczne doświadczenia w przeszłości, a szczególnie będąc dzieckiem, to wówczas może być bardziej skłonny do dostrzegania niebezpieczeństwa w sytuacjach, których inni wcale nie uważają za groźne. Może to zatem powodować, że taki człowiek będzie bardziej ostrożny lub będzie chciał na własną rękę rozprawić się z traumatyczną przeszłością. Nie zawsze jednak walka ta będzie odbywać się w gabinecie psychoterapeutycznym. Często zemsta może przyjąć charakter czysto fizyczny, aby niegdysiejsza ofiara poczuła swego rodzaju ulgę, widząc jak jej kat cierpi i boi się tak samo, jak ona kiedyś.

Powyższy wstęp to doskonały opis twórczości Magdaleny Zimniak, która w swoich książkach tworzy bohaterów doświadczających życiowych traum i często jedynie z pozoru potrafiących radzić sobie z ich konsekwencjami. Lata mijają, a oni nadal nie są w stanie prowadzić stabilnego i uporządkowanego życia. Nie potrafią też nawiązać właściwych relacji z innymi ludźmi, gdyż te negatywne doświadczenia zawsze gdzieś w nich tkwią, pomimo że usiłują żyć w miarę normalnie i nie pokazywać niczego na zewnątrz. Rzadko kiedy udaje im się zapomnieć, nie mówiąc już o wybaczeniu. Czasami też uzależniają się od swojego kata i wciąż o nim myślą, szukając w nim na siłę dobrych cech i na swój sposób tłumacząc sposób jego zachowania. Jeśli bohaterowie nie mówią o tym wprost, to uważny czytelnik może odczytać to między wierszami.

Nie inaczej jest w Czarcim lustrze. To najnowsza powieść autorki; już sam jej tytuł intryguje i sugeruje, że na każdym kroku i za każdym rogiem będzie czaić się zło. Pewnego dnia niespodziewanie do domu w Warszawie wraca Marta. Teraz ma czternaście lat, lecz kiedy zaginęła była kilkuletnią dziewczynką. Jej odnalezienie jest niemalże równie tajemnicze, jak niegdyś zniknięcie. Po latach nieobecności w domu, Marta dostrzega, jak wiele się w nim zmieniło i czuje się w nim obco. Jej rodzina nie jest już taka, jaką ją zapamiętała. A może tylko wydaje jej się, że ją zapamiętała? Może czas sprzed zniknięcia był dla niej jedynie snem? Marta musi zatem dostosować się – szczególnie psychicznie i emocjonalnie – do nowych warunków życia. Można rzec, że dziewczyna zatrzymała się na pewnym etapie rozwoju i wciąż czuje się, jak mała dziewczynka, którą była w dniu porwania. Przede wszystkim jest przerażona i zagubiona. Tym, co nie pozwala Marcie normalnie funkcjonować są bezustanne myśli o Mistrzu, czyli o mężczyźnie, z którym mieszkała przez ostatnie sześć lat. Kim zatem jest ta „nowa” Marta i czy uda jej się w końcu wrócić do normalności? A Mistrz? Kim jest mężczyzna, kryjący się za pseudonimem, o którym Marta wciąż nie potrafi zapomnieć?

Tymczasem kilkaset kilometrów od Warszawy znika bez śladu dyrektor prestiżowego liceum. Mężczyzna miał całkiem dobrą opinię, jako dyrektor, ale też krążyły na jego temat plotki, jakoby za bardzo lubił kobiety, szczególnie młode nauczycielki, które właśnie zaczynały pracę w jego szkole. Ponoć nawiązywał z nimi niebezpieczne romanse, jednocześnie będąc przykładnym mężem i ojcem. Niby nic zaskakującego w obecnych czasach, ale jednak w tym przypadku budzi niepokój policji i otoczenia. I tak oto główną podejrzaną w sprawie staje się młoda nauczycielka angielskiego, która niedawno dołączyła do grona pedagogicznego. Czy sprawa Marty oraz zaginięcie Sułeckiego mają ze sobą coś wspólnego? Czy podejrzenia rzucane na Elwirę naprawdę się potwierdzą?


Czarcie lustro w baśni H. Ch. Andersena Królowa śniegu.
Powieść i baśń mają ze sobą wiele wspólnego.


Wielokrotnie pisałam już o tym, że na każdą nową książkę Magdaleny Zimniak czekam z ogromną niecierpliwością, co w moim przypadku, czyli osoby, która zajmuje się praktycznie wyłącznie historią, może wydawać się niepojęte. Fakt ten świadczy o tym, że autorka pisze tak dobrze, iż jest w stanie zainteresować swoją prozą nawet kogoś, kto na co dzień pasjonuje się zamierzchłą przeszłością. Powieści Magdaleny Zimniak już od pierwszej strony zawierają w sobie ogromny ładunek emocjonalny, który w miarę, jak czytelnik zagłębia się w lekturę, jest jeszcze bardziej rozbudowywany. Nie inaczej jest w przypadku Czarciego lustra. Tutaj linia fabularna poprowadzona jest w niebywale tajemniczy sposób, a kiedy czytelnikowi wydaje się, że rozgryzł zakończenie tej historii, okazuje się, iż tak naprawdę nadal niczego nie wie i nie rozumie. Zaskakujące i nieoczekiwane zwroty akcji sprawiają, że emocje przybierają na sile, natomiast pierwiastek psychologiczny skłania do zadawania pytań o meandry ludzkiej psychiki, a także zachowania, które są nie tylko niezrozumiałe, ale z gruntu złe.

Historia opowiadana w Czarcim lustrze przedstawiona jest z perspektywy kilku bohaterek, z których każda widzi ją w innym świetle, lecz mimo to wszystkie one mają wspólny cel. To opowieść o niewyobrażalnej krzywdzie, kłamstwie, zdradzie i zemście. Nawet tam, gdzie narracja prowadzona jest w trzeciej osobie doskonale widać, jakie demony drzemią w zdradzonej kobiecie. Każda z bohaterek posiada bowiem swój punkt widzenia i swoją rację, której twardo się trzyma, widząc jedynie cel, jaki ma przed sobą, uparcie dążąc do niego. Jest to opowieść niezwykle mroczna i wciągająca czytelnika w zło popełniane przez poszczególnych bohaterów. Poruszane są w niej naprawdę trudne problemy, z którymi mamy do czynienia w realnym świecie, ale które bardzo często zamiatane są pod przysłowiowy dywan, a ludzie udają, że nic się nie stało i żyją dalej, okłamując przede wszystkim siebie samych, bo przecież wszystko należy załatwić w czterech ścianach, aby przypadkiem nikt obcy nie dowiedział się o tym, co dzieje się w domu i z jakim potworem przyszło żyć pod jednym dachem. Czasami też ludzie są głusi i ślepi na sygnały, które są coraz wyraźniejsze, lecz dla świętego spokoju i własnego dobrego samopoczucia są przez nich ignorowane.

Czarcie lustro nie jest bynajmniej powieścią rozrywkową, której zadaniem jest oderwanie czytelnika od ponurej, szarej i nierzadko też niebezpiecznej rzeczywistości. W przypadku tej historii jest wręcz przeciwnie. Jest to bowiem powieść nie tylko skłaniająca do myślenia, ale też do zastanowienia się nad tym, wśród jakich ludzi my sami żyjemy. Zło może wszak czaić się wszędzie. Ktoś, kto na pierwszy rzut oka wygląda sympatycznie wcale nie musi takim być. Oczywiście nie należy popadać w skrajności. Niemniej trzeba być czujnym, ponieważ zło nigdy nie zasypia i może dać o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie. Polecam Czarcie lustro każdemu, kto gustuje w powieściach niebanalnych i trudnych tematycznie. Polecam tym czytelnikom, którzy nie boją się rzucić wyzwania złu, jak również tym, dla których ważna jest strona psychologiczna fabuły; tym, dla których ważni są oryginalni bohaterowie, którzy mają nam naprawdę coś konkretnego i ważnego do powiedzenia. Tacy bohaterowie będą bowiem komunikować się z nami na każdej stronie powieści i pokazywać nam, jak bardzo życie może boleć, jeśli wkroczy w nie choćby tylko jeden zły człowiek.


Agnieszka Różycka

tłumaczka, autorka, eseistka, dziennikarka