poniedziałek, 27 lutego 2017

Barbara Taylor Bradford – „Spadkobiercy z Ravenscar” # 2














Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2015
Tytuł oryginału: Heirs of Ravenscar
Przekład: Anna Dobrzańska-Gadowska





Angielscy Plantageneci byli boczną linią francuskiej dynastii Andegawenów. Wywodzili się oni od hrabiego Gotfryda V Plantageneta (1113-1151), który był starszym synem Fulka V Młodego (1092-1143) i cesarzowej Matyldy (1102-1167) – córki króla Henryka I Beauclerc (1068-1135). Ich potomkowie panowali w Anglii od 1154 roku. Plantageneci podzielili się na dwie przeciwne sobie nawzajem gałęzie, czyli na Yorków i Lancasterów. Jak wiemy, przez bardzo długi czas walczyli między sobą o władzę, lecz czy faktycznie był to spór rodzinny, który w pewnym momencie wymknął się spod kontroli i doprowadził do Wojny Dwu Róż, zwanej także Wojną Kuzynów? Prawdą jest, że Yorkowie zarzucali Lancasterom, iż ci bezpodstawnie uzurpują sobie prawo do angielskiego tronu. W tamtym czasie mogło jednak wydawać się, że Lancasterowie nie mają tak naprawdę możliwości, aby móc przejąć władzę w państwie, ponieważ ich ród reprezentowany był przez chorego psychicznie Henryka VI (1421-1471), który swoje szaleństwo prawdopodobnie odziedziczył po francuskim dziadku Karolu VI Szalonym (1368-1422).

Koniec panowania rodu Yorków, który nastąpił w 1485 roku, jednocześnie oznaczał zakończenie sprawowania władzy przez Plantagenetów. Wydarzeniem, które przesądziło o tym fakcie, była pamiętna bitwa pod Bosworth w dniu 22 sierpnia 1485 roku. Zginął w niej ostatni król spod znaku białej róży – Ryszard III York (1452-1485) – pokonany przez Henryka VII Tudora (1457-1509), który był związany z Lancasterami. Cofnijmy się jednak do początku dynastii. Otóż Ryszard Plantagenet, 3. książę Yorku (1411-1460) urodził się jako syn Anny Mortimer (1390-1411) i Ryszarda Conisburgh, 3. hrabiego Cambridge (1375-1415), który został stracony za udział w tak zwanym Spisku Southampton. Spisek wymierzony był w osobę króla Henryka V Lancastera (1387-1422), którego chciano zastąpić Edmundem Mortimerem, 5. hrabią March i 7. hrabią Ulster (1391-1425). Ryszard Plantagenet otrzymał tytuł księcia Yorku od swojego wuja, który poległ w bitwie pod Azincourt w dniu 25 października 1415 roku. Pradziadkiem Ryszarda był Edmund Langley (1341-1402), młodszy syn Edwarda III (1312-1377), który rzekomo był bezpośrednim potomkiem Plantagenetów.

Ryszard Plantagenet
Malowidło pochodzi z 1443 roku.
autor: John Talbot,
1. hrabia Shrewsbury i Waterford
 (ok. 1387-1453)
źródło: Talbot Shrewsbury Book
Ryszard Plantagenet ożenił się z Cecylią Neville (1415-1495), czyli kuzynką znanego wszystkim Ryszarda Neville’a (1428-1471), zwanego także Twórcą królów (z ang. The Kingmaker). Cecylia Neville na pewno była matką Edwarda IV (1442-1483), Jerzego, 1. księcia Clarence (1449-1478) i Ryszarda III, lecz tak naprawdę nie wiadomo czy ich biologicznym ojcem faktycznie był Ryszard Plantagenet, który mimo wątpliwości uważał chłopców za swoich synów. Fakt ten może wyjaśniać powód, dla którego bracia walczyli również pomiędzy sobą nawzajem, doprowadzając ostatecznie do upadku rodu Yorków.

Najstarszy z synów Ryszarda Plantageneta – król Edward IV – na angielskim tronie zasiadał w latach 1461-1483, nie licząc czasu, kiedy zmuszony był uciec do Holandii. Królem został zupełnie nieoczekiwanie, a było to w samym środku Wojny Dwu Róż, mając jedynie osiemnaście lat. Ożenił się z Elżbietą Woodville (ok. 1437-1492), która pochodziła ze zwykłej szlachty. Małżeństwo to budziło szereg kontrowersji. Z drugiej strony jednak niemoralne i beztroskie życie doprowadziło go do upadku oraz przedwczesnej śmierci. Jak możemy dowiedzieć się z rozpaczliwych wyznań metresy Edwarda IV – Jane Shore (1445-1527) – jego niegdyś wierni bracia znieważali króla, kiedy ten jeszcze żył, natomiast po jego śmierci starali się upokorzyć nie tylko jego kochankę, ale także królową Elżbietę Woodville .

Następca zmarłego monarchy – Edward V (1470-ok. 1483) – początkowo reprezentowany był przez swojego stryja Ryszarda III, który po śmierci starszego brata stał się opiekunem jego nieletnich synów. Niemniej działania Ryszarda III miały tylko jeden cel: chciał on bowiem zagarnąć tron dla siebie, pomijając legalne dziedziczenie władzy przez synów Edwarda IV Yorka. Tak więc mały Edward i jego młodszy brat Ryszard Shrewsbury, czyli nowy książę Yorku (1473-ok. 1483), zostali perfidnie uwięzieni w Tower, a potem wierzono, że ktoś ich tam podstępnie zamordował, choć okoliczności ich śmierci do dziś pozostają tajemnicą.

Jerzy, 1. książę Clarence, był średnim synem Cecylii Neville i Ryszarda Plantageneta. Ożenił się z jedną z dwóch córek Ryszarda Neville’a, 16. hrabiego Warwick i 6. hrabiego Salisbury. Była nią Izabela Neville (1451-1476). Z kolei hrabia Warwick wywierając wpływ na Edwarda IV, przekonywał także Jerzego, aby ten przyłączył się do wspierania własnego brata. Stało się jednak inaczej, a Jerzy swoją nielojalność przypłacił życiem. Jerzemu i Izabeli urodziło się troje dzieci, choć niektóre źródła podają, że było ich czworo. Kiedy Izabela zmarła zaledwie kilka miesięcy po tym, jak urodziła ostatnie dziecko, wówczas Jerzy zwyczajnie stracił rozum i zaczął obwiniać innych o otrucie jego żony, co z kolei spowodowało, że rzekomi winowajcy również stracili życie. Tymczasem męscy potomkowie Edwarda IV Yorka zginęli w Tower, zaś dalszy los Woodville’ów został uzależniony od działań, które podjął Ryszard III po przedwczesnej śmierci swojego starszego brata Jerzego, którego dzieci wciąż żyły. Najmłodszy syn Jerzego – Ryszard – zmarł w niemowlęctwie, lecz pozostało jeszcze dwoje dzieci, czyli Edward Plantagenet, późniejszy 17. hrabia Warwick (1475-1499), oraz Małgorzata York, późniejsza hrabina Salisbury (1473-1541), znana przede wszystkim jako Małgorzata Pole, która na rozkaz Henryka VIII Tudora (1491-1547) została ścięta w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Zapewne fakt ten w znacznej mierze zaważył na tym, iż papież Leon XIII (1810-1903) ogłosił ją błogosławioną. A może zasłużyła sobie na miejsce na ołtarzu ze względu na jednego ze swoich synów, który był kardynałem? Mowa oczywiście o Reginaldzie Pole’u (1500-1558).

Edward IV York
Portret pochodzi z 1520 roku i został
namalowany na podstawie oryginału
datowanego na lata 1470-1475.
autor nieznany
Jak już wspomniałam wyżej, król Ryszard III, książę Gloucester, zginął pod Bosworth w 1485 roku. Na angielskim tronie zasiadał tylko dwa lata (1483-1485), zaś koronę przywłaszczył sobie kosztem starszego syna Edwarda IV. Chłopiec tak naprawdę nigdy nie został koronowany. Ryszard twierdził bowiem, że korona należy się właśnie jemu, ponieważ Edward V i jego brat Ryszard są nieślubnymi dziećmi, gdyż przed zawarciem małżeństwa z Elżbietą Woodville, jego brat Edward IV, był już zaręczony, co czyniło ten związek nieważnym. Pomimo że niektórzy historycy przypisują uwięzienie chłopców w Tower właśnie Ryszardowi III, to jednak kwestia ta nie jest do końca wyjaśniona. Pojawiały się także pogłoski, że za zamordowaniem małych książąt stali Tudorowie, którzy za wszelką cenę pragnęli przejąć władzę w Anglii jako przedstawiciele Lancasterów. Można zatem przypuszczać, że ta tajemnica tak naprawdę nigdy nie zostanie odkryta.

Tak właśnie w skrócie przedstawiają się dzieje Plantagenetów, na podstawie których Barbara Taylor Bradford oparła swoją trylogię o dynastii Deravenelów, którzy wywodzą się od gałęzi Yorków. Jak już pisałam przy okazji omawiania pierwszego tomu trylogii zatytułowanego Dynastia z Ravenscar, Autorka losy Yorków i Lancasterów przeniosła w czasy względnie współczesne, zaczynając od epoki edwardiańskiej (1901-1910). Na kartach pierwszej części poznajemy zatem synów Richarda Deravenela, na czele których stoi najstarszy z nich – Edward. To właśnie on już niedługo przejmie kontrolę nad firmą ojca i zostanie dyrektorem generalnym. Richard Deravenel umiera bowiem nagle w niewyjaśnionych okolicznościach. Śmierć dotyka nie tylko Deravenela, ale także Richarda Watkinsa i jego syna Thomasa, którzy z kolei są związani więzami krwi z Cecily Deravenel. Oczywiście mało kto wierzy, że ich zgon nastąpił na skutek nieszczęśliwego wypadku. Tak więc osiemnastoletni Edward Deravenel i jego starszy kuzyn – Neville Watkins – wyjeżdżają do Włoch, aby tam rozwikłać zagadkę śmierci swoich bliskich. W tym rzekomym wypadku Edward oprócz ojca stracił także brata Edmunda.

Powyższe wydarzenia rozegrały się w 1904 roku. Od tamtej pory minęło czternaście lat, podczas których wiele się zmieniło. Obecnie – w 1918 roku – Edward Deravenel – stoi na czele doskonale prosperującej firmy, którą przy pomocy swoich współpracowników z każdym dniem rozwija coraz bardziej. Zdążył już się ożenić i zostać ojcem. Wybranką jego serca została Elizabeth Wyland, z którą nie do końca jest szczęśliwy. Wydaje się, że dogadują się jedynie w łóżku, natomiast poza sypialnią niewiele ich łączy. Chyba tylko miłość do dzieci, które przychodzą na świat niemal każdego roku. Podobnie jak król Edward IV, tak i powieściowy Edward Deravenel pocieszenia szuka w ramionach kochanki, z którą spotyka się dość regularnie i wcale się z tym nie kryje, uważając, iż nie ma niczego złego i zdrożnego w tym, że zdrowy mężczyzna posiada kochanki. Przecież nie jest kobietą, która codziennie musi dbać o swoją reputację, aby przypadkiem ludzie nie wzięli jej na języki! I tak jak angielski monarcha miał swoją Jane Shore, tak nasz Edward co pewien czas ląduje w łóżku niejakiej Jane Shaw, z którą tak naprawdę łączy go znacznie więcej niż z małżonką. Edward może jej bowiem powiedzieć o wszystkim, będąc pewnym, że starsza od niego Jane odnajdzie lekarstwo na wszelkie bolączki kochanka.

Król Jerzy V (1865-1936)
Portret został namalowany w 1911 roku.
autor: Luke Fildes (1843-1927)
To za panowania Jerzego V
rozgrywa się większa część akcji
drugiego tomu trylogii. 
Podobnie jak niegdyś w rodzinie królewskiej, tak obecnie w domu Deravenelów nie brakuje życiowych dramatów. Niektórzy poważnie chorują, inni umierają śmiercią naturalną czy giną w tragicznych wypadkach, a ktoś inny zostaje brutalnie zamordowany. Oczywiście to wszystko odbywa się zgodnie z faktami historycznymi, na podstawie których wykreowana jest niniejsza opowieść. Trzeba pamiętać, że tutaj każdy bohater posiada swojego historycznego odpowiednika i w związku z tym trudno byłoby nie przewidzieć, jak dalej potoczą się losy tej czy innej powieściowej postaci. Już z góry wiadomo komu będzie sprzyjać szczęście, kto zostanie zamordowany, a kto po prostu nagle zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach. Niemniej nie zmienia to faktu, że książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem. W moim odczuciu Barbara Taylor Bradford doskonale przeniosła czasy Wojny Dwu Róż i późniejsze we współczesne realia, o czym pisałam przy okazji omawiania Dynastii z Ravenscar.

Najwięcej uwagi Autorka poświęca Edwardowi Deravenelowi i jego rodzinie. To właśnie ich losy zajmują najwięcej miejsca na kartach powieści, co poniekąd ogranicza skupienie większej uwagi na kolejnych pokoleniach. Edward i jego uczucia są tutaj najbardziej wyeksponowane. To on jest najistotniejszą postacią, bo tak naprawdę od niego wszystko się zaczęło. W pewnym momencie można odnieść nawet wrażanie, że przypisuje się mu rolę nestora rodu, choć umiera zupełnie nieoczekiwanie w dość młodym wieku. Nie można jednak umniejszać roli, jaką odgrywają dwaj młodsi bracia Edwarda. George – podobnie jak przed wiekami książę Jerzy – w pewnej chwili zaczyna się buntować i występować przeciwko bratu i jego poplecznikom. Robi wszystko, aby tylko zaszkodzić firmie i w konsekwencji przejąć w niej dowodzenie. W towarzystwie stara się przedstawiać brata w jak najgorszym świetle. Wymyśla coraz to nowe historie niemające nic wspólnego z prawdą, które dotyczą nie tylko życia Edwarda, ale także ich matki, co sprawia, że Cecily w oczach innych może uchodzić za kobietę lekkich obyczajów. Jak gdyby tego było mało, George jest alkoholikiem i hazardzistą, który tonie w długach po uszy, stale licząc na pomoc starszego brata albo innych członków rodziny. Jest pupilkiem matki, więc trudno jest innym krytykować go w obecności Cecily. Na takie zachowanie George’a Edward nie może przecież pozwolić. Musi zatem przedsięwziąć odpowiednie kroki, aby go powstrzymać.

Z kolei najmłodszy brat – Richard – to przecież nikt inny, jak tylko Ryszard III, którego historia nie ocenia za dobrze. Historycy uważają bowiem, że wyrządził on dużo szkody Anglii i na pewno nie był dobrym królem, który po trupach – w dosłownym tego słowa znaczeniu – doszedł do władzy. Na kartach książek Barbary Taylor Bradford najmłodszy brat Edwarda Deravenela przechodzi nieznaczną metamorfozę w miarę, jak zmieniają się okoliczności, którym musi stawić czoło. Jako dziecko Richard jest ukochanym małym braciszkiem, którego Edward pragnie ochraniać za wszelką cenę. Niemniej kiedy najstarszy Deravenel umiera i na polu bitwy zostaje już tylko Richard, ponieważ George również odszedł z tego świata, Mała Rybka – jak wszyscy nazywali go w dzieciństwie – chce pokazać na co tak naprawdę go stać. Z drugiej strony jednak można odnieść wrażenie, że wcale nie czuje się dobrze w roli tego, który właśnie ma przejąć władzę w firmie. Jego również dotykają życiowe tragedie, które odciskają na nim swoje dramatyczne piętno.

Wydanie z 2009 roku
Spośród wszystkich dzieci Edwarda Deravenela Autorka najwięcej uwagi poświęca Elizabeth, która wzorowana jest na królowej Elżbiecie York (1465-1503), czyli żonie Henryka VII Tudora. Dzieje się tak z wiadomych powodów. Z kart historii wiemy przecież, że to właśnie Elżbieta York była matką okrutnego Henryka VIII Tudora. Tak więc Elizabeth Deravenel już od najmłodszych lat przygotowywana jest do swojej wielkiej roli, którą przyjdzie jej odegrać w dorosłym życiu. To ona stoi u boku swojego ojca i to jej Edward powierza niezwykle trudne zadanie, ponieważ potrafi przewidzieć przyszłość i doskonale zna świat biznesu, w którym za jakiś czas będzie musiała obracać się jego najstarsza córka.

Czy można zatem cokolwiek zarzucić drugiej części sagi o Deravenelach? Moim zdaniem chyba tylko to, że z powodu zbyt obszernego rozpisania się o losach Edwarda i jego rodziny, nie ma już tak naprawdę miejsca na to, aby poświęcić więcej uwagi jego spadkobiercom, co powoduje, że tytuł powieści nie do końca jest zgodny z prawdą. Fakt ten sprawia, że Barbara Taylor Bradford została zmuszona do tego, aby w pewnym momencie zastosować spore przeskoki czasowe i de facto pominąć dzieje jednego pokolenia. Nie możemy więc poznać relacji, jakie łączyły Elizabeth Deravenel z Henrym Turnerem (Henryk VII Tudor). Nie jesteśmy też świadkami narodzin i dorastania ich dzieci. Oczami wyobraźni nie widzimy, jak umiera ich starszy syn Arthur (Artur Tudor; 1486-1502), a niedługo po nim sama Elizabeth, wydając na świat kolejne dziecko, zaś Harry Turner (Henryk VIII Tudor) pojawia się już jako dorosły mężczyzna stojący na czele firmy i usilnie domagający się rozwodu ze swoją pierwszą żoną Catherine (Katarzyna Aragońska; 1485-1536). Na świecie jest już starsza córka Harry’ego – Mary (Maria I Tudor; 1516-1558), zaś niejaka Anne Bowles (Anna Boleyn; ok. 1501-1536) prostą drogą zmierza do tego, aby móc zastąpić Catherine w życiu Turnera. W ten sposób Autorka pomija losy dynastii podczas drugiej wojny światowej i lat powojennych, przenosząc czytelnika z czasów tuż po zakończeniu Wielkiej Wojny do roku 1970. Fakt ten dodatkowo sprawia, że niektóre wątki potraktowane są pobieżnie, zaś o tym, co działo się pomiędzy latami 20. XX wieku a wspomnianym już rokiem 1970 dowiadujemy się już tylko albo z wewnętrznych monologów poszczególnych bohaterów, albo informuje nas o tym narrator.

Abstrahując od powyższego, myślę jednak, że opowieść o Deravenelach mimo wszystko zasługuje na uwagę. Już sam pomysł na jej stworzenie jest niebanalny. Natomiast dla kogoś, kto uwielbia zagłębiać się w historii Anglii trylogia ta może okazać się naprawdę wyjątkowa. Dla mnie taka właśnie jest, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, wysoko cenię sobie twórczość Barbary Taylor Bradford, zaś każdą jej książkę czytam z ogromnym zainteresowaniem, wciąż z niecierpliwością wypatrując kolejnych powieści. Po drugie, jako osoba pasjonująca się od lat historią Anglii, nie mogłabym przejść obok tej sagi obojętnie, pomimo że jeszcze przed rozpoczęciem lektury wiedziałam, jaki los czeka poszczególnych bohaterów. Nie wiedziałam natomiast, w jaki sposób Barbara Taylor Bradford dostosuje piętnastowieczne czy szesnastowieczne realia do czasów współczesnych, chociażby w kontekście śmierci niektórych postaci. Bo przecież w XX wieku nie można było już nikogo ściąć na pieńku czy zamordować na polu bitwy przy użyciu topora.










piątek, 24 lutego 2017

Francine Rivers – „Rodowód Łaski. Rachab” # 2














Wydawnictwo: AETOS MEDIA
Wrocław 2014
Tytuł oryginału: Unashamed: Rahab
Przekład: Marta Balon





Starotestamentowa Księga Jozuego stanowi szóstą z kolei księgę, która poniekąd nie jest zależna od Pięcioksięgu, lecz zaliczana jest przez kanon żydowski do Proroków Starszych. Jest ona także kontynuacją historycznego wątku poprzedniej księgi, czyli Księgi Powtórzonego Prawa. Księga Jozuego składa się z trzech części. Pierwsza z nich obejmuje rozdziały od pierwszego do dwunastego, druga to rozdziały od trzynastego do dziewiętnastego, natomiast trzecia zawiera rozdziały od dwudziestego do dwudziestego czwartego. Pierwszą część Księgi Jozuego można zatem określić jako swego rodzaju opowiadania o walce zdobywczej. Bazują one na etiologiach, które opierają się na relacjach częściowo pochodzących z czasów, kiedy żył Jozue. W tej części księgi poszczególne pokolenia Izraelitów przestają prowadzić koczowniczy tryb życia i zaczynają osiedlać się w jednym miejscu. Na etiologiczny, czyli wyjaśniający pochodzenie nazw geograficznych, gatunek opowiadań bardzo różnego pochodzenia, wskazuje dość często używana formuła: do dnia dzisiejszego. Jest ona właściwa najdawniejszym opowiadaniom biblijnym Starego Testamentu.

Druga część Księgi Jozuego posiada zgoła odmienny charakter, lecz również wywodzi się z dawnych przekazów, pozostając być może w związku z niektórymi rozdziałami Księgi Liczb. Oczywiście podział kraju, jakiego dokonał Jozue nasuwał szereg indywidualnych problemów, które z kolei omawia część trzecia niniejszej księgi obok wyliczenia miast ucieczki i miast kapłańskich. Szczególny problem stanowiły jednak pokolenia zajordańskie, które wywołały spór zakończony powszechnym porozumieniem i przymierzem zawartym w Sychem.

Już sam tytuł wskazuje, że głównym bohaterem księgi jest Jozue, który został następcą Mojżesza, lecz mimo to właściwą normą postępowania jest Prawo Pańskie ogłoszone właśnie przez Mojżesza. Z kolei końcowa część księgi przypomina testament Jozuego i opowiada o jego śmierci. Na kompozycji księgi swoje piętno wyraźnie odcisnęła tradycja deuteronomiczna. Jej wpływ nie sprowadza się wyłącznie do bliskości z wątkiem dziejowym zawartym w Księdze Powtórzonego Prawa oraz do podobnego stylu – zwłaszcza w części trzeciej – ale jest wyraźnie wyczuwalny również w argumentacji teologicznej. Pokolenia izraelskie są zatem oceniane jako lud posłuszny woli Boga, która przede wszystkim wyraża się w nakazach. Tak długo, jak Izrael będzie w stanie wytrwać w tym posłuszeństwie, może liczyć na realizację zbawczych obietnic, a szczególnie na wyparcie pogańskich mieszkańców Kanaanu. Pokolenie Jozuego oceniane jest tutaj pozytywnie, lecz perspektywa teologiczna, która zachęca do wytrwania w wierności Bogu i Jego Prawu, przestrzega przed mieszaniem się z miejscową ludnością i przed konsekwencjami takiego postępowania, czyli innymi słowy przed religijnym synkretyzmem.


Izraelici przekraczają rzekę Jordan
Obraz pochodzi z 1800 roku.
autor: Benjamin West (1738-1820)


Kolejne etapy redakcji deuteronomicznej wycisnęły charakterystyczne piętno na wielu opowiadaniach, wśród których nie brak dawnych reminiscencji. Obecnie trudno jest stwierdzić, kiedy tak naprawdę powstała ostateczna – czyli dzisiejsza – wersja księgi. Jeszcze trudniej byłoby oddzielić przekazy o wydarzeniach od faktów historycznych oraz od ich teologicznej interpretacji. Znaczenie Księgi Jozuego polega zatem głównie na zestawieniu i ocenie wczesnych etapów dziejów narodu wybranego w świetle założeń teologicznych, które przyświecają sporej części ksiąg Starego Testamentu.

To właśnie na postawie Księgi Jozuego powstała druga część starotestamentowych historii opisanych przez Francine Rivers i wydanych pod wspólnym tytułem Rodowód Łaski. Każda z tych historii opowiada o innej kobiecie. Wszystkie one odegrały bowiem ważną rolę w rodowodzie Chrystusa. Pierwszą z nich była Tamar, której ogromne zdeterminowanie ostatecznie sprawiło, że osiągnęła ona zamierzony cel i w związku z tym została wpisana w poczet kobiet, które wymienia Biblia. Kolejną jest tytułowa Rachab pochodząca z Jerycha. Jak wiadomo, biblijne kobiety wcale nie były takie grzeczne i ułożone, a już na pewno nie były cnotliwe. Czasami na złą drogę wchodziły z własnego wyboru, a niekiedy zostawały do tego zmuszone przez rodzinę czy jakieś wypadki losowe. W ich życiu szczególną rolę ogrywali przeważnie mężczyźni, którzy sprawowali nad nimi pieczę i kierowali ich losem. Takie kobiety nie miały prawa sprzeciwić się woli swoich opiekunów, którymi byli albo mężowie, albo ojcowie, albo też bracia.


Rachab i wysłannicy Jozuego
Obraz został namalowany w XVII wieku.
autor nieznany


Wspomniana Rachab również nie mogła sprzeciwić się losowi, który przeznaczył dla niej ojciec. Otóż jeszcze jako bardzo młoda dziewczyna została oddana królowi, któremu przez wiele lat musiała świadczyć usługi seksualne czy jej się to podobało, czy też nie. Jak się okazuje Rachab dzieliła łoże nie tylko z królem, ale także z innymi mężczyznami. Byli to głównie królewscy strażnicy, choć trafiali się i przygodni mieszkańcy miasta lub kupcy, którzy je odwiedzali. Nie można powiedzieć, że nierządnica była zadowolona z tego, co robi, ale jaki miała wybór? Żyła w czasach, kiedy kobieta nie mogła o sobie decydować, więc jej los był z góry przesądzony. Jak podaje Biblia, pewnego dnia do Jerycha przybywa dwóch Izraelitów. To Salmon i Efraim, którzy zostali wysłani przez Jozuego, aby ocenili sytuację w mieście. Izraelici przygotowywali się bowiem do oblężenia Jerycha i tym samym zdobycia go i wytępienia wszystkich jego mieszkańców. Miał to być końcowy etap ich drogi do Ziemi Obiecanej, którą przepowiedział im Bóg ustami Mojżesza.

Salmon i Efraim jakoś niespecjalnie potrafią zataić przed mieszkańcami Jerycha, kim naprawdę są. Od razu rzucają się w oczy, co oczywiście nie uchodzi uwadze Rachab. Kobieta praktycznie siłą wciąga ich do swojego domu, w którym daje im schronienie przed królem i jego strażnikami. Poza tym Rachab czuje, że zanosi się na coś naprawdę ważnego, ale i dramatycznego. Boi się i pragnie ujść z życiem, nie zapominając przy tym o swojej rodzinie. Tak więc w podziękowaniu za schronienie izraelscy szpiedzy obiecują jej, że w chwili oblężenia dom kobiety zostanie zachowany. Jest tylko jeden warunek. Musi zebrać w nim całą swoją rodzinę, a przez okno wywiesić czerwoną wstążkę, która będzie informowała Izraelitów o tym, iż jest to dom, który należy ocalić. Rachab wierzy mężczyznom, a w sercu czuje, że od tego momentu jej życie nie będzie już takie samo, jak wcześniej. Wie też, że musi zerwać z nierządem. W dodatku pomiędzy nią a Salmonem rodzi się uczucie, w które ona tak naprawdę nie wierzy. Nie może bowiem pojąć, że ktoś, kto całe życie był dobrym człowiekiem, jest w stanie ją pokochać.


Jozue przekracza Jordan
Rycina pochodzi z XIX wieku.
autor: Gustave Doré (1832-1883)

Rachab jest sporo starsza od Salmona, więc uważa, że wiek już na starcie dyskwalifikuje ją w walce o miłość. Jak gdyby tego było mało, przeszkodą może okazać się również wiara w Boga, której ona jakoś nie czuje, bo przecież całe życie była poganką wierzącą w urojone bóstwa. Widzi jednak jak wiele dobrego dla swojego ludu zrobił Bóg Izraelitów, a to daje jej nadzieję na to, że jest On prawdziwy i wierny danym obietnicom, zaś nie jedynie bezwartościową figurką, która tak naprawdę nic nie może. Kiedy więc przychodzi dzień oblężenia Jerycha, Rachab i jej rodzina gromadzą się w domu i w strachu oczekują na ocalenie. Jak zatem zakończy się ta historia? Czy Bóg Izraelitów okaże im łaskę i ochroni przed zagładą? Czy dla Rachab i Salmona jest szansa, aby mogli kiedyś stworzyć szczęśliwe małżeństwo? Czy Jozue na to pozwoli, skoro tak naprawdę to od niego tak wiele zależy? Przecież to on jest teraz przywódcą ludu, więc w każdej chwili może pokrzyżować plany tych, którzy zaliczają się do wybranych przez Boga.

Rachab ukrywa w swoim domu
Salmona i Efraima

Rycina pochodzi z 1881 roku.
autor: Frederick Richard Pickersgill
(1820-1900)
Stary Testament to taki ciekawy zbiór ksiąg, które można czytać niczym powieść historyczną. Postacie pojawiające się na jego kartach mogą z powodzeniem stać się bohaterami książek, ale pod warunkiem, że ich autorzy będą potrafili tchnąć w nich życie i sprawić, że czytelnik poczuje ich autentyczność. Czy tak się dzieje w przypadku Rachab? Obawiam się, że nie do końca. 

Na pewnego rodzaju uproszczenie zwracałam już uwagę przy okazji pisania o Tamar. Uważam bowiem, że w tych historiach za mało jest tła historycznego i opisu ówczesnego społeczeństwa. Poza tym nie wiemy zbyt dużo o samych bohaterach. Owszem, Francine Rivers zadbała o to, aby jej opowieść była zgodna z przekazem biblijnym, lecz nie rozbudowała wątków, które podniosłyby wartość książki. Samo oblężenie Jerycha opisane jest na skróty. Nie ma w tym żadnego niebezpieczeństwa. Ot, Izraelici przyszli, pomaszerowali sobie przez siedem dni z rzędu wokół murów miasta, a potem je spalili, mordując ludzi. Przecież wśród mieszkańców Jerycha na pewno wybuchła panika! Próbowali za wszelką cenę ratować swoje życie! Możliwe, że nawet błagali o darowanie życia! A gdzie wtedy podziewał się ich król? Czyżby oddał miasto bez walki? Bez negocjacji? Tego wszystkiego próżno w tej książce szukać. Autorka opowiedziała jedynie historię zapisaną w Biblii, nie stosując żadnych wątków pobocznych. Moim zdaniem dzieje Rachab mogły posłużyć tutaj jedynie jako inspiracja, zaś fabuła powinna zostać bardziej rozbudowana i ubogacona wątkami, których w Biblii nie znajdziemy, lecz od tego wszak pisarz ma wyobraźnię, aby w takich sytuacjach z niej skorzystać.

Rachab to powieść, która tak naprawdę nie oddaje klimatu starożytności. Nie ma w niej tak potrzebnych opisów ówczesnego społeczeństwa czy zasad, jakie nim kierowały, nie mówiąc już o antycznym budownictwie. W moim odczuciu jest to historia przepisana z Biblii i doprawiona dialogami, aby nikt nie zarzucił Autorce, że nie stworzyła powieści. Książka może jednak stanowić istotną informację dla tych, którzy chcieliby poznać bliżej biblijne postacie i dowiedzieć się, jaką rolę odegrały one w ówczesnym świecie. Kiedy już czytelnik zdobędzie taką wiedzę, a sam temat go zainteresuje, wówczas może poszperać w materiałach źródłowych, uzupełniając w ten sposób zdobyte wiadomości.

Pomimo że ten biblijny cykl jakoś niespecjalnie robi na mnie wrażenie, a przynajmniej tak się dzieje do tej pory po przeczytaniu dwóch tomów, nie zrezygnuję z niego i doczytam do końca. Generalnie lubię twórczość Francine Rivers. Przeczytałam już kilka jej książek i znalazły się wśród nich takie, które zrobiły na mnie naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. Chyba do końca życia nie zapomnę jej trylogii zatytułowanej Znamię lwa. Wiem, że Autorkę stać na stworzenie świetnej literatury i dlatego nieco słabsze książki w jej dorobku literackim nie są w stanie zrazić mnie do jej twórczości.



Więcej na temat oblężenia Jerycha można przeczytać tutaj





środa, 22 lutego 2017

Bogna Ziembicka – „Na zawsze Różany” # 5














Wydawnictwo: JAK
Kraków 2015





Tak już w życiu bywa, że wszystko kiedyś się kończy. Pożegnania nie są łatwe, zwłaszcza jeśli obdarzamy sympatią osobę, z którą trzeba się rozstać. Pocieszające jest jednak to, że w każdej chwili można znów nawiązać kontakt; na przykład można zadzwonić albo porozmawiać drogą wirtualną. Podobnie dzieje się w przypadku bohaterów książek, z którymi nieuchronnie należy się pożegnać, ponieważ ich historia właśnie dobiegła końca. Oczywiście nie jest to łatwe, zważywszy że przez długi czas byli oni obecni w życiu czytelnika, który często odnosił wrażenie, że są oni jego nierozerwalną częścią i żyją tuż obok na wyciągnięcie ręki. Ale przecież w tym przypadku również w każdej chwili można do nich wrócić, ponownie zagłębić się w ich problemy i na nowo odkryć wydarzenia, które kierowały ich powieściowymi losami i sprawiały, że czytelnik albo im kibicował w dążeniu do obranego celu, albo wzruszał się za każdym razem, kiedy po ich twarzach płynęły łzy, albo znów złościł się, gdy podejmowali niewłaściwe decyzje, które w konsekwencji przysparzały im jedynie cierpień.

Dokładnie w ten sposób można podejść do bestsellerowej powieściowej serii autorstwa Bogny Ziembickiej, w której centrum znajduje się przepiękny i malowniczy podkrakowski dworek otoczony krzewami pachnących róż. Pamiętam, że kiedy skończyłam czytać drugi tom zatytułowany Wiosna w Różanach poczułam pewien niedosyt z uwagi na niebanalne zakończenie, które z jednej strony nieco przeraża, lecz z drugiej zmusza do zastanowienia się na siłą prawdziwej miłości. Dlatego też sięgając po część trzecią – Tylko dzięki miłości – byłam przekonana, że Autorka pociągnie jednak wątek, którym zakończyła poprzednią część. Tak się nie stało. W zamian czytelnik został przeniesiony w czasie i poznał życie Zuzanny Hulewicz, która przez lata związana była z rodziną Boruckich, czyli właścicielami dworku w Różanach. Oczywiście nie można powiedzieć, że taki zabieg był czymś złym, lecz na pewno wystawiał na próbę cierpliwość czytelnika. I tak naprawdę dopiero Na zawsze Różany odkrywają tajemnicę, która pozostawiła czytelnika w zawieszeniu przy lekturze tomu drugiego. Można zatem stwierdzić, że ta ostatnia część to swego rodzaju klamra, która spaja w jedno cztery poprzednie tomy i tym samym stanowi wyjaśnienie spraw, które do tej pory były ukryte przez czytelnikiem.

Tym razem mamy bowiem do czynienia z dwiema przestrzeniami czasowymi. Z jednej strony wyjaśniają się losy Zosi Boruckiej, która naprawdę wiele przeszła i przydałoby się wreszcie, aby w końcu odnalazła szczęście i spokój, zaś z drugiej strony ponownie przenosimy się w czasie i jesteśmy świadkami wydarzeń, które towarzyszyły Zuzannie Hulewicz, kiedy ta była jeszcze młodą kobietą wkraczającą w dorosłe życie. Akcja powieści Na zawsze Różany rozgrywa się w 2005 roku i rozpoczyna się w momencie, kiedy Zofia Borucka przygotowuje się do ślubu, a jej szczęśliwym wybrankiem jest Eryk Hassel. Obydwoje nie kryją swojego szczęścia, zważywszy że już niedługo będą cieszyć się obecnością małego człowieka w swoim życiu. Nie ma się czemu dziwić, bo przecież zanim odnaleźli swoją drogę w życiu, musieli stawić czoło poważnym problemom. Los nie oszczędzał szczególnie Zosi, która wylała morze łez zanim ostatecznie mogła powiedzieć, że jej życie zaczyna się układać. Niemniej los czasami lubi pisać swoje własne scenariusze, na które nie mamy żadnego wpływu. Tak też dzieje się w przypadku Zosi i Eryka. Kiedy mężczyzna wyjeżdża do Indii w towarzystwie swojej siostry, wówczas jego życie przez chwilę znajduje się w naprawdę ogromnym niebezpieczeństwie. Kto zatem pragnie zagrozić Erykowi i dlaczego? Czy Eryk naraził się komuś tak bardzo, że aż ten chce go zamordować? Co stanie się z Zosią, jeśli Eryk nie wróci do domu? Czy znów będzie musiała opłakiwać ukochanego mężczyznę?

Tymczasem Zofia Borucka zaprasza na ślub dwoje starszych ludzi, którzy mają wiele wspólnego z jej zmarłą nianią – Zuzanną Hulewicz. Jedną z tych osób jest Maria Fischer, która obecnie mieszka w Nowym Jorku. To przyjaciółka Zuzanny Hulewicz. Kobieta może naprawdę wiele powiedzieć na temat życia Zuzi. Wszak bardzo się przyjaźniły i dopiero okrucieństwo drugiej wojny światowej sprawiło, że ich drogi się rozeszły, lecz mimo to Maria wciąż pamięta Zuzannę i zna szczegóły z jej życia, o których nikt – jak dotąd – nie miał pojęcia. Z kolei drugą zaproszoną przez Zosię osobą jest Aleksander Bach. Mężczyzna mieszka w Tel Awiwie. On również doskonale pamięta Zuzię, która przecież przyjaźniła się z jego siostrą. Jest jednak coś, co sprawia, że Aleksander nie chce uczestniczyć w ślubie Zosi i Eryka. To jakaś tajemnica z przeszłości, którą staruszek nie zamierza się z nikim dzielić. Pragnie natomiast odwiedzić grób Zuzanny Hulewicz. Co takiego łączyło go z ukochaną nianią Zosi, która najpierw opiekowała się również ojcem młodej kobiety? Czy poznane sekrety zmienią coś w dotychczasowym postrzeganiu osoby Zuzanny Hulewicz? Co takiego ukrywała kobieta przez te wszystkie lata?

Na zawsze Różany to powieść, która zabiera czytelnika na malownicze Malediwy oraz do ubogich dzielnic współczesnego Bombaju, gdzie wcale nie jest bezpiecznie, a tuż obok czają się ludzie, którzy kierują się zemstą, pragnąc wziąć odwet za zranione uczucia. Bohaterowie wracają także wspomnieniami w odległe czasy, kiedy Polska wyglądała zupełnie inaczej niż ma to miejsce obecnie. Okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak z pozoru wygląda. W miarę odkrywania przeszłości przez starszych bohaterów tej historii, młodzi poznają zakryte przed nimi losy tych, którzy w ich życiu odegrali naprawdę istotną rolę. Czytelnik odnajdzie tutaj wątek izraelskiego wywiadu, a także prawdziwej miłości, która została wystawiona na wielką próbę. Autorka pokazuje również, w jaki sposób działały pewne organizacje tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Nikt, kto w czasie wojny kolaborował z faszystami nie mógł czuć się bezpiecznie.

Bohaterowie pojawiający się na kartach książki muszą zmagać się z naprawdę trudnymi problemami natury moralnej. Chodzi tutaj szczególnie o tych, którzy dziś są już staruszkami albo nie żyją. Czasy, w których przyszło im przeżywać swoją młodość były niesamowicie ciężkie, co sprawiało, że niejednokrotnie musieli dokonywać poważnych wyborów i podejmować decyzje, a te nie zawsze były dobre. Bardzo często wymuszone były przez rzeczywistość, w jakiej przyszło żyć naszym bohaterom. Z kolei młode pokolenie wiele rzeczy nie potrafi zrozumieć z uwagi na fakt, iż tamte czasy są im zupełnie obce. Aby pojąć powody niektórych decyzji należałoby przenieść się w czasie i na własnej skórze odczuć dramat ówczesnej rzeczywistości. Lecz mimo to nikt nikogo nie potępia ani nie ocenia. Niekiedy widać nawet podziw młodych dla starszego pokolenia.

Czytając Na zawsze Różany odniosłam wrażenie, że na kartach tej ostatniej części pojawiają się praktycznie wszyscy bohaterowie. Jedni są jeszcze wśród żywych, natomiast inni niestety już nie żyją i są obecni jedynie we wspomnieniach. Wszystkie wątki, które do tej pory były zakryte, teraz znajdują swoje zakończenie. Nie ma tak naprawdę spraw niewyjaśnionych. Myślę, że cała seria jest godna uwagi i polecenia. Opowieść o podkrakowskich Różanach to w gruncie rzeczy ciepła historia z autentycznymi bohaterami, których życie wcale nie oszczędzało. To opowieść, która daje nadzieję na poprawę losu, ponieważ zawiera w sobie przesłanie mówiące o tym, że po złym zawsze przychodzi dobre i tak naprawdę nigdy nie należy tracić nadziei na lepsze jutro.







poniedziałek, 20 lutego 2017

O tym, jak runęły mury Jerycha









Wielu badaczy często zastanawia się, co takiego stało się, że silnie ufortyfikowane miasto, które praktycznie było nie do zdobycia dzięki podwójnym murom obronnym, nagle poniosło sromotną klęskę. Mowa oczywiście o Jerycho – mieście położonym w pobliżu rzeki Jordan na Zachodnim Brzegu (Judea). Swego czasu archeolodzy odkryli tam pozostałości po ponad dwudziestu osiedlach mieszkalnych, które mogły powstać nawet dziewięć tysięcy lat przed naszą erą. Nazwa miasta przywodzi na myśl przede wszystkim maszerujących Izraelitów, dmących w trąby oraz zawalające się mury obronne. Dla niektórych Jerycho stanowi wspaniały symbol wiary i zwycięstwa, lecz czy naprawdę można w ten sposób postrzegać to niezwykłe miasto? Sceptyk zapewne powie, że historia Jerycha to nic innego, jak tylko ludowa bajka przekazywana z pokolenia na pokolenie, aby w ten sposób móc wyjaśnić tajemnicze zburzenie murów. Zasadniczym powodem takiego rozumowania są zapewne archeologiczne odkrycia dokonane na tamtym terenie w 1950 roku przez brytyjską archeolog Kathleen Kenyon, która doszła do następującego wniosku:

To smutne, że z murów obronnych pochodzących z końca epoki brązu, w którym to okresie nastąpił atak Izraelitów, a jego skutkiem było zburzenie murów, nie pozostał już żaden ślad… Wykopaliska nie rzuciły zatem choćby najmniejszego światła na mury Jerycha, których zniszczenie tak obrazowo przedstawia Księga Jozuego[1].

Z kolei Thomas A. Holland, który był redaktorem i współautorem raportów z odkryć dokonanych przez Kathleen Kenyon ujawnione przez nią wyniki podsumował w taki oto sposób:

Kenyon stwierdziła, odnosząc się do teorii militarnego podboju i okresu późnej epoki brązu, że odnośnie do murów nie było żadnych danych archeologicznych, które mogłyby potwierdzić tezę, iż miasto zostało otoczone murem pod koniec epoki brązu, czyli około 1400 roku przed naszą erą[2].

Jednakże uważna analiza dowodów archeologicznych zgromadzonych w całym XX wieku prowadzi do zupełnie innego wniosku. Otóż zanim Izraelici weszli do Ziemi Obiecanej, Mojżesz powiedział im, że są oni w stanie przekroczyć Jordan, aby wykorzenić narody, które były większe i silniejsze od nich. Chodziło o ludność zamieszkującą miasta otoczone ogromnymi murami sięgającymi nieba. Drobiazgowe prace Kathleen Kenyon pokazały, że Jerycho było naprawdę silnie ufortyfikowane i że zostało ono strawione przez ogień. Niestety, badaczka pomyliła daty dotyczące czasu pochodzenia znalezisk, co spowodowało, że pojawiły się poważne rozbieżności pomiędzy odkryciami archeologicznymi a tym, o czym informuje Biblia. Badaczka doszła zatem do wniosku, że Jerycho pochodzące z ery brązu zostało zniszczone około 1550 roku przed naszą erą przez Egipcjan. Dogłębna analiza dowodów pokazuje jednak, że zniszczenie miało miejsce około 1400 roku przed naszą erą, czyli pod koniec ery brązu, to znaczy dokładnie w czasie, w którym według Biblii nastąpił podbój.


Zburzenie Jerycha 
Rycina pochodzi z 1886 roku i została wykonana w warsztacie
Carla Poellath (1857-1904).
autor nieznany


Można też powiedzieć, że Jerycho otoczone było wielkim ziemnym wałem lub nasypem z kamienia, który tworzył jego podstawę. Ten mur oporowy mógł mieć od jakichś czterech do pięciu metrów (12-15 stóp) wysokości. Na górze mogła znajdować się cegła mułowa na około dwa metry (sześć stóp) grubości i około sześciu lub ośmiu metrów wysokości (20-26 stóp). Na grzbiecie nasypu mogła również znajdować się cegła mułowa, której podstawa wynosiła około czternastu metrów (46 stóp) nad poziomem terenu zewnętrznego muru oporowego. To właśnie ten fragment wznosił się wysoko nad Izraelitami, kiedy okrążali miasto codziennie przez siedem dni z rzędu. Po ludzku niemożliwe było zatem, aby Izraelici mogli przeniknąć ten niezdobyty bastion, jakim było ówczesne Jerycho.

Górna część muru wynosiła w przybliżeniu około sześciu akrów (ponad 24 metry kwadratowe), natomiast cała powierzchnia górnego sytemu fortyfikacyjnego miasta była o jakieś pięćdziesiąt procent większa, czyli wnosiła około dziewięciu akrów (około 37 metrów kwadratowych). W oparciu o normy przyjmowane przez archeologów można stwierdzić, że na jednym akrze mieściło się jakieś dwieście osób, zaś populacja górnej części miasta wynosiła tysiąc dwieście osób. Niemniej na podstawie wykopalisk prowadzonych przez niemiecki zespół archeologów w pierwszej dekadzie XX wieku przypuszcza się, że starożytna ludność Jerycha zamieszkiwała również tereny przyległe do górnych i dolnych części murów miejskich. Ponadto w obliczu zagrożenia na pewno Kananejczycy mieszkający w okolicznych wsiach również uciekliby do Jerycha. A zatem można założyć, że kiedy Izraelici uderzyli na miasto, w obrębie murów znajdowało się kilka tysięcy ludzi.


Pocztówka przedstawiająca Jerycho z przełomu XIX i XX wieku
autor nieznany


Pewne jest, że mieszkańcy Jerycha byli bardzo dobrze przygotowani na oblężenie ich miasta przez Izraelitów. Obfite opady, które nawiedziły ich wiosną dostarczyły sporych ilości wody. Atak nastąpił w porze żniw, więc mieszkańcy posiadali niemały zapas żywności. Fakt ten został potwierdzony dzięki odkryciom Johna Garstanga, który w latach 30. XX wieku odnalazł na tamtych terenach wiele pokaźnych rozmiarów naczyń wypełnionych ziarnami.  Naczynia te znajdowały się w resztkach starożytnych kananejskich domów. Podobnych odkryć dokonała również Kathleen Kenyon. Tak wielka ilość żywności i wody mogła zapewnić mieszkańcom Jerycha przeżycie nawet przez kilka lat.

Biblia mówi nam, że mury rozpadły się siódmego dnia podczas marszu Izraelitów dookoła miasta. Pojawia się też sugestia, że zapadły się pod ziemię w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czy zatem istnieją dowody przemawiające za takim rozwiązaniem zagadki murów Jerycha? Okazuje się, że dysponujemy szeregiem dowodów na to, iż mury z cegły mułowej rozpadły się i legły w gruzach u podstawy kamiennej ściany oporowej, a było to w chwili, kiedy dla miasta nie było już żadnego ratunku. W tej kwestii najbardziej szczegółowe są prace Kathleen Kenyon. Po zachodniej stronie u podstawy umocnień odkryła ona resztki czerwonej cegły ułożone w stos i sięgające prawie do samego szczytu fasady. Prawdopodobnie pochodzą one ze znajdującego się tam niegdyś budynku i/lub muru.

Nierządnica Rachab i dwaj
izraelscy szpiedzy

Obraz został namalowany
w latach 1896-1902.
autor: James Tissot (1836-1902)
Innymi słowy można rzec, że Kathleen Kenyon znalazła jedynie stos cegieł, które były częścią jakichś miejskich murów. Co ciekawe, włoski zespół archeologów przeprowadzających badania od południowej strony miasta odnalazł dokładnie to samo w 1997 roku. Według Biblii zachował się jednak jeden dom, który nie uległ zniszczeniu podczas ataku Izraelitów, a był to dom niejakiej Rachab, czyli prostytutki, która świadczyła seksualne usługi nie tylko królowi, ale także innym mężczyznom. I tu pojawia się pytanie: Skoro mury miasta zostały doszczętnie zniszczone, to jakim cudem jej dom ocalał? Jak wiemy z kart Biblii, a dokładnie z Księgi Jozuego, szpiedzy izraelscy polecili Rachab, aby ta zebrała w swoim domu całą rodzinę, a wtedy zostanie on uratowany. Tak więc gdy Izraelici zaatakowali miasto, Rachab i jej najbliżsi zostali oszczędzeni zgodnie z obietnicą. W północnej części Jerycha archeolodzy dokonali jednak pewnych zdumiewających odkryć, które można odnieść właśnie do osoby Rachab.

Na podstawie niemieckich wykopalisk dokonanych w latach 1907-1909 można stwierdzić, że na północy miasta znajduje się część muru, która nie uległa zniszczeniu, jak stało się to w przypadku całej reszty. Część tego muru wykonanego z cegły mułowej nadal znajdowało się na wysokości ponad dwóch metrów (osiem stóp). Co więcej, były przypadki, kiedy domy budowano na murze! Tak więc całkiem możliwe jest, że był to właśnie dom Rachab. Ponieważ mur miejski przylegał do tylnej ściany domów, szpiedzy mogli bardzo łatwo z niego uciec. Z tak usytuowanego domu w północnej części miasta prowadziła bardzo krótka droga na wzgórze znajdujące się na Pustyni Judzkiej, gdzie szpiedzy ukrywali się przez trzy dni. Prawdziwa wartość tych budynków musiała być naprawdę niewielka, ponieważ domy były usytuowane na skarpie pomiędzy górnymi a dolnymi murami miejskimi. Na pewno nie było to najlepsze miejsce do życia podczas wojny. Bez wątpienia przez ten obszar przechodziło mnóstwo ludzi z górnej i ubogiej części miasta, a może nawet z dzielnicy slumsów.

W związku z powyższym można zadawać sobie pytanie, w jaki sposób Izraelici pokonali wysokość cztero- lub pięciometrowych (12-15 stóp) umocnień po upadku murów? Odkrycia archeologiczne wykazały, że cegły pochodzące ze zniszczonych murów utworzyły pochyłą ścianę, po której mogli wspiąć się Izraelici. Biblia jest tutaj bardzo precyzyjna w swoim opisie dotyczącym tego, jak Izraelici wkroczyli do miasta: lud udał się do miasta, a każdy kroczył przed siebie, czyli jednym słowem szli bezpośrednio w górę. Badania archeologiczne także wykazały, że tak w istocie było. Musieli zatem przejść z poziomu gruntu u podstawy murów do góry wałem, by dostać się do miasta.


Jerycho w latach 60. XX wieku
Na zdjęciu widać budynek gminy Jerycho i jego okolicę około dwóch tygodni
po zakończeniu sześciodniowej wojny izraelsko-arabskiej w czerwcu 1967 roku.
fot. David Kamir
źródło 


Podczas ataku na Jerycho Izraelici spalili całe miasto oraz wszystko, co się w nim znajdowało. Ten fakt po raz kolejny potwierdziły odkrycia archeologiczne. Część zniszczonego przez Izraelitów miasta została odnaleziona po wschodniej stronie wzgórza. Wszędzie tam, gdzie udało się dotrzeć archeologom, odkryto warstwę popiołu pochodzącego ze spalenia oraz gruzu mającego grubość około jednego metra (trzech stóp). To ogromne spustoszenie miasta Kathleen Kenyon opisuje w następujący sposób:

Zniszczenie było całkowite. Ściany i podłogi poczerniałe lub zwęglone przez ogień, a każdy pokój wypełniony był zawalonymi cegłami, drewnem i przedmiotami codziennego użytku; w większości pokoi zalegał gruz, który był mocno spalony, lecz wydaje się, że zawalenie się ścian pomieszczeń od strony wschodniej miało miejsce jeszcze przed pożarem[3].

Zarówno John Garstang, jak i Kathleen Kenyon odnaleźli wiele naczyń, w których przechowywane były ziarna, a które zostały jednak uchronione przed niszczycielskimi skutkami pożaru. Jest to naprawdę wyjątkowe odkrycie w dziejach archeologii. Ziarna są bowiem cenne nie tylko jako źródło pożywienia, ale także jako towar, który mógł być wymieniany na inne produkty. W normalnych warunkach tak wartościowe pożywienie, jak zboże mogło być złupione przez najeźdźców. Dlaczego zatem ziarno pozostało jednak w Jerycho? Odpowiedź na to pytanie można odnaleźć w Biblii, gdzie zapisane jest, że Jozue nakazał Izraelitom, aby wszystko to, co odnajdą w mieście poświęcili Panu.


Panorama dzisiejszego Jerycho – widok od strony starych murów
fot. Daniel Case
źródło (Creative Commons)


Był taki czas, kiedy Jerycho traktowane było jako „biblijny problem” z powodu pozornych rozbieżności pomiędzy tym, co odkryli archeolodzy a tym, co podaje Biblia. W momencie, gdy archeologia jest poprawnie interpretowana, wówczas wszystko można naukowo wytłumaczyć. Natomiast każde inne stwierdzenie stanowi jedynie kwestię przypadku. Dowody zgromadzone przez archeologów dowodzą jednak zgodności z prawdą historyczną zawartą na kartach Biblii. Każdy aspekt tej historii, który mógłby podlegać badaniu, jest tak naprawdę szczegółowo zweryfikowany.

Istnieje szereg koncepcji odnośnie do tego, w jaki sposób runęły mury Jerycha. Zarówno John Garstang, jak i Kathleen Kenyon odnaleźli dowody na istnienie aktywności sejsmicznej w czasie, kiedy miasto zostało całkowicie zniszczone. Jeśli Bóg naprawdę posłużył się wtedy trzęsieniem ziemi, aby osiągnąć swój cel, to można uważać to za cud, ponieważ stało się to dokładnie w tym samym czasie, kiedy do miasta weszli Izraelici. Poza tym jak wytłumaczyć ocalenie domu Rachab? Dlaczego nie został zniszczony, podczas gdy nie zachował się żaden budynek znajdujący się w Jerycho? Bez względu na to, jak podejdziemy do kwestii Bożego działania na starożytne Jerycho – to znaczy czy było ono nadprzyrodzone, czy może jednak zadziałał czynnik ludzki albo natura (trzęsienie ziemi) – to jednak ostatecznie należałoby przyjąć, że kwestia ta zbiegła się z wejściem do miasta Izraelitów, którzy – według słów Biblii – kierowali się silną wiarą, która w ich mniemaniu sprawiła, że mury Jerycha runęły, a stało się to po tym, jak maszerowali oni wokół miasta przez siedem dni z rzędu. 

Powyższy fakt pokazuje nam także jak ważne jest to, aby w udowadnianiu powodu zniszczenia Jerycha nie pomijać jednak Biblii z uwagi na jakieś pozorne sprzeczności zachodzące pomiędzy jej zapisami a świecką analizą przeprowadzanych badań archeologicznych. Sprawa Jerycha to zapewne wspaniała duchowa lekcja przede wszystkim dla osób wierzących. W pewnym momencie życia każdy człowiek staje bowiem w obliczu swoich własnych „murów”, których nie może pokonać własnymi siłami i tylko od niego zależy, w jaki sposób będzie chciał te „mury” zniszczyć, aby w końcu odnieść zwycięstwo.











[1] K. M. Kenyon: Digging Up Jericho, Wyd. Ernest Benn, Londyn 1957, ss. 261-262; zacytowany fragment przełożyła z angielskiego Agnes A. Rose.
[2] T. A. Holland: Jericho. The Oxford Encyclopedia of Archaeology in the Near East, tom 3, E. M. Myers (red.), Wyd. Oxford University Press, Nowy Jork 1997, s. 223; zacytowany fragment przełożyła z angielskiego Agnes A. Rose.
[3] K. M. Kenyon: Excavations at Jericho, tom 3, Wyd. British School of Archaeology in Jerusalem, Londyn 1981, s. 370; zacytowany fragment przełożyła z angielskiego Agnes A. Rose.






piątek, 17 lutego 2017

Renata Czarnecka – „Pod sztandarem miłości. Rok 1794” # 2










Na okładce wykorzystano
portret Marii Naryszkin
z Czetwertyńskich

autor: Salvatore Tonci
(1756-1844)

Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2012





Wszyscy, którym historia Polski nie jest obca, doskonale wiedzą, że tak naprawdę Rzeczpospolita okupowana była jeszcze przed drugim rozbiorem. Ta wojskowa okupacja obcych mocarstw oraz rządy targowiczan stały się dla kraju niezwykle uciążliwe, dlatego też ludność bardzo szybko zaczęła manifestować swoje niezadowolenie i buntować się przeciwko zaistniałej sytuacji, zawiązując spiski przeciwko okupantowi. Z drugim rozbiorem Polski (1793 rok) łączą się chyba najbardziej krwawe wydarzenia spośród wszystkich trzech rozbiorów. Niemniej, to rok 1794 przyniósł ostateczną klęskę i stał się swego rodzaju preludium do trzeciego rozbioru.

Co w takim razie przyniósł wspomniany wyżej pamiętny rok 1794? Otóż, w marcu tegoż roku wybuchło powstanie narodowe skierowane przeciwko Rosji i Prusom. Rewolcie dowodził generał Tadeusz Kościuszko (1746-1817). Jednak ówczesny król, Stanisław August Poniatowski (1732-1798), nie poparł walki ludu, mającej na celu wyrwanie się spod jarzma okupanta. W zamian monarcha w dniu 19 marca wystosował list do księcia Józefa Poniatowskiego (1763-1813), w którym uznał za swój święty obowiązek „trzymać z Rosjanami”. Mało tego. W momencie, gdy dowiedział się o charakterze działań Tadeusza Kościuszki, natychmiast uznał go za rebelianta, którego on – jako sojusznik Rosji – zmuszony jest zwalczać wszelkimi możliwymi siłami. W związku z tym w dniu 2 kwietnia król złożył swój podpis na uniwersale przeciwko powstaniu, który przygotowany został przez Departament Sprawiedliwości Rady Nieustającej. W owym akcie Stanisław August Poniatowski stanowczo potępiał rewolucję francuską (1789-1799), natomiast swój naród wzywał do opamiętania się oraz usilnie przestrzegał przed wiarą w pomoc ze strony Francji.

W wyniku walk zbrojnych pomiędzy wojskiem polskim i ludem Warszawy a okupacyjnym garnizonem rosyjskim w dniach 17-18 kwietnia 1794 roku została zdobyta rosyjska ambasada, a ponadto przejęto dokumenty, które były niezbitym dowodem świadczącym o zdradzie. Poświadczały one bowiem pobieranie przez otoczenie króla stałej pensji od carycy Katarzyny II Wielkiej (1729-1796).  Od tej chwili król stał się zakładnikiem powstańców i ukrył się w zamku. Jednak wspomniane walki to dopiero początek. Najbardziej krwawe miały miejsce w chwili, gdy do Warszawy wjechały wojska dowodzone przez Aleksandra Wasiljewicza Suworowa (1729-1800). Pamiętna rzeź mieszkańców Pragi jeszcze długo odbijała się echem pośród ludu Warszawy.


Rzeź Pragi w 1794 roku
Obraz został namalowany około 1810 roku.
autor: Aleksander Orłowski (1777-1832)


To właśnie na tle powyższych wydarzeń rozgrywa się akcja powieści Renaty Czarneckiej zatytułowana Pod sztandarem miłości. Rok 1794. Powieść stanowi drugą część historii opowiedzianej w książce Pożegnanie z ojczyzną. Rok 1793. Czytelnik ponownie wkracza na salony wraz z ówczesną warszawską arystokracją. Po raz kolejny zapraszany jest do pałacu Radziwiłłów i Czartoryskich. Spotyka też przedstawicieli rodu Potockich i Lubomirskich. Niemniej, podobnie jak w poprzedniej części, tak i tutaj na czoło również wysuwa się księżna Helena z Przeździeckich Radziwiłłowa (1753-1821). To właśnie ją słychać najgłośniej. To jej głos odbija się echem w pałacowych murach, a obcasy jej butów stukają na marmurowych posadzkach. Jest tak realna, że aż czuć zapach jej perfum i słychać szelest wytwornych sukni.

Księżniczka
Krystyna Magdalena
Radziwiłłówna

Portret pochodzi z przełomu
XVIII i XIX wieku.
autor: Józef Maria Grassi
(1757-1838)
Pomimo zamieszek na ulicach Warszawy oraz niebezpieczeństwa utraty życia, które może dosięgnąć również Radziwiłłów, do końca pozostają oni wierni carycy Katarzynie II Wielkiej. Helena wciąż drży o to, aby nikt z jej rodziny przypadkiem nie wyrzekł złego słowa pod adresem jej najserdeczniejszej przyjaciółki, jaką w jej mniemaniu jest właśnie imperatorowa. Ale czy ta przyjaźń jest równie silna ze strony carycy? Chyba nie, skoro po odwołaniu z Warszawy ambasadora, Jakoba Johanna Sieversa (1731-1808), wojewodzina wileńska robi wszystko, aby wkraść się w łaski jego następcy i tym samym odzyskać zaufanie Katarzyny II. Przecież wciąż myśli o korzystnym wydaniu za mąż swojej nieślubnej córki, Krystyny (1776-1796), i wie, że tylko caryca może jej w tym pomóc. Oficjalnie księżniczka Krystyna uchodziła za córkę Michała Radziwiłła (1744-1831), ale wiadomo było, że jej biologicznym ojcem był rosyjski dyplomata Otto Magnus von Stackelberg (1736-1800).

Oczywiście, jak to w życiu bywa, nie wszystko układa się po myśli księżnej. Przecież posiada liczną rodzinę i w związku z tym istnieje pewne ryzyko, że nie każdy z jej członków będzie podzielał zdanie Heleny. Tak więc podobnie jak w poprzedniej części dylogii, tak i tutaj arystokracja próbuje żyć normalnie, choć sprawy kraju są dla niej bardzo ważne. Radziwiłłowie z wiadomych przyczyn sympatyzują z Rosjanami i to ich w główniej mierze zapraszają na przyjęcia do swojego pałacu na Miodowej.

Obok Heleny Radziwiłłowej na pierwszy plan wysuwa się też inna, równie silna, kobieta. Jest nią hrabina Maria Naryszkin, z domu Czetwertyńska (1779–1854), która jest przyjaciółką księżnej i żoną Rosjanina, co sprawia, że wciąż zamartwia się o swoje bezpieczeństwo. W dodatku jest też bardzo piękną kobietą, więc nie dziwi fakt, że wpada w oko pewnemu rosyjskiemu oficerowi, którym nie jest bynajmniej jej małżonek. Czy ta miłość do mężatki znajdzie w końcu spełnienie? Czy może krwawe rozruchy w kraju sprawią, że pozostanie ona jedynie w sferze marzeń?

Renata Czarnecka znów dokonała czegoś niezwykłego. Otóż stworzyła powieść niełatwą, jeśli chodzi o tło historyczne, ale z drugiej strony tak wciągającą, że nie sposób się od niej oderwać. Zagmatwane kwestie polityczne przeplatają się tutaj z codziennym życiem bohaterów. Czytelnik jest doskonale poinformowany, co czuje dana postać i jakie są jej zamiary. Nie tylko Helena Radziwiłłowa sprawia wrażenie kobiety z krwi i kości. Tak dzieje się w przypadku każdej postaci, którą spotykamy na kartach książki. Kiedy Autorka pisze, że za oknem pałacu Radziwiłłów rozpętała się burza z piorunami, to tak w istocie jest. Czytelnik również słyszy odgłos grzmotu, wielkie krople deszczu uderzające w okienne framugi i szybkie kroki jednego z synów księstwa, który właśnie zajechał przed pałac karetą. Z kolei, gdy przemierzamy ulice Warszawy, wówczas niemal na własne oczy widzimy tłumy mieszczan żądnych krwi zdrajców. Przed naszymi oczami wyrastają szubienice i czujemy strach towarzyszący tym, którzy prowadzeni są na stracenie. Wraz z Marią Naryszkin i Heleną Radziwiłłową słyszymy huk armat i szczęk oręża. Widzimy zakrwawionych ludzi i łowimy uchem ich jęki, kiedy śmierć jest już blisko. Autorka używa niby prostych słów, a jednak potrafi je dobrać w taki sposób, że w pewnym momencie czytelnik traci poczucie rzeczywistości.


Wieszanie zdrajców in effigie, czyli wykonywanie wyroków śmierci
na wizerunku zmarłego lub skazanego, który nie doczekał egzekucji bądź zbiegł.
Ta forma egzekucji obowiązywała jeszcze od czasów średniowiecza.
Zastosowano ją właśnie podczas insurekcji kościuszkowskiej.

Obraz pochodzi z 1794 roku.
autor: Jean-Pierre Norblin de La Gourdaine (1745-1830)


W książce nie brak też scen humorystycznych, choć ogólnie tematyka powieści jest poważna. Fakt ten bez wątpienia urozmaica fabułę powieści. Tak więc czytelnicy znajdą w tej książce wszystko to, co powinna posiadać dobrze skonstruowana powieść, czyli doskonale wykreowanych bohaterów, uczucia nimi targające, miłość, przyjaźń, zdradę, niekiedy komizm sytuacji, a ponieważ jest to powieść historyczna, nie brakuje w niej perfekcyjnie namalowanych słowami obrazów z naszej historii. Autorka zadbała o najdrobniejszy szczegół, oczywiście na tyle, na ile pozwala na to objętość książki. Dodatkowy walor stanowią także doskonale skonstruowane dialogi.

Chyba nie muszę dodawać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści, podobnie jak innych książek Renaty Czarneckiej, które do tej pory czytałam. Niemniej, w tym przypadku występuje jeszcze dodatkowo bardzo trudne tło historyczne, z którym Autorka fantastycznie sobie poradziła. I właśnie ten fakt przemawia za tym, aby niniejszej powieści podnieść ocenę, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, ile pracy kosztuje napisanie takiej książki. Obawiam się jednak, że słowo rewelacyjna to stanowczo za mało, aby wyrazić jej fenomen. W tym kontekście znacznie bardziej pasuje przymiotnik wybitna.