czwartek, 30 czerwca 2016

Sabine Ebert – „Klątwa znachorki” # 4















Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2015
Tytuł oryginału: Hebammen-Saga. Der Fluch der Hebamme
Przekład: Daria Kuczyńska-Szymala





Trzecia wyprawa krzyżowa, która miała miejsce w latach 1189-1192 znana jest również jako Krucjata Królów. Dla przywódców państw europejskich była ona próbą odbicia Ziemi Świętej z rąk Saladyna (1137-1193), co ostatecznie skończyło się sukcesem, lecz mimo to nie udało się usunąć muzułmanów z Jerozolimy, a to z kolei było zasadniczym celem rekonkwisty. Trzeba pamiętać, że druga wyprawa krzyżowa (1147-1149) zakończyła się niepowodzeniem, zaś turecka dynastia Zengid władała zjednoczoną Syrią i brała udział w wojnie z władcami Egiptu. Fakt ten sprawił, że wojska syryjskie i egipskie zjednoczyły się pod dowództwem Saladyna, któremu w 1187 roku nakazano zredukować wpływy chrześcijańskie na terenie Ziemi Świętej i tym samym odzyskać Jerozolimę. Wtedy też przedstawiciel dynastii Zengidów Nur ad-Din Zangi (1118-1174) przejął kontrolę nad Damaszkiem i zjednoczoną Syrią.

Nur ad-Din dążył zatem do tego, aby rozszerzyć swoje panowanie i mieć kontrolę nad działaniami egipskiej dynastii Fatymidów. W 1163 roku kurdyjski generał Shirkuh (?-1169), który był też wujem Saladyna i zaufanym żołnierzem Nur ad-Dina, wyruszył z militarną kampanią w kierunku Nilu. Towarzyszył mu także młody Saladyn. Wojska Shirkuha rozbiły swój obóz na przedmieściach Kairu, natomiast sułtan Egiptu Shawar (?-1169) wezwał króla Jerozolimy Amalryka I (1136-1174), aby ten wsparł go militarnie. Tak więc w 1164 roku Amalryk w odpowiedzi wysłał armię do Egiptu i pod Bilbajs zaatakował wojska Shirkuha.

Nowy papież Grzegorz VIII (ok. 1110-1187) ogłosił zatem, iż zdobycie Jerozolimy stanowi wręcz obowiązek dla chrześcijan, aby w ten sposób mogli odpokutować za grzechy całej Europy. Kiedy francuski król Filip II August (1165-1223) oraz angielski monarcha Henryk II Plantagenet (1133-1189) zakończyli spór pomiędzy sobą, wówczas zarządzili tak zwaną „dziesięcinę Saladyna”, czyli zmusili swoich poddanych do zbiórki funduszy na rzecz kolejnego przedsięwzięcia. Tak więc następstwem zakończenia rywalizacji pomiędzy Henrykiem II Plantagenetem a Filipem II Augustem było udanie się na nową krucjatę. Wtedy też cesarz Fryderyk I Barbarossa (ok. 1122-1190) odpowiedział na wezwanie papieża i poprowadził wojsko przez turecką Anatolię, lecz niestety do Ziemi Świętej nie dotarł, gdyż wcześniej zmarł tragicznie.


Przybycie francuskiego króla Filipa II Augusta do Palestyny
Malowidło powstało pomiędzy 1332 a 1350 rokiem. 


Skutkiem trzeciej wyprawy krzyżowej było wyparcie muzułmanów z Akki, lecz mimo to w runiach miasta doszło do konfliktu pomiędzy krzyżowcami, a właściwie był to spór między Ryszardem I Lwie Serce (1157-1199) i Filipem II Augustem a księciem austriackim Leopoldem V Babenbergiem (1157-1194), który był następcą zmarłego cesarza Fryderyka Barbarossy. W wyniku sporu Filip II opuścił Ziemię Świętą najprawdopodobniej w sierpniu 1191 roku. Z kolei Saladynowi nie udało się pokonać Ryszarda I Lwie Serce, co sprawiło, że angielski król zdołał zająć więcej nadmorskich miast. W dniu 2 września 1192 roku Ryszard Lwie Serce i Saladyn zawarli rozejm, na mocy którego Jerozolima miała nadal pozostać pod kontrolą muzułmanów.

Ryszard I Lwie Serce opuścił Ziemię Świętą 9 października 1192 roku, lecz już w grudniu tegoż samego roku został aresztowany i uwięziony przez księcia Leopolda V w związku z podejrzeniem o zamordowanie Konrada z Montferratu (ok. 1145-1192), który był kuzynem austriackiego władcy. Po jakimś czasie angielski monarcha został przeniesiony do aresztu cesarza Henryka VI Hohenstaufa (1165-1197), gdzie za uwolnienie Ryszarda trzeba było zapłacić pięćdziesiąt tysięcy marek okupu. Natomiast Saladyn zmarł w 1193 roku na żółtą febrę i pozostawił po sobie tylko jedną sztukę złota i czterdzieści siedem srebrników. W 1197 roku Henryk II z Szampanii (1166-1197) zginął tragicznie w wyniku przypadkowego upadku z okna swojego pałacu. Niedługo po tym wydarzeniu jego żona królowa Izabela (1170-1205) poślubiła Amalryka II z Lusignan (1145-1205), który był jej czwartym z kolei mężem. Ostatecznie niepowodzenie trzeciej wyprawy krzyżowej stało się powodem do wezwania do kolejnej krucjaty, której planowanie rozpoczęto sześć lat później.

Trzecia wyprawa krzyżowa to tylko część tła historycznego, jakie poznajemy w czwartej części bijącej rekordy popularności w Niemczech sagi o odważnej znachorce Marcie. Tym razem Sabine Ebert dzieli akcję powieści na dwie części. Z jednej strony mamy tereny Marchii Miśnieńskiej, w skład której wchodzi miasto Freiberg znane niegdyś jako Chrystianowo. Natomiast z drugiej jest to trzecia krucjata, w której udział biorą nasi bohaterowie na czele z hrabią Dytrykiem z Weissenfels (ok. 1170-1221), któremu historia nada później przydomek „Zgnębiony”. Oczywiście głównymi bohaterami nadal pozostają ci, którzy związani są z rodziną znachorki Marty. Wydawać by się mogło, że po licznych tragediach już nic złego nie może im się stać. Zarówno Marta, jak i jej bliscy na przestrzeni lat przeżyli już tak wiele dramatycznych chwil, z których jedynie cudem uszli z życiem, że teraz jedyne, czego potrzebują to spokój. Niestety, wygląda na to, że na normalne i bezproblemowe życie będą musieli jeszcze długo poczekać. Okrutny los ma jednak zupełnie inne plany wobec nich i szykuje kolejne nieszczęścia, którym będą musieli stawić czoło.

Saladyn i Ryszard Lwie Serce zawierają rozejm, którego konsekwencją jest
zapewnienie bezpiecznej podróży pielgrzymów i karawan do odległych krain. 

Obraz został namalowany w 1839 roku.
autor: David Roberts (1796-1864)


O trzech poprzednich tomach serii pisałam już wcześniej, więc nie będę do nich wracać. Zainteresowanych odsyłam do moich poprzednich wpisów: Tajemnica znachorki, Zniknięcie znachorki, Wybór znachorki. A zatem jest rok 1189. We Freibergu zaszły ogromne zmiany. Przede wszystkim coraz bardziej wykrusza się liczba tych, którzy w pocie czoła i wbrew przeciwnościom losu oraz barbarzyńskiemu działaniu wroga zakładali, a potem tworzyli to miasto. Wśród żywych nie ma już bowiem dobrego i szlachetnego rycerza Chrystiana. Nie tylko Marta rozpacza za ukochanym mężem, ale też robią to jej dzieci i mieszkańcy miasteczka, dla których Chrystian był kimś naprawdę szczególnym. Oni nadal mają w pamięci jego tragiczną śmierć i nie wiedzą, jak teraz będą żyć. Kto ich obroni, kiedy zajdzie ku temu potrzeba? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że już niedługo będą musieli znów przeżywać gehennę, jaką zafunduje im starszy syn margrabiego miśnieńskiego – Albrecht I Pyszny (1158-1195). Pierworodny syn Ottona II Bogatego (1125-1190) jest tak bardzo żądny władzy, iż nie waha się podnieść ręki nawet na własnego ojca. Nie straszne mu ewentualne konsekwencje tego czynu, zważywszy że chodzą słuchy, iż stary i zniedołężniały ojciec zamierza wydziedziczyć Albrechta z powodu jego haniebnego postępowania. Na chwilę obecną syn Ottona i Hedwigi (1140-1203) nie zawraca sobie głowy młodszym bratem Dytrykiem, gdyż ten jest właśnie w drodze do Ziemi Świętej i jak dobrze pójdzie, to jakiś rozwścieczony Saracen zatopi w nim swój miecz.

Aby przejąć władzę po żyjącym jeszcze ojcu, Albrecht doprowadza do jego uwięzienia, co bardzo nie podoba się cesarzowi Fryderykowi I Barbarossie (ok. 1122-1190). Swoim uczynkiem Albrecht pragnie zmusić rodziciela, aby ten jeszcze za swojego życia przekazał mu władzę. Czy zatem cesarz wyciągnie konsekwencje wobec karygodnego postępowania Albrechta? A może młody Wettyn osiągnie jednak swój cel i przekona cesarza do swoich racji? Tymczasem we Freibergu, które jest już dobrze znane z wydobywania srebra, znachorka Marta i jej drugi mąż Łukasz prowadzą w miarę normalne życie, choć doskonale wiedzą, że taka sytuacja nie potrwa długo. Podobnie jak jego małżonka, Łukasz również tęskni za swoim przyjacielem Chrystianem i zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy nie zajmie jego miejsca w życiu Marty. To Chrystian był największą miłością Marty i tak już zapewne pozostanie do końca jej dni na tym świecie. Wygląda natomiast na to, że w ślady zmarłego ojca idzie najstarszy syn Chrystiana i Marty – Tomasz. Chłopak rycerskiego rzemiosła uczy się na miśnieńskim dworze i tam też nawiązuje pierwsze przyjaźnie oraz zdobywa pierwszych wrogów. Cieniem na życiu Tomasza kładzie się niegdysiejszy konflikt pomiędzy Chrystianem a Randolfem, którego syn Rutger pragnie teraz za wszelką cenę pomścić śmierć swojego ojca, a skoro Chrystian już nie żyje, to zapłaci za to Tomasz.


Otto II Bogaty i jego syn Albrecht I Pyszny
Malowidło znajduje się w Dreźnie
fot. JoJan (Creative Commons)
źródło


I tak oto na skutek rozmaitych dramatycznych okoliczności dochodzi w końcu do tego, że Tomasz i jego przyjaciel Roland muszą uciekać z Freibergu, aby nie zostać niesłusznie oskarżonymi o kradzież koni należących do Albrechta I Pysznego i jego ojca, a przecież koniokradów wiesza się bez procesu i każdy może wykonać na nich egzekucję bez strachu, że poniesie za to karę. Tomasz i Roland przyłączają się zatem do wyprawy do Ziemi Świętej i u boku Dytryka z Weissenfels podążają w stronę Jerozolimy, aby nie tylko ją zdobyć, ale też – zgodnie z obietnicą papieża – uzyskać odpuszczenie grzechów. Wyprawa okaże się bardzo niebezpieczna i krwawa. Do tego dojdą jeszcze rozmaite choroby, z którymi krzyżowcy będą musieli sobie jakoś poradzić. Wielu z nich umrze albo w walce, albo też ze zwykłego wyczerpania. Stracą swoich najlepszych przyjaciół i będą musieli robić wszystko, aby tylko móc zachować życie i kiedyś wrócić do domu. Jak zatem poradzi sobie młody i porywczy Tomasz w tak trudnej sytuacji? Czy uda mu się powrócić do domu? Czy jeszcze ujrzy swoją rodzinę, a przede wszystkim ukochaną matkę? I wreszcie: czy odnajdzie spokój, którego tak bardzo mu potrzeba?

Wydanie niemieckie
Wyd. KNAUR TB (2010)
Odnoszę wrażenie, że saga o znachorce Marcie z tomu na tom staje się coraz lepsza i coraz bardziej wciągająca. Na kartach Klątwy znachorki możemy dość dobrze poznać nie tylko trudy trzeciej wyprawy krzyżowej, ale też zobaczyć jak okrutnym władcą był Albrecht I Pyszny. Dziś powiedzielibyśmy o nim „psychopata”. W średniowieczu zapewne nie znano takiego słowa, więc nazywano go po prostu „szaleńcem”. Jego szaleństwo podsycane było dodatkowo przez doradców, którzy w takim a nie innym postępowaniu Albrechta upatrywali zaspokojenia własnych ambicji i celów. Przyszły władca Marchii Miśnieńskiej już jako chłopiec był żądny władzy i robił wszystko, aby tylko odsunąć w cień swojego spokojnego brata Dytryka. Początkowo można było odnieść wrażenie, że faktycznie powoli osiąga swój cel, jednak był tak pazerny na władzę, iż w którymś momencie zwyczajnie przekroczył granice i wtedy to zaniedbywany przez ojca Dytryk stał się jedynym kandydatem na przejęcie schedy po Ottonie Bogatym. Młodszy syn margrabiego Miśni był oczkiem w głowie Hedwigi, która miała znaczący wpływ na swojego męża, więc nierzadko podszeptywała mu to i owo. Przeważnie Otto przychylał się do jej opinii, gdyż Hedwiga uchodziła za kobietę mądrą i kierującą się rozsądkiem w kwestiach politycznych. Niemniej przyszedł w końcu taki czas, kiedy żadne z nich nie miało już choćby najmniejszego wpływu na swojego pierworodnego i wtedy zarówno Otto, jak i jego żona musieli usunąć się w cień. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej po śmierci margrabiego.

Podobnie jak poprzednie części sagi, Klątwa znachorki to niesamowicie wciągająca powieść historyczno-przygodowa, w której dominują złe emocje, przez które wciąż próbuje przebić się to, co dobre. Nasi bohaterowie doświadczają niezwykle niebezpiecznych sytuacji i czasami czytelnik traci już nadzieję, że wyjdą z tego żywi. Tak naprawdę nie ma im kto pomóc, ponieważ ten, który mógłby to zrobić jest daleko stąd i zmierza właśnie do bram Jerozolimy. Muszą zatem radzić sobie sami. Tylko jak można poradzić sobie z szaleńcem, który dla własnej przyjemności gnębi swoich poddanych? Oprócz powyższego w powieści nie brak także zwykłych relacji międzyludzkich. Poszczególni bohaterowie stale muszą zmagać się z własnymi wewnętrznymi demonami lub walczyć z uczuciem, które tak naprawdę jest dla nich zakazane i może nigdy nie znaleźć spełnienia. Pomimo że niektórych dzielą tysiące mil, nie są w stanie zapomnieć o tych, których pozostawili w domu. Wciąż za nimi tęsknią i błagają Boga, aby zachował ich przy życiu, żeby mogli jeszcze kiedyś ujrzeć ukochane osoby.

Moim zdaniem Sabine Ebert stworzyła naprawdę doskonałą sagę, która może się podobać nie tylko czytelnikom w Niemczech, ale także w innych częściach świata, zważywszy że dotyczy mniej znanego okresu w historii Niemiec, czyli powstania miasta Freiberg. Przede mną jeszcze jeden – ostatni – tom cyklu. Mam nadzieję, że zakończenie okaże się szczęśliwe i nikt z bohaterów nie postrada już życia z ręki psychopatycznego Albrechta, choć z drugiej strony wydaje mi się, że starszy syn Ottona Bogatego dopiero zaczyna się rozkręcać i jeszcze wielu złych rzeczy dokona podczas swojego życia.







wtorek, 28 czerwca 2016

Iwona Kienzler – „Bodo i jego burzliwe romanse”














Wydawnictwo: BELLONA
Warszawa 2016






Jeśli do tej pory ktoś jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, kim był Bogdan Eugène Junod, znany jako Eugeniusz Bodo (1899-1943), to w tym roku ma okazję poznać dokładnie jego biografię, a szczególnie tę jej część, która dotyczy jego życia zawodowego. Kiedy patrzę na propozycje wydawnicze poszczególnych polskich wydawnictw, to odnoszę wrażenie, że jedno chce być lepsze od drugiego, rywalizując o to, które z nich wyda bardziej wiarygodną biografię aktora. W tym roku zapomniany przez lata Eugeniusz Bodo stał się świetną marką, na której można całkiem dobrze zarobić. Niestety, taka rywalizacja niejednokrotnie może przynieść odwrotne skutki od zamierzonych. Może bowiem stać się tak, że poszczególni biografowie na zamówienie będą pisać o Bodo, nie dbając o to, czy ich tekst będzie wiarygodny i na temat. Ważne, żeby tytuł przyciągał, a na okładce znalazło się zdjęcie jednego z najprzystojniejszych amantów polskiego przedwojennego kina. Czy taka droga jest właściwa? Może znacznie lepiej byłoby wydać jedną, a dobrą biografię, która w rzetelny sposób ukazywałaby życie zawodowe Eugeniusza Bodo? O poznaniu jego życia prywatnego raczej nie mamy co marzyć, ponieważ aktor stronił od jakichkolwiek zwierzeń. Zawsze gdy jakiś wścibski dziennikarz chciał coś od niego wyciągnąć, ten albo szybko zmieniał temat, albo obracał wszystko w żart, co generowało szereg niedopowiedzeń i plotek. Dlatego też nie wiadomo było jaka jest prawda. I taka sytuacja utrzymuje się do dziś.

Karol Hanusz
Zdjecie zostało zrobione
około 1933 roku.
W związku z powyższym nie wiadomo też jak naprawdę wyglądało życie uczuciowe Eugeniusza Bodo. Owszem, pracował na co dzień z pięknymi aktorkami, które niejednemu mężczyźnie mogły zawrócić w głowie. Poza tym Bodo był niesamowicie przystojnym mężczyzną, więc musiał mieć rzesze wielbicielek czy to wśród aktorek, czy też wśród fanek jego talentu. Niemniej, jedno jest pewne: nikt nigdy do końca nie poznał prawdy o jego romansach. Nie obnosił się z nimi publicznie. Naturalnie, że widywano go z różnymi kobietami u boku, ale tak naprawdę trudno było jednoznacznie stwierdzić, jakie relacje go z nimi łączyły. Nigdy też się nie ożenił i do końca, czyli do ucieczki z Warszawy przed hitlerowskim okupantem, Bodo dzielił mieszkanie ze swoją ukochaną matką, która była dla niego najważniejszą kobietą na świecie. Ten fakt w dużej mierze przyczynił się do tego, że niektórzy zaczęli uważać go za homoseksualistę albo nawet biseksualistę. Czy słusznie? Na pewno oliwy do ognia dolewała bliska znajomość Bodo z Karolem Hanuszem (1894-1965), który nie ukrywał swojej odmiennej orientacji seksualnej. Czy zatem łączyło ich coś więcej niż tylko praca zawodowa? Można przypuszczać, że Karol Hanusz interesował się Eugeniuszem Bodo na innej płaszczyźnie niż tylko zawodowej, lecz raczej niczego oprócz przyjaźni nie osiągnął. W dodatku Karol Hanusz postradał życie właśnie z powodu swego homoseksualizmu, ponieważ w 1965 roku został brutalnie zamordowany przez chłopaka, którego poderwał na dworcu w Warszawie.

Wróćmy jednak do kobiet w życiu Eugeniusza Bodo. Jak wspomniałam wyżej, najważniejszą była matka Jadwiga Anna Dorota Dylewska (ok. 1874-1944). Oczywiście miłości do matki w żadnym razie nie można utożsamiać z uczuciem do kobiety, której się pożąda fizycznie. Niemniej silna więź Bodo z matką jest w tym wszystkim chyba jedyną kwestią, co do której możemy być pewni. Reszta to w dużej mierze plotki, jak na przykład związek Eugeniusza Bodo z Zulą Pogorzelską (1896-1936), z którą występował w kabarecie Qui Pro Quo. Obecnie historycy często spierają się o to, czy Bodo i Pogorzelska faktycznie byli parą w życiu prywatnym, czy tylko na scenie. A skoro tak, to nie można jednoznacznie nakreślić charakteru relacji tych dwojga, ponieważ nie ma na to twardego dowodu. Pewne jest natomiast, że Zula Pogorzelska wyszła za mąż za Konrada Toma, a właściwie Konrada Runowieckiego (1887-1957), z którym tworzyła udany związek, aż do swojej przedwczesnej śmierci w 1936 roku.

Plotkowano także o związku Bodo ze szwedzką aktorką Elną Gistedt (1895-1982), która u boku Eugeniusza zagrała w filmie Rywale (1925). Mówiono nawet, że to miłość do Bodo zatrzymała ją w Polsce, która potem stała się dla niej drugą ojczyzną. Kiedy wybuchła druga wojna światowa Elna Gistedt miała czterdzieści cztery lata. Była właścicielką artystycznej kawiarni U Elny Gistedt. Nierzadko wykorzystywała też swoje szwedzkie pochodzenie, aby załatwić ważne sprawy dotyczące kawiarni, w której w czasie wojny zatrudniała gwiazdy ówczesnej sceny i kina. Warszawscy artyści darzyli ją ogromną sympatią. Była też niezwykle opiekuńcza. W czasie okupacji straciła męża. Po wojnie wróciła do Szwecji, gdzie oddała się pisaniu wspomnień Od Operetki do Tragedii. Któregoś dnia Eugeniusz Bodo miał przyznać, że darzy Elnę głębokim uczuciem. Nie wiadomo tylko czy miał na myśli uczucie przyjaźni, czy coś znacznie poważniejszego. Z kolei na pytanie dziennikarza dotyczące pierwszej miłości aktora, ten po zastanowieniu rzekomo wskazał na stojącą obok Marię Modzelewską (1903-1997) i powiedział: Oto moja pierwsza miłość!


Elna Gistedt 
(Warszawa 1925)


Medialne plotki wzbudzał także romans Eugeniusza Bodo z Norą Ney, a właściwie z Sonią Nejman (1906-2003). Poznali się na planie filmowym w latach 20. XX wieku. Ich romans był krótki, lecz mimo to dość mocno rozpalał wyobraźnię osób zainteresowanych. Nie wiadomo co tak naprawdę było powodem rozstania. Niektórzy uważają, że w ich związek wtrąciła się matka aktora, zaś inni twierdzą, że Bodo nie był stały w uczuciach i będąc z Norą Ney jednocześnie spotykał się również z innymi kobietami, co spowodowało, że nawet przez myśl mu nie przeszło, aby się ustatkować i poślubić Norę. Najprawdopodobniej ich rozstanie znalazło swoje odzwierciedlenie w filmie Głos pustyni (1932), w którym razem zagrali. Z kolei niedługo po premierze filmu Nora rozwiodła się ze swoim mężem Sewerynem Steinwurzelem (1898-1983), i poślubiła dziennikarza i dystrybutora filmowego Józefa Frydę (?). Po narodzinach córki na krótko wycofała się z filmu.

Chyba najbardziej głośnym romansem Eugeniusza Bodo był ten z aktorką tahitańskiego pochodzenia, czyli z Reri, a właściwie z Anne Chevalier (1912-1977). Najprawdopodobniej była to jedyna kobieta w życiu Bodo, dla której był gotowy zmienić swoje dotychczasowe życie. Poznali się, gdy aktorka odbywała swoje tournée po Europie, podczas którego promowała film Tabu (1931). Jednym z miast na jej promocyjnej trasie była właśnie Warszawa. Chodziły jednak słuchy, że do stolicy Polski Reri przybyła na wyraźne zaproszenie Eugeniusza Bodo. Ludwik Starski (1903-1984) wspominał, że Eugeniusz Bodo miał szczególną słabość do kobiet o egzotycznej urodzie i pochodzeniu. To stwierdzenie gryzie się nieco z opinią, iż aktor gustował raczej w kobietach skromnych i pochodzących „z ludu”.  

Anne Chevalier (Reri)
Dość szybko znajomość Bodo i Reri przerodziła się w związek utrzymywany w sekrecie. Tak więc w wielkiej tajemnicy wyjechali z Warszawy, aby wspólnie zwiedzić Kraków, Krynicę i Zakopane. Dla Reri było to coś niezwykłego, ponieważ to właśnie podczas tej podróży pierwszy raz w życiu na własne oczy zobaczyła śnieg. Kiedy ich związek stał się już informacją publiczną, wówczas Bodo zaczął przekonywać dziewczynę, aby została w Polsce. Nie było to jednak takie proste, gdyż aktorka związana była kontraktami. Na szczęście uzyskała pozwolenie na pobyt w naszym kraju. Wtedy też zakochany aktor robił wszystko, aby tylko kobieta jego serca czuła się jak najlepiej w kraju, którego zupełnie nie znała. Obsypywał ją prezentami, porzucił też swoje kawalerskie zwyczaje i wraz z Reri zaczął bywać w modnych – jak na tamte czasy – lokalach.

Eugeniusz Bodo zadbał również, aby Reri czuła się spełniona zawodowo. W związku z tym specjalnie dla niej powstał film Czarna perła (1934). Niestety, ich wspólna praca nad produkcją okazała się kompletną katastrofą. Aktorka bardzo często spóźniała się na plan filmowy, dezorganizując pracę wszystkim, którzy brali udział w tym projekcie. Trzeba też pamiętać, że Bodo od pewnego czasu był abstynentem i do białej gorączki doprowadzał go fakt, iż Reri praktycznie każdego dnia pojawiała się na planie w stanie wskazującym. Uwielbiała dobrą zabawę, więc każdego wieczoru wychodziła z domu, aby do białego rana bawić się w warszawskich klubach nocnych. Niedługo po zakończeniu pracy nad Czarną perłą Eugeniusz Bodo wyjechał na jakiś czas do Palestyny, zaś osamotniona Reri wróciła do Stanów Zjednoczonych. Kiedy tuż przed wyjazdem jakiś dziennikarz zapytał ją o ewentualny powrót do Polski, odpowiedziała: Któż to może wiedzieć? Może tak, może nie […] Gdybym miała nie wrócić – nie zapomnę o pięknej Polsce i Polakach. Nigdy! Jamais! Wydaje się jednak, że mówiąc o Polsce i Polakach Reri miała tak naprawdę na myśli Eugeniusza Bodo, który pozostawił w jej sercu trwały ślad już do końca życia.

A teraz odpowiedzmy sobie na zasadnicze pytanie: Czy książka Iwony Kienzler naprawdę opowiada o kobietach w życiu Eugeniusza Bodo? Niestety, nie. Niniejsza biografia jednego z najbardziej znanych aktorów przedwojennego kina przede wszystkim mija się z pierwotnym założeniem. Tytuł jest niezwykle mylący, a treść zupełnie nie na temat. Jestem rozczarowana tą książką, ponieważ tak naprawdę w Internecie można znaleźć znacznie więcej informacji odnośnie do romansów Eugeniusza Bodo, aniżeli w tej książce. Z kolei przymiotnik „burzliwe” jest jedynie chwytem marketingowym, który ma zachęcić czytelnika do zakupu publikacji. Czego zatem dostarcza nam ta książka? Otóż przede wszystkim mało informacji o Bodo i jego życiu prywatnym, natomiast mnóstwo – w tym wypadku – niepotrzebnych wiadomości o przedstawicielach przedwojennego kina. Autorka wprowadziła do treści książki postacie, które nigdy nie miały nawet najmniejszego kontaktu z Eugeniuszem Bodo, jak na przykład Pola Negri, a właściwie Apolonia Chałupiec (1897-1987). Owszem, Eugeniusz Bodo i Pola Negri na pewno słyszeli o sobie nawzajem, ale nigdy nie mieli romansu! Nie pojawiały się nawet plotki na ich temat! Dlaczego zatem czytając książkę o Bodo, jednocześnie poznaję dość wyczerpującą biografię Poli Negri? Na to pytanie jest w stanie odpowiedzieć chyba tylko Iwona Kienzler. Cóż mnie obchodzą w tym wypadku Charlie Chaplin (1889-1977) czy Rudolph Valentino (1895-1926), z którymi aktorka przeżyła gorące romanse? Chcę czytać o Eugeniuszu Bodo! 


Eugeniusz Bodo & Nora Ney


Podobnie rzecz ma się w przypadku pozostałych kobiet w życiu Eugeniusza Bodo. Zamiast czytać o ich relacjach z aktorem, czytelnik poznaje obszerne biografie tych kobiet, w których podane fakty dotyczą ich życia zawodowego, zaś nie prywatnego. O Eugeniuszu Bodo w tym kontekście praktycznie nie ma mowy. W dodatku Autorka tak bardzo odbiega od tematu, że co kilka stron musi przypominać o kim tak naprawdę jest ta książka, odmieniając przez przypadki zwrot: „opowieść o naszym bohaterze”. Denerwujące jest również to, że Iwona Kienzler przy każdej okazji próbuje usilnie przekonać czytelnika i wszystkich innych, którzy twierdzą, że Bodo jednak był homoseksualistą, do tego, iż prawda wyglądała zupełnie inaczej. Wygląda mi to trochę na zaklinanie rzeczywistości i brak wiary we własne przekonania.

Tak więc sięgając po biografię i kierując się jej tytułem, jest więcej niż pewne, że podczas czytania doznamy nieprzyjemnego uczucia, jak gdyby ktoś nas po prostu oszukał. Na obronę tej książki mogę jedynie dodać, że zawiera ona sporo informacji o kinie dwudziestolecia międzywojennego, co w oderwaniu od mylącego tytułu książki, może się podobać. Autorka cytuje też szereg faktów pochodzących z ówczesnej prasy. Są także wypowiedzi osób współczesnych Eugeniuszowi Bodo oraz streszczenia poszczególnych filmów z udziałem aktora.

Czy zatem polecam Bodo i jego burzliwe romanse? W tej kwestii mam mieszane uczucia, ponieważ z jednej strony czytając książkę mamy możliwość poznania klimatu i charakteru międzywojnia, zaś z drugiej strony rozczarowanie tym, że nie jest to publikacja stricte o Bodo jest tak wielkie, iż nie jesteśmy w stanie skupić uwagi na jej pozytywnych aspektach. Myślę, że każdy sam musi zdecydować, czy chce sięgnąć po książkę. Jeśli o mnie chodzi, jestem zawiedziona. Wolałabym bowiem przeczytać rzetelną biografię Eugeniusza Bodo z naciskiem na jego życie zawodowe, aniżeli wpaść w pułapkę rzekomego zdradzania sekretów jego alkowy. Na temat romansów aktora wiemy naprawdę zbyt mało, aby rozpisywać się o nich na kilkuset stronach. Lepiej więc zupełnie zarzucić ten temat, aniżeli improwizować i udawać, że książka faktycznie dostarczy czytelnikowi niezapomnianych wrażeń i zabierze go w świat łóżkowych ekscesów jednego z najbardziej znanych amantów przedwojennego kina. Póki co polecam biografię Eugeniusza Bodo autorstwa Ryszarda Wolańskiego [klik]. 









sobota, 25 czerwca 2016

Gaynor Arnold – „Dziewczyna w błękitnej sukience”
















Wydawnictwo: ZNAK LITERANOVA
Kraków 2012
Tytuł oryginału: Girl in a Blue Dress
Przekład: Julia Gryszczuk-Wicijowska





Urodziła się w 1815 roku w Szkocji w Edynburgu. Natomiast wraz ze swoją rodziną przybyła do Anglii w 1834 roku. Była najstarszą córką George’a Hogartha, który pracował jako krytyk muzyczny dla The Morning Chronicle, gdzie swoich sił w pisaniu próbował również pewien młody dziennikarz, a następnie redaktor The Evening Chronicle. Młoda dama tak bardzo zawróciła w głowie owemu dziennikarzowi, że ostatecznie para zaręczyła się w 1835 roku, a w dniu 2 kwietnia roku 1836 Szkotka i Anglik stanęli na ślubnym kobiercu. Nowożeńcy miesiąc miodowy spędzili w pobliżu Chatham w hrabstwie Kent. Ich małżeństwo mogło uchodzić w oczach publiki za niezwykle szczęśliwe. Przecież udało im się stworzyć bardzo liczną rodzinę, w której na świat przyszło aż dziesięcioro dzieci! Byli to: Charles junior (1837-1896), Mary (1838-1896), Catherine Elizabeth (1839-1929), Walter (1841-1863), Francis Jeffrey (1844-1886), Alfred (1845-1912), Sydney (1847-1872), Henry (1849-1933), Dora Annie (1850-1851) oraz Edward (1852-1902). Oprócz Dory, która nagle zmarła we wczesnym dzieciństwie, praktycznie każde z dzieci zapisało się w historii czymś szczególnym.

Pewnego dnia w progu domu owej niezwykłej pary stanęła siostra pani na Doughty Street – Mary Hogarth (1820-1837), aby służyć pomocą oraz wspierać swoją starszą siostrę i szwagra. W epoce wiktoriańskiej nie było niczym niestosownym, aby niezamężna kobieta mieszkała oraz służyła pomocą i radą młodym małżonkom. Takich przypadków w tamtych czasach było bardzo wiele. Jednakże pan domu bardzo mocno przywiązał się do szwagierki i kiedy ta – po krótkiej chorobie – nagle zmarła w jego ramionach w 1837 roku, pogrążył się w głębokiej żałobie. Od tego czasu jej postać bardzo często pojawiała się w jego utworach, które tworzył z ogromnym zapałem.

Catherine Dickens 
Portret został namalowany w 1847 roku.
autor: Daniel Maclise (1806-1870)
Zapewne zastanawiacie się o kim mowa? Otóż, nie o kim innym, jak tylko o samym Charlesie Dickensie (1812-1870) i jego żonie Catherine (1815-1879). Któregoś dnia los tych dwojga tak bardzo zafascynował Gaynor Arnold, że postanowiła na jego podstawie napisać książkę. Dodatkowo doskonałą okazją ku temu stał się fakt, iż rok 2012 w Anglii został ogłoszony Rokiem Charlesa Dickensa. Oczywiście nie wszystko w książce jest autentyczne, ponieważ jak sama Autorka przyznaje, część wątków stanowi wytwór jej wyobraźni i wplotła je, aby nieco ubarwić fabułę albo tylko po to, żeby uzupełnić niektóre nieścisłości biograficzne. Tak więc powieści nie można traktować na równi z literaturą faktu, lecz należy podejść do niej bardziej jak do fikcji literackiej.

Kilka lat po śmierci Mary Hogarth, w domu państwa Dickensów pojawiła się kolejna siostra Catherine. Tym razem była to Georgina Hogarth (1827-1917), która również miała służyć pomocą i radą. Georgina zamieszkała z Dickensami w momencie, gdy Charles i Catherine popłynęli do Ameryki. Do jej obowiązków należało opiekowanie się dziećmi, które zostały w Anglii. W 1845 roku Dickens pisywał już amatorskie sztuki teatralne i zdobywał coraz większą popularność, podczas gdy jego żona odchodziła w cień. Owszem, udało jej się zaistnieć przez chwilę jako autorce książki kucharskiej, którą opublikowała pod pseudonimem Lady Maria Clutterbuck. Ów poradnik dla gospodyń domowych nosił tytuł What Shall we Have for Dinner? (w wolnym tłumaczeniu: Co mamy na obiad?). Publikacja zawierała szereg sposobów układania menu oraz kilka przepisów kulinarnych o różnym stopniu trudności. Do roku 1860 książka doczekała się kilku wersji.

Dickensów nie ominęły też tragedie. Śmierć siostry Catherine to nie jedyny dramat tego typu w ich rodzinie. Nie dziwi więc fakt, że pani Dickens cierpiała z powodu załamania nerwowego. W powrocie do zdrowia bynajmniej nie mogła liczyć na swojego męża, który był już uważany za najwybitniejszą postać angielskiej literatury, i dla którego ważniejsze było to, co powiedzą jego czytelnicy. Jako autor sztuk teatralnych miał też kontakt z pięknymi, młodymi aktorkami, a to nie mogło skończyć się dobrze. Tak więc Catherine Dickens coraz częściej popadała w stany depresyjne, aż w końcu…

Młody Charles Dickens 
Portret powstał w 1839 roku.
autor: Daniel Maclise
Kto zna biografię Charlesa Dickensa doskonale wie, co było dalej. Dziewczyna w błękitnej sukience na pewno burzy obraz Wielkiego Pisarza, jaki możemy sobie wykreować na podstawie jego utworów. Przypomnijmy sobie chociażby Opowieść Wigilijną i jej przesłanie. Owszem, Dickens był wrażliwy na los ubogich. Wspomagał ich, ale wobec własnej rodziny i tych którzy powinni być dla niego najważniejsi, był w stanie zachowywać się niczym najgorszy łajdak. Według Gaynor Arnold, Dickens uważał siebie za tego Jednego Jedynego, ponad którym nie ma już nikogo innego. Jego poczucie humoru nie zawsze szło w parze z odczuciami towarzystwa, w jakim akurat przebywał. Liczyła się tylko publika i nic poza tym. Czyżby był tak wielkim egoistą, że poza czubkiem własnego nosa nie widział już niczego ani nikogo innego? Być może tak właśnie było.

W powieści Autorka zmieniła imiona bohaterów, tak więc nie znajdziemy tutaj Charlesa Dickensa, lecz Alfreda Gibsona, zaś Catherine to Dorothea Gibson. Jeśli ktoś obawia się, że podczas czytania książki będzie mieć do czynienia z klasyczną nudną biografią, to pragnę uspokoić, że lektura ta ma formę typowej powieści, w której bohaterowie żyją własnym życiem, konwersują ze sobą i przemawiają również do czytelnika. Początkowo akcja powieści nie zachwyca niczym niezwykłym. Zapewne, gdybym sugerowała się jej początkiem, nigdy nie publikowałabym tej recenzji, ponieważ książka by mnie zwyczajnie znużyła i zostałaby przeze mnie nie dokończona.

Cała powieść jest formą wspomnień, które snuje Doro tuż po śmierci Alfreda. Pisarz zmarł nagle w trakcie pisania kolejnej książki. Ostatnie lata małżeńskiego życia Gibsonów nie należały na pewno do udanych, więc można zrozumieć fakt, że Dorothea nie uczestniczy nawet w jego pogrzebie. W chwili, gdy poznajemy główną bohaterkę, kobieta ma kontakt jedynie z najstarszą córką. Reszta dzieci nie odwiedza jej od lat. Dlaczego? O tym dowiecie się od samej pani Gibson, jeśli dacie jej szansę i przeczytacie powieść.

Narrator w osobie Doro cofa się do początków znajomości z Alfredem Gibsonem, a następnie prowadzi czytelnika poprzez poszczególne etapy jego kariery literackiej i teatralnej. Przedstawia nam osoby, które przez te wszystkie lata stawały na drodze państwa Gibsonów, a także samego Alfreda. Bo trzeba wiedzieć, że w życiu Jednego Jedynego pojawiali się i tacy ludzie, których – aż do pewnego czasu – Doro nie znała i nigdy nie spotkała. Są wśród nich przyjaciele, ale też i wrogowie. Sposób postępowania każdej z tych postaci można interpretować na rozmaite sposoby. Można wynajdywać szereg usprawiedliwień i powodów, dla których dana osoba zachowała się tak a nie inaczej. Tylko czy jest ku temu jakiś sens, skoro i tak zwycięża miłość? Okazuje się bowiem, że kochać można nawet wtedy, gdy doznaje się ogromnej krzywdy od tej drugiej osoby.

Charles Dickens
ze swoimi dwiema córkami
(1869)
Dziś wielu z nas powiedziałoby, że Doro Gibson sama skazała się na cierpienie, katując swoją duszę głębokim i prawdziwym uczuciem do tego, który sprawił, że przez wiele lat czuła się niczym banitka we własnym kraju. Przecież zamiast wciąż rozpamiętywać czas swojego małżeństwa, mogła znaleźć sobie innego życiowego partnera i być szczęśliwą. Bez wątpienia tym partnerem mógłby zostać wieloletni przyjaciel Gibsonów, Michael O’Rourke, któremu Doro nie była obojętna. Biedna pani Gibson jest przykładem kobiety, która kocha bez względu na wszystko. Choć czasami też nienawidzi, to jednak miłość niweluje te negatywne uczucia. Komuś mogłoby się wydawać, że ona zupełnie nie posiada dumy, gdyż pozwala sobą pomiatać, poniżać i upokarzać na oczach całej Anglii. Tylko że ona robi to z prawdziwej i szczerej miłości. Tak ślubowała wiele lat temu i pragnie tej przysięgi dotrzymać, pomimo że mąż jej na to nie pozwala.

Doro Gibson to nie tylko symbol małżeńskich uczuć. Kobieta jest także przykładem na to, jak powinna kochać matka. Przecież jej dzieciom też można wiele zarzucić. Kiedy musiały wybrać, opowiedziały się za dostatkiem i komfortem egzystencji, zamiast stanąć po stronie tej, która dała im życie. Zostały przy człowieku, który ich matkę oskarżał o to, że w ogóle przyszły na świat, jakby zapomniał, że do płodzenia dzieci potrzeba dwojga ludzi – mężczyzny i kobiety.

Generalnie książka nie jest zła, ale też nie jest jakąś szczególną rewelacją. Kiedy sięgałam po nią spodziewałam się naprawdę porywającej historii, która wciśnie mnie w fotel i nie pozwoli, abym odłożyła powieść dopóki nie przeczytam ostatniego zdania. Niestety, tak się nie stało, nad czym boleję, ponieważ tematyka naprawdę interesująca, szczególnie dla kogoś, kto lubi zatapiać się w historię. Poza tym nowatorski może też wydawać się sam pomysł na fabułę. Niby o życiu Dickensów, a jednak nie do końca.

Momentami miałam wrażenie, że nawet narratorka jest już znużona tym, iż w ogóle kazano jej to wszystko opowiadać, a jej znużenie udziela się także czytelnikowi. Nie jest już osobą młodą, więc i sił w niej mniej niż wtedy, gdy poznała Alfreda Gibsona, a on lecząc swoje złamane serce, zachwycił się – odzianą w błękitną sukienkę – panienką z dobrego domu. Teraz rozumiem skąd na okładce – skądinąd bardzo pięknej, choć znacznie bardziej pasującej do początków XX wieku, a nie do epoki wiktoriańskiej – wzięły się te wszystkie mądre słowa Anny Popek i Grażyny Wolszczak. Bo kiedy książka jest przeciętna i raczej nie potrafi sama się obronić, wtedy należy jej w tym pomóc. A któż może zrobić to lepiej, niż znana dziennikarka czy aktorka?








czwartek, 23 czerwca 2016

Joanna Jax – „Dziedzictwo von Becków” # 1
















Wydawnictwo: VIDEOGRAF
Chorzów 2014





Traktat Wersalski zawarty pomiędzy Niemcami i państwami Ententy (Wielka Brytania, Francja i Rosja) w dniu 28 czerwca 1919 roku, czyli niedługo po zakończeniu pierwszej wojny światowej, sprawił, że Gdańsk (z niem. Danzig) stał się wolnym miastem pod protektoratem Ligii Narodów*. Fakt ten miał doprowadzić do tego, aby zarówno niemieckie, jak i polskie żądania nie mogły generować żadnych nowych konfliktów. Niemniej od chwili, gdy nazistowskie Niemcy podjęły wysiłki dotyczące wcielenia Gdańska do Trzeciej Rzeszy, spory pomiędzy obydwiema stronami stale narastały.

Po zakończeniu pierwszej wojny światowej Polska zaczęła odradzać się jako państwo niezależne. Pomysł utworzenia Wolnego Miasta Gdańsk od samego początku nie był po myśli większości jego mieszkańców, którzy po latach przynależności do państwa pruskiego, a potem niemieckiego, twierdzili, iż Gdańsk to tak naprawdę miasto niemieckie. W dodatku po latach rozbiorów Polska jako odrodzone państwo uzyskało wreszcie dostęp do Morza Bałtyckiego znajdującego się na północ od Gdańska. Tam też zbudowano nowoczesny port morski, czyli Gdynię. W konsekwencji tych działań Prusy Wschodnie oddzielono od pozostałej części Niemiec tak zwanym korytarzem.

Od samego początku sytuacja polityczna w Gdańsku była dość niestabilna, natomiast jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy było rosnące w szybkim tempie poparcie dla partii nazistowskiej. W 1933 roku naziści mogli już cieszyć się pięćdziesięcioprocentowym poparciem w wyborach do Parlamentu (z niem. Volkstag). Utworzyli zatem swój rząd, który pozwolił na przyjęcie niezwykle radykalnej polityki wobec ludności żydowskiej oraz Polaków mieszkających na terytorium Wolnego Miasta Gdańsk. Okazywanie jawnej dyskryminacji przez Niemców wobec wyżej wymienionych nacji wymusiło na wielu Polakach opuszczenie miasta. Niemcy stanowili bowiem większość jego mieszkańców. Z kolei Żydzi traktowani byli znacznie gorzej od ludności polskiej. Zabierano im majątki i wyrzucano z domów, natomiast niezwykle piękną Wielką Synagogę zburzono tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej w 1939 roku. Obecnie w Gdańsku żyje zaledwie niewielka żydowska wspólnota, lecz praktycznie żaden z jej członków nie pochodzi z Gdańska.

Powyższa sytuacja okazała się niezwykle sprzyjająca dla ówczesnego przywódcy Trzeciej Rzeszy – Adolfa Hitlera (1889-1945) – który jako wymówki w kwestii zmuszenia państwa polskiego do przekazania Niemcom Gdańska, użył właśnie sporu o korytarz oddzielający Prusy Wschodnie od Niemiec. Ponieważ polscy politycy wyraźnie odmówili pójścia na jakiekolwiek ustępstwa terytorialne, Hitler wykorzystał ich decyzję jako doskonały pretekst ku temu, aby zaatakować Polskę i w ten sposób doprowadzić do najgorszej i najtragiczniejszej zbrodni w dziejach ludzkości.



Siedziba Volgstagu (Parlamentu) w Wolnym Mieście Gdańsk 


W takim właśnie Wolnym Mieście Gdańsk żyje młodziutka Maria Tarnowska. Jest rok 1934. W mieście żyje mnóstwo Niemców, a wśród nich także członkowie NSDAP. Maria jest nauczycielką w szkole powszechnej i mieszka w wynajętym skromnym pokoiku, którego w żadnym razie nie można określić mianem „luksusowy”. Maria nie zna swoich rodziców. Wychowywała się w niemieckim sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne, i to one są dla niej ojcem i matką. Choć jest już dorosła, to jednak nie zapomina o zakonnicach i w miarę możliwości stara się je odwiedzać. Maria jest też bardzo piękną młodą kobietą, więc nie dziwi fakt, że zwraca na siebie uwagę mężczyzn. Jednym z jej adoratorów jest Jan Kunis. To starszy od niej mężczyzna, który zarazem jest jej przełożonym. Niestety, panna Tarnowska nie widzi możliwości, aby związać się z Kunisem na stałe. Nic do niego nie czuje, pomimo że ten kocha ją całym sercem. Jedyne, co kobieta może mu zaoferować to przyjaźń.

Pewnego deszczowego dnia życie Marii Tarnowskiej diametralnie się zmienia. Jeśli do tej pory sądziła, że już zawsze będzie nauczycielką w szkole powszechnej i wyjdzie za mąż za jakiegoś przystojnego młodzieńca, któremu odda serce, to była w wielkim błędzie. Życie napisało bowiem własny scenariusz, w którym więcej dramatycznych i tragicznych scen, aniżeli tych szczęśliwych. Otóż, aby schronić się przed rzęsiście padającym deszczem, Maria przystaje pod daszkiem znajdującym się nad wejściem do najbliższej kamienicy. Bardzo szybko okazuje się, że jedno z mieszkań zajmuje oficer SS – Werner von Beck. To zupełnie przypadkowe spotkanie już na zawsze odmieni ich życie. Można śmiało rzec, iż obydwoje natychmiast zdają sobie sprawę z tego, że jest to miłość od pierwszego wejrzenia, choć o tym nie mówią głośno. Niestety, bardzo wiele ich dzieli. Nie są to wyłącznie poglądy polityczne, ale przede wszystkim chodzi o kwestię pochodzenia społecznego. Werner von Beck to niemiecki arystokrata, któremu rodzice już dawno zaplanowali przyszłość, zaś Maria Tarnowska jest sierotą, która wciąż musi liczyć tylko na własne siły i nie ma mowy o tym, aby była w stanie zaimponować komukolwiek posiadanym majątkiem, a właściwie jego brakiem. Lecz serce nie sługa i prędzej czy później uczucie wygra z rozsądkiem.



Brama Nizinna w Wolnym Mieście Gdańsk.
Był to pierwszy dworzec kolejowy w mieście. 


Romans Marii i Wernera to dopiero początek. W tych trudnych politycznie czasach ich miłość zostanie wystawiona na wielką próbę, i tylko od nich samych będzie zależeć, czy wyjdą z niej zwycięsko, czy ulegną wpływom i intrygom tych, którzy będą mieć swój własny cel w doprowadzeniu do końca ich związku. Kłamstwa, niedopowiedzenia i machinacje sprawią, że pojawi się chęć zemsty nawet na tych, którzy jeszcze do niedawna wydawali się być tymi, którym naprawdę można ufać. W dodatku już niedługo wybuchnie wojna i wtedy nasi główni bohaterowie będą musieli dokonać najtrudniejszego wyboru w swoim życiu. Maria i Werner staną po dwóch przeciwnych stronach: jedno z nich będzie ofiarą, zaś drugie katem. Gdzie zatem w tym wszystkim miejsce na miłość? Czy w wojennej zawierusze i czyhającej na każdym kroku śmierci będzie jeszcze miejsce na prawdziwe uczucie? Czy będzie można zaufać wrogowi, który bestialsko morduje w imię jakichś swoich chorych ideologii?

Akcja Dziedzictwa von Becków rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Jest to opowieść o rodzinie, w której kolejne pokolenia będą musiały zmierzyć się z tajemnicą niełatwą do zaakceptowania zarówno przez poszczególnych członków tejże familii, jak i osoby trzecie. Tak naprawdę nigdy nie będzie można żyć spokojnie bez ryzyka, że któregoś dnia ktoś wreszcie trafi na ślad tego, co stało się jeszcze przed wojną i wyciągnie to na światło dzienne, aby móc w ten sposób dokonać zemsty. Z drugiej strony jednak Dziedzictwo von Becków to także opowieść o wybaczeniu. W życiu bohaterów są bowiem wydarzenia, które już na zawsze będą zakłócać im spokój, lecz bez wybaczenia nie będzie można wrócić do normalnego życia. Oczywiście najważniejsza w tym wszystkim jest miłość, bez której nie można mówić o jakimkolwiek wybaczeniu ani powrocie do normalności, choć krzywd zapomnieć się nie da.

Joanna Jax stworzyła historię, która naprawdę wciąga. Bohaterowie nie są czarno-biali. Każda z postaci pojawiających się na kartach książki posiada wady i zalety. Nawet bohater pozytywny ma na swoim koncie grzechy, o których wolałby nie pamiętać. Tło historyczne raczej nie budzi zastrzeżeń. Wraz z bohaterami podążamy nie tylko przez czas drugiej wojny światowej, ale także przez okres stalinizmu i komunizmu w Polsce, aż do lat nam współczesnych. Wyjeżdżamy do malowniczej Prowansji, Szwajcarii czy Londynu. Jesteśmy także w Niemczech, aby móc znów wrócić do Warszawy. Oprócz przedwojennego Gdańska, oczami wyobraźni możemy również oglądać okupowany Olkusz, Łódź czy Kraków. Prawdę powiedziawszy na kartach powieści jest mnóstwo miejsc na świecie, do których zabiera nas Autorka śladami swoich bohaterów.


Krwawa środa w Olkuszu – akcja pacyfikacyjna przeprowadzona 31 lipca 1940 roku.
Na zdjęciu widać mieszkańców miasta leżących wiele godzin na bruku, a potem bestialsko zamordowanych w odwecie za śmierć niemieckiego żandarma.  


Po przeczytaniu połowy książki byłam wręcz przekonana, że jest to lektura napisana na naprawdę wysokim światowym poziomie i sądziłam, że pisząc o niej nie będę miała najmniejszego powodu, aby przyczepić się do czegokolwiek. Trzeba wiedzieć, że już od pierwszych scen Joanna Jax buduje napięcie, ponieważ fabuła książki zaczyna się od pewnego tajemniczego morderstwa, którego dokonano w latach nam współczesnych. Jest też jakaś bliżej nieznana czytelnikowi dziewczyna, która nie wiadomo z jakiego powodu znalazła się nagle w szpitalu psychiatrycznym. I jak tu nie czytać dalej, skoro już wstęp tak bardzo intryguje? Niestety, pod koniec zaczęło się coś psuć. Rozumiem, że osiemdziesiąt lat to naprawdę spory kawał czasu, który – w tym wypadku  należy zmieścić na czterystu stronach. Niemniej czasami zbyt duża rozpiętość czasowa akcji sprawia, że cierpią na tym inne kwestie, nie mniej ważne przy pisaniu powieści. Odniosłam zatem wrażenie, że w wielu przypadkach Autorka szła po prostu na skróty. Nie zatrzymywała się, aby głębiej opisać uczucia poszczególnych bohaterów, chcąc wszystko jak najszybciej wyjaśnić. Wyglądało to trochę tak, jakby te postacie zupełnie nie przywiązywały wagi do tego, co się w ich życiu dzieje, szczególnie jeśli chodzi o akcję osadzoną w czasach powojennych. A dzieje się naprawdę sporo. Nad wieloma istotnymi sprawami zbyt szybko przechodziły do porządku dziennego. Lubię, kiedy dany bohater bije się z własnymi myślami i walczy z emocjami nieco dłużej, niż ma to miejsce w tej powieści.

Nie bardzo podobało mi się też zakończenie. Odniosłam wrażenie, że zostało ono stworzone tylko po to, aby w jakiś sposób tę część historii zakończyć i wyjaśnić wydarzenia opisane w prologu. Z kolei Ernest von Beck zupełnie mnie do siebie nie przekonał. Zapewne z założenia miał być postacią wysoce negatywną, i niby taki w istocie był, ale sposób, w jaki Autorka go wykreowała powoduje, że jest niesamowicie dziecinny i nieautentyczny. Ktoś, kto kieruje się w swoim działaniu motywami takimi, jak Ernest von Beck raczej nie powinien zachowywać się w sposób infantylny. Miał być potwór-psychopata w ludzkiej skórze, a wyszło zagubione dziecko. Z drugiej strony możliwe, że takie właśnie było założenie Joanny Jax. W końcu Ernest dorastał bez męskiego wzorca, nafaszerowany zbrodniczą ideologią swojej babki, co oczywiście w dużym stopniu mogło przyczynić się do charakteru jego późniejszego postępowania.

Po Dziedzictwo von Becków sięgnęłam z jednego prostego powodu: chciałam przeczytać kolejną książkę, która porusza trudny problem miłości pomiędzy nazistą a jego ofiarą. Zawsze wzruszają mnie tego typu historie i szukam w nich człowieczeństwa, które było obecne w latach hitlerowskiej okupacji. Pomimo tego, co napisałam powyżej jestem jednak skłonna stwierdzić, że ta powieść i tak okazała się najlepszą spośród tych, które czytałam w ostatnim czasie, a które dotyczyły wspomnianej tematyki. Na pewno Joanna Jax to pisarka, która ma ogromny talent i potencjał. Pisze lekko, a jej słów się nie czyta, lecz pochłania. Chętnie sięgnę po Piętno von Becków, a także inne książki Autorki. Trzeba pamiętać, że każdy czytelnik inaczej odbiera tę samą powieść, więc przypuszczam, że innym zupełnie nie będzie przeszkadzać to, co mnie wydawało się wadą. Po prostu lubię, kiedy akcja nie biegnie za szybko, a ja mogę poznać bohaterów bliżej, szczególnie ich sferę emocjonalną, aby móc wgryzać się w ich umysły. Lubię też, gdy autor poświęca więcej uwagi opisom miejsc, w których żyją jego bohaterowie. Natomiast jeśli chodzi o drugą wojnę światową w beletrystyce, to im więcej w niej dramatyzmu i drastycznych scen, tym jest dla mnie wiarygodniejsza.








* Liga Narodów – organizacja międzynarodowa powstała z inicjatywy prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona (1856-1924). Statut Ligi Narodów przyjęto na konferencji pokojowej odbywającej się w Wersalu w dniu 28 czerwca 1919 roku. Stanowił on pierwszą część Traktatu Wersalskiego i wszedł w życie 10 stycznia 1920 roku po uprzedniej ratyfikacji.






wtorek, 21 czerwca 2016

Victoria Holt – „Gniazdo węży”
















Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 1996
Tytuł oryginału: Snare of Serpents
Przekład: Michał Madaliński





Są tacy pisarze, po których książki sięga się albo z przyzwyczajenia, albo dla zwykłej rozrywki, albo po prostu z sympatii, choć już z góry wiadomo czego można się spodziewać po danej lekturze. Dla mnie jedną z takich właśnie autorek jest – nieżyjąca już – Eleanor Alice Burford Hibbert (1906-1993). Dla przypomnienia dodam, że pisarka tworzyła pod takimi pseudonimami jak: Eleanor Burford, Jean Plaidy, Elbur Ford, Kathleen Kellow, Ellalice Tate, Anna Percival, Victoria Holt oraz Philippa Carr. Generalnie przyjęło się, iż spod jej pióra wychodziły przede wszystkim powieści historyczne. Za swojego życia Eleanor Alice Burford Hibbert sprzedała sto milionów egzemplarzy swoich książek. Pisarka bardzo mocno upodobała sobie wiek XIX, gdyż akcja wielu jej powieści rozgrywa się właśnie w tym okresie. Jako wzory do naśladowania obrała sobie takie dziewiętnastowieczne sławy, jak: siostry Brontë: Charlotte (1816-1855), Emily (1818-1848) oraz Anne (1820-1849), Charlesa Dickensa (1812-1870), Victora Hugo (1802-1885), Lwa Tołstoja (1828-1910) czy Mary Ann Evans (1819-1880) piszącą pod męskim pseudonimem – George Eliot.

Gniazdo węży to powieść, której akcja rozpoczyna się i kończy w Szkocji, a dokładnie w Edynburgu. Jest koniec XIX wieku, a więc czas guwernantek, zakazanych romansów, za które można postradać pracę, oraz przestrzegania konwenansów tak charakterystycznych dla wyższych sfer. W tamtym okresie owych konwenansów bardzo często przestrzegano jedynie z pozoru, natomiast za zamkniętymi drzwiami ówczesnych dworów życie wyglądało już znacznie swobodniej. Najważniejsze, aby nie dostarczać sąsiadom powodu do plotek, zaś młode panny na wydaniu trzymać z dala od skandali, bo jakiż zamożny i elegancki kawaler będzie chciał je potem pojąć za żonę?

Otóż, w Edynburgu mieszka niejaka Davina Glentyre. Jak każda panna z dobrego domu, ona również posiada swoją guwernantkę, którą jest Lilias Milne. Nauczycielka pochodzi z Anglii. Davina traktuje ją jak przyjaciółkę. Powierza jej wszystkie swoje tajemnice, bo wie, że ta nigdy jej nie zdradzi. Kiedy czytelnik poznaje pannę Glentyre, dziewczyna właśnie traci matkę, która umiera po długiej chorobie. Choć dla Daviny jest to okropny cios od losu, to jednak stratę matki znosi dość łagodnie, gdyż ma tuż obok oddaną guwernantkę. Chyba jednak pogodziła się z tym, że nieodwracalne pożegnanie rodzicielki kiedyś musiało nastąpić. Wszak tak długo chorowała, że dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić do myśli o rozstaniu. Davina boi się jednak, że owdowiały ojciec będzie chciał teraz pozbawić ją towarzystwa Lilias, ponieważ córka jest już na tyle dorosła, iż tak naprawdę nie potrzebuje guwernantki. Niemniej bardzo szybko dowiaduje się, że David Glentyre bardziej myśli o sobie i własnym szczęściu, aniżeli o swojej jedynaczce.


Plac targowy w dziewiętnastowiecznym Edynburgu.
Możliwe, że Davina Glentyre w towarzystwie swojej guwernantki robiła zakupy
w takim właśnie miejscu. 

Obraz został namalowany w 1827 roku przez Samuela Dukinfielda Swarbrecka (1799-1863)
i stanowi kopię oryginału wykonanego w 1825 roku przez Johna Wilsona Ewbanka (1799-1847).


Wkrótce po śmierci pani Glentyre, do dworu przyjeżdża kolejna guwernantka. Tym razem jest to Zillah Grey. Kobieta jest niezwykle piękna i przyciąga spojrzenia mężczyzn niczym magnes. Zapytacie, w takim razie, gdzie podziała się poprzednia? Otóż panna Milne została oskarżona o kradzież kosztownego naszyjnika i w trybie natychmiastowym zwolniona. Davina nie daje wiary oskarżycielskim słowom i postanawia za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy, aby w ten sposób przywrócić przyjaciółce dobre imię. Tymczasem Zillah Grey zdobywa sympatię nie tylko pana domu, ale też służby. Jej nocne eskapady do sypialni podstarzałego Glentyre’a ostatecznie przynoszą pożądane efekty. Jeszcze przed upływem żałoby panna Grey zmienia nazwisko i zostaje żoną Davida. Wydawać by się mogło, że od tej pory Davina będzie chodzić wściekła i zacznie drzeć koty z macochą. Nic podobnego. Obydwie kobiety zaprzyjaźniają się ze sobą. Wygląda, że po śmierci pani Glentyre i skandalu z poprzednią guwernantką, w domu Daviny wszystko powróciło do normy. Nawet mało kto pamięta już o „łóżkowym incydencie” z udziałem pokojówki i stajennego. Jednak los szykuje kolejną niespodziankę. Nagle umiera David Glentyre. Lekarze odnajdują w jego ciele arszenik. Nikt więc nie ma wątpliwości, że pan domu został zamordowany! Kto zatem najbardziej skorzystałby na jego śmierci? Młoda wdowa? A może córka, którą ojciec chciał wydziedziczyć, ponieważ nie akceptował wybranka jej serca?

Jeżeli Davinie Glentyre wydawało się, że to, co najgorsze już za nią, to była w wielkim błędzie. Dopiero teraz zaczyna się prawdziwy koszmar. Jak sobie poradzi? Czy uda jej się kiedyś oczyścić z podejrzeń, aby znów móc swobodnie spojrzeć sąsiadom w oczy? A może już zawsze będzie nosić piętno tej, która zabiła i została wypuszczona z więzienia „z braku dowodów”?

Gniazdo węży to książka, która naprawdę może wciągnąć, choć jest do bólu przewidywalna. Jeśli czytamy ją uważnie i potrafimy łączyć poszczególne fakty, to jeszcze na długo przed zakończeniem wiemy, kto zabił i dlaczego. Jednak zanim do tego dojdzie, dotrzemy wraz z główną bohaterką na plebanię w Lakemere w Anglii, aby stamtąd udać się aż do Południowej Afryki i być świadkiem wojen burskich. Zapytacie, co to takiego te wojny burskie? Otóż, historia pokazuje, że na terenie ówczesnej Południowej Afryki, czyli pomiędzy rokiem 1880 a 1902, miały miejsce dwa konflikty zbrojne pomiędzy Brytyjczykami a Burami*.

W powieści mamy do czynienia z drugą wojną burską, która odbyła się w latach 1899-1902. Pomimo tego, iż początkowo Burowie odnosili w niej sukcesy, to jednak w ciągu niespełna roku Orania i Transwal zostały zajęte przez Brytyjczyków. Walki partyzanckie trwały nadal przez kolejne dwa lata od tychże sukcesów, ponieważ Burowie otrzymywali wsparcie w uzbrojeniu od pobliskiej Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej. Ta pomoc sprawiła, że liczyli oni na obiecaną interwencję niemiecką. Podczas wojny Burowie organizowali samodzielne oddziały komandosów, natomiast Brytyjczycy poprzez tworzenie obozów koncentracyjnych tłumili burskie podchody partyzanckie. W obozach tych znajdowała się ludność pochodząca z terenów objętych walkami.


Żołnierze burskiego oddziału podczas drugiej wojny burskiej
Bitwa pod Spion Kop (1900)


Nasza bohaterka musi zatem odważnie stawiać czoła wszelkiemu niebezpieczeństwu, znajdując się w centrum walk. Lecz jej życie jest zagrożone nie tylko przez działania wojenne. Tuż obok jest ktoś, kto chce ją wykorzystać do swoich celów i sprawić, że hańby, jaką Davina została okryta w Edynburgu, już nigdy nie będzie w stanie z siebie zdjąć. Czy temu człowiekowi uda się doprowadzić swoje plany do końca? Kim jest i dlaczego czyha na naszą bohaterkę?

Jedno z wydań amerykańskich
Wyd. DOUBLEDAY (1990)
Niniejsza powieść tak naprawdę opowiada o niezwykle silnej, młodej kobiecie, pragnącej za wszelką cenę zmyć z siebie brudy, jakie wylał na nią edynburski sąd, a wraz z nim tamtejsze społeczeństwo. Ta książka jest również o prawdziwej kobiecej przyjaźni, o bezgranicznym zaufaniu oraz o miłości, która jest zdolna pokonać nawet największe trudności, aby w końcu zwyciężyć. Jest to także powieść o zdradzie i rozczarowaniu oraz o tym, że to, co złe zawsze zostanie ukarane, a dobro zatriumfuje.

Książka na pewno nie należy do literatury ambitnej, choć mnie bardzo się spodobała. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z historią, której finał bardzo łatwo przewidzieć, głównie, kiedy weźmiemy pod uwagę wątek kryminalny, lecz z drugiej strony pomiędzy początkiem i końcem książki występuje szereg rozmaitych przygód, będących udziałem Daviny, a tych już z całą pewnością przewidzieć się nie da, co sprawia, że fabuła nie jest nudna. Być może nie czuję rozczarowania po przeczytaniu powieści, bo też nie stawiałam jej wysokich wymagań. Znam twórczość Eleanor Hibbert na tyle dobrze, aby wiedzieć czego mogę spodziewać się, sięgając po którąkolwiek z jej książek. Przyznam, że bardzo lubię ten dziewiętnastowieczny klimat, który oferuje Autorka. Widać, że naśladowanie autorytetów nie poszło na marne i wiele z ich sposobu pisania przeniosła na karty własnych utworów.

Dla kogo zatem jest ta książka? Przede wszystkim dla kobiet, choć nie należy spodziewać się po niej typowego romansu. Jak to bywało w dziewiętnastowiecznych powieściach, chociażby u Jane Austen, tak i tutaj wątek miłosny wyrażony jest niezwykle subtelnie, pomimo że uczucie jest gwałtowne i gorące. Co więcej, mamy także do czynienia z klasycznym obrazem ówczesnego społeczeństwa, a sama Szkocja przedstawiona jest bardzo ciekawie. Dlatego myślę, że tym, którzy lubią tego rodzaju klimaty, ta powieść powinna przypaść do gustu.









Burowie – potomkowie przeważnie flamandzkich, holenderskich i fryzyjskich kalwinistów, a także francuskich hugenotów i niemieckich lateran. W Afryce Południowej osiedlili się XVII i XVIII wieku.