Premiera książki 31 maja 2013 roku!
Wydawnictwo: NOVAE RES
Gdynia 2013
Nazywam się Arciszewska. Liliana Arciszewska. Zabrzmiało
całkiem jak Bond. James Bond. O Bondzie też będzie. Za chwilę. Żyję pod jednym
dachem z trzema kotami i nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. Kocham te
moje sierściuszki. Pracuję w fabryce. To znaczy w korporacji, ale nazywamy ją
fabryką, bo trzeba tam się nieźle na… Piiip! I znów to robię. Przeklinam jak
przysłowiowy szewc. Ale cóż poradzić. Życie ciężkie i do tego jeszcze ten
Kryzys. Od jakiegoś czasu staram się kląć tylko w myślach, bo inaczej
zbankrutuję. Poważnie! Moje przyjaciółki wymyśliły, że za każde niecenzuralne
słowo wypowiedziane na głos, trzeba płacić. No i tak dokarmiamy tę biurową
świnkę-skarbonkę, wrzucając do niej po pięćdziesiąt groszy za każde „piiip”. A
skoro już o przyjaciółkach mowa, to mam cztery. Trzy z fabryki i jedną taką z
lat szkolnych. Te z korpo to Baśka, Marta i Lidka. Nie wyobrażam sobie, żeby
mogło ich nie być. A ta czwarta to Julka. Dawno się nie widziałyśmy, ale od
czego jest Internet, prawda?
Mam też wypasioną furę. Tylko z miejscem do parkowania
problem, bo wciąż mi je ktoś zajeżdża. Noszę baaardzo wysokie szpilki. Ale nie jakieś
tam zwykłe szpilki. Firmowe. Od Manolo. Generalnie wszystko ze mną ok., tylko
czasami jestem strasznie upierdliwa. Całkiem jak moja Mamulka. To pewnie
genetyczne, bo dziś wszystko jest genetycznie modyfikowane. Chyba coś
pokręciłam, ale nie szkodzi. Jak już mówimy o mojej Mamulce, to muszę się Wam
do czegoś przyznać. Ona chce mnie uszczęśliwić na siłę. No, ja to bym nie
zagłaskała swoich kotów na śmierć. Za bardzo jestem do nich przywiązana. A moja
Mamulka próbuje mnie zagłaskać. Ale trzymam się dzielnie i nie dam się. Wiem,
że ona się o mnie martwi i dlatego ją kocham. Ojca też kocham. Mojego
przyjaciela – Kamila – też kocham. Ale nie tak jak myślicie. To miłość
braterska. Moja Mamulka chce mnie z nim wyswatać. Ani fizycznie, ani
psychicznie niewykonalne. Ale ona o tym nie wie, a ja nie będę jej uświadamiać.
Miałam kiedyś faceta. Marek miał na imię. Już był w
ogródku i witał się z gąską i nagle bum!!! Swoje walizki znalazł przed drzwiami
mojego mieszkania. Nie, żeby były puste. Te walizki, oczywiście. Poświęciłam
się i nawet go spakowałam. Teraz mam innego faceta. A właściwie chyba mam.
Jeszcze nie jestem do końca pewna. To facet z parkingu. Nie, żeby to ten od
pobierania opłat. O, nie! On mi bezczelnie zajechał MOJE WŁASNE miejsce i
jeszcze się dziwił, że nie było podpisane! To co miałam zrobić?! Wbić tabliczkę
z napisem ZAJĘTE? Jak na cmentarzu? Jeszcze mi do tego daleko. Pomyślę o tym za
jakieś sześćdziesiąt lat, a może i później. To znaczy o tym cmentarzu pomyślę.
Czasami lubię imprezować. Najczęściej ze swoimi
przyjaciółkami. Tylko potem często film mi się urywa i sporo czasu musi
upłynąć, zanim sobie przypomnę, co robiłam poprzedniego wieczoru.
Prowadzę też bloga o książkach. To tak w ramach odprężenia
od harówki w korpo. Lejdi naprawdę daje mocno w kość. Tak mocno, że aż boli.
Ale jak ma nie boleć, kiedy szefowa z bólem w dowodzie chodzi? Osobistym
dowodzie, oczywiście. Bo ona nazywa się Hanna Ból…
– Lilka, bardzo cię przepraszam, ale chciałabym recenzję
napisać.
– A co? Przeszkadzam ci w czymś? Ja sobie tu tylko
siedzę i opowiadam. Jak na spotkaniu AA. Ale nie myślcie sobie, że ja jakiś
nałóg jestem. Czasami tylko zdarza mi się odlecieć.
– Teoretycznie mi nie przeszkadzasz, ale chciałabym się
skupić, a przez ciebie nie mogę.
– No dobra. Już nic nie mówię.
– Dzięki…
– Tylko dobrze napisz. Widziałam jak ci banan wyskakiwał
na twarzy podczas czytania, więc mnie nie oszukasz. Poza tym mam świadków. Mój
„blue eye” też to widział.
– Przecież wiesz, że ja przy recenzjach nie oszukuję. Zawsze
piszę szczerze, a ciebie szczególnie polubiłam.
– Bardzo mi miło z tego powodu. Polecam się na przyszłość.
– Twojego „blue eye” też polubiłam.
– Od mojego Bonda, to ty wiesz co… Z daleka!
Jak widać, główna bohaterka najnowszej powieści Agnieszki
Lingas-Łoniewskiej to zwariowana trzydziestoparolatka, która nie boi się
wyrażać na głos tego, co akurat chodzi jej po głowie. Myślę, że sama zdążyła
opowiedzieć o sobie wystarczająco dużo, aby wzbudzić sympatię czytelników już
od pierwszej strony książki. Liliany po prostu nie sposób nie lubić. Poprzez
nieprzeciętne poczucie humoru i cięty język, zdobywa serce czytelnika i nie
pozwala o sobie zapomnieć. Lilka wspomniała już o pewnym mężczyźnie, który
nagle pojawił się w jej życiu. Poznała go na parkingu i od tej chwili nie
potrafiła już myśleć o niczym innym, jak tylko o przystojnym brunecie o
niebieskich oczach. Bardzo szybko okazało się, że z Michałem Maliszewskim będą
łączyć ją nie tylko myśli, ale przede wszystkim wspólna praca, bo oto zupełnie
niespodziewanie mężczyzna zostaje jej przełożonym, któremu Lilka ma składać
raporty. Ale czy Michał naprawdę jest tą osobą, za którą się podaje? Dlaczego
tak nagle znalazł się w korporacji i co go tutaj przywiodło?
W powieści, której akcja rozgrywa się we Wrocławiu, czytelnik
ma również do czynienia z doskonale skonstruowanym wątkiem kryminalnym. Autorka
prowadzi nas w taki sposób, że praktycznie do końca nie wiemy, kto stoi za
tajemniczymi zniknięciami kobiet i dlaczego to robi.
Na pierwszy rzut oka W szpilkach od Manolo wydaje się
być powieścią z gatunku tych „lekkich, łatwych i przyjemnych”. Prawdę
powiedziawszy w pewnym sensie tak właśnie jest. Książkę czyta się z uśmiechem
na ustach, a Lilka potrafi rozśmieszyć nawet największego ponuraka. Niemniej
dopatrzyłam się w tej powieści także drugiego dna. Według mnie główna bohaterka
to tylko z pozoru twarda baba z silnie ukierunkowanym życiowym celem. Jednak
pod powłoką tego zdecydowania i buntu wobec pewnych społecznych schematów,
kryje się mała dziewczynka, która jak my wszyscy, potrzebuje miłości i
bliskości ukochanej osoby. Lilka może sobie wmawiać, że ta „druga połówka” nie
jest jej do szczęścia potrzebna, lecz tak naprawdę na dłuższą metę nie
potrafiłaby funkcjonować bez miłości. Kiedy już dosięga ją strzała Amora, nie
wyobraża sobie, że mogłoby być inaczej. Jest to taki pewien rodzaj zdziwienia,
że był niegdyś taki czas, gdy żyła bez miłości. Przecież przyjaciółki
wszystkiego nie załatwią.
Skoro już mowa o przyjaciółkach, to należy zwrócić uwagę na
kwestię prawdziwej kobiecej przyjaźni. Dziewczyny są tak bardzo ze sobą zżyte,
że trudno im zaakceptować zmiany zachodzące w ich wzajemnych relacjach. Każda
przeżywa to na swój własny sposób i niełatwo im wyobrazić sobie fakt, że teraz
już będą spotykać się w innym środowisku niż dotychczas.
Ta powieść to także historia opowiadająca o spełnianiu
marzeń; o wyrwaniu się z jakiegoś – wydawałoby się – zamkniętego kręgu, z
którego tak naprawdę nie ma wyjścia. Niemniej okazuje się, że wystarczy jedna
decyzja, jedno wydarzenie, które popycha człowieka do zebrania w sobie odwagi i
rozpoczęcia czegoś nowego, co od dawna zaprzątało myśli.
W szpilkach od Manolo to również opowieść o nienawiści,
której nadmiar może doprowadzić człowieka tam skąd nie będzie już drogi
powrotnej. Lecz z drugiej strony to także powieść o zaufaniu i nie dawaniu
wiary pozorom, bo one bardzo często mogą mylić.
Przyznam, że chyba nigdy nie zdarzyło mi czytać książki
napisanej tak lekko i z takim zdrowym poczuciem humoru. Najnowsza powieść
Agnieszki Lingas-Łoniewskiej naprawdę zasługuje na najwyższą ocenę. Tak więc,
drodzy Czytelnicy, jeśli macie w swoim życiu jakiś gorszy dzień albo jeżeli
chcecie oderwać się od problemów dnia codziennego i od szarej rzeczywistości,
to jestem wręcz przekonana, że Liliana jest właśnie tą bohaterką, która zapewni
Wam nie tylko doskonałą rozrywkę, ale w niektórych momentach dostarczy również
wzruszeń. Choć Lilka jest postacią fikcyjną, to jednak jest niezwykle
autentyczna. Jak każdy z nas, posiada wady i zalety. Podobnie jak każdy z nas,
pragnie kochać i być kochaną i tak jak większość ludzi boi się do tego głośno
przyznać. To los musi za nią zadecydować.
Mnie ta książka i rozśmieszyła, i wzruszyła jednocześnie. Mam
ogromną nadzieję, że Lilka jeszcze do nas wróci w jakiejś innej odsłonie. Jeśli
nie będzie to druga część tej historii, to może pojawi się jako postać poboczna
w którejś z kolejnych powieści Autorki. Dziś mogę śmiało przyznać, że właśnie
zyskałam nową przyjaciółkę, która nazywa się Liliana Arciszewska, a właściwie
Liliana…
– Może już wystarczy, co? Nie za dużo przypadkiem chcesz
zdradzić?
– Masz rację, Lilka. Niech resztę sami sobie doczytają.
– Fajnie mi się tu z tobą siedziało, ale muszę już wracać.
Mój Bond na mnie czeka. Obiecał coś specjalnego na wieczór, a ja bardzo lubię
te jego niespodzianki.
– A wrócisz jeszcze?
– Się zobaczy. To nie zależy tylko ode mnie. Sama wiesz
jak jest.
– Jasne. Dzięki, że wpadłaś…
– Oj, bo zaraz się popłaczę. Dobra, idę już. A ty nie
zapomnij podziękować za książkę.
– Bez obaw. Nie zapomnę. Zawsze dziękuję.
– I za dedykację…
– Za dedykację też podziękuję.
– No, to trzymaj się.
– Ty też, Lilka. I pozdrów tego swojego Bonda…
Obawiam się jednak, że moich ostatnich słów Lilka już nie
usłyszała. Wróciła do swojego życia i do swojego Bonda, a w moich uszach
jeszcze bardzo długo rozlegał się odgłos jej wysokich szpilek, którymi uderzała
o posadzkę. Oczywiście szpilek od Manolo.
Za książkę i przepiękną dedykację serdecznie dziękuję Autorce