poniedziałek, 30 stycznia 2017

Mirosława Kareta – „Bezimienni” # 2













Wydawnictwo: WAM
Kraków 2016





W czasie Powstania Warszawskiego dostawy dla walczących powstańców odbywały się drogą powietrzną. Samoloty 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia startowały między innymi z włoskiego miasta portowego Brindisi. Po dokonaniu zrzutu, musiały wracać do Włoch, pokonując jak najkrótszą drogę, ponieważ dowództwo wojsk sowieckich nie pozwalało na korzystanie z przyfrontowych lotnisk. Jednym z takich samolotów przewożących na pokładzie ładunek dla walczącej Warszawy był czteromotorowy bombowiec typu Liberator (Wyzwoliciel) ze 178. Dywizjonu Bombowego RAF (z ang. Royal Air Force). Niestety, w drodze powrotnej został zestrzelony przez Niemców nad krakowskim Zabłociem. Najstarsi mieszkańcy Podgórza (dawna dzielnica Krakowa) nadal pamiętają tę tragiczną noc z 16 na 17 sierpnia 1944 roku. Obudził ich bowiem potężny huk, a gdy zdezorientowani wybiegli z domów, ujrzeli na niebie ognistą kulę. To były ostatnie chwile Liberatora, który najprawdopodobniej najpierw został zestrzelony przez niemiecki myśliwiec, a następnie przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą. Jak wyżej wspomniałam, samolot wracał z pomyślnie przeprowadzonej akcji nad walczącą Warszawą. 

Liberator zaczął rozpadać się na kawałki nad podkrakowską wsią Grzegórzki. Część maszyny spadła na składy rzeźni miejskiej, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Galeria Kazimierz. Pozostałe fragmenty samolotu wpadły do Wisły w miejscu dawnego mostu tymczasowego, czyli tak zwanego Lajkonika. Najwięcej elementów Liberatora znalazło się na składach węgla na Zabłociu, pomiędzy ulicami Lipową i Dekerta. Na składzie węgla leżał pilot przykryty spadochronem, natomiast niedaleko mostu kolejowego sterczały wbite w ziemię ogromne silniki samolotu. Jakaś kobieta na jednym z nich położyła bukiecik kwiatów. W miejscu katastrofy zginęli Australijczyk i dwóch Brytyjczyków: John P. Liversidge oraz William D. Wright, który był pilotem i dowódcą załogi, a także strzelec pokładowy John D. Clarke. Przy pomocy spadochronów ratowało się trzech lotników, lecz dwóch z nich zaginęło. Najprawdopodobniej zostali schwytani przez Niemców i dostali się do nazistowskiego obozu jenieckiego. Byli to sierżanci Leslie J. Blunt i F. Walter Helme. Nie wiadomo tak naprawdę co się potem z nimi stało. Z załogi Liberatora przeżył jedynie Australijczyk – kapitan Allan Hunter Hammet (1920-1981) – który przyłączył się do Armii Krajowej i doczekał zakończenia wojny. Potem wrócił do swojej jednostki, a stamtąd do domu. Ożenił się z Polką, z którą miał dwóch synów. Losy pozostałych członków załogi do dziś nie są znane.

To właśnie w oparciu o powyższe wydarzenia została napisana druga część sagi rodu Petrycych. W pierwszym tomie dylogii zatytułowanym Pokochałam wroga czytelnik poznaje Maksymiliana Petrycego i jego rodzinę. Maksymilian jest jednym ze znanych krakowskich lekarzy. Na skutek pewnych dramatycznych zdarzeń życie mężczyzny wywraca się do góry nogami. Po śmierci matki wyrusza bowiem w podróż do Niemiec, aby tam odnaleźć swoją tożsamość i zamknąć przeszłość. Na miejscu dowiaduje się kim tak naprawdę jest i jakie były okoliczności jego przyjścia na świat. Jak można przypuszczać, emocje, które temu towarzyszą są naprawdę silne, lecz przecież czasu nie cofnie i nie zmieni tego, co stało się podczas drugiej wojny światowej. Teraz będzie musiał jakoś żyć z poznaną prawdą, choć wie, że nie będzie to takie proste. Oczywiście może liczyć na wsparcie rodziny, a szczególnie żony, gdyż dzieci żyją swoim własnym życiem i mają problemy, z którymi również muszą sobie poradzić. Maksymilianowi Petrycemu marzy się także kariera polityczna, a ponieważ niedawno upadł w Polsce komunizm, lekarz ma nadzieję, że jego poglądy będzie podzielać wielu rodaków, co sprawi, że przy urnach wyborczych dadzą temu wyraz. Czy na pewno? Czy Maksymilian ma realne szanse na to, aby zaistnieć w polityce? Czy niedawno odkryta prawda o jego faktycznym pochodzeniu nie stanie przypadkiem na przeszkodzie w spinaniu się po szczeblach politycznej kariery?


Liberator podczas lotu (lata 40. XX wieku)


Drugi tom sagi rozpoczyna się – w moim odczuciu – dość tajemniczo, zważywszy że zakończenie Pokochałam wroga może sugerować, iż tamte wydarzenia zostaną rozwinięte w kolejnej części. Nic takiego się nie dzieje. Ciąg dalszy dotyczy jedynie codziennego życia rodziny Petrycych, natomiast w odniesieniu do drugiej wojny światowej Mirosława Kareta proponuje czytelnikowi zupełnie nową historię. Tym razem rzecz dotyczy ciotki Marii Petrycy – Pelagii Redlich. To młodsza siostra matki żony Maksymiliana Petrycego. Do tej pory niewiele było o niej wiadomo. Od lat mieszka w Anglii, ponieważ wyszła za mąż za Brytyjczyka polskiego pochodzenia. Nie miała z nim dzieci, zaś od czasu do czasu przesyłała paczki dla rodziny z Polski albo kartki z życzeniami świątecznymi. Tak więc nikt nie miał i nadal nie ma pojęcia, co też takiego Pelagia przeżyła podczas wojny. Jest zatem rok 1991. Staruszka wraz z grupą Anglików przyjeżdża do Krakowa. Dlatego też zbrodnią byłoby nie odwiedzić rodziny, zwłaszcza że za kilka dni Boże Narodzenie. No przecież nie będzie sama siedzieć w hotelu, kiedy może spędzić święta z rodziną, prawda? Oczywiście Maksymilian nie jest z tego powodu zachwycony, ale cóż on biedny ma począć, kiedy Marysia zupełnie nie reaguje na jego ciche protesty i zaprasza ciotkę do domu.   

Przy wigilijnym stole dochodzi do niecodziennego incydentu. Z jednej strony dwudziestodwuletnia córka Petrycych informuje rodziców o tym, że już niedługo zostaną dziadkami, zaś z drugiej Pelagia przeżywa szok, kiedy dowiaduje się z gazety, że pominięto nazwisko jej męża w związku z uroczystością upamiętnienia wydarzeń z sierpnia 1944 roku. Pelagia uważa bowiem, że wśród członków załogi, która dokonywała zrzutu nad walczącą Warszawą, a potem w drodze powrotnej została zestrzelona przez Niemców nad krakowskim Zabłociem, był również jej mąż Peter. Wszyscy są niesamowicie zaskoczeni tą informacją i nawet ciąża Ani odchodzi gdzieś w zapomnienie. Starsza pani robi bowiem tak wiele zamieszania wokół swojej sprawy, że pozostali skupiają uwagę jedynie na jej słowach, zamiast interesować się rychłym powiększeniem rodziny Petrycych.

Niestety, jej opowieść jest tak niewiarygodna, że praktycznie nikt w nią nie wierzy. Nie wierzy ani rodzina, ani ludzie, którzy biorą udział w organizowaniu imprezy upamiętniającej lotników z Liberatora ze 178. Dywizjonu Bombowego RAF. Pelagia postanawia zatem zrobić wszystko, aby nazwisko jej nieżyjącego już męża znalazło się kiedyś na ewentualnym pomniku, żeby każdy, kto na niego spojrzy wiedział, iż na pokładzie tamtego bombowca był również Peter Redlich. Staruszka wie, że mówi prawdę, bo do dziś pamięta chwilę, kiedy poznała Petera. To była tamta pamiętna sierpniowa noc, a ona działała wówczas w konspiracji i dlatego to do jej mieszkania przyprowadzono rannego mężczyznę, którym przez wiele tygodni troskliwie się opiekowała i robiła wszystko, aby nie został wydany hitlerowcom. Historia Pelagii może i jest niewiarygodna, ale jednocześnie bardzo interesująca, szczególnie dla tych, którzy drugą wojnę światową znają jedynie z książek i opowiadań tych, którzy ją przeżyli. Dlatego też to Ania Petrycy jest tą, która decyduje się pomóc starszej pani w przywróceniu pamięci męża. To ona towarzyszy Pelagii wszędzie tam, gdzie kobieta ma nadzieję uzyskać dowody na potwierdzenie wydarzeń, które wiele lat temu miały miejsce w jej życiu. Czy im się to uda? Czy faktycznie będą w stanie dowieść prawdy, skoro w dokumentach nie ma nawet najmniejszej wzmianki o tym, że Peter Redlich brał wtedy udział w akcji? Jakich środków będą musiały użyć, aby móc kiedyś powiedzieć, że zrobiły naprawdę wszystko w tej sprawie?


Tak naziści bezkarnie panoszyli się w Krakowie.
Na zdjęciu widać dziedziniec Wawelu podczas uroczystości z okazji Dnia NSDAP. 

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Przyznam, że powieść Pokochałam wroga nie do końca spełniła moje oczekiwania, a to z uwagi na to, że zbyt mało w niej było wojny, zaś relacje pomiędzy Jadwigą i Niemcem, z którym łączył kobietę wojenny romans, były ukazane zbyt płytko. W dodatku rzeczywistość przełomu lat 80. i 90. XX wieku również wydawała mi się nieco oderwana od ówczesnych realiów, które bardzo dobrze pamiętam. Z kolei Bezimienni zachwycili mnie już od pierwszej strony. Nie dość, że fabuła oparta jest na wydarzeniach, które nie były mi do tej pory znane, a które bardzo mnie ciekawią z uwagi na to, że interesuję się historią drugiej wojny światowej, to jeszcze połączenie tych dwóch rzeczywistości – przeszłości i teraźniejszości – jest po prostu rewelacyjne, co sprawia, że książka wciąga już od samego początku i nie można jej odłożyć na półkę. Fabuła podzielona jest na dwie płaszczyzny czasowe. Tak więc z jednej strony obserwujemy współczesne życie rodziny Petrycych, natomiast z drugiej cofamy się nie tylko do lat wojny, ale także do początku XX wieku, kiedy to poznajemy rodzinę Petera Redlicha oraz istotne fakty z jego życia. Można zatem odnieść wrażenie, że poszczególne wydarzenia biegną równolegle obok siebie. Oprócz tego, że poznajemy losy Petera, to jeszcze dowiadujemy się szeregu istotnych szczegółów z życia samej Pelagii. Okazuje się bowiem, że kobieta naprawdę wiele przeszła, lecz silny charakter pozwolił jej stawić czoło nawet najbardziej dramatycznym sytuacjom.

Z kolei rodzina Petrycych musi zmagać się z problemami dnia codziennego, co wcale nie jest takie proste. Maksymilian nie może pogodzić się z faktem, że jego córka spodziewa się dziecka i wszystko wskazuje na to, że o żadnym ślubie nie ma mowy i Ania po prostu zostanie panną z dzieckiem. W tej kwestii Petrycy jest tradycjonalistą o konserwatywnych poglądach i dlatego nie potrafi przyjąć do wiadomości, że czasy się zmieniły i młode pokolenie myśli teraz zupełnie inaczej. W dodatku Maksymilian popada także w konflikt ze swoim starszym synem. Chodzi tutaj głównie o różnicę w poglądach. Ten spór bardzo źle znosi Marysia, lecz nic nie może zrobić, ponieważ obaj mężczyźni są niezwykle uparci i każdy z nich posiada inną wizję świata. Wiele też wskazuje na to, że Maksymilian i Maria będą musieli zadbać o swoje małżeństwo, ponieważ jeśli tego nie zrobią może dojść nawet do jego rozpadu. Czy im się to uda? Czy miłość wystarczy, aby móc zawalczyć o związek? A może jest ktoś trzeci, kto tylko czeka na to, aby ich małżeństwo się rozpadło? Co też takiego wydarzyło się w Niemczech rok temu? Czy Maksymilian faktycznie interesował się tam jedynie poznaniem prawdy o sobie, czy może było coś więcej? 

Polski leśny partyzant
Fotografia przedstawia
Zdzisława de Ville'a ps. Zdzich,
członka AK oddziału Jędrusie.
(lata 40. XX wieku)
źródło: Archiwum Fotograficzne
Stefana Bałuka
Tym razem realia lat 90. XX wieku przedstawione są bardzo wiarygodnie. Na każdym kroku widać, że Polska zaczyna odżywać po długich latach komunizmu. Oczywiście są też ludzie, którzy nie potrafią pozbyć się dawnych przyzwyczajeń i nadal żyją przeszłością. Moim zdaniem Bezimienni to przede wszystkim powieść o tych, którzy zostali pominięci w dokumentach czy innych przekazach, a którzy w czasie drugiej wojny światowej poświęcili życie, walcząc z wrogiem o wolność. Ta książka to swego rodzaju hołd oddany takim właśnie ludziom. Dobrze jest jednak zacząć czytać historię rodu Petrycych od pierwszego tomu, bo choć obydwie części opowiadają o innych wydarzeniach, to jednak stanowią jedną całość, która daje czytelnikowi pełny obraz losów rodziny.

Na koniec chciałabym także zwrócić uwagę na opowiadanie, którego autorką jest Monika Karpowicz. Nosi ono tytuł Żelazna obrączka i zostało dołączone do książki jako najlepsze spośród zgłoszonych w ramach konkursu ogłoszonego z okazji premiery powieści Pokochałam wroga. Konkurs nosił nazwę Wojenna miłość. Opowiadanie ukazuje zatem tragiczną miłość młodych ludzi żyjących w naprawdę trudnej rzeczywistości. To Aldona i Staszek, którzy zostają rozdzieleni w dramatycznych okolicznościach. Akcja rozgrywa się tuż po wojnie we wsi Giby. W pewnym momencie czytelnik odnosi jednak wrażenie, że to, co wtedy się działo, jest już tylko w pamięci Aldony, która wspomina Staszka i partyzantów (leśnych), którzy walczyli najpierw przeciwko hitlerowcom, a potem – w latach stalinizmu – stawiali zbrojny opór okupacji radzieckiej. Ukrywali się w lasach, a mieszkańcy okolicznych wiosek – nawet pod groźbą kary śmierci – zaopatrywali ich w żywność, a czasami udzielali schronienia w swoich domach czy gospodarstwach. To byli chłopcy z reguły znani miejscowej luności, lecz dla bezpieczeństwa nikt głośno o nich nie mówił. I to właśnie o nich pisze Monika Karpowicz w swoim wzruszającym opowiadaniu. Natomiast tytułowa żelazna obrączka stanowi tutaj symbol miłości, której nawet śmierć nie zdoła zniszczyć. Może kiedyś powstanie z tego coś poważniejszego, na przykład powieść? Temat jest naprawdę bardzo dobry i szkoda byłoby go zamknąć jedynie w krótkiej formie literackiej.









sobota, 28 stycznia 2017

Diana Palmer – „Kłamstwa i tajemnice”













Wydawnictwo: MIRA
Warszawa 2009
Tytuł oryginału: Lawman
Przekład: Małgorzata Fabianowska





San Antonio to amerykańskie miasto położone w stanie Teksas. Jego nazwa pochodzi od imienia świętego Antoniego z Padwy (1195-1231), którego Kościół Katolicki wspomina 13 czerwca, czyli w dniu, kiedy w 1691 roku na terenie obecnego San Antonio zatrzymała się hiszpańska wyprawa. Niedaleko miasta znajduje się natomiast fikcyjne Jacobsville, które powstało w wyobraźni Diany Palmer, a właściwie Susan Spaeth Kyle. Miasteczko to stanowi bowiem miejsce akcji prawie pięćdziesięciu tomów powieściowej serii o wspólnym tytule Long, Tall Texans. Każda z opowiedzianych przez Autorkę historii jest inna i dotyczy innych bohaterów, niemniej łączy ich miejsce zamieszkania, a także bliższe lub dalsze więzi rodzinne lub sąsiedzkie. Praktycznie od zawsze Diana Palmer kojarzona jest w Polsce z tandetnymi romansami, po które szanujący się czytelnik nie powinien w ogóle sięgać. Ba! On nawet nie powinien w ich stronę patrzeć, bo to przecież wielki wstyd czytać coś tak słabego i niegodziwego! Takich opinii można znaleźć w Internecie bardzo dużo. Na tej haniebnej liście figurują również powieści Danielle Steel, Nory Roberts, Nicholasa Sparksa, a nawet – według niektórych – Jodi Picoult. 

Zastanawia mnie zatem fakt, skąd biorą się takie recenzje, skoro wystawiane są przez tych „prawdziwych czytelników”, którzy tego typu literaturę omijają szerokim łukiem, żeby przypadkiem się nią nie zhańbić?  „Prawdziwi czytelnicy” już na samym początku swoich recenzji asekurują się mniej więcej takim oto stwierdzeniem: nigdy nie czytam takiej badziewnej literatury, ponieważ na co dzień spędzam czas przy powieściach Dostojewskiego lub Prousta, ale akurat ta książka trafiła do mnie przez przypadek, więc postanowiłam/łem ją przeczytać. Cóż za wielka hipokryzja kryje się za takim rozumowaniem! Aby dodatkowo podkreślić fakt, że książka przecież nie mogła się spodobać, trzeba oczywiście napisać o niej jak najgorzej, żeby broń Boże (!) inni nie pomyśleli przypadkiem, że ona mi się jednak spodobała i pozwoliła odpocząć po ciężkim dniu.

Rzesza komentujących taką recenzję oczywiście przyklaskuje w zachwycie, bo wszak nie można inaczej. I tak oto hipokryzja goni hipokryzję. A prawda jest taka, że gdzieś w zaciszu mieszkania czytamy romanse z wypiekami na twarzy, lecz boimy się zostać z tego powodu wyśmiani i napiętnowani przez innych, dlatego nie potrafimy publicznie wyrazić własnego zdania i powiedzieć prawdy. Bo przecież to wielki wstyd! Mówi się, że wstyd to kraść, ale czy czytać romanse? Tego nie wiem, zważywszy że ich fabuła coraz częściej przeplatana jest dobrymi wątkami kryminalnymi, które w pewnym momencie stają się o wiele ważniejsze, niż gorące uczucie pomiędzy głównymi bohaterami. Uważam też, że książki takie, jak Kłamstwa i tajemnice są źle reklamowane przez wydawnictwa, które już z góry sugerują czytelnikom, że tak naprawdę oprócz romansu niczego ciekawego w nich nie znajdziemy. W dodatku okładki również nie zachęcają, ponieważ kojarzą się jednoznacznie.

Wydanie brytyjskie z 2008 roku
Wyd. MILLS & BOON
Jak już wcześniej wspomniałam, akcja Kłamstw i tajemnic rozgrywa się w małym miasteczku Jacobsville, gdzie społeczność jest dość konserwatywna. Oczywiście wszyscy się tutaj znają i wiedzą o sobie wzajemnie praktycznie wszystko. Wszelkie wieści rozchodzą się błyskawicznie, dlatego trzeba uważać, aby nie stać się tematem plotek. Ludzie żyją raczej skromnie, a posiadanie zbyt dużego majątku nie jest szczególnie dobrze widziane. Podobnie jak wyzywający ubiór u kobiet czy ostry i zwracający uwagę makijaż. Taka kobieta natychmiast staje się tematem dyskusji i zostaje jej przyklejona etykietka rozwiązłej i puszczalskiej. Z drugiej strony jednak mieszkańcy są ze sobą wzajemnie tak silnie zżyci, że jeden drugiemu spieszy z pomocą, nawet wtedy, gdy nie pada prośba o jakąkolwiek pomoc. Można być zatem pewnym, że w Jacobsville każdy czuje się bezpiecznie i nigdy nie może narzekać na samotność. Oczywiście czasami wydarzy się coś złego, ale ludzie starają się o tym nie rozmawiać. Tak więc z jednej strony są wobec siebie nawzajem nastawieni bardzo serdecznie i przyjaźnie, zaś z drugiej rządzi nimi zakłamanie.

Grace Carver ma dwadzieścia cztery lata i mieszka z babcią, która od lat widzi w swojej wnuczce wroga. Po śmierci rodziców, Grace trafiła pod dach pani Collier. Niestety, kobieta nadużywa alkoholu, a w dodatku wini dziewczynę za śmierć swojej córki, a matki Grace. Pewnego dnia pani Collier dostaje ataku serca i umiera. Od tej chwili cała posiadłość przechodzi w ręce jej wnuczki. Grace jest jednak nieco specyficzna. Choć wszyscy w miasteczku odnoszą się do niej z sympatią, to jednak ona stroni od ludzi. Boi się ich dotyku, natomiast mężczyźni budzą w niej paniczny lęk. Oczywiście wszyscy w Jacobsville doskonale wiedzą, czym to jest spowodowane, lecz nikt nie mówi o tym głośno. Kiedyś bowiem postanowiono, że sprawa Grace zostanie zatuszowana i taka zmowa milczenia trwa do dziś.

Pewnego dnia sąsiadem Grace Carver zostaje nieziemsko przystojny agent FBI – Garon Grier. Mężczyzna kupił właśnie ranczo, a w dodatku jego brat jest w Jacobsville szefem policji. Garon ma trzydzieści sześć lat i jakoś nie do końca potrafi się zadomowić w nowym miejscu. Oczywiście ma gosposię, która dba o niego jak tylko może najlepiej. Garon pracuje też nad pewną bardzo makabryczną sprawą. Otóż od wielu lat mordowane są małe dziewczynki. Zabójca jest bardzo brutalny. Przed śmiercią torturuje swoje ofiary, a na miejscu zbrodni nie zostawia żadnych śladów. Dlatego też policja jest bezradna, pomimo że nie odkłada tej sprawy do archiwum, lecz wciąż nad nią pracuje. Bardzo szybko nowy sąsiad budzi zainteresowanie Grace Carver, co może wydawać się trochę dziwne, zważywszy na jej stosunek do mężczyzn. Garon Grier również zwraca na dziewczynę uwagę, lecz nie oznacza to, że pragnie się z nią związać na stałe. O żadnym ślubie nie ma mowy. On także wiele w życiu przeszedł i nie dopuszcza do siebie myśli, że mógłby ponownie stanąć przed taką samą tragedią, jak ta sprzed lat. Dla niego najważniejsze jest w tym momencie złapanie mordercy niewinnych dziewczynek. Pewnego dnia mężczyzna dokonuje wstrząsającego odkrycia, które ma związek z Grace Carver...

Kłamstwa i tajemnice to nie tylko romans, jakich wiele w literaturze. Diana Palmer skupiła się tutaj przede wszystkim na analizie psychologicznej bohaterów. Zarówno Grace, jak i Garon mają za sobą naprawdę trudne przeżycia, z którymi nie potrafią sobie poradzić, choć minęło już wiele lat. Powodem takiej sytuacji może być bowiem fakt, iż żadne z nich nie mogło bądź nie chciało nikomu o nich powiedzieć. Grace nie zrobiła tego, ponieważ otrzymała wyraźny zakaz, zaś Garon był tak bardzo przybity, że nie miał na to ani siły, ani odwagi. Nawet jego najbliższa rodzina nie miała pojęcia, co takiego się stało. Świadczy to oczywiście o tym, że relacje rodzinne agenta nie należały – i chyba nadal nie należą – do najlepszych.


Krajobraz gdzieś na terenie stanu Teksas


Autorka pokazuje także na czym polega prawdziwa przyjaźń. Niemniej można tutaj kwestionować czy jest to naprawdę szczera przyjaźń, czy może tylko taka, która pomaga w zatuszowaniu ludzkiego dramatu, aby broń Boże nie wywołać przypadkiem skandalu. Skłaniałabym się ku temu drugiemu stwierdzeniu. Grace cierpi, lecz nie może nic z tym zrobić, ponieważ wtedy całe miasteczko zaczęłoby wrzeć, a ona stałaby się świetnym tematem do rozmów przy piwie i pizzy w miejscowej restauracji. Tak więc wszyscy o wszystkim wiedzą, ale trzymają język za zębami, jedynie współczując biednej dziewczynie. Czy takie zachowanie nie jest gorsze niż powiedzenie prawdy i w efekcie doprowadzenie sprawy do końca? Ile jeszcze zdoła przeżyć Grace, zanim całkiem się załamie? Choć z drugiej strony dziewczyna tylko na pozór wydaje się krucha i słaba psychicznie. Tak naprawdę jej dramatyczna przeszłość i lęki, które są konsekwencją wydarzeń sprzed lat, jedynie ją wzmacniają. 

Moim zdaniem Grace Carver to młoda kobieta, która marzy o tym samym, co każda dziewczyna w jej wieku. Pragnie wyjść za mąż, urodzić dzieci, choć doskonale wie, że tylko cud mógłby to sprawić. A jaki jest Garon Grier? Tak naprawdę pragnie dokładnie tego samego, co Grace, lecz każdego dnia wmawia sobie, że jest inaczej. Już dawno zamknął się na wszelkiego rodzaju uczucia, a praca jest dla niego zapomnieniem o rzeczywistości. W świecie morderców i rozmaitej maści przestępców mężczyzna szuka spełnienia, którego de facto i tak nie znajduje. Tak więc zarówno Grace, jak i Garon to bohaterowie, którzy posiadają w sobie szereg sprzeczności i tylko los może sprawić, że w którymś momencie zrozumieją, co tak naprawdę jest dla nich ważne. Jeśli natomiast chodzi o wątek kryminalny, to jest on bardzo podobny do tego, jaki zaproponowała nam Erica Spindler w Naśladowcy. Przypadek? Czy może celowe powielenie tematu przez którąś z autorek?

Ktoś mógłby powiedzieć, że fabuła książki trąca ckliwością i jest przesłodzona, bo to przecież romans wykreowany na bazie harlequinów. Czyżby? Czy stawianie czoła śmierci naprawdę jest ckliwe? Czy groźba utraty człowieka, którego się kocha nad życie naprawdę może być przesłodzona? Czy cierpienie, które życie zafundowało bohaterom faktycznie jest czymś tandetnym i niewartym uwagi? To są przecież sytuacje, które mogą w każdej chwili pojawić się w życiu każdego człowieka. Czy wtedy także powiemy o nich ckliwe, przesłodzone i tandetne? Myślę, że nie. Dlatego szukajmy w tego rodzaju książkach ukrytego drugiego dna, zamiast wciąż je krytykować i udawać, że tak naprawdę w ogóle nas nie interesują, ale mimo to i tak je czytamy. Nie bądźmy zakłamani, jak mieszkańcy Jacobsville, i jedynie dla lepszego samopoczucia i zwrócenia na siebie uwagi innych nie wyśmiewajmy takich powieści, ponieważ tym samym wyśmiewamy i obrażamy czytelników, którzy po nie sięgają i którym te książki naprawdę się podobają. Jeśli natomiast naprawdę uważamy, że tego typu historie nie są dla nas, ponieważ nie przedstawiają sobą niczego wartościowego, to zwyczajnie ich nie czytajmy. Współczesny rynek wydawniczy jest tak bogaty, że każdy może wybrać dla siebie coś, co naprawdę go zainteresuje i dostarczy niezapomnianych wrażeń. A zatem szanujmy wybory innych i nie dzielmy czytelników na „prawdziwych” i „nieprawdziwych”.






piątek, 27 stycznia 2017

Monica Ali – „Brick Lane”












Wydawnictwo: ZYSK I SK-A
Poznań 2009
Tytuł oryginału: Brick Lane
Przekład: Tomasz Bieroń





Brick Lane to długa i wąska ulica we wschodniej części Londynu, która mieści się na osiedlu Tower Hamlets. Biegnie od Whitechapel High Road aż za Bethnal Green Road, natomiast niezbyt szerokie drogi ozdobione wąskimi i ceglanymi kamienicami wiją się gęsto, tworząc w tej okolicy charakterystyczny drobnomieszczański krajobraz. Powoduje to nieznaczny ruch komunikacyjny, zaś każdą drogę oraz ścieżkę zapełniają restauracje, kawiarnie i galerie. Zwalniając nieco kroku, można poczuć się, niczym na prawdziwym wielkomiejskim spacerze. To właśnie w tej okolicy skupia się bengalska społeczność, tworząc z niej stolicę curry.

Autorka powieści Brick Lane pochodzi z Bangladeszu. Urodziła się w Dhace (stolica), natomiast w wieku trzech lat wraz z rodzicami wyemigrowała do Anglii. Jej ojciec pochodzi z Mojmoszinho – miasta leżącego w północnej części Bangladeszu. W Anglii Monica Ali uczęszczała do Bolton School, a następnie studiowała filozofię, psychologię i ekonomię w Wadham College w Oksfordzie. Dlatego też historia opisana przez nią w książce jest autentyczna, choć postacie oraz zdarzenia w niej zawarte stanowią fikcję literacką. 

Brick Lane to historia młodej kobiety, która w wieku siedemnastu lat, będąc jeszcze w Bangladeszu, poślubia o wiele starszego od siebie mężczyznę, którego przeznaczył dla niej ojciec. Po ślubie wraz z mężem, Nazneen Ahmed opuszcza swoją rodzinną wioskę – Guripur – i wyjeżdża do Londynu, gdzie zamieszkuje na osiedlu Tower Hamlets. Ponieważ podczas porodu akuszerka stwierdziła, że Nazneen urodziła się martwa, dziewczyna jest przekonana, że ciąży na niej swego rodzaju fatum. To przekonanie pogłębia dodatkowo fakt, iż matka od wczesnego dzieciństwa uczyła ją, że należy bez względu na wszystko godzić się z losem, a ratunku szukać w modlitwie. Nazneen, żyjąc w takim przekonaniu, nie skarży się i bez cienia buntu służy mężowi, zaś jedyną jej radością jest oglądanie w telewizji jazdy figurowej na lodzie.


Meczet przy Brick Lane 
Kiedyś w tym budynku znajdował się kościół, a potem synagoga.
źródło (Creative Commons)


Mąż Nazneen – Chanu Ahmed – to mężczyzna w średnim wieku, który szczyci się tym, że jest człowiekiem wykształconym i dlatego też nie traktuje swojej żony jak inni muzułmanie, co głównie przejawia się w tym, że jej nie bije. Chyba powinna być mu wdzięczna, prawda? Chanu praktycznie przy każdej okazji zwraca uwagę na swoje dyplomy, którymi można obklejać ściany, oraz na swój wielki brzuch, który z kolei traktuje z niezwykłą czułością, niemalże jak własne dziecko. Stale też czyta wszelkiego rodzaju książki, ale mimo tego czuje, że w pracy jest niedoceniany. Jego najbliższym przyjacielem jest lekarz – doktor Azad. W rezultacie – po wielu latach – mężczyzna rzuca pracę w zakładzie, o którym nie wie nawet jego żona, i postanawia zostać „wykształconym” taksówkarzem.

Niedługo po ślubie Nazneen rodzi syna, który niedługo potem umiera. Natomiast po kilku latach na świat przychodzą dwie córki – starsza Shahana i młodsza Bibi. Życie Ahmedów biegnie niezwykle spokojnie. Chanu pracuje, Nazneen zajmuje się prowadzeniem domu i krawiectwem, zaś córki nie sprawiają większych kłopotów wychowawczych. Czasami tylko zdarza się, że Shahana, wkraczając w nastoletni okres buntu, niezbyt grzecznie odpowie ojcu, a on w zamian grozi jej, że któregoś dnia posieka ją na kawałki.

Wydanie z 2003 roku
Nazneen oprócz spotkań z przyjaciółkami z Tower Hamlets, regularnie koresponduje również ze swoją siostrą – Hasiną – która mieszka w Dhace. Jako bardzo młoda dziewczyna, Hasina uciekła z domu, czym naraziła się na dozgonny gniew ojca. Kobieta wie, że już nie może wrócić do wioski, bo wówczas mogłaby nawet stracić życie. Dlatego też listy od Nazneen są dla niej jedynym kontaktem z rodziną.

Pewnego dnia Chanu wpada na pomysł, z którym praktycznie nosił się od zawsze. Pragnie wrócić w swoje rodzinne strony. Wydaje się, że największe niezadowolenie z tego faktu okazuje starsza córka, ale tak naprawdę to Nazneen ma powód, aby pozostać w Londynie. Tym motywem jest młody Karim, z którym Nazneen regularnie zdradza męża. To właśnie ten młody chłopak, zlecający jej krawiectwo, budzi w Nazneen uczucia, o których istnieniu do tej pory nie miała pojęcia. Pomimo że kobieta ma ogromne wyrzuty sumienia, to jednak nie potrafi przerwać romansu. Natomiast, gdy po 11 września 2001 roku nie tylko w środowisku muzułmańskim zaczyna wrzeć, Nazneen bardzo chętnie uczestniczy w spotkaniach, które prowadzi Karim, a które mają charakter polityczny, co następnie skutkuje zamieszkami na Brick Lane. Niemniej, Chanu nie zamierza zrezygnować z powrotu do Bangladeszu i robi wszystko, aby swoje plany wprowadzić w czyn. Czy mu się to uda? Czy jeszcze kiedyś zobaczy swoje rodzinne strony? Czy mężczyzna w swoich planach nie będzie brał pod uwagę zdania rodziny? Czy romans Nazneen wreszcie wyjdzie na jaw? A jeśli tak, to co się wtedy z nią stanie? 

Sięgając po Brick Lane sugerowałam się głównie tym, że książka praktycznie nie miała – i chyba nadal nie ma – złych opinii. Przeczytałam ją bowiem kilka lat temu. Wszystkie recenzje, z którymi się zapoznałam zapewniają, że powieść wzrusza do łez. Natomiast sama Autorka, dzięki tej właśnie książce, została wyniesiona do rangi jednego z najbardziej fascynujących nowych głosów brytyjskiego powieściopisarstwa. Prócz tego, w 2007 roku powieść doczekała się również ekranizacji, której niestety do tej pory nie miałam jeszcze przyjemności obejrzeć, ale oglądając zwiastun filmu mogę jedynie domyślać się, że tym razem adaptacja filmowa przerosła prozę.


Satish Kaushik jako Chanu Ahmed & Tannishtha Chatterjee w roli Nazneen Ahmed
w ekranizacji Brick Lane (2007).
reż. Sarah Gavron


Choć mnie ta książka raczej nie wzruszyła, to jednak trzeba przyznać, że Monica Ali dotyka w niej naprawdę istotnych problemów dotyczących świata muzułmańskiego. Opowiada bowiem o biedzie wschodniego Pakistanu, o islamie oraz o długo tłumionych uczuciach, które w końcu znajdują swoje ujście. Monica Ali zadbała również o wiarygodność opisywanych zagadnień, używając pojęć, które ściśle wiążą się z realiami, jakie spotykamy na kartach powieści. I tak oto możemy przeczytać, czym są na przykład:

  • szondesz (deser w postaci kulek stopionej melasy, cukru i ciecierzycy),
  • kiczuri (smażony ryż z przyprawami),
  • brindżal (bakłażan),
  • dżamdani (jedwab z tkanym wzorem kwiatowym).

Tego typu określeń w treści jest znacznie więcej, dlatego też czytelnik może je sobie przyswoić, aby na przyszłość, kiedy natknie się na nie w jakiejś innej publikacji, mógł je bez problemu zrozumieć. Takie używanie zwrotów bengalskich również w pewnym stopniu przybliża świat muzułmański, a szczególnie jego kulturę. Autorka pokazuje również – może niezbyt wyraźnie, ale jednak – na czym polega prawdziwy islam. Wydaje mi się, że pisząc tę powieść Monica Ali chciała ukazać czytelnikowi różnice pomiędzy autentycznym muzułmaninem i jego przekonaniami a terroryzmem, z którym obecnie niestety kojarzy nam się ta religia.








wtorek, 24 stycznia 2017

Paullina Simons – „Pieśń o poranku”














Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: A Song in the Daylight
Przekład: Katarzyna Malita





Kiedy człowiek czuje, że ma już wszystko, a życie obeszło się z nim naprawdę łagodnie w porównaniu do innych, wówczas zaczyna zastanawiać się nad celem swojej dalszej egzystencji. Możliwe, że popadł już w rutynę, a codzienne czynności wykonywane do tego samego schematu nie sprawiają mu takiej przyjemności, jak miało to miejsce kiedyś. Matka, która spędza całe dnie w domu, opiekując się dziećmi nierzadko czuje, że życie wymyka jej się z rąk i tak naprawdę nic dobrego już jej nie czeka, choć najmocniej na świecie kocha swoją rodzinę i oddałaby za nią życie. Mąż większość czasu spędza w pracy i jedyne, co go interesuje, to ciepły obiad na stole oraz zapewnienie bliskim egzystencji na godnym poziomie. Takie rozumowanie nie jest złe, dopóki nie przysłoni innych istotnych spraw. Bywa bowiem tak, że małżonkowie uparcie podążają tą samą drogą już od wielu lat, nie mając ani czasu, ani ochoty na zmianę. Wtedy może zdarzyć się tak, że nieoczekiwanie ktoś inny pojawi się w ich życiu i pokaże im, że przecież jeszcze nie wszystko stracone i można żyć inaczej. Wystarczy tylko podjąć odważną decyzję i pozwolić porwać się emocjom, idąc za głosem serca.

Rutyna, która tak uwierała przez ostatnie lata przykładnego małżeńskiego życia może zatem odejść w zapomnienie, bo oto nagle przed naszymi oczami pojawi się zupełnie inna perspektywa, a ktoś właśnie uświadomi nam, że najwyższa pora, aby znów zacząć myśleć tylko o sobie. Nasze pragnienie zmiany życia będzie wówczas tak ogromne, że odrzucimy wszelkie wyrzuty sumienia i pójdziemy za tym, co dyktuje nam serce. Niestety, nie zawsze decyzje podejmowane pod wpływem emocji są rozważne. Często zdarza się tak, że w ich wyniku krzywdzimy tych, którzy do tej pory stanowili sens naszego życia i obdarzali nas bezgranicznym zaufaniem. Czy zatem warto jest porzucić męczącą rutynę i zacząć życie z kimś nowym, z dala od tego, czemu poświęciliśmy większość swojego życia? Czy budowanie własnego szczęścia na nieszczęściu bliskich naprawdę przyniesie nam spełnienie? Możliwe, że na początku tak właśnie będzie, lecz po jakimś czasie – kiedy już opadną emocje – będą nas maltretować wyrzuty sumienia, a umysł stale będzie nam podsuwał obrazy z przeszłości i twarze bliskich, których porzuciliśmy, aby zacząć żyć inaczej. Może jednak lepiej spróbować coś zmienić w towarzystwie tych, którzy dzielą z nami życie?

W takich sytuacjach, jak ta opisana powyżej bardzo często w grę wchodzi prowadzenie podwójnego życia, które nierzadko wiąże się ze zdradą małżeńską. Powszechnie przyjęło się, że to rodzina jest najważniejsza, lecz istnieje ryzyko, że jest to tylko utarty banał, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że wielu ludzi porzuca ją, aby zacząć nowy etap życia. Tak właśnie postąpiła główna bohaterka powieści Paulliny Simons – czterdziestoletnia Larissa Stark. Kobieta posiada wszystko to, o czym inni mogą jedynie pomarzyć. Otóż ma kochającego męża i troje wspaniałych dzieci. Starkowie żyją na naprawdę wysokim poziomie, choć zawodowo pracuje tylko Jared. To on zajmuje się domowym budżetem. Mężczyzna jest zatrudniony w Prudential, więc zna się na finansach, jak nikt inny. Poza tym zarabia naprawdę dużo, a to pozwala na to, aby jego rodzina nie narzekała na brak pieniędzy. Larissa zajmuje się dziećmi, choć tęskni za pracą zawodową. Kiedyś zajmowała się teatrem, a nawet zdarzało jej się wyreżyserować jakąś sztukę. Wie jednak, że rodzina jest najważniejsza i to jej należy poświęcić swój czas. Z drugiej strony kobieta nie ma go zbyt wiele, aby móc pracować. Zajmowanie się domem jest dla niej naprawdę niezwykle absorbujące, pomimo że zatrudnia pomoc domową.


Ratusz w Summit w stanie New Jersey
W budynku znajdują się posterunek policji, sala sądowa, garaż
oraz wiele innych pomieszczeń. 

fot. Tom Sulcer
źródło


Starkowie żyją jak typowa amerykańska rodzina. Mieszkają w Summit, miasteczku leżącym w stanie New Jersey. Posiadają przyjaciół, z którymi spotykają się dość często. Podczas tych spotkań dyskutują na rozmaite tematy, nawet na te zahaczające o filozofię. Oczywiście każdy z przyjaciół posiada swoje własne problemy, którymi dzieli się z resztą towarzystwa. Wygląda więc na to, że wszyscy mogą liczyć na siebie wzajemnie. W dodatku Larissa utrzymuje też kontakt z przyjaciółką z dzieciństwa, która obecnie mieszka na Filipinach, gdzie wraz ze swoim narzeczonym angażuje się we wszelkiego rodzaju protesty przeciwko władzy. Czego zatem można chcieć więcej? Okazuje się, że Larissa jednak nie do końca jest zadowolona ze swojego życia. Męczy się w zamknięciu i rutynie dnia codziennego. Pragnie znów być aktywna zawodowo, dlatego też jeden z przyjaciół spieszy jej z pomocą i proponuje pracę w swoim teatrze. Nie jest to jednak to, o czym kobieta marzy, pomimo że przyjmuje jego ofertę, bo przecież lepsze to niż nic.

Kiedy zbliżają się czterdzieste urodziny Larissy, jej mąż Jared pragnie zrobić żonie niespodziankę. A ponieważ stać go na kosztowny prezent, zabiera ją do salonu samochodowego, gdzie kupuje jej sportowego jaguara. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że właśnie przyczynił się do rozpadu własnej rodziny. Otóż okazuje się, że jednym ze sprzedawców w salonie jest młody, dwudziestoletni chłopak, którego Larissa już kiedyś spotkała. Od tego momentu zaczyna się podwójne życie Larissy Stark, o którym ani Jared, ani tym bardziej dzieci nie mają pojęcia. Kobieta jest mistrzynią w tym, co robi. Jej kamuflaż jest tak doskonały, że nikt nie ma najmniejszego pojęcia, iż ta wzorowa żona i matka w każdy poniedziałek na kilka godzin opuszcza rodzinę, aby uprawiać gorący seks ze swoim młodym kochankiem. Pewnego dnia Larissa Stark zwyczajnie znika, nie pozostawiając żadnych śladów, które mogłyby pomóc w zrozumieniu tego, co się z nią stało. Czy wyjechała? A jeśli tak, to w czyim towarzystwie? A może uległa jakiemuś wypadkowi i teraz leży gdzieś nieprzytomna albo nieżywa? Dlaczego opuściła męża i dzieci, które rzekomo tak bardzo kochała? Czy jeszcze kiedyś jej bliscy ją zobaczą? Czy Larissa wróci do domu? Może gdy się już wyszaleje i zrozumie, jak wiele straciła, przybiegnie do męża z podkulonym ogonem i będzie go błagać o wybaczenie? Co zrobi zrozpaczony Jared, kiedy już do tego dojdzie? Czy taką zdradę można wybaczyć?

Wydanie amerykańskie z 2010 roku
Wyd. HARPER
Po lekturze Dziewczyny na Times Square, która wywarła na mnie naprawdę ogromne wrażenie, postanowiłam sięgnąć po następną powieść Paulliny Simons. Niestety, kolejna książka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Możliwe, że stało się tak, ponieważ zbyt wiele od niej oczekiwałam. Oczywiście historia opowiedziana na kartach Pieśni o poranku kryje w sobie drugie dno i stanowi, jak gdyby przestrogę skierowaną do tych osób, które dają ponieść się emocjom i z ich powodu rzucają wszystko, co było dla nich do tej pory naprawdę ważne, aby zacząć nowe życie w miejscu niedostępnym dla ludzi z ich przeszłości. W tej powieści ukryte jest również ostrzeżenie przed łatwowiernością. Larissa ufa bezgranicznie, ponieważ pożądanie fizyczne przesłania jej wszelkie wady swojego dwadzieścia lat młodszego kochanka. Ta różnica wieku sprawia, że oni tak naprawdę nadają na różnych falach, lecz kobieta zupełnie tego nie dostrzega. Może przy chłopaku, który mógłby być jej synem, pragnie się odmłodzić? A może czuje się przy nim atrakcyjniejsza niż przy mężu, który już dawno wkroczył w fazę wieku średniego?

Pieśń o poranku nie należy do najcieńszych książek, dlatego też w pewnym momencie zaczynałam zastanawiać się nad sensem pisania tak grubych powieści, skoro tak naprawdę przez większość akcji czytelnik czuje się jedynie znudzony fabułą. Pierwsze strony tej historii prezentują się zachęcająco, ponieważ Autorka wprowadza nastrój tajemniczości, bo oto nagle znika główna bohaterka i nikt nie wie gdzie ani z kim jest, a potem cofamy się w czasie i poznajemy codzienne życie Starków, które zwyczajnie jest nużące. Najprawdopodobniej to właśnie ta nuda, która udziela się także czytelnikowi, spowodowała, że Larissa zapragnęła czegoś więcej. Podobnie jak sam czytelnik. On również pragnie czegoś więcej, a tym czymś jest dynamika powieści. Gdyby akcja nie była tak bardzo rozwleczona, wówczas zapewne tę książkę czytałoby się dużo lepiej.

Książka stanowi typową powieść obyczajową, choć w pewnym momencie można ulec złudnemu wrażeniu, że będzie także zawierała elementy kryminału. Nie jest to historia, która może porwać czytelnika, natomiast jedynym zaskoczeniem jest tutaj jej zakończenie. Niestety, na ten emocjonalny szok musimy czekać aż do ostatniego rozdziału. Oczywiście przez cały ten czas możemy analizować postępowanie Larissy Stark i oceniać ją krytycznie lub tłumaczyć jej zachowanie. Do mnie ta postać zupełnie nie przemówiła i przez cały czas stałam po stronie Jareda Starka, ponieważ to on jest tutaj najbardziej pokrzywdzony. Oczywiście są też dzieci, które w niczym nie zawiniły, a jednak również mocno cierpią. Niemniej, to nie moja antypatia względem głównej bohaterki sprawiła, że książki nie oceniam za dobrze, choć z drugiej strony mogłabym przyznać, że po zaginięciu kobiety akcja nieco nabiera tempa. W moim postrzeganiu tej książki jest zatem trochę sprzeczności, lecz nie zmienia to faktu, że po Pieśni o poranku oczekiwałam czegoś zgoła innego i lepszego w wykonaniu.

Możliwe, że powieść przypadnie do gustu wielbicielom twórczości Paulliny Simons, którzy okażą się bezkrytyczni w jej ocenie. Z kolei czytelnicy lubiący klasyczne powieści obyczajowe też nie powinni poczuć się rozczarowani. Jeśli natomiast chodzi o sceny erotyczne, to jest ich tutaj całkiem sporo, co może przyciągnąć uwagę tych, którzy lubią w powieściach nieco pikantniejsze wątki, choć mimo to Pieśni o poranku na pewno nie można zaliczyć do literatury erotycznej. Mam nadzieję, że inne książki Paulliny Simons bardziej mnie wciągną. Czekam zatem co najmniej na powtórkę wrażeń, które otrzymałam po przeczytaniu Dziewczyny na Times Square.








poniedziałek, 23 stycznia 2017

Agnieszka Lingas-Łoniewska – „Piętno Midasa”













Wydawnictwo: NOVAE RES
Gdynia 2016






Chyba każdy z nas wie, że prowadzenie podwójnego życia jest bardzo ryzykowne. W najmniej oczekiwanym momencie możemy bowiem zostać zdemaskowani i wtedy trzeba będzie ponieść konsekwencje swoich czynów. Generalnie prowadzenie podwójnego życia kojarzy nam się ze zdradą małżeńską. Należy jednak pamiętać, że nie zawsze taki styl życia wiąże się z posiadaniem kochanki czy kochanka, w zależności od tego, kto zdradza. Czasami jest tak, że podwójne życie bądź podwójna tożsamość mają związek z prowadzeniem jakichś szemranych interesów, o których najbliższe otoczenie nie może się dowiedzieć. Człowiek tylko z pozoru wydaje się uczciwy i szczery wobec bliskich, zaś tak naprawdę skrywa w sobie tajemnice, których ujawnienie mogłoby być katastrofalne w skutkach. Może zdarzyć się więc tak, że dopiero po latach albo po śmierci osoby prowadzącej podwójne życie rodzina i znajomi dowiadują się, kim ten człowiek był naprawdę. Wtedy na jaw wychodzą sprawy, które są w stanie wstrząsnąć nie tylko wąskim środowiskiem lokalnym, ale również rozprzestrzenić się na szeroką skalę.

Ludzie od zarania dziejów pragną żyć na poziomie, który zapewniałby im dostatnie życie, lecz często do swojego bogactwa dochodzą nieuczciwie, krzywdząc innych. Są też tacy, którzy pragną wyrwać się ze środowiska, które nie tylko ma na nich zły wpływ, ale także sprawia, iż zwyczajnie się w nim duszą. Wtedy na ich drodze może pojawić się ktoś wpływowy, kto wyciąga do nich rękę i oferuje pomoc. Nie zawsze jednak ta pomoc jest bezinteresowna. Nierzadko trzeba za nią płacić i to przez długie lata, w związku z czym trudno jest wydostać się spod „opieki” dobroczyńcy. Wszystko zależy bowiem od tego, kto tak naprawdę pomaga i dlaczego to robi. Możliwie, że chce nas od siebie uzależnić i wykorzystać do swoich własnych celów. Nie pozwala na podejmowanie samodzielnych decyzji ani też na życie, które chcemy prowadzić bez uzależniania się od kogokolwiek. Co zatem zrobić, aby móc wyrwać się spod takiej kontroli i nie ściągnąć na siebie i bliskich niebezpieczeństwa? Czy w ogóle jest szansa na to, żeby zacząć wreszcie normalnie żyć bez wiecznego oglądania się za siebie?

Jakub Rojalski to nieziemsko przystojny mężczyzna po czterdziestce. Mieszka samotnie na jednym z wrocławskich osiedli i stara się nikomu nie wchodzić w drogę. Nie posiada rodziny, a i znajomych też nie ma zbyt wielu. Kiedy zajdzie potrzeba, wówczas pomaga sąsiadom, czym zyskuje sobie ich wdzięczność. Jakub pasjonuje się fotografią, która pozwala mu w miarę godnie żyć. Na jego zdjęciach można zobaczyć głównie zabytkowe budynki, ale czasami też fotografuje ludzi. Nie jest z nikim związany, choć z uwagi na swoją nieprzeciętną urodę nie może powiedzieć, że brak mu powodzenia u kobiet. Niemniej, nie ma zamiaru wiązać się na stałe. Owszem, nie pogardzi jakąś przelotną znajomością na jedną noc, ale to wszystko. Bardzo często wraca myślami do przeszłości, która spędza mu sen z powiek. W pewnym momencie coś się jednak zmienia. W życiu Jakuba pojawiają się dwie piękne kobiety…

Kuba Król to chłopak, którego czas dorastania przypadł na przełom lat 80. i 90. XX wieku. Pochodzi z patologicznej rodziny. Matka to prostytutka zarabiająca na życie w pobliskim burdelu, natomiast ojciec jest alkoholikiem grającym nałogowo w karty z kumplami od kieliszka. Pomimo tak parszywej sytuacji rodzinnej, Kuba pragnie od życia czegoś więcej. Nie chce skończyć w taki sam sposób, jak jego rodzice. Chłopak jest bardzo zdolny i inteligentny, więc w szkole nie idzie mu źle. Ale są tacy, z którymi musi walczyć. Nie zawsze udaje mu się ukryć przed ich ciężkimi pięściami. Jest inny, a oni tego bardzo nie lubią. Pewnego dnia Kuba poznaje dziewczynę i zakochuje się w niej z wzajemnością. Dagmara pochodzi z rodziny, której nie można niczego zarzucić, dlatego to chyba cud, że w ogóle zwróciła uwagę na kogoś takiego, jak Kuba. Ba! Nawet jej rodzice go zaakceptowali. Lecz to jeszcze nie wszystko. Otóż któregoś dnia Kuba Król spotyka na swojej drodze Grabarza…

Midas to płatny zabójca. Bez mrugnięcia okiem rozwala każdego, na kogo akurat jest zlecenie. Tak jak bohater greckich mitów był uzależniony od złota, tak on nie może uwolnić się od śmierci. Jest naprawdę doskonały w tym, co robi. Jeśli ktoś nawali, wtedy wysyłają właśnie jego, bo wiedzą, że nie spudłuje i doprowadzi sprawę do końca. Swoją profesję uprawia już dość długo i nie wygląda na to, aby miał przestać. Zarabia na tym krocie. Nie tylko polska policja depcze mu po piętach, ale też ta o zasięgu międzynarodowym. Jednak Midas jest zawsze o krok przed organami ścigania, co doprowadza policjantów do białej gorączki. Najbardziej wyczulona na jego imię jest inspektor Karolina Linde. Policjantka za punkt honoru postawiła sobie ujęcie Midasa i doprowadzenie do jego skazania. Niestety, okazuje się, że nie jest to takie proste. W pewnym momencie śledztwo wcale nie posuwa się do przodu, a Midas wciąż zabija…





Co zatem łączy tych trzech mężczyzn? Jak wiele wspólnego mają ze sobą i który z nich wygra wcale niełatwą wewnętrzną walkę? Walkę, która pozostawi po sobie dotkliwe rany, a te nie wiadomo czy kiedykolwiek się zabliźnią. A może Rojalski, Król i Midas to ten sam mężczyzna? Czy w takim razie możliwe jest, aby jeden człowiek stanowił zlepek tak ogromnych sprzeczności? Co takiego musi wydarzyć się, aby nikt już nie czuł się zagrożony ze strony Midasa? Czy Jakub Rojalski uwolni się wreszcie od koszmarów przeszłości i zacznie normalnie żyć u boku którejś z kobiet. Czy w końcu zazna szczęścia? A co stanie się z Kubą Królem – chłopakiem, który chciał jedynie wydostać się z patologii, w jakiej przyszło mu żyć? Który z nich zwycięży, a który się podda i odejdzie w zapomnienie?

Piętno Midasa to powieść, która na rynku wydawniczym ukazała się w zeszłym roku i praktycznie jeszcze przed jej oficjalną premierą było wiadomo, że zdobędzie tytuł bestsellera. Tematyka książki jest niezwykle oryginalna. Agnieszka Lingas-Łoniewska skupiła się na wielu aspektach społecznych. Z jednej strony mamy bowiem wewnętrzny konflikt jednostki i praktycznie do samego końca nie wiadomo, w jaki sposób ta walka się zakończy. Z drugiej strony pojawia się przemoc domowa, która wciąż stanowi aktualny temat, i należy o niej mówić i pisać. Jest też miłość, dla której bohaterowie są w stanie zrobić praktycznie wszystko, nawet zdradzić to, co jest uważane za ściśle tajne. Czytelnik jest także świadkiem prawdziwej przyjaźni, która sprawia, że można dla niej wręcz zabić. Ale to nie wszystko. W pewnym momencie pojawia się również tak przemożna chęć zemsty, że bohaterom trudno jest powstrzymać się przed podjęciem tego ostatecznego kroku. Tak więc linia fabularna jest skonstruowana w taki sposób, aby czytelnik miał pełny obraz zagadnień poruszanych na kartach książki. Powieść Piętno Midasa to także dramat w odniesieniu nie tylko do jednostki, lecz także w nieco szerszym kontekście, ponieważ każde kolejne wydarzenie pociąga za sobą następne. I tak aż do samego końca.

Kiedyś pisałam już, że Agnieszka Lingas-Łoniewska potrafi doskonale tworzyć epilogi. W Piętnie Midasa mamy możliwość wybrania zakończenia według własnego uznania. Autorka zaproponowała bowiem dwa różne rozwiązania i w zależności od tego, które z nich czytelnik wybierze, będzie mógł inaczej ocenić wcześniejsze postępowanie poszczególnych bohaterów. Będzie można wtedy zadawać sobie szereg pytań, z których chyba najważniejsze jest to dotyczące prawdziwej miłości i lojalności. Co postawimy wyżej: uczucie czy obowiązek? Czy w imię miłości będziemy w stanie porzucić zasady, które nam wpajano przez lata i kierować się jedynie sercem, wierząc, że to, co robimy naprawdę jest słuszne, choć niezgodne z prawem? Z kolei patrząc na ten sam problem z drugiej strony można zastanawiać się, czy będziemy mogli żyć z poczuciem winy, gdy zawiedziemy zaufanie człowieka, któremu jeszcze tak niedawno wyznawaliśmy miłość? W tych dwóch epilogach Agnieszka Lingas-Łoniewska porusza naprawdę poważne dylematy moralne. Nie jest to tylko granie na emocjach czytelnika, lecz w tych końcowych scenach tkwi coś znacznie poważniejszego. Ukryte jest tam drugie dno, które należy odkryć, aby w pełni pojąć przesłanie powieści.

Piętno Midasa zawiera w sobie także elementy zaskoczenia, czego przykładem jest znajomość Jakuba Rojalskiego i Anny Szymańskiej. Ten wątek tylko z pozoru może wydawać się niezrozumiały, lecz kiedy dotrzemy do końca powieści, wówczas zdamy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę przez cały czas pełnił on w książce zasadniczą rolę. Pojawia się również postać znana z innych książek Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, co także jest swego rodzaju zaskoczeniem i jednocześnie ukłonem w stronę czytelników zafascynowanych serią powieściową Zakręty losu. Myślę, że do sięgnięcia po powieść nie trzeba nikogo specjalnie zachęcać. To jedna z tych lektur, które budzą w czytelniku sprzeczne emocje, podobnie jak sprzeczni są wykreowani przez Autorkę bohaterowie. Uważam, że jest to literatura przeznaczona nie tylko dla kobiet. Tym razem chciałabym ją polecić również mężczyznom. 










sobota, 21 stycznia 2017

Zanim zaczęłam prowadzić badania do „Pani Einstein”, nie miałam pojęcia, że Albert i Mileva mieli przed ślubem dziecko ...







ROZMOWA Z MARIE BENEDICT



Marie Benedict jest prawnikiem procesowym z długoletnim doświadczeniem i pracującym dla dwóch czołowych kancelarii w kraju. Jest absolwentką Boston College i Boston University School of Law. Podczas gdy Marie praktykowała jako adwokat, marzyła o fascynującej pracy dotyczącej odkrywania losów kobiet znanych z historii. Ostatecznie zdecydowała się zacząć pisać. Książką zatytułowaną „Pani Einstein” rozpoczęła nową serię powieści historycznych. Wspomniana powieść opowiada o pierwszej żonie Alberta Einsteina, która również była fizykiem. Możliwe, że Mileva Marić miała wpływ na pracę swojego męża. Marie Benedict tworzy także jako Heather Terrell. Do tej pory opublikowała takie powieści historyczne jak „The Chrysalis”, „The Map Thief” oraz „Brigid of Kildare”. Jest również autorką serii „Fallen Angel” i „Ksiąg Ewy”*. W Polsce premiera książki „Pani Einstein” odbyła się 11 stycznia 2017 roku.





Agnes A. Rose: Marie, bardzo dziękuję, że zgodziłaś się przyjąć moje zaproszenie do rozmowy. Jestem bardzo szczęśliwa, że możemy porozmawiać o Twoich książkach. Zacznijmy od tego, że jesteś prawnikiem. Co sprawiło, że zdecydowałaś się tworzyć fikcję literacką? Czy chciałaś zapomnieć o swojej pracy zawodowej i skupić się na czymś, co dawało Ci więcej przyjemności?

Wyd. ZNAK HORYZONT
Kraków 2017
tłum. Natalia Mętrak-Ruda
Marie Benedict: Choć lubiłam pracować jako prawnik procesowy w zakresie prawa handlowego w Nowym Jorku, to jednak zawsze – od najmłodszych lat – byłam uzależniona od niezliczonej ilości historii, szczególnie kobiet żyjących w przeszłości. Pewnej nocy, gdy pracowałam do późna w swojej kancelarii, przyjaciel zadał mi pytanie, które sprawiło, że zrodził się pomysł na powieść. Od tamtego momentu piszę i jestem bardzo szczęśliwa, że jestem w stanie skupić się wyłącznie na pisaniu.

AAR: Jak wspomniałam wyżej, marzyłaś o pracy, która pozwoliłaby Ci odkrywać losy kobiet znanych z historii. Myślę, że ten fakt mógł spowodować, że zainteresowałaś się życiem Milevy Marić. Jak natknęłaś się na jej historię? Co zmotywowało Cię do napisania o tej kobiecie?

MB: Pewnego wieczoru czytałam jednemu z moich synów biografię Alberta Einsteina przeznaczoną dla dzieci, a wydaną przez wydawnictwo Scholastic. W książce wspomniano, że jego pierwsza żona również była fizykiem, a on studiował z nią na uniwersytecie. Zaczęłam zastanawiać się, kim była ta kobieta i jaką rolę mogłaby odegrać w pracy wielkiego naukowca. Gdy zaczęłam zgłębiać temat, historia Milevy Marić stała się jeszcze bardziej intrygująca i ważna.

AAR: Niektórzy historycy mówią, że pierwsza żona Alberta Einsteina przyczyniła się do powstania jego wczesnych prac, lecz wciąż nie wiemy jak istotne były jej rola i udział w tych badaniach. Co o tym sądzisz?

MB: Choć myślę, że nigdy nie poznamy w pełnym zakresie jej udziału w jego pracach, to jednak wiemy, że Mileva była dobrze wykształcona i niezwykle inteligentna, i że ona i Albert przez długi czas byli partnerami w pracy i podczas studiów. Biorąc pod uwagę przeszłość Milevy i charakter jej związku z Albertem, czyż nie powinien na innych spoczywać ciężar udowodnienia tego, że nie odegrała ona żadnej roli w jego naukowych odkryciach?

AAR: Jaki jest najbardziej interesujący albo może zaskakujący fakt, na który natknęłaś się podczas studiowania materiałów do „Pani Einstein”?

MB: Zanim zaczęłam prowadzić badania do „Pani Einstein”, nie miałam pojęcia, że Albert Einstein i Mileva Marić mieli przed ślubem dziecko – to dziewczynka o imieniu Lieserl – i nie rozumiałam, w jaki sposób dziecko wpłynęło na życie Milevy. Fakt ten był zdumiewający, szczególnie w odniesieniu do kluczowej roli, jaką odegrał w życiu Milevy.  

AAR: Co okazało się najtrudniejsze podczas pisania „Pani Einstein”?

MB: Taką ironiczną postacią jest Albert Einstein, najprawdopodobniej najbardziej znany na świecie naukowiec i jedna z bardziej znanych osób, które kreowałam podczas tworzenia tej historii, co niekoniecznie czyni go trudnym do opisania, zwłaszcza że jego wizerunek w „Pani Einstein” nie jest całkowicie zgodny z obrazem wielkiego naukowca, w jaki wierzy większość ludzi.

AAR: „Pani Einstein” została wydana w Ameryce kilka miesięcy temu. Czy mogłabyś nam powiedzieć jak zareagowali na nią Twoi amerykańscy czytelnicy?

MB: Byłam niesamowicie szczęśliwa z powodu wspaniałego przyjęcia jej przez moich czytelników. Książkę bardzo chwalono i komplementowano, a historia Milevy Marić wydaje się być odbierana inaczej przez różnych ludzi – było to zdziwienie, że jej historia nigdy nie została opowiedziana, złość, że jej możliwy wkład w pracę Alberta Einsteina został zapomniany lub przytłumiony, rozczarowanie, że jej emocjonalne i troskliwe wsparcie Einsteina podczas krytycznego okresu w jego karierze zostało zmarginalizowane, albo smutek z powodu straszliwych strat, jakie poniosła Mileva. Mogłabym wymieniać bez końca!


Albert Einstein (1879-1955) ze swoją pierwszą żoną Milevą Marić (1875-1948)
Zdjęcie zrobiono w 1912 roku.
autor nieznany


AAR: Piszesz również jako Heather Terrell. Czy to Twój pseudonim literacki? Dlaczego piszesz, używając dwóch nazwisk?

MB: Moje wszystkie wcześniejsze powieści, czyli te, które pisałam jako Heather Terrell, zawierają w sobie motyw tajemnicy, zazwyczaj taki, który koncentruje się na problemie niezbadanego lub historycznego mitu. Podczas gdy tamte powieści różnią się w kwestii gatunku, to jednak są do siebie wzajemnie podobne. Moje nowe powieści, z których pierwszą jest „Pani Einstein”, będą beletrystyką historyczną skoncentrowaną na nieopowiedzianych losach kobiet znanych z historii, które mają istotny wpływ na charakter naszego współczesnego życia.

AAR: Jesteś również autorką paranormalnej serii dla młodzieży. Czy mogłabyś nam powiedzieć coś więcej o tych książkach?

MB: Ta seria – zatytułowana „Fallen Angel” – analizuje podobne tematy, a mianowicie dotyczące niezgłębionych tajemnic historycznych, chociaż ta analiza skupia się na innym gatunku i posiada szerszy zasięg. W tej serii zgłębiłam genezę mitu o wampirze i tego, jak ta kwestia jednocześnie wyglądała w różnych kulturach.

AAR: Niektórzy polscy recenzenci próbują porównać serię „Księgi Ewy” do trylogii „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins. Czy zgadzasz się z tym? Czy inspirowałaś się tymi książkami? A może jest to jedynie trik marketingowy użyty przez wydawców i powtarzany przez czytelników?

MB: Seria „Igrzyska śmierci” była imponująca i jest mi bardzo miło z powodu takiego porównania. Jeśli istnieją jakiekolwiek podobieństwa pomiędzy tymi dwoma seriami, to jednak nie są one zamierzone.

Wydanie amerykańskie
Wyd. SOURCEBOOKS LANDMARK
USA, październik 2016
AAR: A teraz powróćmy do historii. Dlaczego interesujesz się nieznanymi losami kobiet, które żyły przed nami? Nie chciałabyś pisać o kobietach, których dzieje są powszechnie znane? Myślę, że jest to łatwiejsze z powodu gromadzenia materiałów.

MB: Zagłębianie się w życie kobiet, które odegrały znaczącą rolę historyczną – ale które są mało znane – daje nam świeże i pełniejsze spojrzenie na naszą historię i na nas samych. Dlatego piszę o kobietach, których losy są w dużej mierze nieodkryte, zamiast o tych powszechnie znanych.

AAR: Czy posiadasz jakąś ulubioną kobiecą postać historyczną, którą podziwiasz? Jeśli tak, to kim ona jest i dlaczego akurat ta?

MB: Lista takich kobiet, które podziwiam, jest bardzo długa i nie mogłabym wyróżnić tylko jednej z nich.

AAR: Jeśli mogłabyś przenieść się w czasie i spotkać Milevę Marić, to o czym chciałabyś z nią porozmawiać?

MB: Bardzo chciałabym spotkać Milevę! Po spędzeniu tak dużo czasu z jej listami, czuję się tak, jakbym ją znała, choć oczywiście nigdy nie możemy znać kogoś, kto żył w przeszłości. Mam nadzieję, że Mileva i ja mogłybyśmy porozmawiać o jej najwcześniejszych aspiracjach, o jej zdumiewającym dostaniu się na uniwersytet szwajcarski, gdy tak niewiele kobiet miało wyższe wykształcenie, o tym, jak wyglądał jej związek z Albertem, i o charakterze jej roli w „cudownym roku” jego pracy, a przede wszystkim o tym, co stało się z jej drogą Lieserl.

AAR: Czy znalazłaś już kolejną nieodkrytą historię kobiety, o której chciałabyś napisać? Jeśli tak, to czy mogłabyś nam o niej opowiedzieć?

MB: Jak już wspomniałam, posiadam bardzo długą listę takich zapomnianych historii kobiet, które uwielbiam i chciałabym, aby ujrzały światło dzienne. Tak naprawdę bardzo trudno jest wybrać tylko jedną kobietę, aby móc się na niej skupić. Prawdę powiedziawszy, wybrałam już taką do mojej kolejnej książki zatytułowanej „Carnegie’s Maid”. To opowieść o kobiecie stojącej za metamorfozą słynnego amerykańskiego przemysłowca Andrew Carnegie’a, który z bezwzględnego biznesmena zmienił się w pierwszego na świecie filantropa.

AAR: Marie, jeszcze raz dziękuję Ci za tę rozmowę. Życzę Ci kolejnych sukcesów w pracy literackiej. Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć swoim polskim czytelnikom, którzy mają zamiar sięgnąć po „Panią Einstein”?

MB: Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie i zainteresowanie „Panią Einstein”!



Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here





W Polsce do tej pory wydano dwie części serii: Relikt i Pogranicze. W skład serii wchodzi również tom zatytułowany Chronicle, który jest prequelem do pierwszego tomu. Niestety, nie jest dostępny w polskim tłumaczeniu. [przyp. tłum.].