sobota, 30 lipca 2016

Karol Bunsch – „Trylogia o Aleksandrze Wielkim. Parmenion” # 2














Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Kraków 1976






W Ajgaj – pierwszej stolicy Macedonii – w czerwcu 336 roku przed naszą erą przygotowywano się do ślubu córki króla Filipa II Macedońskiego (382-336 p.n.e.) i jego żony Olimpias (ok. 375-316 p.n.e.). Wybrankiem serca królewskiej córki Kleopatry (ok. 355-308 p.n.e.) miał być Aleksander I Epirota (ok. 372-330 p.n.e.). W tym samym czasie ostatnia z ośmiu żon Filipa II – Kleopatra Eurydyka (?) – urodziła królowi syna. Niektórzy historycy twierdzą, że nie każda z ośmiu kobiet związanych z Filipem była jego prawowitą małżonką, lecz tylko zwykłą nałożnicą. W kwestii Kleopatry Eurydyki nie ma jednak wątpliwości, że była ona żoną macedońskiego króla. Tak więc Filip ucieszony z narodzin syna nadał mu imię Karanos ku czci mitycznego twórcy dynastii Argeadów, która władzę w Macedonii sprawowała w latach 700-309 przed naszą erą. 

Kleopatra i Aleksander I Epirota zwany też Aleksandrem z Molossji, pobrali się w październiku 336 roku przed naszą erą. Ślubne uroczystości stanowiły również przygrywkę do wielkiej wyprawy na Azję. Filip II Macedoński zaprosił więc przedstawicieli wszystkich greckich miast-państw, które wchodziły w skład Związku Korynckiego*, a także ważnych arystokratów greckich, artystów oraz wpływowych Macedończyków. Najważniejsze ślubne uroczystości miały mieć miejsce o świcie w teatrze. Na samym początku tychże uroczystości wprowadzono posągi dwunastu bogów olimpijskich, zaś jako trzynasty pojawił się posąg samego Filipa. Do tego momentu król czekał na zewnątrz teatru, natomiast swoim przyjaciołom polecił, aby zajęli miejsca. Z kolei gwardzistów, którzy towarzyszyli mu przez cały czas, wysłał przodem do teatru, gdzie stanęli na skraju orchestry, czyli półkolistego placu znajdującego się pomiędzy sceną a widownią.

Filip II do teatru wszedł sam. Ubrany był na biało. Kiedy zatrzymał się, aby pozdrowić tłum, wówczas jeden z gwardzistów zwany Pauzaniaszem z Orestis (?-336 p.n.e.) rzucił się na króla i zadał mu cios mieczem, a następnie uciekł. W ślad za zabójcą natychmiast pobiegło trzech innych gwardzistów, a byli to: Leonnatos z Pelli (?-322 p.n.e.), Perdikkas (ok. 365-320 p.n.e.) oraz macedoński dostojnik Attalos (?-355 p.n.e.), który był jednym z czterech synów macedońskiego szlachcica Andromenesa (?). Wszyscy synowie Andromenesa służyli potem w armii syna Filipa II – Aleksandra Macedońskiego (356-323 p.n.e.). Podczas ucieczki Pauzaniasz potknął się i wtedy został przebity włóczniami przez goniących go gwardzistów.

Pauzaniasz morduje
Filipa II Macedońskiego
podczas procesji w teatrze

Obraz został namalowany
w latach 1898-1899.
autor: Andre Castaigne (?-1930)
Starożytne źródła zgodnie podają, iż mordercą kierowały przede wszystkim motywy osobiste. Jeszcze jako młodzieniec Pauzaniasz był kochankiem Filipa II Macedońskiego, lecz gdy król przestał wykazywać nim zainteresowanie, zwracając swoją uwagę ku innemu Pauzaniaszowi, który był królewskim paziem, wówczas zraniony kochanek zaczął robić wszystko, aby tylko zakłócić spokój nowemu faworytowi króla. Wtedy też nękany chłopiec zwierzył się swemu przyjacielowi Attalosowi, iż myśli o samobójstwie. Już kilka dni później faktycznie zginął, lecz nie tyle z własnej ręki, co podczas bitwy, kiedy własną piersią zasłonił Filipa przed nadlatującym pociskiem. Możliwe, że ten pocisk stał się dla młodzieńca wybawieniem i okazją, aby swój samobójczy zamysł wprowadzić w czyn. Ponieważ Attalos pragnął zemsty za śmierć przyjaciela, zaprosił przyszłego mordercę króla na ucztę, w trakcie której spił Pauzaniasza do nieprzytomności, a potem wyśmiewając go dopuścił się na nim gwałtu na oczach zebranych biesiadników. Szybko w ślad za gospodarzem poszli też pozostali ucztujący. 

Następnie Pauzaniasz trafił w ręce stajennych Attalosa, którzy nie tylko go zgwałcili, ale też bardzo dotkliwie pobili. Już nazajutrz Pauzaniasz udał się przed oblicze Filipa II Macedońskiego ze skargą na swoich prześladowców. Pomimo iż król wielce oburzył się na zachowanie Attalosa, to jednak w żaden sposób nie ukarał ani jego, ani też tych, którzy wraz z nim brali udział w zhańbieniu chłopaka. Filip nie mógł bowiem pozwolić sobie na stratę tak doskonałego i niezwykle lojalnego generała za jakiego uchodził Attalos. A nie mógł tego zrobić przede wszystkim tuż przed atakiem na Persję. Tak więc przez dłuższy czas zwodził Pauzaniasza, obiecując mu, że już wkrótce zajmie się sprawą. Chciał też przekupić mężczyznę, obdarowując go licznymi prezentami i ofiarowując mu wysokie stanowiska. Niemniej w Pauzaniaszu nadal tkwiła uraza zarówno do Attalosa, jak i do króla.

Po śmierci Filipa II bardzo szybko zebrano z najbliższych okolic wszystkich obywateli, aby mogło odbyć się coś na kształt Zgromadzenia Macedończyków. Celem zgromadzenia miało być ustanowienie sukcesji po zamordowanym królu. Chciano także zająć się sądem nad jego mordercami, ponieważ chodziły słuchy, że Pauzaniasz nie działał sam. Następcą Filipa II wybrano więc jego syna Aleksandra, który podczas obrad zgromadzenia występował również jako oskarżyciel. Dość szybko odkryto osobiste motywy działania Pauzaniasza. Z drugiej strony jednak podejrzewano, że był on tylko narzędziem w rękach spiskowców. Twierdzono też, że samych morderców było więcej, ponieważ Pauzaniasz po wbiciu miecza w ciało króla nie uciekał do jednego konia, ale do kilku, które były już wcześniej przygotowane do ucieczki. Być może będąc zdenerwowanym Pauzaniasz uderzył zbyt szybko albo pozostałym mordercom nie wystarczyło na tyle odwagi, aby móc mu towarzyszyć w zamachu. 

W trakcie obrad zgromadzenia zarówno ciała Filipa II, jak i jego zabójcy leżały w teatrze na widoku tak, aby martwy władca był świadkiem procesu. Ostatecznie zgodnie z postanowieniem zgromadzenia zdecydowano stracić Hermonesa (?) i Arrabajosa (ok. 380-336 p.n.e.), którzy byli synami Aeroposa (?). Z kolei trzeci z braci Aleksander z Linkestes (?-330 p.n.e.) został uniewinniony na prośbę samego Aleksandra Wielkiego. Być może od śmierci uratowało go to, że był zięciem Antypatra (ok. 400-319 p.n.e.) – jednego z głównych dowódców armii Filipa II Macedońskiego, a potem również Aleksandra. Zgodnie z panującym wówczas obyczajem stracono także trzech synów Pauzaniasza oraz wróżbitę, któremu zarzucono błędne odczytanie przepowiedni przewidzianych na ten konkretny dzień, kiedy zamordowano Filipa. O udział w spisku został posądzony także król Macedonii z rodu Argeadów – Amyntas IV Macedoński (364-335 p.n.e.), który był bratankiem zamordowanego króla. Głowę zachowali natomiast pozostali gwardziści, którzy tego feralnego dnia przebywali w teatrze w otoczeniu Filipa II Macedońskiego.


Złota skrzynka ze szczątkami, którą znaleziono w grobowcu Filipa II Macedońskiego

W trakcie pogrzebu króla Macedonii odbyła się zbrojna defilada, która przemaszerowała przed martwym ciałem Filipa. Zadbano też o przygotowanie olbrzymiego stosu drewna, przy którym stracono synów Aeropasa, a wraz z nimi konie, w kierunku których uciekał Pauzaniasz. Zarówno broń, jak i końskie uprzęże złożono obok ciała króla. Leżało tam również ciało jednej z żon Filipa II Macedońskiego. Po uroczystej kremacji prochy królewskiej pary umieszczono w dwóch osobnych złotych skrzynkach. Ich szczątki złożono ostatecznie w niedokończonym jeszcze grobowcu, zaś u jego fasady umieszczono przybite do deski ciało mordercy. Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej zdjęto, a potem spalono zwłoki Pauzaniasza, natomiast miejsce, gdzie wisiało, zostało oczyszczone ogniem. Z kolei ciała Hermonesa i Arrabajosa wrzucono do ziemi, a nad grobowcem usypano kopiec z czerwonej cegły.

Tak wyglądają okoliczności śmierci Flipa II Macedońskiego według źródeł historycznych. A jak przedstawia je Karol Bunsch (1898-1987) w drugiej części trylogii o Aleksandrze Wielkim? Otóż Autor nieco odbiegł od powyżej wersji wydarzeń. Przede wszystkim zamach na życie króla nie jest opisany w powieści tak obszernie. Karol Bunsch wspomina jedynie o tym, że macedoński władca został zamordowany i natychmiast do gry wchodzi ówczesny grecki mówca Demostenes (384-322 p.n.e.), który w dość dosadnych słowach komentuje udany zamach na życie króla. Nigdy nie było tajemnicą, że Demostenes nie darzył sympatią Flipa II Macedońskiego, co jawnie wyrażał w swoich licznych mowach. Podobnie zachowywał się również wobec następcy Filipa. Do Aleksandra Wielkiego także nie czuł sympatii i źle go oceniał. Jeśli chodzi o samego zamachowca, to ten również nie jest zbyt szczegółowo opisany. Do wiadomości czytelnika zostaje bowiem podane, iż został zgładzony na podstawie wyroku wydanego przez Aleksandra Wielkiego, zaś wszelkiego rodzaju przypuszczenia odnośnie do jego wspólników są, jak gdyby ucinane jeszcze zanim wyjdą z ust tego czy innego bohatera. Karol Bunsch sugeruje, że za morderstwem Filipa II Macedońskiego stał ktoś, kto Aleksandrowi jest bardzo bliski, a kto od wielu lat z całej duszy nienawidził króla. Nie ma zatem żadnego procesu, lecz wszystko załatwia w gorącej wodzie kąpany Aleksander.


Bitwa armii Aleksandra Wielkiego z Persami pod Gaugamelą w 331 roku przed naszą erą
Obraz został namalowany w 1602 roku.
autor: Jan Brueghel starszy (1568-1625)


Autor w Parmenionie swoją uwagę skupia w głównej mierze na Aleksandrze Macedońskim, choć tytuł mógłby sugerować coś zgoła innego. Kim zatem był tytułowy Parmenion (ok. 400-330 p.n.e.)? Otóż był on macedońskim generałem, który wiernie służył Filipowi II Macedońskiemu, a potem jego synowi Aleksandrowi. Wywodził się z arystokratycznej rodziny, zaś za panowania Filipa odniósł spektakularne zwycięstwo nad Illirią, czyli starożytną krainą leżącą nad Adriatykiem, która terytorialnie mniej więcej obejmowała obszar dzisiejszych: Chorwacji, Bośni, Czarnogóry, Hercegowiny, Macedonii, Albanii oraz Serbii. Parmenion był również jednym z macedońskich delegatów, którzy zawarli pokój w Atenach w 346 roku przed naszą erą. Po jakimś czasie generał został wysłany z wojskiem, aby wzmocnić wpływy Macedonii w Eubei (druga pod względem wielkości wyspa Grecji). Z kolei w 336 roku przed naszą erą Parmenion stał na czele macedońskiej kampanii w Azji Mniejszej, która służyła przygotowaniu wyprawy Filipa przeciwko Imperium Perskiemu. Gdy po śmierci ojca Aleksander Wielki objął władzę w Macedonii, wówczas Parmenion został drugim pod względem ważności wodzem macedońskiego wojska. 

W związku z powyższym fabuła drugiej części trylogii o Aleksandrze Wielkim w pewnym stopniu koncentruje się na relacjach łączących nowego władcę Macedonii i Parmeniona. Ten ostatni nie jest już młody, więc i jego siły czasami są na wyczerpaniu, choć nadal dzielnie walczy i odnosi sukcesy w bitwach. Niestety, pomiędzy nim a porywczym i zadufanym w sobie Aleksandrem niemal na każdym kroku dochodzi do nieporozumień. Aleksander uważa bowiem, że w walce jest najlepszy i za nic ma pouczenia starego Parmeniona. Można odnieść wrażenie, że pyszny Aleksander najchętniej pozbyłby się generała, lecz jak na razie nie ma ku temu powodu. Pomimo że młodzieniec doskonale radzi sobie w boju, to jednak nie potrafi okazać choćby najmniejszego szacunku dla starszych i bardziej doświadczonych. Możliwe, że dzieje się tak poniekąd dlatego, iż Parmenion był silnie związany z Filipem II, a ten z kolei czasami miał wiele do zarzucenia Aleksandrowi. W dodatku zamordowany król opuścił matkę Aleksandra i związał się z inną kobietą.


Rodzina Dariusza III przed obliczem Aleksandra Macedońskiego
Obraz pochodzi z około 1570 roku.
autor: Paolo Veronese (1528-1588)


Na kartach Parmeniona Aleksander Wielki ma niewiele ponad dwadzieścia lat i już wie, że nie czeka go długie życie, więc musi robić wszystko, aby historia zapamiętała go na wieki albo nawet na tysiąclecia. Żyje więc szybko i nie ogląda się za siebie. Swoich wrogów zwalcza jednym pociągnięciem miecza, nie bacząc na konsekwencje. Jest niezwykle impulsywny i zapatrzony w siebie. Widać, że nie wie, czym jest pokora. Praktycznie przez cały czas trwania akcji Parmeniona, Aleksander Wielki ma na głowie konflikt z ostatnim królem Persji – Dariuszem III (?-330 p.n.e.), który był przedstawicielem dynastii Achemenidów sprawujących władzę w latach 600-330 przed naszą erą. Aleksander potrafi bowiem posunąć się do największej nikczemności, aby tylko wyrównać rachunki z Dariuszem i tym samym zmusić go do schylenia karku. Czy postępowanie Aleksandra faktycznie do tego doprowadzi? Czy Dariusz III odda hołd młodemu macedońskiemu władcy i będzie mógł odzyskać to, co mu brutalnie zabrano?

Syn Parmeniona – Filotas 
oraz inni spiskowcy zostają
skazani na śmierć
przez ukamienowanie
Rycina pochodzi z 1696 roku.
Jeśli chodzi o Aleksandra Macedońskiego, to trzeba pamiętać, że wśród żołnierzy chodziły słuchy, iż może być homoseksualistą. Generalnie nie interesowały go kobiety, zaś bardzo bliskie relacje łączyły go z przyjacielem z dzieciństwa. W przerwach pomiędzy rozmaitymi bitwami obydwaj dzielili nawet ten sam namiot. Z tego też powodu żołnierze nie szczędzili na wulgarnych żartach, lecz robili to tylko wtedy, gdy Aleksandra nie było w pobliżu. Z drugiej strony jednak mogły do jego uszu docierać tego rodzaju aluzje, lecz nie karał swoich żołnierzy, ponieważ wychodził z założenia, że karą śmierci będzie dla nich udział w tej czy innej bitwie. A ponieważ wciąż staczał ich całą masę, więc prędzej czy później zbyt śmiały żołnierz mógł przecież polec na polu walki. W dodatku każdy wojak był dla Aleksandra bezcenny, jeśli wziąć pod uwagę ilość wojen, na które bezustannie szykował swoją armię. Szkoda więc byłoby pozbywać się tego czy innego żołnierza, tylko dlatego, że ten za plecami Aleksandra żartuje z jego spraw łóżkowych. Nie ulega natomiast wątpliwości, że jako mężczyzna, Aleksander był nieziemsko przystojny. Niektórzy mówili wręcz, że jest synem samego boga Zeusa. Ba! Wierzyła w to nawet matka wodza wszech czasów.

Karol Bunsch to autor specyficzny, o którym – z dzisiejszej perspektywy – można powiedzieć, że jest pisarzem ze starej szkoły. Jego powieści historyczne w niczym nie przypominają tych, które oferują nam autorzy obecnie żyjący. Dla mnie książki Karola Bunscha są bezcenne i każdą z nich czytam, jak gdyby był to najcenniejszy skarb polskiej literatury historycznej.











* Związek Koryncki (Związek Helleński) – porozumienie grupy państw greckich, które uczestniczyły w kongresie w Koryncie odbywanym w dwóch posiedzeniach. Kongres w Koryncie został zwołany w 337 roku przed naszą erą przez Filipa II Macedońskiego, a było to po wojnie Macedonii z Atenami oraz ich sprzymierzeńcami.








czwartek, 28 lipca 2016

Zawsze pragnęłam stworzyć wielką sagę rodzinną...







ROZMOWA Z BARBARĄ TAYLOR BRADFORD



Barbara Taylor Bradford pochodzi z Anglii, ale obecnie mieszka w Nowym Jorku z mężem Robertem Bradfordem, który jest producentem telewizyjnym. Zaczęła pisać, kiedy miała zaledwie siedem lat, a swoje pierwsze opowiadanie sprzedała pewnemu magazynowi za siedem szylingów i sześć pensów w wieku dziesięciu lat. Jej pierwsza powieść „Kariera Emmy Harte”, która została opublikowana w 1979 roku, już w ciągu dwunastu miesięcy z bestsellera stała się super bestsellerem i znajdowała się na liście New York Timesa przez pięćdziesiąt pięć tygodni. Barbara Taylor Bradford opublikowała do tej pory około trzydziestu książek, a wiele z nich doczekało się adaptacji filmowych lub zostało przeniesionych na srebrny ekran w formie seriali. Każda z jej powieści to światowy bestseller. Autorka pięciokrotnie otrzymała tytuł honoris causa takich uczelni, jak: Uniwersytet w Leeds (Yorkshire), Uniwersytet w Bradford (Yorkshire), Teikyo Post University (Connecticut), Siena College w Loudonville (Nowy Jork) oraz Mount Saint Mary College w Newburgh (Nowy Jork). Barbara Taylor Bradford otrzymała również dwadzieścia pięć innych nagród za osiągnięcia literackie i charytatywne. Jej oryginalne rękopisy znajdują się w Bibliotece Uniwersyteckiej w Leeds i są wystawiane obok rękopisów innych legendarnych twórców pochodzących z hrabstwa Yorkshire, w tym obok manuskryptów sióstr Brontë. Najnowsza autonomiczna książka Barbary nosi tytuł „Secret From The Past”.



Agnes A. Rose: Pani Barbaro, bardzo dziękuję, że przyjęła Pani moje zaproszenie do rozmowy. Jestem ogromnie zaszczycona, że mogę gościć Panią na moim blogu i porozmawiać z Panią. Na początek chciałabym zapytać, w którym momencie życia zdecydowała Pani, że chciałaby zostać pełnoetatową pisarką? I dlaczego postanowiła Pani tworzyć literaturę dla kobiet? 

Barbara Taylor Bradford: Zanim zostałam pisarką byłam reporterką, redaktorką gazety i felietonistką. Wiele z tego, o czym pisałam nastawione było na sprawy dotyczące kobiet. Pisałam o stylu, modzie i dekorowaniu wnętrz. W latach 70. XX wieku miałam nawet ukazującą się w całej Ameryce własną kolumnę, dotyczącą projektowania wnętrz. Opublikowałam też kilka książek na ten temat. W połowie lat 70. XX wieku pomyślałam o pisaniu powieści. Zaczynałam i przerywałam pisanie cztery razy, zanim w mojej wyobraźni pojawiła się Emma Harte. Potem już wszystko zaczęło się układać.

AAR: A teraz chciałabym zapytać Panią o pierwszą Pani powieść, która w bardzo krótkim czasie stała się światowym bestsellerem. Oczywiście mam na myśli „Karierę Emmy Harte”. Moim zdaniem cała seria to najlepsza saga rodzinna, jaką kiedykolwiek czytałam. Bardzo Pani dziękuję za te książki. Co zatem zmotywowało Panią do napisania pierwszej części sagi?

BTB: Zanim napisałam „Karierę Emmy Harte” usilnie próbowałam dopasować bohaterów do większej historii. Potem przeczytałam słowa słynnego autora Grahama Greene’a o tym, jak „bohater kształtuje fabułę”. Natychmiast zrozumiałam co takiego miał na myśli i wtedy też Emma Harte narodziła się w mojej wyobraźni. Chciałam opowiedzieć historię jej życia w jednej długiej powieści, pokazując jej zmagania z problemami, zamiłowania i ostateczny sukces. Myślałam, że zawarłam prawie wszystko w „Karierze Emmy Harte”. Jednakże ze względu na popularność książki moi wydawcy poprosili mnie o kontynuację historii rodziny Emmy w kolejnych częściach. Dlatego też napisałam „Spadkobierców Emmy Harte”, „Być najlepszą” i tak dalej. 

AAR: Czy pamięta Pani co Pani poczuła, kiedy dowiedziała się Pani, że „Kariera Emmy Harte” właśnie stała się światowym bestsellerem? Czy spodziewała się Pani takiego sukcesu podczas pisania tej książki?

BTB: Pamiętam, że był to rok 1979, a książka została właśnie wydana w Stanach Zjednoczonych. Byłam z moim mężem Bobem w dużej księgarni na Piątej Alei na Manhattanie. Znajdował się tam ogromny stos egzemplarzy mojej książki wyeksponowany na pierwszym planie na wystawie. Byłam bardzo zdenerwowana z tego powodu. Powiedziałam do Boba: „Kto kupi te wszystkie egzemplarze mojej powieści? Ich jest po prostu zbyt wiele.” Wtedy uspokoił mnie, twierdząc, że książka odniosła sukces i będzie bestsellerem. Na szczęście miał rację. 

AAR: Co sprawiło, że zdecydowała się Pani napisać więcej książek o rodzinach Harte’ów i O’Neilów?

BTB: Moja druga i trzecia książka nie były o Emmie Harte i jej rodzinie. „Głos serca” i „Akt woli” okazały się sukcesem, pojawiły się w nich nowe postacie i historie. Niemniej „Kariera Emmy Harte” nadal była wielkim bestsellerem. Wydawcy nie przestawali prosić o kontynuację. I w końcu zgodziłam się i napisałam „Spadkobierców Emmy Harte”. Zmieniłam wiele, wprowadzając nacisk na wnuczkę Emmy, Paulę O’Neil. Pociągnęłam ten temat w „Być najlepszą”. Potem zrobiłam sobie przerwę od Harte’ów, która trwała aż do pierwszej połowy pierwszej dekady XXI wieku. Wtedy zostałam poproszona o napisanie o kolejnym pokoleniu rodziny. Napisałam więc cztery następne książki, które rozpoczynają się od „Tajemnicy Emmy” (2002).

AAR: Jak bardzo ważna jest dla Pani Emma Harte? Czy jest ona Pani ulubioną żeńską postacią?

BTB: Emma Harte stanowi nieodłączną część historii mojego pisania, ponieważ to od niej wszystko się zaczęło. Tak więc chciałabym powiedzieć, że możliwe, iż jest ona moją najbardziej ulubioną postacią wśród tych, które stworzyłam. Nawet wykreowałam dla niej epizody w kilku innych książkach, które pisałam przez lata i których akcja rozgrywa się w czasie drugiej wojny światowej. Jedną z nich jest moja najnowsza powieść „The Cavendon Luck”. Wśród żeńskich postaci, które wykreowałam przez lata znajduje się wiele, z których jestem dumna. Ale Emma to taka, która wydaje się najbardziej korespondować z moimi czytelnikami.

AAR: Muszę przyznać, że każda z Pani powieści, którą przeczytałam, wywarła na mnie ogromne wrażenie i bardzo często wracam do nich. Pozwolę sobie wspomnieć „Głos serca”, którą to powieść przeczytałam dwukrotnie. Czy mogłaby nam Pani powiedzieć co zainspirowało Panią do napisania tej emocjonującej historii o dwóch pięknych, bogatych i tak bardzo różnych kobietach?

BTB: Myślałam o napisaniu o dwóch kobietach posiadających skomplikowany charakter i odnoszących sukcesy: jedna to aktorka, a druga pisarka. Obydwie równie mocno zdeterminowane jak ja. Obydwie posiadają tajemnice, które w znacznym stopniu wpływają na ich życie i uczucia. Pamiętam, jak wiele radości sprawiło mi wymyślanie tych postaci. Żadnej z tych kobiet nie kreowałam na podstawie życia prawdziwych osób. Obydwie wyszły z mojej wyobraźni i możliwe, że inspiracją stały się pisarki i aktorki, które podziwiałam.

AAR: Głównymi bohaterkami Pani książek są przede wszystkim silne, piękne i bogate kobiety. Ale w „Kobietach jego życia” stworzyła Pani postać Maximiliana Westa, który zdecydował się na nowo ułożyć sobie życie po tym, jak został zraniony przez włamywacza i przewieziony do szpitala. Pomimo że kobiety wciąż są ważne w tej powieści, to jednak głównym bohaterem jest Maximilian. Dlaczego?

BTB: Chciałam pójść w zupełnie innym kierunku. Ta książka jest dla mnie bardzo osobista. Poniekąd oparta jest na historii z dzieciństwa mojego męża i ucieczce z nazistowskich Niemiec. Maximilian West ma sporo wspólnych cech z moim mężem Bobem – przynajmniej tak jest w pierwszej części tej historii, kiedy Maximilian wyrusza w podróż pociągiem z Niemiec do Paryża, gdzie będzie wychowywany przez wiele lat przez inną rodzinę. Późniejsze części jego życia są już inne. Bob został producentem filmowym. Maximilian West staje się magnatem biznesu, który przechodzi przez kilka małżeństw i zmaga się z osobistymi problemami.

AAR: Bardzo często pisze Pani o ludziach, którzy pochodzą z arystokratycznych rodzin. Pozwolę sobie wspomnieć na przykład trylogię „Ravenscar” czy serię „Cavendon”. Co takiego interesującego jest w pisaniu o postaciach wywodzących się z wyższej sfery? Czy mają oni bogatszą osobowość? A może posiadają większe doświadczenie życiowe niż inni ludzie?

BTB: Dorastałam w hrabstwie Yorkshire, gdzie wraz z moją mamą odwiedzałam wiele wspaniałych rezydencji. Często myślałam o tym, jakby to było w nich zamieszkać. Jak również o tym, jak wyglądały rodziny, które służyły u arystokratów. Emma Harte była bohaterką, która zaczynała od bycia służącą, a potem stała się kobietą biznesu, dla której pracowali inni ludzie. Połączyłam obydwie strony historii. Seria „Ravenscar” opiera się na Wojnie Dwu Róż i dynastii Plantagenetów. To była współczesna trylogia opowiadająca od nowa o życiu tych królów i królowych, tylko że teraz zajmujących się biznesem, a nie krajem. Z powodu zamkowych rezydencji, w których mieszkali, naturalnym byłoby zatrudnianie ludzi, którzy pracowaliby dla nich. W serii „Cavendon” mamy rodzinę Inghamów, która mieszka w „Cavendon Hall” i rodzinę Swannów, która lojalnie służy tej pierwszej od pokoleń. Ostatecznie różnice te zacierają się, ponieważ łączy je nieoczekiwany romans i małżeństwo.

AAR: Niektóre z Pani powieści związane są z przedwojenną historią. Czasami historie zawarte w Pani książkach obejmują dziesiątki lat i dotyczą życia wielu pokoleń tej samej rodziny. Czy łatwo jest wykreować tak skomplikowaną dynamikę rodziny powiązaną z historią? Jakiego rodzaju badania prowadzi Pani, aby napisać taką opowieść?

BTB: Zawsze pragnęłam stworzyć wielką sagę rodzinną. Dorastałam czytając dzieła sióstr Brontë, Charlesa Dickensa oraz innych pisarzy klasycznych, którzy pisali powieści z wieloma bohaterami. Często tworzę drzewo genealogiczne lub tablicę informacyjną, które znajdują się na początku moich książek, aby czytelnik był świadomy związku pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Wiem, że moi czytelnicy zawsze uwielbiali pomysł dotyczący tych wielopokoleniowych historii. Tak więc nadal je piszę. Jestem jednoznacznie kojarzona z tym gatunkiem. Nie jest to łatwa praca. Trzeba też zrobić listę bohaterów przed pisaniem powieści, tak aby nie stracić istotnych rodzinnych więzi. Jeśli chodzi o badania, to dużo czytam o latach pierwszej i drugiej wojny światowej. Ciągle szukam takich informacji, jak na przykład istnienie szpitala w Londynie w 1939 roku albo co znajdowało się najbliżej bazy lotniczej w Yorkshire w czasie Wielkiej Wojny. A zatem poszukuję tego rodzaju rzeczy. I bardzo cieszę się zbieraniem materiałów odnoszących się do okresów historycznych.

AAR: Zauważyłam, że w swoich książkach zwraca Pani uwagę na szczegóły. Bardzo mi się to podoba, ponieważ wtedy mogę bardzo dobrze wyobrazić sobie danego bohatera i czuję, jakby on czy ona byli obok mnie w pokoju. Podczas czytania widzę oczami wyobraźni jak wykonują czynności dnia codziennego, takie jak jedzenie śniadania, branie prysznica, robienie zakupów i wiele innych. Dlaczego tak bardzo przywiązuje Pani uwagę do detali?

BTB: Myślę, że to powrót do mojej dziennikarskiej pracy. Uzyskiwanie szczegółowych informacji jest istotne. Jeśli wysłano mnie, abym zrelacjonowała jakąś historię dla „Yorkshire Post”, wówczas zawsze musiałam wrócić z odpowiedziami na pytania: KTO, CO, GDZIE, KIEDY i DLACZEGO to zrobił. Bez tego opowieść nie jest kompletna. Później, kiedy pisałam o dekorowaniu wnętrz, szczegóły były istotne przy opisywaniu pokoju lub domu. Ten opisowy sposób pisania tkwi we mnie przy konstruowaniu sceny, bądź też kreowaniu nowej postaci w fabule.

AAR: Wiele z Pani książek zostało przeniesionych na ekran jako filmy telewizyjne lub seriale. Co Pani czuje, kiedy widzi Pani swoich bohaterów granych przez aktorów?

Jedno z polskich wydań
Kariery Emmy Harte
Wyd. KSIĄŻNICA
Katowice 2007
tłum. Katarzyna & Piotr Malitowie
BTB: Mój mąż, Robert Bradford, dokonał adaptacji dziesięciu moich książek w formie filmów i miniseriali. Zawsze ufałam jego osądowi w kwestii obsady. I nigdy mnie nie rozczarował. Na przykład Jenny Seagrove była tak dobra, jak tylko mogłabym ją sobie wyobrazić w roli młodej Emmy Harte. Liam Neeson był niesamowity jako Blackie O’Neil. Jedynym wyborem, na który patrzę teraz sceptycznym okiem jest Lindsay Wagner grająca Paulę O’Neil w „Być najlepszą”. Jest świetną aktorką i była doskonała w „Głosie serca”. Lecz w „Być najlepszą” zupełnie różniła się od Jenny Seagrove w roli Pauli[1]. Nie było to nieefektywne, ale dalekie od tego, jak zagrała ją Jenny w pierwszych dwóch filmach. CBS chciała wielką amerykańską gwiazdę w tej roli. Lindsay grała w serialu telewizyjnym „Bionic Woman”[2]. Jenny Seagrove znana była jedynie z telewizji brytyjskiej. Tak więc całkowicie rozumiem ten wybór.

AAR: Czy wśród swoich książek ma Pani tę ulubioną, oczywiście oprócz „Kariery Emmy Harte”? Jeśli tak, to którą i dlaczego?

BTB: „List od nieznajomej” to jedna z moich ulubionych. Cieszę się, że udało mi się zabrać moich czytelników do miejsca takiego jak Stambuł i opowiedzieć historię, która jest połączeniem rodzinnej tajemnicy i romansu. Podobnie jak w wielu moich powieściach, tutaj również zawarłam mnóstwo historii.

AAR: Przypuszczam, że Pani ulubioną pisarką klasyczną jest Emily Brontë, ponieważ czasami pisze Pani o niej w swoich książkach. Pamiętam, że Emily wspomniana jest na kartach „Głosu serca” i „Triumfu Katie Byrne”. W „Głosie serca” Victor Mason pracuje nad filmową adaptacją „Wichrowych Wzgórz”, zaś w „Triumfie Katie Byrne” na deskach broadwayowskiego teatru Katie wciela się w rolę Emily Brontë. Dlaczego Emily Brontë jest dla Pani tak ważna?

BTB: Kiedy byłam dzieckiem, moja mama często zabierała mnie do Haworth. Jest to dom, w którym siostry Brontë dorastały i napisały wszystkie swoje ponadczasowe powieści. Dziś ich dom to muzeum, które wygląda bardzo podobnie jak miejsce, gdzie mieszkały siostry. To był jeden z czynników, które zainspirowały mnie do zostania powieściopisarką. Kolejnym moim związkiem z siostrami Brontë jest to, że moje oryginalne rękopisy pokazywane są obok rękopisów sióstr Brontë w Bibliotece Uniwersyteckiej w Leeds. Jest to dla mnie ogromny zaszczyt.

AAR: Pani ostatnia powieść nosi tytuł „Secret From The Past”. Czy mogłaby nam Pani powiedzieć coś więcej na temat tej książki?

BTB: Secret From The Past” ukazała się w 2013 roku. Nie jest to moja najnowsza powieść, ale była ona ostatnią autonomiczną powieścią, zanim zaczęłam pisać serię „Cavendon”. Inspiracją było dla mnie stworzenie odważnej bohaterki, która przez przypadek staje się fotografem wojennym. Podąża ona śladami swojego sławnego ojca, który pokolenie wcześniej zasłynął jako fotograf wojenny. Jest to powieść, która skupia się na takich kwestiach, jak zespół stresu pourazowego, przetrzymywanie zakładników w hotelu, a także na nieszczęśliwej historii miłosnej pomiędzy dwojgiem korespondentów wojennych i ich skomplikowanej sytuacji w pracy. Fabuła owinięta jest wokół tajemnicy rodzinnej z udziałem fotografii pochodzącej sprzed kilkudziesięciu lat.

AAR: Przeczytałam w Internecie, że nie używa Pani komputera, lecz wciąż pisze Pani na maszynie. Dlaczego? Nie lubi Pani komputerów?

BTB: Prawie codziennie korzystam z komputera przy zbieraniu materiałów. Jednakże do pisania książki zawsze używam maszyny. Poczułam się komfortowo, kiedy po raz pierwszy użyłam komputera, a technologia stała się dla mnie dostępna. Co najmniej dwadzieścia pięć ostatnich książek napisałam na tej samej maszynie do pisania, czyli na IBM Selectric. Oczywiście na wszelki wypadek posiadam kilka zapasowych maszyn… Ostatecznie strony mojego maszynopisu oddaję do zeskanowania na komputer i sformatowania po tym, jak książka jest już skończona. Tak więc proces kończenia książek wciąż odbywa się w formie cyfrowej, bez względu na to, w jaki sposób je tworzę.

AAR: Jaki jest Pani kolejny projekt? Czy mogłaby nam Pani o nim opowiedzieć?

BTB: Właśnie zakończyłam konspekt czwartej części mojej popularnej serii „Cavendon”. Wciąż pracuję nad tytułem i detalami. Ale mogę powiedzieć, że jej akcja będzie umiejscowiona w latach 50. XX wieku, czyli w czasie, kiedy Wielka Brytania będzie odbudowywana po wojnie. W książce znajdzie się wiele nowych, młodszych postaci pochodzących z rodzin Inghamów i Swannów.

AAR: Bardzo dziękuję za wywiad i za poświęcenie swojego czasu, aby porozmawiać dziś z nami. Czy jest coś, co chciałaby Pani powiedzieć swoim polskim czytelnikom? A może chce Pani dodać coś, o co nie zapytałam?

BTB: Bardzo dziękuję za niezwykle mądry wywiad. Jestem zachwycona tym, że mam tak miłych czytelników w Polsce. I mam nadzieję, że moje powieści będą tłumaczone na język polski tak długo, jak długo będę pisać.


Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here









[1] Jenny Seagrove w Karierze Emmy Harte (1984) zagrała młodą Emmę Harte, natomiast w Spadkobiercach Emmy Harte (1986) wcieliła się w rolę Pauli Harte-Fairley – najukochańszej wnuczki Emmy – która potem wyszła za mąż za Shane’a O’Neila, przyjmując nazwisko męża [przyp. tłum.].
[2] Bionic Woman – amerykański serial science-fiction z lat 1976-1978, w którym główną rolę zagrała Lindsay Wagner. Po latach serial doczekał się kilku wznowień, lecz już w innej obsadzie. Najnowszy pochodzi z 2007 roku i nosi tytuł: Bionic Woman: Agentka przyszłości. W ekranizacji powieści Głos serca (1989) Lindsay Wagner wcieliła się w rolę Katherine Tempest [przyp. tłum.]. 







poniedziałek, 25 lipca 2016

Mary Elizabeth Braddon – „Tajemnica lady Audley”















Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
Poznań 2016
Tytuł oryginału: Lady Audley’s Secret
Przekład: Mira Czarnecka




Mary Elizabeth Braddon (1835-1915) urodziła się w Londynie. W swoim życiu napisała wiele powieści i opowiadań, wśród których znajdują się między innymi Gerald, or the World, the Flesh and the Devil (1891), czyli dzieło odnoszące się do świata nadprzyrodzonego i skupiające się na pakcie z diabłem, a także historie o duchach The Cold Embrace, Eveline's Visitant oraz At Chrighton Abbey. Niemniej najbardziej znaną i trafiającą w gusta czytelników okazała się powieść Tajemnica lady Audley, którą Autorka opublikowała w 1862 roku. Co ciekawe, Mary Elizabeth Braddon była najbardziej płodną i znaną pisarką swojej epoki, lecz największe znaczenie zarówno dla samej Braddon, jak i dla rynku wydawniczego ówczesnej epoki miała właśnie Tajemnica lady Audley. Dzięki tej powieści zmieniły się wiktoriańskie reguły dotyczące pisania książek oraz prowadzenia narracji, jak również negowania społecznych postaw życiowych. Dziś książka również przyciąga uwagę nie tylko osób zajmujących się badaniem literatury, ale także zwykłych czytelników, lecz powody sięgania po nią są zgoła odmienne, niż w dniu jej premiery.  

Powieść Mary Elizabeth Braddon można zatem uznać jako swego rodzaju studium nad ludzkim szaleństwem w epoce wiktoriańskiej. Ponieważ w wiktoriańskiej Anglii notowano coraz więcej przypadków występowania chorób psychicznych u kobiet, zaczęto więc zwracać na ten problem szczególną uwagę. Co ciekawe, „szaleństwo” bardzo często dotykało tych, którzy nie przestrzegali norm społecznych. Było ono zatem narzędziem używanym wobec osób, które miały w sobie na tyle dużo odwagi, aby zbuntować się przeciwko obowiązującym konwenansom. Zdaniem ówczesnych ekspertów wyeliminowanie ze społeczeństwa ludzi „szalonych” miało bowiem doprowadzić do ochrony rozwijającej się cywilizacji i zabezpieczyć ją przed negatywnymi skutkami wynikającymi z postępowania wariatów. W związku z tym nie dziwi fakt, że społeczeństwo bardzo chętnie nakazywało kobietom bycie posłusznymi i łagodnymi zgodnie z normami patriarchalnymi, natomiast każde inne zachowanie przede wszystkim ze strony kobiet traktowane było jak wariactwo i popadanie w obłęd.

Mary Elizabeth Braddon
Portret został namalowany w 1865 roku.
autor: William Powell Frith (1819-1909)
A teraz kilka słów na temat fabuły. Otóż główna bohaterka powieści – lady Lucy Audley – wychodzi za mąż za sporo od sobie starszego arystokratę Michaela Audleya, który jest wdowcem. Dzięki temu małżeństwu lady Audley wiedzie naprawdę luksusowe życie. Jeszcze jako Lucy Graham przybyła do hrabstwa Essex, aby zostać guwernantką dwóch dziewcząt. Tak się składa, że owymi dziewczętami są córki doktora Dawsona, którego posiadłość sąsiaduje z majątkiem sir Michaela Audleya. Tak więc spotkanie Lucy z Michaelem jest nieuniknione. Właściciel Audley Court bardzo szybko zakochuje się w młodziutkiej guwernantce i proponuje jej małżeństwo, a ona równie szybko przyjmuje oświadczyny, choć nie obywa się bez rzęsiście wylanych łez i dramatycznych wyjaśnień. Praktycznie od samego początku Lucy nie może porozumieć się ze swoją pasierbicą. Córka starego Audleya uważa bowiem, że macocha jest zbyt dziecinna oraz antypatyczna i w związku z tym panna Audley wcale nie kryje swoich negatywnych uczuć wobec Lucy. W tej kwestii nic nie może wskórać nawet Michael, którego z córką łączy bardzo silna więź. Z kolei Lucy może zawsze liczyć na swoją oddaną pokojówkę Phoebe Marks.

Pewnego dnia do domu Audleyów z niespodziewaną wizytą przyjeżdża bratanek Michaela – Robert Audley. Nie jest sam. Przywozi ze sobą przyjaciela, z którym spotkał się po wielu latach. Owym przyjacielem jest niejaki George Talboys, który właśnie wrócił z Australii, gdzie pracował jako poszukiwacz złota i dorobił się naprawdę niezłej fortuny. A wszystko to dla ukochanej żony, którą zostawił w Anglii. Chciał w ten sposób zabezpieczyć byt zarówno małżonce, jak i synkowi, którego opuścił tuż po narodzinach. Niestety, na George’a nie czekają pomyślne wieści. Mężczyzna dowiaduje się bowiem, że ubóstwiana przez niego Helen nie żyje, a syn mieszka teraz z jego teściem.

Wracając natomiast do lady Audley trzeba przyznać, że ta już na samą wzmiankę o George’u zaczyna zachowywać się dość dziwnie, lecz jak na razie nikt tego nie zauważa. Po jakimś czasie George Talboys nagle znika i nikt tak naprawdę nie wie, gdzie mógł się podziać. Może znów wszedł na pokład statku płynącego do Australii? Jest to bardzo prawdopodobne, zważywszy że w Anglii nic go już nie trzyma. Helen nie żyje, zaś mały Goergey wydaje się szczęśliwy pod dachem domu swojego dziadka, który nawiasem mówiąc, nie należy do najprzyjemniejszych bohaterów całej tej historii. Niemniej Robert Audley nie daje za wygraną i rozpoczyna na własną rękę śledztwo, które ma na celu znaleźć odpowiedź na pytanie: Gdzie jest George Talboys? Czy zatem prawniczy nos Roberta doprowadzi go do rozwiązania zagadki? Czy odkrycie prawdy nie będzie przypadkiem początkiem jeszcze większego dramatu, niż ma to miejsce w tej chwili? Czy George naprawdę wyruszył do Australii? A może przytrafiło mu się coś znacznie gorszego? Kto stoi za tajemniczym zniknięciem Talboysa?


Lady Lucy Audley otrzymuje telegram z rzekomą wiadomością
od swojej poprzedniej pracodawczyni

Ilustracja pochodzi z publikacji powieści w odcinkach w jednej z gazet z 1863 roku.


Jak wspomniałam wyżej, Tajemnica lady Audley może być traktowana jako studium przypadku nad szaleństwem dotykającym kobiety żyjące w epoce wiktoriańskiej. Tak przynajmniej odnoszą się do tematu powieści niektórzy badacze literatury klasycznej. Już sama lady Lucy Audley, popełniając życiowe błędy samą siebie uważa za kobietę ogarniętą szaleństwem. Do tej opinii dochodzi jeszcze kwestia rzekomej choroby jej matki, a więc sprawa dziedziczenia problemów z psychiką. Dlatego też Lucy Audley z góry traktowana jest jako ta zła i należy „pogrzebać ją żywcem”, niszcząc jej życie i umieszczając w odpowiednim przytułku, gdyż zdaniem lekarza stanowi ona zagrożenie dla otoczenia. Z drugiej strony jednak zamknięcie lady Audley w domu wariatów jest najłatwiejszym sposobem na to, aby powstrzymać jej haniebne zachowanie, które psuje wizerunek jej małżonka sir Michaela Audleya jako przedstawiciela arystokracji.

Innym powodem dla którego lady Audley uważana jest za „złą” jest to, iż nie jest kobietą skromną, tak jak inne niewiasty żyjące w epoce wiktoriańskiej. Innymi słowy chodzi o to, że jej zachowanie nie jest w żadnym razie zgodne z normami przyjętymi przez społeczeństwo wiktoriańskie i w związku z tym należy przypisać Lucy szaleństwo. Zgodnie z przekonaniami wiktoriańskiego społeczeństwa dom stanowi ochronę przeciwko zagrożeniom płynącym ze świata zewnętrznego, lecz w powieści dobra i doskonała lady Audely jest kobietą okrutną, która dopuściła się nie tylko próby zabójstwa, ale też stała się cudzołożnicą i opuściła własne dziecko, czyli stanowi całkowite zaprzeczenie tego, czego powszechnie oczekuje się od kobiet. Powieść pokazuje zatem jak bardzo wiktoriańskie społeczeństwo stawało się nieprzyjazne, gdy kobieta nie przestrzegała ówczesnych konwenansów oraz nie akceptowała roli dobrej żony i matki, co oczywiście miało zapewnić jej szczęście rodzinne. Ponieważ Lucy Audley burzy taki obraz kobiety i nie stanowi doskonałego przykładu na to, jak być aniołem we własnym domu, jest uważana za szaloną. Odbiera jej się prawo do zrealizowania własnych ambicji, które z założenia są złe. Powieść pokazuje też co grozi wiktoriańskiej kobiecie dopuszczającej się bigamii.

Kolejnym problemem poruszonym przez Mary Elizabeth Braddon jest ubóstwo. W tej kwestii dążenie lady Audley do polepszenia swojej sytuacji materialnej wydaje się świetnie wyważone. Na tej płaszczyźnie w działaniach Lucy nie ma tak naprawdę żadnego szaleństwa, lecz potrzeba zabezpieczenia własnych interesów i walka o przetrwanie. Już na samym początku lady Audley bardzo cierpi z powodu swojego ubóstwa, na które wcale nie jest odporna. Dlatego też uparcie dąży do wykreowania dla siebie zupełnie nowej i lepszej rzeczywistości. W związku z tym jest wściekła, kiedy okazuje się, że może to wszystko stracić. Lucy z całych sił broni swojej wysokiej pozycji społecznej i bezpieczeństwa, jakie daje jej bycie żoną sir Michaela Audleya. Tak więc ostatecznie można stwierdzić, że wszelkie negatywne konsekwencje działań Lucy spowodowane są wyłącznie biedą i strachem przed utratą tego, na co tak usilnie pracowała. Gdyby od początku była bogata, wówczas nawet do głowy by jej nie przyszło, aby dopuszczać się zabronionych czynów. Dla lady Audley normalnością jest życie na wysokim poziomie u boku sir Michaela Audleya.


George Talboys przygląda się niedokończonemu portretowi lady Audley
Ilustracja pochodzi z publikacji powieści w odcinkach w jednej z gazet z 1863 roku.


Niektórzy badacze literatury twierdzą, że Lucy Audley wcale nie jest chora psychicznie. Tak naprawdę tajemnicę lady Audley stanowi to, że jest w pełni świadoma swojego postępowania, lecz udaje przed otoczeniem, iż jest zupełnie inaczej. To zdrowa psychicznie kobieta, która doskonale wie, co robi. Są tacy, którzy uważają, że nieuczciwość lady Audley to bunt feministki, która wreszcie decyduje się w pełni kontrolować swoje życie. W świecie, w którym jest osamotniona, znajduje ona drogę do poprawienia swojej pozycji społecznej i ucieczki od nędzy. Jest też wystarczająco silna, aby ominąć ubóstwo, które może przynieść jej jedynie zgubę. Opracowuje zatem sprytny plan w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Wyraźnym przykładem tejże dominacji mogą być niektóre wypowiedzi Roberta Audleya na temat kobiet. Prawnik nie traktuje bowiem płci pięknej na gruncie partnerskim. Uważa, że kobiety są gorsze od mężczyzn, szczególnie pod względem intelektualnym i emocjonalnym. Dlatego też w rzeczywistości postępowanie lady Audley może także stanowić odwet i zemstę na ograniczającym ją społeczeństwie, lecz mimo to nie chce nikogo skrzywdzić. Jeśli dokładnie kontroluje swoje zachowanie, wówczas nikomu nie zaszkodzi. Lucy pragnie jedynie pozbyć się biedy, lecz nie może tego zrobić bez uprzedniego pokonania przeszkód.

Dogłębnej analizie można poddać nie tylko lady Lucy Audley, lecz również jej pasierbicę Alicię Audley, która w niektórych sytuacjach też potrafi pokazać pazurki. Przypuszczalnie gdyby więcej czasu spędzała ze swoją macochą, a macocha nie ukrywała swojego prawdziwego „ja”, wówczas Alicia mogłaby się wiele od Lucy nauczyć. Na pewno panna Audley wiedziałaby, w jaki sposób zadbać o swoje sprawy i dążyć do celu, nie podporządkowując się społecznym konwenansom. Charakter Alicii pokazuje, że jest silną młodą kobietą. Niestety, nie potrafi sprzeciwić się mężczyznom, którzy sprawują nad nią pieczę i ostatecznie godzi się na to, co jest jej przeznaczone. Z tego też powodu badacze literatury twierdzą, że Alicia stanowi wyraźne przeciwieństwo swojej macochy. Z drugiej strony jednak na podstawie powieści można wywnioskować, że wiktoriańskie kobiety potrafiły doprowadzić mężczyzn do szaleństwa i sprawić, że trudno było im się uporać ze swoimi emocjami. Myślę, że pomimo upływu wieków niewiele się w tej kwestii zmieniło, ponieważ człowiek wciąż pozostaje taki sam. Wyzwala w sobie te same emocje i kieruje się tymi samymi pragnieniami, co jego przodkowie.


Lady Lucy Audley wyznaje swoje przewinienia bratankowi sir Michaela Audleya
Ilustracja – podobnie jak powyższe  pochodzi z publikacji powieści w odcinkach
w jednej z gazet z 1863 roku.


Tajemnica lady Audley to powieść, której nie należy oceniać z punktu widzenia współczesności. W epoce, w której powstała została okrzyknięta „wydawniczą sensacją”. Stało się tak zapewne dlatego, iż Mary Elizabeth Braddon poruszyła w niej problemy, które w czasach wiktoriańskich były tematami tabu. Morderstwa, bigamia, feminizm, namiętności… O tym nie można było nawet głośno mówić, a co dopiero pisać. W towarzystwie obowiązywały zupełnie inne tematy. Mężczyźni omawiali problemy, które w żadnym razie nie były przeznaczone dla uszu kobiet. Po jakimś wytwornym obiedzie towarzystwo odchodziło od stołu i dzieliło się na mężczyzn i kobiety. Panowie dyskutowali o polityce, kochankach, jeśli takie posiadali, a kobiety udawały się do saloniku i przy herbacie rozmawiały o dzieciach albo po prostu usiłowały wyswatać swoje dorastające córki. Nie obywało się też bez typowych babskich plotek. I nagle wyobraźmy sobie, że na rynek wydawniczy trafia kontrowersyjna powieść Mary Elizabeth Braddon, która wiele zmienia w postrzeganiu życia przez kobietę. To musiała być prawdziwa sensacja przy stylu życia, jakie prowadziło wiktoriańskie społeczeństwo. Aż dziwi fakt, że ta książka w ogóle ujrzała światło dzienne. Obecnie poruszane w powieści tematy już nikogo nie szokują. Dla nas jest to codzienność.

I na koniec jeszcze kilka słów o stronie kryminalnej. Otóż, wątek ten jest bardzo przewidywalny i dość szybko można domyśleć się kim naprawdę jest, co takiego zrobiła i jaką tajemnicę skrywa lady Audley. Niemniej fakt ten wcale nie obniża wartości książki, ani też nie sprawia, że Autorka nie wykorzystała w pełni swojego potencjału. Trzeba pamiętać, że w tamtych czasach zupełnie inaczej podchodziło się do pisania książek i w związku z tym panowały inne zasady ich tworzenia. Przypuszczam, że gdybym żyła w epoce wiktoriańskiej czytałabym tę powieść z wypiekami na twarzy. Po ponad stu pięćdziesięciu latach od jej publikacji, książka nadal może się podobać oraz stanowić całkiem przyjemną i lekką lekturę. O tym, że powieść jest naprawdę warta uwagi, dodatkowo przekonuje fakt, że na przestrzeni lat na jej podstawie powstało parę ekranizacji, słuchowisko radiowe oraz kilka sztuk teatralnych.







piątek, 22 lipca 2016

Sandra Brown – „W objęciach chłodu”















Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2007
Tytuł oryginału: Chill Factor
Przekład: Joanna Grabarek


 


Akcja powieści rozgrywająca się zimą, i to jeszcze w górach, zazwyczaj sprawia, że czytelnik ulega jakiemuś szczególnemu klimatowi. Abstrahując jednak od fikcji literackiej, nie należy zapominać, że każda wyprawa w góry wiąże się z szeregiem przygotowań, co pozwoli nam uniknąć ewentualnych zagrożeń. Lecz nie każdy o tym pamięta i wielu ludzi urządza sobie wycieczki po górach, będąc zupełnie nieodpowiedzialnymi, co potem często skutkuje dramatycznymi wypadkami i nierzadko utratą życia. Istnieje też prawdopodobieństwo utknięcia gdzieś w górach bez szans na szybką pomoc. W dodatku, co zrobić jeżeli nie jesteśmy tam sami? Oczywiście, nie ma problemu, gdy w tych niebezpiecznych warunkach towarzyszy nam przyjaciel, któremu można zawsze zaufać bez ryzyka, że zdradzi i ściągnie na nas niebezpieczeństwo. Ale co zrobić i jak się zachować, kiedy naszym towarzyszem okaże się… morderca poszukiwany przez FBI?!

Małe miasteczko w Karolinie Północnej o nazwie Cleary jest niezwykle piękne. Krajobraz, jaki się wokół roztacza wręcz zapiera dech w piersiach. Zapewne ten widok nie byłby tak piękny, gdyby nie góry, które dodają mu uroku. Lecz z drugiej strony góry potrafią też być wyjątkowo niebezpieczne i ktoś, kto ich nie zna, nie powinien wybierać się tam sam. Bo przecież one potrafią przynieść śmierć, szczególnie zimą, kiedy śnieg bezustannie sypie, zaścielając ziemię białym puszystym dywanem.

Góry to także doskonała kryjówka dla przestępców. To tam wielokrotnie ukrywają swoje ofiary i dopiero po jakimś czasie policja odnajduje ich ciała. Fakt ten jednak nie odstrasza ani turystów, ani tych, którzy pragną zaszyć się w górach, kupując tam nieruchomości. Lilly Burton, a właściwie Lilly Martin, również dała się skusić na kupno domku w górach. Nabyła go jeszcze wspólnie z byłym mężem, z którym właśnie się rozwiodła. Z Dutchem nie chce mieć już nic wspólnego, stąd jej powrót do panieńskiego nazwiska. Dutch Burton to miejscowy stróż prawa, który sam nie zawsze tego prawa przestrzega. Lilly ma już dość życia z agresywnym i niewiernym mężczyzną, dlatego postanawia go zostawić, na co były mąż nie chce wyrazić zgody. Ich rozstanie wiąże się zatem także z podziałem majątku, a właściwe z jego sprzedażą. Choć domek w górach każdemu z nich przywodzi na myśl najpiękniejsze chwile ich małżeństwa – bo i takie się zdarzały – to jednak postanawiają się go pozbyć.

Oczywiście nie obywa się bez kłótni. Porywczy Dutch pragnie siłą zatrzymać Lilly, ale ona już zdecydowała. Kiedy mężczyzna widzi, że już niczego nie wskóra, wybiega z domku, a jego odejściu towarzyszy huk zatrzaskiwanych drzwi. Lilly zostaje sama. Musi jednak wziąć się w garść, zabrać co do niej należy i wyruszyć do Atlanty, gdzie jest jej prawdziwe życie. Tam ma pracę, przyjaciół i wszystko to, czego nie dał jej były mąż. To właśnie w Atlancie czuje się bezpieczna.  Niestety, Lilly nie wie jeszcze, że najbliższe czterdzieści osiem godzin będzie dla niej walką o życie, ale też w tej walce odnajdzie coś, czego do tej pory los jej skąpił. W końcu postanawia zapakować do samochodu swój skromny dobytek i wyruszyć w drogę. I tutaj pojawia się problem. W Cleary szaleje śnieżyca, która odcina od świata nie tylko ją, ale także innych mieszkańców. Jednak to ona jest w największym niebezpieczeństwie, ponieważ znajduje się w górach, a nie w miasteczku.





Lilly Martin to silna i uparta kobieta. Choć wie, że jej powrót będzie ryzykowny, postanawia opuścić domek. Śnieg skutecznie ogranicza widoczność, tak więc o wypadek wcale nie jest trudno. Tak też się dzieje i w tym przypadku. W pewnym momencie kobieta czuje, że traci panowanie nad samochodem. W dodatku nagle nie wiadomo skąd, niczym zjawa, na drodze pojawia się mężczyzna, którego Lilly bierze pod koła. Na szczęście człowiek ten żyje, ale jego stan nie jest najlepszy. Na pierwszy rzut oka wiadomo, że nieznajomy potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej, lecz w tych warunkach pogodowych nie ma mowy o jakimkolwiek ratunku. Co w takim razie robi Lilly? Zabiera mężczyznę do domku w górach i tam stara się mu pomóc. Jej umiejętności medyczne nie stoją na najwyższym poziomie, ale robi, co może, aby udzielić mu pierwszej pomocy.

Bardzo szybko okazuje się też, że mężczyzna nie jest Lilly obcy. Kobieta już kiedyś go spotkała, czym wywołała atak furii u swojego byłego męża. Jednak w tym momencie nie to jest najważniejsze. W miasteczku od dwóch lat grasuje morderca, któremu policja nadała przydomek „Chaber”. Dlaczego akurat taki? Otóż, zabójca najpierw porywa swoje ofiary, a potem je zabija, zaś w miejscu porwania zostawia błękitną wstążkę. W ten sposób z miasteczka zniknęło już pięć kobiet. Policja próbuje więc ustalić kim jest tajemniczy i niebezpieczny Chaber, jednak jej działania okazują się – jak do tej pory – wysoce nieudolne. Oczywiście postępowaniem kieruje Dutch Burton, który niezbyt dobrze radzi sobie nie tylko jako policjant, ale też jako mężczyzna. Jego problemy emocjonalne negatywnie rzutują na sprawę. I tutaj pojawiają się pytania: Czy Lilly dając schronienie mężczyźnie, który wpadł pod koła jej samochodu, podpisała na siebie wyrok śmierci? Czy przypadkowo spotkany facet to poszukiwany przez FBI Chaber?

Jedno z brytyjskich wydań.
Wyd.: HODDER & STOUGHTON
 (2006)
W objęciach chłodu to bardzo dobry thriller, choć nieco przewidywalny, jeśli chodzi o wątek romantyczny. Ponieważ jeszcze jako nastolatka zaczytywałam się w powieściach Sandry Brown, mogę śmiało stwierdzić, że ta powieść jest trochę inna niż poprzednie książki Autorki, które miałam przyjemność czytać. Jedyne, co łączy ją z wcześniejszymi powieściami, to umiejscowienie akcji. Czytelnik ponownie ma do czynienia z małym miasteczkiem, gdzie wszystkimi i wszystkim trzęsie jeden człowiek. Tym razem jest to Wes Hamer, były sportowiec, a obecnie przewodniczący rady miasta. Z jego zdaniem musi liczyć się każdy mieszkaniec Cleary i nawet stróże prawa są zmuszeni tańczyć tak, jak on im zagra.

Choć praktycznie do ostatniej strony Sandra Brown trzyma czytelnika w napięciu, nie zdradzając kto stoi za morderstwami kobiet, to jednak wiadome jest, że cała historia będzie mieć szczęśliwe zakończenie. Jak to często bywa w tego typu książkach, tutaj również spotykamy tajemnice z przeszłości, które kładą się cieniem na obecnym życiu bohaterów. Jest wiele niedopowiedzeń, które wyjaśniają się dopiero z czasem. Miłośnicy twórczości Sandry Brown wiedzą, że jest ona znana z odważnych scen łóżkowych, a zatem i w tym przypadku ich nie zabraknie.

Generalnie amerykańską literaturę kobiecą charakteryzuje jedna rzecz, która wciąż się powtarza. Otóż, amerykańskie autorki przyzwyczaiły nas do kreowania bohaterów niezniszczalnych, jakby zapominając o tym, że człowiek jest istotą śmiertelną. Tak dzieje się nie tylko w książkach, ale także w filmach. Główni bohaterowie to przeważnie postacie, które pomimo bólu, cierpienia, a wręcz krytycznego fizycznego stanu zdrowia, potrafią walczyć z wrogiem niczym supermeni, zapominając, że jeszcze przed kilkoma minutami nie byli w stanie nawet podnieść się z łóżka. Ba! Praktycznie cudem wyrwali się z objęć śmierci. I nagle – pod wpływem jakiegoś impulsu – następuje cudowne odzyskanie sił i do ataku! W tej książce również mamy tego próbkę, a to sprawia, że nie do końca fabuła jest realna. Podobnie sprawa przedstawia się, jeśli chodzi o seks. Na jego uprawianie bohaterowie zawsze znajdują siły, choćby nawet byli już jedną nogą na drugim świecie.

Książka posiada jednak i dobre strony. Dodatkowym atutem W objęciach chłodu jest bowiem całkiem ciekawy portret psychologiczny poszczególnych postaci. Zdaję sobie sprawę, że ten fakt może zainteresować wielu czytelników. Czy zatem polecam tę książkę? Na pewno tak. Sandra Brown, obok Nory Roberts, to moja kolejna ulubiona amerykańska autorka tworząca literaturę dla kobiet. Lubię jej powieści, bez względu na naiwność, jaką wielokrotnie w nich proponuje. Jej powieści generalnie czyta się szybko i przyjemnie. Są swego rodzaju odskocznią od literatury poważniejszej, która zmusza czytelnika do myślenia. A ponieważ w Polsce mamy pod dostatkiem książek Sandry Brown, zawsze można wybrać wśród nich coś dla siebie. Natomiast jeśli do sięgnięcia po powieść nie przekonała Was moja recenzja, to może przekona Was Stephen King, który poleca tę książkę na okładce jej brytyjskiego wydania.