sobota, 1 grudnia 2012

Powieść historyczna wymaga zgłębienia epoki i solidnych przygotowań...




LITERAT GRUDNIA 2012


ROZMOWA Z RENATĄ CZARNECKĄ


Renata Czarnecka debiutowała powieścią „Królowa w kolorze karminu”. Po „Signorze Fiorelli” wkroczyła w epokę oświecenia, która niesamowicie ją zauroczyła. Patrzyła na nią oczami ówczesnych bohaterek, czyli przede wszystkim Heleny Radziwiłłowej i Izabeli Czartoryskiej. Widziała ludzi rozdartych, szarpanych emocjami, nie-patriotów i nie-zdrajców. Żaden obraz nie był czarno-biały, lecz nasycony barwami. W trakcie pisania zawsze wspiera ją rodzina i to ona jest pierwszym czytelnikiem jej książek. W życiu kieruje się zasadą tolerancji i poszanowania. Jest zodiakalną rybą, absolwentką UMK. Mieszka w urokliwej miejscowości, w otoczeniu lasów. Uwielbia zwierzęta, przyrodę i oczywiście książki.



Agnes Anne Rose: Witam Cię serdecznie na moim blogu i dziękuję, że zgodziłaś się zostać Literatem Grudnia 2012. Może zacznę od tego, że specjalizujesz się w tworzeniu powieści historycznych. Tak sobie myślę, że to jednak poważne wyzwanie móc przenosić czytelnika w odległe czasy, które już dawno za nami. Dlaczego zdecydowałaś się akurat na ten gatunek literacki, a nie na przykład, na typową literaturę kobiecą, która ostatnio staje się coraz bardziej popularna?

Renata Czarnecka: Witam wszystkich serdecznie i dziękuję za zaproszenie. Piszę powieści historyczne, bo akurat historia mnie najbardziej pociąga. Bardzo lubię kostium, całą oprawę dawnych epok, i uważam, że fajnie jest pokazywać historię z perspektywy człowieka współczesnego, a w tej historii właśnie jednostkę.

AAR: Nie ukrywam, że bardzo interesuje mnie cały ten proces tworzenia powieści historycznych. Przypuszczam, że praca nad tego rodzaju literaturą odbywa się trochę inaczej, aniżeli w przypadku współczesnych powieści obyczajowych. Jak to wygląda u Ciebie? Czy dużo czasu zabiera Ci gromadzenie materiałów, które w efekcie posłużą Ci do skonstruowania interesującej fabuły?

RC: Tak, to zupełnie coś innego. Powieść historyczna wymaga zgłębienia epoki i solidnych przygotowań. Najpierw więc buszuję w książkach w poszukiwaniu czegoś, co mnie zainspiruje do stworzenia nowej powieści. To może być jakieś zdarzenie z przeszłości, osoba, ale bywa i tak, że już w trakcie pisania obecnej książki napotykam na coś, co staje się dla mnie inspiracją dla kolejnej powieści i już wiem, że o tym chciałabym pisać. Potem jest szukanie informacji na ten temat, zgłębianie tematu, które odbywa się przez cały czas pisania powieści, gdyż nieustannie mam wiele pytań i wątpliwości odnośnie do zdarzeń, epoki, ludzi, coś mi nie gra, coś jest niejasne, a więc trzeba szukać odpowiedzi, których czasem nie ma, a wtedy trzeba zdać się na własną intuicję. Tak więc praca nad powieścią zajmuje mi jakiś rok.

AAR: Wielu czytelnikom powieść historyczna kojarzy się z latami szkolnymi, kiedy pod presją nauczyciela musieli zapamiętywać szereg dat i wydarzeń z naszej przeszłości. Przyznam, że sama, czytając powieść historyczną nie chcę, aby przypominała tradycyjny podręcznik do nauki historii. Jak, w takim razie, sprawić, aby czytelnicy pozbywali się tego mylnego wrażenia?

RC: Powieść historyczna nie może być podręcznikiem historii. Pisząc, pamiętam, że to ludzie tworzą historię, nie odwrotnie. Ludzie tacy jak my, z ambicjami, z wadami, słabościami. I tych ludzi trzeba pokazać w wirze ich epoki, ich czasów. Rolą powieści historycznej nie jest nauczenie czytelnika historii, ale rozbudzenie zainteresowania tą historią, by zapragnął zgłębić zdarzenia, jakie ukazał autor, by dociekać, co jest prawdą, a co fikcją literacką. I to już jest sukces, gdy taki czytelnik przeczytawszy powieść historyczną, zajrzy do źródeł, by dowiedzieć się czegoś więcej o tamtych czasach, ludziach i zdarzeniach.

AAR: Przytoczenie w powieści faktów, które niegdyś w istocie miały miejsce to jedno, ale powołanie do życia na kartach książki postaci, które żyły setki lat temu, to już zupełnie inna sprawa. Przecież trzeba skonstruować dialogi, „włożyć w usta” bohaterów kwestie, które kiedyś naprawdę zostały wypowiedziane albo być może zostały wypowiedziane adekwatnie do sytuacji. Czy trudno jest ożywić takiego księcia czy króla, których znamy jedynie z podręczników do historii?

RC: A no właśnie. To podwójna robota, bo nie dość, że trzeba odtworzyć tło historyczne, to jeszcze postaciom, które żyły setki lat temu zabieram nazwisko, korzenie i tworzę na nowo, tworzę tak, by czytelnik uwierzył mi, że tacy byli. To nie jest łatwe. Nie jest możliwe przedstawić jakąś postać historyczną taką, jaką była ona w rzeczywistości, bo choć opieram się na źródłach historycznych, to tworzę bohaterów moimi oczami.

AAR: W Twoich powieściach często pojawia się ród Radziwiłłów. Przypuszczam, że może to wynikać z Twojej fascynacji tą dynastią. Czy tak właśnie jest w istocie, czy może zadziałał tutaj zwykły przypadek?

RC: Ogólnie uwielbiam poznawać dzieje dynastii, a co do Radziwiłłów, pierwsza moja powieść ich tyczyła, więc na nich musiałam się skupić. W renesansie był to ród dopiero wspinający się po drabinie kariery, ale w dalszych wiekach widzimy już ich rosnącą potęgę.

AAR: Kraków to miasto, które chyba większości z nas kojarzy się z monarchią. W powieści pod tytułem „Signora Fiorella, kapeluszniczka Królowej Bony” niezwykle wiernie odmalowałaś społeczeństwo szesnastowiecznego Krakowa. Jak Ci się to udało?

RC: Nie wiem, na ile mi się to udało, ale starałam się pokazać różnorodność Krakowa w tamtych czasach. Obok bogatych włoskich kupców i przepychu wawelskich komnat istniał drugi świat, był to świat ludzi, którzy musieli sobie jakoś radzić, zwykłych mieszczan, ludzi z półświatka, a także bogatych i biednych Żydów, a wszyscy oni byli ze sobą powiązani wzajemnymi zależnościami. Tak więc poszukiwałam książek, które pozwoliły mi poznać ówczesny Kraków.

AAR: „Królowa w kolorze karminu” to opowieść o wielkim romansie i małżeństwie Barbary Radziwiłłówny i Zygmunta Augusta. Historycy twierdzą, że tych dwoje ludzi praktycznie zmieniło bieg historii. Skąd, Twoim zdaniem, takie przekonanie?

RC: Może stąd, że Barbara Radziwiłłówna stała się jakimś fatum, które zawisło nad Zygmuntem Augustem, bowiem kolejna jego żona, Katarzyna z rodu Habsburgów, również nie urodziła królowi potomka, i szybko wyszło na jaw, że choruje na epilepsję, tak jak jej starsza siostra, Elżbieta. To małżeństwo trwające wiele lat było ogromnym ciężarem dla króla, który pragnął mieć syna, tymczasem miał związane ręce, bo papież nie godził się na unieważnienie małżeństwa z Katarzyną. I co ten biedny król miał robić? Brał sobie kochanki. Jedną z nich była słynna z urody i podobieństwa do Barbary Radziwiłłówny, Barbara Giżanka. Nie można jednak pominąć, że najprawdopodobniej król był bezpłodny a więc każde kolejne małżeństwo nie dałoby królowi dziedzica.

AAR: Która z Twoich powieści jest Ci najbliższa i dlaczego?

RC: Zdecydowanie „Królowa w kolorze karminu”. Najwięcej serca włożyłam w wykreowanie postaci Barbary Radziwiłłówny, bo i jej historia była bardzo tragiczna. Gdy wszystko tak pięknie szło i jej głowę przyozdobiła korona, w pół roku pożegnała się z życiem. Tworząc jej postać widziałam świat jej oczyma, pragnęłam pokazać dramat kobiety zależnej od woli mężczyzn, uwikłanej w rodzinne rozgrywki. Nie mogła stanowić o sobie, bo była kobietą. Po drugie ważną rolę odgrywały korzenie. Nie mogła więc powiedzieć, zrywam z wami, idę swoją drogą. Urodziła się jako Radziwiłłówna i należała do rodziny, to rodzina decydowała o niej. Jej pierwsze małżeństwo nie było szczęśliwe, ale przecież mariaż miał być tylko dobrze ubitym interesem, uczucia nie wchodziły w grę. Małżeństwo miało łączyć fortuny, pomnażać je i zwiększać wpływy. Barbara wiedziała, że takie jest jej przeznaczenie. Była z tym pogodzona, a jednocześnie była świadoma swojej niepospolitej urody i uroku, jaki roztaczała. Lubiła być podziwiana, była takim lekkoduchem, kobietą próżną, którą zmieniła miłość do króla. Zmieniła ich oboje. Ta korona na głowie Jagiellona jej ciążyła, przecież doskonale wiedziała, że nigdy nie zostanie małżonką króla, tak więc w Zygmuncie Auguście widziała mężczyznę, człowieka, który z wzajemnością ją pokochał. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że dla niej król gotów iść na wojnę z całym światem, z matką, senatorami, prymasem i szlachtą. I jeszcze jedna rzecz, nie sądzę, by tak było, jak niektórzy podają, że to bracia Barbary, Mikołaj Rudy i Czarny tylko czyhali na króla, by dać mu ultimatum, albo korona dla ich siostry, albo koniec romansu. Na to, sądzę, żaden z nich by się nie poważył. To od króla wyszła inicjatywa poślubienia Barbary. I ta miłość wyzwoliła Zygmunta Augusta spod kurateli i władzy matki, Bony Sforzy. To musiało ją zapiec, zaboleć, ten sprzeciw dotąd potulnego syna, który dla jakiejś Litwinki o niezbyt dobrej reputacji, chce wszystko poświęcić. Ale tak naprawdę to nie zła reputacja Barbary była przyczyną tej powszechnej nienawiści, ale obawa o wyniesienie Radziwiłłów.

AAR: Gdzieś przeczytałam, że piszesz tak, jak gdybyś osobiście znała bohaterów swoich książek. Gdybyś faktycznie miała taką możliwość, to z którą postacią historyczną umówiłabyś się na kawę? (śmiech)

RC: Trudny wybór. Na pewno z Barbarą Radziwiłłówną i księżną Heleną Radziwiłłową. Chciałabym zobaczyć jakie były naprawdę.

AAR: Czy jest jakiś szczególny okres w dziejach Polski, który chciałabyś wykorzystać w którejś ze swoich kolejnych powieści?

RC: Tak mocno tkwię w renesansie, że nie myślę teraz o innej epoce.

AAR: Gdybyś nagle miała możliwość przeniesienia się w czasie, to do której z epok chciałabyś trafić i dlaczego?

RC: Chciałabym znaleźć się na Wawelu, krótko przed śmiercią Barbary Radziwiłłówny, by posłuchać o czym szeptano w jej pokojach, w korytarzach, gdy już nie mogła się bronić przed zgrają nieprzychylnych jej ludzi czekających na jej śmierć, a jedynym człowiekiem, który jej bronił był król. Wyobrażam sobie jej samotność, gdy bliscy ludzie, dworzanie, damy dworu zaczęli odsuwać się od niej, nie mogąc znieść smrodu gnijącego ciała, a także jej złego nastroju i wybuchów złości, co było wynikiem cierpienia, gdy z pięknej kobiety pozostał już tylko szkielet obleczony skórą, cień człowieka. Ciekawie też byłoby znaleźć się na ulicach Warszawy 17 kwietnia 1794 roku w dniu wybuchu powstania przeciwko Rosjanom, a także później. Cały ten okres od wybuchu powstania do listopada, gdy do stolicy wkroczył Suworow jest szalenie ciekawy. Pisząc o tych zdarzeniach, czułam całą grozę, ten wielki strach jaki towarzyszył warszawiakom obserwującym z okien pałaców i domów tego wielkiego wodza, który, aby złamać warszawiaków wymordował dwadzieścia tysięcy prażan. Widok kozaków zaglądających do okien i liczących na łup, musiał budzić przerażenie.

AAR: W jaki sposób zachęciłabyś czytelników do sięgania po powieści historyczne, bo tak naprawdę są to lektury niezwykle wartościowe, a jednak w pewien sposób traktowane po macoszemu?

RC: Powiedziałabym: Nie bójcie się historii, nie uprzedzajcie się do niej, historia nie jest nudna, bo historię tworzyli ludzie.

AAR: Nad czym teraz pracuje Renata Czarnecka i kiedy wielbiciele powieści historycznych i Twojego talentu mogą spodziewać się kolejnej fascynującej lekcji historii?

RC: Obecnie piszę powieść o Bonie Sforzy. Jej życiorys jest gotowym scenariuszem na świetny film i doskonałym tematem na powieść. Mało kto wie, jak wiele zaznała w dzieciństwie tragedii i tułaczki, straciła ojca, dwie siostry i brata. Jej ciotkami były Lukrecja Borgia i Katarzyna Sforza, od której otrzymała spis receptur na kosmetyki, a także na trucizny. Te rodowe powiązania rzucały na nią cień, gdy przybyła do Polski, stąd tyle oskarżeń o otrucie, między innymi, synowych.

AAR: Reniu, serdecznie dziękuję Ci za rozmowę i korzystając z okazji, że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, w imieniu swoim i czytelników mojego bloga, chciałabym życzyć Ci spokojnych, radosnych i rodzinnych Świąt oraz wciąż rosnącej liczby oddanych czytelników.

RC: Dziękuję i życzę Tobie, Agnieszko, oraz czytelnikom spokojnych Świąt, i aby nikt w tym szczególnym dniu nie był sam, a pod choinką oczywiście książek, na które niecierpliwie czekacie.


 Rozmowa i redakcja: 
Agnes Anne Rose